środa, 30 maja 2018

Majowe aukcje, czyli trzy debiuty, trochę byków i rychły pogrzeb.

I tak, kończy się właśnie kolejny miesiąc aukcyjny i nadszedł czas na krótkie podsumowanie kilku imprez oraz efektów, jakie przyniósł mi udział w tych wydarzeniach. Jeśli miałbym jednym zdaniem scharakteryzować miesiąc maj na rynku numizmatycznym, to byłoby to slogan „cisza przed burzą”, czyli leniwy czas oczekiwania na to, co czeka nas już za chwilę w czerwcu. Tym samym można napisać, że co prawda kilka aukcji numizmatycznych się odbyło, a nawet nie brakowało debiutów, jednak ten miesiąc nie powalił miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego na kolana. A nawet wprost przeciwnie, bo nieco znudził swoją dość przeciętną handlową ofertą. To, co było OK, to zdecydowanie dopisała nam pogoda J. Ale jako, że to nie blog turystyczny, to może się okazać, że akurat ten czynnik nie miał wielkiego znaczenia dla handlu polską numizmatyką. W końcu nie poruszam tu wątków rodem z warszawskiej giełdy Na Kole. Jednak pisząc na poważnie, to nie wszystko, co się w aukcyjnym maju wydarzyło było w mojej ocenie pozytywne. Dlatego też w dalszej części wpisu może nie być wcale aż tak miło, pojawią się wirtualne klapsy wymierzane firmom, które mi „podpadły”, więc artykuł nadaje się raczej dla czytelników pełnoletnich J. Na tym mętnie zarysowanym tle będę w dalszej części opisywał swoje działania zakupowe. Mam nadzieje, że dostatecznie pogmatwałem łatwą sprawę i zaciekawiłem na tyle, że warto będzie doczytać do końca.

Dziś, mam nadzieję krótko i rzeczowo opiszę grupę 4 ogólnopolskich aukcji internetowych, do których się zapisałem. Będzie to relacja chronologiczna, a ilość tekstu przeznaczona każdej z imprez, będzie w znacznym stopniu proporcjonalna od stopnia atrakcyjności sprzedanej oferty monet SAP, widzianej z mojego punktu widzenia. Na dobry początek proponuje ilustrację, która pokazuje majowy „rozkład jazdy” z przymrużeniem oka J.
I jak już powyżej pokazali aktorzy na fotce z kultowego filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Stanisława Barei, majowe propozycje numizmatyczne nie spotkały się z mojej strony z jakimś większym zainteresowaniem. Żeby nie przedłużać, przejdę teraz szybko i sprawnie przez każdą z tych imprez.Na pierwszy ogień trafił kolejny w tym roku debiut, bowiem na portalu OneBid w dniu 12 maja odbyła się pierwsza aukcja poznańskiej firmy Numis Poland. Ostatnimi czasy sporo nowych firm próbuje swoich sił na tym polu. Jest koniunktura, jest klient, więc i towar się znajdzie. Wszystko się robi by wykorzystać ten sprzyjający moment. Czasami na rynek trafiają wybitne kolekcje, czasem jest to specjalnie wyselekcjonowany towar, jednak najczęściej po prostu opróżnia się szuflady i magazyny z zalegających tam przedmiotów i zaoferuje się miłośnikom monet, swego rodzaju numizmatyczny misz-masz. Jakoś właśnie do tej ostatniej kategorii trafia najwięcej debiutantów. Jak było tym razem, popatrzmy?

Numis Poland zgromadził do sprzedaży 606 obiektów, z czego zdecydowaną większość stanowiły banknoty. Jak widać firmy szukają swoich nisz i specjalizacji, co w sumie jest zrozumiałą strategią. Polskich monet wystawiono jedynie dwie pełne garście, czyli w sumie 37 sztuk. Czy w tak mizernej ofercie może znaleźć się cos ciekawego? Jak okazuje się nie ma reguły i zawsze warto to sprawdzić. Ja zapisałem się do tej aukcji wyłącznie z jednego, niezbyt istotnego powodu. Chciałem zobaczyć jak przebiegnie licytacja jedynej wartej mojego zachodu monety Stanisława Augusta Poniatowskiego, jakim był zaslabowany szóstak z 1795 roku, którego prezentuje niżej.
Moneta została oceniona przez PCGS, jako mennicza i przyznano jej notę MS 62. W sumie jak na 6-cio groszówkę z ostatniego roku bicia to wyglądała nawet spoko. Wybita wyraźnie i centralnie, bez wad blachy, jakie są częste dla monet w końcówce naszej państwowości. Notę za wygląd sreberka jednak zdecydowanie pogarszał rdzawy nalot, jaki w znacznej części opanował rewers. Zdecydowanie nie był to ten typ szlachetnej patyny, który dodaje uroku starym monetom, szczególnie, że wcale nie było pewne, czy wolne od tej rdzy powierzchnie nie zostały kiedyś wyczyszczone. Co widziałem w tym konkretnym krążku to, w sumie sam dobrze nie wiem. Z jednej strony nie podobał mi się zbytnio, jednak nie ulegało wątpliwości, że była to mennicza sztuka - a mój egzemplarz nadaje się do wymiany, więc od dłuższego czasu szukam czegoś w zdecydowanie lepszym stanie. W efekcie zapisałem się do aukcji i wziąłem w niej udział. Siedziałem ładnie zalogowany w chwili, kiedy trwała ta konkretna licytacja. Niestety cena, jaką chciałem zaproponować nie okazała się nawet połową kwoty 2,3 tysiąca złotych, jaką ktoś inny zdecydował się wydać na ten egzemplarz. To nie moja bajka. Dalej już nic mnie za bardzo nie interesowało, więc bez żalu zakończyłem swój udział w tym krótkim wydarzeniu. Może następnym razem J.

Druga impreza, w jakiej uczestniczyłem w maju odbyła się dzień później i była pod pewnymi względami podobna. To kolejny debiut na One Bid. Pod logiem znanej platformy aukcyjnej Numimarket, skrzyknęły się dwie dobrze znane kolekcjonerom firmy, czyli poznańska Bielik Monety oraz ze wszech miar toruńska - Numizmatyka Toruń. Byłem ciekaw jak im to wyjdzie, bo w końcu logo znajome, kupowałem tam nie raz i raczej zawsze byłem zadowolony. No fakt, że to było jednak dość dawno, bo ostatnio nic rozsądnego jakoś tam nie spotykam. Być może to właśnie na tej aukcji wystawią jakieś swoje perełki w rozsądnych cechach? Pomyślałem, że warto to sprawdzić. Kiedy pojawiła się oferta w sieci, okazało się, że na handel przygotowano 693 przedmioty i wszystkie one w odróżnieniu do poprzedniej aukcji były monetami. Jednak już po 5 minutach przeglądania oferty mina mi zdecydowanie zrzedła, gdy okazało się, że z tej sporej grupy niemal 2/3 stanowią tak zwane „monety świata”, czyli coś, co pozostaje zupełnie po za moimi zainteresowaniami. Pozostało, więc pogrzebać głębiej w ofercie i w efekcie udało się namierzyć 17 monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tak wyglądała ta oferta ogólnie, poniżej najważniejsze srebra SAP widziane „z lotu ptaka” J.
Do sprzedaży trafił zbiór grubszych nominałów, zbudowany z kilku talarów i półtalarów oraz paru dwuzłotówek. Niektóre roczniki nawet ciekawsze, niestety dla mnie, wszystkie koronne monety były zbyt mocno wymęczone obiegiem. Jak jeden mąż, moneta za monetą prezentowała stany zachowania bliskie opłakanych, opisanych całkiem rozsądnie, jako III lub gorsze. Nie było nawet, na czym dłużej „zawiesić oka”. To zdecydowanie była oferta dla poczatkujących kolekcjonerów okresu SAP lub do zbieraczy, którzy nie zwracają większej uwagi na stan zachowania. Ja do nich nie należę. Mój plan był prosty, odpuścić sobie imprezę i miło spędzić niedzielę. Byłbym wykonał ten plan w 100% jednak organizatorzy przysłali mi katalog, za co ja w ramach dziwniej pojętej „wdzięczności” zgłosiłem się jednak do aukcji. Zwiedziony otwartym wątkiem na forum TPZN.pl wychwalającym część oferty, podjąłem drugą próbę by wybrać sobie, choć jeden egzemplarz, którym bym był zainteresowany. Niestety znów poległem. Nie było tam nic, co przyspieszyłoby bicie mojego serca, a to jak wiadomo zwykle jest podstawa decyzji o zakupach. Kto nie wie, niech spyta swoje drugie połówki J. . W efekcie nie zalogowałem się nawet na moment podczas dwóch dni trwania sprzedaży. Dopiero na koniec imprezy sprawdziłem dla zasady, jakie ceny uzyskały monety SAP. Ceny były lekko-pół-średnie, co uznałem za niezły wynik dla obu stron transakcji, przynajmniej lepszy niż średni poziom zachowania samych monet. Podsumowując ta imprezę, nic nie kupiłem. Coś mi z Numimarketem ostatnio jakoś nie po drodze L.

Trzecia z kolei aukcja, znów była historycznym momentem inauguracji. Tym razem swoich sił na OneBid spróbował warszawski Antykwariat Karola Karbownika. Przyznam się bez bicia, że nie słyszałem o tej firmie wcześniej i za bardzo nie wiedziałem, czego mogę się po niej spodziewać. Odnotowałem jednak założenie na forum TPZN.pl specjalnego wątku aukcyjnego, a to zawsze jakiś drobna wskazówka, że może czekać nas tam coś ciekawego. Jak było dowiedziałem się szybko, kiedy opadła kurtyna i organizator pokazał swoje fanty. Ilość 238 obiektów nie powalała na kolana, pozostała jeszcze nadzieja, która jak wiadomo umiera ostatnia, że zaskoczy mnie ich wyjątkowa jakość. To, co zwróciło jednak moją uwagę jako pierwsze, to ogólnie duża ilość medalów, które razem z monetami organizator zakwalifikował do poszczególnych okresów historycznych. Akurat lubię takie podejście, kiedy monety są sprzedawane wraz z medalami i odczytałem to, jako mały plusik. Nie jest tajemnicą, że bardzo interesuje mnie medalierstwo nowożytne, szczególnie w kontekście warsztatu pracy mistrza Holzhaeussera oraz tych wszystkich magicznych procesów produkcji w XVIII-wiecznej mennicy koronnej. Dlatego też przy okazji aukcji monet, zawsze chętnie spoglądam na medale z okresu SAP. Ot tak dla zasady J. I to właśnie okazał się mój jedyny punkt zaczepienia na tej imprezie, gdyż na 7 numizmatów zakwalifikowanych do okresu rządów Poniatowskiego, tylko 1 był monetą. Samotny talar z ciekawego rocznika 1777 był szczególnym rodzynkiem, proszę tylko spojrzeć, co nam tu zaoferowano.
Ktoś się nie bał i zniszczył ładnego talara. Bezrozumny wandal poskrobał czymś ostrym obie strony rzadszej monety, tworząc z ciekawego i pewnie drogiego krążka, niemal bezużyteczny numizmat, przeznaczony jedynie dla fanów tego rocznika. Jak w ogóle można było mu to zrobić, krzyk rozpaczy uwiązł mi w gardle. Pewnie bym o nią powalczył a może nawet i kupił, ale nie w takim stanie. Organizator zaznaczył w opisie, że nie jest idealna. Nazywając to barbarzyństwo „śladami poprawiania tła i polerowania”. No ładnie, kto to widział, aby polerować monety papierem ściernym L.  Tym samym nie było sensu startować do licytacji jedynej monety Poniatowskiego. I w taki to oto sposób, znów nie powiększyłem swojego zbiorku.

Trzy majowe imprezy minęły niepostrzeżenie, a ja w dalszym ciągu NIC. Cała nadzieja pozostała w 15 Aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka. Tam zwykle spotykałem wiele interesujących monet, jednak najczęściej ich ceny były tak przerażające, że rzadko udawało mi się coś zakupić. Jednak jakaś szansa zawsze była, szczególnie, że impreza reklamowana została złotym medalem Stanisława Augusta Poniatowskiego i zapowiadana była, jako wielkie dwudniowe wydarzenie.
Ponieważ na wystawiony za cenę wywoławczą w kwocie okrąglutkich 100 tysięcy złoty medal „MERENTIBUS” raczej sobie „nie zasłużyłem”, więc teoretycznie więcej gotówki mogłem poświęcić na inne monety. Teoretycznie, to tak J.  Z 33 numizmatów z okresu SAP, jakie wystawiono do sprzedaży, aż 25 egzemplarzy stanowiły srebrne monety koronne. Jednak większość z nich stanowiły monety, które już posiadam i/lub ich stan zachowania był poniżej granicy, jaką preferuje. To dziwne, bo dotąd u Niemczyka królowały wyselekcjonowane sztuki a teraz wyglądało to jak pospolite ruszenie numizmatyczne. Dlatego też po dogłębnej analizie oferty, jedynie 3 sztuki brałem po uwagę planując strategię licytacyjną.

Zanim jednak napiszę kilka zdań o moich faworytach, to muszę otwarcie i szczerze odnieść się do niskiej jakości opisów wystawionych tam monet. Zarówno w ofercie opisanej na stronie aukcji w internecie, jak i w książkowym katalogu, który jak zwykle otrzymałem od organizatorów, aż roiło się od „byków” i niedokładności. Przyznam, że byłem tym mega zaskoczony, bo co, jak co, ale katalogi od Niemczyka nie dość, że zawsze prezentowały się pięknie, to i do opisów jakiś większych uwag dotąd nie zgłaszałem. Tym razem było inaczej. Praktycznie, co moneta to wpadka. Dla przykładu, podam jedynie pierwsze trzy z brzegu:

- Pozycja 394. Talar „zbrojarz” z 1766 – w katalogu aukcyjnym opisany został, jako okaz nienotowany w najnowszym katalogu monet SAP oraz jako cytuję: „podobny do 32.a9”. Mogę się zgodzić jedynie z drugą częścią opisu i to jedynie pod warunkiem, jeśli uznamy, że każdy talar jest w gruncie rzeczy do siebie podobny J. Żartuje, bo to wariant 32.a10 jak wyjęty z książki i trudno mi znaleźć rozsądny powód, dlaczego nie został dobrze zidentyfikowany.

- Pozycja kolejna z błędem to 395. Znów talar w zbroi z 1766 – w opisie aukcji zaakcentowano, że to moneta zawierająca na awersie wyrażenie LITHU – jak by możliwe były jakieś inne opcje...wszystkie talary z tego rocznika tak mają. Tez mi wydarzenie. Dalej, według opisującego to wariant 32.a3 – co znów nie jest prawidłową identyfikacją, gdyż mamy do czynienia z podstawowym wariantem 32.a. Być może dla kogoś, tak jak dla mnie takie informacje są istotne. W każdym razie dla opisującego monety SAP było wszystko jedno.

- Pozycja 399. Talar z 1794 roku opisany błędnie, jako wariant 37.a1, mimo tego, że bardzo wyraźnie i łatwo można go zidentyfikować, jako 37.a5. Bo to, że liść dębu zachodzi na tarczę herbową na bardzo dobrych zdjęciach, jakie załączono do monety, to „widać chyba z kosmosu” J.

Pokreśliłem swoimi uwagami i komentarzami ze sprostowaniem pomyłek wszystkie 3 strony książkowego katalogu z monetami Poniatowskiego. To oczywiście nie wszystko, bo ogólnie cały poziom opisów monet SAP był do bani. Wspomnę jeszcze o kilku innych nieścisłościach w dalszej części, gdzie będę pisał o monetach, którymi byłem zainteresowany. Z tego, co słyszałem było tych błędów znacznie więcej, bo niedoróbki nie dotyczyły tylko okresu SAP. Wiem, że znaleźli się kolekcjonerzy i znawcy różnych tematów, którzy społecznie wysyłali do organizatorów maile z wylistowanymi przykładami błędów w opisach w celu ich skorygowania. Jedne zostały przez organizatorów poprawione, inne nie. Trudno się w tym połapać, bo podobno żadnych informacji zwrotnych od firmy ANMN nie otrzymali. Tu przyznam, że ja w tym uświadamianiu organizatorów nie uczestniczyłem, gdyż okres zwracania uwagi innym, mam już dawno za sobą. Wielkich skutków nie odnosiłem, to tez wyleczyłem się z takich zachowań. Dobrze jednak, że są inni, najczęściej młodzi i ambitni numizmatycy, którzy wykazują więcej cierpliwości. Ja już teraz tylko obserwuję, koryguje i wyciągam swoje wnioski oraz czasem opisze coś na blogu J.

Ok, po tej zasłużonej krytyce, czas na powrót do trzech sreberek, na które miałem chętkę. W końcu monety, jakie są każdy widzi i nawet błędy w opisie nie są w stanie mi popsuć momentów, w których podziwiamy ich piękno i kunszt XVIII-wiecznych mincerzy. Pierwszą monetą, która zainteresowała mnie bardziej, była niemal mennicza dwuzłotówka z 1767. Mimo widocznych drobnych wad blachy i śladów obiegu to jednak w porównaniu do poprzedzających ją obiegowych sreber SAP, była to prawdziwa ślicznotka, której stan doceniło wielu uczestników aukcji, co doskonale widać na zdjęciu poniżej.
Interesująca pozycja, w wariancie, którego jeszcze nie posiadam. Zresztą musiałem to najpierw sprawdzić, gdyż organizatorzy byli tak „zdecydowanie niezdecydowani”, że opisali ten egzemplarz na stronie w internecie jako 24.b, by w wersji książkowej napisać 24.b3. Po sprawdzeniu, która wersja jest prawidłowa przeszedłem do kolejnego etapu, jakim było postaranie się o to by ją sobie zakupić. Był to jednak wysiłek czysto teoretyczny, bo zakładałem z góry, że na cacko bez slabu opisane u Niemczyka, jako mennicze to raczej nie będzie mnie stać. Z pewnością zlecą się fani plastikowego grajdingu, którzy będą chcieli ją zapuszkować i zatrzymać dla siebie lub nawet puścić dalej do ludzi i zainkasować zysk z przebitki, jaką być może osiągną. Daleko mi to tego typu działalności, więc nic dziwnego, że nie zalicytowałem i jedynie obserwowałem walkę na żywo, czekając cierpliwie, kiedy cena się zatrzyma. Poziom 4150 złotych za popularny rocznik to czysta abstrakcja, z którą trudno dyskutować, nawet takiemu gadule jak ja J.

Drugim egzemplarzem, jaki mnie zainteresował, była kolejna pozycja na aukcji, czyli dwuzłotówka z 1768. To o tyle naturalne, że przecież dopiero, co skończyłem o nich pisać artykuł na blogu i dobrze mam w pamięci ile wyznaczyłem wówczas wariantów z tego rocznika oraz które z nich posiadam. Tak na marginesie, to ten wpis będę sobie po cichu aktualizował, bo znów natknąłem się na coś nowego...  Masakra, co to za „trudny” rocznik J. Zanim napiszę, co tak urzekło mnie z monecie oferowanej na 15 aukcji Niemczyka, najpierw zdjęcie poglądowe.
Jak widać porywałem się na monetę w slabie. Najpierw pomyślałem, że kto miał na niej zarobić to już to zrobił i być może będzie realna szansa by o nią zawalczyć. Szczególnie, że oceniono ją na AU50, co dla wielu miłośników błyszczącej blachy jest notą znacznie poniżej aspiracji. Uznałem, że mnie by się akurat przydała dwuzłotówka w takim stanie. Oczywiście pierwsze, co zrobiłem to postarałem się określić, z jakim wariantem mam do czynienia. Kto teraz postawił, że organizator pomylił się również w opisie tej monety, ma szczęście i może skreślić totolotka lub zagrać w piekielnego mariaszka J. Z jednaj strony opisano monetę, jako „bardzo rzadka odmiana”, nienotowana w najnowszym katalogu Janusza Parchimowicza i określono, że jest „podobna” do egzemplarza z odmiany 24.c2. Tak mylić się po prostu nie wypada. Po pierwsze 24.c2 to moneta z odmiany z inicjałami FS a tu mamy do czynienia przecież z I.S., co w numizmatyce SAP jest przecież najbardziej istotną sprawą. Po drugie taka moneta jednak została opisana w katalogu Parchimowicz/Brzeziński tylko, że pod pozycją 24.c6. Trudno to komentować, aż przykro się to pisze, gdy spotyka się tyle niekompetencji na 3 stronach katalogu aukcyjnego. Niedawno w pewnym filmiku zamieszczonym w sieci, Tomasz Bylicki znany znawca stołecznego mennictwa, biorąc w rękę inny katalog aukcyjny stwierdził, że to ważna pozycja dla numizmatyki, bo jak kiedyś „wyłączą światło”, to utracimy informacje zapisane w internecie i zostaną nam jedynie wersje książkowe, od których teraz tak chętnie uciekamy. Wiele w tym prawdy, jednak jak się okazuje ta myśl nie sprawdza się w każdym przypadku. W tym miejscu apeluje do możnych tego świata, by „nam światła nie gasić”, bo z opisami monet, jakimi poczęstowała nas w swoim katalogu firma Niemczyk, wiedza o okresie SAP w społeczeństwie post-apokaliptycznym skręci w ślepy zaułek. To taki śmiech przez łzy J. A to, że monetę udało mi się jednak kupić to i humor w miarę mi dziś dopisuje. Interesujący WARIANT 18 dwuzłotówki z 1768 jest już w moim posiadaniu J. W weekend uwolnię ją z plastikowego ubranka i będzie git.

Trzecim srebrem SAP na moim celowniku była złotówka z 1794 roku. Kolejna błyszcząca moneta w slabie, co jak widać ostatnio bardzo często mi się zdarza. To niebezpieczny grunt i trzeba uważać, bo jak się okazuje na takie monety czyhają firmy pseudo-numizmatyczne. Ale o tym za chwilę, na początek tradycyjne zdjęcie.
Egzemplarz oceniony na MS, stwarzał mi jedynie teoretyczne szanse na zakup. I tak do tego podchodziłem, na chłodno i bez zbytnich emocji, gdyż nie oceniałem swoich szans zbyt wysoko. Co prawda mam ten rocznik w zbiorze, jednak moja złotówka jest wyraźnie słabsza a do tego, dużo mocniej „skrzywdzona” justunkiem na rewersie. Stąd zawsze mam gdzieś z tyłu głowy, że gdyby trafiła się dobra okazja, to chętnie bym ją wymienił na lepszy egzemplarz. Planowałem w licytacji nie przekraczać magicznej linii, którą ustawiłem na poziomie zdecydowanie poniżej 3 tysięcy złotych, co jak było widać na zdjęciu, nie okazało się skuteczną strategią. Na swoją piękniejszą złotówkę z tego rocznika przyjdzie mi jeszcze chwilę poczekać. To tyle o 15 aukcji Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. Wracam z jedną monetą i jestem z tego w miarę zadowolony. Trochę zasłużonej krytyki o kiepski opis przedmiotów padło dziś pod adresem organizatora i żeby to na koniec nieco zrównoważyć, obiektywnie przyznam, że wersja strony aukcyjnej, na jakiej pracuje firma Niemczyk wydaje mi się być najlepiej dopracowaną i najbardziej przyjazną. Przynajmniej, jeśli chodzi o panel dla kupującego. To ważne, bo w XXI wieku wiedza często przegrywa z wygodą kupujących i warto, chociażby w tej kategorii trzymać odpowiednio wysoki poziom.

Ostatnim tematem, jaki chciałem podnieść podczas dzisiejszego wpisu jest pseudo-numizmatyka. Mam tu na myśli proceder, jaki uprawiają firmy działające na rynku handlu numizmatyką polegający na kupowaniu monet na aukcjach i późniejszym windowaniu ich cen na poziomy, o jakich nie śniło się nawet starożytnym twórcom myśli ekonomicznej. Dwa przykłady, jako komentarz do aukcji u Niemczyka podesłał mi niezawodny kolega Karol, dziękuję J. Otóż na platformie Numimarket już w pierwszy dzień trwającej nadal aukcji, niemal natychmiast pojawiły się oferty sprzedaży monet dopiero, co zakupionych na 15 aukcji ANMN. Jeszcze trwała licytacja a już handlarze jeden z drugim, zacierali ręce i zakupione monety puszczali dalej w obieg. To stanowi dobry przykład, z kim tak naprawdę w wielu przypadkach „walczą” na aukcjach kolekcjonerzy licytujący, co lepsze sztuki. Żeby tezę o pseudo-numizmatyce oprzeć na przykładzie, to nich ten proceder zilustrują dwie monety SAP, z których jedną dopiero, co wyżej opisałem. To, co szczególnie zasługuje na potępienie, to fakt, że ceny tych monet są jeszcze bardziej „wywalone w kosmos” niż u Niemczyka i aż trudno sobie wyobrazić, po co to się robi i na co, liczy ich aktualny sprzedawca. Poniżej obrazek dokumentujący to żenujące przedstawienie z moim komentarzem.
To, kogo ostatnio Numimarket przyjmuje do swojego grona to moim zdaniem czasem woła o pomstę do niebios. Aż chciałoby się za Tuwimem zawołać: „tajniak na tajniaka mruga!”. Za złotówkę z 1794, którą jeszcze w południem chciałem okazyjnie kupić na aukcji Niemczyka za około 2,5 tysiąca, a która ostatecznie została tam sprzedana za kwotę 3,7 tysiąca + młotkowe, jeszcze tego samego dnia z wieczora pewna pseudo-firma winszuje sobie „jedyne” 6,8 tysiąca złociszy. Ale to jeszcze nic, bo drugi przykład jest jeszcze bardziej schizofreniczny. Za popularną dwuzłotówkę z 1794 roku, którą jak dobrze wiadomo, bito w milionowym nakładzie i nie jest to wcale rzadka pozycja, cena jest jeszcze bardziej oderwana od rzeczywistości. Otóż na 15 aukcji ANMN sprzedano ten egzemplarz dwuzłotówki za i tak ogromną kwotę 4,9 tysiąca złotych + opłaty, a teraz jej cena to bagatela… 11,8 tysiąca. To jest chore, albo to jakaś „zabawa w handel”, którą warto by zacząć leczyć. Oczywiście odnotowałem również fakt, że pierwotnie obie monety były wystawione po 1-2 tysiąca „taniej”, ale aktualnie kosztują tyle, ile pokazałem na ilustracji. Brać, bo będzie jeszcze drożej (żart) J.  Ja rozumiem wolny rynek, ale z cała pewnością, to nie o „takom Polske walczyłem”. Ten żenujący pokaz pseudo-inwestycji, warto z całą surowością piętnować. Wiem po komentarzach, jakie otrzymuje od czytelników, że nie tylko „Karol i ja” mamy z tym problem. Tym samym, nazwa firmy z Wojkowic, która jest negatywnym bohaterem kilku ostatnich zdań, nadal bardziej kojarzyć mi się będzie z rubaszną piosenką ułanów śpiewaną dziewce „pod okienkiem”, niż z handlem monetami. I pewnie już tak zostanie, choć obym się mylił.

Ale jak ponoć zwykł mawiać pewien król: „dość o tem, osobą swoją nieodmiennie ruszamy” …dalej w stronę końca tego wpisu. Coś mnie pod koniec bierze na cytaty, czas rzeczywiście by to już zakończyć J. To tyle na dzisiaj. Były 3 debiuty, które jedynie odnotowałem z reporterskiego obowiązku. Mimo tego, że na co dzień raczej staram się doceniać pracę i wysiłek organizatorów oraz nie krytykować bez wyraźnego powodu, to jednak muszę obiektywnie stwierdzić, że w moim 100 wpisie na blogu (tak, tak to już dzisiaj J) znalazło się wyjątkowo dużo „połajanek”. Czy zasłużonych to już pozostawiam do oceny czytelników, ja w każdym razie nie mam żadnego interesu by kogoś bezzasadnie obrażać, stąd trudno mi zarzucić brak obiektywizmu. Co do aukcji, to cieszy mnie każda kolejna zakupiona moneta Poniatowskiego, bo w końcu to o tym powinienem pisać w artykułach poświęconym tego typu imprezom. Liczę po cichu, że być może już niedługo będę miał więcej okazji do ogłaszania swoich sukcesów. No chyba, że rynek kompletnie zwariuje i dalej będzie bezpodstawnie windował ceny za przeciętne monety, nie warte nawet połowy swojej ceny. Ja rozumiem, że piękne i rzadkie okazy muszą drogo kosztować, ale zachowajmy w tym wszystkim rozsądek. Tu ciśnie mi się kolejny cytat, tym razem z grudniowej wypowiedzi pewnego generała w ciemnych okularach, ale się powstrzymam…

Z drugiej strony, jako szeregowy kolekcjoner, nie mogę uczestniczyć w wyścigu, w którym interesujące mnie monety traktowane są jedynie, jako drogie inwestycje o pewnej stopie zwrotu. Lub jako modna alternatywa dla marnych zysków z giełdy i minimalnych odsetek z banków. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu poczekam aż ta bańka pęknie. Ogłoszę „pogrzeb” tej serii wpisów i na chwilę wysiądę z tramwaju zwanym „aukcje numizmatyczne” by dla zdrowia przejść te parę przystanków piechotą J. Tak, coś czuję, że spacery wkrótce będą w modzie. A co Wy o tym sądzicie?

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje i zdjęcia z platformy aukcyjnej OneBid, z 15 Aukcji Michała Niemczyka oraz ze strony Numimarket.pl. Sponsorem dzisiejszego odcinka jest firma, „Co złego, to nie ja” J. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz