piątek, 5 maja 2017

Fałszerstwa srebrnych groszy SAP

Dziś kontynuujemy naszą przygodę w odkrywaniu falsyfikatów monet ostatniego króla. Po pierwszej serii artykułów na temat pruskich fałszerstw, jakich dopuścili się „w epoce” nasi germańscy sąsiedzi, przyszedł czas na opisanie kolejnych rodzajów podróbek, jakie możemy spotkać zbierając monety SAP. Myśląc nad tym jak do tego podejść, zdecydowałem się na stworzenie odrębnej serii wpisów, w których będę przechodził po kolei przez poszczególne srebrne nominały i przedstawiał informacje oraz pokazywał zdjęcia fałszywych monet. Tym samym postanowiłem powielić układ, który sprawdził mi się już przy opisywaniu pruskich falsyfikatów. Zaczniemy od najmniejszego nominału a następnie po kolei będziemy się powoli posuwać do przodu i przechodzić do coraz większych monet, aż w efekcie dojdziemy do opisania (sporej ilości) przykładów fałszywych talarów.  Jednym odstępstwem, na jakie się zdecydowałem będzie to, że nie napiszę na wstępie specjalnego artykułu wprowadzającego do cyklu, na wzór „genezy”, jaką stworzyłem w pruskiej serii. Tym razem przetestuję coś nowego i w każdym z artkułów dedykowanych poszczególnym nominałom, na wstępie dotknę innego „obszaru ogólnego” związanego z fałszerstwami srebrnych monet królewskich z II połowy XVIII wieku. Tematy ogólne, to w moim mniemaniu grupa podstawowych informacji, które wypadałoby sobie przyswoić żeby poprawnie interpretować fakty. Dla przykładu będą to takie podstawy jak: definicje i podziały podróbek, techniki fałszerskie, relacje historyczne, konsekwencje prawne i społeczne oraz inne zagadnienia, jakie uznam za związane z tematem i na tyle ciekawe żeby zajmować nasz czas. Pierwszy artykuł z nowej serii będzie o tyle wyjątkowy, że zanim zaczniemy mówić bardziej dokładnie o podrobionych egzemplarzach srebrnych groszy, to na początku w miarę prosto postaram się nazwać główne rodzaje fałszerstw, z jakimi będziemy stykać się na naszej drodze w nowym cyklu. Na koniec tego wstępniaka dodam tylko, że będziemy analizowali zagadnienie z punktu widzenia zbieracza monet Poniatowskiego a sam cykl ma do spełnienia drobną „misję społeczną”. Pisząc tę serię mam na celu usystematyzowanie wiedzy rozrzuconej po wielu miejscach w licznych fachowych publikacjach i udokumentowania fotograficznego przykładów podróbek oraz podzielenia się tymi informacjami z amatorami monet w celu eliminacji zagrożenia związanego z nieświadomym zakupem fałszywej monety z czasów SAP. Tu podkreślam słowo „nieświadomym”, gdyż jak się już niedługo okaże sam zbieram niektóre rodzaje podróbek i uznaje je za pewnego rodzaju ciekawostki warte zainteresowania i analizy. Tym samym popieram świadome zakupy a pragnę tępić wszelkiego rodzaju oszustwa. To tyle tytułem moich intencji i przechodzę do tematu. Żeby dać drobny dowód na to, że czasem podróbka może być lepsza od oryginału, na dobry początek mały numizmatyczny żart wyszukany w sieci J
Zastanawiając się, od czego zacząć, doszedłem do wniosku, że najlepiej jest jak zwykle zaczynać od początku, czyli od wprowadzenia podstawowych podziałów i definicji, jakimi będę posługiwał się w tym cyklu. Zatem na początek pomyślmy sobie o rodzajach fałszywych monet SAP, z jakimi mieliśmy już kiedyś do czynienia. Oczywiście nie będę sam wymyślał definicji skoro zostały już doskonale sformułowane przede mną, zatem moja rolą po raz kolejny będzie jedynie przedstawienie tego materiału „własnymi słowami”.

Wszystkie artykuły o fałszerstwach zaczynają się podobnie, zatem i ja zdecydowałem się nie wychylać i zacznę standardowo.  Jak wiadomo, sam proceder fałszowania monet jest zapewne tak samo stary jak i monety J Nie trzeba być znawca numizmatyki starożytnej, żeby interesując się nieco tym tematem natykać się na informacje o fałszywych egzemplarzach monet pochodzących nawet setki lat sprzed naszej ery. Podobnie było pewnie w każdym z okresów, w jakich funkcjonował pieniądz i tylko ograniczenia związane z budżetem, wiedzą i technologią ograniczały i kształtowały skalę tego procederu. Stąd wydaje się, że na wstępie należy nazwać, pierwszy i podstawowy rodzaj falsyfikatów, z jakim się dziś spotkamy, czyli tak zwane „fałszerstwo z epoki na szkodę emitenta”. Emitenta, czyli w przypadku monet SAP możemy nieco „na skróty” przyjąć, że na szkodę państwa i króla. Jak wiemy, przez większą część swojego panowania, król Stanisław August Poniatowski sam formalnie był właścicielem mennicy warszawskiej. Tylko w początkowych latach okresu SAP, mennice były oddane w obcy zarząd. Dodatkowo do tego dochodzą dwa lata u schyłku swoich rządów, w czasie i po Insurekcji Kościuszkowskiej, kiedy to król utracił formalny wpływ na mennicę. Jednak nie ulega wątpliwości, że w każdym z okresów władca czerpał profity lub ponosił koszty bicia monet, stąd fałszerstwa, jakie pojawiły się w okresie jego panowania wymierzone były bezpośrednio w dochody państwa, czyli króla. Takie podróbki powstawały w tak zwanej „epoce”, czyli w tym samym okresie, co monety oryginalne, gdyż z oczywistych względów fałszowanie było nastawione na wykorzystanie podrobionych egzemplarzy w normalnym obrocie handlowym. Dla nas, rzeszy amatorów mennictwa ostatniego króla, przykłady takich monet są całkiem pożądanymi ciekawostkami. Flagowym przykładem działania na szkodę emitenta były oczywiście pruskie fałszerstwa jakie opisałem wcześniej. Jednak nie samymi prusakami musiał się martwić obywatel w okresie SAP, gdyż nie brakowało innych, drobniejszych fałszerzy, którzy chcieli się "podłączyć do tego nurtu" i swoje na tym zarobić. Tego typu podrobione monety są interesujące i warte zbadania, co najmniej z kilku powodów.  Po pierwsze, w celu odróżnienia ich od monet oryginalnych znajdujących się w naszych kolekcjach lub w obszarach naszego zainteresowania. Po drugie, w celu analizowania metod działania poszczególnych warsztatów, jakich w II połowie XVIII wieku funkcjonowali fałszerze chcący wyprodukować monety podszywające się pod oryginały. A po trzecie, z samego faktu obcowania i podziwiania fantazji, z jaką kiedyś podchodzono do tego procederu. Sam bardzo cenię sobie analizę fałszerstw z epoki i uważam to za ciekawe zajęcie. Co ciekawe, na „dzisiejsze standardy” najczęściej tego typu monety są dość łatwe do wyłapania i wprawne oko amatora monet SAP potrafi odróżnić je już po pierwszym spojrzeniu. Z całą pewnością to nie dzisiejsze chińskie kopie i bardzo często „tylko wyobrażają oryginał”, za jaki się nieudolnie podszywają. Nie wiem, dla czego ale uważam takie falsy mają swój urok J. Jest to o tyle ciekawe, że mimo tego, że były i są uznawane, jako przestępstwa, to jednak w naszej głowie najczęściej fałszerstwa „z epoki” traktujemy, jako te „szlachetne”, w których złoczyńca produkując i wprowadzając podróbki oszukiwał jedynie XVIII-sto wieczny system finansowy. Jedno, co dziś możemy zrobić, to tylko je przeanalizować i czasem głośno się pochylić nad tym, jak ktoś w XVIII wieku mógł w ogóle się nie zorientować, że te monety to podróbki. Tego rodzaju przestępstwa żerowały na niewiedzy społeczeństwa oraz na nowościach. Jak pamiętamy srebrne monety SAP zostały wprowadzone na podstawie ustawy, z 1766 jako zupełnie nowe nominały od tych używanych dotychczas.  Społeczeństwo przyzwyczajone przez długie lata do tymfów i ortów nagle musiało przestawić się i nauczyć funkcjonować w nowych realiach. Ta właśnie tę okoliczność najczęściej starali się wykorzystać fałszerze reprezentujący pierwszą grupę menniczych rzezimieszków. Co ważne musimy pamiętać, że mamy do czynienia z wyrobami z kruszcu. A jeden metal, na przykład srebro był znacznie cenniejszy od innego, dajmy na to od miedzi. Stąd w prywatnych warsztatach nie tylko fałszowano sam wygląd monety, ale również materiał, z którego była wykonana. To już wyższa szkoła jazdy zamienić srebro na miedź, pobielić żeby wyglądało „jako tako”,  przy jednoczesnym utrzymaniu średnicy i wagi. Te detale będziemy analizować szerzej w kolejnych częściach. Uważam, że tego typu podróbki, chociaż nie mogą uchodzić za równie cenne jak oryginały, to i tak są dla mnie na tyle interesujące, że czasem najnormalniej w świecie lubię je pozyskiwać. Z resztą z tego, co wiem nie jestem sam i podróbki z epoki przez grono kolekcjonerów traktowane są, jako te „lepsze”, które jak ktoś lubi to może z powodzeniem włączać do swoich kolekcji.

Drugim rodzajem podróbek, który będzie stanowił jeszcze większą grupę egzemplarzy będą tak zwane fałszerstwa na szkodę kolekcjonerów. Kolekcjonowanie monet i ich zbieranie jest sporo późniejsze niż samo wytwarzanie monet. Przez wieki monety traktowano, jako obiekty użytkowe, kruszcowe przenoszące określoną wartość. Były gromadzone raczej z chęci bogacenia się, posiadanie większej ilości kruszcu niż ze względów kolekcjonerskich. W historii nowożytnej, jaką reprezentuje okres SAP, kolekcjonerów monet (najczęściej, jako dział sztuki medalierskiej) było wciąż niewielu. Świadomość historyczna, wrażliwość na sztukę oraz możliwości finansowe sprawiły, że za całkiem dobry przykład ówczesnego kolekcjonera, możemy z powodzeniem uznać panującego Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król znal się na mennictwie, kochał sztukę medalierską i świadomie budował wielką kolekcje monet i medali. Jednak pomijając koronowane głowy i fanaberie bogatej części ówczesnego społeczeństwa, zbieranie monet nie było żadną wielką cnotą. Szlachta Polska co prawda miała w zwyczaju zbierać woreczki z monetami, które były nawet przekazywane sobie z pokolenia na pokolenie. Trudno jednak nazwać to świadomym kolekcjonowaniem określonych rodzajów monet a raczej była to tradycyjna forma trzymania oszczędności uzasadniona dla monet kruszcowych, jakimi były przecież ówczesne pieniądze. W tym miejscu warto dodać, że zbiory woreczkowe  monet historycznych jakimi ówcześnie dysponowała szlachta budowane były głownie z sentymentu do miniony "dobrych czasów" i z szacunku do poprzednich władców Polski. Zbiory powstawały w ten sposób, że kolejne pokolenia rodu odkładały do woreczków monety które obiegały w ich czasach i tak po wielu latach bywało, że dzięki tej tradycji powstawały "przypadkowo" wcale cenne kolekcje, które były łakomym kąskiem dla budzącego się ruchu numizmatycznego. Samo kolekcjonowanie rozpropagowane zostało szerzej w XIX wieku, wtedy zaczynało zdobywać swoich zwolenników i zyskiwało popularność. Zatem to właśnie w XIX wieku możemy doszukiwać się pierwszych zbiorów monet tworzonych z myślą o budowaniu określonych typów kolekcji. Nie trzeba było długo czekać, aż te oczywistą modę zaczęto wykorzystywać fałszując egzemplarze historyczne. Fałszowano wówczas najczęściej monety unikatowe (w domyśle – drogie), które od dawna nie były już w oficjalnym obiegu. Za te fałszywki nie można było kupić chleba, czyli było to działanie nastawione wyłącznie na stratę kolekcjonerów.  W ciągu kolejnych stuleci doskonalono techniki mennicze i fałszerskie. Stosowano rozmaite sposoby fałszowania, takie jak odlewy, metody galwaniczne, bicie stemplami „ciętymi z ręki” oraz praktykowano wszelkiego rodzaju przeróbki. Jedną z trudniejszych do rozpoznania metod fałszerskich było wykorzystywanie oryginalnych starych stempli menniczych oraz ich umiejętne przerabianie/dorabianie, co dawało często nienotowane lub unikatowe odmiany. Tymi tematami bliżej zajmę się jednak w kolejnych artykułach. Każdy zna pewnie jakieś przykłady z historii, w których poszczególni fałszerze zyskiwali szacunek a nawet sławę z racji kunsztu lub rodzaju produkowanych podróbek. W Polsce w XIX najsławniejszy był Józef Majnert, który jako z jednej strony utalentowany artysta medalier a z drugiej pracownik mennicy w Warszawie, trudnił się wyrobem wysmakowanych kopii monet oraz nawet wymyślał własne nieistniejące wcześniej w historii „fantazyjne” egzemplarze. Później wielu innych utalentowanych plastycznie złoczyńców poszło tą drogą lub przerzuciło się na banknoty. Na koniec opisywania tego rodzaju fałszerstw, należy zdać sobie sprawę, że podrabianie monet na szkodę kolekcjonerów (czy na nas) miało i pewnie ma do dziś znacznie większy potencjał od „zwykłego” podrabiania monet obiegowych.  To dla fałszerza zdecydowanie łatwiejszy chleb. Powodów jest kilka. Główny jest taki, że aby sfałszować monetę kolekcjonerską trzeba, co do zasady „narobić się” niemal tyle samo, co obiegową, a zysk jest znacznie większy. Nie bez znaczenia jest też druga korzyść, czyli ta, że produkując fałszywe monety obiegowe zadzieramy z Państwem Polskim, narażając się tym sposobem na przykre (nieuchronne?) konsekwencje prawne. Gdy tym czasem fałszerz wykonując „w piwnicy” drobnego falsika, dajmy na to srebrnika z 1767 naraża się „tylko” na gniew wpuszczonego w maliny zbieracza i praktycznie nie grozi mu większe zagrożenie ze strony organów państwowych. Może jedynie jakiś zdesperowany zbieracz doniesie o tej podróbce na Policje, może założy sprawę cywilną w sądzie albo weźmie sprawy w swoje ręce i obije komuś mordę. Tym samym, żeby się skutecznie bronić trzeba nie tylko wiedzieć, przed czym ale również być „czujny” i mieć świadomość zerowych konsekwencji, na jakie naraża się fałszerz nieobiegowych, historycznych numizmatów. Każdy przyzna, ze to zdecydowanie wybuchowe połączenie. Wysoka cena unikatowego numizmatu kolekcjonerskiego oraz praktyczny brak uciążliwych konsekwencji dla wytwórcy. Dziś w czasach, kiedy dosłownie mamy zalew falsów z prywatnych fabryczek ze wschodu Europy oraz chińskich wyrobów moneto-podobnych (coraz więcej i coraz bardziej podobnych) jedno, co może nas przed tym uchronić to ekspercka wiedza o monetach, które zbieramy. Ale to duży i ważny temat, więc żeby nie mieszać wątków napisze o tym coś więcej w kolejnych odcinkach tej serii. Podsumowując, fałszerstwa nastawione na szkodę kolekcjonerów to druga największa grupa monet, jakie będę pokazywał na blogu w cyklu artykułów o fałszerstwach monet SAP.

Zatem mamy pierwszy podstawowy podział. Pierwsza grupa monet jest dla dzisiejszych amatorów numizmatyki SAP interesująca z przyczyn poznawczych i całkiem użyteczna w badaniach. Można z powodzeniem traktować je, jako kolekcjonerskie ciekawostki. Do tego są to monety w miarę tanie i bezpieczne, gdyż najczęściej nie ponosimy jakiś dodatkowych kosztów związanych z ich zakupem. W końcu to nie NAS miały te monety kiedyś wprowadzać w błąd.  Zdecydowanie gorzej jest z drugą grypą fałszywych monet. To właśnie MY amatorzy monet historycznych, drobni zbieracze i kolekcjonerzy jesteśmy główną grupą docelową dla wszelkiej maści fałszerzy produkujących falsyfikaty i źle zabezpieczone kopie monet. Zatem w tym drugim przypadku, to nie „MY” a „NAS” chcą zrobić w balona i oszukać. Stąd wydaje się, że szkoda, jaką możemy ponieść jest znacznie większa niż w przypadku numizmatów reprezentujących pierwszą grupę falsów. Czym rzadsza moneta w oryginale i bardziej poszukiwana dla zbieraczy, tym bardziej łakomy kąsek dla fałszerzy. Co do zasady, oczywiście najczęściej droższe są „te grubsze” nominały, stąd nieco uprzedzając przyszłe fakty, można spodziewać się w moich wpisach tego, że wraz ze zwiększaniem się wartości nominalnej monety SAP, zwiększać się będzie również ilość zaobserwowanych fałszerstw na szkodę kolekcjonerów. Jak wiemy w mennictwie SAP, istnieje dość sporo egzemplarzy rzadszych nie tylko z racji nominału, jaki reprezentują, ale również z racji nakładu danego rocznika, odmiany czy też wariantu stempla. Te cechy też są wykorzystywane przez fałszerzy i zapewne dostrzeżemy je w analizowanym materiale. W sumie sam jestem ciekaw jak to wszystko wyjdzie i ile materiału dokumentującego falsyfikaty uda mi się tu zgromadzić.  Pocieszam się tym, że producentom podróbek też czasem coś niezbyt dobrze wychodzi, czego ilustracją niech będzie obrazek wykopany z czeluści internetu J.

Ok pośmialiśmy się trochę, jednak temat jest jak najbardziej poważny, więc czas przejść do meritum i… niech posypie się „srebro”. W dzisiejszym wpisie pokaże kilka monet, które będą przykładami obu rodzajów fałszerstw. Popularne roczniki z pierwszych lat panowania SAP były fałszowane „w epoce” równie chętnie zarówno w pruskich mennicach Fryderyka II co i w żydowskich przydomowych warsztatach. Rzadsze i mniej popularne a zatem droższe w dzisiejszym handlu numizmatami roczniki to już domena różnej maści nowożytnych fałszerzy. Zobaczmy, zatem jaki materiał fotograficzny udało mi się zebrać do dzisiejszego wpisu. Proponuję poruszać się rocznikami srebrników, czyli zacznijmy od pierwszej emisji w 1766.

Zaczniemy jak przystało na poważny wpis na poważnym blogu, zacznijmy od wizyty w mekce numizmatyków polskich. Pierwszą monetą będzie fałszywy srebrny grosz z 1766 roku, który należy do jednej z ciekawostek, jakie można znaleźć w Gabinecie Numizmatycznym Muzeum Narodowego w Krakowie. Moneta ciekawa, bo nie tylko fałszywa ale również o niespotykanym kształcie, który pewnie miał po pierwsze zmniejszyć jej wagę (w domyśle wagę srebra) a po drugie imitować klipę. Poniżej zdjęcie.

Moneta została opisana przez kustosza Gabinetu Numizmatycznego Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, panią Annę Bochnak. Według dostępnych informacji, moneta została wytworzona „po 1766 roku” metodą odlewu, wykonana jest z miedzi i posrebrzana. Waga tak spreparowanego srebrnika wynosi zaledwie 0,66 grama, wysokość 15,5 mm, szerokość 14,7 mm oraz grubość 0,5 mm. Tyle wiemy z danych pochodzących z muzeum, nie ma tam żadnych komentarzy, co do stylu wykonania czy też wartości artystycznych. Jeśli miałbym coś dodać do tego opisu, to jedynie swoje wrażenia. Po pierwsze awers jest dziwnie podobny do monet sfałszowanych w mennicach pruskich. Nie one są dzisiaj bohaterkami artykułu ale patrząc na monogram i koronę nie potrafię pozbyć się wrażenia że „gdzieś to już widziałem”. Proszę porównać na przykład tu: LINK DO WPISU O PRUSKICH PODRÓBKACH Nie sądzę, żeby akurat jakiś fałszerz-chałupnik sam z siebie tak wiernie oddał rysunek awersu pruskiej podróbki tego grosza. Z kolei patrząc na rewers nie mam już takiej pewności. Niby wszystko pasowałoby do tezy o pruskim falsie półzłotka gdyby nie ten dziwny, bardzo duży odstęp pomiędzy cyfrą „3” a „20” w wyrażeniu „320”. Dodatkowo napisy są jakieś takie koślawe, a już litera „M” zupełnie mi nie pasuje i wygląda jednak na ręczną robotę jakiegoś domorosłego fachowca. Marny stan zachowania i nierównomierne tło, które zwykle charakteryzuje odlewy w tym przypadku nie pomagają potwierdzić moich wątpliwości. Jedno jest pewne, moneta jest na pewno fałszywa. Zakładam również, że została zbadana i informacja o miedzi jest potwierdzona. Jak miałbym ja określić własnymi słowami to napisał bym tak. Obcięty w kwadrat, posrebrzony, miedziany odlew egzemplarza pruskiego falsyfikatu półzłotka z 1766 roku. Awers wierna pruska kopia, odlew rewersu widocznie się nie udał i liternictwo zostało indywidualnie poprawione. 

No to pierwszy falsik za nami, idziemy dalej. Tym razem zaproponuje egzemplarz z rocznika 1767 pochodzący bezpośrednio z mojego zbioru. Na początek zdjęcie.
Moneta nie odbiega kształtem od oryginalnych srebrników i jest z pewnością wykonana ze słabego srebra. Po niewyraźnych, rozmytych literach i kształtach oraz po niejednolitym tle możemy mieć pewność, że to odlew. Moneta ma średnice 20mm, co jest tylko o 1mm mniej „od przepisowej”. Waga srebrnika tez jest mniejsza niż statystyczny oryginał opuszczający mennicę w warszawie i wynosi 1,62g. Jednak biorąc pod uwagę obieg i stan zachowania nie jest to niczym dziwnym i na pewno trzyma się w skali tolerancji również dla monet oryginalnych z tego rocznika. Trzymam teraz tę monetę w ręku, z grubsza wygląda normalnie a rzucona posiada ładny metaliczny dźwięk. To tyle opisu cech fizycznych. Zanim przejdę do krótkiej analizy obu stron, pozwolę sobie wstawić dodatkowe zdjęcia pokazujące interesujące cechy w przybliżeniu.
To, co na początek rzuca się w oczy patrząc na awers to chropowate tło oraz „niedobity” rysunek. Monogram posiada główne cechy monety oryginalnej jednak nie jest wiernie oddany. Dodatkowo efekt falsyfikatu wzmaga słaba widoczność wzoru. To plus nieregularna struktura tła wskazuje na niezbyt udany, można nawet powiedzieć amatorski odlew. Całkiem ciekawie jest również na drugiej stronie monety. Po pierwsze jak widać fałszerz postanowił skopiować „przebitkę” dat. Widziałem kiedyś coś podobnego na pruskim półzłotku. To dosyć charakterystyczne przebicie daty z 1766 na 1767. Widocznie autor tej podróbki też gdzieś się na taką monetę napatrzył i postanowił to skopiować. To, że zrobił to jednak niezbyt umiejętnie w niczym nie obniża niezwykłości tego egzemplarza. Cyfry i litery mimo swojej koślawości i niedoskonałości wynikających z metody wykonania są czytelne i zgodne z oryginałem. Zatem przyjmuje, że twórca potrafił pisać i czytać J. Interesująca jest litera „O” w wyrazie „COL”, wydaje się być poprawiana. Generalnie moim zdaniem jest to bardzo udany falsyfikat „z epoki” i na pewno takie wykonanie wystarczyło żeby skutecznie wprowadzać podróbki do obiegu. Ciekawi mnie stop i próba srebra jednak na teraz nie dysponuje odpowiednim sprzętem żeby to bezinwazyjnie sprawdzić. Jednak kiedyś, w przyszłości nosze się z takim zamiarem.

Trzecim egzemplarzem, jaki zaprezentuje będzie groźny falsyfikat unikatowego srebrnika w odmianie „bez napisów bocznych na rewersie” z 1767. Podróbka ta z dużą dozą pewności wykonana została całkiem niedawno i jest to przykład fałszerstwa zdecydowanie nastawionego na szkodę kolekcjonerów. Skąd wiem, że całkiem niedawno. Po pierwsze w epoce pierwszych fałszerstw na szkodę amatorów monet, tu rozumianej, jako XIX wiek, fałszowano przede wszystkim monety „grube”. Było wtedy wiele poszukiwanych monet królewskich do podrobienia i raczej żaden z ówczesnych fałszerzy nie wchodził w takie detale jak drobnica z okresu SAP, do której zalicza się nasz srebrny grosz. Nie spotkałem takiego egzemplarza również w żadnym muzeum, archiwum zdjęć czy dostępnym mi zbiorze stąd wnioskuje, że jest to w miarę nowoczesna robota. Koronnym argumentem jest to, że pierwszy raz odnotowałem taki egzemplarz na aukcji WCN w 2012 roku. Wówczas moneta od razu wzbudziła emocje, jednak była dobrze opisana przez fachowców z WCN jako falsyfikat i tak została sprzedana. Poniżej zdjęcie tej monety ze strony Warszawskiego Centrum Numizmatycznego.
Co w tej monecie takiego dziwnego i odmiennego napisałem na zdjęciu. Jak miałby zaryzykować to bym szukał wzorca dla tej fałszywki w popularnych wariantach srebrnika z rocznika 1767 lub 1768, które po przerobieniu, czyli w tym przypadku, po usunięciu części napisów posłużyły podrabiaczom za surowiec do wykonania tego falsa. Nie jestem praktykiem ale wydaję mi się, że znacznie łatwiej jest coś z monety usuwać niż do niej dodawać, stąd takie podejście wydaje się uzasadnione. To co dodatkowo sprzyja fałszerzom, to fakt, że ta odmiana srebrnika jest nieco „teoretyczna” gdyż nie jest znana (przynajmniej ja nie znam) żadna oryginalna moneta z tej odmiany. Zresztą proszę tylko spojrzeć na informacje z najnowszego katalogu, tam pod pozycją 14.b jest wszystko napisane.
Zatem moneta nie posiada zdjęcia i ma rzadkość R8, coś akurat w sam raz do skopiowania przez przedsiębiorczych ludzi ze wschodu. Aukcja w 2012 roku świadczy już o tym, że się za to „wzięli”. WCN ocenił stan monety na III i sprzedał ten falsyfikat za 35 złotych. Stąd pewnie fałszerze postanowili odczekać kilka lat I i nieco poprawić swój wyrób …aż znów ostatnio zaatakowali. Poniżej dwa zdjęcia kolejnych fałszywych egzemplarzy, podrobionych moim zdaniem nieco w inny sposób od pierwszej próby.
Z analizy awersu i rewersu moim zdaniem mamy do czynienia z moneta wybitą stemplami. Awers jest porządnie wykonany, trudno na pierwszy rzut oka doszukać się w nim cech wskazujących na fałszerstwo. Oczywiście poddany bardziej wnikliwszej analizie ujawnia cały szereg różnic, jednak wymaga porównań z oryginałem. Całe szczęście, że rewers nie jest zbyt udany. Liternictwo wykazuje cechy stempla „ciętego z ręki”. Nie będę analizował tego bardziej szczegółowo, ale cyfry i litery sa na tyle krzywe i nie podobne do oryginalnych, że może nie „na 1 rzut oka” ale na „drugi” większość amatorów mennictwa SAP uzna, że coś z tą monetą jest nie tak i to właśnie powinien być sygnał, żeby odpuścić ewentualny zakup. No chyba, że ktoś zechce jednak świadomie mieć egzemplarz takiego wyrobu moneto-podobnego i kupuje go na przykład w celach badawczych. Ja tak zrobiłem i teraz mogę napisać o nim nieco więcej. Średnica przepisowe 21 mm, waga 1,89 g, zatem tylko o 0,1 g lżejszy od menniczego (zakładając, że taki w ogóle istnieje). Zatem metrycznie bardzo podobnie wykonany. Podobne odczucia mam trzymając go w ręku, trzeba docenić kunszt naszych słowiańskich braci ze wschodu (tak zakładam po analizie sprzedawców tych wyrobów) dobrze wykonana i niebezpieczna podróbka. Warto znać ten typ podróbki.

UPDATE z 16 sierpnia 2017.
Znalazłem własnie w sieci aukcję ebay z 2015 na którym sprzedano ten sam typ fałszestwa z tym, że rocznik 1766. Poniżej dla porządku zamieszczam zdjęcie tej monety. Prosze zwrócic uwage na podobieństwo awersów wykorzystanych w obu rocznikach.


W roczniku 1767 posiadam również zdjęcie falsyfikatu „normalnej” odmiany srebrnika. Chociaż akurat w tym przypadku nazwa „srebrnik” wydaje się jakos wyjątkowo być nie na miejscu. Niech przemówią zdjęcia J
To co mi osobiście najbardziej rzuca się w oczy to fakty, że po pierwsze falsik nie jest zbyt okrągły i mógłby z powodzeniem być oficjalna monetą Mistrzostw Rzeczpospolitej w Rugby 1767. Ale Polski XVIII wiek to nie Szkocja i raczej impreza o takiej nazwie się wówczas nie odbyła J. Drugie, co widzę, to pokłady miedzi wychylające się z najbardziej wytartych elementów monety. Zakładam, że była delikatna warstwa srebra, która w wyniku obiegu uległa wytarciu i „wyszło szydło z worka”. W sumie całkiem efektowna i interesująca podróbka. Z tego egzemplarza warto wyciągnąć naukę, że jeśli mamy podejrzenie, że dana moneta jest na przykład pozłacana a nie złota, to czasem wystarczy przyjrzeć się najbardziej podatnym na wytarcie elementom, żeby potwierdzić swoje podejrzenia.

Nasza podróż przez falsy srebrnych groszy trwa. Teraz mam przykład podróbki z kolejnego rocznika 1768. Źródłem ponownie Gabinet Numizmatyczny MNK. Niestety korzystam tylko ze zdjęć udostępnionych w cyfrowej wersji muzeum a tam znajduje się jedynie awers tego grosza. Zatem na początek zapraszam na zdjęcie.
Pierwsze, co widzę to podobieństwo awersu do monety z 1767 jaką pokazałem powyżej. Dalej rzuca się w oczy miedziany kolor monety, który przedwcześnie zdradza metal, z jakiego powstała. Kustosz zbioru numizmatycznego MNK Anna Bochnak w opisie podaje, że moneta została wybita w miedzi. Zatem tym razem to nie odlew, ale wyrób, do którego wykonania użyto spreparowanych stempli. Szkoda, że mam tylko zdjęcie awersu, ale planuje odwiedzić w tym roku Kraków i może będę miał okazje uzupełnić ten wpis w przyszłości. Podaje dane, jakie znajdują się w opisie. Moneta ma średnicę 20,3 mm, grubość 0,8 mm oraz wagę 1,71 g. Egzemplarz wygląda na podniesiony z ziemi, przynajmniej takie cechy ja znajduje na zdjęciu. W miejscach bez patyny widać gładka powierzchnie tła mogąca potwierdzić to, że numizmat został wybity a nieodlany. To, co poddaje się analizie to monogram SAR i korona, oba te elementy są dość istotnie różnią się od oryginalnych, stąd trudno się nie zgodzić z panią kustosz, że moneta podróbką „z epoki”. W tym wypadku prawdopodobnie fałszerz „zarabiał” używając miedzi zamiast srebra. Szczególnie dobrze to widać na monogramie i koronie, które jako elementy wypukłe zdążyły zetrzeć z siebie delikatna warstwę srebrzenia i miedź wyszła na wierzch. To generalna zasada analizy wyrobów powlekanych, która sprawdza się w każdych warunkach. Przynajmniej dziś nam się sprawdza nad wyraz często J.

Przejdźmy teraz do kolejnego rocznika srebrnika, który jest dosyć często fałszowany a jeśli nawet nie „często”, to z pewnością już niedługo będzie. Unikalna monetka, jaka jest rocznik 1771 srebrnika w wersji próbnej. W sumie nie zajmuje się na blogu tego typu monetami, ale w związku z tym, że monety tego typu są bardzo poszukiwane a co za tym idzie kosztowne w zakupie to uznałem, że przy okazji pokaże jak wyglądają ich falsyfikaty. Rocznik 1771 generalnie ze względu na emisje próbnych monet SAP jest chętnie podrabiany, stąd pewnie w każdym z przyszłych wpisów dotyczących kolejnych nominałów monet ostatniego króla pojawi się jakiś egzemplarz z tego rocznika. Na początek zapraszam na zdjęcia.
Zachęcam w tym miejscu do zabawy i indywidualnego porównania sobie tego egzemplarza z którymś uznanym powszechnie za oryginalny. Żeby nie trzeb było długo szukać rzucam LINKIEM do oryginalnej monety próbnej z archiwum WCN. To nowoczesny wyrób fałszerski, więc próżno tu się doszukiwać jakiś wyjątkowo jaskrawych błędów. Żeby potwierdzić sobie w głowie, że to w ogóle jest falsyfikat należy wykonać określoną pracę i znaleźć elementy, których porównanie da nam jasny wynik. Ja osobiście na awersie koncentruje się na wypełnieniu monogramu, które widocznie wykonane jest na tyle trudna techniką, że nie można tego zbyt łatwo podrobić. Na rewersie fałszerz miał więcej problemów i w sumie nie udało mu się zbytnio zbliżyć do oryginalnego kroju czcionki.

Ponieważ moneta, z 1771 jaką wyżej pokazałem wypłynęła na portalu aukcyjnym dosłownie kilka dni temu, uznałem to za niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że właśnie zbierałem materiał do dzisiejszego wpisu. Jak się okazało szczęście było podwójne. Sprzedawca rodem ze wschodu ma w swojej ofercie niejedną podróbkę, w tym, co ciekawe drugi srebrny grosz Poniatowskiego. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak płynnie przejść do kolejnego rocznika podrabianych srebrników. Tym razem złoczyńcy chcą nabrać amatorów mennictwa SAP na zakup podróbki rzadszego rocznika jakim jest moneta z rocznika 1780. Na wstępie zdjęcie.
Generalnie styl wykonania monety jest mocno zbliżony do oryginału, można by nawet rzec, że „poprawny”. Sprzedawca podaje wagę monety 0,2g i zakładając, że chociaż w tym miejscu nie mija się z prawdą, to waga jest OK, stąd moim zdaniem tym bardziej jest groźny dla kolekcjonerów. Monetę po obu stronach całkiem sprawnie upozorowano na wyjętą z obiegu. Posiada liczne ślady użytkowania, wytarcia, defekty a nawet patynę. Zakładam, że wszystkie te cechy mają uprawdopodobnić ją do oryginału i przekonać kolekcjonerów do okazyjnego zakupu. Dopiero szczegółowa analiza elementów monogramu i korony na awersie oraz cyfr i liternictwa na rewersie wskazuje, że z pewnością mamy do czynienia z fałszerstwem. Akurat ten grosz znany jest wyłącznie z jednego stempla, stąd można a priori założyć, że wszystkie nowo pojawiające się na rynku egzemplarze, które wykazują nawet drobne różnice od uznanych oryginałów (polecam archiwa aukcyjne) jest nowoczesna podróbką.

Na dziś to już tyle o fałszerstwach srebrnych groszy SAP. Tak jak pisałem na wstępie, jest sporo cennych acz rozproszonych informacji opisujących ogólnie ten proceder. Ja w swoim nowym cyklu będę koncentrował się wyłącznie na podróbkach egzemplarzy ostatniego króla. Chciałem nieco krócej, lecz jak zwykle wyszło mi trochę dużo tekstu, ale starałem się pokazać możliwie jak najwięcej przykładów. Mam też świadomość swojej nieuświadomionej niekompetencji (ach te korporacje, ryją mi mózg J), stąd zakładam istnienie innych dobrych przykładów, o których teraz nie wiem. I właśnie, dlatego zwracam się do miłośników monet Stanisława Augusta o nadsyłanie do mnie zdjęć i opisów fałszywych monet (bez Prus), które będę mógł wykorzystać w kolejnych postach. Będę również „na bieżąco” starał się aktualizować informacje o nowo pojawiające się fałszerstwa, więc zachęcam społeczność do pomocy w tym zadaniu. Zróbmy to wspólnie, nie pozwólmy robić z nas WAŁÓW i niech fałszerze wiedząc, że stanowimy siłę odpuszczą sobie produkcje podróbek SAP. Czy możemy mieć na to realny wpływ? Nie wiem, ale sądzę, że jak będę w tym miejscu piętnował pojawiające się w sprzedaży podróbki, to „klienci”, którzy natną się na te informacje być może nie będą ich chętnie kupować, lub chociaż nie będą ich nabywać za spora kasę – a to może jakoś zniechęcić pośredników do handlu podróbkami z naszego okresu. Zatem nowa misja właśnie wystartowała J

We wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatyki, Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk, Gabinetu Numizmatycznego Damian Marciniak, portalu Allegro, zbiorów Gabinetu Numizmatycznego Muzeum Narodowego w Krakowie oraz katalogu Parchimowicz/Brzeziński "Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego". Wyjątkowo dziś nie korzystałem z innych źródeł i pisałem „z głowy” jednak w kolejnych wpisach pojawią się tu zapewne przypisy i linki do artykułów, z których będę korzystał.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz