czwartek, 27 października 2016

Rejtan, czyli upadek Polski…oczyma rosyjskiego ambasadora

Nadszedł długo przeze mnie oczekiwany czas, w którym po raz pierwszy (pewnie nie ostatni) będę mógł się odnieść do bardzo interesującego mnie okresu historii nowożytnej, jaką jest I Rozbiór Polski. Ciekawi mnie jednak nie tylko sam fakt podziału kraju pomiędzy wrogo nastawionych sąsiadów, ale również proces, czyli wszelkie okoliczności i uwarunkowania, które poprzedziły ten narodowy dramat i które go spowodowały (również pośrednio). Miałem ten temat na uwadze jeszcze przed założeniem bloga, można nawet rzec, że wyrażenie swojego poglądu na ten temat, było jednym z istotniejszych z mojego punktu widzenia przesłanek do utworzenia tej strony. Tym milej mi dziś rozpocząć dyskusje na ten istotny dla „prawidłowego zrozumienia” historii polski temat. Temat, na który praktycznie każdy z nas ma już swoje wyrobione zdanie. Zdanie, które statystycznie i bezwiednie niestety najczęściej „idzie po najmniejszej linii oporu”, (czego nie krytykuję, a nawet uważam, że to jest naturalne i ludzkie) odwołując się do wizji, z jaką wszyscy pamiętamy między innymi ze słynnego obrazu Jana Matejki (jeden obraz wart jest 1000 słów). Nasze zdanie, które zostało niejako „wyhodowane” przez czasy i kulturę, w których żyjemy oraz przez wartości, jakie dziś wyznajemy. Pogląd, który został zaprogramowany w nas przez program nauczania historii na poziomie szkolnym, często oparty o popularne opinie oraz o mity takie jak te o „patriotycznym zrywie Konfederacji Barskiej”, „starego dobrego szlachcica Rejtana drącego w drzwiach swoje szaty” oraz „nieudolnego zdrajcy, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Po co robię i dlaczego mam zamiar kopać się z koniem? Na pewno nie mam zamiaru nikogo pouczać, ani też narzucać nikomu mojego „jedynie słusznego” zdania. Robię to, dlatego, że uważam za swój obowiązek podzielenie informacjami, jakie udaje mi się pozyskać badając czasy i numizmatykę okresu SAP.  Moim zdaniem powszechna wiedza o I Rozbiorze Polski, która jeśli zostanie pozostawiona sama sobie na aktualnym, raczej ogólnym poziomie i nie będzie pogłębiona przy innych okazjach - może już nigdy nie zostać skorygowana. W efekcie może to już nas na zawsze skazać na uznanie za pewnik, różne czasem naprawdę wątpliwej, jakości interpretacje, które (nie tylko moim zdaniem) bardzo często mijają się z prawdą historyczną. I właśnie o stworzenie takiej okazji do dyskusji, platformy do wymiany poglądów oraz okazji do zaprezentowania własnego punktu widzenia mi się tutaj rozchodzi. Chce dać sobie oraz każdemu amatorowi numizmatyki SAP szansę na lepsze poznanie tego okresu oraz na ustalenie możliwie najbardziej obiektywnej prawdy o tych wydarzeniach. Poniżej mapa z zazanczonym obszarem zagarnietym przez państwa zaborcze.



Blog jest postawiony trochę na głowie, więc nikogo nie powinno już dziwić, że pójdziemy z tematem trochę „od końca” i dziś konkretnie zajmiemy się jedynie ratyfikacją traktatów rozbiorowych. W dalszej części wpisu wspólnie poszukamy ziaren prawdy o wydarzeniach, jakie rozegrały się w warszawskim sejmie z 1773 roku w wyniku, których formalnie zatwierdzono I Rozbiór Polski oraz zderzeniem tej wiedzy z najpopularniejszymi wyobrażeniami o tym wydarzeniu. Myślałem chwilę, jaką sekwencją dalej poprowadzić swój wywód żeby był w miarę spójny i nie zmęczyć materiału J. Zacznijmy, zatem od wizji, jaką większość z nas ma przed oczami myśląc o niesławnym czynie sejmu, który zgodził się na rozbiór kraju. Przywołajmy, zatem to wyobrażenie, oto obraz „Rejtan – upadek Polski”, jaki w 1866 stworzył 28-letni wówczas krakowski malarz Jan Matejko. Zanim o samym obrazie, garść ciekawostek z XIX wiecznej epoki. Matejko tworząc swoje dzieło oryginalnie miał w zamyśle alegoryczne przedstawienie utraty wolności i suwerenności kraju oraz roli, jaką w tym upadku odegrały najbardziej uprzywilejowane warstwy polskiego społeczeństwa. Artysta realizował już wówczas swój ideowy przekaz zapoczątkowany w 1864 roku obrazem „Kazania Piotra Skargi”. Obraz „Rejtan…” został wystawiony w krakowskim towarzystwie naukowym i niemal od razu stał się obiektem wielkich kontrowersji. Płótno zostało przyjęte bardzo krytycznie przez ówczesną opinię publiczną gdyż zdaniem oponentów był on zbyt aktualną i „jeszcze żywą” w społeczeństwie ilustracją przyczyn upadku Powstania Styczniowego. Możemy od razu stąd wysunąć wniosek, że protestująca wtedy opinia twierdziła, że do rozbiorów i upadku powstania… przyczyniły się podobne siły, zatem nasz naród niczego nie nauczył się na swoich błędach. Zaciekli krytycy, wśród których nie zabrakło znanych artystów (między innymi Wojciech Kornelli Stattler pierwszy mistrz Matejki, który uczył go malarstwa w akademii Sztuk Pięknych w Krakowie), popularnych pisarzy (Cyprian Kamil Norwid i Józef Ignacy Kraszewski hejtowali dzieło w prasie i publikacjach), kleru oraz możnych magnatów, czyli potomków arystokratów przedstawionych na obrazie (w przypadku kleru mowa o „potomkach” jest tylko skrótem myślowym J). Padały nawet hasła nawołujące do zniszczenia dzieła.  Szum w kraju był ogromny, ale idealista Matejko nie ugiął się pod naporem krytykantów, co więcej wykonał kolejny ruch i zgłosił swoje dzieło na Wystawę Światową w 1867 roku w Paryżu. Obraz na wystawie był prezentowany w „dziale austriackim” (Powstanie Styczniowe nie przywróciło nam wolności), zyskał sporą popularność wśród znawców i w efekcie nagrodzono je nawet medalem. Po wystawie obraz został za 50 tysięcy franków kupiony przez cesarza austriackiego i spoczął w Wiedniu. Do kraju powrócił dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku. Dziś znajduje się w Zamku Królewskim w Warszawie. Tyle o emocjach XIX społeczeństwa i teraz wróćmy do samego obrazu, który prezentuje poniżej.


Matejko nie krył, że na swoim płótnie pokazuje jedynie artystyczną interpretacje zdarzeń historycznych, która jest symbolem upadku moralnego szlachty i kleru, który w efekcie doprowadził do utraty niepodległości.  Mimo tego, że autor z całą mocą podkreślał, że obraz nie jest ilustracją z przebiegu konkretnego zdarzenia a jedynie zbiorem osób i symboli minionych czasów - ta teza do naszych czasów bardzo się rozmyła i praktycznie nie przetrwała w świadomości społecznej. I o tym właśnie będzie kolejnych kilka zdań.

Na początku trzeba napisać, że Matejko miał święta rację i większość z przedstawionych na obrazie scen w rzeczywistości nie miała miejsca i są jedynie pełnym symboli wytworem wyobraźni artysty. Po drugie należy od razu podać do publicznej wiadomości, że ze wszystkich znamienitych osób (śmietanka towarzyska II połowy XVIII wieku) uwiecznionych na płótnie – rzeczywiście w posiedzeniu sejmu rozbiorowego w 1773 roku uczestniczyło ich zaledwie 3 (słownie: trzech!). Pozostali przedstawieni przez malarza pełnią tam jedynie role symboliczne na równi z „przewróconym krzesłem” i „rozsypanymi monetami”. Kto zatem uczestniczył w obradach sejmu, który zatwierdził rozbiór? Otóż byli to: przegłosowany i jak zwykle bezradny aktualny władca Stanisław August Poniatowski, tryumfujący i dominujący marszałek sejmu z 1773 roku Adam Łodzia Poniński oraz ekspresyjny poseł województwa nowogródzkiego (dziś Białoruś) Tadeusz Rejtan. Który to jest ten Rejtan, każdy wie – został przez artystę symbolicznie pokazany jak próbuje nie dopuścić do zdrady i własnym ciałem blokuje wyjście z sali obrad. Marszałek Poniński (główny sprzedawca ojczyzny na usługach i pensji zaborców) to ten „w czerwonym” na pierwszym planie. Natomiast nasz król Stanisław August Poniatowski (też często na usługach obcych sił, które płaciły za dostanie życie i spłacały długi), to nie ta strojna w szaty osoba, która stoi obok Ponińskiego (to akurat jest magnat Stanisław Szczęsny Potocki, którego z tego, co zdążyłem się zorientować, większość myli z królem) – a został przedstawiony na drugim planie w głębi obrazu, jak ze rezygnacją biernie przypatruje się wydarzeniom, na które wcześniej już stracił wpływ. Pozostałe osoby uwiecznione na płótnie nie były świadkami tych wydarzeń, ponieważ nie przebywały w tym czasie w Warszawie a często nie było ich nawet w Polsce jak na przykład ambasador Repnin, który w roku 1773 nie był już czynnym ambasadorem i przebywał „u siebie w Rosji”. Nie bez znaczenia jest również fakt, że niektóre osoby przedstawione na obrazie w 1773 roku wyglądać musiały zupełnie inaczej z powodu swojego wieku, jak na przykład Hugo Kołłątaj, który w czasie sejmu miał w wtedy zaledwie 23 lata i był studentem w Rzymie. Są też osoby, które powinny być duchami gdyż w roku 1773 już nie żyły, jak na przykład magnat Franciszek Salezy Potocki, który zmarł rok wcześniej. Tym samym obraz nie może w żadnym wypadku służyć współcześnie, jako ilustracja tego historycznego wydarzenia a jedynie (jak chciał tego artysta) tylko, jako symboliczna wizja upadku ojczyzny. Nie ulega jednak wątpliwości, że pomimo tego, że diagnoza przedstawiona przez artystę jest z gruntu rzeczy słuszna, niestety oparta została w większości na symbolach (jak to sztuka), które nie w pełni zostały zrozumiane i zinterpretowane zgodnie z myślą malarza. Na koniec z punktu widzenia badacza czasów SAP, niestety trzeba uznać, że (jak już wyżej napisałem człowiek jeden obraz przyswaja lepiej niż 1000 słów) w wyniku późniejszej wielkiej popularności dzieł malarza, do niektórych arystokratów z tego obrazu (znanych z imienia i nazwiska) w tym szczególnie do ostatniego króla, Matejko nieumyślnie przyczepił „łatkę sprzedajnych zdrajców ojczyzny”. Zapewne artysta nie zdawał sobie wtedy sprawy z siły sprawczej swojego dzieła lub uznał, że cena, jaką poniosą niektóre postacie historyczne warta jest końcowego efektu. Stawiam na to, że chciał uzyskać piorunujący efekt, dlatego też użył takich symboli żeby wzbudzić maksymalne kontrowersje. Już wtedy, mimo że nie było jeszcze TVN24 liczył się nośny przekaz, który dawał rozgłos i sławę – u artystów bez zmian J

Teraz czeka nas drugie, bardzo smakowite danie J Z rozmysłem w części powyżej nie opisałem swoimi słowami, co właściwie za scenę przedstawił nam Jan Matejko i jak należy rozumieć te wszystkie symbole, których użył artysta. Nie ma sensu żebym się wysilał i nadwyrężał, jak już istnieje moim zdaniem najlepszy możliwy opis dzieła oraz jego najpiękniejsza interpretacja. Na scenę wchodzi mój idol … klap, klap, klap… Jacek Kaczmarski, oklaski dla Mistrza J Boże jak ja ilekroć słuchałem jego utworów (czyli często) a nawet wykonując je własnoręcznie w zaciszu domowym, zawsze podziwiałem tę ogromną wrażliwość, która pozwalała mu tworzyć te wszystkie niezapomniane utwory inspirowane obrazami i grafiką. Jacek Kaczmarski mając rodziców-artystów, w domu rodzinnym nasiąknął cały tym ich malarstwem, tym ich kolorowym środowiskiem. I ta wrażliwość i znajomość środków przekazu pozwalała mu potem jakże celnie odczytywać intencje artystów a wiedza historyczna i talent literacki pomagał mu je doskonale interpretować i aranżować w utwory muzyczne. Zawsze mnie to zastanawiało, jak to jest, że ja jak pewnie większość społeczeństwa stając przed obrazem, (co przyznaje bez bicia, że czynię rzadko) zachwycam się jedynie „tym co widzę” a zupełnie nie dostrzegam, nie odczytuje kontekstu i nie potrafię patrząc na płótno znaleźć tych ukrytych znaczeń. Ot talent, trafił na podatny grunt i dzięki temu powstało wiele niezapomnianych pieśni, dla mnie czasem lepszych i „celniejszych” niż ich malarski pierwowzór. O jednej z nich dziś będę miał okazje zaraz napisać J Nie może, więc się dziwić mistrz Matejko, że czasem jego obrazy nie zostały do końca zrozumiane, bo w końcu nie każda epoka ma swojego Kaczmarskiego, który przełoży obraz na inne, bardziej zrozumiałe dla ogółu formy. Na nasze szczęście Jacek Kaczmarski identycznie jak wcześniej Jan Matejko tez miał swój ideologiczno-historyczny plan do zrealizowania. Brał „na warsztat” i interpretował obrazy opisujące ważne chwile w życiu narodu polskiego. Przekładał te obrazy na słowa i dźwięki tworząc zupełnie nową tkankę. Robił to być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, między innymi dla takich osób jak ja, które zupełnie nie czują malarstwa i trzeba im łopatologiczno-muzycznie to wszystko przetworzyć, wygrać i wyśpiewać. A to już do mnie trafia i to bardzo mocno. Nie dziwi, zatem, że przy moich zainteresowaniach „Rejtan, czyli raport ambasadora” trafił mnie w serce dawno temu i zachwycił kunsztem. Po dziś dzień mnie zachwyca i wzrusza. Nikt lepiej nie opisze i wytłumaczy tego obrazu niż Jacek Kaczmarski. Najpierw posłuchajmy a potem popiszemy dalej.


Jak już posłuchaliśmy, to jeszcze poniżej słowa piosenki wraz z chwytami na gitarę (zakładam, że cos tam sobie w duszy czasem pogrywacie J)

Jacek Kaczmarski
Rejtan, czyli raport ambasadora

"Wasze wieliczestwo", na wstępie śpieszę donieść:              a E
Akt podpisany i po naszej myśli brzmi.                                a E
Zgodnie z układem wyłom w Litwie i Koronie                    a E
Stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt.                    a E A

Muszę tu wspomnieć jednak o gorszącej scenie,                  d E
Której wspomnienie budzi we mnie żal i wstręt,                  d E
Zwłaszcza że miała ona miejsce w polskim sejmie,               d E
Gdy podpisanie paktów miało skończyć się.                           d E a E

Niejaki Rejtan, zresztą poseł z Nowogrodu,
Co w jakiś sposób jego krok tłumaczy mi,
Z szaleństwem w oczach wszerz wyciągnął się na progu
I nie chciał puścić posłów w uchylone drzwi.

Koszulę z piersi zdarł, zupełnie jak w teatrze,
Polacy - czuły naród - dali nabrać się:
Niektórzy w krzyk, że już nie mogą na to patrzeć,
Inni zdobyli się na litościwą łzę.

Tyle hałasu trudno sobie wyobrazić!
Wzniesione ręce, z głów powyrywany kłak,
Ksiądz Prymas siedział bokiem, nie widziałem twarzy,
Evidemment, nie było mu to wszystko w smak.

Ponińskij wezwał straż - to łajdak jakich mało,                    d g d d
Do dalszych spraw polecam z czystym sercem go,               d g d d
Branickij twarz przy wszystkich dłońmi zakrył całą,            d E
Szczęsnyj-Potockij był zupełnie comme il faut.                    d E a E

I tylko jeden szlachcic stary wyszedł z sali,
Przewrócił krzesło i rozsypał monet stos,
A co dziwniejsze, jak mi potem powiadali,
To też Potockij! (Ale całkiem autre chose).

Tak a propos, jedna z dwóch dam mi przydzielonych
Z niesmakiem odwróciła się wołając - Fu!
Niech ekscelencja spojrzy jaki owłosiony!
(Co było zresztą szczerą prawdą, entre nous).

Wszyscy krzyczeli, nie pojąłem ani słowa.                     d E
Autorytetu władza nie ma tu za grosz,                            d E
I bez gwarancji nadal dwór ten finansować                    d E
To może znaczyć dla nas zbyt wysoki koszt.                  d E a E

Tuż obok loży, gdzie wśród dam zająłem miejsce,                           a E
Szaleniec jakiś (niezamożny, sądząc z szat)                                     a E
Trójbarwną wstążkę w czapce wzniósł i szablę w pięści -                a E a
Zachodnich myśli wpływu niewątpliwy ślad!                                  d E a A7

Tak, przy okazji - portret Waszej Wysokości
Tam wisi, gdzie powiesić poleciłem go,
Lecz z zachowania tam obecnych można wnosić
Że się nie cieszy wcale należytą czcią.

Król, przykro mówić, też nie umiał się zachować,
Choć nadal jest lojalny, mogę stwierdzić to:
Wszystko, co mógł - to ręce do kieszeni schować,
Kiedy ten mnisi lis Kołłątaj judził go.

W tym zamieszaniu spadły pisma i układy.
"Zdrajcy!" krzyczano, lecz do kogo, trudno rzec.
Polityk przecież w ogóle nie zna słowa "zdrada",
A politycznych obyczajów trzeba strzec.

Skłócony naród, król niepewny, szlachta dzika                    a a
Sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz.                    E7 E7
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,                             a E
To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse.                     a E

Dlatego radzę: nim ochłoną ze zdumienia                            d E
Tą drogą dalej iść, nie grozi niczym to;                                d E
Wygrać, co da się wygrać! Rzecz nie bez znaczenia,           d E
Zanim nastąpi europejskie qui pro quo!                                F E a E a

Dobrze a teraz przejdźmy do szybkiej interpretacji piosenki. „Rejtan, czyli raport ambasadora” jest kolejną częścią większego projektu artystyczno-patriotycznego autora. Po utworze Kaczmarskiego „Krajobraz po uczcie”, jaki prezentowałem na blogu jakiś czas temu, który jak pamiętamy wieszczył przyszły i raczej nieunikniony upadek państwa, teraz mamy dalszą część tej historii. W tym utworze nie ma już mowy o wieszczeniu, tu już jest „po zawodach” i znajdziemy szczegółowy opis oraz szybką diagnozę jak do tego upadku doszło. Doczekaliśmy się, zatem wreszcie przełożenia wizji symboli z obrazu Matejki na bardziej zrozumiały dla ogółu język literacki. To, co zapewne rzuca się w uszy od początku pieśni, to fakt, że narrator opowiada nam tutaj historię upadku kraju z punktu widzenia i perspektywy… rosyjskiego ambasadora. Już za sam ten zabieg jak dla mnie autor zasługuje na Oskara. Trzeba przyznać, że jest to perspektywa niezwykle przewrotna, a przez to ciekawa i szczera aż do bólu w wyrażeniu poglądów. W końcu rosyjski ambasador nie musi liczyć się ze słowami i może nazywać sprawy takimi, jakie są w swojej naturze i walić przy tym prostu z mostu. Dodatkowo taką relację możemy uznać, co do zasady za szczery głos w dyskusji, gdyż występuje w kontekście listu (raportu) pisanego przez dyplomatę Mikołaja Repnina do swojej szefowej, czyli Katarzyny II – a ta przecież nie zanosiła niedomówień i tak zwanej „miękkiej gry” J Możemy, więc zaufać autorowi raportu, który opisuje swojej imperatorowej wszystko, co wie i co widzi, najlepiej jak potrafi. A wie i widzi wiele, bo to przecież ambasada rosyjska w tych czasach podejmowała decyzje. Matejko przedstawił to symbolicznie, ambasadora, jako widza, który spogląda na cała sytuacje z balkonu z pozycji widza. Kaczmarski doskonale to wykorzystał i wzmocnił ten wątek czyniąc go kluczowym dla całego utworu. Co konkretnie ambasador widzi (poniżej fragment obrazu przedstawiający Repnina w towarzystwie Izabeli Lubomirskiej i Elżbiety Grabowskiej), to już wiemy po wysłuchaniu piosenki i przeczytaniu tekstu, więc nie będę tego za nadto rozwijał.



Zwrócę za to uwagę na kolejny majstersztyk, jaki zastosował Jacek Kaczmarski a mianowicie na francuskie wyrażenia, jakie w swoją relację jakby od niechcenia wtrąca narrator. Po za tym, że świetnie pasują do rymów i rytmu piosenki trzeba przyznać także, że zostały użyte bardzo celnie. Moim zdaniem znakomicie nawiązują do zasad, jakie panowały wówczas w XVIII wiecznej dyplomacji rosyjskiej. Znane są treści (fragmenty) raportów, jakie w tym czasie były przesyłane do Katarzyny II z Warszawy. Oczywiście jak już wcześniej wspomniałem ambasadorem wtedy nie był już pokazany na obrazie Repnin. Dość powiedzieć, że mamy tu do czynienia z bardzo ciekawą sytuacją polityczno-lingwistyczną. Oto w 1773 roku rosyjski ambasador Otto Magnus von Stakelberg (Niemiec) pisze raport z Warszawy do Cesarzowej Rosji Katarzyny II (też Niemka, urodzona w Szczecinie, jako Sophie Friedericke Auguste zu Anhalst-Zerbst-Dornburg) po francusku J Językiem międzynarodowej dyplomacji (i nie tylko) był w tym czasie język francuski i znakomicie zostało to uchwycone przez autora i zręcznie wplecione w tekst wyśpiewanego raportu. Jak dla mnie bomba.

Ostatnia cecha, na jaka chciałbym zwrócić uwagę to ta, która wyróżnia go na tle innych w sferze muzycznej. Nie jestem żadnym znawcą teorii muzyki, więc z góry proszę o wybaczenie, jeśli coś pokręcę, ale napiszę o tym prosto, jako z jednej strony słuchacz a z drugiej okazjonalny wykonawca. Otóż generalnie utwór jest prosty, zwarty i melodyjnie spójny, co zresztą nam Pan Jacek doskonale powyżej już przedstawił. Są w nim jednak „ukryte” smaczki, można by rzec efekty specjalne. W utworze kilkakrotnie mamy do czynienia z podkreśleniem sytuacji lirycznej tekstu przez dodatkowe użycie/wtrącenie fragmentu innej melodii, która jest na tyle popularna i znana, że łatwo kojarzy się odbiorcy z tekstem dopełniając i wzbogacając kompozycję. Trochę to zawiłe, ale jakie ma być skoro sam to wymyśliłem J. To nie do końca jest dobrze słyszalne w wersji, w której sam autor wykonuje utwór na gitarze. Dlatego tez proponuje nieco bogatszą dźwiękowo aranżację tria Przemysław Gintrowski – Jacek Kaczmarski – Zbigniew Łapiński z albumu o jakże wymownym tytule „Muzeum”.


Artyści grając w trzech mogli jeszcze bardziej podkreślić wymowę utworu i nadać mu szerszy kontekst wplatając w melodię (co najmniej dwukrotnie) po kilka taktów ukraińskiej melodii ludowej „Hej sokoły” oraz francuskiej „Marsylianki”. Oczywiście nie bez znaczenia jest moment, w którym te dwie melodie pojawiają się w utworze. Bez wątpienia Jacek Kaczmarski traktował swoja twórczość poważnie i z pewnością chciał, aby efekty jego pracy dorównywały dziełom sztuki malarskiej, jakie opisywały. Dlatego też nie zadowalał się prostym przekładem i zwykłą interpretacją a raczej tworzył swoje dzieła tak jakby on również malował obrazy, wzbogacając muzykę o elementy pozwalające odbiorcom jeszcze lepiej wczuć się w epokę.

OK., to tyle o dziełach malarskich, literackich i muzycznych. Na koniec tego artykułu zaplanowałem kilka zdań, które przedstawią okres ratyfikacji I Rozbioru Polski w świetle faktów historycznych z dostępnych mi publikacji.

Na początek trzeba powiedzieć, że pomysł rozbioru naszego kraju paradoksalnie narodził się we Francji, która to zaniepokojona sytuacją polityczną w naszej części Europy związaną z przedłużająca się wojną rosyjsko – turecką i realnym zamiarem włączenia się Austrii (która była sojusznikiem francuzów) po stronie tureckiej. Z kolei w tym czasie Prusy były związane przymierzem z Rosją, więc musiałby w tej sytuacji zaatakować Austriaków i Francja musiałby też na to zareagować i …wyszłaby z tego pewnie niezła zadyma. Więc ta sama Francja, która na mocy traktatu oliwskiego z 1660 roku kończącego „potop szwedzki” była gwarantem niepodległości Rzeczpospolitej, doszła do wniosku że w tej sytuacji rozsądnie będzie gdy walczące państwa dojdą do porozumienia i w ramach „zapłaty za pokój” otrzymają część terenów naszego kraju. W obliczu tych informacji, jakim paradoksem jest, że to właśnie do Francji Stanisław August Poniatowski słał poselstwa i protesty na mający się dokonać podział oraz nawet jeszcze w czasie trwania sejmu w 1773 roku miał zamiar (w przebraniu) uciec do Francji żeby nie podpisywać aktów rozbiorowych. Niestety Francja w tym czasie akurat stała na progu zmian władzy we własnym kraju, zmieniła tez przy okazji swoja politykę zagraniczna w stosunku do Polski i już do końca procesu była jedynie biernym widzem zdarzeń w naszym kraju. Poniżej szkic prezentujący władców przygotowujących się do I Rozbioru Polski.


Idea podziału Polski szczególnie przypadła do gustu władcy Prus Fryderykowi II, który miał na to wiele pomysłów oraz pilną potrzebę połączenia drogą lądową Prus Królewskich z reszta kraju. Nic dziwnego, że polecił swoim dyplomatom potraktować to jako priorytet swoich działań i przeć w kierunku realizacji tego pomysłu. Austria najpierw z dystansem odniosła się do pruskich propozycji, nie była zainteresowana gwałceniem praw międzynarodowych i ewentualnym konfliktem interesów z sojuszniczą Francją. Argumentami, które przekonały Austriaków były głównie te o ociepleniu stosunków z Rosją oraz o zakończeniu wojny domowej, która trwała w Polsce od 1768 roku (Konfederacja Barska) i która bardzo osłabiła pozycje króla w naszym kraju. Najbardziej opornie do pomysłu prusaków podeszli Rosjanie. Trzeba pamiętać, że traktowali cała Polskę, jako praktycznie „już swój kraj”, więc nic dziwnego, że na początku nie byli skłonni się tym krajem z nikim dzielić. W końcu Cesarzowa Katarzyna II była osobą ambitną, która budowała wielkie imperium, więc jak tu oddawać coś innym. I to, komu? Austriakom, którzy jeszcze miesiąc temu szykowali się do wsparcia Turcji w wojnie z Rosją… Wydawałoby się, że tych interesów nie da się pogodzić, ale, od czego była XVIIII wieczna dyplomacja. Trwały negocjacje warunków i zasad rozbioru, jednak decyzja była nieunikniona. Przyjęto zasadę faktów dokonanych, czyli najpierw działamy a potem rozmawiamy i już w 1769 roku Cesarz Austrii Józef II, jako pierwszy zajął przygraniczne terytoria polskie. Następnie do gry włączyły się Prusy, które od 1770 roku rozpoczęły powolne i planowe przejmowanie ziem pomorskich. Podobno zaborcy osiągnęli porozumienie już w połowie 1771 roku, jednak nie spieszyli się z kolejnymi krokami. Dopiero w lutym 1772 roku w Wiedniu podpisano układ rozbiorowy, który oficjalnie został zgłoszony stronie polskiej przez ambasadorów dnia 18 września 1772. Wcześniej, bo 5 sierpnia 1772 trzy armie wkroczyły w granice naszego kraju i zajęły terytoria, jakie sobie wcześniej uzgodniły (były małe wyjątki). Wtedy dopiero rozpoczęły się protesty króla i szlachty przeciwko tym aktom i planowanym zaborom, ale było już za późno, kraj wyniszczony wojną domową nie miał sił i środków do podjęcia skutecznych działań obronnych. Pozostała nam już tylko dyplomacja i poselstwa na dwory królewskie w całej Europie by ktoś się za nami wstawił. Można tu dodać, że z kraje bezpośrednio zainteresowane sytuacją w naszym regionie pozostały bierne, zareagowała tylko Hiszpania wnosząc protest a jedynie Turcja oficjalnie nie uznała rozbiorów. Prusacy nawet upamiętnili moment I Rozbioru Polski wydając okolicznościowy medal (poniżej), na którym na awersie widnieje popiersie Fryderyka II Wielkiego a na rewersie mamy rodzajową scenę, podczas której król Prus przysiadłszy na herbach Pomorza i Prus przygląda się mapie nowo zdobytych terenów trzymanej przez boginię Victorię. Zatem ordery zostały rozdane i było już „po herbacie”.


Teraz dochodzimy do sejmu i wydarzeń jakie nastąpiły zaraz przed tymi namalowanymi przez Matejkę i zaśpiewanymi przez Kaczmarskiego. Traktaty rozbiorowe dla swojej ważności musiał potwierdzić polski król i sejm. Zaborcy, więc zainteresowani byli szybkim i sprawnym procesem legislacyjnym. Rozpoczęły się wybory do sejmu, które niestety zostały w znacznej części kraju zbojkotowane. Nikt nie chciał być wybrany do sejmu, który jak wszyscy zdawali sobie sprawę będzie musiał potwierdzić utratę terytoriów. Niestety ta niechęć do wybrania wśród polskich patriotów ułatwiła zadanie zaborcom, którzy z łatwością wprowadzali do sejmu „swoich zwolenników”. Oczywiście w tym czasie za poparcie się płaciło złotem. W tym czasie król widząc, ze protesty na europejskich dworach spływają jak po kaczce starał się zorganizować wokół siebie mocne stronicowo, które w sejmie będzie mogło zablokować działania zaborców. Otworzył się na powracających z emigracji szlachciców walczących jeszcze niedawno „przeciwko niemu” w siłach Konfederacji Barskiej. Robił to, ponieważ słusznie uznał, że w tym dramatycznym czasie nie ma się sensu spierać o formę tu trzeba walczyć o przetrwanie ojczyzny. Udało mu się pozyskać kilku sojuszników, jednak wielu innych równie znamienitych i bardzo ważnych dla sprawy do końca nie zamierzało się z królem „ciołkiem” dogadywać. Zatem obóz królewski nie był zbyt silny. Dlaczego tak ważne było dla zaborców wybranie do sejmu swoich zwolenników, otóż musieli uważać żeby nie zginąć od „własnej broni”. Broni, którą w tej sytuacji było polskie prawo „liberum veto”, które pozwalało choćby jednemu niezadowolonemu posłowi zerwać głosowanie, obrady a nawet cały sejm i nie dopuścić do dalszego obradowania. Użyłem sformułowania „własnej broni”, dlatego, że wcześniej zaborcy już wielokrotnie niejednokrotnie przekupując posłów zrywali polskie sejmy i doprowadzali do paraliżu w kraju. Wiele sejmów się nie odbyło, wiele ustaw wzmacniających państwo polskie nie zostało uchwalonych, wiele praw, które wzmocniłyby i unowocześniły polskie społeczeństwo nigdy nie zostało przegłosowanych. To była mega skuteczna i zabójcza broń, więc przez wiele lat obce mocarstwa robiły wszystko żeby utrzymać w Polsce przestarzałe sarmackie prawo „liberum veto”. I teraz to prawo mogło uderzyć w nich samych. Plan był taki, żeby pozyskać do współpracy osobę, która będzie marszałkiem przyszłego sejmu. Tym sprzedajnym szlachcicem był właśnie przedstawiony na pierwszym planie dzieła Matejki – Adam Łodzia Poniński. No dobra mamy marszałka to teraz trzeba jeszcze „dokupić posłów”, jak pomyśleli tak tez zrobili. Generalnie opcja przychylna zaborcom miała mieć na sejmie większość. Polscy patrioci nastawili się zaś na zerwanie sejmu.

Konfederacja. Konfederacja, to słowo klucz i za razem jedyna w tym czasie skuteczna metoda na przeprowadzenie sejmu bez jego zerwania. Prawo mówiło, że jeśli sejm będzie skonfederowany to takiego sejmu nie można zerwać, bo „liberum veto” nie ma wtedy zastosowania. Tym samym obóz polskich patriotów straciłby swój oręż i już praktycznie nic nie stanęłoby zaborcom na swojej drodze. Zatem zaborcy stawiają na konfederacje sejmu. Konfederację zawiązał sam marszałek Poniński z poparciem grupy ponad 60 przekupionych posłów i senatorów. Ale jest kolejny problem. Na konfederację muszą zgodzić się wszyscy posłowie. I tu zaczyna się rola Tadeusza Rejtana, który wraz z grupa posłów stanął w opozycji do konfederatów i nie zgodził się na rozpoczęcie obrad. Opór był słaby, ale skutecznie przez kilka dni nie pozwolił rozpocząć obrad. Trzeba wiedzieć, że był to na dzisiejsze standardy taki „strajk okupacyjny”, w którym protestujący nie opuszczali gmachu sejmu, głównie z tego powodu, że zaborcy zapewne znaleźliby sposób by ich już tam drugi raz nie wpuścić. Prawo działało wtedy w jedna stronę, z pozycji siły i rosyjskich wojsk stacjonujących w Warszawie. To właśnie ten protest symbolicznie, jako rozdarcie szat i zablokowanie drzwi wyjściowych przedstawił w swoim obrazie Matejko. Są różne, nie raz sprzeczne relacje jak dalej potoczyły się losy oporu Rejtana i jego towarzyszy. Ja skłaniam ku tym, które twierdzą, że protest trwał kilka dniu poczas, których nieliczna grupa posłów okupowała sejm. Ponieważ tylko kwestia czasu było, kiedy opór zostanie złamany, to zaborcy pomogli temu wprowadzając szereg represji wobec protestujących i ich majątków. Oskarżono Rejtana i jemu podobnych o podburzanie do niepokojów i buntownictwo przeciw ojczyźnie, co poskutkowało wydaniem wyroków skazujących. Kilku posłów wywieziono na Syberię a innym skonfiskowano wszystkie dobra. W tym czasie protest Rejtana się załamał i po trzech dniach opuścił sejm i w asyście pruskiego wojska udał się na Litwę. Podobno potem podupadł na zdrowi umysłowym i w 1780 roku popełnił samobójstwo. Jak było, czy ktoś „mu nie pomógł” trudno dziś stwierdzić. W efekcie po zakończeniu kryzysu związanego z protestem doszło do ustanowienia konfederacji i zaborcy oraz ich marionetki zyskali w polskim sejmie praktycznie niepodzielną władzę. Ostatnią próbę obrony kraju podjął wtedy sam Stanisław August Poniatowski, który znany, jako bardzo przekonujący mówca, starał się przeciągnąć cała sprawę i przekonać większość posłów, że warunki, jakie proponują zaborcy w akcie rozbiorowym są niekorzystane dla ojczyzny, w takiej formie nie do przyjęcia i należy je jeszcze przeanalizować przed podjęciem decyzji. To rozsierdziło rosyjskiego ambasadora i Ponińskiego, którzy podjęli polemikę z królem zbijając jego argumenty. Koniec końców król zawnioskował o głosowanie nad jego wnioskami. I tu mamy kolejny faul ze strony Ponińskiego, otóż zarządził on wtedy „głosowanie nad głosowaniem”, czym dał niewątpliwy przykład parlamentarzystom III RP jak skutecznie zablokować obrady. Niestety wtedy własnie okazało się jak ważny dla przebiegu obrad był brak na sali patriotów (którzy nie dali sie wybrac do sejmu) i Tadeusza Rejtana oraz jego grupy posłów (wyjechali sami lub "z pomocą" zaborców i nie brali udziału w obradach), gdyz wniosek królewski przepadł róznicą 6 głosów. Zwolennicy zaborców przeszli do decydującej ofensywy i widząc, że obrady i głosowania się nadmiernie przeciągają zawnioskowali o wybranie spośród posłów i senatorów „delegacji”, która rozpatrzy tę sprawę. Ta „delegacja” to tez była nowość w polskim sejmie (cos jak komisja śledcza) i nie przypadkowo znaleźli się w niej jedynie zwolennicy uchwalenia legalizacji rozbiorów. Dnia 18 września 1773 roku „delegacja” podpisała porozumienia z ambasadami krajów zaborczych a dwa tygodnie później 30 września sejm zatwierdził traktat rozbiorowy. Król również potwierdził ważność traktatu i w zamian za ten gest zyskał między innymi anulowanie prywatnych długów oraz otrzymał wynagrodzenie, kilka tysięcy dukatów z kasy krajów zaborców. Trzeba jasno przyznać, że Stanisław August Poniatowski mimo tego, że jego intencje i działania były skierowane na obronę ojczyzny, jednak jak to miał w zwyczaju przegrał swoją kolejną walkę polityczną, nie potrafiąc zbudować silnego poparcia wokół swojej osoby. Zresztą trzeba przyznać, że strategia, jaka realizował król też może dziś wydawać się kontrowersyjna, można ją określić w skrócie słowami „trwać przy Rosji tak długo jak się da i w ten sposób unikać dalszego rozbioru Polski”. Znamienne są słowa, które miał wyrzec Stanisław August Poniatowski podczas jednej z jego płomiennych mów w sejmie: „choćby tej Polski zostało się tylko tyle, że ją kapeluszem będzie można nakryć, to ja i tak w niej jako król rządzić będę”. Część nieprzychylnych komentatorów uważa, że te słowa mówią o niczym więcej jak o tym, że nikt króla „nie oderwie od koryta”. Ja jednak chce wierzyć, że chodziło o „cos więcej”. Bliska moim poglądom jest teza Stanisława Cata Mackiewicza, który charakteryzując rolę króla w procesie upadku Rzeczpospolitej, jest zdania że to nie była wina „jednego człowieka” (w domyśle króla) a raczej całej ówczesnej elity społecznej kraju. Nic dziwnego, że po takim pokazie słabości struktur państwowych XVIII wiecznej Polski, w kolejnych latach krajem praktycznie rządził rosyjski ambasador. Sejm rozbiorowy obradował aż do 1775 roku, przynosząc obok wstydliwych ustaw również wiele znaczących i potrzebnych regulacji (na przykład Komisja Eukacji Narodowej), które wpływały na kraj w kolejnych latach. I to by było na tyle. Historia bez happy endu.

Mam nadzieje, że nie zanudziłem. Mam świadomość, że tylko lekko dotknąłem tematu i jest jeszcze wiele wątków do poruszenia, istotnych dla w miarę obiektywnej oceny okresu SAP. Jestem jednak zdania, że każda okazja do pogłębienia wiedzy o czasach w których obiegały monety, które zbieramy jest dobra. Obiecuje, że będą kolejne okazje, ale raczej bez nachalnej przesady. Dziękuję za doczytanie do końca i pozdrawiam J

W artykule korzystałem z wielu źródeł. Zdjęcia pochodzą z Wikipedii, WCN oraz ze strony www.pinakoteka.zascianek.pl . Wykorzystałem także informacje zawarte w ksiązkach: Stanisław Cat – Mackiewicz „Stanisław August”, Marian Henryk Serejski „Europa a rozbiory Polski”, Kraszewski Józef Ignacy „Polska w trakcie trzech rozbiorów 1772 – 1799” tom 1. Czerpałem wiedze również z publikacji dostępnych w internecie: Marcin Dobrowolski „Rozbiór Poslki systemem francuskim” ze srony www.pulshistorii.pb.pl , trzech artykułów Piotra Ugniewskiego „Dlaczego Francja nie udzieliła pomocy Polsce w dobie pierwszego rozbioru”, „Dyplomacja francuska wobec Rzeczypospolitej od misji Francois de Callieresa do rozbiorów”, „Propaganda Stanisława Augusta Poniatowskiego w stosunku do francuskiej opinii publicznej” dostępnych w Pasażu Wiedzy Muzem Pałacu Króla Jana III w Wilanowie pod adresem www.wilanow-palac.pl , „Prawdziwa historia Rejtana” ze strony www.odkrywcy.pl , „Rejtan, czyli raport ambasadora – analiza i interpretacja” ze strony www.kaczmarski.klp.pl , „Rozmowy niedokończone – wokół Rejtana Jana Matejki” ze strony www.culture.pl oraz z artykułów dostępnych w polskiej Wikipedii. Teledyski (jeśli tak to można nazwać) sa zaczerpnięte oczywiście z serwisu Youtube, natomiast tekst utworu i chwyty gitarowe ze strony www.camillo.cba.pl na której można znaleźć również inne ciekawe opracowania.

wtorek, 18 października 2016

Dwuzłotówki z 1774 roku, czyli monety wybite z kościelnych monstrancji

Jak się okazuje są takie lata w mennictwie za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego, do których się często i chętnie wraca, bo dzieje się w nich bardzo wiele ciekawych zdarzeń. Są to lata ciekawsze od innych, szczególnie pod względami tego, co działo się w ówczesnym mennictwie. Zatem naturalne jest, że od opisywania właśnie takich roczników zaczynam swoje wpisy na blogu. Jak na początku publikowania pisałem, że mennictwo w dziesięcioleciu zawierającym się latach 1770-1780, jest stosunkowo ubogie i raczej niszowe pod względem nakładów, to wszystko była prawda. Ale jak okazuje się nawet w takich trudnych politycznie i gospodarczo czasach są historie niesamowite,  historie związane z mennica warszawska, które są godne szerszego omówienia. Jednym z takich moich ulubionych roczników jest właśnie rok 1774. Całkiem niedawno opisałem już emisję srebrnych groszy z tego roku a teraz znów zanurzam się w ten czas, lecz tym razem scharakteryzuję emisje dwuzłotówek a przy okazji dodam kilka ciekawostek dla okraszenia artykułu. Poniżej dla wprowadzenia w klimat stolicy lat 70-tych XVIII wieku prezentuje fragment słynnego obrazu Canaletta „Widok Warszawy od strony Pragi”, który został namalowany właśnie w tym czasie..


Więc może na początek, jaki był ten 1774 rok dla mennictwa w czasach SAP? Generalnie kraj jak już pisałem zmagał się w tym czasie z ogromnym kryzysem gospodarczym, który miał bezpośredni wpływ również na działalność menniczą, która przezywała ciężkie chwile. Przede wszystkim rynek krajowy zalany był pruskimi fałszerstwami, ponieważ ten czas to apogeum produkcji i wprowadzania falsyfikatów, które opisuje w innym wątku. Po drugie władza nie potrafiła znaleźć skutecznej broni na zatamowanie tego procederu. I to właśnie w roku 1774 po raz pierwszy padł pomysł, by zacząć wybijać monety z czystego srebra. To miało zapobiec wprowadzaniu do obrotu monet z zaniżoną próbą srebra. Nie potrafię sobie wyobrazić jak autorzy tego pomysłu chcieli tę ideę wprowadzić w życie. Byłyby to prawdopodobnie pierwsze polskie bulionówki w czasach nowożytnych. Do realizacji nie doszło jak mniemam również z tego powodu, że przy ogromnym deficycie srebra na rynku pomysł nie miał racji bytu i okazał się, jak to sformułował Mieczysław Kurnatowski w publikacji „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego” - niepraktycznym. Dość powiedzieć, że w tym okresie, aby w ogóle mennica warszawska mogła prowadzić jakąkolwiek działalność istniała konieczność skupowania i przebijania rosyjskich rubli. Z braku srebra często praca w mennicy stała a załoga często wykonywała czynności porządkowe lub serwisowe. Kiedy produkcji nie było, mennica przynosiła jeszcze większe straty (niż normalnie) i istniał nawet głośny problem z brakiem środków na wypłaty dla pracowników. Pisze głośny, ponieważ zaległości sięgały I kwartału 1771 roku (temat nie był nowy) i problem nabrzmiał na tyle, że dotarł aż do króla. To właśnie miłościwie panujący, jako właściciel mennicy musiał wziąć na siebie odpowiedzialność i pokryć wszelkie koszty. A że z kasą było w tym roku krucho niech dowiedzie fakt, że Stanisław August nie wypłacił załodze zaległych pensji od razy tylko obiecał to zrobić w przyszłym roku… 

Problem z zaopatrzeniem w surowiec był ogromny i odciskał swoje piętno na całej działalności menniczej. Nie znaczy to, że nie biło się w tym roku monet. Produkowano „na pół gwizdka”, czyli ani nie etyle ile by było można ani nie tyle ile trzeba by było wybić monet by zaspokoić zapotrzebowani krajowe.  Rządzący szukali rozwiązania i znajdowali je głównie w ustanawianiu podatków i ceł, które należało opłacać srebrem lub zlotem, które potem w zamyśle miało wędrować do mennicy i służyć, jako surowiec. Mimo tego, że Polska była krajem wielokulturowym nie było wtedy mowy o dzisiejszym „szacunku dla różnorodności”. I tak, Żydzi i zagraniczni kupcy byli zobowiązani płacić cła złomem metali, którego cena była ustalona dla nich odgórnie i niekorzystnie, czyli wychodziło po 16 i 22 ½ grosza za dukata. Natomiast „kupcy polscy chrześcijanie” mogli płacić cła srebrem lub złotem liczonymi według normalnych stawek. Trzeba przyznać, że to ciekawa inicjatywa. Nie chce niczego sugerować… aktualnemu rządowi, bo raczej w zjednoczonej Europie teraz by teraz to już nie przeszło J

Jezuickie Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej
Przejdźmy teraz tytułowego, „czyli” – kościelnego srebra ze zlikwidowanego zakonu Jezuitów. Abstrahując od kontrowersyjnej i „politycznej” decyzji papieża Klemensa XIV, delegalizującego zakon Jezuitów i przepadek ich dóbr, trzeba powiedzieć, że w ówczesnych czasach Polski rząd i władze kościelne bez większego sprzeciwu wykonały zalecenia Watykanu. Dobra zakonu w Polsce posłużyły między innymi, jako fundamenty do realizacji reformy oświatowej Komisji Edukacji Narodowej i w większości zamienione zostały w placówki szkolne. Trzeba pamiętać, że Jezuci to był wówczas potężny i bogaty zakon mający ogromne wpływy polityczne i majątek. Wpływy w polityce, która ówczesnym porozbiorowym zamieszaniu często nie szła „pod rękę” z patriotyzmem, lecz jak to polityka - sprzyjała raczej interesom silniejszych, czyli w tym przypadku zaborców. Co pośrednio tłumaczy fakt, że tylko Prusy i Rosja nie zdecydowały się wykonać decyzji Papieża i na ich terenach oraz na terenach dawniej polskich znajdujących się ówcześnie pod zaborami, zakon działał normalnie. Można nawet powiedzieć, że to caryca Katarzyna II była wybawieniem z kłopotów i sprawcą tego, że Jezuici przetrwali najtrudniejsze czasy. Dodajmy tylko, że na Litwie i w Koronie powołano specjalne Komisje Rozdawnicze, których zadaniem było rozdysponowanie majątku po zlikwidowanym zakonie, który oszacowany został na ogromna kwotę 32 milinów złotych polskich. Nie ustrzeżono się przy tym oczywiście korupcji, defraudacji i pospolitego złodziejstwa.  Delegalizacja to gorący temat i nie będziemy w niego za głęboko wchodzić – w końcu obecny Papież Franciszek też jest członkiem tego zakonu, więc jak widać, władze kościelne już dawno uporały się z tym problemem. Dla nas ważne jest to, że z punktu widzenia ożywienia gospodarki Polski, decyzja o likwidacji zakonu była korzystana i sprawiła, że XVIII wieczna władza uwłaszczyła się na tym majątku. Srebro i złoto (nie wyłączając monstrancji) pozyskane z majątku jezuitów w znacznej części trafiły do mennicy i posłużyły, jako surowiec do bieżącej produkcji. Używam sformuowania „w znacznej części”, gdyż szacuje się, że nawet połowa dóbr przeznaczonych pierwotnie dla mennicy nigdy tam nie dotarła, ponieważ wcześniej została przejęta przez nieuczciwych urzędników. Jaki to był zastrzyk finansowy? Jak na te czasy ogromny podajmy, więc za Kurnatowskim, jaka była wartość tych dóbr. Cytuję „Dnia 17 maja dostarczono do mennicy skonfiskowanego srebra po zniesieniu zakonu Jezuitów z klasztoru poznańskiego wartości 15,683 zł. 3 szel. z kościołów krakowskich św.Macieja 19,343 zł. 10 gr., św.Barbary 2,207 zł. 18 gr. 1 szel., św.Piotra 50,554 zł. 15 gr. W ogóle 102,678 zł. 12 gr. a podług dyarusza sejmowego z r. 1780, w ogóle z Korony 379,720 zł. 7 gr., z Litwy 166,782 zł. 12gr.” Jak więc widać zastrzyk surowca po zsumowaniu wyniósł 546,502 zł. 19 gr. Jak wielka to kwota i jak bardzo los uśmiechnął się do mennictwa SAP w tym roku możemy łatwo stwierdzić, kiedy dodamy wartość całej emisji srebrnych monet w tym roku i odniesiemy do tego jezuicki wkład. Zatem w całym 1774 roku mennica w warszawie wybiła w srebrze monet o wartości 1 009 360 zł, więc srebro pozyskane z zakonu stanowi w przybliżeniu aż 54% całej produkcji. Co ciekawe pochodzenie tego srebra jest o tyle niesamowite, że warto w monetach z 1774 roku wziąć to pod uwagę gromadząc jak najwięcej odmian i wariantów. Trzymając w ręku srebrna monetę z tego roku istnieje spora szansa, że materiał pochodzi właśnie od jezuitów i wcześniej służył do kościelnych liturgii. Ot historia zaklęta w monecie J

Rocznik 1774 jest dodatkowo ciekawy o tyle, że w tym czasie doszło w mennicy do kolejnej zmiany na stanowisku mincmajstra, co zwykle obiecuje nam kolejne odmiany monet J. Od czasu monet z roku 1772, na których pojawił się skrót A.P. aż do „prawie” końcówki roku 1774 najważniejsze z punktu widzenia kolekcjonerów monet SAP, stanowisko w mennicy warszawskiej piastował Antoni Partenstein. Był to protegowany członka komisji menniczej Jana Borcha. Wysokiej klasy specjalista,  który pracował w mennicy warszawskiej już od 1766 roku na odpowiedzialnym stanowisku generalnego probierza . Bardzo ciekawie o zatrudnieniu Partensteina pisze Kurnatowski. Cytuję „Partenstein jest Czechem i posiada własność w Pradze. Zostaje w tym czasie oskarżonym i zagrożonym konfiskatą majątku za przebywanie za granicą. Aby grożącą burze usunąć, żąda pozwolenia do wyjazd do Pragi. Otrzymuje paszport królewski, lecz gdy do Pragi powraca, zostaje aresztowany, do więzienia wtrącony i dopiero staraniem króla na wolność wypuszczony”. Barwna relacja, z której dowiadujemy się o panujących w tym czasie obyczajach zakazujących poddanym podejmowanie pracy za granicą bez zezwolenia swojego władcy. W sumie jak na zajmowane stanowisko, to nie wiadomo o tym Czechu zbyt wiele. Wiemy, kiedy zaczynał prace w Warszawie i jak piął się po szczeblach kariery wykorzystując sprzyjające okoliczności i wsparcie protektora. Mamy również wiedzę jak zakończyła się jego przygoda ze stolica Polski. Otóż wykończył go zwykły donos, jaki trafił do króla od „życzliwego” podwładnego, którym okazał się urzędnik menniczy Gottlieb Schultze. W liście do Stanisława Augusta, który przypomnijmy formalnie był właścicielem mennicy, urzędnik podaje przykłady malwersacji finansowych i pospolitego złodziejstwa, jakich dopuścił się jego pryncypał oraz informuje króla o niebezpiecznym procederze bicia monet „na jego własny użytek”. Tego było widocznie władcy już za wiele, donos wpłynął 24 października 1774 roku i od razu ruszyło tajne śledztwo, które potwierdzało zarzuty stawiane przez „życzliwego”. I tak z dniem 31 grudnia 1774 roku Partenstein został zdymisjonowany i usunięty ze stanowiska. Starty, jakie poniosła mennica z powodu machlojek swojego mincmajstara wyceniono aż na ponad 60 tysięcy złotych. Dzięki książce Władysława Terleckiego „mennica Warszawska” wiemy też, że ta dymisja Czecha miała również niekorzystny wpływ na karierę jego mecenasa i tak w 1776 roku podkomorzy Jan Borch zmuszony był ustąpić ze swojego stanowiska. Co ciekawe Antoni Partenstein po dymisji z mennicy zajął się uprawą tytoniu i ze swojej plantacji słał listy do króla oferując mu tajne informacje o machlojkach innych urzędników z mennicy. Wiemy tez, że Stanisław August z uwagą potraktował te informacje, powołał kolejna ‘komisję śledczą”, która jednak nie wykazała nadużyć.

Ale najciekawsze dla amatorów mennictwa SAP jest dopiero na końcu . Otóż Czech mimo tego, że został odwołany z dniem 31 grudnia 1774 roku, praktycznie już w grudniu został odsunięty od pracy w mennicy. Na jego miejsce powołano Eiframa Brenna, który z miejsca począł dodawać swoje inicjały na bitych w grudniu 1774 roku monetach. Z tego to właśnie powodu, w niezamierzony przez króla sposób, mamy teraz jako poszukujący numizmatycy pole do popisu w poszukiwaniach monet z 1774 roku sygnowanych inicjałami E.B. lub nawet monet z inicjałami przebitymi z A.P na E.B. Stąd otwiera się przestań na nowe odkrycia. Czy tak będzie przy okazji dzisiejszych dwuzłotówek z 1774 roku zobaczcie sami w materiale, jaki publikuje poniżej.
Na początek odnieśmy się do tego, czego możemy się spodziewać przed rozpoczęciem badania ośmiogroszówek z tego rocznika. W najnowszym i najpełniejszym (jak dotąd) katalogu monet SAP mamy informacje o nakładzie 376 444 egzemplarzy. Wiemy również, że według skali rzadkości Edmunda Kopickiego, na którą powołują się autorzy, odmiana z A.P jest częstsza i została oceniona na R1 a odmiana z E.B. jest rzadsza i otrzymała R2. Ciekawe jak ta teza się obroni biorąc pod uwagę, to co napisałem powyżej, czyli że Eifram Brenn zaczął dodawać swoje E.B. w grudniu 1774 roku, więc teoretycznie tych monet nie powinno być zbyt wiele…? Można by a priori założyć, że różnica w rzadkości występowania odmian pomiędzy A.P. a E.B będzie nawet większa. Ok., co dalej widzimy w katalog? Otóż autorzy wymieniają 3 odmiany, więc już wiemy, że dostrzegli coś jeszcze oprócz samej zmiany inicjałów zarządców mennicy i zobaczymy w dalszej części, „co to jest”. Otóż czynnikiem na podstawie, którego wyznaczyli kolejną odmianę są różnicę w interpunkcji. Do podstawowej odmiany z inicjałami A.P oznaczonej, jako 24.i, dodają odmianę 24.i1, która różni się od poprzedniej „kropką po MARCA oraz kropką po COL zamiast dwukropka”. Jak dla mnie (i pewnie dla wielu innych amatorów monet SAP) drobna różnica w interpunkcji to raczej wariant a nie odmiana, więc już na początku analizy mam uwagę do autorów katalogu. To jednak nie koniec „skarg i zażaleń”. Mam kolejną ważna uwagę, odnoszącą się do tego, że w wyżej wspomnianym katalogu pokazano tylko 3 monety odmiany) i na tym niby ma być koniec!!! Nie znajduje uzasadnienia dla tego, że nie zostały wymienione kolejne warianty monet, których różnice są widoczne gołym okiem. Szczególnie dziwię się temu, gdyż w kolejnym roczniku dwuzłotówek 1775 opisanym w tym samym katalogu są opisane dokładnie takie różnice, jakie będę za chwile opisywał a których nie zdecydowano się umieścić w roku poprzednim. Trudna do zdefiniowania niekonsekwencja autorów. Ok. to tyle teorii a teraz przejdźmy do wypełnienia luki, jaką zostawili mi autorzy, czyli do praktycznego opisania rocznika.

Na początek zacznijmy od tematów podstawowych, ile właściwie mamy odmian dwuzłotówki z 1774 roku ? Otóż jestem zdania, że są dwie odmiany tego typu monety – oba związane ze skrótami zarządców mennicy. Mamy, więc odmianę z A.P., jako pamiątkę po Czechu Antonim Partensteinie oraz E.B. na chwałę kolejnego zarządcy mennicy Eiframa Brenna. Pozostałe różnice, jakich w tym roczniku dwuzłotówki jest wyjątkowo wiele (co już za chwile) warte są odnotowania wyłącznie jako warianty. Tu wrócę po raz kolejny do Pana Chałupskiego, który definiuje odmianę, jako istotne różnice pomiędzy monetami tego samego typu takie jak znak mennicy, znak podskarbiego/zarządcy mennicy czy tez istotna zmianę w rysunku. Wszystkie pozostałe drobniejsze różnice, które można zauważyć w ramach wnikliwszej analizy odmiany są już tylko wariantami. Do nich zaliczamy na przykład odmienną interpunkcję, drobne różnice w rysunku czy tez wzajemna przesunięcia tekstów/rysunków itd. Zatem mamy 2 odmiany a ile jest wariantów i czym się one od siebie różnią? I to jest to, co lubię najbardziej, czyli analiza samych monet na materiale dostępnym w zbiorach i internecie. Na próbie 33 przeanalizowanych egzemplarzy poniżej opiszę 7 wariantów, z których 5 przypisze odmianie A.P a 2 E.B. Od razu dodam, że różnice, jakie pokaże i opisze poniżej to tylko te najważniejsze spośród, wielu jakie występują. W dalszej części wpisu oczywiście odniosę badanie do rozkładu ilościowego poszczególnych wariantów a te dane porównam z nakładem, co w efekcie zaowocuje autorską propozycją oceny stopnia rzadkości wyznaczonych wariantów. Zatem przejdźmy do wariantów. Tak jak pisałem różnic pomiędzy monetami jest wyjątkowo wiele i żeby nie mnożyć wątpliwej jakości niepotrzebnych wariantów, to poszukiwanie różnic ograniczę tylko do rewersu monet. Tym samym zakładam, że awersy są jednakowe i na tym polu odmiany ani warianty nie występują, – co oczywiście jest jakąś propozycją „prawdy”, bo wiem, że zdesperowany badacz ze sprzętem dobrej jakości jakby naprawdę sie postarał, to mógłby i tam coś nowego znaleźć. J  Ale jak już kiedyś obiecałem, nie będę się w swoich analizach skupiał się na poszukiwaniu różnić na siłę. Żadnych suwmiarek ani mikroskopów i liczenia bakterii. Zatem przeanalizuję wyłącznie rewersy a i tak będę miał pełne ręce roboty… Żeby dobrze to przeprowadzić, zaproponuje poniżej 4 punkty kontrolne do poszukania różnic pomiędzy badaną próbą 33 monet i na tej podstawie określimy wzajemną odmienność i znajdziemy nasze warianty.

Punkty kontrolne to:
1) „MARCA” – czy występuje kropka po tym wyrazie czy tez jej nie ma
2) „COL” – czy po tym wyrażeniu jest kropka czy dwukropek
3) „8.GR.” – możliwe są trzy poziomy ułożenia: wąsko, średnio i szeroko (pokaże to dalej)
4) „inne” – dodatkowe elementy charakteryzujące dany wariant (pokaże je dalej)

Punkty 1) i 2) są proste do oceny i jeśli tylko moneta jest w stanie pozwalającym określić te dane, to nie powinno być z tym żadnych problemów. Dlatego też ważne jest żeby dwa kolejne punkty kontrolne też określić w taki sposób by nie pozostawiały wątpliwości. Weźmy się, zatem za punkt 3). Gołym okiem widać, że nominały „8.GR.” na monetach dwuzłotowych z 1774 roku zapisane są na różne sposoby i nie jest to bynajmniej jakaś mała i nieistotna różnica. Są takie monety, w których napis jest bardzo wąski (stąd „8.GR.” wąsko), są też takie, w których napis jest bardzo rozwlekły (stąd „8.GR.” szeroko). Na końcu mamy też układ pośredni, wystarczająco skoncentrowany by znacznie różnic się od „8.GR. szeroko”, ale nie na tyle ścisły by być określony, jako „8.GR. wąsko” - który nazwałem nie inaczej jak „8.GR.” średnio. Żeby nie zostawić miejsca na spekulacje i domysły poniżej pokazuje zdjęcie, na którym zestawiłem te trzy możliwości dla każdej z dwóch odmian. Sądzę, że po zapoznaniu się z nim nie będzie już wątpliwości, „co autor miał na myśli”.


Jeśli już wiemy jak różne jest usytuowanie nominału, to przejdźmy płynnie do punktu 4). To interesujący punkt, gdyż po raz pierwszy stykam się z nieopisanymi różnicami tego typu występujących w każdej z odmian. Tajemnicze? No może trochę J Otóż badając monety ustaliłem, że dwa warianty różnią się od pozostałych cechami innymi niż interpunkcja czy wzajemne ustawienie kompozycji monety. Na jednej z odmian występuje odmienny orzeł a na kolejnych kilku mamy odmienny wieniec. Przejdźmy i zobaczmy po kolei, o co biega. Najpierw orzeł, proszę porównać dwa orły na zdjęciu poniżej.

Jak dla mnie spora różnica. Na jednym z wariantów, prawdopodobnie tym najwcześniejszym, do wytworzenia stempla została użyta punca z orłami (dotyczy obu orłów na rewersie), które występowały na wczesniejszych dwuzłotówkach, na przykład tych w roczniku 1772. Główna łatwo dostrzegalna odmienność widoczna jest w głowie i dziobie orła. Orzeł z WARIANTU 1 ma większą głowę i pokaźny dziób, czym znacznie rożni się od wszystkich orłów na pozostałych wariantach dwuzłotówek z tego roku.

Teraz przejdźmy do WARIANTU 5, którego dodatkową cechą jest odmienny wieniec od wszystkich innych wariantów z odmiany A.P. Na zdjęciu poniżej pokazuje i objaśniam tylko te najważniejsze i najłatwiej dostrzegalne różnice. Żeby nie zabazgrać obrazu i nie uczynić go nieczytelnym, nie zdecydowałem się na użycie kolorowych ramek żeby konkretnie wskazać różnice. Wypisałem je pod zdjęciem. Proszę popatrzeć i samemu ocenić, czy nie zasługuje to na swój wariant. 


Teraz przejdźmy do WARIANTÓW 6 i 7, które wyznaczyłem w obrębie odmiany ze skrótem E.B. Dodatkową cecha różniącą obie monety jest BARDZO odmienny wieniec (jako cecha główna) oraz inne mniejsze ale równie istotne różnice jak np. korona. Róznice występujące w wieńcu mozna śmiało porównać do tych w odmianach dwuzłotówek z roku 1775 opisanych w katalogu. Różnic jest sporo więc liczę, że nikt ni będzie miał wątpliwości, co do tego, że jest to w miarę istotna obserwacja, która zasługuje na minimum osobny wariant. Proszę zerknąć poniżej.

Wymieniłem tylko 5 istotnych różnic, ale na pewno jest ich więcej, ponieważ są to… dwa zupełnie inne wieńce. Różna ilość listków często w katalogach traktowana jest, jako odmiana, ale ja jako amator, nie musze stosować się do wszystkich tych zasad, - szczególnie, że sami autorzy katalogów ich nie przestrzegają – raz klasyfikując różnice jako odmianę, raz jako wariant a raz w ogóle przemilczając.

Przyznaje jak na niskonakładowy rocznik zwykłych dwuzłotówek to odkryć wyszło na kilka wpisów w blogu. Teraz wypada to jakoś usystematyzować i opisać. Poniże tabelka w której umieściłem wszystkie powyższe cechy monet i ułożyłem je według wariantów.


Ponieważ jest tego tak dużo, postanowiłem od razu wypracować metodę do szybkiego porównywania monet dwuzłotowych z tego rocznika. Żeby było oficjalnie to nazwałem to narzędzie „mapa drogowa”. Zatem poniżej mój debiut, jako inżyniera ruchu. Zaczynamy od żółtego pola a dalej już dajemy się ponieść epoce SAP i idziemy jak strzałki nas zaprowadzą  J 

To tyle prezentacji (braku) moich zdolności plastycznych. A teraz przejdźmy dalej i zobaczmy, jaka ilość poszczególnych wariantów została określona w badaniu i jak to się ma do nakładu i stopni rzadkości. Na próbie 33 egzemplarzy otrzymałem rozkład widoczny w tabeli poniżej.


Jak widać wyszedł mi dość mocno rozdrobniony układ i każdy wariant ma swoją niezbyt liczna reprezentacje. Zobaczmy jak to odciśnie się, kiedy przyrównany procenty do nakładu 376 444 sztuk.


Nie ma zaskoczenia, WARIANT 5 z odmiennym wieńcem, który spotkałem zaledwie na jednej monecie (była w ofercie na ostatniej aukcji WCN) wydaje się być najmniej popularny. Z drugiej strony WARIANT 4 był najczęściej reprezentowany w badanej próbie. Stopnie rzadkości według skali Edmunda Kopickiego przyznałem jak zwykle subiektywnie, oceniając nie tylko sam nakład, ale liczbę egzemplarzy, jakie mogą być dostępne. Trzeba tu przy okazji dodać, że obserwuje w tym roku niepokojąco wielka ilość aukcji dwuzłotówek z 1774 roku. Mam nadzieję, że to przypadek a z drugiej strony miła okazja do uzupełnienia swoich zbiorów. W tabeli poniżej prezentuję moją propozycje ocen rzadkości występowania poszczególnych wariantów.


I tak, okazuje się że Pan Kopicki miał raczej dobre przesłanki przyznając odmianie A.P. ocenę R1 a odmianie E.B. notę R2. U mnie wyszło podobnie, więc ciekawe z jak wielka intensywnością Eifram Brenn musiał w grudniu zabrać się do bici monet ze swoimi inicjałami. Jeśli miał jakiś plan to z pewnością go zrealizował a nawet przekroczył… i premia wpadła J

Ok. a teraz już finiszujemy i tradycyjnie pokaże wszystkie warianty dwuzłotówki z 1774 w układzie i z opisem jak w katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Dla monet, które nie występują w tej pozycji (jest ich dziś wątkowo dużo) nadałem kolejne numery ze znakiem zapytani na końcu.

ROCZNIK 1774

1) WARIANT 1 - 24.i
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (A.P. / 8. GR.) PURA.COL: 1774.
ODMIANA A.P. ; 8.GR. WĄSKO ; ODMIENNE ORŁY
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: Plage 324, Kopicki 2401, Parchimowicz 1221.m
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 45 630 sztuk  = rzadkość R2

2) WARIANT 2 - 24.i3? (nie notowany)
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P. / 8. GR.) PURA.COL. 1774.
ODMIANA A.P. ; 8.GR. ŚREDNIO
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: NIE NOTOWANY
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 79 852 sztuk  = rzadkość R1

3) WARIANT 3 - 24.i4? (nie notowany)
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P. / 8. GR.) PURA.COL: 1774.
ODMIANA A.P. ; 8.GR. ŚREDNIO
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: NIE NOTOWANY
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 45 630 sztuk  = rzadkość R2

4) WARIANT 4 - 24.i1
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P. / 8. GR.) PURA.COL. 1774.
ODMIANA A.P. ; 8.GR. SZEROKO
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: NIE NOTOWANY
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 102 667 sztuk  = rzadkość R1

5) WARIANT 5 - 24.i5? (nie notowany)
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (A.P. / 8. GR.) PURA.COL: 1774.
ODMIANA A.P. ; 8.GR. SZEROKO ; ODMIENNY WIENIEC
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: NIE NOTOWANY
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 11 407 sztuk  = rzadkość R3

6) WARIANT 6 - 24.i2 
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P. / 8. GR.) PURA.COL. 1774.
ODMIANA E.B. ; 8.GR. SZEROKO ; 3 LISTKI W WIEŃCU Z LEWEJ
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: Plage 325, Kopicki 2402, Parchimowicz 1221.n
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 45 630 sztuk  = rzadkość R2

7) WARIANT 7 - 24.i6? (nie notowany) 
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P. / 8. GR.) PURA.COL. 1774.
ODMIANA E.B. ; 8.GR. ŚREDNIO ; 2 LISTKI W WIEŃCU Z LEWEJ
Rant: OZDOBNY ORNAMENT
Inne katalogi: NIE NOTOWANY
Nakład łączny rocznika 376 444
Estymowany nakład WARIANTU 45 630 sztuk  = rzadkość R2

Uff… sporo dziś materiału. 
Podsumowując dzisiejszy wpis, mamy znów pełna garść nowych wariantów, które nie zostały jeszcze opisane w najnowszym katalogu duetu Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Oczywiście nie znaczy to że namawiam do zbierania każdego istniejącego wariantu, ale dobrze że są w ogóle tak ciekawe i nieoczekiwane mozliwości. A co jeszcze fajniejsze teraz już wiemy, że w tym roczniku mennica wiele zawdzięcza zarówno Jezuitom jak i pewnemu „życzliwemu” urzędnikowi. Zatem vivat król i jego cudowna mennica ! 

Do zobaczenia niebawem, dziękuję za doczytanie do końca :-)

W dzisiejszym wpisie wykorztałem zdjęcia z Warszawskiego Centrum Numizmatyki, Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oraz Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. Skorzystałem też z informacji i zdjęć ze strony www.laskawa.pl należącej do Sanktuarium Matki Boskiej Łaskawej patronki Warszawy ul.Świętojańska 10 oraz z publikacji Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego”.