środa, 30 maja 2018

Majowe aukcje, czyli trzy debiuty, trochę byków i rychły pogrzeb.

I tak, kończy się właśnie kolejny miesiąc aukcyjny i nadszedł czas na krótkie podsumowanie kilku imprez oraz efektów, jakie przyniósł mi udział w tych wydarzeniach. Jeśli miałbym jednym zdaniem scharakteryzować miesiąc maj na rynku numizmatycznym, to byłoby to slogan „cisza przed burzą”, czyli leniwy czas oczekiwania na to, co czeka nas już za chwilę w czerwcu. Tym samym można napisać, że co prawda kilka aukcji numizmatycznych się odbyło, a nawet nie brakowało debiutów, jednak ten miesiąc nie powalił miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego na kolana. A nawet wprost przeciwnie, bo nieco znudził swoją dość przeciętną handlową ofertą. To, co było OK, to zdecydowanie dopisała nam pogoda J. Ale jako, że to nie blog turystyczny, to może się okazać, że akurat ten czynnik nie miał wielkiego znaczenia dla handlu polską numizmatyką. W końcu nie poruszam tu wątków rodem z warszawskiej giełdy Na Kole. Jednak pisząc na poważnie, to nie wszystko, co się w aukcyjnym maju wydarzyło było w mojej ocenie pozytywne. Dlatego też w dalszej części wpisu może nie być wcale aż tak miło, pojawią się wirtualne klapsy wymierzane firmom, które mi „podpadły”, więc artykuł nadaje się raczej dla czytelników pełnoletnich J. Na tym mętnie zarysowanym tle będę w dalszej części opisywał swoje działania zakupowe. Mam nadzieje, że dostatecznie pogmatwałem łatwą sprawę i zaciekawiłem na tyle, że warto będzie doczytać do końca.

Dziś, mam nadzieję krótko i rzeczowo opiszę grupę 4 ogólnopolskich aukcji internetowych, do których się zapisałem. Będzie to relacja chronologiczna, a ilość tekstu przeznaczona każdej z imprez, będzie w znacznym stopniu proporcjonalna od stopnia atrakcyjności sprzedanej oferty monet SAP, widzianej z mojego punktu widzenia. Na dobry początek proponuje ilustrację, która pokazuje majowy „rozkład jazdy” z przymrużeniem oka J.
I jak już powyżej pokazali aktorzy na fotce z kultowego filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Stanisława Barei, majowe propozycje numizmatyczne nie spotkały się z mojej strony z jakimś większym zainteresowaniem. Żeby nie przedłużać, przejdę teraz szybko i sprawnie przez każdą z tych imprez.Na pierwszy ogień trafił kolejny w tym roku debiut, bowiem na portalu OneBid w dniu 12 maja odbyła się pierwsza aukcja poznańskiej firmy Numis Poland. Ostatnimi czasy sporo nowych firm próbuje swoich sił na tym polu. Jest koniunktura, jest klient, więc i towar się znajdzie. Wszystko się robi by wykorzystać ten sprzyjający moment. Czasami na rynek trafiają wybitne kolekcje, czasem jest to specjalnie wyselekcjonowany towar, jednak najczęściej po prostu opróżnia się szuflady i magazyny z zalegających tam przedmiotów i zaoferuje się miłośnikom monet, swego rodzaju numizmatyczny misz-masz. Jakoś właśnie do tej ostatniej kategorii trafia najwięcej debiutantów. Jak było tym razem, popatrzmy?

Numis Poland zgromadził do sprzedaży 606 obiektów, z czego zdecydowaną większość stanowiły banknoty. Jak widać firmy szukają swoich nisz i specjalizacji, co w sumie jest zrozumiałą strategią. Polskich monet wystawiono jedynie dwie pełne garście, czyli w sumie 37 sztuk. Czy w tak mizernej ofercie może znaleźć się cos ciekawego? Jak okazuje się nie ma reguły i zawsze warto to sprawdzić. Ja zapisałem się do tej aukcji wyłącznie z jednego, niezbyt istotnego powodu. Chciałem zobaczyć jak przebiegnie licytacja jedynej wartej mojego zachodu monety Stanisława Augusta Poniatowskiego, jakim był zaslabowany szóstak z 1795 roku, którego prezentuje niżej.
Moneta została oceniona przez PCGS, jako mennicza i przyznano jej notę MS 62. W sumie jak na 6-cio groszówkę z ostatniego roku bicia to wyglądała nawet spoko. Wybita wyraźnie i centralnie, bez wad blachy, jakie są częste dla monet w końcówce naszej państwowości. Notę za wygląd sreberka jednak zdecydowanie pogarszał rdzawy nalot, jaki w znacznej części opanował rewers. Zdecydowanie nie był to ten typ szlachetnej patyny, który dodaje uroku starym monetom, szczególnie, że wcale nie było pewne, czy wolne od tej rdzy powierzchnie nie zostały kiedyś wyczyszczone. Co widziałem w tym konkretnym krążku to, w sumie sam dobrze nie wiem. Z jednej strony nie podobał mi się zbytnio, jednak nie ulegało wątpliwości, że była to mennicza sztuka - a mój egzemplarz nadaje się do wymiany, więc od dłuższego czasu szukam czegoś w zdecydowanie lepszym stanie. W efekcie zapisałem się do aukcji i wziąłem w niej udział. Siedziałem ładnie zalogowany w chwili, kiedy trwała ta konkretna licytacja. Niestety cena, jaką chciałem zaproponować nie okazała się nawet połową kwoty 2,3 tysiąca złotych, jaką ktoś inny zdecydował się wydać na ten egzemplarz. To nie moja bajka. Dalej już nic mnie za bardzo nie interesowało, więc bez żalu zakończyłem swój udział w tym krótkim wydarzeniu. Może następnym razem J.

Druga impreza, w jakiej uczestniczyłem w maju odbyła się dzień później i była pod pewnymi względami podobna. To kolejny debiut na One Bid. Pod logiem znanej platformy aukcyjnej Numimarket, skrzyknęły się dwie dobrze znane kolekcjonerom firmy, czyli poznańska Bielik Monety oraz ze wszech miar toruńska - Numizmatyka Toruń. Byłem ciekaw jak im to wyjdzie, bo w końcu logo znajome, kupowałem tam nie raz i raczej zawsze byłem zadowolony. No fakt, że to było jednak dość dawno, bo ostatnio nic rozsądnego jakoś tam nie spotykam. Być może to właśnie na tej aukcji wystawią jakieś swoje perełki w rozsądnych cechach? Pomyślałem, że warto to sprawdzić. Kiedy pojawiła się oferta w sieci, okazało się, że na handel przygotowano 693 przedmioty i wszystkie one w odróżnieniu do poprzedniej aukcji były monetami. Jednak już po 5 minutach przeglądania oferty mina mi zdecydowanie zrzedła, gdy okazało się, że z tej sporej grupy niemal 2/3 stanowią tak zwane „monety świata”, czyli coś, co pozostaje zupełnie po za moimi zainteresowaniami. Pozostało, więc pogrzebać głębiej w ofercie i w efekcie udało się namierzyć 17 monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tak wyglądała ta oferta ogólnie, poniżej najważniejsze srebra SAP widziane „z lotu ptaka” J.
Do sprzedaży trafił zbiór grubszych nominałów, zbudowany z kilku talarów i półtalarów oraz paru dwuzłotówek. Niektóre roczniki nawet ciekawsze, niestety dla mnie, wszystkie koronne monety były zbyt mocno wymęczone obiegiem. Jak jeden mąż, moneta za monetą prezentowała stany zachowania bliskie opłakanych, opisanych całkiem rozsądnie, jako III lub gorsze. Nie było nawet, na czym dłużej „zawiesić oka”. To zdecydowanie była oferta dla poczatkujących kolekcjonerów okresu SAP lub do zbieraczy, którzy nie zwracają większej uwagi na stan zachowania. Ja do nich nie należę. Mój plan był prosty, odpuścić sobie imprezę i miło spędzić niedzielę. Byłbym wykonał ten plan w 100% jednak organizatorzy przysłali mi katalog, za co ja w ramach dziwniej pojętej „wdzięczności” zgłosiłem się jednak do aukcji. Zwiedziony otwartym wątkiem na forum TPZN.pl wychwalającym część oferty, podjąłem drugą próbę by wybrać sobie, choć jeden egzemplarz, którym bym był zainteresowany. Niestety znów poległem. Nie było tam nic, co przyspieszyłoby bicie mojego serca, a to jak wiadomo zwykle jest podstawa decyzji o zakupach. Kto nie wie, niech spyta swoje drugie połówki J. . W efekcie nie zalogowałem się nawet na moment podczas dwóch dni trwania sprzedaży. Dopiero na koniec imprezy sprawdziłem dla zasady, jakie ceny uzyskały monety SAP. Ceny były lekko-pół-średnie, co uznałem za niezły wynik dla obu stron transakcji, przynajmniej lepszy niż średni poziom zachowania samych monet. Podsumowując ta imprezę, nic nie kupiłem. Coś mi z Numimarketem ostatnio jakoś nie po drodze L.

Trzecia z kolei aukcja, znów była historycznym momentem inauguracji. Tym razem swoich sił na OneBid spróbował warszawski Antykwariat Karola Karbownika. Przyznam się bez bicia, że nie słyszałem o tej firmie wcześniej i za bardzo nie wiedziałem, czego mogę się po niej spodziewać. Odnotowałem jednak założenie na forum TPZN.pl specjalnego wątku aukcyjnego, a to zawsze jakiś drobna wskazówka, że może czekać nas tam coś ciekawego. Jak było dowiedziałem się szybko, kiedy opadła kurtyna i organizator pokazał swoje fanty. Ilość 238 obiektów nie powalała na kolana, pozostała jeszcze nadzieja, która jak wiadomo umiera ostatnia, że zaskoczy mnie ich wyjątkowa jakość. To, co zwróciło jednak moją uwagę jako pierwsze, to ogólnie duża ilość medalów, które razem z monetami organizator zakwalifikował do poszczególnych okresów historycznych. Akurat lubię takie podejście, kiedy monety są sprzedawane wraz z medalami i odczytałem to, jako mały plusik. Nie jest tajemnicą, że bardzo interesuje mnie medalierstwo nowożytne, szczególnie w kontekście warsztatu pracy mistrza Holzhaeussera oraz tych wszystkich magicznych procesów produkcji w XVIII-wiecznej mennicy koronnej. Dlatego też przy okazji aukcji monet, zawsze chętnie spoglądam na medale z okresu SAP. Ot tak dla zasady J. I to właśnie okazał się mój jedyny punkt zaczepienia na tej imprezie, gdyż na 7 numizmatów zakwalifikowanych do okresu rządów Poniatowskiego, tylko 1 był monetą. Samotny talar z ciekawego rocznika 1777 był szczególnym rodzynkiem, proszę tylko spojrzeć, co nam tu zaoferowano.
Ktoś się nie bał i zniszczył ładnego talara. Bezrozumny wandal poskrobał czymś ostrym obie strony rzadszej monety, tworząc z ciekawego i pewnie drogiego krążka, niemal bezużyteczny numizmat, przeznaczony jedynie dla fanów tego rocznika. Jak w ogóle można było mu to zrobić, krzyk rozpaczy uwiązł mi w gardle. Pewnie bym o nią powalczył a może nawet i kupił, ale nie w takim stanie. Organizator zaznaczył w opisie, że nie jest idealna. Nazywając to barbarzyństwo „śladami poprawiania tła i polerowania”. No ładnie, kto to widział, aby polerować monety papierem ściernym L.  Tym samym nie było sensu startować do licytacji jedynej monety Poniatowskiego. I w taki to oto sposób, znów nie powiększyłem swojego zbiorku.

Trzy majowe imprezy minęły niepostrzeżenie, a ja w dalszym ciągu NIC. Cała nadzieja pozostała w 15 Aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka. Tam zwykle spotykałem wiele interesujących monet, jednak najczęściej ich ceny były tak przerażające, że rzadko udawało mi się coś zakupić. Jednak jakaś szansa zawsze była, szczególnie, że impreza reklamowana została złotym medalem Stanisława Augusta Poniatowskiego i zapowiadana była, jako wielkie dwudniowe wydarzenie.
Ponieważ na wystawiony za cenę wywoławczą w kwocie okrąglutkich 100 tysięcy złoty medal „MERENTIBUS” raczej sobie „nie zasłużyłem”, więc teoretycznie więcej gotówki mogłem poświęcić na inne monety. Teoretycznie, to tak J.  Z 33 numizmatów z okresu SAP, jakie wystawiono do sprzedaży, aż 25 egzemplarzy stanowiły srebrne monety koronne. Jednak większość z nich stanowiły monety, które już posiadam i/lub ich stan zachowania był poniżej granicy, jaką preferuje. To dziwne, bo dotąd u Niemczyka królowały wyselekcjonowane sztuki a teraz wyglądało to jak pospolite ruszenie numizmatyczne. Dlatego też po dogłębnej analizie oferty, jedynie 3 sztuki brałem po uwagę planując strategię licytacyjną.

Zanim jednak napiszę kilka zdań o moich faworytach, to muszę otwarcie i szczerze odnieść się do niskiej jakości opisów wystawionych tam monet. Zarówno w ofercie opisanej na stronie aukcji w internecie, jak i w książkowym katalogu, który jak zwykle otrzymałem od organizatorów, aż roiło się od „byków” i niedokładności. Przyznam, że byłem tym mega zaskoczony, bo co, jak co, ale katalogi od Niemczyka nie dość, że zawsze prezentowały się pięknie, to i do opisów jakiś większych uwag dotąd nie zgłaszałem. Tym razem było inaczej. Praktycznie, co moneta to wpadka. Dla przykładu, podam jedynie pierwsze trzy z brzegu:

- Pozycja 394. Talar „zbrojarz” z 1766 – w katalogu aukcyjnym opisany został, jako okaz nienotowany w najnowszym katalogu monet SAP oraz jako cytuję: „podobny do 32.a9”. Mogę się zgodzić jedynie z drugą częścią opisu i to jedynie pod warunkiem, jeśli uznamy, że każdy talar jest w gruncie rzeczy do siebie podobny J. Żartuje, bo to wariant 32.a10 jak wyjęty z książki i trudno mi znaleźć rozsądny powód, dlaczego nie został dobrze zidentyfikowany.

- Pozycja kolejna z błędem to 395. Znów talar w zbroi z 1766 – w opisie aukcji zaakcentowano, że to moneta zawierająca na awersie wyrażenie LITHU – jak by możliwe były jakieś inne opcje...wszystkie talary z tego rocznika tak mają. Tez mi wydarzenie. Dalej, według opisującego to wariant 32.a3 – co znów nie jest prawidłową identyfikacją, gdyż mamy do czynienia z podstawowym wariantem 32.a. Być może dla kogoś, tak jak dla mnie takie informacje są istotne. W każdym razie dla opisującego monety SAP było wszystko jedno.

- Pozycja 399. Talar z 1794 roku opisany błędnie, jako wariant 37.a1, mimo tego, że bardzo wyraźnie i łatwo można go zidentyfikować, jako 37.a5. Bo to, że liść dębu zachodzi na tarczę herbową na bardzo dobrych zdjęciach, jakie załączono do monety, to „widać chyba z kosmosu” J.

Pokreśliłem swoimi uwagami i komentarzami ze sprostowaniem pomyłek wszystkie 3 strony książkowego katalogu z monetami Poniatowskiego. To oczywiście nie wszystko, bo ogólnie cały poziom opisów monet SAP był do bani. Wspomnę jeszcze o kilku innych nieścisłościach w dalszej części, gdzie będę pisał o monetach, którymi byłem zainteresowany. Z tego, co słyszałem było tych błędów znacznie więcej, bo niedoróbki nie dotyczyły tylko okresu SAP. Wiem, że znaleźli się kolekcjonerzy i znawcy różnych tematów, którzy społecznie wysyłali do organizatorów maile z wylistowanymi przykładami błędów w opisach w celu ich skorygowania. Jedne zostały przez organizatorów poprawione, inne nie. Trudno się w tym połapać, bo podobno żadnych informacji zwrotnych od firmy ANMN nie otrzymali. Tu przyznam, że ja w tym uświadamianiu organizatorów nie uczestniczyłem, gdyż okres zwracania uwagi innym, mam już dawno za sobą. Wielkich skutków nie odnosiłem, to tez wyleczyłem się z takich zachowań. Dobrze jednak, że są inni, najczęściej młodzi i ambitni numizmatycy, którzy wykazują więcej cierpliwości. Ja już teraz tylko obserwuję, koryguje i wyciągam swoje wnioski oraz czasem opisze coś na blogu J.

Ok, po tej zasłużonej krytyce, czas na powrót do trzech sreberek, na które miałem chętkę. W końcu monety, jakie są każdy widzi i nawet błędy w opisie nie są w stanie mi popsuć momentów, w których podziwiamy ich piękno i kunszt XVIII-wiecznych mincerzy. Pierwszą monetą, która zainteresowała mnie bardziej, była niemal mennicza dwuzłotówka z 1767. Mimo widocznych drobnych wad blachy i śladów obiegu to jednak w porównaniu do poprzedzających ją obiegowych sreber SAP, była to prawdziwa ślicznotka, której stan doceniło wielu uczestników aukcji, co doskonale widać na zdjęciu poniżej.
Interesująca pozycja, w wariancie, którego jeszcze nie posiadam. Zresztą musiałem to najpierw sprawdzić, gdyż organizatorzy byli tak „zdecydowanie niezdecydowani”, że opisali ten egzemplarz na stronie w internecie jako 24.b, by w wersji książkowej napisać 24.b3. Po sprawdzeniu, która wersja jest prawidłowa przeszedłem do kolejnego etapu, jakim było postaranie się o to by ją sobie zakupić. Był to jednak wysiłek czysto teoretyczny, bo zakładałem z góry, że na cacko bez slabu opisane u Niemczyka, jako mennicze to raczej nie będzie mnie stać. Z pewnością zlecą się fani plastikowego grajdingu, którzy będą chcieli ją zapuszkować i zatrzymać dla siebie lub nawet puścić dalej do ludzi i zainkasować zysk z przebitki, jaką być może osiągną. Daleko mi to tego typu działalności, więc nic dziwnego, że nie zalicytowałem i jedynie obserwowałem walkę na żywo, czekając cierpliwie, kiedy cena się zatrzyma. Poziom 4150 złotych za popularny rocznik to czysta abstrakcja, z którą trudno dyskutować, nawet takiemu gadule jak ja J.

Drugim egzemplarzem, jaki mnie zainteresował, była kolejna pozycja na aukcji, czyli dwuzłotówka z 1768. To o tyle naturalne, że przecież dopiero, co skończyłem o nich pisać artykuł na blogu i dobrze mam w pamięci ile wyznaczyłem wówczas wariantów z tego rocznika oraz które z nich posiadam. Tak na marginesie, to ten wpis będę sobie po cichu aktualizował, bo znów natknąłem się na coś nowego...  Masakra, co to za „trudny” rocznik J. Zanim napiszę, co tak urzekło mnie z monecie oferowanej na 15 aukcji Niemczyka, najpierw zdjęcie poglądowe.
Jak widać porywałem się na monetę w slabie. Najpierw pomyślałem, że kto miał na niej zarobić to już to zrobił i być może będzie realna szansa by o nią zawalczyć. Szczególnie, że oceniono ją na AU50, co dla wielu miłośników błyszczącej blachy jest notą znacznie poniżej aspiracji. Uznałem, że mnie by się akurat przydała dwuzłotówka w takim stanie. Oczywiście pierwsze, co zrobiłem to postarałem się określić, z jakim wariantem mam do czynienia. Kto teraz postawił, że organizator pomylił się również w opisie tej monety, ma szczęście i może skreślić totolotka lub zagrać w piekielnego mariaszka J. Z jednaj strony opisano monetę, jako „bardzo rzadka odmiana”, nienotowana w najnowszym katalogu Janusza Parchimowicza i określono, że jest „podobna” do egzemplarza z odmiany 24.c2. Tak mylić się po prostu nie wypada. Po pierwsze 24.c2 to moneta z odmiany z inicjałami FS a tu mamy do czynienia przecież z I.S., co w numizmatyce SAP jest przecież najbardziej istotną sprawą. Po drugie taka moneta jednak została opisana w katalogu Parchimowicz/Brzeziński tylko, że pod pozycją 24.c6. Trudno to komentować, aż przykro się to pisze, gdy spotyka się tyle niekompetencji na 3 stronach katalogu aukcyjnego. Niedawno w pewnym filmiku zamieszczonym w sieci, Tomasz Bylicki znany znawca stołecznego mennictwa, biorąc w rękę inny katalog aukcyjny stwierdził, że to ważna pozycja dla numizmatyki, bo jak kiedyś „wyłączą światło”, to utracimy informacje zapisane w internecie i zostaną nam jedynie wersje książkowe, od których teraz tak chętnie uciekamy. Wiele w tym prawdy, jednak jak się okazuje ta myśl nie sprawdza się w każdym przypadku. W tym miejscu apeluje do możnych tego świata, by „nam światła nie gasić”, bo z opisami monet, jakimi poczęstowała nas w swoim katalogu firma Niemczyk, wiedza o okresie SAP w społeczeństwie post-apokaliptycznym skręci w ślepy zaułek. To taki śmiech przez łzy J. A to, że monetę udało mi się jednak kupić to i humor w miarę mi dziś dopisuje. Interesujący WARIANT 18 dwuzłotówki z 1768 jest już w moim posiadaniu J. W weekend uwolnię ją z plastikowego ubranka i będzie git.

Trzecim srebrem SAP na moim celowniku była złotówka z 1794 roku. Kolejna błyszcząca moneta w slabie, co jak widać ostatnio bardzo często mi się zdarza. To niebezpieczny grunt i trzeba uważać, bo jak się okazuje na takie monety czyhają firmy pseudo-numizmatyczne. Ale o tym za chwilę, na początek tradycyjne zdjęcie.
Egzemplarz oceniony na MS, stwarzał mi jedynie teoretyczne szanse na zakup. I tak do tego podchodziłem, na chłodno i bez zbytnich emocji, gdyż nie oceniałem swoich szans zbyt wysoko. Co prawda mam ten rocznik w zbiorze, jednak moja złotówka jest wyraźnie słabsza a do tego, dużo mocniej „skrzywdzona” justunkiem na rewersie. Stąd zawsze mam gdzieś z tyłu głowy, że gdyby trafiła się dobra okazja, to chętnie bym ją wymienił na lepszy egzemplarz. Planowałem w licytacji nie przekraczać magicznej linii, którą ustawiłem na poziomie zdecydowanie poniżej 3 tysięcy złotych, co jak było widać na zdjęciu, nie okazało się skuteczną strategią. Na swoją piękniejszą złotówkę z tego rocznika przyjdzie mi jeszcze chwilę poczekać. To tyle o 15 aukcji Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. Wracam z jedną monetą i jestem z tego w miarę zadowolony. Trochę zasłużonej krytyki o kiepski opis przedmiotów padło dziś pod adresem organizatora i żeby to na koniec nieco zrównoważyć, obiektywnie przyznam, że wersja strony aukcyjnej, na jakiej pracuje firma Niemczyk wydaje mi się być najlepiej dopracowaną i najbardziej przyjazną. Przynajmniej, jeśli chodzi o panel dla kupującego. To ważne, bo w XXI wieku wiedza często przegrywa z wygodą kupujących i warto, chociażby w tej kategorii trzymać odpowiednio wysoki poziom.

Ostatnim tematem, jaki chciałem podnieść podczas dzisiejszego wpisu jest pseudo-numizmatyka. Mam tu na myśli proceder, jaki uprawiają firmy działające na rynku handlu numizmatyką polegający na kupowaniu monet na aukcjach i późniejszym windowaniu ich cen na poziomy, o jakich nie śniło się nawet starożytnym twórcom myśli ekonomicznej. Dwa przykłady, jako komentarz do aukcji u Niemczyka podesłał mi niezawodny kolega Karol, dziękuję J. Otóż na platformie Numimarket już w pierwszy dzień trwającej nadal aukcji, niemal natychmiast pojawiły się oferty sprzedaży monet dopiero, co zakupionych na 15 aukcji ANMN. Jeszcze trwała licytacja a już handlarze jeden z drugim, zacierali ręce i zakupione monety puszczali dalej w obieg. To stanowi dobry przykład, z kim tak naprawdę w wielu przypadkach „walczą” na aukcjach kolekcjonerzy licytujący, co lepsze sztuki. Żeby tezę o pseudo-numizmatyce oprzeć na przykładzie, to nich ten proceder zilustrują dwie monety SAP, z których jedną dopiero, co wyżej opisałem. To, co szczególnie zasługuje na potępienie, to fakt, że ceny tych monet są jeszcze bardziej „wywalone w kosmos” niż u Niemczyka i aż trudno sobie wyobrazić, po co to się robi i na co, liczy ich aktualny sprzedawca. Poniżej obrazek dokumentujący to żenujące przedstawienie z moim komentarzem.
To, kogo ostatnio Numimarket przyjmuje do swojego grona to moim zdaniem czasem woła o pomstę do niebios. Aż chciałoby się za Tuwimem zawołać: „tajniak na tajniaka mruga!”. Za złotówkę z 1794, którą jeszcze w południem chciałem okazyjnie kupić na aukcji Niemczyka za około 2,5 tysiąca, a która ostatecznie została tam sprzedana za kwotę 3,7 tysiąca + młotkowe, jeszcze tego samego dnia z wieczora pewna pseudo-firma winszuje sobie „jedyne” 6,8 tysiąca złociszy. Ale to jeszcze nic, bo drugi przykład jest jeszcze bardziej schizofreniczny. Za popularną dwuzłotówkę z 1794 roku, którą jak dobrze wiadomo, bito w milionowym nakładzie i nie jest to wcale rzadka pozycja, cena jest jeszcze bardziej oderwana od rzeczywistości. Otóż na 15 aukcji ANMN sprzedano ten egzemplarz dwuzłotówki za i tak ogromną kwotę 4,9 tysiąca złotych + opłaty, a teraz jej cena to bagatela… 11,8 tysiąca. To jest chore, albo to jakaś „zabawa w handel”, którą warto by zacząć leczyć. Oczywiście odnotowałem również fakt, że pierwotnie obie monety były wystawione po 1-2 tysiąca „taniej”, ale aktualnie kosztują tyle, ile pokazałem na ilustracji. Brać, bo będzie jeszcze drożej (żart) J.  Ja rozumiem wolny rynek, ale z cała pewnością, to nie o „takom Polske walczyłem”. Ten żenujący pokaz pseudo-inwestycji, warto z całą surowością piętnować. Wiem po komentarzach, jakie otrzymuje od czytelników, że nie tylko „Karol i ja” mamy z tym problem. Tym samym, nazwa firmy z Wojkowic, która jest negatywnym bohaterem kilku ostatnich zdań, nadal bardziej kojarzyć mi się będzie z rubaszną piosenką ułanów śpiewaną dziewce „pod okienkiem”, niż z handlem monetami. I pewnie już tak zostanie, choć obym się mylił.

Ale jak ponoć zwykł mawiać pewien król: „dość o tem, osobą swoją nieodmiennie ruszamy” …dalej w stronę końca tego wpisu. Coś mnie pod koniec bierze na cytaty, czas rzeczywiście by to już zakończyć J. To tyle na dzisiaj. Były 3 debiuty, które jedynie odnotowałem z reporterskiego obowiązku. Mimo tego, że na co dzień raczej staram się doceniać pracę i wysiłek organizatorów oraz nie krytykować bez wyraźnego powodu, to jednak muszę obiektywnie stwierdzić, że w moim 100 wpisie na blogu (tak, tak to już dzisiaj J) znalazło się wyjątkowo dużo „połajanek”. Czy zasłużonych to już pozostawiam do oceny czytelników, ja w każdym razie nie mam żadnego interesu by kogoś bezzasadnie obrażać, stąd trudno mi zarzucić brak obiektywizmu. Co do aukcji, to cieszy mnie każda kolejna zakupiona moneta Poniatowskiego, bo w końcu to o tym powinienem pisać w artykułach poświęconym tego typu imprezom. Liczę po cichu, że być może już niedługo będę miał więcej okazji do ogłaszania swoich sukcesów. No chyba, że rynek kompletnie zwariuje i dalej będzie bezpodstawnie windował ceny za przeciętne monety, nie warte nawet połowy swojej ceny. Ja rozumiem, że piękne i rzadkie okazy muszą drogo kosztować, ale zachowajmy w tym wszystkim rozsądek. Tu ciśnie mi się kolejny cytat, tym razem z grudniowej wypowiedzi pewnego generała w ciemnych okularach, ale się powstrzymam…

Z drugiej strony, jako szeregowy kolekcjoner, nie mogę uczestniczyć w wyścigu, w którym interesujące mnie monety traktowane są jedynie, jako drogie inwestycje o pewnej stopie zwrotu. Lub jako modna alternatywa dla marnych zysków z giełdy i minimalnych odsetek z banków. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu poczekam aż ta bańka pęknie. Ogłoszę „pogrzeb” tej serii wpisów i na chwilę wysiądę z tramwaju zwanym „aukcje numizmatyczne” by dla zdrowia przejść te parę przystanków piechotą J. Tak, coś czuję, że spacery wkrótce będą w modzie. A co Wy o tym sądzicie?

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje i zdjęcia z platformy aukcyjnej OneBid, z 15 Aukcji Michała Niemczyka oraz ze strony Numimarket.pl. Sponsorem dzisiejszego odcinka jest firma, „Co złego, to nie ja” J. 

piątek, 25 maja 2018

Półzłotek z 1768 full-wypas aktualizacja, czyli o tym co nowego odkrył Karol, o irytujących błędach w katalogu monet SAP oraz rozważania nad nieznanym nakładem.

Wracam dziś do jednego z moich ulubionych tekstów i nominałów, czyli jak w tytule czeka nas wpis aktualizacyjny. Sytuacja w numizmatyce stanisławowskiej zmienia się dynamicznie, zatem po nieco ponad roku od chwili opublikowania pierwszego tekstu na ten temat, czas na aktualizacje stanu wiedzy o tym ciekawym i rzadkim półzłotku z 1768. Kiedy badałem te monety w poprzednim roku byłem absolutnie pewien, że pokazując swoje podejście do problemu nieznanego nakładu tego rocznika oraz opisując przy tym po 3 warianty rewersu i awersu, rzucam nowe światło na mennictwo Poniatowskiego. I to mocny snop światła, który przez lata będzie oświecał ten dość trudny do zbadania rocznik. Nic bardziej mylnego. Moje ustalenia wytrzymały jedynie rok z małym hakiem. Gdy okazało się, że z powodu jednego niepozornego sreberka z nienotowanym jak dotąd awersem, muszę zaktualizować cały wpis o roczniku 1768, to korzystając z tej sprzyjającej okoliczności zdecydowałem się na zmianę totalną. Zapominamy o poprzednim wpisie. W dzisiejszym artykule pokażę czytelnikom nieopisaną wcześniej monetę, odniosę się do tajemnicy nieznanego nakładu dwugrosza 1768, wskażę błędy w katalogu Parchimowicz/ Brzeziński oraz jako bonus, powtórzę badanie ilościowe wyposażony w zdecydowanie większą próbę monet. Wiele celów jak na jeden wpis aktualizacyjny. Dzisiejszy artykuł będzie, więc pełnym opisem rocznika i w całości zastąpi zeszłoroczny tekst. Z góry zakładam, że nowe informacje jedynie potwierdzą, że dwugrosz 1768 sam w sobie jest bardzo ciekawy a półzłotki, które są jednym z moich ulubionych nominałów, stanowią niezwykle wartościowe obiekty kolekcji sreber Poniatowskiego. Pozostaje jedynie ponowić stary apel - zbierajmyż półzłotki! J.

Zacznę jednak od refleksji na temat katalogu, gdyż po raz kolejny okazało się, że najnowsza publikacja Parchimowicz/Brzeziński nie jest idealna i zabolało mnie z tego powodu serducho, że dałem się im nabrać w zeszłorocznym tekście. W takich chwilach przypomina mi się dawna wymiana opinii ze znanym specjalistą od mennictwa okresu SAP, Rafałęm Janke na temat żmudnego procesu tworzenia i publikowania książkowych katalogów monet. Zgodziłem się wówczas z twierdzeniem bardziej doświadczonego kolegi, że autor katalogu wydawanego w postaci książkowej zbiera materiały latami, a jednak często już oddając materiał do druku żałuje, że nie uwzględnił w nim kilku najnowszych nowinek, jednak nie ma już czasu na kolejną korektę. A kiedy w końcu katalog się ukazuje drukiem i trafia do ludzi, to często jest już w niemałej części zdezaktualizowany. A później jest już tylko gorzej… Badacze i pasjonaci odkrywają nowe rzeczy a w tym czasie papierowy katalog się starzeje i najczęściej nie doczekuje się nawet drugiego wydania.  To dosyć frustrujące, że stosunkowo do innych nacji, niewiele pewnego materiału o mennictwie pozostało nam z dawnych czasów. W badaniu okresów Polski Królewskiej jest deficyt faktów i ciągła niepewność trafnej interpretacji mglistych wskazówek. Nasza wiedza okazuje się być szczątkowa, często jedynie empiryczna, lub poskładana z kawałków porozrzucanych gdzieś po różnych źródłach. I to jest właśnie ta drobna przewaga bazy wiedzy budowanej w sieci, którą w dowolnym momencie można rozbudować czy edytować. A gdyby spojrzeć na ten problem z przymrużeniem oka… zapraszam na ilustrację J.
My na szczęście nie musimy wybierać spośród dwóch kolorowych pigułek jak Neo w filmie „Matrix”, z którego zaczerpnąłem powyższe zdjęcie i możemy posiadać oba źródła na raz. To jednak prawda, że na blogu nie odczuwam aż takiej obawy jak autorzy publikacji książkowych. Nowe odkrycia są, bowiem paliwem dla bloggera, a aktualizacje starszych tekstów powoli stają się u mnie jednym z podstawowych działań. W końcu tym roku to już kolejny wpis tego typu. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że wraz z rozwojem strony i powiększaniem się ilości opisanych na niej monet, może być tylko „gorzej” i jeszcze nie raz będę prostował poprzednie tezy lub ogłaszał nowe odkrycia. Co jakoś w ogóle mnie nie smuci J. Tu jest blog – tu z łatwością podaje się nowe fakty i obala „stare” mity. Dla pasjonata prowadzącego jedynie namiastkę internetowego katalogu (trudno zakładkę w moim blogu w ogóle tytułować katalogiem), akurat te wszystkie nowe odkrycia to najlepsze tematy do kolejnych rozważań i samodoskonalenia. Ale gdybym jednak miał zbudować coś tak niepewnego i „żywego” jak katalog monet dowolnego okresu Polski Królewskiej w wersji książkowej, to z pewnością miałbym uzasadnione obawy graniczące ze strachem. Tym samym, na zakończenie tych teoretycznych rozważań na wyższością „Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą”, należy docenić autorów prawdziwych katalogów książkowych, chociażby za to, że „nie pękają pod presją” i potrafią pogodzić się z tym, że ich „dziecko” już w chwili narodzin nie jest idealne. Ja wiem, że miał bym z tym pewien problem. Do tematu najnowszego katalogu monet SAP jeszcze powrócę, przy okazji wrednego wytykania autorom kolejnych znalezionych przeze mnie błędów L. Ale to za chwilę…

A teraz już na czas kilka konkretniejszych zdań o dzisiejszej aktualizacji, a właściwie o kilku ważnych ustaleniach dotyczących rocznika 1768. Mógłbym nawet napisać o kumulacji odkryć, bo czasem trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Szczególnie, gdy w jednym tekście pokazuje się kolejną nienotowaną monetę oraz gdy okazuje się, że nie wszystko, co zostało na jej temat wcześniej napisane w uznanych publikacjach, znajduje potwierdzenie w nowych faktach. Ale zacznijmy od początku by prześledzić drogę jak takie „nowinki” powstają. Zacznijmy od nowo odkrytej monety. Głównym bohaterem wpisu jest kolega Karol, który należy do młodszego pokolenia miłośników monet i od jakiegoś czasu bardzo zainteresował się okresem Stanisława Augusta Poniatowskiego, który powoli zgłębia. Mam to szczęście, że do poszukiwania użytecznej wiedzy używa miedzy innymi mojego bloga. A ponieważ wiele rzeczy go interesuje i nie boi się o nie zapytać, stąd mamy częste okazje do ożywionej mailowej korespondencji. Jednym z pierwszych kroków na długiej drodze zdobycia odpowiedniej wiedzy, jest prawidłowe rozpoznanie monet, które się już posiada. Numizmatów, które najczęściej kupowało się kiedyś dosyć okazyjnie i intuicyjnie, bez katalogowej wiedzy, wystarczającej do wyszukania tych wszystkich niuansów i kruczków, jakie w każdym okresie numizmatyki są udziałem znawców tematu. To, co fachowiec widzi jednym spojrzeniem, początkującemu amatorowi numizmatyki najczęściej umyka. No chyba, że poczatkujący ma szczęście i coś ciekawszego przypadkowo samu mu wpadnie. Tak właśnie postąpił kolega Karol, który kilka lat temu od innego kolekcjonera z Bydgoszczy zakupił dwie, nie najpiękniejsze monety Poniatowskiego. Teraz postanowił je lepiej poznać by spróbować je sobie samodzielnie opisać. W tym celu wybrał to miał pod ręką, a więc mojego bloga by porównać swoje monety z artykułami z poprzedniego roku. Talara 1794 znalazł szybko i bezproblemowo, jednak z dwugroszem 1768 już nie poszło mu tak łatwo, bo nijak nie mógł go dopasować do zdjęć na blogu. Nie znajdując podobnego numizmatu na mojej stronie, pomyślał, że „coś jest nie tak” z samą monetą. Mailowo poprosił mnie o opinię, stawiając przy okazji własną tezę, że jego półzłotek to pewnie jakiś fals. Podróbka, bo przecież taki znawca jak „@eleniasz z internetu”, nie może się mylić i jak napisał, że awersy są 3 - to tak być musi J. No, okazuje się, że nie do końca i to jest właśnie piękno numizmatyki okresu Stanisława Augusta Poniatowskiego. Napisano już o niej tak wiele tekstów a wciąż jeszcze jest tam sporo do odkrycia. I teraz właśnie w dalszej części tekstu postaram się o to by każdy miłośnik, mógł poczuć się jak znawca półzłotków z 1768.

Wracając do Karola i jego monety, to oczywiście bardzo ucieszyłem się z odkrycia nowego wariantu. Uwielbiam tego typu sytuacje, w których mogę dodać nowe informacje, które wzbogacają i uzupełniają temat. Zobaczmy na początek to niepozorne cudo z maila od Karola, które właśnie na naszych oczach zmienia stan wiedzy o numizmatyce okresu SAP.
Zdjęcie nie jest najlepsze, bo młody właściciel dopiero uczy się jak dobrze fotografować monety, jednak wszystko, co najważniejsze jest na tyle widoczne, że nie można mieć wątpliwości, z czym mamy do czynienia. Takiego awersu w roczniku 1768 jeszcze nikt nie odnotował. Jak widać na fotografii już pierwszy rzut oka, ten półzłotek to mocno obiegowy egzemplarz. Nie jakiś ideał z gabinetu zacnego numizmatyka, tylko zwykły półzłotek wyjęty z obiegu. I właśnie takie monety najczęściej okazują się ciekawostkami. Przyznam, że jakoś wyjątkowo mnie ta moneta zaskoczyła, gdyż mentalnie pasowała mi moje stara teoria o 3 stemplach awersu i rewersu, jaką snułem w poprzednim wpisie. A tu figa J.

Jednak analizę dzisiejszego zagadnienia zaczniemy od uaktualnienia wariantów rewersu, bo ta strona półzłotków, to zdecydowanie prostszy temat do zbadania. Piszę o aktualizacji, gdyż jak się za chwilę okaże, to po tej stronie monety również jest coś do naprawienia i sprostowania. Tym razem omówię błąd, który skrywał się w najnowszym katalogu monet SAP Parchimowicza i Brzezińskiego. Konieczna będzie korekta we wspomnianej publikacji, a konkretnie jedna „kropka”, która jednak ma kluczowe znaczenie dla opisu monet. To już moja obserwacja. A było tak… W ostatnim roku wszedłem w posiadanie informacji na temat świetnie zachowanych półzłotków z 1768, które mi uświadomiły, że autorzy katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” mylili się twierdząc, że na jednym z wariantów stempla rewersu, w inicjałach intendenta mennicy koronnej Schroedera (I.S.) brakuje kropki po literze S. Taka moneta „bez kropki po S”, został pokazana i opisana w katalogu i na blogu, jako wariant 16.c1. Poniżej wycinek z katalogu ilustrujący ten problem.
I trudno z tym było dotychczas jakoś dyskutować, jednak ostatnio pojawił się na rynku drugi egzemplarz, który pokazuje, że jednak ta kropka tam kiedyś była. Okazuje się, po analizie doskonale zachowanych monet wybitych tym samym stemplem, że kropka tam jednak jest, tylko została nabita na stemplu w nieco większej odległości od litery „S” niż można by się tego normalnie spodziewać. Zwykle taka zwiększona odległość powoduje, że po pierwsze trudno taką oddalona kropkę zaobserwować w mniej centralnie wybitych monetach a po drugie, że najczęściej kropka się słabo zachowuje i jako pierwszy element ulega wytarciu w wyniku obiegu. Za chwilę ten błąd udowodnię, gdy zobaczmy na zdjęciu dwie monety, wybite tym samym stemplem rewersu. I to właśnie jedna z nich została użyta przez autorów w najnowszym katalogu monet SAP, jako przykład do wyznaczenia wariantu bez kropki po literze „S”. Poniżej ilustracja obu monet. Proszę teraz zobaczyć, czym się oba rewersy różnią a co mają wspólnego. Dla ułatwienia zaznaczyłem kolorem, na co warto zwrócić największą uwagę J.
Lewa moneta pochodzi ze wspomnianego katalogu i jako źródło zdjęcia podana jest aukcja WCN 38/461. Co jednak aktualnie nie znajduje potwierdzenia na stronie archiwum Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, gdzie pod tym numerem skrywa się całkiem inny egzemplarz od tego wydrukowanego w książce. To pewnie jakiś błąd na stronie WCN, bo kiedy pisałem poprzedni tekst w marcu 2017, wszystko było OK i pod pozycją 38/461 były właściwe zdjęcia. Druga, prawa moneta, pochodzi z dużo późniejszej aukcji WCN 66/440. Kiedy już wiemy, czego i gdzie szukać, to na lewym rewersie, jak się tak dobrze przypatrzeć można jednak dostrzec słaby zarys po kropce. Czy moneta po lewej, uległa zniszczeniu w obiegu, czy też zapchał się stempel i już wyszła taka „niedorobiona kropka” trudno dziś stwierdzić. Jeśli miałbym coś zarekomendować, to bardzo dobry stan zachowania lewej monety wskazywałby bardziej na zapchanie stempla.

W każdym bądź razie, ta drobna kropka wprowadza nieco zamieszania w dotychczasowy stan wiedzy o monetach z tego rocznika. Całkowicie degraduje „odmianę” 16.c1, której rewers opisano w katalogu, jako „bez kropki po S”, gdyż jedynie tę jedną cechę wskazali autorzy, jako jej wyznacznik. Nie zająknęli się słowem o innych cechach, jak chociażby brak kropki po GR, czy też przebiciu na literze „C”. Ale to nie wszystko, bo kolejny błąd autorzy popełnili opisując drugą (z trzech) monet z tego rocznika, twierdząc, że na rewersie „odmiany: 16.c2 nie ma kropki po COL. Oczywiście, że jest tam kropka i można to zauważyć nawet na mocno wytartej monecie, której autorzy użyli, jako ilustracja. Nie będę już tego pokazywał żeby się nie znęcać, ale dwa „byki” w opisie trzech monet, trudno o większą pomyłkę. Wniosek jest jeden, z interpunkcją w okresie SAP trzeba bardzo uważać, bo łatwo jest popełnić błąd oceny. Dlatego też warto jest przed ogłoszeniem sensacji poszukać monet wybitych identycznym stemplem w menniczych stanach. Coś czuję, że jeszcze nie jeden raz na blogu będę „odkręcał” tego typu mylne ustalenia i to zarówno z katalogu jak i …moje własne z początkowego okresu pisaniny. A teraz jeszcze chwila o tym jak z tego zamieszania postanowiłem sprytnie wybrnąć J.

W moim zeszłorocznym wpisie na blogu te „nieszczęsne kropki” nie były jedynymi zmiennymi, jakich użyłem do opisu wariantów stempla. Ta „nieistniejąca kropka po S” była jedną z kilku cech odróżniających REWERS 2 od REWERS 3.  Teraz jak okazało się, że oba warianty jednak posiadają kropki po literze S, nie mogę dłużej używać tej zmiennej. Całe szczęście, że w moim wpisie te warianty różnią się również innymi szczegółami, co w sumie jest normalne, jak na dwa różne stemple przystało. W tak rzadkim roczniku, jakim jest półzłotek 1768 każdy stempel jest warty pokazania i opisania, jako oddzielny wariant. Tak robiłem opisując inne niskonakładowe monety SAP, tak zrobię i w tym przypadku. W każdym razie zdjęcia rewersów oraz ich opis postanowiłem uaktualnić zgodnie z obecnym stanem wiedzy i teraz już wszystko się powinno zgadzać. Proszę o to nowa odsłona trzech rewersów dwugrosza z 1768.
Jak widać skreśliłem na czerwono linijkę tekstu z „kropką po S”, bo jest już nieaktualna. Dodatkowo podmieniłem zdjęcie REWERS 2 na nowsze, by nikt nie miał wątpliwości, że jest na nim ta kropka. Na drugi błąd z katalogu, czyli brak kropki po COL w REWERS 1 nie nabrałem się poprzednim razem, więc nie zrobię tego i teraz J. Podsumowując, prostujemy błędy i otrzymujemy teraz takie oto trzy warianty.

REWERS 1 -> a) kropka po GR; b) brak kropki po PURA; c) kropka po S; d) MARCA szeroko
REWERS 2 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) brak kropki po S; d) MARCA szeroko i dodatkowo przebite „C” w wyrazie MARCA
REWERS 3 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) kropka po S; d) MARCA wąsko

Porównując teraz na spokojnie ilustracje rewersów powyżej z monetą odkrytą przez Karola, można dojść do wniosku, że jej rewers został wybity środkowym stemplem, czyli jest to REWERS 2.  Zwracam na to szczególną uwagę, gdyż ta strona monety pochodzącej od czytelnika nie jest najlepiej zachowana i gdybyśmy analizowali jedynie ten jeden egzemplarz w oderwaniu od całej reszty zaobserwowanego materiału, to można by mieć, co do tego uzasadnione wątpliwości. Dla przykładu, wówczas można by się wahać czy na rewersie są w ogóle jakieś kropki po inicjałach intendenta IS. Na monecie od Karola ich praktycznie zupełnie nie widać i to nawet na zdjęciu w wysokiej rozdzielczości, jakim ja dysponuje. Jednak za nasze rozterki w tym przypadku odpowiada jedynie słabszy stan zachowania monety, gdyż porównując inne detale, takie jak rozmieszczenie poszczególnych liter nie można mieć wątpliwości, co do zakwalifikowania tego egzemplarza właśnie do wariantu, który opisałem, jako REWERS 2. Nieomylnym szczegółem, który upewni nas na 101%, jest poprawiona litera „C” w wyrazie MARCA. Na tym stemplu litera „C” wygląda jak zostałaby nabita na uprzednio mylnie postawione „I”. To bardzo charakterystyczny punkt programu, po którym szybko można wychwycić ten konkretny wariant. Dodatkowo mogę już teraz zdradzić, że udało mi się odnaleźć drugi taki sam „nienotowany egzemplarz”, który na szczęście jest zachowany o wiele lepiej niż moneta od kolegi Karola, stąd absolutnie nie mam żadnych wątpliwości, co do tego, co napisałem powyżej.

To by było na tyle o rewersach. Jednak to, co dziś najciekawszego we wpisie kryje się przecież na stronie z herbami. Awers odkrytego dwugrosza jest niezwykły o tyle, że nie został jeszcze opisany w żadnych publikacjach. Tu oczywiście „pies pogrzebany” jest w ilości i układzie listków po obu stronach herbów. Na początek przypomnijmy sobie jak liczymy listki w półzłotkach i na jakie dwie zmienne będziemy zwracali szczególną uwagę po tej stronie krążka. Poniżej przykładowa moneta dwugroszowa w znacznym powiększeniu.
Wracając na chwile do monety Karola, to będzie opisany, jako AWERS 4, który zilustruje już za chwilę. Poznamy go z łatwością, gdyż po lewej stronie ma listków 9 i reprezentuje układ (3,3,2,1), a po prawej ma 8 liści ułożonych w sekwencji (1,4,3). Trzeba dodać, że mimo tego, iż nie spotkałem takiego awersu wcześniej, gdy badałem rocznik 1768, to jednak nie ma w jego wykorzystaniu niczego niezwykłego. To stempel, który jest mi dobrze znany z kolejnego rocznika 1769. Rocznika, do którego opisania się właśnie powoli przymierzam, więc jestem szczególnie wyczulony na takie połączenia. Tym samym mamy tu dziś do czynienia z tak zwaną hybrydą. Monetą, która powstała zapewne na przełomie lat 1768 i 1769. Mincerze użyli do jej wybicia stempel rewersu z datą 1768 oraz stempel awersu, który masowo wszedł do użycia dopiero dla monet z kolejnego rocznika. Pewnie nie wybili takich hybryd zbyt wiele, bo dotychczas jakoś nikt jej przed Karolem nie zaobserwował. Taka to w tej monecie jest zaklęta historia i cała jej niezwykłość. A roczników monet w okresie SAP jest przecież aż 32, więc takich historii musi być zdecydowanie więcej. Wiele z nich zostało już opisanych i skatalogowanych, jednak warto wierzyć, że inne wciąż czekają na swoich odkrywców. I tu zachęcam do dzielenia się ze mną Waszymi odkryciami J.

Ok zobaczmy teraz wszystkie warianty awersów. Poprzednio było ich trzy, ale teraz, po dodaniu monety od Karola mamy o jeden więcej. To spora zmiana vs poprzedni tekst, która nieco „przewraca” wcześniejsze ustalenia, stąd nastawmy się teraz na nowe opisy, poprawione ilustracje oraz dokładniejsze dane w tabelkach. Same plusy J.
AWERS 1 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 1,3,2,3); b) 6 LIŚCI (sekwencja 1,4,1)
AWERS 2 -> a) 7 LISTKÓW (sekwencja 2,1,2,2); b) 8 LIŚCI (sekwencja 2,4,2)
AWERS 3 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 2,2,3,2); b) 7 LIŚCI (sekwencja 1,4,2)
AWERS 4 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 3,3,2,1); b) 8 LIŚCI (sekwencja 1,4,3)

Ostatni AWERS 4 bardzo wyróżnia się układem dolnych listków prawego wieńca w okolicach liter „US” w STANISLAUS. Jak widać wszystkie dolne listki są podobnie jak w AWERS 1 zawinięte „do góry”. Ta cecha pozwala na szybkie odróżnienie. Drugim elementem wartym uwagi w stemplu AWERS 4 jest ilość lewych listków. Na monecie odkrytej przez Karola, z powodu wytarcia w obiegu i jakości zdjęcia, nie jest dobrze widoczny jeden z listków i można by uznać, że jest ich tylko 8 a sekwencja powinna wynosić (3,2,2,1). Jednak druga znaleziona moneta z tego stempla, której awers zresztą umieściłem na powyższej ilustracji, prawidłowo weryfikuje tę ilość. Jest ich w sumie dziewięć.

Ok, mam nadzieję, że sprawa jest w miarę jasna i teraz już dalej „polecimy” standardowo. Składamy rewersy i awersy w całość i uzyskujemy warianty monety możliwe do kolekcjonowania. Poprzednio było takich wariantów 5 a teraz mamy ich o jeden więcej. Pamiętajmy też przy okazji, że co do zasady REWERSY 2 i 3 nie różnią się między sobą istotnymi szczegółami z punktu widzenia numizmatyki. Jednak są bite innym stemplem i mają swoje cechy indywidualne związane z przebijaniem/poprawianiem liter oraz z szerokością napisów. Dla rzadkich roczników istnieje praktyka mówiąca, że jeśli jest taka możliwość to warto je opisać. I ja tak właśnie dziś uczyniłem by jak najdokładniej scharakteryzować każdy z dostępnych egzemplarzy. Oto i one zebrane w zbiorczej tabelce.
A teraz czas na badanie ilościowe, przy którym nie obędzie się bez dyskusji o nakładzie tego rocznika. Jak powszechnie wiadomo półzłotek z 1768 to moneta raczej rzadka i generalnie trudno ją pozyskać. Nic dziwnego, jeśli przypomnimy sobie, że w katalogach jej oficjalny nakład wynosi zaledwie 170 sztuk. Ponieważ ta ilość wydaje się z gruntu rzeczy błędna, to czasem w publikacjach nakład jest ilustrowany krótkim stwierdzeniem - „nakład nieznany”!. Taka sytuacje mamy dla przykładu w katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Co jest równie tajemnicze, co… bezpieczne J.  Nie podważając starych źródeł i nie idąc po najmniejszej linii oporu, czyli twierdząc, że one się mylą - starałem się jakoś z tym problemem koncepcyjnie zmierzyć. Głównym celem było znalezienie logicznego rozwiązania, które z jednej strony uprawdopodobni wpisanie w raporcie z mennicy autorstwa jej dyrektora Push’a, obok rocznika półzłotków 1768, nakładu wartego 85 złotych (co przelicza się łatwo na 170 sztuk), a z drugiej strony skomentuje jakoś fakt, że te monety jednak występują w wielu kolekcjach i pojawiają się w sprzedaży na rynku numizmatycznym. Nikt nie wie ile ich wybito, ale na zapewne były znacznie liczniejsze niż wskazywałaby na to ta minimalna ilość 170 sztuk umieszczona w raporcie dyrektora. Poniżej wstępne zestawienie ilustrujące obecny stan wiedzy z publikacji Push’a i katalogu monet SAP.
Na potrzeby dzisiejszej analizy uznałem, że najbardziej prawdopodobne są dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że monety zostały wybite w 1768 w nieznanej dokładnie ilości, a te 170 sztuk, jakie zapisał u siebie Push wcale nie odnosi się do ich nakładu a jedynie to liczby monet wydanych z mennicy do obiegu do końca roku 1768. Resztę monet wybitych w 1768 wydano na początku kolejnego roku i to właśnie w nakładzie rocznika 1769 zawiera się ta „większa część” dostępnych do dzisiaj egzemplarzy. Druga logiczna możliwość jest taka, że rzeczywiście wybito 170 sztuk w 1768 roku a pozostałe egzemplarze zostały wykonane na początku 1769 przy użyciu, wcześniej przygotowanych stempli, których z jakiś nieznanych powodów nie zużyto rok wcześniej. Tu opieram się na założeniu o zachowaniu produktywności zakładu wytwarzającego monety, którą dobrze znamy i mamy udokumentowaną przy innych rocznikach. W tym konkretnym przypadku, produktywność opiera się na wykorzystaniu sprawnych i gotowych do użycia stempli, co wydaje się rozsądną strategią ze strony mennicy. Tego typu teorie oczywiście można mnożyć. To, na co chciałbym jednak zwrócić uwagę, to fakt, że oba scenariusze nie podważają zasadności wpisania 170 sztuk półzłotków do raportu z mennicy za 1768 rok oraz, że zakładają, iż reszta nakładu została wliczona do rocznika 1769. Różnią się między sobą jedynie faktyczną datą wykonania monet, co w końcu nie jest dla nas aż takie istotne. Dziś jednak do tych teoretycznych rozważań dodam nieco praktyki J.

Po pierwsze, wiem z cała pewnością, że półzłotki z datą 1768 były monetami, normalnie obiegającymi w roku 1769. Dzięki uprzejmości Piotra Chabrzyka, kierownika Działu Numizmatycznego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi miałem okazję przeanalizować ogromny skarb srebrnych monet SAP odkrytych w okolicy tego miasta. Analiza tego skarbu i związane z tym historie, zasługują na oddzielny wpis. Dziś, więc tylko napiszę, że w skarbie z Brzezin, którego ukrycie datuje się na okres 1769-1770 znajdowało się wiele srebrnych monet SAP z roczników 1766-1769 a wśród nich były aż 3 sztuki półzłotków z 1768. To dowodzi, że ten rocznik był w obiegu w 1769 roku, więc nie może to być jakiś ewenement menniczy obejmujący jedynie 170 egzemplarzy. OK, jeśli więc nie 170, to pytanie brzmi „ILE” ich wybito?

To okazuje się paradoksalnie dość proste. Jaki bowiem nakład mogła mieć moneta dwugroszowa wybijana w pierwszych latach okresu SAP za pomocą 3 stempli rewersu? Biorę pod uwagę jedynie tą stronę krążka, gdyż to właśnie tam znajduje się data 1768, a jak już udowodniłem awersy dwugroszy stosowano też w sąsiednich rocznikach, więc słabiej najadają się do rozwiązania tego równania. Możemy dość łatwo określić rząd wielkości takiego nakładu biorąc, jako wzór inne roczniki, które już zbadałem i opisałem na blogu. W roczniku 1771, który jest najbliższy wiekiem do dziś opisywanego, spotykamy aż 6 stempli rewersu, a cały nakład rocznika wynosi 218 054 sztuk. Co w przeliczeniu daje nam po około 36 tysięcy egzemplarzy na jedno narzędzie. Kolejnym rocznikiem, jaki badałem były monety z roku 1776. Tam mieliśmy 3 stemple i 97 410 sztuk nakładu, co daje podobną wartość 32,5 tysiąca na stempel. Biorąc po uwagę, że rocznik 1768 był wcześniejszy i występuje w sprzedaży jedynie sporadycznie, uznałem, że ilość w granicach 30 tysięcy monet na stempel będzie przelicznikiem, który w miarę dokładnie odzwierciedli naszą sytuacje. Stąd moja estymacja nakładu dla rocznika 1768 wynosi 3 x 30 000, czyli razem około 90 000 sztuk. Co nie jest wielką ilością jak na półzłotki z początkowych lata SAP, jednak w porównaniu do 170 sztuk z raportu dyrektora mennicy Pusch’a jest ogromną różnicą. Poniżej jeszcze raz ta sama estymacja, jednak już w dedykowanej temu problemowi tabelce.

A więc mamy te 90 tysięcy monet z datą 1768. Zgodnie z założeniem, jakie zwykle stosuje, szacując ilość obiektów zachowanych przez okres 250 lat aż do naszych czasów, należy tą liczbę odpowiednio pomniejszyć. Jak już nie raz udowadniałem przy innych okazjach, moim zdaniem dla mniejszych nominałów monet z początkowego okresu SAP ten „stopień przetrwania” z uwagi na masowy wywóz monet do Prus, wynosi maksymalnie około 5%. Tym samym mogę założyć, że do dziś zachowało się jedynie około 5% wyliczonego przed chwilą nakładu. Co daje ilość 4 500 egzemplarzy półzłotków 1768. Według tych dwóch założeń, co do nakładu rocznika oraz jego stopnia przetrwania, będę w dalszej części szacował nakłady i stopnie rzadkości dla poszczególnych wariantów monety.

Żeby zobrazować czytelnikom, co w praktyce znaczy założenie o 5% monet SAP, które przetrwały do naszych czasów, poniżej pokusiłem się o porównanie dwugroszy1768 z sąsiednimi rocznikami półzłotków w celu określania proporcji ich występowania.
Jak sądzę proporcja 1 półzłotek 1768 pojawiający się na rynku raz na 93 monety z rocznika 1766, to w miarę zdroworozsądkowa zależność. To wszystko oczywiście tylko moje szacunki, jednak uważam, że „coś jest na rzeczy” i bazując na własnym doświadczeniu nie widzę w tych wyliczeniach niczego niezwykłego.  

OK,  a teraz po tych matematycznych szaradach, jeszcze dwa zdania o dzisiejszej, lepszej próbie monet do badania, która jest dodatkowym bonusem i przewagą dzisiejszego materiału nad zeszłorocznym tekstem. Jak wiadomo w efekcie niskiej dostępności, rocznik jest bardzo poszukiwany przez miłośników numizmatyki SAP i ja też ten problem z małą ilością monet odczułem na własnej skórze. W marcu 2017, do pierwszej analizy tego rocznika na blogu, użyłem zaledwie 13 egzemplarzy, bo więcej ich po prostu nie znalazłem. Jednak przez rok doszło do tej grupy aż 9 „nowych” monet i teraz dysponuję już okrągłą liczbą 22 J. To spory postęp, stąd zakładam, że szacunki występowania poszczególnych wariantów będą lepszej jakości i dokładniej zobrazują sytuację w tym roczniku.  Tu tylko dodam, że te dodatkowe 9 monet pochodzi z ostatnich aukcji numizmatycznych oraz oczywiście z mojego ulubionego źródła, jakim są zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie. Miłym bonusem okazał się być skarb z Brzezin, a jego 3 półzłotki z 1768, które zdecydowanie zrobiły różnicę. Tak nienagannie przygotowany, przechodzę teraz do zaprezentowania rozkładu poszczególnych wariantów monet w badanej próbie.
Dzieląc 100% dostępnej populacji na 22 monet, jasne jest, że każdy krążek stanowi około 4,5%. To od razu daje obraz ile konkretnie monet zaobserwowałam w określonych wariantach. Jak widać nowododany WARIANT 6, czyli moneta od Karola, który spowodowała ten dzisiejszy wpis okazała się być rzadziej spotykana. Mamy tu jakby podział na dwie połowy. Monet z WARIANTÓW od 1 do 3 zaobserwowałem trzykrotnie większa ilość niż półzłotków z WARIANTÓW od 4 do 6. To ciekawa obserwacja, która może ilustrować fakt, że AWERSY 3 i 4 były stosowane nie tylko w roczniku 1768 ale też i w kolejnym.

Teraz odnieśmy te procenty do założonego nakładu rocznika, wynoszącego jak tylko przypomnę, okrąglutkie 90 tysięcy egzemplarzy. Kolejna tabelka nadciąga.
Nakłady poszczególnych wariantów półzłotka jak widać nie są wielkie. Napisałbym nawet dziwnie małe jak na taką różnorodność wariantów i mieszanie się stempli. Czy to możliwe by dla przykładu wybito jedynie 8 182 sztuk monet w WARIANTACH 4-6? Trudno powiedzieć, jaka logika by musiała za tym stać by coś takiego zrobić. Jednak nie ulega wątpliwości, że te stemple w roczniku 1768 używano w różnych dziwacznych konfiguracjach i coś autor tych roszad „musiał mieć na myśli”. Mnożę kolejne znaki zapytania, zamiast dawać odpowiedzi. To zostawiam już kolejnym odkrywcom J.

Teraz estymacja stopnia rzadkości, która uwzględnia 5% stopień zachowania poszczególnych nakładów. W użyciu oczywiście będzie teraz tradycyjna skala Emeryka Hutten-Czapskiego dla monet okresu Polski Królewskiej.

Jak widać, tu akurat wielkich zmian w porównaniu do poprzedniego wpisu nie uświadczymy. Pojawił się jedynie nowy wariant od Karola i trzeba dodać, że „miał szczęście”. Okazał się być tym rzadszym i „załapał” się na R4, które przydziela się monetom, których zachowaną ilość szacuje się w granicach od 121 do 600 sztuk. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że moje estymacje to trochę „stały z biodra”, ale na dziś nie ma nic bardziej dokładniejszego. Na pewno takie podejście jest obarczone mniejszym błędem niż stare informacje przepisane od Edmunda Kopickiego. Reszta jest już jedynie subiektywnym odczuciem i doświadczeniem kolekcjonerów. Właśnie takie niuanse dotyczące kolekcjonowania swojego „tematu”, poznaje się wraz z wiekiem. Może za 20 lat i ja będę miał na to inne spojrzenie, kto wie J.

No to płynnie przechodzimy do ostatniego punktu programu, którym jest zwizualizowanie wszystkich wariantów dwugrosza z 1768 i opisanie ich w sposób katalogowy. Jak zwykle obowiązuje nomenklatura użyta w publikacji duetu Parchimowicz/ Brzeziński. Monety, których tam nie ma oznaczone są kolejnym numerem i znakiem zapytania na końcu.

PÓŁZŁOTKI Z 1768


16.c3? – WARIANT 1 – > AWERS 1/REWERS 1
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 23% = 20 445 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.c2 (uwaga: moneta ma kropkę po COL) – WARIANT 2 – > AWERS 2/REWERS 1
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 2 w roczniku = 23% = 20 445 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.c1 (uwaga: moneta ma kropki po I.S.) – WARIANT 3 – > AWERS 2/REWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL/1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 3 w roczniku = 27% = 24 545 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.c4? – WARIANT 4 – > AWERS 3/REWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 4 w roczniku = 9% = 8 182 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

16.c – WARIANT 5 – > AWERS 3/REWERS 3
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 5 w roczniku = 9% = 8 182 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

16.c5? – WARIANT 6 – > AWERS 4/REWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 90 000
Szacowany rozkład wariantu 6 w roczniku = 9% = 8 182 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

Podsumowując to, co się dziś wydarzyło. Karol odkrył nowy wariant półzłotka z 1768. Ja to jedynie nagłośniłem i opisałem, jako wariant charakteryzujący się awersem znanym z monet z rocznika 1769, przy okazji znajdując drugi egzemplarz bity tym samym kompletem stempli. Dodatkowo ujawniłem i poprawiłem błędy związane z kropkami w opisie dwóch wariantów w katalogu monet SAP autorstwa duetu Parchimowicz/Brzeziński. Na koniec zaproponowałem czytelnikom nowe podejście do oszacowania rzeczywistego nakładu półzłotków z datą 1768. Z rozmysłem nie pisze o półzłotkach „wybitych w 1768”, bo co do tego kiedy one zostały wyprodukowane nie ma przecież pewności. I taka to historia, nie krótka, lecz w sam raz J. Przy okazji pracy nad tym tekstem odwiedziłem zbiory muzeów w Warszawie i Łodzi, co było dla mnie dodatkowym bonusem, który mam nadzieję zaprocentuje również w przyszłych wpisach. Zapewne temat Łodzi pojawi się na mojej stronie już niebawem, bo wiele ciekawego się tam wydarzyło w kontekście monet Stanisława Augusta Poniatowskiego J. Dziękuję za doczytanie do tego miejsca. Jutro poprawię jeszcze dane w zakładce „KATALOG MONET” i jeśli chodzi dwugrosza z 1768, to mam nadzieję, że na jakiś dłuższy czas opublikowane dziś dane będą aktualne. Na dziś to koniec, do zobaczenia już niebawem J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje i zdjęcia z poprzedniego tekstu o półzłotkach z rocznika 1768 oraz dodatkowo pochodzące od kolegi Karola, z kilku nowych aukcji numizmatycznych z platformy OneBid oraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Wykorzystałem też dane z katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” autorstwa Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego. Zdjęcie z filmu „Matrix” wyszukałem za pomocą google grafika.