czwartek, 17 sierpnia 2017

Srebrnik 1779, czyli jak (przez czysty przypadek) nie straciliśmy Gdańska.

Dziś proponuje w założeniu krótki, ale numizmatycznie treściwy wpis o najdrobniejszej monecie srebrnej Stanisława Augusta Poniatowskiego wybijanej przez mennice koronną w 1779 roku. Po pierwsze zauważyłem, że stosunkowo rzadko dotychczas pisałem o srebrnikach SAP, bowiem w całej historii bloga (nie licząc tematów falsyfikatów) popełniłem tylko jeden wpis, o roczniku 1774. Oczywiście to nie przypadek, bo mam ku temu pewne powody. Sytuacja wynika trochę z niedokończonych, bo rozgrzebanych analiz, jakie na temat tego nominału prowadzę „na boku”, które mają odpowiedzieć mi na kilka pytań dotyczących głównie tez, które konkretnie monety z lat 1766-1768 są fałszywe a jakie są bez wątpienia oryginalne. Próbkę rozterek w tym temacie dałem w artykule, w którym opisywałem pruskie fałszerstwa srebrników. Mimo tego, że wówczas dość jasno zakwalifikowałem kilkanaście wariantów stempli podróbek, to dałem sobie jednak furtkę do powrotu i przedstawienia poprawionej analizy tego problemu. A jako, że w tym nominale najwięcej ciekawego działo się moim zdaniem właśnie w początkowych latach panowania SAP, to jakoś podświadomie nie ruszam tych niezbyt pewnych roczników, czekając na cud oświecenia J. Jednak człowiek jest z natury swojej niecierpliwy i uznałem, że nie mogę tak jaskrawie pomijać jednego z podstawowych nominałów. Szczególnie, że całkiem niedawno stałem się szczęśliwym właścicielem jednego z egzemplarzy a dodatkowo i prywatnie uważam, że rocznik ten nigdy nie został dokładnie zbadany i opisany. Tym sposobem, zdecydowałem się napisać o roczniku 1779 i o tajemnicach, jakie skrywa.

Jak zwykle temat monety chciałem powiązać z jakąś interesującą sytuacja lub wydarzeniem, które wydarzyło się w roku wybicia opisywanej dziś monety. Jednak już na wstępie dodam, że rok 1779 jest jednym ze szczególnych, w których w kraju zbyt wiele ciekawych rzeczy nie miało miejsca… Nawet jedno z moich ulubionych źródeł historycznych dostępnych w internecie opisuje ten okres tak: „W roku 1779 nie doszło w RP do istotnych wydarzeń wartych odnotowania w tym miejscu.” J. Czy, rzeczywiście był to taki nudny czas? A może to tylko taka przysłowiowa „cisza przed burzą”? Będzie się jeszcze nie raz okazja przekonać i to nawet na blogu, bo w końcu z tego rocznika dotychczas pisałem tylko o półzłotkach. Co znaczy, że jest jeszcze sporo nominałów do opisania i ciekawostek do opowiedzenia. Mam kilka swoich ulubionych i dziś sięgnę do historii, która co prawda fizycznie rozegrała się obok terenów I Rzeczpospolitej, jednak była z nią dość istotnie powiązana przez grube nici ówczesnej geopolityki. Tezę zamieściłem już w tytule (ręce precz od Gdańska!)  i mam nadzieję, że temat dla wielu może okazać się nowy i przez to zaciekawi nie tylko zdeklarowanych miłośników monet SAP. Głównym dzisiejszym wątkiem, wokół którego będę snuł swą opowieść będzie spór o sukcesję Bawarską. Konflikt rozgrywany na wielu płaszczyznach od salonów europejskich stolic po pola, okopy i kartofliska, stąd dość ciekawy i jak ulał nadający się do krótkiego przybliżenia. Poniżej pierwsza ilustracja nawiązująca do dzisiejszego wpisu.

Ok, zatem starujemy i zanim, zatem przejdę do ciekawostek związanych ze srebrnym groszem ostatniego króla z rocznika 1779, to nieco odkurzę zapomniany konflikt, którego finał (czy szczęśliwy?) znalazł miejsce w Sali Sejmu Ziemskiego w Cieszynie, gdzie podpisano traktat pokojowy kończący epizod zwany popularnie „wojną o sukcesje bawarską”. W rzeczywistości pokój ten kładł kres szeregowi nieporozumień i konfliktów (w tym tych zbrojnych) pomiędzy Austrią a Prusami trwających z przerwami od 1740 roku. Powodem ostatniej z wojenek pomiędzy zaborcami zakończonej pokojem w Cieszynie było ustalenie, kto odziedziczy władzę po zmarłym bezpotomnie w 1777 roku elektorze Bawarii Maksymilianie III Józefie. Generalnie jednak tłem tych wszystkich konfliktów była niechęć starej dynastii Habsburgów rządzącej w Wiedniu do skoligaconych z nimi innych dworów niemieckich w tym Bawarskiego i Pruskiego. Prusy za sprawą znanego nam już obrotnego króla Fryderyka II, zwanego Wielkim - prowadziły intensywną politykę powiększania swojego państwa i wzrostu swojego znaczenia, co jawnie kłóciło się z podobnymi planami Cesarstwa
Austrii. Bezkrólewie, jakie powstało w Bawarii, a więc terytorium położonym pomiędzy zwaśnionymi stronami było idealnym sposobem by w tym długoletnim już konflikcie przechylić szalę na swoja stronę. Temat sukcesji nie był łatwy do rozstrzygnięcia i obie strony miały swoje argumenty, udowadniające, że to właśnie ich faworytom i poplecznikom należy się scheda po zmarłym władcy. Jednak szybko okazało się, że jedynym legalnym spadkobiercą akceptowanym przez obie strony zostanie książę Palatynatu, niejaki Karol Teodor. Jednak to nie załatwiało sprawy, bo obie strony zdawały sobie sprawę, że problem nie został definitywnie rozwiązany, gdyż owy Karol Teodor również „oficjalnie” był bezdzietny i rozwiązanie było tylko tymczasowe. Jasne było, że po jego śmierci konflikt rozgorzeje na nowo. I wtedy właśnie postanowił zadziałać Józef II, młody cesarz Austrii, który był „na dorobku” i bardzo pragnął zapisać się w historii świata, chociażby poprzez odbudowanie potęgi rodu Habsburgów. Już w 1778 roku udało mu się poczynić kolejny (trzeci) krok w tym kierunku (po I Rozbiorze Polski i odebraniu Turkom Bukowiny), gdyż zawarł umowę z „tymczasowym” Karolem Teodorem na mocy, której w zamian za odpowiednie uposażenie gromadki jego nieślubnych dzieci i uznanie ich prawowitymi spadkobiercami, już teraz „w promocji” odda Austriakom 1/3 terenu Bawarii.  Żeby nie dać szans na ewentualna zmianę decyzji, jeszcze zanim ostatecznie porozumienie weszło w życie, Józef II wraz z armią cesarską wkroczył do „swojej 1/3 Bawarii” uprzedzając ewentualne protesty ze strony Prus, kiedy układ zostanie oficjalnie ogłoszony. Taka postawa poważnie skomplikowała sytuacje w tym rejonie, gdyż po pierwsze na takie rozwiązanie nie było zgody sąsiednich państw a po drugie, król Prus osobiście poczuł się „zrobiony w wała” i otwarcie wystąpił przeciwko temu działaniu. Oczywiście prusacy również nie byli w „ciemnie bici” i oficjalnie swoje działania uzasadniali wystąpieniem w imieniu „skrzywdzonego” takim obrotem sprawy brata Karola Teodora – Karola III księcia Zweibricken, który miał prawa do objęcia władzy w Bawarii. Nieoficjalnie oczywiście prusacy nie chcieli pozwolić na dominacje austriacką na „swojej niemieckiej ziemi”. Ot taka mała kłótnia i zadyma w germańskiej rodzinie J. Obok główny „podmiot” sporu, Karol Teodor, który troszczył się o nieślubne dzieci bardziej niż o swój lud.

Na początek oczywiście próbowano polityki zagranicznej. Austria ciesząca się poparciem Francji a Prusy za wstawiennictwem Anglii i Rosji podjęły mediacje, próbując dyplomacją rozstrzygnąć konflikt pokojowo. Jednak sztywne stanowiska obu stron oraz raczej bierna postawa wspierających je mocarstw, które miały wówczas swoje problemy i nie były zainteresowane włączaniem się w lokalny konflikt nie posuwały rokowań do szczęśliwego zakończenia. Scenariuszów rozwiązań było kilka i tu właśnie dochodzimy do zagadnienia związanego z tytułową rolą Rzeczpospolitej. Największe szanse powodzenia miał rozbiór Bawarii na wzór całkiem niedawno przeprowadzonego I Rozbioru Polski i podział kraju na elementy, które zadowolą obie strony. Jednak do tego trzeba by uzyskać jakiś kompromis a pomiędzy Habsburgami a Wittelsbachami wyraźnie nie było „chemii”. Kolejną braną pod uwagę stron możliwością rozstrzygnięcia konfliktu był plan pruski zwany „zamiennym”. Plan ten był prosty: w zamian za 1/3 Bawarii, jaką zagarnęli ostatnio Habsburgowie, Austriacy oddają Rzeczypospolitej (nam J) znaczną część Galicji, jaką uzyskali w ramach I Rozbioru Polski a w zamian za to, Polacy (my J) zrzekniemy się na korzyść Prus - Gdańska, Torunia i znacznej części Wielkopolski. Ot ciekawostka rodem z mózgu pruskiego ministra spraw zagranicznych. Jednak i tu nie uzyskano kompromisu, gdyż austriaccy nie po to doprowadzili do konfliktu żeby tracić. Tym sposobem, na szczęście nie doszło do „wymiany” terenów i fuksem nie straciliśmy Gdańska i innych ziem, do których śliniły się pruscy sąsiedzi. Ciekawe i nieco teoretyczne może być rozważanie, czy w ogóle I Rzeczpospolita była by w stanie przeciwstawić się temu gwałtowi. Czy król i magnaci upokorzeni I Rozbiorem zwarliby szeregi i odmienili losy kraju? Kto wie, jak by się to wszystko potoczyło…

Jednak na „wymianę” również zgody nie było, toteż konflikt z salonów przeniósł a się na pola. Sięgnięto do sprawdzonych już rozwiązań i król Prus Fryderyk II postanowił, że „nie ma już z nimi, o czym gadać” i założył, że metoda faktów dokonanych znów zadziała najlepiej. Nie wiele się namyślając jak postanowił tak uczynił i wkroczył na teren Bawarii razem ze swoją niemal 155 tysięczną armią. Austriacy nie pozostali bierni i szybko zebrali swoje 142 tysięcy wojska i wysłali na sporny teren. Ciekawie mają się te siły, kiedy porównamy je do zaledwie kilku tysięcznej armii koronnej I Rzeczpospolitej, jaka była wówczas „pod bronią”. Ale na szczęście król Poniatowski nie był stroną w tym konflikcie i Niemcy gonili się po polach i lasach jedynie w swoim towarzystwie. Wojna prowadzona była w trudnym terenie na terytorium dzisiejszych Czech, przez co nie była jakaś wybitnie dynamiczna i nie obfitowała w walne starcia obu ogromnych armii. Wprost przeciwnie, obie strony unikały otwartych konfliktów, zadowalając się podjazdami i szarżami na tabory i działając jak
by to była wojna partyzancka. Większość czasu wojsko spędzało w marszach i okopach, cierpiąc z głodu i chłodu. Nic dziwnego, że wojsko szybko dotknęły plagi najróżniejszych chorób, nieuleczalne zarazy, pomór koni oraz inne drobniejsze klęski. Trzeba dodać, że wpływ na ten stan rzeczy miała również monotonna dieta oparta niemal wyłącznie na kartoflach wykopanych z okolicznych pól. Taki obrót spraw spowodował lawinę dezercji, co w konsekwencji zmusiło strony do wycofania wojsk pruskich na „z góry upatrzone pozycje” na swoim terytorium. W literaturze często ta dwuletnia potyczka nazywana jest „wojna kartoflaną” widocznie wielotysięczne armie musiały naprawdę nieźle spustoszyć dopiero, co obsiane areały uprawy tej zamorskiej rośliny J. Część z historyków uznaje wojnę o sukcesję bawarską za ostatnią wojnę gabinetową w historii wojskowości, prowadzoną nie zbrojnie a poprzez posłów, posłańców i dyplomatów. Niemniej jednak w tych wojennych szaradach-podchodach, to jednak prusacy byli uznanymi mistrzami i to właśnie ich pozycje były w lepszej sytuacji taktycznej od wojsk przeciwników. I pewnie sytuacja taka trwała by jakiś dłuższy czas, gdyby nie wyżej już wspomniane plagi, jakie spadały na pruskie armie pozbawione logistycznego wsparcia na terytorium dzisiejszych Czech, które spowodowały rozkaz wycofania do Prus żeby tam przeczekać i przezimować. Obok prezentuje obraz przedstawiający opatrywanie ran pruskiego króla, których nabawił się podczas tego konfliktu. Być może ten fakt również miał wpływ na podjęcie decyzji o wycofaniu wojsk z terenu Czech. Jak by nie było Austriakom będącym w defensywie, taka decyzja „spadała z nieba” i już w styczniu 1779 ich wojska przeszły do ofensywy „atakując” Ziemię Kłodzką. Do wiosny na scenie wojennej nic się ciekawego nie działo, z a to w dyplomacji aż huczało, kiedy obie strony atakowały się wzajemnie oskarżając się o gwałcenie swoich praw i zasad Rzeszy. 

Trwało to jakiś czas i końca nie było widać. Wówczas pierwsza nie wytrzymała matka cesarza Austrii Maria Teresa, która przy znacznej pomocy drugiej z „mocnych kobiet” tych czasów, carycy Rosji Katarzyny I - zmusiła obie strony konfliktu do schowania szabelek i powrotu do rokowań. Efektem rozmów było podpisanie 13 maja 1779 pokoju w Cieszynie, na mocy, którego Austrii przypadło 234 mil kwadratowych terytorium Bawarii, położonych między Dunajem, Innem oraz Salzachem, które wraz z zamieszkującymi je 80 tysiącami mieszkańców. Tym czasem Fryderyk II i jego Prusacy uzyskali bezpośredni wpływ na sytuację na spornym terenie. W ten oto sposób spełniło się kolejne marzenie pruskiego króla o zbudowaniu wielkiego mocarstwa i przyłączanie nowych terenów do swojego terytorium. Sytuacja ta również pokazuje mechanizm wpływania silnych krajów na swoich słabszych sąsiadów. To, że konflikt już na początku swojego trwania nie zakończył się Rozbiorem Bawarii świadczy tylko o tym, że strony musiały dojść do dyplomatycznego porozumienia. Jak widać same Austria i Prusy nie potrafiły się w II połowie XVIII wieku dogadać i to właśnie Rosja była katalizatorem zgody. Porozumienie pomiędzy sąsiednimi mocarstwami było dla nas kolejnym „gwoździem do trumny”, bo kosztem zaledwie 300 ofiar, jakie poległy podczas tych wojennych zmagań, ustanowiono nowy porządek na terenach państw germańskich. Porozumienie wspierało Prusy, naszego śmiertelnego wroga a dodatkowo odbierało realne szanse na utworzenie w regionie „trzeciej siły”, która potencjalnie mogłaby być stworzona z wielu państw Rzeszy Niemieckiej, a Bawaria i Saksonia mogłyby być podstawą takiej unii. Zamykając ten rozdział, większej roli naszego króla czy Rzeczpospolitej w tym konflikcie nie było. Nie odzyskaliśmy ziem Galicji, ale równocześnie nie straciliśmy Gdańska, Torunia i Wielkopolski. Można uznać to za remis ze wskazaniem na przeciwnika. Poniżej mapa Bawarii z zaznaczeniem linii podziału pomiędzy oba mocarstwa.

A teraz po tym „niemieckim skoku w bok” czas na powrót nad Wisłę, do Warszawy i jej mennicy koronnej w 1779 roku. Na początek prezentuje przykładowe zdjęcie srebrnego grosza i na jego podstawie określimy, co dotychczas wiemy o tej monecie.
W dotychczas wydanej oficjalnej literaturze numizmatycznej, co do zasady wyróżnia się tylko jedną odmianę srebrnika z 1779 roku. Nie będę cytował informacji z poprzednich katalogów, skupie się tylko na najnowszej pozycji autorstwa duetu Parchimowicz i Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” wydanym w ubiegłym roku. Tam pod pozycją 15.k znajdujemy szczegółowy opis interesującego nas dzisiaj numizmatu.

AWERS: Ukoronowany monogram królewski SAR wpisany w kwadrat
REWERS: Wpisany w kwadrat 5-cio wersowy napis określający próbę srebra i rocznik - 320/EX/MARCA/PURA.COL./1779.  Dodatkowo kolejne cztery wersy tekstu opisane na kwadracie, określające nominał, tytulaturę władcy oraz inicjały ówczesnego intendenta mennicy Efraima Brenna - 1.GR./R.POL./E.B./M.D.L.
Słowem, mamy tu standardowy układ, występujący na większości koronnych srebrnych groszy SAP. Dodatkowo w katalogu mamy odniesienia do poprzednich publikacji, czyli najważniejszych katalogów z lat minionych. I tak moneta 15.k, to również to samo, co: Plage 228, Kopicki 2316 i Parchimowicz 1214.l. W innym miejscu autorzy podają nakład, który dla tego rocznika wynosi 85 652 sztuk oraz za Kopickim podają stopień rzadkości, określony na R3. Ot cała wiedza i filozofia dostępna na ten temat w pigułce.

I co teraz? Teraz przyjrzyjmy się dokładniej i bliżej obu stronom monety i postaramy się znaleźć różnice, które pozwolą nam policzyć stemple i w efekcie opisać warianty, w jakich występuje ta moneta. Zacznijmy od głównej strony grosza, czyli od awersu. Tradycyjnie wprowadzę swój „punkt kontrolny”, który pomoże nam łatwiej dostrzec te odmienności. Dla awersu będą to 2 punkty. Punkt „a)”, w którym zajrzymy do wnętrza korony i który przyjmie dwie możliwości „wnętrze korony skośnie karbowane” oraz „wnętrze korony gładkie”. Tu powtarza się nam obserwacja z opisywanego wcześniej rocznika 1774, gdzie również ta zmienna okazała się kluczowa dla awersu. Dodatkowo wprowadzimy drugi punkt „b)” w którym przyjrzymy się najwyższemu punktowi korony, czyli krzyżowi. Mamy dwie możliwości: „krzyż dotyka linii kwadratu” lub „krzyż zachodzi na linie kwadratu”. Obie zmienne tworzą 3 odmienne układy, które wizualizuje na powiększonych zdjęciach poniżej.
Podsumowując ten fragment, na awersie mamy dwie zmienne, które w efekcie pozwalają wyznaczyć 3 stemple awersu, które już w całej okazałości pokazuje poniżej.

AWERS 1 -> a) wnętrze korony skośnie karbowane; b) krzyż dotyka linii kwadratu;
AWERS 2 -> a) wnętrze korony skośnie karbowane; b) krzyż zachodzi na linie kwadratu;
AWERS 3 -> a) wnętrze korony gładkie; b) krzyż zachodzi na linie kwadratu;

 Teraz czas na druga stronę srebrnika. Tam teoretycznie może czaić się wiele ciekawostek, bo gdzie szukać różnic jak nie na elementach napisowych. Rozczaruję poszukiwaczy wariantów stempli, że z analizy dostępnego materiału jestem zdania, że mamy do czynienia tylko z 2 stemplami rewersu. Żeby je łatwo rozpoznać wprowadzę punkt kontrolny ”a) „ w którym będziemy porównywać usytuowanie kropki, występującej pomiędzy wyrazami PURA i COL, w stosunku do napisu MARCA występującego powyżej. Kropka a więc i punkt kontrolny „a) „ może przybrać tylko dwie wartości: „kropka pod literą C” lub „kropka pod literą R”. Na zdjęciach poniżej można prześledzić oba układy.
To doprowadziło do wyznaczenia dwóch stempli rewersu. Pełne zdjęcia rewersu w obu wariantach prezentuje poniżej.

REWERS 1 -> a) kropka pod literą C;
REWERS 2 -> a) kropka pod literą R;
Teraz płynnie przechodzimy do badania ilościowego opartego głównie na dostępnych zdjęciach rodem z licznych baz aukcyjnych. Do dzisiejszego artykułu udało mi się zgromadzić 26 egzemplarzy i na tej próbie będę wyciągał dalsze wnioski dotyczące całego rocznika badanej dziś monety. Na początek zobaczmy ilu wariantów srebrnika doszukałem się porównując obie strony.
Jak widać powyżej, można wyznaczyć 3 warianty srebrnego grosza z 1779. Jednak dla porządku należy dodać, że wariant 1 i 2 różnią się od siebie nieznacznie, jedynie awersem, Na zdjęciach pokazałem róznicę w usytuowaniu krzyża w koronie, lecz jest tam więcej drobnych różnic w tym środkowa część litery "R" w monogramie SAR.  

Zobaczmy ile poszczególnych wariantów wystąpiło w przebadanej próbie. Zestawienie obrazujące rozkład procentowy w poniższej tabelce.
I tak, podstawowym układem jest WARIANT 1, który wystąpił na ponad połowie egzemplarzy. Z drugiej strony skali mamy WARIANT 3, którego „gładka korona” zaobserwowana została przeze mnie na zaledwie 19% sztuk. Odnieśmy teraz te dane do znanego nam nakładu, wynoszącego 85 652 egzemplarzy. Zestawienie poniżej pokazuje ile poszczególnych wariantów monety wybito (teoretycznie) w ramach całego nakładu.

Zdziwienie nie ma. Rozkład procentowy i nakład pokazał nam, że ilość poszczególnych wariantów waha się od 46 do 16 tysięcy sztuk. Najmniej jest monet w układzie WARIANT 3 i to fakt, z którym trudno dyskutować. Ok, a teraz stopnie rzadkości według skali hr. Emeryka Hutten-Czapskiego oraz moja ich interpretacja.
Jak widać nie powieliłem stopnia R3, jaki przyznano temu rocznikowi (jako całość) w najnowszym katalogu. Uważam, że to nieco przeszacowana wartość i na tę notę zasługuje wyłącznie jedynie najmniej popularny WARIANT 3 występujący w tym roczniku. Dla WARIANTU 1 moim zdaniem R1 jest całkiem adekwatną wartością.

To tyle, pozostaje mi już tylko pokazanie i opisanie monet w układzie katalogowym. 

ROCZNIK 1779

15.k – WARIANT 1 – > AWERS 1/REWERS 1
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1779.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem inicjały E.B.
Nakład łączny rocznika = 85 652
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 54% = 46 120 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1

15.k1? – WARIANT 2 – > AWERS 2/REWERS 1
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1779.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem inicjały E.B.
Nakład łączny rocznika = 85 652
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 27% = 23 060 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

15.k2? – WARIANT 3 – > AWERS 3/REWERS 2
Awers: ukoronowane inicjały królewskie SAR wpisane w kwadrat
Rewers: napis w 5 wersach wpisany w kwadrat 320/EX/MARCA/PURA.COL./1779.; nad kwadratem 1.GR.; z prawej strony kwadratu R.POL.; z lewej strony M.D.L; pod kwadratem inicjały E.B.
Nakład łączny rocznika = 85 652
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 19% = 16 472 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

Na dziś to koniec historii. W dzisiejszym nie najdłuższym wpisie (jest postęp J) udało mi się przedstawić bliżej nieznaną historię związaną z realiami geopolitycznymi, w jakich trwała I Rzeczpospolita w II połowie XVIII wieku. Jak się okazuje, to że nie straciliśmy wówczas kolejnych terytoriów i miast nie do końca było naszą zasługą a raczej zbiegiem okoliczności w których nasz kraj był tylko igraszką w łapach „wielkich tego świata”. Z numizmatycznego punktu widzenia, udało się dziś pokazać znane mi stemple srebrnika z 1779 roku oraz bardziej szczegółowo opisać ten rocznik. Czyli przyjemne z pożytecznym J. I tym optymistycznym akcentem żegnam się, jednocześnie zapraszając za jakiś czas.

W dzisiejszym tekście wykorzystałem informacje z najnowszego katalogu monet SAP autorstwa Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” oraz ze stron internetowych www.instytuthistoryczny.pl, www.konflikty.pl, i z serwisu Wikipedia.pl, Zdjęcia monet wykorzystane we wpisie i podczas analizy pochodzą z archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatyki, Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, serwisu Allegro oraz z Muzeum Narodowego w Krakowie (kolejny raz!) i ze zbiorów Rafała Janke oraz z moich własnych.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za spam i "przypadkowe" reklamy złomu numizmatycznego na tym blogu z góry dziekuję.
    Komentarze zawierające w/w oraz linki do "zakupów" bedą usuwane, zatem ich publikacja nie ma sensu. Tyle.

    OdpowiedzUsuń