środa, 9 maja 2018

Fałszywe srebrniki SAP, czyli runda 2.

Witam wszystkich, dziś będę pisał o falsach. Po dłuższym namyśle i analizie sporego materiału nowych zdjęć wszelkiego rodzaju podróbek i imitacji, które zebrałem od czasu ukończenia serii, w której opisywałem po kolei, nominał po nominale, wszystkie znane mi przykłady fałszerstw monet Stanisława Augusta Poniatowskiego zdecydowałem, że czas na odświeżenie tematu. Co prawda, wahałem się jak do tego teraz podejść. Czy aby nie ograniczyć się jedynie do edytowania poprzednich wpisów lub alternatywnie, czy nie pokusić się o napisanie zbiorczej aktualizacji w formie jednego dużego wpisu „typu epopeja”, obejmującego wszystkie nominały sreber SAP. Nawet jakiś czas temu próbnie edytowałem jeden stary wpis i dodałem tam groźnie wyglądający fals rzadkiej odmiany srebrnika z rocznika 1766. Jednak argumentami przeciwko takim aktualizacjom jest zbyt duża ilość i częstotliwość pojawiania się fałszywych monet, które nieprzerwanym siurkiem trafiają na nasz rynek. Ponadto doszedłem do wnioski, że również nie da się tego zjawiska „opędzić” jednym zbiorczym wpisem. Tu akurat zaważyła troska o zachowanie odpowiedniej czytelności/użyteczności tekstów. Uznałem, że łatwiej będzie szukać fałszerstw po tytułach, we wpisach dedykowanych określonym nominałom. Szczególnie, że linki do nich zamierzam nadal zamieszczać w polu „OPISANE MONETY” po prawej stronie bloga. To powinno zapewniać odpowiedni poziom logiki i być sprawnym narzędziem, w którym będzie można sprawdzić czy moneta, co do której mamy jakieś wątpliwości, nie figuruje już w którymś z moich wcześniejszych tekstów. Jak teraz sobie o tym myślę, to z grubsza planuje by, raz w roku pokusić się o kolejne aktualizacje. No chyba, że proceder produkowania nowych fałszerstw ustanie oraz gdy nie odkryje ciekawych podróbek z epoki – to nie będę się silił na puste posty. W każdym razie, sytuacja na froncie walki z falsami z okresu SAP wygląda w ten sposób, że w miarę możliwości cały czas trzymam rękę na pulsie i staram się być na bieżąco z transakcjami sprzedaży podejrzanych monet SAP w internecie. Takie skrzyżowanie Strażnika Teksasu, Porucznika Borewicza i Rocky’ego… w wersji „dla ubogich”.  Stąd właśnie ta bokserska „runda” w dzisiejszym tytule wpisu. Mam siły na rund 12, więc jeszcze nie raz uda mi się trafić jakiegoś falsa prosto w nochal J.

Ale sieć i aukcje to nie jedyne źródła informacji o podróbkach. Część z czytelników mojej strony zapewne pamięta ile razy w zeszłorocznych wpisach o fałszywkach utyskiwałem na brak dostępu do dobrego materiału z instytucji muzealnych, gdzie zapewne czają się dziesiątki unikatowych monet, które nie są znane szerokiemu gronu miłośników. Konkretnie wówczas pisałem o praktykach największych Muzeów Narodowych. Z jednej strony doceniając, że w muzeum w Krakowie „ruszyli z kopyta” z tematem publikowania próbek swoich ogromnych zbiorów a z drugiej strony, żaląc się na to, że udostępnili jedynie jednostronne zdjęcia ciekawych podróbek monet SAP. Jak wiadomo, moneta ma więcej stron i z reguły wszystkie one okazują się być ważne.  I tu bardzo dobra nowina dla wszystkich pasjonatów. Oto, jeden z moich głównych sprzymierzeńców w poszukiwaniu opublikowanych w sieci falsyfikatów z epoki, czyli Muzeum Narodowe z Krakowa zmieniło dotychczasową praktykę i uzupełniło część zdigitalizowanej kolekcji podróbek monet SAP o drugie strony monet. Wow! Aż mnie zatkało, kiedy na to przypadkiem wpadłem. Nie mam oczywiście złudzeń i nie sądzę, żeby do tego milowego kroku nakłoniły szacownych kustoszy MNK moje „gorzkie żale”. Jednak być może to, że wspomniałem o tym przy KAŻDEJ możliwej okazji i sytuacji, miało jakieś tam drobne znaczenie. Dość powiedzieć, że z perspektywy wiedzy o imitacjach pochodzących z epoki, to ogromny postęp versus stan poprzedni. A co za tym idzie nowe „paliwo” dla mojego bloga, ponieważ teraz będę mógł przy okazji II odsłony cyklu artykułów o falsyfikatach, wrzucić na bloga kompletne zdjęcia obu stron tych ciekawych monet. Już się na to cieszę. I żeby to odpowiednio zaakcentować, mała ilustracja z przymrużeniem oka, na temat eksperckiej wiedzy o fałszerstwach J.
Ok, a teraz już dość prywatnych wycieczek, bo artykuł ma być techniczny, czyli krótki acz treściwy. Zatem zaczynamy zabawę i przeglądamy, co tam nowego „urodziło” się w warsztatach i ujrzało światło dzienne na aukcjach w ostatnim okresie.

Żeby nie być gołosłownym, zaczniemy dzisiejszą wyliczankę od imitacji srebrnika właśnie ze zbiorów MNK. W sumie będzie to trochę niechronologiczne, ale w ten sposób postanowiłem uczcić nowe podejście krakowskich muzealników. Zatem „srebrny” grosz z data 1768 w pełnej krasie na obustronnym zdjęciu J.
Opisywałem tego falsa w poprzednim wpisie o groszach TU LINK więc teraz tylko za panią kustosz Anną Bochnak przypomnę wymiary i skreślę dwa zdania od siebie. Materiał miedź, która być może była kiedyś posrebrzona. Dziś jednak nic na to nie wskazuje. Technika wykonania - bicie, miejsce pozyskania - Polska, datowanie – po roku 1768. Wymiary: średnica 20,3mm (sporo za dużo), grubość 0,8mm i waga 1,71g. Ostatnio pokazałem jedynie awers monety, a teraz również możemy też „nacieszyć się” widokiem miedzianego rewersu. Z tego, co mogę wywnioskować ze zdjęć, wzorcem dla fałszerza był oryginalny srebrnik w wariancie z mniejszą koroną. Nieco koślawe liternictwo rewersu nie pozostawia złudzeń, co do nieprawego pochodzenia monety. Jeśli to rzeczywiście jest bicie a nie odlew (tak jest w muzealnym opisie), to trzeba uznać ten stempel za w miarę udany. Szczególnie pod względem odwzorowania układu i rozmieszczenia poszczególnych elementów, nie odstaje zbytnio od produktów z mennicy koronnej w Warszawie. Mając dwie strony do analizy, zabawa jest o 100% lepsza J.

Pozostając w grupie falsyfikatów z epoki wybitych w miedzi, zaprezentuję teraz monetę imitującą srebrnika z rocznika 1767. Fals wypłynął niedawno na wschodzie Europy, jednak dziś jest już zabezpieczony w kraju. Popatrzmy na to „cudo”.
To, co szczególnie rzuca się mi w oczy, to podobieństwo do monety z MNK. Szczególnie awers wydaje się być bardzo zbliżony. Jako minimum, wzorcem jego powstania jest ten sam wariant oryginalnego grosza SAP. Jako maksimum, to może być nawet ten sam stempel awersu, który został wykorzystany w obu monetach. Co prawda sam rewers już różni się wieloma drobnymi szczegółami i nie może tu być mowy o tym, że to są identyczne wykonane podróbki. Jednak materiał użyty do produkcji oraz stylistyka wykonania obu monet wydają się być zastanawiająco zbieżne, co w moim mniemaniu stanowi fajną ciekawostkę. Nie dysponuje wszystkimi wymiarami krążka. Na krajowej aukcji była podana jedynie waga 1,87g, co jest oczywiście zbliżone do monety z muzeum. Jednak trzeba pamiętać, że ta druga imitacja jest w o wiele lepszym stanie od krakowskiej, stąd nic dziwnego, że waga wydaje się być lepiej dopasowana do wzorcowej 1,99g, jaką posiadają oryginalne srebrniki. Tu warto dodać jeszcze zdanie o bardzo podobnej monecie z rocznika 1767, którą opisałem w poprzednim wpisie Jak widać to cała rodzina miedzianych falsów. Podsumowując, mamy tu przykłady na interesujące podobieństwo, które może wskazywać na wykonanie przez ten sam warsztat.

To tyle, jeśli chodzi o nowe przykłady fałszerstw z epoki, które co do zasady powstały na szkodę emitenta w XVIII wieku. Te monety są bardzo ciekawe i moim zdaniem, z powodzeniem mogą być gromadzone przez miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Szczególnie, że jako obiekty powstałe w tym samym okresie, co oryginały, stanowią interesujące uzupełnienie zbiorów. Na dziś kończę wątek o monetach z epoki, jednak w przyszłym miesiącu planuję napisać jeszcze drobną aktualizację wpisu o pruskich fałszerstwach srebrnych groszy SAP. Inspiracją do tego tekstu jest fakt, że w ostatnim czasie wszedłem w posiadanie 3 pruskich podróbek w wariantach stempla, jakie nie wystąpiły w moim tekście w ubiegłym roku. Zatem i tu będzie można liczyć na drobny update.

Idąc dalej, drugim tematem na dzisiejszy wpis a za razem drugą grupą monet, jakie będę dziś prezentował są nowoczesne próby perfidnego oszukiwania mniej doświadczonych kolekcjonerów. To właśnie to XXI-wieczne „ZŁO”, z którym zawsze warto walczyć. Wpis na blogu i pokazanie przykładowych zdjęć jest jedną z taktyk, jaką stosuję by przeciwstawić się napływowi fałszerstw z okresu SAP. Chciałbym docelowo zniechęcić potencjalnych dilerów wprowadzających takie monety na nasz rynek i uczynić ich starania nieopłacalnymi. Mało to innych, uczciwych fachów, którymi można się teraz zająć. W końcu mamy teraz rynek pracownika J. Na innych panowaniach nie znam się już tak dobrze, ale z tego, co widzę na forach numizmatycznych istnieje aktywny „ruch oporu” również dla podróbek monet z innych panowań okresu polski królewskiej i nie tylko. Ja w każdym razie zachęcam do aktywnego poszukiwania takich informacji w celu opatrzenia się z fałszywkami, by potem już niemal intuicyjnie wyłapywać wszelkie próby oszustwa. Ok tyle tytułem wstępu, zaczynamy galerię niesławy.

Na początek proponuję zerknąć na niedawną próbę wprowadzenia do sprzedaży rzadkiej odmiany srebrnego grosza SAP  z 1766, która z grubsza charakteryzuje się brakiem napisów na rewersie w obszarach po obu bokach kwadratu. To poszukiwana odmiana, która rzadko gości w sprzedaży aukcyjnej. Edmund Kopicki nadał takim oryginalnym monetom w zależności od wariantu, stopnie rzadkości od R4 aż do R8. Tym samym taki grosz spełnia jedną z podstawowych zasad zawodowych fałszerzy, mówiącą o tym by podrabiać jedynie to, co jest coś warte i poszukiwane. Krótka produkcja, mała seria i rozłożona w czasie/miejscu dystrybucja to podstawa sukcesu dla takich praktyk. Ale dość o arkanach fachu inteligentnych fałszerzy, popatrzmy lepiej na zdjęcia pochodzące z jednej z niedawnych aukcji w internecie, na której szukano „jelenia” na takie oto produkty.
 I tak jak widać, trafiła się nam super promocja fałszerskiej fabryczki ze wschodu. Dwie rzadkie monety w cenie… jednej popularnej J. No właśnie ile można by wydać, za dwa bardzo rzadkie grosze SAP w niezłym stanie? Ile by nie wydać, to akurat te dwie prezentowane monety są bezwartościowe. Obrońcy tego typu produkcji, zapewne będą wnosić, że przecież to są „cenne kopie” wykute specjalnie dla rzeszy kolekcjonerów, którzy garściami włączają je do swoich zbiorów w „zastępstwie” oryginałów, by spoczywały tam do czasu aż dany zbieracz się odpowiednio wzbogaci i kupi sobie gdzieś własny oryginał. Ja nie kupuje takiej „gównomowy”. Dla mnie to jedynie chamskie kopie, które warto nazywać po imieniu. Nie dość, że prostackie to jeszcze fantazyjnie nieudolne. Popatrzmy na monety nieco dokładniej. Lewa, ta z inicjałami F.S. pod datą i bez kropki po COL, imituje odmianę opisaną w katalogu Parchimowicz/Brzeziński, jako 14.a1. Oprócz cech podstawowych, nic z detali, jakimi charakteryzują się oryginały się tu nie zgadza. Inne litery i cyfry, odmienne rozmieszczone.  Różnice w monogramie i koronie na awersie. Wszystko krzywe i koślawe a tło krążka to już dramat. Teraz druga sztuka, która jest swoistym eksperymentem. O tyle ambitnym, że oryginał takiego grosza nie zachował się do naszych czasów (przynajmniej ja się nie spotkałem). Z tego, co napisano w najnowszym katalogu, był jedynie jeden egzemplarz znany z kolekcji Potockich, ale nieszczęśliwie zaginął w dziejowych zawieruchach, stąd pozostał po nim tylko starodawny obrazek - bartynotyp. Dobre i to, dzięki temu przynajmniej wiemy (i fałszerze też), jak ta moneta wyglądała. Czyżby sprzedawany w internecie egzemplarz był tym jedynym-zaginionym, szacowanym na R8 z kolekcji po magnacie? Nic z tych rzeczy. Co prawda fałszerze się mocno postarali i specjalnie do jego produkcji stworzyli kolejny stempel rewersu, zamiast go jedynie przerobić z wcześniej opisanego, lewego krążka. Wystarczyłoby przecież usunąć inicjały F.S. oraz dodać kropkę po dacie i jakoś by „obeszło”. Nie będę się pastwił, zwracam jedynie uwagę na ten typ imitacji, bo przecież niewykluczone, że spotkamy ją już niedługo odpowiednio spreparowaną, postarzona sztuczna patyną i zamkniętą szczelnie w plastikowej trumnie z dumnym R8 w opisie. Obawiam się, że niestety dożyję tych czasów J

OK dość żartów. Nieco inny styl prezentują grosze pochodzące prawdopodobnie z konkurencyjnej fabryczki. Są to monety podrobione nieco lepiej, ale nie na tyle dobrze, żeby patrząc na nie mieć wątpliwości, co do ich pochodzenia. Produkcja takich wynalazków to jedno, ale co można sądzić o zawodowych znawcach. Rodzime „orły robienia biznesu na numizmatyce za wszelka cenę”, bez żadnej refleksji pakują tak spreparowane falsy w swoje plastikowe slaby. Proszę tylko spojrzeć na ten dramat.
Monety luzem, tak jak już pisałem nawet niezłe i dodatkowo postarzone, co tez jest jedna ze znanych taktyk fałszerzy. Jednak slab PCG z oceną MS 65 nadaje tej nielegalnej produkcji „oficjalne” życie i dla niedoświadczonego zbieracza, legitymizuje obrót taką podróbką. Nic dziwnego, że falsyfikaty zaczynają pojawiać się nawet na ogólnopolskich aukcjach. I nie myślę tu jedynie o nowych podmiotach. Może akurat nie Poniatowski, ale podrobione monety z innych okresów Polski królewskiej, występują już nawet u renomowanych organizatorów. O ile to jeszcze pomyłka, to można to trudem zrozumieć, jednak już obrót rozpoznanymi falsyfikatami wydaje się przegięciem. Osobiście nie zgadzam się z takimi praktykami i jeśli tylko mogę wyrażam swoje negatywne zdanie. Czasem nawet uda się cos tym zdziałać.

Teraz pokuszę się o drobne ryzyko i zaproponuję czytelnikom prostą zabawę w numizmatycznego detektywa . Pozostaniemy w tym samym roczniku, by na kolejnym przykładzie zwrócić uwagę na wszelkie, drobne odstępstwa, które mogą być efektem mniej udanych prób fałszerstwa. Weźmy teraz „na warsztat” standardową odmianę srebrnika z 1766 jaka pojawiła się ostatnio w sprzedaży na wschodzie. Zanim napisze, co akurat u mnie wzbudza wątpliwości, zapraszam na zapoznanie się z ilustracją z tej aukcji.  
Moneta na zdjęciu z pozoru wygląda całkiem OK. Ot obiegowa sztuka za parę złotych, jakich wiele pojawia się w sprzedaży codziennie. Stemple po obu stronach popularne, co do zasady zgodne z oryginalnymi – słowem, trudno na takiej monecie na dłużej skupiać uwagę by doszukiwać się oszustwa. Jednak wyczulone/przewrażliwione* oko (*niepotrzebne skreślić J) dostrzeże pewne symptomy niebezpieczeństwa, na które teraz bym chciał zwrócić uwagę miłośników monet SAP czytających ten tekst. Nie mając tej monety w ręku, jedynie na podstawie fotografii z aukcji, na użytek tego wpisu zakładam, że ten grosz to… niezbyt udany odlew.

Jakie mamy argumenty na poparcie tej tezy? Jest ich kilka, a to już w zupełności wystarczy by takie aukcje omijać szerokim łukiem. I tak po kolei. Po pierwsze, występują na monecie charakterystyczne dla odlewów nadlewki w postaci dodatkowych kropek i rozlanych łezek, co sugeruje, że krążek został poddany jakiejś obróbce cieplnej. Ilość i miejsca występowania nie są przypadkowe. Zwróćmy uwagę na podwójne i „nadliczbowe” kropki pokrywające rewers. Drugi argument to obrzeże monety, które wygląda na wygładzone i zaokrąglone. Taka cecha również znana jest z odlewów, w których występują trudności w uzyskaniu ostrych krawędzi. Kolejną cechą, która za razem często jest podstawową zmienną przy wykrywaniu odlewów jest nieregularne, niejednolite tło monety. Odlew pod względem użytej techniki jest zdecydowanie odmienny od bicia, stąd z reguły podrobione monety wykazują niedoskonałości właśnie w tym procentowo największym obszarze monety. Takie defekty bywają szlifowane, by maksymalnie zbliżyć falsa do uzyskania płaskiej powierzchni znanej z bicia. Z kolei szlifowanie pozostawia po sobie ślady. I właśnie z takimi cechami jak mi się wydaje mamy właśnie do czynienia w tym przypadku. Ale to nie wszystko. Czwarta cecha jest bardziej techniczna i dotyczy kwadratowej ramki. Kto widział mennicze srebrniki SAP ten wie, że po wyjściu z mennicy monety z reguły mają podwójne ramki z minimalną przerwą pomiędzy nimi. To ozdobnik wymyślony przez medaliera, który nie jest zbyt popularny w świadomości, gdyż jako element delikatny - bardzo szybko zanika. W procesie obiegu te dwie ramki momentalnie zlewają się w jedną i jako taka pojedyncza rama są widoczne dla kupujących na zdecydowanej większości egzemplarzy. Tu dochodzimy do naszej przesłanki, otóż w prezentowanym srebrniku mimo wielu cech wskazujących na znaczne zużycie obiegiem jakimś cudem obie ramki miejscami są jeszcze dobrze widoczne. To niespotykana cecha w tak zdewastowanych oryginałach i wskazuje na to, że wzorcem do produkcji tej fałszywki był dobrze zachowany oryginał. Z tego można wyciągnąć kolejną zmienną, która będzie prostą konsekwencją wcześniejszych. Zatem po piąte - „to”, co imituje wytarcie obiegiem jest po prostu… nieudanie odlaną powierzchnią. Wszystkie te cechy zaznaczyłem na zdjęciu identycznej (tej samej?) monety, pochodzącym jednak z innej aukcji na tym samym portalu. Cyfry na zdjęciu, odpowiadają kolejności argumentów, jakie przytoczyłem w powyższym tekście.
 Jak zaznaczyłem na początku to tylko „zabawa” w numizmatycznego detektywa i mimo tego, że drugie zdjęcie wydaje się być lepsze do oceny, to ja i tak nie jestem na 100% pewien, z czym mamy tu do czynienia. Robienie takich analiz jedynie na podstawie fotografii jest tylko pierwszym krokiem. Zawsze warto zbadać taki podejrzany krążek dokładnie, wziąć go w ręce, posłuchać jak brzmi, paluchem go pomacać by w efekcie naocznie przekonać się o jego ewentualnych wadach. Ja nie miałem takiej szansy, gdyż nie mam dostępu do opisywanego grosza. Jednak tym drobnym przykładem chciałbym przedstawić pewien sposób rozumowania i dochodzenia do własnej, krytycznej analizy numizmatów, których oryginalności nie jesteśmy pewni. Rekomenduje odpuścić takie okazje. Szczególnie, gdy nie znamy pochodzenia monet i gdy zachodzi chociażby cień szansy, że zostały podrobione. W tym przykładzie obiektywnie rzecz ujmując, to byłoby akurat o tyle dziwne, że oryginalne monety z 1766 w średnich stanach są bez żadnego problemu osiągalne w okolicach 100 złotych. Tym samym powód, dla których ktoś mógłby je fabrykować pozostaje jedynie jego słodką tajemnicą. W każdym razie zabawa miała na celu zwrócenie uwagi na sam problem i uczulenie na wszelkie odstępstwa od normy by omijać tego typu zasadzki.

Teraz już na zakończenie powrócę jeszcze do dwóch rzadszych roczników srebrnych groszy Poniatowskiego, na które zwracałem też uwagę w poprzednim wpisie. Dziś bez długich wywodów, uzupełnię je jedynie o nowe zdjęcia pochodzące z niedawno zakończonych aukcji. Takie odświeżenie starej przestrogi. Na początek próbny srebrnik z 1771 roku, który w oryginale został wybity z czystego srebra. Wersja podrobiona wygląda jakby z upływającym czasem zżerała ją rdza. Co daje ogólny pogląd, że wypełnia ją jakiś mniej szlachetny materiał.
Nie będę komentował tych podróbek, gdyż w tym przypadku, fals jaki jest każdy widzi. Miejmy nadzieję, że utlenianie zrobi swoje J. Teraz jeszcze rocznik srebrnego grosza z 1780. Znów odnotowałem dwie próby wprowadzenia go do sprzedaży. Monety zostały nieco odmiennie spreparowane niż ta która pokazywałem w poprzednim roku, stąd poniżej pokazuję zdjęcia pochodzące z tych aukcji.
Tu na osobną uwagę zasługują próby postarzania i patynowania. Trzeba przyznać, że bardzo nieudolne. Spotkałem się też z egzemplarzami z tej samej produkcji, które zostały umyślnie wyszczerbione by uprawdopodobnić zniszczenie obiegiem. Czego to człowiek nie wymyśli żeby zarobić kilka złotych. Wstyd!

Ostatnim akordem będzie wyjątkowo dziwny srebrny grosz SAP. Moneta trochę „nie na temat”, jednak w związku z tym, że jakby nie patrzeć to jednak jest to fałszowany grosz srebrny (miejscami J) postanowiłem włączyć ją do tego tekstu. Proszę tylko spojrzeć.
Taka to ciekawostka. Nie wiem czy to „prywatna emisja” z epoki, czy też jakaś nowożytna „wariacja na temat”. Nie podejmuje się też oceny oryginalności miedzianego rdzenia ani nawet rocznika. Inicjały Efraima Brenna wskazują mi jedynie zakres 1774-1792. To daty, którym z tego, co wiem, już nie posługiwali się Prusacy, więc to raczej nie sprawka naszych sąsiadów zza miedzy. Ot, taka ciekawostka na miłe zakończenie wpisu.

Na dziś to już koniec. Tak jak zapowiedziałem już wyżej, za około miesiąc zaktualizuje również tekst o pruskich podróbkach srebrnych groszy SAP. Nie chciałbym zbyt często wracać do tego tematu. Uważam, że jeden wpis na rok, to maksimum miejsca, jakie mogę zapewnić fałszywym srebrnikom. Tu apel do fałszerzy i dilerów wprowadzających te śmieci na rynek – dajcie sobie już spokój i weźcie się za hakąś uczciwą robotę. A z czytelnikami żegnam się mówiąc - do zobaczenia za kilka dni J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem zdjęcia i informacje pochodzące ze strony z Muzeum Narodowego w Krakowie, z katalogu Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” oraz bezpośrednio z aukcji internetowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz