piątek, 26 stycznia 2018

Półzłotek 1776, czyli o tym jak dary od Stanisława zmieniają nasze życie.

I tak, zanim umysły miłośników mennictwa Stanisława Augusta Poniatowskiego na dobre zajęte będą aukcjami monet, które zgodnie z harmonogramem z każdym tygodniem, nieubłaganie nadciągają w naszą stronę całą watahą ofert, postanowiłem napisać artykuł o skromnym, ale jednak bardzo ciekawym dwugroszu. Moneta z rocznika 1776 nie jest zbyt popularna, toteż spotkania z nią zawsze należy sobie cenić i dobrze je planować. Być może to właśnie stanęło na drodze autorom wcześniejszych publikacji o numizmatach SAP, że moim skromnym zdaniem, rocznik ten nie został jeszcze nigdy, nigdzie dobrze opisany. Uznałem, że czas by to wreszcie zrobić. Szczególnie, że mogłem liczyć na drobne wsparcie samego króla Stanisława J.

Oczywiście powodów wyboru akurat tego rocznika jest jeszcze kilka. Nie byłbym sobą gdybym nie miał czegoś ciekawego w zanadrzu J.  Po pierwsze mamy w tym roczniku do czynienia z ciekawą i rzadko (lub nawet nigdy) spotykaną sytuacją w całym srebrnym mennictwie Poniatowskiego, że z rozmysłem produkuje się monety uszkodzonym stemplem. Ten przypadek wart jest bliższego poznania i to jest pierwszy cel, bo z niego właśnie biorą się późniejsze błędy w opisie. Po drugie, jak można się spodziewać, znów będę delikatnie polemizował z ustaleniami zawartymi przez autorów w najnowszym (jak dotąd) katalogu, czyli „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” duetu Parchimowicz/Brzeziński. Już na wstępie musze zaznaczyć, że nie wszystko, co zawiera ta ważna dla kolekcjonerów SAP publikacja wytrzymuje „próbę czasu”. A mówimy tu zaledwie o dwóch latach od publikacji. Jednym z takich przypadków jest właśnie opis półzłotka z 1776 roku, do którego zdecydowanie można się przyczepić. Czego nie zawaham się uczynić w dalszej części. No i finalnie po trzecie, okazało się właśnie, że mnie również jak ostatnio ojca Rydzyka, spotkało nagłe szczęście. Co prawda nie spotkałem „bezdomnego Pana Stanisława z Warszawy” i nie otrzymałem od niego żadnego luksusowego mercedesa. Co jako "warszawiak a za razem prawie-ziomal" duchownego, tłumacze sobie jedynie faktem, że wyżej wymieniony darczyńca, dzielący imię z moim ulubionym królem – po prostu oddał księdzu samochody i już nie ma jak dojechać na Pragę. Co w sumie może dziwić, bo kręci się tu u nas sporo jego "kolegów po fachu", jednak oni też już nie są zmotoryzowani. Ale wracając... Moje szczęście polegało na tym, że nie tak znowu dawno, „ po taniości” kupiłem sobie właśnie półzłotka z roku 1776. Niepozorne sreberko, które oprócz tego, że jego stan wskazuje, że wiele w swoim długim „życiu” przeszło zanim do mnie trafiło, to dodatkowo okazało się niezwykłe, gdyż wybito je stemplem nieodnotowanym wcześniej w literaturze. A że na monecie widnieje napis STANISLAUS - to w pewnym sensie, też mam prawo napisać, że oto i ja jak Ojciec Dyrektor, również otrzymałem dar od „swojego niezwykłego Stanisława” J. Podniszczony półzłotek teraz wreszcie znalazł przyjazne miejsce i spokojnie spoczywa sobie w ciepłym kapselku marki Quadrum. Każdy otrzymał „wsparcie”, na jakiego sobie zasłużył. Ojciec redemptorysta jeździ teraz wygodnie „lux-mercem” a ja, mam, …o czym pisać i mogę spokojnie rozwijać swojego bloga J. Klasyczny WIN&WIN w wersji dla ubogich J. Poniższa ilustracja jest tylko tego faktu oczywistą konsekwencją J.
No to pożartowaliśmy już sobie, więc czas przechodzić do meritum J. Na początek zajmiemy się błędem w biciu półzłotka i jego późniejszymi konsekwencjami. Cały nakład dwugroszy w 1776 wynoszący 97 410 sztuk, wybito „tradycyjną” ilością trzech par stempli. Piszę „tradycyjną” gdyż tak się składa, że w tym okresie mennictwa polskiego, dla mniej licznych nominałów zwykło się przygotowywać serię stempli wynoszącą właśnie po 3 narzędzia służące do bicia każdej strony monety. Nie inaczej było w tym przypadku. Dwie pary stempli są dobrze znane i opisane w najnowszym katalogu, a ta trzecia będzie miała swój debiut dziś na blogu w jego dalszej części. Zaczniemy jednak od błędu, który dotyczy jednego ze znanych stempli rewersu, który wygląda jak ta moneta ze zdjęcia poniżej.
Mamy tu do czynienia ze stemplem, który od razu nazwijmy sobie na nasze potrzeby - REWERS 3. Ten wariant rewersu z racji jego popularności, uznawany jest w tym roczniku za podstawowy. To jednak nie przeszkadza mu być interesującym, gdyż bito nim monety nie zważając na to, że jego poszczególne elementy już się zużyły. Jakoś tak się porobiło, że wyjątkowo w tym przypadku nie zrobiono sobie nic z tego, że w wyniku nadmiernego zużycia stopniowo zanikają na nim znaki interpunkcyjne. W sumie to nie może nas aż tak bardzo dziwić, bo w końcu w XVIII wieku nie było jeszcze profesorów Miodka i Bralczyka i niewielu „uczonych w piśmie” zwracało uwagę na takie detale. Jednak, kiedy w wyniku postępującego zapychania stempla powoli z monety znikała cała litera „A” …a nikomu w dalszym ciągu to nie przeszkadzało, to już jest unikalna sytuacja w czasach SAP i choćby z tego powodu warto ją tu odnotować. Proszę zwrócić uwagę na poniższą sekwencję złożoną z trzech zdjęć monet wybitych tym samym stemplem.
Jak widać praktycznie cała litera „A” zniknęła z monety i zamiast MARCA na dwugroszach w końcu 1776 roku bito już tylko MARC. Dla współczesnych miłośników numizmatyki taka różnica nie jest bez znaczenia. W końcu MARCA odnosi się do zawartości srebra w monecie a MARC, to jedynie mógł być… jakiś pracownik? Z pracownikiem, to niestety ślepy zaułek. Sprawdziłem wykaz zatrudnionych w stołecznej mennicy w tym czasie, zamieszczony u Terleckiego w dziele „Mennica Warszawska” i żaden MARC, MARCUS, czy nawet MARIUSZ tam nie pracował J. Wróćmy jednak do faktów. Na serii zdjęć widać dokładnie jak z czasem stempel zapychał się i monety nim wybite po kolei traciły swoje pierwotne cechy. Takie defekty stempli w produkcji menniczej to standard. Z gorszymi wadami, czy pęknięciami zwykle mincerze sobie doskonale radzili. Jednak jak widać, są od tego nieliczne wyjątki i jednak czasem zdarzały się im wpadki.  Podstawowym sposobem była oczywiście wymiana stempla na nowy lub choćby doraźna naprawa narzędzia. Dlaczego w tym konkretnym przypadku nikomu to nie przeszkadzało, trudno dziś dociec. Moja teza jest taka, że awaria dotyczy trzeciego w kolejności i za razem ostatniego stempla używanego w tym roczniku do bicia półzłotków. Widocznie do wybicia zostało jeszcze „trochę” nakładu, a dwa poprzednie stemple były już zużyte lub popsute, więc zdecydowano się pracować za wszelką cenę i bić takim narzędziem, jakie jest dostępne. To jedynie teza, ale trudno sobie wyobrazić inny powód na niewymiennie narzędzia na nowe, jak to, że nie było kolejnego stempla zdatnego do bicia. I dlatego właśnie „Stachu walił w blachu” tak długo aż wykonał plan i wybił wszystkie potrzebne monety. Dlatego, nazwałem ten stempel REWERS 3, bo był ostatni, co wcale nie znaczy, że jest najrzadszy. Wprost przeciwnie. Coś złego musiało szybko przytrafić się jego poprzednikom, gdyż inne stemple są o wiele rzadsze. A ten trzeci, jak to „młody”, jak widać zrobił za nich „całą czarną robotę”. Taka teoria na początek.

Teraz dotykamy drugiego problemu, czyli błędów w katalogu. Otóż z niezbadanych powodów, autorzy najnowszej publikacji zdecydowali się opisać monetę wybitą uszkodzonym stemplem, nie zawierającym już litery „A” – jako osobną odmianę. Nadali jej w katalogu odpowiedni numer i okrasili komentarzem - BRAK LITERY „A” W WYRAZIE MARCA PRAWDOPODOBNIE USZKODZONY STEMPEL. Jak dziś udowodniłem, to NA PEWNO uszkodzony stempel, stąd trudno zaakceptować, by traktować wybite nim monety, jako specjalnie traktowana odmiana. Uważam, że autorzy mogli pokusić się o sprawdzenie czy ich półzłotek 16.k2 jest wybity tym samym narzędziem, co moneta, która opisali już chwilę wcześniej, jako 16.k. Nie zrobili tego, więc dziś to naprawiam i dementuje. Moneta wybita zapchanym stemplem nie jest odmienna i jako taka, może być jedynie traktowana, jako ciekawostka. I takie są fakty.

Jak już zaczęliśmy od rewersów, to idźmy tym tropem. Ponieważ nakład rocznika jest stosunkowo niewielki, to pokusimy się o wyznaczenie, opisanie i pokazanie zdjęć wszystkich trzech wariantów rewersu. Dwa z nich są dobrze znane miłośnikom sreber SAP z najnowszego katalogu, a jeden (mój, nie chwaląc się J) jest dotychczas nieopisany. Zanim zobaczymy zdjęcia, to ustalmy sobie, jakie są konkretne cechy, po których odróżnimy każdy z wariantów rewersu. Otóż proponuje dwa punkty kontrolne, które załatwią nam temat. Pierwszy, jako a) to wygląd cyfry „2”, który może przybrać trzy formy: „ 2 OTWARTA”, „2 PRAWIE ZAMKNIĘTA” oraz „2 ZAMNKNIĘTA”. Punca użyta do wykonania stempla z dwójką „otwartą” jest rodem z poprzedniego rocznika 1775, stąd będzie charakteryzowała pierwszy stempel. Punce użyte w kolejny dwóch wariantach to dwójki odmiennego rodzaju. Jedna jest przejściowa, a druga podobna do niej jest już całkowicie „zamknięta”. Taki wzór cyfry „2” króluje w tym i kolejnych rocznikach. Generalnie punce różnią się między sobą większą ilością drobnych cech, niż ta jedna, wyżej wspomniana. Jednak ta ich „otwartość” i „zamkniętość” widoczna jest z reguły już na pierwszy rzut oka i dla tego na nią właśnie dziś postawiłem. Wszystko dokładnie zobaczymy na zdjęciu pomocniczym poniżej.
Muszę przyznać, że najważniejsza w tej analizie jest pierwsza cyfra „2”, która różni się wyraźnie od pozostałych. Dwie kolejne punce są do siebie już bardziej podobne i na gorzej zachowanych egzemplarzach, mogą wystąpić trudności w pewnym odczytem. Dlatego potrzebny jest nam jeszcze jedna zmienna do prawidłowego odróżniania wariantów stempli rewersu tego dwugrosza.

Drugim punktem widocznym na pierwszy rzut oka i określonym, jako b) jest pozycja wyrazu MARCA względem wyrazu PURA. Ta zmienna może przybrać tylko dwa położenia: „MARCA przed PURA” i „PURA przed MARCA”. To „PRZED” liczone jest od lewej strony krążka. Jeśli wyraz MARCA jest pierwszy od lewej, to oczywiście jest to wariant „MARCA przed PURA”, a jeśli to wyraz PURA jest bliżej lewej krawędzi monety, to będzie wariant „PURA przed MARCA”. Zresztą proszę samemu zobaczyć, jakie to proste.
Podsumowując rewersy, razem mamy trzy warianty, które rozpoznajemy analizując ich dwie cechy. Poniżej pełny opis i zdjęcia.

REWERS 1 -> a) „2 OTWARTA”; b) „MARCA przed PURA”
REWERS 2 -> a) „2 PRAWIE ZAMKNIĘTA”; b) „PURA przed MARCA”
REWERS 2 -> a) „2 ZAMKNIĘTA”; b) „MARCA przed PURA”

OK, zatem rewersy mamy już omówione. Pierwszy stempel zawiera cechy tożsame z rewersami w roku 1775. Drugi wariant, z punktu widzenia wizualnego nie wyróżnia się niczym szczególnym, A trzeci, to ten, który służył prawdopodobnie najdłużej i stopniowo tracił kropki i literę „A” w wyniku nadmiernej eksploatacji. Te cechy potwierdzą się w dalszej części, jak będę opisywał wyniki badania dostępnych monet z tego rocznika.

Ale zanim o tym, to jeszcze przeanalizujemy jeszcze awersy. Tu nie ma niespodzianki i również mamy do czynienia z trzema stemplami, które różnią się od siebie detalami rysunku. Na tej stronie nie stwierdziłem widocznych uszkodzeń stempla i objawów zniszczenia, jakie „przytrafiły” się na rewersach. Wszystkie kropki i litery się zgadzają, stąd obserwacje możemy ograniczyć wyłącznie do różnic w detalach ozdobników, takich jak oba wieńce oraz sposób ich związania u dołu pod herbami. Różnice nie są wielkie, jednak faktem jest, że każdy ze stempli wykonany jest nieco inaczej i można te cechy dość łatwo zlokalizować by ustalić, z jakim wariantem awersu mamy do czynienia. Dla czytelności uznałem, że do naszego dzisiejszego badania wystarczy jak posłużymy się jedynie jedną z tych cech a mianowicie, lewym wieńcem. Ponieważ ilość listków lewego wieńca jest zawsze identyczna a ich układ jest bardzo podobny, żeby to ogarnąć musimy użyć sposobu. W każdym z wariantów mamy po 8 listków w układzie 2,2,2,2, - stąd, żeby te subtelne różnice uchwycić użyjemy sprawdzonego systemu, który już wielokrotnie wykorzystywałem na blogu. Nie będziemy silić się w szczegółowe analizy, które listki układają się odmiennie na różnych stemplach, tylko pójdziemy na skróty i opiszemy różnice wykorzystując litery w napisie otokowym. To pozwoli nam bez wielkich wysiłków, już na pierwszy rzut oka określić konkretny wariant stempla awersu. Żeby to zrobić to naszym pierwszym puntem kontrolnym, oznaczonym, jako a) będzie usytuowanie dwóch lewych górnych listków względem liter napisu otokowego znajdujących się w ich pobliżu. Punkt a) może przyjąć dwie wartości, odpowiednio „dwa górne listki do M” lub „dwa górne listki do M i L”.  Poniżej na zbliżeniu oba układy.
Wyszło z tego takie numizmatyczne „Listki do M” J. Ta zmienna jednak nie wystarczy i musimy wprowadzić kolejną, która będzie bazowała na drugiej dobrze widocznej różnicy, a mianowicie odmiennej budowy samych listków. Okazuje się, bowiem, że na jednym z wariantów stempla wszystkie listki lewego wieńca są wyjątkowo długie i wąskie a na dwóch pozostałych wyglądają normalnie. To pozwala nam wprowadzić drugi punkt kontrolny i oznaczyć go, jako b), który może przyjmować wartość: „listki NORMALNE” lub „LISTKI DŁUGIE”. Żeby nie było wątpliwości, to oba rodzaje listków prezentuje na zbliżeniu poniżej.
Jak można zauważyć, obie odmiany listków występują w układzie, w którym dwa górne lewe skierowane są w stronę liter „M” i „L”. Znając już oba punkty, możemy śmiało wyznaczyć wszystkie trzy warianty stempla awersu półzłotka z 1776 roku i zobaczyć ich zdjęcia.

AWERS 1 -> a) „dwa górne listki do M”; b) „listki NORMALNE”,
AWERS 2 -> a) „dwa górne listki do M i L”; b) „listki DŁUGIE”,
AWERS 1 -> a) „dwa górne listki do M i L”; b) „listki NORMALNE”

Teraz, kiedy znamy już wszystkie zmienne służące do wyznaczenia i odszukania stempli użytych do bicia nakładu dwugrosza w 1776, to możemy powoli zmierzać do badania ilościowego. Na początek tradycyjnie sprawdźmy ile wariantów monety wybito tymi trzema kompletami narzędzi. Teoretycznie mając po 3 stemple awersu i rewersu, możliwych jest aż 9 różnych kombinacji. W pierwszej tabelce poniżej prezentuje dane, jakie udało mi się zaobserwować na próbie 15 egzemplarzy.
I tak, jak widać w zestawieniu mamy tylko 3 warianty monety. To, że awersy są na stale przypisane do określonych rewersów oznacza, że używano stempli, jako oddzielnych kompletów. Brak hybryd i używania stempli zamiennie może być efektem tego, że bito półzłotka na trzech osobnych maszynach balansowych lub nawet tego, że bito je seriami. Przy czym każdą z serii wykonywano w innym terminie. Przy okazji przypominam założenie z początku wpisu, mówiące na skróty, że wariant monety bity zużytym stemplem był tym ostatnim, jaki wykonywano. Stąd w zestawieniu i dzisiejszym opisie te monety określiłem, jako WARIANT 3. Do tego jeszcze wrócimy, teraz czas na pokazanie ile monet z każdego z trzech wariantów zaobserwowałem podczas badania.
Nie mogło być inaczej. Moja moneta, którą z uwagi na słaby stan zachowania kupiłem wyłącznie dlatego, że nigdy wcześniej nie widziałem takiego wariantu, okazała się być zdecydowanie najrzadsza. Podczas analizy archiwów aukcyjnych, kwerendy w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz dostępnych zbiorów prywatnych – nie zaobserwowałem drugiego takiego egzemplarza. Dwa kolejne warianty już udało mi się kilka razy namierzyć. WARIANT 3 jest zdecydowanie najbardziej popularny, choć jak widać cały rocznik jest raczej trudny do zebrania z uwagi na niewielka ilość monet dwugroszowych z 1776 roku, jaka przetrwała do naszych czasów.

Ok, odnieśmy teraz powyższe procenty do nakładu całego rocznika wynoszącego 97 410 sztuk i zobaczmy, co nam z tego wyjdzie. W tabeli poniżej szacunkowe nakłady każdego z wariantów półzłotka.
Teraz, kiedy mamy już wstępną estymacje nakładu można pokusić się o kilka wniosków. Po pierwsze „coś niedobrego” musiało stać się z kompletem stempli, jakich używano krótko do bicia pierwszego wariantu. W latach siedemdziesiątych XVIII wieku w mennicy warszawskiej, można uznać, że nakład półzłotka wybitego jednym kompletem stempli powinien oscylować w granicy 25-35 tysięcy sztuk. Oczywiście jest wiele zmiennych, jakie wpływały na żywotność narzędzi. Zakładając nawet, że medalier i mincerz dobrze wykonali swoja robotę to w końcu mennica to jest „fabryka monet” i różne sytuacje technologiczne mogły się tam zdarzyć. W każdym razie, pierwszy stempel wykorzystywano krótko, drugi normalnie a całą czarna robotę wykonał trzeci komplet narzędzi. Co dodatkowo ciekawe i zastanawiające, to fakt, że analizując próbę 15 monet najczęściej spotykałem monety z WARIANT 3 w wersji uszkodzonej, czyli bez litery „A” w wyrazie MARCA.  Może to się komuś przyda, więc przytoczę. Spośród 9 monet w tym wariancie, do jakich dotarłem, aż 5 nie posiadało już litery „A” a tylko 4 miały kompletny napis MARCA. Ja, co prawda zaliczam obie możliwości do jednego wariantu i nie ma to dla mnie większego znaczenia, jednak mam nadzieje, że i czytelników zaciekawił fakt, że monety bite uszkodzonym stemplem są prawdopodobnie liczniejsze niż te wykonane poprawnie. To rzuca nieco światła, jak długo używano uszkodzony stempel i ile wykonano nim sztuk.

Dobrze a teraz spróbujmy oszacować na nowo stopnie rzadkości dla każdego z wariantów. Jak zwykle w tym celu używam skali hr. Emeryka Hutten-Czapskiego dla polskich historycznych. Zanim zinterpretuje ostatnie zestawienie, to tylko przypomnę, że w najnowszym katalogu monet SAP, stopień dla całego rocznika monety z 1776 roku przepisany został za Edmundem Kopickim i wynosi R1. Zobaczmy, czy to się dziś obroni J.
 Jak widać w tabelce stopień R1 przydzieliłem jedynie jednemu, temu najpopularniejszemu wariantowi. WARIANT 2 z długimi listkami na awersie bez wątpienia zasłużył sobie na stopień wyżej. Moja monetę szacuję zdroworozsądkowo na R3. Jednak estymacja z jednego dostępnego egzemplarza obarczona jest największym błędem, co w efekcie może oznaczać, że ten WARIANT 1 jest jeszcze rzadszy niż R3. Do obliczenia szacunku użyłem swojego standardowego założenia, że z czasów SAP do dziś pozostało około 10% wybitych monet. Jednak chciałbym tu zaznaczyć, że akurat w przypadku tego rocznika sa to moim zdaniem maksymalne ilości. Wniosku je to po pierwsze z ilości monet, jakie spotkałem odnosząc się do innych roczników o zbliżonym nakładzie. Po drugie sygnałem jest informacja o sytuacji braku drobnej srebrnej monety w Rzeczpospolitej, która akurat w tym czasie była na największa masowa skale wywożona do Prus celem przetopienia i fałszowania. Świadczy o tym, chociażby informacja, jaką możemy wyczytać w źródle „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta” autorstwa Mieczysława Kurnatowskiego. Tam na stronie 32, na której opisana jest sytuacja pieniężna kraju i produkcja mennicza w roku 1776, mamy taki fragment, który dobrze ten stan rzeczy charakteryzuje. Cytuję:  „1776. Moszyński przedstawia królowi obraz klęski, jaka kraj ponosi przez nieustanny napływ fałszywej pod polskim stemplem bitej i pruskiej monety, radząc dla zapobieżeniu temu utworzyć fundusz menniczy z 200.000zł., któryby umożebnił szybsze bicie pieniędzy.” To jasny obraz kraju, którego polityka finansowa popada w ruinę. Może to właśnie wyjaśnia, dlaczego zdecydowano się na bicie półzłotków nawet uszkodzonym stemplem? Wydaje się to teraz bardziej logiczne.

To tyle, jeśli chodzi o badanie ilościowe. Teraz pozostaje mi już tylko pokazać wszystkie trzy monety, jako warianty potencjalnie do zebrania dla kolekcjonerów. W moim zestawieniu używam nomenklatury z najnowszego katalogu. Jak już na początku wpisu informowałem, w moim zestawieniu zabraknie egzemplarza opisanego w katalogu Parchimowicz/Brzeziński, jako „odmiana 16.k2”, gdyż nie uważam żeby moneta wykonana zapchanym/uszkodzonym stemplem, identycznym jakim wybito egzemplarz opisany jako 16.k), była oddzielna odmianą czy też nawet wariantem. Zamiast tego, żeby „cyfra się zgadzała”, jako 16.k3? proponuje swój nienotowany dotąd egzemplarz, który na 100% jest pozycja zasługującą na dobry opis.

PÓŁZŁOTEK Z 1776

16.k3? – WARIANT 1 – > REWERS 1/AWERS 1
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1776/E.B.
Nakład łączny rocznika = 97 410
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 6,7% = 6 494 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.k1 – WARIANT 2 – > REWERS 2/AWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1776/E.B.
Nakład łączny rocznika = 97 410
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 33% = 32 470 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

16.k – WARIANT 3 – > REWERS 3/AWERS 3
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1776/E.B.
Nakład łączny rocznika = 97 410
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 60% = 58 446 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1
Uwaga: występują również egzemplarze wybite tym samym stemplem (uszkodzonym/zapchanym), bez litery „A” w wyrazie MARCA i bez kropki po wyrazie COL.

Powoli finiszujemy, zatem czas na krótkie podsumowanie dzisiejszego wpisu. Jak na dość rzadkiego i drobnego półzłotka, to było nawet ciekawie, dobrze mi sie pisało i wyszło około 14,5 strony tekstu ze zdjęciami. Udało się dziś wreszcie porządnie opisać ten rocznik. Pokazałem jeden wcześniej nieodnotowany wariant dwugrosza z 1776, którego jestem szczęśliwym posiadaczem J. Tu dodam tyllko, że jest to chyba najgorzej zachowana moneta w moim zbiorku. Daleko jej do stanu zachowania, który normalnie preferuje, ale co tam skoro dziś okazała się glównym newsem. Mam również nadzieje, że skutecznie obaliłem informacje o półzłotkach opublikowaną w najnowszym katalogu. I teraz już nikt nie ma wątpliwości, że egzemplarze opisane tam, jako 16,k2, które charakteryzują się brakiem litery „A” w wyrazie MARCA - nie są żadną osobną odmianą/wariantem. Dodatkowo znów puściłem kilka fantastycznych wizji dotyczących tego jak przebiegała produkcja monet w stołecznej mennicy. Troche w tym wrózenia z fusów, ale czasem nie ma wyjścia i trzeba sobie jakos to zwizualizować. Końcowym skutkiem tego artykułu jest nowe podejście do wyznaczenia wariantów oraz przyznanie im odpowiednich stopni rzadkości. Są to oczywiście jedynie estymacje oparte na dostępnym mi materiale. Jednak jak to czasem mówią w zaprzyjaźnionym Toruniu, grunt żeby na koniec „taca się nam zgadzała”. A ta, jak mniemam dziś wyjątkowo ładnie się udała. To z bezdomnym i mercedesami, to oczywiście był drobny żart społeczno-polityczny, który dobrze mi się komponował z tematem dzisiejszego wpisu. Moja „zapomoga na rozwój bloga” w postaci nienotowanego półzłotka od samego króla Stanisława, też była niczego sobie J. Do zobaczenia niebawem.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje, dane i zdjęcia z n/w źródeł: Janusz Parchimowicz/Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, Mieczysław Kurnatowski „ Przyczynki do historyi medali i monet Polskich wybitych za panowania Stanisława Augusta”, Władysław Terlecki „Mennica Warszawska”, kwerenda w Muzeum Narodowym w Warszawie, materiały od Pana Rafała Janke, archiwum aukcyjne Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, archiwum aukcji Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka oraz zdjęcia wyszukane za pomocą google grafika.

piątek, 19 stycznia 2018

Dwuzłotówka z 1768, czyli nasz wspólny projekt.

Cześć, dzisiaj po raz pierwszy zdecydowałem się na krótszą formę. Będzie to nieco specyficzny tekst, jakiego jeszcze na tym blogu nie było. Tak jak napisałem w ostatnim artykule, który był dodatkiem do wpisu o dwuzłotówce 1775 - mam kolejny pomysł. Pomysł, który zrodził się właśnie podczas pisania tego sprostowania, a który ma z definicji zapobiec lub chociaż ograniczyć tego typu sytuacje w przyszłości.

O ile dwuzłotówka z 1775, to w sumie dość „prosta” moneta do zbadania i opisania, bo nakład w sumie niewielki, stempli tylko kilkanaście i do tego detalicznie opisuje ją najnowszy katalog monet SAP. O tyle uwierzcie mi na słowo, że są w mennictwie Stanisława Augusta Poniatowskiego takie nominały i roczniki, o których na samą myśl o napisaniu porządnego tekstu dostaję gęsiej skórki. To roczniki – dla numizmatycznych twardzieli. Prawdziwe wyzwania, których nie ma co dotykać bez treningu, czyli uprzedniego długotrwałego przygotowania. Nie da się o nich napisać z marszu, wykorzystując tylko bagaż swoich doświadczeń i dostępne dane, bo to zdecydowanie za mało. I tu właśnie zaświtał mi pomysł. Ale najpierw wyżej wspomniany „numizmatyczny twardziel” J.
Teraz powoli do brzegu. Jednym z takich wyzwań jest tytułowa moneta dwuzłotowa z rocznika 1768. W tym numizmacie jest to wszystko, co stanowi „czelendż” dla piszącego. Nakład jak na ten nominał monstrualny, wynosił rekordowe 2,1 miliona sztuk. Ile to mogło dać stempli, wie chyba tylko Święty Eligiusz z Noyon patron numizmatyków J. No może nie tylko on, bo w końcu ktoś te narzędzia wytwarzał, ale zapewne było tych stempli około 50 kompletów. Może nawet to nie sama ilość mnie tak przeraża, co ich zastanawiająca różnorodność. Niby wszystkie stemple są podobne a jednak jak się dokładniej przyjęć, to się między sobą różnią. I nie są to drobiazgi, czyli jedynie przesunięcia napisów względem króla na awersie czy herbów z drugiej strony. Wprost przeciwnie, gdyż istotnych z punktu widzenia badaczy różnic (szczególnie na rewersie) jest tak wiele, że trudno to opisać w jednym zdaniu. Wymienię tylko te podstawowe, jak różne inicjały intendentów mennicy, drobne acz istotne zmiany w rysunku elementów ozdobnych (oba wieńce, sposób zawieszenia orderu) oraz niejednolita interpunkcja. Istny Meksyk J

Nauka idzie do przodu i w efekcie w roku 2016 otrzymaliśmy do rąk nowy katalog „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, w którym autorzy poczynili znaczny postęp w opisie tej monety. Ze standardowych dwóch odmian, jakie zwyczajowo wyróżniali ich poprzednicy ze względu na inicjały mincmajstrów, duet Parchimowicz/Brzeziński opisał i pokazał aż 10 odmian i wariantów. Przyznacie sami, że to duży postęp i spora porcja nowej wiedzy. Problem jednak nie został w pełni rozwiązany i moim skromnym zdaniem to jednie część wariantów, które wymagają opisania. To znaczy, że jest gdzieś w naturze jest jeszcze kilkanaście monet czekających na swój „moment prawdy” i oficjalny opis. To pewny fakt a nie wrażenie, dam przykład z życia wzięty. Sam posiadam 4 egzemplarze tej dwuzłotówki, z których ŻADEN nie jest jeszcze opisany w katalogu. To jednak zdecydowanie nie wszystko. Albowiem na popularnych aukcjach, w aukcyjnych archiwach czy chociażby w zbiorach stołecznego Muzeum Narodowego… jest ich jeszcze więcej. Tym sposobem uznałem, że jedna osoba tu nic wiele zdziała, bo byli już tacy, co chcieli i nawet się starali, ale polegli – tu myślę też o autorach katalogu. Tu trzeba zadziałać sposobem J.

Mój pomysł jest prosty. Niech to społeczność czytelników bloga wspólnymi siłami zbierze potrzebne dane a potem moimi rękoma stworzy tekst, który będzie tak pełny i aktualny jak to tylko jest teraz możliwe. Ja zbieram materiały już kilka lat i mam w komputerze stworzony specjalny folder „2zł 1768” gdzie wrzucam napotkane zdjęcia monet.. Dysponuje też katalogami monet SAP, zdjęciami z archiwów aukcyjnych największych polskich podmiotów dostępnych online, danymi z kwerend w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz z zdjęciami z własnych źródeł i kolekcji. Nie mam jednak patentu na wiedzę i czuję, że brak mi jeszcze wielu potrzebnych danych. Takich na przykład jak dobry dostęp do archiwów aukcji zagranicznych, czy starszych aukcji krajowych. Po likwidacji strony nummus.org straciłem również wygodny dostęp do archiwum aukcji Allegro ze zdjęciami. Nie miałem jeszcze okazji odwiedzić wielu muzeów, w których potencjalnie popularna dwuzłotówka z 1768 roku, może być elementem ekspozycji numizmatycznych. Na koniec, z oczywistych względów nie wiem praktycznie nic o monetach, które od lat znajdują się w zbiorach miłośników numizmatyki. Podsumowując, wiem dobrze, że nie napiszę tak pełnego tekstu, jaki miałbym szansę popełnić z pomocą całej społeczności. Zatem, już chyba czas na… gorący apel J.

Proszę o przysłanie do mnie zdjęć tytułowej dwuzłotówki, z 1768 oraz informacji, które będę mógł wykorzystywać do analizy wariantów lub nawet do ilustracji na blogu. Plan jest taki, że na zdjęcia czekam tak gdzieś do końca lutego (jest sporo czasu), tak by w marcu wziąć się do roboty z materiałem, jaki uda się zgromadzić. Najpóźniej w kwietniu powstanie tekst na blogu, który będzie efektem naszych wspólnych starań. Dlatego też tytuł dzisiejszego wpisu i wspominany tam wspólny projekt „2zł 1768”. Żeby wszystko było jasne, to zdecydowałem się napisać czarno na białym, na czym mi najbardziej zależy i te dane umieściłem w tabelce. Poniżej, graficzne przedstawienie potrzeb, plus adres mailowy, na który chciałbym te zdjęcia otrzymywać.
Kończąc zapraszam wszystkich do współpracy przy powstaniu artykułu oraz zachęcam do przekazania mojej prośby znanym sobie kolekcjonerom, zbieraczom, miłośnikom monet polski królewskiej, którzy nie są czytelnikami mojego bloga a którzy mogą posiadać jakiś egzemplarz, którego zdjęciem zechcą podzielić. Na dzisiaj to tyle. Zobaczymy jak ta akcja wyjdzie i czy tego typu apel odniesie jakiś wymierny skutek. W każdym razie tekst dla „twardzieli” o dwuzłotówkach z 1768 roku i tak powstanie bez względu na wszystko. Dziękuję za uwagę, zachęcam do pomocy i do zobaczenia niebawem J.


wtorek, 16 stycznia 2018

Dwuzłotówka 1775, dodatek nadzwyczajny.

Cześć, to będzie dobry wpis J. Minęło zaledwie kilka dni a już postanowiłem wrócić do tematu dwuzłotówek SAP z 1775 roku by nieco go rozwinąć i skorygować o nowe informacje. Jeśli ktoś naprawdę myśli, że numizmatyka to statyczna zabawa dla „starych dziadków”, to ta sytuacja powinna go z tego błędu na dobre wyprowadzić. Jeśli dobrze liczę, to już mój trzeci wpis na blogu, w którym wracam po krótkim czasie do wydawałoby się zakończonego tematu. Zwykle robię to, bo właśnie wydarzyło się coś nowego, mam jakieś nowe dane i muszę/chcę o tym Wam opowiedzieć. Nie inaczej jest dzisiaj, mam nowe informacje J.

Tak już pewnie musi być w dynamicznym otoczeniu, w jakim żyjemy. W społeczeństwie XXI wieku, to właśnie informacja jest podstawową wartością. Dobrze zorganizowana społeczność wyposażona w odpowiednią platformę wymiany informacji oraz nowoczesne narzędzia może być liczącą się siłą napędową rozwoju takiej dziedziny jak na przykład numizmatyka. To znak naszych czasów, więc nic dziwnego, że można wirtualnie „spotkać” coraz większą ilość pasjonatów monet na forach numizmatycznych gdzie wymieniają się opiniami, na specjalistycznych stronach w sieci gdzie poszukują wiedzy, na aukcjach internetowych gdzie kupują obiekty czy też na blogach, takich jak mój, gdzie mam nadzieje mile i pożytecznie spędzają czas J.. W tym przypadku, społeczność to miłośnicy monet SAP, blog jest platformą wymiany informacji a narzędzia to oczywiście te wszystkie „wynalazki” służące wymianie komentarzy i komunikacji ogólnie. Można uznać, że aktualnie rozwój osobisty to nic innego jak permanentne poszukiwanie nowych informacji. Danych, które codziennie zmieniają nasze postrzeganie spraw i wzbogacają stan naszej wiedzy. Na koniec tego nieco patetycznego wstępu - mała ilustracja. Obrazek w sam raz na temat nowoczesnych metod nauki, które nie chwaląc się sam często wykorzystuje przy pisaniu bloga J.
Ale, o co tak właściwie chodzi? Kiedy w poprzednim tekście, opisując unikalny awers dwuzłotówki z 1775, napisałem takie dwa zdania, cytuję „Może jednak ma ją ktoś z czytelników w swoim zbiorze i zechce się podzielić fotografią? Serdecznie zapraszam do przesyłania do mnie zdjęć swoich unikatów SAP, mogę zagwarantować poufność danych oraz honorowe miejsce dla monety na łamach bloga J.” – to oczywiście realnie nie liczyłem na jakiś wielki odzew. Nie żebym nie wierzył w siłę społeczności miłośników monet Poniatowskiego, jednak w końcu pisałem o wyjątkowo rzadkiej odmianie monety. Tu od razu wykorzystam okazję żeby się przyznać i podziękować, bo praktycznie po każdym „lepszym” wpisie na blogu, otrzymuje na maila komentarze, informacje, a często nawet zdjęcia ciekawych numizmatów. Za wszystkie zawsze serdecznie dziękuję nadawcom, teraz jednak czynie to oficjalnie na łamach bloga. Dziękuję J.  Tym razem jednak życie postanowiło szybko mnie zaskoczyć i już 2 godziny po publikacji otrzymałem pierwszą niezwykłą wiadomość. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w mailu oprócz kilku ciekawych zdań od autora, dostrzegłem załączniki w postaci zdjęć… a wśród nich, piękną dwuzłotówkę z awersem M.D.G. Poniżej prezentuje to cudo J.
Jak widać w odróżnieniu od egzemplarza z Muzeum Narodowego w Krakowie, awers tej monety jest niemal doskonały. Co moim zdaniem wskazuje na to, że została specjalnie wyselekcjonowana i z rozmysłem odłożona do zbioru. Rewers monety jest równie urodziwy, o czym będzie się można przekonać w dalszej części wpisu, kiedy zaprezentuję dwuzłotówkę w pełnej krasie. Właściciel monety był tak miły, że podzielił się ze mną swoimi opiniami na temat tego numizmatu oraz odpowiedział na kilka pogłębiających pytań, jakie mu zadałem, między innymi na sprawę jej pochodzenia. Mogę zdradzić tyle, że kolekcjoner wszedł w jej posiadanie na początku XXI wieku w wyniku wymiany. Czy obaj wiedzieli, na co się wymieniają? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednak zakładam, że tak, gdyż widziałem inne doskonałe sztuki monet SAP z tego zbioru. A był to zapewne zaledwie jego wycinek. Pozostaje być wdzięcznym, że kolekcjoner zdecydował się podzielić tą monetą ze społecznością i mieć nadzieje, że nie jest to jeszcze jego ostatnie słowo i jeszcze nie raz wesprze mnie swoim zdjęciem lub komentarzem J.

A teraz postaram się trochę wykorzystać i zinterpretować przesłane mi dane. W sumie od piątku otrzymałem kilka nowych wiadomości w tym zdjęcia 3 monet z tego rocznika. Oczywiście tylko jedna, ta powyżej, to odmiana ze skrótem M.D.G. – pozostałe są już „normalne”, ale to też piękne sztuki J. Na początek chciałbym zaznaczyć, że próbę czasu wytrzymała wyznaczona przez mnie ilość stempli rewersu. Wszystkie nowe egzemplarze idealnie wpisały się w tych 13 wariantów stempla, które pokazałem na blogu w poprzednim wpisie. To pierwsza dobra informacja. Druga jest taka, że uznałem ją za dobry powód do tego by wrócić do próby lepszego oszacowania nakładu obu odmian. Fakt, że znamy teraz już dwie monety z błędnym awersem, nie powinno jakoś radykalnie zmieniać naszego zapatrywania na wyjątkowość tych egzemplarzy. Jednak z drugiej strony, nie mogę przecież przejść obojętnie obok tego, że ich ilość w mojej świadomości przez tydzień wzrosła o 100% J. To, plus dodatkowe dwie sztuki ze zdjęć, jakie otrzymałem przed kilkoma dniami pozwala mi jeszcze raz podejść do oszacowania stopni rzadkości i w efekcie je zweryfikować względem tego, co napisałem w ubiegłym tygodniu. Nie myli się ten kto nic nie robi – skąd ja to znam… J.

Zacznijmy może od odmiany 24.j, czyli tej „normalnej” i bardziej popularnej. Zdałem sobie sprawę już po napisaniu poprzedniego wpisu, że coś mi w niej nie pasuje. To „coś”, to głównie wrażenie, że jak na ten prawie pół milionowy nakład, to nie było ich wcale zbyt wiele w handlu przez ostatnie 20 lat. Wygląda na to, że po prostu zasugerowałem się trochę sporą ilością egzemplarzy, jakie udało mi się zgromadzić do badania, głównie za sprawą zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Wcześniej oceniając stopnie rzadkości nie miałem aż tak szerokiego spojrzenia. Dlatego też, postanowiłem jeszcze raz do tego podejść i porównać ODMAINĘ 1 z innymi dwuzłotówkami, jakie wcześniej opisywałem na blogu. I tak, w próbie 32 monet, jakich zdjęcia posiadam, aż 30 reprezentowało właśnie tą odmianę. Z tego jednak jedynie 18 było przedmiotem handlu przez ostatnie 25 lat. To nie wiele. Podobne wyniki wcześniej uzyskiwały warianty, których zachowaną do dziś ilość szacowałem na ok 40-50 tysięcy sztuk. Co przekładało się zwykle bezpośrednio na przyznanie im stopnia R1. Oczywiście, jeśli ktoś będzie chciał podzielić cały nakład dwuzłotówki z 1775 roku na 13 stempli, to uzyska odpowiednio „lepsze” stopnie. Ja jednak tego nie rekomenduje i po ponownym przemyśleniu tematu, szacuję stopień rzadkości ODMIANY1 na R1. Nowa wartość znajdzie się w poprawionej tabeli w dalszej części tekstu.

Teraz kilka zdań o 24.j2, czyli o ODMIANIE2 - monecie z błędem M.D.G. na awersie. Główne pytanie, jakie chciałbym postawić na początek brzmi, czy w ogóle można jakoś oszacować ile sztuk wybito błędnym stemplem. Skoro egzemplarz znany nam z MNK trafił do obiegu, to nie mogło być ich znowu aż tak mało. Jednak, czy na pewno? Czy z jednej znanej nam obiegowej sztuki można wyciągnąć aż tak daleko idące wnioski? A może ona kiedyś też była „gabinetowa”, tylko posiadł ją ktoś, kto się na tym nie znał i wydał ją za w szynku na rogu za kufel piwa? Z drugiej strony, jeśli to samo MNK włączyło do swoich zbiorów tak „przechodzoną” sztukę i przez lata zakupów, darowizn oraz ciągłego powiększania kolekcji Gabinetu Numizmatycznego, nie wymienili jej na jakiś inny, lepiej zachowany egzemplarz, to również może świadczyć o tym, że nie mieli po prostu nigdy takiej okazji. Jednak teraz, kiedy dysponujemy już drugą sztuką, której piękny stan zachowania jest po za wszelka wątpliwością i która wydaje się być egzemplarzem „gabinetowym”, który przez lata spoczywał w odpowiednich warunkach, to można mieć już całkowity mętlik w głowie. Wydaje się, że kto miał wiedzieć o tym rzadkim błędzie, to wiedział i jeśli moneta została gdzieś wyłowiona to trafiała do zbiorów. Zapewne jej XVIII-wieczny właściciel doskonale zdawał sobie sprawę, że egzemplarz jest wyjątkowy. Potwierdza to zresztą sam hrabia Emeryk Hutten-Czapski, który jak na dzisiejsze czasy dysponował praktycznie nieograniczonymi środkami i możliwościami a do tego, żył przecież w czasach, w których monety SAP można było jeszcze w miarę łatwo pozyskać. Oto taki wybitny znawca mający w swojej kolekcji wybitne numizmaty, nagle zadowala się zwykłym „wycieruchem” dwuzłotówki z 1775 i włącza ją do swojej kolekcji. Zbioru, który po latach stanie się częścią Gabinetu Numizmatycznego Muzeum w Krakowie. Zaiste ciekawe. Jednak potwierdza to moją wcześniejszą tezę, że ilość, jaka trafiła do obiegu musiała być naprawdę znikoma. Co nie zmienia jednak tego, że mając świeży przykład z tego tygodnia, trzeba przyznać, że istnieje całkiem realna możliwość, że takie monety znajdują się również w innych zbiorach. Być może nawet ich aktualni właściciele nie będąc ekspertami od Poniatowskiego, nie zdają sobie nawet sprawy ze skarbu, jaki posiadają.

Jak widać, wiele jest tajemnic i znaków zapytania. Czas się wziąć z tematem „za bary” i zmierzyć się z podstawowym problemem by określić (choćby w przybliżeniu) ile wybito sztuk M.D.G.. Uruchamiam szklana kulę J.
 Na początek coś prostszego J. Bez względu na to ile ich wybito, zastanówmy się najpierw ile mogło ich zachować się do dziś? Zwykle na blogu szacowałem, że z całego wybitego w mennicy nakładu, w wyniku przetapiania sreber SAP przez Prusy, wywołania z obiegu podczas kolejnych rozbiorów i w XIX wieku oraz w efekcie polskich zawieruch wojennych i standardowego upływu czasu, do dzisiejszych czasów zachowało się około 10% egzemplarzy. Przy czym z doświadczenia wiem, że monety drobniejszej może być nieco mniej a grubszego srebra może być trochę więcej. Nie ma na ten temat jakiś dokładnych badań. Jedynie Edmund Kopicki „nie bał się” i szacował, że jego zdaniem z całego wybitego nakładu zachowuje się około 20% nowożytnych monet kruszcowych. Trudno z tym dyskutować, bo przecież zdajemy sobie sprawę, że to bardzo specyficzna sprawa i zależy od zbyt wielu zmiennych. Czasem i w numizmatyce trzeba coś brać na wiarę J. Biorąc jednak pod uwagę dodatkowe powody, jakie wymieniłem z grubsza, powyżej, które charakteryzują srebra SAP - jak sądzę moje 10% jest zdecydowanie bliższe prawdy. Uznajmy dalej, że monety dwuzłotowe, jako średni nominał zachował się w średniej ilości 10%. Coś już mamy J

Teraz druga sprawa, ile wybito monet z błędem M.D.L.i… dlaczego tak mało, skoro teraz są takie wyjątkowe i rzadkie? To będzie autorski ciąg myślowy, którego nie powstydziliby się nawet scenarzyści w "Koronie królów” J. Na początek twarde dane. Odwołam się do opisu działania mennicy Poniatowskiego z książki „Mennica Warszawska” Władysława Terleckiego. Zdaniem autora wybicie jednej monety za pomocą „preg-maszyny” trwało około 5 sekund. Co pozwalało (o ile nie było przerw) by w ciągu 10 godzinnego dnia pracy wybić ponad 7 tysięcy monet. Rozumiem socjalistyczne czasy, w jakich autor pisał swoją książkę, ale jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić precyzyjną i fizyczną pracę, jaką była przecież obsługa wielkiej maszyny przez 3 pracowników bez przerw przez 10 godzin. Pewne można uznać to za jakaś maksymalną wydajność, gdyby maszynę obsługiwały „XVIII-wieczne roboty”, ale jednak ludzie z krwi i kości mają swoje potrzeby. Bądźmy realistami. Zawsze trzeba coś przynieść, wynieść, dokręcić, przesmarować, pozamiatać, a i przerwa na lancz, dawniej zwany „miską” też musi być J. Przyjmijmy realnie, że w ciągu dnia na jednej maszynie bili połowę potencjalnie maksymalnej ilości, czyli 3,6 tysiąca monet. Omyłkowy stempel z awersem był jeden, więc całość szacunków ograniczymy tylko do jednego stanowiska pracy. Gotowe monety trafiały do kantoru, który znajdował się w innym budynku, zatem urobek musiano pewnie kilka razy dziennie tam donosić. W naszej kalkulacji te 3,6 tysiąca dwuzłotówek, z których każda waży średnio 9,35g, daje w sumie prawie 33 kilogramów monet dziennie. To nawet nie tak wiele, więc załóżmy, że w połowie dnia transportowano połowę urobku, a druga część na koniec dnia. Na potrzeby wpisu załóżmy, że cały Boży dzień bili z błędem, jednak w połowie dnia zanieśli pierwszą cześć produkcji do kantoru. Tam monety są liczone i przy tej okazji wyrywkowo sprawdzane, więc szybko zorientowano się w błędzie i w zatrzymano produkcje tym stemplem. Takich monet nie można było wypuścić do obiegu, więc padła decyzja żeby je przetopić. Jednak zanim ta informacja z kantoru trafiła z powrotem do „preg-izby”, w której w dalszym ciągu bito dwuzłotówki z błędem minęło z pół godziny, w której powstało kolejnych 180 monet z błędem. Taka historia J.

Podsumujmy, więc ile nam wyszło. Nie przetopiono 180 sztuk. Współczynnik zachowania monet SAP to 10%, zatem w tego ciągu wynika, że gdzieś jest 18 monet z awersem w ODMIANIE, 2 z czego dwie już dobrze znamy i podziwiamy. Zgodnie ze skalą rzadkości Emeryka Hutten-Czapskiego, dla tej ilości przyjmuje się stopień R6 i taki właśnie rekomenduje. Zdaje sobie sprawę, że moja historia opiera się na wielu glinianych nogach kilku „kaskaderskich” założeń i braku konkretnych danych. Jednak jest to jednak jakaś próba podjęcia tematu i nie sposób jej nie docenić. A coś mi wewnętrznie mówi, że każdy z 18 posiadaczy dwuzłotówki z awersem M.D.G. gdyby mógł, to uśmiechnąłby się pod nosem czytając ten tekst J. Oczywiście pod założeniem, że monety znajdują się w ogóle z zbiorach a ich własciciele zdają sobie sprawe z unikalności tej odmiany. Zatem podsumowująca tabelka z nowymi danymi.
Nie pozostaje mi już nic innego, niż zaktualizować opis dwuzłotówek w moim „katalogu”. To dobra okazja żeby wykorzystać obustronne zdjęcie nowej monety z błędem M.D.G. Coś mi mówi, że będzie ozdobą wielu przyszłych katalogów monet SAP J.

2zł 1775

24.j– ODMIANA 1
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Nakład łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 99,96% = 488 435 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1

24.j2– ODMIANA 2
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.G.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Nakład łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 0,04% = 180 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R6

To tyle na dziś. Ten wpis był nieco krótszy, ale mam nadzieję, że się podobał i warto było się z tym materiałem zapoznać. Jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim miłośnikom monet Poniatowskiego, którzy wspierają mnie i współpracują ze mną po to by kolejne artykuły były coraz lepsze. Aktywna społeczność to jest siła, a każdy wpis na tym blogu kończący się choćby drobnym postępem jest naszym wspólnym dziełem i sukcesem. Mam już pomysł na nowy wpis, zatem nie długo ukaże się kolejny krótszy tekst. Dziękuje i pozdrawiam J.

piątek, 12 stycznia 2018

Dwuzłotówka z 1775, czyli jak król Poniatowski został księciem litewskiej guberni.

Czuje, że już czas coś napisać J. Tym tekstem zaczynam serię wpisów w roku 2018, dotyczących konkretnych roczników srebrnych monet koronnych Stanisława Augusta Poniatowskiego. Przyznam, że nie było takich wpisów już od dwóch miesięcy i mocno stęskniłem się za tego rodzaju pisaniną. Aukcje aukcjami, jednak cały urok bloga dla jego autora ukryty jest właśnie w takich artykułach, podczas których sam lepiej poznaje to, co jeszcze nie jest do końca rozpoznane. A czasami nawet natyka się na tematy, o których jeszcze nie dawno sam nie miał zielonego pojęcia. To duża nauka a do tego czysta przyjemność J. Już na początku, ciekawe jest to, że przystępując do napisania tego tekstu miałem w głowie zupełnie inną historie do opowiedzenia. Jednak po kilkunastu pierwszych zdaniach wpadłem na nowy pomysł i uznałem, że inna opowieść bardziej pasuje do dzisiejszego nominału. A temat, który chciałem wcześniej poruszyć nie zginie, bo „zamrożę” go jak ustawę w Sejmie i wyjmę przy najbliższej okazji, jak będą potrzebne mi jakieś „kwity”, gdy będę pisał kolejny artykuł o innej monecie z roku 1775. Czyli spora zmiana planów już na początku a nawet jeszcze dobre nie zacząłem pisać. To jest właśnie siła tego rodzaju artykułów na blogu, sytuacja zmienia się podczas pisania, można nieco dać wodzy fantazji i …nie jest nudno J.

Dzisiejszy wpis dedykuje monecie dwuzłotowej z rocznika 1775. Inspiracji do napisania artykułu na ten temat miałem kilka. Główną był oczywiście fakt, że udało mi się niedawno pozyskać jeden z kilku egzemplarzy, jakie były ostatnio oferowane do sprzedaży. Zatem główna reguła bloggerska na 2018 rok została spełniona, bo piszę o monecie, którą już mam. Druga idea była taka, że chciałbym dziś nieco popolemizować z informacjami, jakie na temat tej monety opublikowano w najnowszym katalogu duetu Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Mam nieco odmienne zdanie niż autorzy, które przedstawię w dalszej części tekstu. A trzecim powodem i to wcale nie najmniejszym jest okazja by opowiedzieć smutną historię, w której to polski król Stanisław August Poniatowski został oficjalnie zdegradowany do roli pionka na szachownicy wschodnioeuropejskiej polityki. Historia ta opiera się nieco o mennictwo, więc będzie to jakieś nawiązanie do głównego tematu. Sami wiedziecie, że nie miałem wielkiego wyboru i musiałem zasiąść by napisać tekst o niezwykłej dwuzłotówce z 1775 roku. Poniżej mała ilustracja wprowadzająca w dzisiejszy klimat J.
 Zacznę oczywiście od końca i na początek zabiorę się za ten trzeci powód. Przejdźmy, więc do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i do Rzeczpospolitej anno domini 1775. Jak widać na ilustracji powyżej król znajduje w niezbyt komfortowym położeniu, żeby nie powiedzieć „kilka ruchów przed matem”. Znając nieco historię RON-u w czasach SAP, nie zdziwi już nikogo stwierdzenie, iż rok 1775 to był kolejny niefortunny rok przybliżający nasz kraj do czekającej go katastrofy. To właśnie w tym roku obrady zakończył Sejm, który przyjął i zatwierdził traktat rozbiorowy. W efekcie tego wydarzenia, już oficjalnie bezpowrotnie straciliśmy znaczne obszary oraz na dobre uzależniliśmy się od wpływu swoich wielkich sąsiadów. Po latach zawieruchy związanej z serią wojen domowych, którą zakończyła klęska Konfederacji Barskiej, pośród postępujących represji zwycięskich armii okupacyjnych kraj, faktyczne rządy w kraju przejmował rosyjski ambasador Otto Magnus von Stackelberg, będąc „szarą eminencją” i pomysłodawcą nowoutworzonej Rady Nieustającej. Rada ta pomyślana jak pierwowzór rządu, całkiem nowoczesna jak na XVIII-wieczne standardy, stała się najważniejszym instrumentem władzy wykonawczej. Okazało się nagle, że król już nie jest najważniejszą personą Rzeczpospolitej i to nawet pomimo tego, że pewne pozory zostały zachowane. Co prawda Poniatowski stanął na czele Rady Nieustającej i miał w niej podwójny głos, jednak trzeba zauważyć, że skończył się dla niego czas solowych decyzji i zdecydowanie musiał nastawić się teraz na prace zespołową. Z chwilą powstania tego organu król musiał zrzec się wielu swoich przywilejów i praw. W tym tak ważnych i prestiżowych jak prawo do powoływania senatorów, mianowania marszałków oraz wydawania poleceń administracji państwowej. Od tej chwili także nie mógł już dowolnie dysponować królewszczyznami, czyli ogromnymi dobrami i ziemiami, tradycyjnie należącymi od wieków do kolejnej głowy państwa.

Sytuacja Poniatowskiego była nie do pozazdroszczenia. Szczególnie, że w praktyce Rada Nieustająca znalazła się pod wpływem i nadzorem ambasadora imperium, co uzależniało losy Rzeczpospolitej od dobrej współpracy ze Stackelbergiem. Zabiegał o to sam król, wiedząc dobrze, że kluczową sprawą dla utrzymania władzy, dalszych reform państwa i pozytywnej przyszłości kraju jest teraz jedynie pielęgnowanie dobrych stosunków z Rosją gwarantującą w tym czasie nasze „bezpieczeństwo”. Król doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie czas na machanie szabelką i żeby złą sytuacje odwrócić, trzeba będzie poczekać na sposobną okazję. W praktyce wiele zależało od dobrego nastroju Carycy Katarzyny II, a ten budowano między innymi wysyłając za pośrednictwem ambasadora pomyśle wieści do Petersburga. To przymilanie się i utrzymywanie dobrych relacji sprawiło, że w praktyce obcy dyplomata Stackelberg, stał się współrządcą Rzeczypospolitej. Doszło do tego, że wszelkie kluczowe sprawy państwowe były uprzednio z nim konsultowane i przez niego osobiście zatwierdzane. Ambasador miał też decydujący wpływ na rozdawanie tytułów, orderów, urzędów i ogólne na funkcjonowanie aparatu państwa. Można śmiało uznać, że od tego czasu Imperatorowa Rosyjska Katarzyna II oficjalnie uznała, że nadszedł koniec taryfy ulgowej dla Poniatowskiego i temat jej byłego kochanka jest już dla niej rozdziałem definitywnie zamkniętym. W sumie nic dziwnego, bo znana przecież była z silnego charakteru a mimo tego, że nie mogła znać XXI-wiecznego przeboju autorstwa nomen omen Kasi Klich, to i tak bez wahania wymieniła Stasia na „lepszy (młodszy) model” J. Ponieważ jednak polityka to bagno i liczą się pozory, to mimo marnego zdania Rosjan o naszym królu, sytuacja wymagała jednak by czasowo wspierali jego politykę wewnętrzną po to by utrzymać równowagę sił pozwalającą im kontrolować nastroje społeczne w Rzeczpospolitej. Takie trochę XVIII-wieczne „nie chcem ale muszem”. Ale to wszystko miało trwać jedynie chwilę. Bo w tym czasie plany dalszego podziału Rzeczpospolitej były już konsultowane z pozostałymi zaborcami.

I to właśnie w takich okolicznościach w naszej dzisiejszej opowieści pojawia się po raz pierwszy groźba by z niepodległego państwa stać się jedynie kolejną rosyjską gubernią. Gubernie, jako jednostki podziału administracyjnego „wynalazł” car Piotr Wielki, nazywając w ten sposób niezmierzone połacie swojego kraju oraz podbite ziemie przyłączane do rodzącego się wówczas imperium. Imperatorowa Katarzyna II korzystała już z tego dobrodziejstwa a nawet rozwijała ich ilość, realizując swoje ambicje i czyniąc dalsze podboje. Ziemie, które w wyniku I Rozbioru Polski trafiły do Rosji, już w 1772 roku bez czekania na decyzje polskiego sejmu zostały wcielone do rosyjskiego systemu administracyjnego, to jest do odpowiednich guberni. Z byłego Województwa Witebskiego utworzono Gubernie Witebską i przyłączono do niej Województwo Inflanckie a Województwa Mścisławskie i Mińskie trafiły do Guberni Mohylewskiej. Tak, to właśnie gubernie pochłaniały litewskie województwa i stawały się trwałym elementem struktury administracyjnej w II połowie XVIII wieku. No dobrze, ale o co tak właściwie chodzi z tą gubernią i dlaczego akurat to jest takie ważne przy opisywaniu dwuzłotówki z 1775 roku? Ok, dość tych szachów, teraz przechodzę już do konkretów J.

Pisałem całkiem nie tak dawno, że okres XVIII-wiecznego mennictwa w Warszawie jest sztandarowym przykładem wysokiego poziomu artystycznego i technicznego oraz swoistym znakiem jakości. Każdy zainteresowany monetami stanisławowskimi wie dobrze, że tak w istocie było. Zachodnia myśl techniczna, standardy zarządzania zakładem produkcyjnym i mecenat samego władcy sprawiały, że produkcja szła bardzo sprawnie a błędy zdarzały się naprawdę rzadko. A już te, które nie zostały wyłapane w mennicy i ujrzały światło dzienne to niemal sensacje. Zdarzyło się ich tylko kilka w ponad 30-sto letniej historii mennicy za czasów SAP. Jednak to właśnie podczas bicia monety ośmiogroszowej w 1775 roku, mennica nie ustrzegła się pewnego spektakularnego błędu. Błędu na tyle poważnego, że jak na własne wysokie standardy, to można uznać go za szokujący.
Obok prezentuję rysunek takiej właśnie monety, który został zaczerpnięty (nie bezpośrednio) „ze starego” katalogu Czesława Kamińskiego z 1977 roku. Co my tam widzimy?  Na pozór normalny awers z królem w roli głównej, ale to wyjątkowo nie ON jest dziś w centrum uwagi. Jak to zwykle robimy przy błędach, spójrzmy na napisy otokowe. A właściwie na sam ich koniec, na ostatnią literę w otoku zaznaczona na czerwono, która zniekształca tytuł królewski.  Tam zamiast standardowo używanej sekwencji M.D.L. (Magnus Dux Lithuaniae, czyli Wielki Książe Litewski) wybito… M.D.G.!!! To „G.” można sobie teraz przetłumaczyć na przykład, jako Wielki Książe Guberni (w domyśle Litewskiej, którą pochłoniła Rosja). Trudno powiedzieć, czy był to sabotaż, czy też błąd nie był zamierzony, bo nie znam na ten temat żadnych zapisów z epoki.  Można, zatem puścić nieco wodze swojej fantazji J. I w jej przypływie uznać, że błąd zrobiono specjalnie by „odegrać” się na słabym królu, który pozwolił na zabór terenów. Być może w ramach obywatelskiego protestu po I Rozbiorze, chciano by imię królewskie nie było dłużej kojarzone z Litwą, która krwawiła ponosząc największe starty, bo to w sumie właśnie jej tereny przyłączono teraz do Rosji. Oczywiście, istnieje również „normalne” wytłumaczenie i całkiem realna możliwość, że była to jednak zwykła pomyłka – taka „mennicza literówka”. W końcu na tym samym awersie w innym miejscu, po literze „D” jest właśnie „G”, więc może jakiś pracownik mennicy trochę się tym zasugerował i przez to pomylił. Zapewne mincerz, który dopuściłby się takiego uchybienia nie uszedłby surowej kary. Jednak w tym przypadku literatura milczy o karach, czy też zwolnieniach pracowników mennicy w 1775 roku. Co można od razu uznać za przesłankę, że sprawa została szybko opanowana i wytłumiona. Potwierdza to również badanie ilościowe, jakie przeprowadziłem na tym roczniku, którego wyniki będę publikował w dalszej części. Jedyna moneta z takim błędem, którą zaobserwowałem pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Czy istnieją inne egzemplarze, tego nie wiem jednak ja takiej drugiej monety na swojej drodze nie spotkałem. Nawet w Muzeum Narodowym w Warszawie, które posiada aż 9 ładnych egzemplarzy dwuzłotówki z tego rocznika, próżno szukać takiej ciekawostki. W każdym razie niezwykła sytuacja, których w okresie SAP było niewiele. A z drugiej strony okazało się, że to omyłkowe „G”, to była zła przepowiednia dla dalszych losów kraju. Gdyż już za kilka lat w wyniku kolejnych rozbiorów następne części Rzeczpospolitej Obojga Narodów trafią do rosyjskich guberni. By definitywnie wypełnić się w roku 1838, kiedy to ówczesne Królestwo Polskie przydzielone zostało Rosji i podzielone na 8 guberni. Taka historia z niezwykłą monetą SAP w tle.

Dodatkowo, żeby być precyzyjny, muszę zauważyć, że w powyższym rysunku pochodzącym z katalogu Kopickiego…też wkradł się błąd. Proszę zwrócić uwagę, że po AUG mamy tam dwukropek, co mija się z prawdą, bo powinna być tam zwykła kropka. O czym przekonamy się w dalszej części, podziwiając oryginalne zdjęcie monety z muzeum w Krakowie. Z tego wniosek, że skoro rysownik w XX wieku mógł się pomylić odwzorowując napis z modelu, to co dopiero pracownik mennicy, 250 lat wcześniej. Nie myli się ten, kto nic nie robi, więc jeśli ja się też gdzieś tu pomylę, to awansem proszę o wybaczenie J.

Przejdźmy teraz do analizy dwuzłotówki z 1775 i dokończmy temat awersów. Skoro ten wyżej prezentowany jest niezwykły, to znaczy, że są też inne, bez błędów napisowych. I tak jest w istocie. Poniżej ilustracja obu wariantów awersu. Pierwszy po lewej jest typowy AWERS 1, z królem Poniatowskim otoczonym prawidłowym napisem otokowym M.D.L.  a na zdjęciu obok mamy monetę z błędem, jako AWERS 2.
Nakład monety w 1775 roku wcale nie był niski jak na standardy SAP, bo wynosił aż 488 615 egzemplarzy. Stąd stempli AWERSU 1 wybitego poprawnie jest zdecydowanie więcej niż ten jeden pokazany powyżej. Jednak z uwagi na to, że nie różnią się one od siebie niczym istotnym, jedynie tylko umiejscowieniem napisów względem sylwetki Poniatowskiego, to katalogi nie rozpoznają tych różnic, jako wariantów awersu. Ja też podzielam ten pogląd, chociaż na potrzeby tego wpisu podczas badania stwierdziłem, że istnieją dwa główne warianty stempla, które charakteryzują się zdecydowanie odmienną częstotliwością występowania. Żeby ta wiedza nie poszła na marne, to napisze o tym jedno zdanie i pokażę zdjęcie, a nóż komuś się to do czegoś przyda J. W obrębie AWERSU 1 można wyróżnić dwie grupy stempli. Jedna z nich ta, w której „nos króla celuje w literę O” a w drugiej instrument Poniatowskiego wycelowany jest w literę „P”. Ten drugi okazuje się ciekawszy, ponieważ podczas analizy spotkałem go tylko na około 7% egzemplarzy. Można, zatem uznać, że to jedynie jeden stempel - a tych „wycelowanych nosem w „O” jest cała grupa.  Poniżej zdjęcie obu wyżej opisanych przykładów stempli AWERSU 1.
Podsumowując awersy. Mamy dwie odmiany związane z napisem otokowym. Ten M.D.G. jest standardowy a ten M.D.G. jest rzadki. W ramach AWERSU 1 z M.D.L. istnieje kilkanaście stempli różniących się od siebie usytuowaniem napisów otokowych względem postaci królewskiej, co najlepiej można poznać po nosie Poniatowskiego. Uznajemy jednak, że te różnice są numizmatycznie nieistotne i nie mogą stanowić podstawy do mnożenia liczby odmian/wariantów.

Teraz czas na rewersy. Tu będzie również ciekawie, jednak z zupełnie innego powodu. Na rewersie próżno szukać spektakularnych błędów. Nie ma nawet drobnych, stąd nie pójdziemy ta drogą J. Badając tą stronę monety przecierałem oczy ze zdumienia, kiedy to analizując kolejne egzemplarze określałem je, jako kolejne stemple. Tak się dziwnie złożyło, że pierwszych 10 monet, jakie „wziąłem na warsztat” charakteryzowały się tym, że każda z nich wybita została innym stemplem rewersu! Pamiętam, że aż się „spociłem z przejęcia” myśląc, ile to ja dziś nowych wariantów odkryje i światu ogłoszę J. W sumie w analizie doszedłem aż do liczby 13 stempli rewersu. Dzieląc ta ilość przez nakład otrzymujemy średnio około 37,5 tysięcy, co wydaje się rozsądna ilością. To, co jest ciekawe, to fakt, że na rewersie jest tak wiele charakterystycznych miejsc i punktów, że o wiele łatwiej przychodzi nam określać kolejne stemple. Jest o wiele łatwiej niż podczas „zabawy” z awersami. W tym samym kierunku poszli autorzy najnowszego katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, panowie Parchimowicz i Brzeziński, gdyż w swojej publikacji w tym roczniku dwuzłotówki wyznaczyli 3 odmiany, z czego dwie z nich opierają się właśnie na odmiennym rewersie. Poniżej prezentuje dwie odmiany rewersu wyznaczone przez duet autorów katalogu.
 Jak widać jedyną zmienną, jaką obrali było umiejscowienie na stemplu rewersu skrótu „GR.” (od grosz) względem litery inicjału „B.” (od Brenn – nazwisko ówczesnego intendenta mennicy w Warszawie). Oczywiście, w tym miejscu powtórzę to co piszę w co drugim artykule na temat monet SAP, że jak dla mnie to wyżej zaprezentowane rewersy, to jedynie zwykłe warianty stempla a nie „odmiany”. Tu tez się nie powstrzymałem i teraz mogę wrócić do głównego tematu. Tak było jeszcze „do wczoraj”. Jednak teraz, kiedy udało mi się już wyznaczyć kilkanaście różnych stempli wydaje się, że ta wiedza znacznie wzbogaci polską numizmatykę (żart). Czy tak będzie w istocie, to jeszcze zobaczymy J.

Dysponowałem 29 egzemplarzami, które poddałem badaniu. Niemal od razu zorientowałem się, że ich rewersy czasem różnią się od siebie minimalnie, więc przystąpiłem do wyznaczania tak zwanych punktów kontrolnych, by w prosty sposób je od siebie odróżnić a potem to jakoś spójnie opisać. Okazało się, że dla rewersu dwuzłotówki z 1775 takich punktów musiałem określić aż 3 a czasami i to nie wystarczało i byłem zmuszony dodać do tego jeszcze jakąś dodatkową uwagę. Tak jak już wyżej zaznaczyłem, w efekcie określiłem 13 stempli, jednak próba nie jest wcale wielka, więc nie zdziwiłbym się gdyby istniało ich jeszcze kilka. Przejdźmy teraz do punktów, według których zamierzałem określić ilość stempli. Miejsca w których te punkty występują zostały przedstawione poniżej na tle rewersu przykładowej monety.
PUNKT 1 – to umiejscowienie pierwszego od góry, lewego liścia wieńca względem cyfry daty. Ten listek w zależności od stempla „celuje” w cyfrę „1”, „7” lub pomiędzy nie. PUNKT 2 – to podobnie jak poprzednio tylko po drugiej stronie. Tu pierwszy pracy listek od góry, wskazuje literę „L”lub „E” albo też kropkę pomiędzy nimi. Ostatnim miejscem jest PUNKT 3, w którym tak jak w katalogu, określamy usytuowanie „GR.” względem „B.”. Tu niestety okazało się, że nie jest tak idealnie i prosto jak w katalogu, bo co stempel to nieco inne usytuowanie tej pary zmiennych względem siebie. Są liczne przykłady na umiejscawianie ich „gdzieś pomiędzy” wartości opisanych w katalogu. To od razu zapaliło mi „czerwoną lampkę”, że nie jest to cecha, na której można budować wiedze na temat odmian/wariantów czy tez ilości stempli rewersu. Dane na temat stempli zebrałem w tabelce poniżej.
Wiem, że trochę to wszystko pstrokate – jednak dla mnie takie kolorowanki okazują się być bardzo praktyczne. Analizując poszczególne monety to właśnie kolorami oznaczam sobie identyczne zmienne. Ten system pozwala mi później łatwo (na 1 rzut oka) odnajdywać poszczególne stemple podczas badania monet ze zdjęć oraz szybko odnajdywać kolejne detale, którymi się od siebie różnią. Jak widać PUNKT 1 ma najwięcej kolorów, co „na skróty” oznacza, że charakteryzuje się największą różnorodnością. Na początek w tabeli umiejscowiłem 3 rewersy monet, które umieszczono w katalogu. Z czego dwa z nich autorzy potraktowali, jako jedna odmiana. Takie działanie, plus pominięcie pozostałych stempli wskazuje na pewną niekonsekwencję autorów publikacji. Ale o tym kilka zdań jeszcze napiszę. Postanowiłem podzielić się również przykładami konkretnych monet, w których opisane rewersy występują. Aż 12 z 13 z nich są dostępne online. Jak widać nie ma w tym jakieś większej filozofii i każdy jest w stanie na swój użytek wykonać takie pomiary.

Główny wniosek, który rzuca się w oczy jest taki, że na rewersie dwuzłotówki z 1775 roku występuje wiele drobnych różnic, które można zaobserwować i opisać. Jednak moim skromnym zdaniem żadna z nich nie jest na tyle istotna by zasługiwała na wyznaczenie wariantu rewersu w znaczeniu kolekcjonerskim. Wszystkie różnice opierają się jedynie na przesunięciu elementów względem siebie, jednak same elementy są niezmienne niezależnie od stempla. Wracając do najnowszego katalogu i wyznaczeniu w nim dwóch odmian rewersu bazujących na różnicy w umiejscowieniu „GR.” względem „B.” musze przyznać, ze autorzy wygodnie wybrali sobie dwie odmienne sytuacje, zupełnie pomijając kilka innych, które są pośrednie. Ponieważ te dwie opisane w najnowszym katalogu sytuacje nie wyczerpują tematu, to raczej nie można uznać tej informacji za rzetelna i użyteczna. Ot, przedstawiono dwa różne stemple rewersu, zrobiono w koło tego „trochę szumu”, przyznano kolejny numerek i… tyle. Prawdę mówiąc do opisania „odmiany”, w której „GR” jest umieszczone szeroko na tyle, że wypada obok „B.” autorzy katalogu użyli stempla, który wcale nie jest skrajnym przypadkiem, bo jest jeszcze jeden, w którym ta odległość jest jeszcze większa. Dla przykładu poniżej ilustracja pokazująca kilka możliwych sytuacji dla punktu kontrolnego 3, przy czym dwie monety pochodzą z katalogu a dwie są przez ta publikacje pominięte.
Ok, jak widać na ilustracji, co stempel to miejsce „GR” jest inne. A dotyczy to przecież tylko jednej z trzech zmiennych. Pozostałe również nie są identyczne, co pokazałem w kolorowej tabelce. Dodatkowo, kończąc powoli temat rewersów, muszę się też przyznać, że natknąłem się również na kilka przypadków, w których na rewersie brakowało jednej lub nawet dwóch kropek. W takich sytuacjach wykonałem dodatkowe analizy i ustaliłem, że widoczne na monetach braki interpunkcyjne w każdym przypadku były jedynie efektem wytarcia obiegiem lub zapchania stempla. Z reguły daje się to dość łatwo ustalić poprzez znalezienie lepiej zachowanego egzemplarza wybitego identycznym stemplem i porównania go z monetą, na której występują braki lub inne niejasności. W zdecydowanej większości, taki dowód wystarcza by wyeliminować pomysły na ogłaszanie odkryć nowych wariantów interpunkcyjnych. Tak również było w tym przypadku. Podsumowując temat rewersu dwuzłotówki SAP z 1775 roku, uważam, że z numizmatycznego punktu widzenia występuje tylko jeden wariant, na który składa się kilkanaście stempli. Tym samym REWERS 1 to oznaczenie, które umieszczę w analizie ilościowej i będzie to mniejsza ilość niż w najnowszym katalogu. Z kolekcjonerskiego punktu widzenia, jak ktoś się uprze to oczywiście może zbierać wszystkie stemple rewersu. Jednak nie znajduje uzasadnienia na takie zbieractwo i ja tak przynajmniej nie mam zamiaru robić J.

UWAGA: PRZECZYTAJ TEŻ CZĘŚĆ 2 TEGO ARTYKUŁU, GDYŻ NIE WSZYSTKIE DANE PREZENTOWANE PONIŻEJ SĄ JUŻ AKTUALNE...

Zatem w 1775 roku w tym nominale, możemy napotkać dwie odmiany awersu różniące się końcówką napisów otokowych oraz jeden rewers. To pozwala mi teraz przejść do kolejnej części, czyli tradycyjnych tabelek z szacunkami nakładów i stopni rzadkości. A ponieważ mamy tylko dwie odmiany, to danych do zaprezentowania nie ma zbyt wiele i skracając swoje posty – zdecydowałem się to zrobić globalnie, czyli wszystkie dane na raz.
 Jak widać, ODMIANA 1 stanowiła zdecydowaną większość w badanej próbie monet, a tak dokładnie to było ich 28 na 29 dostępnych. Moneta z błędem M.D.G. była tylko jedna, co bezsprzecznie stawia ją w gronie unikatów. Nic dziwnego, że znalazła swoje miejsce w Muzeum Narodowym w Krakowie. Jak zobaczycie na zdjęciach poniżej, nie jest to wcale mennicza sztuka a nawet wprost przeciwnie, wygląda bardzo pospolicie. To z kolei nasuwa nowe możliwości. Na podstawie tego egzemplarza można założyć, że w mennicy nie zorientowano się w błędzie dostatecznie szybko. Patrząc na egzemplarz krakowski, wydaje się, że moneta była normalnie w obiegu, stąd pęka w szwach krucha teza o wybitnej kontroli jakości w mennicy. Akurat w tym dniu, musiało coś w pójść zdecydowanie „nie tak” i monety z błędem trafiły do obiegu. Ile powstało takich sztuk, ile wydano do obiegu i ile dotrwało do naszych czasów, to ważne pytania, na które jednak trudno odpowiedzieć. Nie znalazłem drugiej takiej sztuki nawet w MNW pośród 9 doskonałych egzemplarzy, dlatego uważam ją za unikat. W efekcie, na tę chwilę szacuję jej stopień rzadkości na R8, co według skali Emeryka Hutten-Czapskiego odpowiada ilości max 3 egzemplarzy. Może jednak ma ją ktoś z czytelników w swoim zbiorze i zechce się podzielić fotografią. Serdecznie zapraszam do przesyłania do mnie zdjęć swoich unikatów SAP, mogę zagwarantować poufność danych oraz honorowe miejsce dla monety na łamach bloga J

Ok, teraz pozostało mi już tylko zaprezentować obie monety w pełnej krasie. Poniżej katalogowy punkt widzenia na dwuzłotówkę SAP z 1775 roku.

2zł 1775

24.j– ODMIANA 1
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.1775.
Nakład łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 99,9% = 488 612 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R

24.j2– ODMIANA 2
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.G.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.1775.
Nakład łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 0,01% = 1-3 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R8

Czas na podsumowanie. Głównym punktem dzisiejszego programu była historia błędu na awersie, jaki przydarzył się stołecznej mennicy. Udało się rzucić dziś nieco więcej światła na tę sprawę oraz przedstawić kilka autorskich tez, co do jego powstania i znaczenia. Kolejną sprawą było potwierdzenie faktu, że monety w ODMIANIE 2 są prawdziwymi unikatami, czego zwieńczeniem jest przyznanie im stopnia rzadkości R8. Następnym elementem dzisiejszego wpisu była polemika z informacjami zamieszczonymi w najnowszym katalogu monet SAP. Detaliczne opisanie 13 stempli rewersu służyło potwierdzeniu, że różnice na nich są na tyle nieistotne i pomijalne, że żaden rewers nie zasługuje na określenie go mianem odrębnej odmiany, czy nawet wariantu. Z tego powodu z trzech monet opisanych w katalogu, na blogu zostały przedstawione tylko dwie. Moneta oznaczona w katalogu, jako 24.j1 jest w istocie tylko jednym z 13 stempli rewersu i jako taka, nie mogła być brana przeze mnie pod uwagę. Oczywiście zdaje sobie sprawę, ze to drobna ewolucja mojej postawy, bo czasem sam poszukiwałem wariantów typu „data szeroka” czy „data wąska”. Człowiek uczy się całe życie i dziś przyznaje racje tym osobom, które są zdania, że nieuzasadnione mnożenie kolejnych bytów jest tematem zastępczym, który mało ma wspólnego z numizmatyką. I tym wnioskiem kończę dzisiejszy tekst. Powodzenia J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje z katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” autorstwa duetu Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowego w Warszawie. Użyłem również zdjęć ze standardowych archiwów aukcyjnych, czyli Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Gabinetu Numizmatycznego Damian Marciniak, Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk, ze strony Fortress Katalog Monet Polskich oraz wyszukanych w google grafika.