niedziela, 8 lipca 2018

Skarb z Brzezin, czyli niezwykłe źródła poznania srebrnych monet SAP.

Dziś zapraszam na tekst szczególny. Przy okazji opisu ciekawego zagadnienia związanego badaniem starych monet SAP, odsłonię w nim nieco swój „warsztat” i zaręczam, że nie będzie to samo bleblanie o niczym, gdyż wpis zakończy się szokującym odkryciem. Jak sądzę, warto przez to przebrnąć by zobaczyć, o co się rozchodzi. Zapraszam do lektury J.

Tak to już życie badacza-poszukiwacza jest poukładane, że najczęściej to człowiek szuka informacji o interesujących go zagadnieniach, a nie odwrotnie. Niektórzy z tego poszukiwania robią swoją profesję, dla kolejnych staje się ono pasją życia, jeszcze inni widzą w tym swoje hobby i relaks, a jeszcze inni zupełnie je lekceważą i jedynie czerpią z gotowych wyników. Zajmijmy się dziś tymi, co czegoś poszukują. Każdy z nich z racji wykształcenia, wiedzy lub doświadczenia, posiada swoje ulubione miejsca, źródła i kanały, w których brodząc po pas poszukuje i łowi nowe informacje. Ja też takie mam i niemal codziennie szukam nowinek, które dostarczą mi odpowiedzi na dręczące mnie pytania i wątpliwości, a przy okazji, które będzie można wykorzystać na blogu. Ot, w sumie nic ciekawego, nie są to żadne dla badacza numizmatów arkana J. Czasem jednak zbieg kilku okoliczności sprawi, że wychodzi się ze swoich utartych ścieżek i odkrywa zupełnie nowe drogi i nowe źródła. Niektóre z nich okazują się być dziewicze, nieprzetarte i niewydeptane a inne… były tam zawsze, tylko poszukiwacz był tak zafiksowany, że ich latami nie dostrzegał i nimi nie podążał. Właśnie czymś takim nieodkrytym dla mnie przez lata, były skarby monet będące w zbiorach muzeów. Teraz, gdy to się już zmieniło, chciałbym Wam o tym trochę więcej opowiedzieć, by na fajnym przykładzie pokazać plusy takiego podejścia i zachęcić do wykorzystania tej ścieżki. A wszystko po to, by znajdować własne odpowiedzi, rozwiewać swoje wątpliwości i odkrywać nieznane. Czego chcieć więcej? J.

Kto z nas słyszał o skarbach? Pewnie niemal każdy zna je z bajek i jako dzieciak sam nie raz marzył, aby wejść w posiadanie jakiegoś magicznego przedmiotu, niezwykłej mocy super bohatera, czy też pociągu ze złotem lub innymi fantami, które łatwo można by spieniężyć i przeznaczyć na lody. A najlepiej to na…dużo lodów J. Ja nie chwaląc się też czasem tak miałem. Jednak będąc młody i gotowy na nowe doznania, nic szczególnie niezwykłego mi się nie przytrafiło, no może oprócz końca PRL-u i powszechnej służby wojskowej, której jako jedyne dziecko pracowników Wojska Polskiego z mojego wieżowca – z rozmysłem nie uniknąłem. Będąc już podobno dorosły (tak stoi w papierach) marzenia o skarbach bardziej uciekły w stronę ekonomiczną. Pasja numizmatyczna, w jaką się dawno wkręciłem, przełożyła te mrzonki na szkatuły niezwykłe cennych numizmatów, które jak już je znajdę, to z miejsca staną się ozdobą mojego zbioru. Ot, zwykłe marzenia każdego pasjonata, który gromadzi dzieła sztuki, jakimi bez wątpienia są stare i piękne monety. W tym całym bajkowym podejściu do skarbów, zupełnie nie dostrzegłem tego, że one istnieją tuż obok mnie i wcale nie musi to zaraz być wielka góra złota, by okazała się niezwykle cennym znaleziskiem. A co o skarbach myślą ci, co je ukrywają? Oto żartobliwe spojrzenie z różnych perspektyw, na dobry początek J.
Jako użytkownik kilku forów dla poszukiwaczy oraz bywalec wszelkiego typu antykwariatów, przez lata napatrzyłem się na setki monet SAP, które jedynie dla znalazców i posiadaczy były cennymi skarbami. W takich sytuacjach starałem się być pomocny, jeśli chodzi o identyfikację, jednak muszę przyznać, że z reguły podchodziłem do tych znalezisk raczej sceptycznie. Ot, rejestrowałem sobie zdjęcie, jeśli moneta była ciekawsza, jednak miałem świadomość, że z punktu widzenia zbioru numizmatycznego, to w 99% tych obiektów, zupełnie nie nadaje się do poważnej kolekcji. Trudno, więc mi było myśleć o nich w kategoriach skarbu. O wielkich odkryciach monet Poniatowskiego oficjalnie nie słyszałem. Jeżeli już coś się trafiło, to zwykle ograniczało się jedynie do kilku podniszczonych sztuk. I tak interesowałem się tematem SAP, zupełnie nieświadomy faktu istnienia ciekawych skarbów monet Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Jak to przeważnie bywa, o zmianie zadecydował przypadek. Opisywałem już na blogu swoją podróż do Łodzi na interesujący odczyt Tomka Poniewierki „Kolekcjonowanie monet Poniatowskiego krok po kroku”, który obył się w ramach comiesięcznych wykładów łódzkiego oddziału Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Tak się złożyło, że te odczyty odbywają się w gościnnych progach Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. I to jest właśnie klucz, nowe muzeum i to archeologiczne, które nigdy nie wydawało mi się „atrakcyjne”, jako obiekt do poznawania monet nowożytnych z II połowy XVIII wieku i które wcześniej z reguły omijałem szerokim łukiem. Drugi zbieg okoliczności był taki, że planując podróż do Łodzi, akurat byłem w trakcie pisania tekstu o półzłotkach 1768 i jak kania dżdżu potrzebowałem kolejnych egzemplarzy do stworzenia próby badawczej. Rocznik rzadki, pojawia się nieczęsto, stąd miałem ich zaledwie 19 sztuk i usilnie starałem się to zmienić. Pomyślałem, że nic nie kosztuje grzecznie zapytać, czy przypadkiem akurat w tym muzeum, nie posiadają jakiegoś zapomnianego egzemplarza poszukiwanego przez mnie dwugrosza. Okazało się, że owszem mają w swoich zbiorach takie monety i to aż TRZY SZTUKI!!!! Wszystkie pochodzące ze skarbu monet SAP z Brzezin. Byłem w szoku, bo to znacznie poprawiało mój stan wiedzy i stwarzało nadzieje, że artykuł na bloga, który piszę będzie lepszej jakości. Do Łodzi wybrałem się trochę wcześniej, by jeszcze przed odczytem, mieć czas na zapoznanie się z monetami i wykonanie potrzebnych mi fotek. Nie sądziłem nawet, że ten skarb będzie tak interesujący, że poświęcę mu dedykowany wpis. Jak się okazało, wtedy jeszcze niewiele wiedziałem...

Teraz już przechodzę do meritum. Zbaraniałem, kiedy zobaczyłem ile miejsca w muzeum zajmują monety Poniatowskiego, które odkryto ponad 50 lat temu w Brzezinach, a które ja będę mógł za chwilę zbadać. Było tego aż 7 pełnych palet, z reguły dobrze zachowanych numizmatów ze srebra. Same mniejsze nominały, wszystkie z początkowych lat mennictwa w Poniatowskiego. Nie będę pokazywał zdjęć wszystkich monet, jednak żeby pokazać skalę znaleziska - przygotowałem stosowną ilustrację.
Zanim wrócę do tych pięknych 309 monet SAP, przytoczę kilka zdań o samym odkryciu, by rzucić światło na fakty, w jakich okolicznościach do niego doszło. Generalnie opisy skarbów zarejestrowanych „po Bożemu” przez archeologów, zawierają zwykle ciekawe wzmianki na ten temat. W tym przypadku rejestrację skarbu z Brzezin przeprowadził znany łódzki archeolog, późniejszy dyrektor Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi, nieżyjący już Andrzej Mikołajczyk. Szczegółowa relacja i opis znaleziska zostały opublikowane przez niego po opracowaniu skarbu, które zajęło długie 17 lat. Stało się to w numerze Wiadomości Numizmatycznych z 1978 roku, w którym możemy przeczytać bardzo barwny opis odkrycia. Proszę tylko przeczytać kilka zdań z poniższej ilustracji, żeby poczuć ten klimat J.
Dalsze zdania, których nie pokazuję na ilustracji, koncentrują się już tylko na samym naczyniu, w którym znaleziono monety. Widać, jak te skorupy są dla archeologów ważne i ile energii poświęcają na ich prawidłową identyfikację. Nic dziwnego, datowanie znalezisk archeologicznych jest kluczowe do ułożenia kontekstu. Ten skarb otrzymał numer 1614 i teraz możemy go z łatwością odszukać w publikacji Andrzeja Mikołajczyka i Marty Męclewskiej „Skarby monet z lat 1650-1944 na obszarze Polski”. To ważna książka, zawiera między innymi skarby monet Polski Królewskiej i polecam ją w miarę możliwości włączyć do swojej biblioteczki.

Ale wracając do samego odkrycia z 1961 roku, warto zadać sobie serię pytań i pomyśleć skąd wzięło się tyle monet Poniatowskiego w Brzezinach, kto je ukrył i dlaczego skrywane były tak głęboko. Żeby na te zagadnienia krótko odpowiedzieć, pewnie wystarczyłoby zajrzeć do starych kronik miejskich i sprawdzić, kto w roku 1769, na który datuje się ukrycie skarbu, zamieszkiwał w okolicach gdzie go znaleziono. Ja aż tak detalicznie do tego nie podszedłem. Jednak przy okazji dowiedziałem się sporo ciekawego o historii tego miasta. Brzeziny, których największy rozkwit przypadał na wiek XV i XVI położone były na dawnych szlakach handlowych, dziś są już jednak nieco zlokalizowane na uboczu. Miałem okazję wielokrotnie bywać tam przejazdem, kiedy remontowano trasę nr 2 z Warszawy do Poznania i właśnie przez Brzeziny wiódł mnie mój ulubiony objazd tego remontu. W ten sposób często wjeżdżałem do powiatu Brzezińskiego, w którym nic dziwnego, czułem się niemal jak u siebie J.  Wówczas Brzeziny wyglądały mi, na małe senne miasteczko, jakich wiele w okolicach dużych aglomeracji, dziś wiem, że się znów zaczynają dynamicznie rozwijać. Ale wracając do historii, to miasto w epoce renesansu było sławne na całą Rzeczpospolitą z produkcji sukna, tkanin i krawiectwa. Jednak prosperita nie trwała wiecznie, szereg wojen przetoczyło się przez ten teren i w efekcie, w połowie XVII wieku nastał kryzys, który z prężnego ośrodka produkcyjnego zrobił miasteczko o charakterze rolniczo-rzemieślniczym. I tak było aż do II połowy XIX wieku, kiedy to Brzeziny znów stały się ważnym ośrodkiem produkcyjnym, głównie dzięki ogromnemu rozwojowi żydowskiego krawiectwa. Nas dziś jednak interesuje okres około roku 1769, a wówczas w mieście nie działo się najlepiej i było tam jedynie zlokalizowanych, około 80 aktywnych warsztatów sukienniczych. I to właśnie z jedynym tych warsztatów rzemieślniczych łączę znaleziony skarb. Poniżej dzisiejsze Brzeziny, z uwzględnieniem miejsca wykopania skarbu.
Jak widać, monety ukryte były na obrzeżach ścisłego centrum miasta, w pobliżu rzeki. To pasuje do lokalizacji warsztatu rzemieślniczego. Kiedy zsumujemy ilość gotówki, jaką ukryto w glinianym garnku, to okaże się, że w monetach SAP było tego wszystkiego około 765 groszy. Co licząc 4 grosze na złotówkę, możemy przeliczyć na kwotę 191 ¼ złotych. Jak widać nie była to jakaś wielka fortuna rodem ze szlacheckich pałaców, gdzie wszystko liczono w dukatach i talarach. Taką kwotę, zebraną w drobnych nominałach, wypada traktować, jako pokaźną sumę gotówki dla osób niższego stanu. Oczywiście nie chłopów, którzy ówcześnie byli jedynie niewolnikami, operującymi w najlepszym przypadku grubszymi miedziakami. To wskazuje na mieszczański lub rzemieślniczy charakter depozytu. A ile to było warte było w 1769 roku? Dla normalnych ludzi pracy, była to całkiem porządna kasa. Skoro krawiec za uszycie spodni szlachcicowi inkasował wówczas 3 złote, pensja wykwalifikowanego rzemieślnika wynosiła około złotówki dziennie, a za łokieć (ok 60 cm) materiału trzeba było zapłacić jedynie półzłotka, to jak widać był to spory utarg. Można się było na pewno z tego utrzymać przez kilka dobrych miesięcy. Szczególnie, skoro funt (0,43kg) schabu można było kupić zaledwie za srebrnika, czyli ¼ złotego. Jak widać trochę grosza to jednak było, stąd nic dziwnego, że ktoś postanowił to ukryć w „banku ziemskim”. Zwykle tego typu zachowanie wiązane było z zagrożeniem bezpieczeństwa spowodowanymi na przykład wojną, okupacją czy nawet przemarszem wojsk. Jednak tezę tą przed laty podważył już profesor Mikołajczak, który twierdził, że z jego badan wynika, iż większość skarbów ukryto w czasach pokoju. Jak widać możliwości jest wiele. Rok 1769 wskazuje nam jednak, że mogło to mieć jakiś związek z lokalnym zamieszaniem, jakie w różnych miejscach kraju wywołały akty zbrojne Konfederacji Barskiej. To skomplikowany czas, który z pewnością nie sprzyjał bezpieczeństwu życia i mienia.

Innym ciekawym aspektem jest staranne ukrycie skarbu, bo w końcu robotnicy odkopali go w 1961 roku na głębokości około 1 metra. I tu z pomocą przychodzi nam właśnie archeologia. Każdy wykształcony w tym kierunku wie, a doświadczony życiem poszukiwacz ma tą świadomość, że co do zasady w miastach, warstwy ziemi z powiedzmy XVIII wieku znajdują się aktualnie średnio na poziomie kilku metrów w głąb obecnego poziomu lądu. To tajemnica poliszynela, że nawet super nowoczesnym wykrywaczem metalu to można sobie pochodzić po polach i lasach, gdzie jak gleba się dobrze ułoży a rolnik od lat głęboko ją orze, to czasem coś przeniknie do wierzchniej warstwy i się to coś znajdzie. Drobniaki, które ktoś zgubił podczas pracy w polu to zdecydowanie inna liga, niż depozyt zakopany wieki temu z rozmysłem w mieście. Tu trzeba kopać naprawdę głęboko, stąd właśnie skarby znajdowane są najczęściej przy poważnych pracach gruntowych, jak wszelkiego typu budowy, roboty kanalizacyjne czy inne głębokie wykopy związane z miejską infrastrukturą. Nie inaczej było właśnie ponad 50 lat temu w Brzezinach. Kopano głęboko na poziomie fundamentów, jednak osoba, która ukryła naczynie z monetami w 1769 roku, zrobiła to normalnie, czyli płytko. Być może po to żeby łatwo ukryte monety znaleźć i szybko je wykopać. W chwili odkrycia, po 200 latach naczynie znajdowało się już na głębokości metra, dziś pewnie byłoby to około 1,5m. Są takie miasta, gdzie z tego, co słyszałem, czasem kopie się i na 8 metrów w głąb, tylko po to żeby dojść do poszukiwanej warstwy gleby. Warto zdać sobie z tego sprawę. Ale to tylko tak na marginesie. Powtarzam, co usłyszałem od znajomych archeologów, bo sam żadnej tajemnej wiedzy w tym kierunku nie mam. A skoro już o wspomniałem o kolegach-archeologach… to czas na drobny żarcik w ich kierunku J.
Jednych to śmieszy dla innych jest pasją życia J. Pasjonatów nigdy dość i ja ich bardzo szanuję. Teraz przejdźmy do samych monet SAP z Brzezin i mojego badania. Dlaczego uważam, że ten skarb jest szczególnie ważny? Otóż jest ku temu, co najmniej kilka istotnych powodów. I teraz właśnie będzie o tym, co doprowadziło mnie do odkrycia skarbu w…skarbie J.

Po pierwsze, tak jak napisałem już na wstępie, dzięki analizie tego znaleziska wszedłem w posiadanie zdjęć trzech rzadkich dzisiaj półzłotków z rocznika 1768, co znacznie podniosło jakość tekstu na blogu dedykowanego tym właśnie monetom. To była dla mnie główna inspiracja stanowiąca wartość samą w sobie, którą z resztą wykorzystałem już po dwóch dniach od czasu wizyty w Łodzi, publikując wpis. Jednak materiału z kwerendy miałem więcej i później przyszedł czas na analizę pozostałych zdjęć oraz głębsze przemyślenia, które popchnęły mnie do kolejnych wniosków.

Drugą korzyścią okazał się sam skarb. Głównie dlatego, że monety nie zostały w żaden sposób wcześniej dobrane i spreparowane, a odpowiadały losowej próbie srebrnej gotówki obiegającej w 1769 roku. To otwierało możliwość porównania rozkładu poszczególnych roczników w skali każdego nominału oraz odmian/wariantów w skali każdego rocznika. Oczywiście porównaniu do rozkładów, które sam wcześniej już opublikowałem na blogu lub takimi, których jeszcze nie opisałem, ale co, do których mam już swoje zdanie. Dla przykładu, w takich złotówkach SAP z 1767 roku, ciekawiło mnie bardzo, ile tam znajdzie się monet z dwóch rzadszych odmian z mniejszymi orłami. We wpisie na blogu z marca, wyszło mi w analizie dostępnego wówczas materiału, że mniejszych orłów występuje około 9,5%, a cała ogromna reszta, to standardowa odmiana z dużym orłem. Teraz miałem okazję ocenić tą estymację i zobaczyć jak ten szacunek sprawdzi się w mniejszej skali na losowych monetach z tego rocznika. Wynik jest taki, że w ramach skarbu, na 52 złotówki wybite w 1767 roku, znalazłem jedynie 2 sztuki rzadszych odmian, co stanowi około 4%. Jak widać jest różnica, jednak nie jest jakaś spektakularna i cały czas potwierdza rzadkość wyznaczonych przeze mnie odmian, więc nie ma wstydu. Nie mniej, bardzo byłem ciekaw tego wyniku i właśnie ten skarb dał mi możliwość by to obiektywnie sprawdzić.

Ale to nie wszystko. Największym handicapem z obcowania z grupą ponad 300 drobnych monet SAP wybitych w początkowych latach, jest moim zdaniem ich analiza pod kątem zawartości fałszerstw. Jak można przeczytać w serii wpisów, jakie poświęciłem na blogu tej tematyce, pierwsze pruskie fałszerstwa na masową skalę zaczęto wprowadzać do naszego obiegu w roku 1770. Tym samym w skarbie z Brzezin, którego ukrycie datuje się na rok 1769 – nie powinno być żadnej pruskiej podróbki. Uznałem, że to niewiarygodnie szczęsliwa okazja, aby po pierwsze to sprawdzić, a po drugie i nawet ważniejsze – przeanalizować stemple monet SAP, które na 99,9% powinny być oryginalne. To dało mi wiele przemyśleń i materiału, który będę w przyszłości wykorzystywał do tworzenia bloga. Teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że żadnych fałszywek w skarbie nie stwierdziłem, co potwierdza tezę o początku pruskich podróbek monet SAP. Dodatkowo, dzięki tej analizie udało mi się zweryfikować kilka własnych wątpliwości. Dla przykładu, teraz już jestem pewien, że półzłotki z 1766 z „dziwnym” orłem, do których oryginalności wcześniej miałem pewne wątpliwości, są na 100% produktem z mennicy koronnej. Dwugrosze z 1766 jeszcze w tym roku doczekają się swojego tekstu, więc teraz tylko pokażę zdjęcie awersu odmiany, która z całą pewnością jest oryginalna.
To może nie jest jakieś wielkie odkrycie, bo przecież już w katalogu monet Poniatowskiego Parchimowicz/Brzeziński ta odmiana jest opisana, jako „dobra”.. Lecz ja osobiście już wiele razy zawiodłem się na ustaleniach duetu autorów, więc wcale nie byłem do tego przekonany i wolałem to sobie sam jakoś potwierdzić.  Dziś po moich wątpliwościach nie ma już śladu, moneta na zdjęciu jest oryginałem.

Jednak większego przełomu w myśleniu o pruskich podróbkach dokonałem na srebrnikach SAP z 1766 roku. Nie publikowałem na blogu tekstów dotyczących początkowych roczników tego nominału, gdyż miałem kilka poważnych wątpliwości, co do oryginalności poszczególnych odmian i wariantów. Wolałem się z tym wstrzymać i lepiej rozgryźć temat zanim coś o nich napiszę. Teraz właśnie dzięki skarbowi z Brzezin, zmieniłem zdanie w kilku ważnych kwestiach. Żeby to zobrazować - już wiem, że jako absolutne minimum, będę musiał poprawić wpis na blogu o pruskich fałszerstwach srebrnych groszy, gdyż jak się okazuje, nie wszystkie z monet, jakie wówczas tam pokazałem….są podróbkami L. Szok! To dla mnie była ogromna zmiana w myśleniu o początkach mennictwa w stolicy.  Dziękuję Brzeziny za naukę J. Ale to nie wszystko, co można było „wycisnąć” z tego jednego, jak na warunki SAP, to całkiem licznego skarbu. Powoli finiszujemy, więc za chwilę wyjmę „królika z kapelusza”, bo nadchodzi czas na zapowiedzianą numizmatyczną sensację J.

Co powiecie na fakt, że analizując monety ze skarbu, odkryłem nową, nigdzie dotąd nie opublikowaną odmianę półzłotka. Nie żaden kolejny drobny wariant stempla, ale dużą i POWAŻNĄ ODMIANĘ, którą już nawet na cześć skarbu określiłem przydomkiem - „Brzezińska” J. Więc po kolei było tak… Jak już kilkakrotnie wspominałem we wcześniejszych tekstach, powoli przygotowuje się do opisania na blogu bardzo trudnego i wielowariantowego rocznika dwugroszy z 1769 roku, więc nic dziwnego, że bardzo dokładnie przyjrzałem się wszystkim 39 egzemplarzom, jakie ukryto w naczyniu. Kiedy analizowałem zdjęcia jakie wykonałem podczas pierwszej wizyty w Łodzi, znalazłem monetę, która nie powinna istnieć. No w każdym razie ja się z takim półzłotkiem z rocznika 1769 nigdy jeszcze nie spotkałem. Żeby mieć absolutna pewność, czy nic mi się nie pomyliło i nie pomieszało w zdjęciach, pojechałem drugi raz do muzeum by to zweryfikować. Jak się okazało, mój warsztat pracy był OK i zdjęcie przedstawiało egzemplarz, który rzeczywiście istnieje. Skoro to już pewne, to czas by podzielić się swoja radością z czytelnikami. Oto po raz pierwszy ogląda świat, nowa odmiana dwugrosza SAP z 1769 pochodząca bezpośrednio ze skarbu z Brzezin, co podkreśla oryginalne opakowanie muzealne z numerem 10714.
Piękny egzemplarz „odmiany Brzezińskiej”, co nie? J Dla tych miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, którzy nie zorientowali się, na czym polega niezwykłość zaprezentowanej monety – mała podpowiedź. Awers, czy czegoś on Wam nie przypomina? Oczywiście, to typ awersu wybity stemplem półzłotka, jaki był używany w roku 1767. Od roku 1768, więc i w całym 1769, kompozycja awersu dwugroszy została zmieniona. Zdecydowanie inna jest tarcza herbowa, inne są orły i oba wieńce. Lepiej to będzie widać, na dokładniejszym zdjęciu, które zamieszczę pod spodem. I będzie można je sobie na własną rękę porównać, czy to z katalogiem, czy też z pierwszą lepszą monetą z dowolnego archiwum aukcyjnego. Stawiam żołędzie przeciwko talarom, że każdy sam po chwili dojdzie do wniosku, że oto na jednej monecie spotkał się ze sobą rewers z roku 1769 i awers znany z rocznika 1767. I pewnie takie połączenie stempli widzicie po raz pierwszy. Nie będę się na ten temat zbytnio rozpisywał, bo rocznik czeka na osobny wpis na blogu. Teraz zamieszczę tylko obiecane, nieco lepsze zdjęcie awersu, na którym dobrze widoczne są wszystkie najważniejsze elementy. 
Dla mnie to naprawdę wielkie przeżycie, które mam nadzieje także przysporzy zasłużonej sławy Działowi Numizmatycznemu Muzeum Archeologicznemu i Etnograficznemu w Łodzi, kierowanemu przez Piotra Chabrzyka, który można powiedzieć - jest ojcem chrzestnym tego odkrycia. W końcu to on wpuścił mnie do swojego gabinetu, przytachał mi te wszystkie palety z monetami z Brzezin do analizy oraz wsparł mnie na miejscu potrzebną literaturą, z której dowiedziałem się więcej o szczegółach tego odkrycia. Serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas i polecam się na przyszłość J. Mega, co? J. A takich skarbów, które warto poddać analizie jest znacznie więcej. Może z okresu SAP nie tak znów wiele, ale kilka muzeów mam wynotowanych i pewnego dnia zjawię się w ich progach by się bliżej zapoznać ze znaleziskami. Z góry proszę o pozytywne przyjęcie J.

Jeśli mógłbym coś na koniec wpisu zarekomendować miłośnikom innych okresów mennictwa Polski Królewskiej, Prus czy Śląska – to Panie i Panowie, w muzeach jest ogrom licznych skarbów z Waszych okresów, które dotychczas nie zostały przeanalizowane przez znawców tematu. Kto lepiej wie, co w monetach piszczy, jak doskonale wyspecjalizowany w danym temacie miłośnik numizmatyki. Nie liczmy na to, że skarby zostały porządnie opisane, a nawet, jeśli tak było, to najczęściej zrobiono to na podstawie „wiekowych” źródeł, które nie dotrzymują poziomem szczegółowości dzisiejszym publikacjom i możliwościom, jakie dają nowoczesne bazy danych. Zatem, nowe odkrycia czekają tam na Was, wystarczy tylko po nie sięgnąć. I do tego właśnie zachęcam. Mam nadzieje, że moja historia będzie do tego dobrą motywacją. Na dziś to tyle i do zobaczenia na muzealnym szlaku J.

W dzisiejszym artykule wykorzystałem niżej wymienione źródła: monety ze zbiorów Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi LINK , mapy i dane ze strony Brzeziny.pl LINK , fotografie wyszukane za pomocą narzędzi google grafika i mapy google. Czerpałem również wiedzę z następujących publikacji: Marta Męclewska i Andrzej Mikołajczyk „Skarby monet z lat 1650-1944 na obszarze Polski” Inwentarz II; Andrzej Mikołajczyk „Brzeziny woj. Skierniewice. Skarb monet Stanisława Augusta” Wiadomości Numizmatyczne zeszyt (85-86) 1978 rok; Krzysztof Filipow „Od ukrycia do odkrycia. Skarb – nie skarb na pograniczu Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego XVI-XVIII w.; Borys Paszkiewicz „Pojedyncze znaleziska monet, interpretacja” oraz Jarosław Dutkowski „Drobna moneta w Gdańsku od XV do połowy XIX wieku w świetle nieopisanego zespołu z kanału Raduni i znalezisk luźnych” – obie z XII Ogólnopolskiej Sesji Numizmatycznej w Nowej Soli 2002r. 

1 komentarz: