poniedziałek, 31 grudnia 2018

Półzłotek z 1769, czyli stosujemy w praktyce hasło „w numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz”.


Cześć J. Mimo natłoku innych zajęć, jakimi w ostatnim czasie musiałem poświęcić więcej czasu, cieszę się bardzo, że jakoś udało mi się w końcu wyrobić i zgodnie z obietnicą publikuje na blogu wpis o moim ulubionym roczniku dwugrosza z okresu SAP. Jak już nie raz wspominałem, to bardzo interesujący rocznik, który ujął mnie już dość dawno swoim bogactwem, rozumianym jako wyjątkowa różnorodność stempli. Szczególnie, jak na ten dość prosty w formie nominał, to wyjątkowo właśnie w roku 1769 warszawscy rytownicy dali prawdziwy pokaz swojej fantazji. Jednak rozpoczynając to swoje pisanie, jestem jeszcze bardziej podekscytowany niż pierwotnie zakładałem. Oczywistym tego powodem jest nowa odmiana półzłotka 1769, tak zwana „odmiana Brzezińska” , którą wypatrzyłem wiosną podczas kwerendy w Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym w Łodzi, właśnie w skarbie z pobliskich Brzezin. Od tego czasu, co zrozumiałe, chęć zmierzenia się na blogu z nowym podejściem do opisania tego rocznika dwugrosza jest u mnie jeszcze większa. Szczególnie, że mam w tym obszarze jeszcze drobną niespodziankę dla czytelników, o której wcześniej nie wspominałem, trzymając ją właśnie na taką okazję.

Może to trochę dziecinne i głupie, ale zaczynając dziś ten wpis czuję się tak jakbym rozpoczynał jakąś daleką podróż i udawał się tam, gdzie czekają mnie nowe przygody. Odpowiedzialny jest za to nie tylko ciekawy temat, ale i styl, w jakim tworzę tego typu katalogowe teksty. Otóż zdradzę, że na tym etapie jest jeszcze wiele niewiadomych, których odkrywanie będzie dla mnie niezłą zabawą. Nie mam przygotowanego żadnego sztywnego planu ani scenariusza, którego muszę się kurczowo trzymać. Szczerze mówiąc, to na tym etapie tworzenia tekstu, nie mam bladego pojęcia ile będzie wariantów półzłotka do opisania, a nawet nie zdecydowałem jeszcze, po jakich elementach zdecyduję się by w ogóle te warianty zacząć wyznaczać. Oczywiście, dobrze wiem jak do tego podeszli autorzy katalogu, panowie Parchimowicz i Brzeziński. Znam, również nieopublikowaną pracę Rafała Janke na ten temat. Jednak nie wiem jeszcze, jakie będą moje główne wnioski po przebadaniu kilkuset egzemplarzy, które zamierzam poddać analizie. Dopiero po wykonaniu tej pracy, będzie czas na ustalenie planu działania i wyznaczenie własnej ścieżki. To jest dla mnie zawsze najciekawszy element pisania bloga, a przy tak różnorodnym roczniku jak 1769, szykuje się całkiem przyjemny tydzień analiz. W sumie, to po to właśnie powstał ten blog, by nie tylko kolekcjonować srebra Poniatowskiego, ale również bawić się tymi monetami i w miarę możliwości odkrywać w nich to, co jeszcze nie zostało opisane. Zacznę pewnie do swoich monet z 1769 roku, których mam dokładnie 9 i żadnej z nich nigdy nie udało mi się odnaleźć w najnowszym katalogu. Zakładam, że w końcu uda mi się ta sztuka, kiedy na końcu tego tekstu postawię ostatnią kropkę. Ale, teraz jeszcze tego nie wiem i to jest dla mnie najfajniejsze. Jaram się tym trochę jak dzieciak lizakiem. Może podzielę się teraz z Wami tym łakociem J.
Sorrki, trochę mi to obleśnie wyszło, więc może lepiej zostańmy dziś przy numizmatyce J.

Zajrzyjmy na chwile do warszawskiej mennicy, gdyż rok 1769 to ciekawy okres również pod względem tego, co działo się w stołecznym zakładzie. A działo się nie najlepiej. Piotr Gartenberg vel Sadogórski, który w tym okresie miał kontrakt na bicie polskich monet przezywał trudne chwile. A razem z nim „cierpiała” jego mennica. Problemy były generalnie dwa. Po pierwsze, cisnęły go Komisje Mennicza i Skarbowa, które zabraniały mu bić więcej sztuk monet miedzianych, zanim nie wybije umówionych w kontrakcie nakładów monet złotych i srebrnych. Pech polegał na tym, że przedsiębiorca bijąc monety według ustawy z 1766 roku – tracił na monetach złotych 5 groszy na sztuce, na monetach srebrnych wychodził z trudem „na zero” a zarabiał jedynie na biciu miedzi. Tym samym dość szybko wyprodukował 6 z zakontraktowanych 12 milionów w miedzi, na których dobrze zarobił, jednak w tym samym czasie jego mennica wybiła jedynie mniej niż 1/3 ze 100 milionów złotych w srebrze. Komisja Skarbowa obawiała się, że pracując w taki sposób, kontraktu na złoto i srebro nigdy nie uda się Gartenbergowi wypełnić. Coś było na rzeczy, bo rzeczywiście biznesman już w 1768 roku imał się najróżniejszych pomysłów na to, aby tylko uzyskać zgodę na większą ilość monet miedzianych. Polscy urzędnicy byli jednak dosyć konsekwentni i zgadzali się jedynie na drobne ustępstwa, powodowane najczęściej przestojami w mennicy, która z braku kruszców (oprócz miedzi) często stała bezczynnie a jej pracownicy nie otrzymywali uposażenia. I tu właśnie pojawia się drugi problem, nazwijmy go obiektywnym. Otóż rzeczywiście bardzo brakowało surowców do bicia srebra i złota. Zapaść była na tyle duża, że w latach 1766 i 1767 wybito po ponad 12 milionów złotych w monetach srebrnych, zaś w roku 1768 wytworzono już znacznie mniej monet, których wartość oscylowała około 4,8 miliona złotych. Kumulacja problemów nastąpiła właśnie w roku 1769, w którym do 31 lipca mennica wyprodukowała srebrnych monet wartości zaledwie około 842 tysięcy złotych. W takim tempie trudno było oczekiwać wypełnienia kontraktu. Zdecydowano by srebro zakupić i sprowadzić z Holandii. Gartenberg obiecał, że tego dokona i na pokrycie kosztów sprowadzenia surowca pozwolono mu wybić znów pół miliona w miedzi. Jednak już wkrótce okazało się, ze jest to kolejna obietnica bez pokrycia i bicie srebra już do końca kariery przedsiębiorcy w stolicy było zdecydowanie mniejsze niż zakładały kontrakty. Może zbierał na przelew dla Wisły Kraków? Tego jednak źródła nie podają J. Ale tu zahaczamy o kolejny rok i o tym napiszę już przy okazji opisu jakiejś monety z 1770.

Pewnie tymi problemami po części spowodowany jest dość dziwny nakład półzłotków z 1768 i 1769. O monetach z poprzedniego rocznika już napisałem w dedykowanym wpisie TU LINK W katalogu Parchimowicza określono nakład dwugroszy 1769 na okrągłe 1,5 miliona sztuk. Według raportu menniczego dyrektora Puscha wychodzi, że w 1769 roku wydano z mennicy półzłotków wartości 754 616 złotych i 15 groszy, co w sztukach przelicza się na 1 509 233 egzemplarze. Zakładając jednak, że moje wcześniejsze tezy o zaniżonym nakładzie półzłotka z 1768 maja racje bytu, to od tej ilości należałoby odjąć około 90 tysięcy sztuk, które zostały wybite stemplami z 1768 roku. Tym samym nakład monet z rocznika 1769 w dalszym ciągu nie jest konkretnie znany, jednak moje szacunki kręcą się gdzieś w okolicach 1 420 000 egzemplarzy. I tyle przyjąłem w dalszej części badania. Na ten ważny detal światło może rzucić przyszła publikacja Rafała Janke, gdyż ten autor posiada konkretne dane z raportów o produkcji mennicy w ujęciu miesięcznym i być może w przyszłości podzieli się z nami swoimi ustaleniami na ten temat. Na koniec tego wątku, warto wspomnieć, że w roku 1769 nie wybito w ogóle półtalarów i srebrników, a nakłady talarów, dwuzłotówek i złotówek były jedynie symboliczne. Zdecydowanie najliczniejszą srebrną monetą SAP z rocznika 1769 jest właśnie dość niepozorny półzłotek.

I tak, zanim zacznę własne analizy to najpierw warto zobaczyć, co na ten temat napisali już zawodowcy. Analizie poddam jedynie najnowsze dwa źródła, które wymieniłem już powyżej, gdyż w starszych katalogach przy dwugroszu z datą 1769 jest opisana z reguły tylko jedna moneta. Taki poziom ogółu mógł być akceptowalny w minionych latach, jednak w XXI wieku mamy nowe możliwości i stać już nas na więcej. W najnowszym katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” autorzy wykonali śmiały krok w kierunku wyznaczenia większej ilości wariantów. Dzięki temu zostało opisanych i pokazanych na ładnych zdjęciach aż 5 monet, które różnią się między sobą detalami awersu, takimi jak ilość i wielkość listków lewego lauru oraz dodatkowo również zmienną interpunkcją na rewersie. To daje nam już jakieś pojęcie, z czym będziemy mieli do czynienia. Poniżej przykładowa moneta, wybita parą dość popularnych stempli.
Akurat moneta z ilustracji została wykorzystana we wspomnianym katalogu i opisana, jako podstawowy wariant półzłotka z 1769, określony numerkiem16.d. Oczywiście, jeśli ja na blogu piszę „wariant”, to wiadomo, że w katalogu Parchimowicz/Brzeziński, te bądź, co bądź, drobne różnice potraktowano z reguły, jako „odmiana”. Ja oczywiście się z tym nie zgadzam, więc w każdym wpisie przekręcam to nazewnictwo po swojemu.

Inaczej do tematu tego dwugrosza podszedł drugi ze znawców, czyli pan Rafał Janke. W materiałach, które był łaskaw mi niegdyś przekazać, bardzo mocno skoncentrował się na porównaniu awersów. W swoich badaniach odkrył aż 24 sztuki różnych stempli awersu.  Jednocześnie twierdząc, że jest całkiem możliwe, iż nie widział jeszcze wszystkiego i całkowita liczba narzędzi, jakich użyto do wybicia awersów tego rocznika może spokojnie przekroczyć liczbę 30. Oczywiście rewersy też posiadają wiele stempli, ale po za jednym wyjątkiem, uznał, że są to nieistotne różnice polegające na przesunięciu liter i cyfr względem siebie. Finalnie Rafał Janke wyznaczył jedną odmianę półzłotka z 1769, w której jest dziesięć wariantów w zależności od układu listków gałązki oliwnej, stanowiącej lewy wieniec awersu oraz układu dwóch dolnych listków prawego wieńca. Lubię ten naukowy poziom szczegółowości i jednocześnie takie podejście, w którym zauważa się jedynie istotne, acz drobne różnice, które nazywa się po imieniu, czyli „wariantami”. Oczywiście z drugiej strony, pochwalam również to, kiedy nie zwraca się zbyt wielkiej uwagi na przesunięcia liter/cyfr względem siebie i nie robi się z takich mikro-różnic wielkiego zagadnienia jak mamy do czynienia w II RP czy PRL-u. W ten sposób u Pana Rafała nie spotkamy wariantów z szeroką datą i wąską datą, tak bardzo rozpowszechnionych w katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Jeśli data jest zapisana na wielu stemplach niezmiennie, jako 1769, to żadne przesunięcia cyfr względem innych elementów rewersu nie były w stanie skłonić badacza do uznania ich za na tyle istotne, by przydzielić im oddzielny wariant. Tego nauczyłem się właśnie od Rafała J. Podsumowując ten fragment, mam już na wstępie dość bogatą wiedzę o stemplach awersu, które zostały wyznaczone korzystając z podobnych zmiennych jak w katalogu. Oba podejścia różni oczywiście jakość i głębokość analizy.

OK, dysponując dobrym materiałem teoretycznym nie pozostaje mi nic innego niż zderzyć te informacje z rzeczywistością, rozumiana jako własna analiza około 200 monet jakie udało mi się zebrać do zbadania. W dalszej części postaram się uzupełnić ustalenia zawodowców i dodać od siebie szereg, mam nadzieję, jedynie istotnych uwag. Tak żeby po publikacji tego wpisu można było łatwo zidentyfikować i odróżnić posiadane monety. Od razu też zapowiadam, że z danych z katalogu monet SAP i od Rafała Janke wybiorę tylko te informacje, które uznam za przydatne i najistotniejsze. Co znaczy, że wcale nie będę forsował szczególnie wielkiego poziomu szczegółowości. Ale o tym nieco więcej napisze już za chwilę.

Zacznijmy nasze analizy od rewersów. Jak można się domyślać, to zdecydowanie prostsza w analizie strona półzłotka. No i w końcu to na tam właśnie znajduje się data 1769, która w tym typie monet jest kluczowym czynnikiem kwalifikującym krążki do danego rocznika. Tak, rewersy na początek będą w sam raz...

Rewers półzłotka, jaki jest każdy widzi J. Pozornie nic się przez lata nie zmienia i nic ciekawego nas tam nie czeka. Ale, czy na pewno?  Mamy tam standardowo napis „2.GR.” określający nominał. Łacińską informacje o stopie menniczej, zapisanej w formie „CLX. EX/ MARCA/PURA.COL.” co po polsku znaczy nic innego niż „160 sztuk z czystej grzywny kolońskiej”. Dalej jest data zapisana po arabsku 1769. A w najniższej linii znajdują się inicjały intendenta mennicy warszawskiej „I.S.”, które informują nas, że był to nikt inny a sam Justyn Schröder. Jak widać sporo ważnych informacji, upchnięto na tej stronie krążka. Popatrzmy na przykładowy rewers w znacznym powiększeniu.
 No właśnie, po bliższym zapoznaniu zawsze znajdzie się jakaś interesująca cecha. W roczniku 1769 takimi zmiennymi będą interpunkcyjne kropki. Otóż, w licznych stemplach, jakich użyto do produkcji rewersów tego rocznika, pojawiają się nam aż trzy warianty zapisu. Mamy monety gdzie tak jak na powyższym przykładzie znajdują się wszystkie maksymalnie możliwe kropki oraz takie, na których brakuje jednej po wyrażeniu PURA albo nawet dwóch, po CLX i po PURA. Żeby o tym się przekonać i uzyskać pewność, należy tak jak w moim przypadku obejrzeć naprawdę sporo monet w dobrym stanie. Nie jest, bowiem żadną tajemnicą, że ta interpunkcja bardzo lubi płatać figle i w trakcie obiegu lub nadmiernego zużycia stempla, monety z czasem tracą swoje kropki. Na wielu egzemplarzach, jakie widziałem dodatkowo nie było jeszcze widać kropki po wyrażeniu COL. Jednak zawsze były to najczęściej „monety po przejściach” i po porównaniu tych przypadków z monetami dobrze zachowanymi wybitymi tym samym stemplem, okazywało się, że kropki kiedyś tam jednak były. Nieocenioną skarbnicą informacji były dla mnie oczywiście dwa zbiory, do których miałem dobry dostęp. Pierwszy ukłon jak zwykle, wędruje w stronę kustoszy z Gabinetu Monet i Medali Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie znajduje się aż 28 egzemplarzy badanych dziś półzłotków.  Drugie nieocenione źródło wiedzy, to słynny skarb z Brzezin znajdujący się w zbiorach Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. W ramach tej grupy monet mamy aż 39 dwugroszy z 1769. Co ważne skarb z Brzezin, do którego jeszcze wrócę w dalszej części wpisu, ma w tym przypadku jeszcze kilka innych zalet. Jak ta, że w 99% zawiera monety zachowane w niemal menniczych stanach, gdyż zostały one ukryte właśnie w 1769 i nie zdążyły się jeszcze zużyć w obiegu. Wszystkie jak jeden maż, błyszczą piękną i świeżą blachą. Właśnie uzmysłowiłem sobie, że sama świadomość istnienia takiej grupy monet może być koszmarem dla inwestorów i wielbicieli MS-ów zamkniętych w plastikowych slabach. Wyobrażam sobie właśnie, jak Piotr Chabrzyk, Kierownik Działu Numizmatycznego z Łodzi, znany ze sporej fantazji w rozwijaniu niestandardowych ekspozycji oraz rozbudzaniu pasji numizmatycznych wśród okolicznych mieszkańców… wysyła je wszystkie hurtem do gradingu. W efekcie, jeszcze w styczniu otrzymuje prawie 40 gustownie zapakowanych półzłotków z rocznika 1769 z notami „MAX ŚWIAT MS65…a NAWET LEPIEJ”. Kusząca wizja J. A potem już tylko ceny lecą w dół i jak bańka pękają marzenia o bogactwie. Ale odbiegłem od tematu. Proszę mnie bardziej pilnować, bo jest jeszcze sporo do napisania J.

Skończyłem na tym, że na rewersach mamy trzy warianty interpunkcyjne. Ciekawe jest w nich jeszcze to, że nie jestem do końca pewny, który z nich jest poprawny a które dwa maja w sobie błędy. Zawsze wydawało mi się, że w XVIII wieku kropki stawiało się w skrótach, gdzie użyto ostatniej litery skracanego wyrazu. W przeciwnym razie, powinien być dwukropek. Na przykład po AUG: na 10-cio groszówkach SAP mamy z reguły dwukropki i to jest prawdopodobnie właśnie poprawna forma. W każdym razie na półzłotkach w początkowych latach bicia te zasady zupełnie nie obowiązywały i interpunkcje stosowano intuicyjnie. Stąd szczególnie dziwne są te znaki przystankowe, jakie rytownicy zdecydowali się umieszczać po CLX czy po PURA, które przecież nie są żadnymi skrótami. Z drugiej strony po GR i COL powinien być dwukropek a nie ma i kto za tym nadąży... Tak, tylko zwracam na to uwagę, bo nawiązując do łacińskiego PURA…może znajdzie się wśród czytelników bloga jakiś PURYSTA, który zna lepiej te zasady i podzieli się z nami swoją wiedzą w komentarzu, żeby w końcu stało się jasne, jak poprawnie należałoby to ówcześnie zapisać. My w każdym razie w całym roczniku 1769 mamy trzy warianty rewersu, które opisuję i pokazuję poniżej.

REWERS 1 – są kropki po CLX. oraz po PURA.
REWERS 2 – jest kropka po CLX., brak kropki po PURA
REWERS 3 – brak kropek po CLX oraz po PURA

Obserwując liczbę badanych monet i połączeń stempli rewersów z awersami, mogę już teraz wstępnie podać, że najbardziej popularnym wariantem jest bezwarunkowo REWERS 2, który reprezentuje styl interpunkcji, który zdecydowanie dominował na dwugroszach w roku 1769.

Teraz czas na to, co tygryski lubią najbardziej J. Na awersach będzie się działo wiele i nie będą to działania interpunkcyjno-kosmetyczne. Tu będziemy strzelać z grubej rury. Zacznijmy od tego, że bazując na odkryciu, jakie opisałem pół roku temu badając skarb z Brzezin, czas na oficjalne wprowadzenie na numizmatyczna scenę nowej odmiany dwugrosza 1769. Jak ktos jeszcze tego nie czytał to  TU LINK Odmiana, którą wstępnie nazwałem „Brzezińską” (oczywiście od skarbu, a nie z innych powodów J) ma, bowiem wyjątkowe znaczenie dla późniejszych klasyfikacji i katalogowym opisie. Jako, że główną cechą tej odmiany jest wykorzystanie do produkcji monet z 1769 roku, starych stempli awersów z roku 1767, to na początek, określmy sobie tą najistotniejszą różnicę na awersach. Poniżej ilustracja z porównaniem dwóch odmian awersów, jakie spotkamy w dwugroszach 1769.
Jak dobrze widać na zdjęciu, różnic jest tak wiele, że moim zdaniem w zupełności zasługują na opisanie ich, jako osobna odmiana. Numerologicznie, ta starsza i za razem rzadsza otrzymuje numer 1, a jej popularna "siostra", znana już od monet z 1768 roku i stąd „młodsza” odmiana uzyskuje numerek 2. Sprawiedliwie, ale to nie wszystko i przechodzimy do niespodzianek J.

Przez okres pół roku, jakie już minęły od odkrycia pierwszego egzemplarza odkrycia ODMIANY 1, udało mi się uzyskać całkiem sporo nowych informacji, którymi teraz się podzielę z czytelnikami.  Tym samym osobno opisze dwie odmiany awersu i już teraz przechodzę do odmiany z awersem typowym dla monet 1767. Pierwszą informacją niech będzie fakt, że aktualnie znam już 4 egzemplarze tej nieopisanej w katalogach odmiany. Wyczuliłem oko na poszukiwanie tego typu monet i efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Szczególnie biorąc pod uwagę, że okazało się, iż takie monety istnieją obok nas a nikt nigdy nie zwrócił na nie swojej uwagi. No to teraz opowiem gdzie można takie egzemplarze spotkać. Oczywiście pierwszy i za razem najładniejszy niezmiennie znajduje się w muzeum w Łodzi. Ale to już powszechnie wiadomo, więc teraz przejdę do kolejnych monet i ich tajemnic. Drugi egzemplarz zaobserwowałem pośród zbioru Muzeum Narodowego w Warszawie. Śmieszne jest to, że będąc kilka miesięcy temu na kwerendzie w Gabinecie Monet i Medali MNW miałem tą monetę w ręku, jednak dopiero przygotowując się do tego wpisu i analizując materiał zdjęciowy z tamtego okresu, zwróciłem uwagę, że jedna z 28 monet jest wyraźnie inna J. To pierwszy dowód na to, że hasło, jakim Damian Marciniak promuje swoje numizmatyczne wieczorki w hotelu Marriott ma swój praktyczny wymiar. Teraz po opisaniu monet z Brzezin, dobrze wiedziałem, czego szukam. I oto, bach! Znalazłem ją obok siebie, we własnym komputerze, do którego wcześniej przerzuciłem zdjęcia z telefonu J. Trzeci egzemplarz dostrzegłem w archiwum aukcji na ukraińskim portalu aukcyjnym Violity. Otóż gdzieś w 2017 roku, za grosze został sprzedany dość kiepsko zachowany egzemplarz dwugrosza 1769 w odmianie 1. Moneta sama w sobie nie jest piękna, stąd być może fakt, że ktoś w ogóle przebił ja podczas aukcji świadczy o tym, że kupujący miał świadomość, co licytuje. Jeśli tak, to ja w 2017 roku jeszcze tego nie wiedziałem, więc gratuluje nieznajomemu koledze.

Czwarty egzemplarz jest mi najbardziej bliski. Pewnie dlatego, że aktualnie znajduje się w moim posiadaniu. I to właśnie TA moneta przyczyniła się do zatytułowania dzisiejszego tekstu. Całkiem niedawno udało mi się wypatrzyć swój egzemplarz na jednej z licznych aukcji Allegro. Być może moje wpisy miały jakiś wpływ na to, że stoczyłem o ten egzemplarz krótką bitwę z innym użytkownikiem i musiałem wysupłać z kieszeni ponad 300 złotych by stać się jej szczęśliwym właścicielem.  Zrobiłem sobie nawet pamiątkową ilustrację z tej aukcji, którą prezentuje czytelnikom poniżej.
Jak można zauważyć, trafił mi się całkiem ładny i czytelny egzemplarz z naturalną, kolorową patyną. Widać też, dlaczego dzisiejszy tekst ma taki tytuł. Otóż moneta została błędnie opisana, jako pruski fals z 1769 roku. To mnie właśnie przyciągnęło do tej aukcji, bo przecież… nie znam żadnej pruskiej podróbki z tego rocznika J.  Kiedy okazało się, że to „Złoty Graal wśród dwugroszy z 1769” a do tego, sprzedawany przez gabinet Damiana Marciniaka, uznałem, że nie trafi mi się już lepsza okazja do użycia tytułowej maksymy.  Zdecydowałem, że musze tą aukcję wygrać, monetę zdobyć a później to wydarzenie opisać na blogu. Kiedy po wylicytowaniu udałem się do siedziby GNDM i odbierałem półzłotka z rąk Marcina, zdradziłem mu ten sekret i obaj uśmialiśmy się z takiego obrotu sprawy. W każdym razie coś w tym haśle jest na rzeczy, bo to już nie pierwszy raz, kiedy zdarzyło mi się wypatrzyć coś ciekawego w pozornie zwykłej monecie. A tak na poważnie, to prawda jest taka, że gdyby była to aukcja stacjonarna to zapewne bym to normalnie zgłosił do gabinetu, z prośbą by poprawili opis, ale skoro puścili złomka na Allegro - uznałem, że „hulaj dusza, piekła nie ma”. Czy ja się z tego musze teraz wyspowiadać? Skoro tak, to poproszę o wybaczenie Świętego Eligiusza. On, jako patron numizmatyków powiem mnie jakoś zrozumieć J.

Tak, więc mamy już dostępne 4 egzemplarze, ale to jeszcze nie koniec ciekawostek. Można by uznać, że takie monety powstały przypadkowo, kiedy podczas procesu bicia nagle zabrakło nowych stempli awersu i mincerze zmuszeni byli wykorzystać stary stempel z poprzednich lat, jaki akurat „był pod ręką”. Można by tak uznać, gdyby nie drobny, ale ważny fakt, że wcale nie mamy do czynienia z jednym pomyłkowo użytym stemplem! Otóż spośród tych czterem sztuk, jakie znam, zaobserwowałem aż 3 różne stemple awersu z 1767 roku. Dodatkowo połączono je z dwoma różnymi wariantami rewersu. To oczywisty dowód na to, że nie był to jakiś jednostkowy i przypadkowy wypadek, ale działanie, które można uznać zapewne za standardową sytuację w mennicy warszawskiej. W końcu to nie pierwszy znany nam przypadek, kiedy wykorzystuje się zdatne do użytku stemple z poprzednich lat. I taka to właśnie ciekawa historia.

No, więc teraz już czas na pokazanie tych trzech stempli awersu. Uznałem, że skoro ta odmiana jest jeszcze nieopisana w literaturze, co dla mnie znaczy „rzadka i ważna”, to ja wyjdę naprzeciw przyszłym publicystom i oznaczę każdy znany stempel, jako osobny wariant. Tym samym mamy 3 warianty awersu w ramach ODMIANY 1, które wyglądają tak jak na poniższej ilustracji.

AWERS ODMIANA 1/WARIANT 1 – dwa górne listki lewego wieńca obok litery „L”
AWERS ODMIANA 1/WARIANT 2 – dwa górne listki lewego wieńca obok litery „P”
AWERS ODMIANA 1/WARIANT 3 – dwa górne listki lewego wieńca obok litery „O”

Zdjęcie mozna sobie powiększyć. Jak widać w opisie i na zdjęciu, do odróżnienia stempli użyłem dobrze widocznej cechy, usytuowania dwóch górnych listków lewego wieńca względem napisu otokowego. To moim zdaniem dobry przykład na to, kiedy w mennictwie okresu SAP warto zwracać uwagę na drobne przesunięcia elementów względem siebie. Tu jest to jak najbardziej uzasadnione.

Zobaczmy teraz jak łączą się ze sobą poszczególne stemple awersu z rewersami. Te zależności dla monet ODMIANY 1 opisuje poniższa tabelka.
Cztery znane monety ODMIANY1 po połączeniu ich stempli awersów z rewersami utworzyły nam 3 warianty monet do zebrania. Jak widać do opisu tych wariantów użyłem podwójnego kodowania i określiłem 1.1., 1.2. i 1.3. Ten sam typ zapisu wykorzystam podczas wyznaczania monet z drugiej odmiany, na którą będą się składać 3 znane nam już dobrze warianty rewersów w połączeniu z… jeszcze nieokreśloną, ale naprawdę sporą ilością „standardowych” stempli awersów. Tam warianty będą zaczynać się od cyfry 2, czyli wystartujemy od 2.1. i tak dalej…

Ale, moje podejście do opisania monet ODMIANY 2 oraz tradycyjne zestawienia badań ilościowych opublikuje w drugiej części tekstu. Uznałem, że zajmie mi to jeszcze trochę miejsca i czasu, a że już zapisałem 12 stronę, więc nie będę nadwyrężał siebie i czytelników w ten ostatni dzień roku. A przy okazji dzieląc wpis na dwie części, będę mógł opublikować dziś wpis na blogu i (co ważniejsze) złożyć moim czytelnikom noworoczne życzenia. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać J.

Wszystkim czytelnikom mojego bloga, życzę:
Zdrowia, Szczęścia
i Spełnienia Marzeń w Nowym Roku.
Do zobaczenia i usłyszenia już niebawem w 2019 roku. Dziś muszę kończyć, bo trzeba schłodzić szampana J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje z n/w publikacji: Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, katalog Janusza Parchimowicza / Mariusza Brzezińskiego „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” oraz informacje przekazane mi przez Rafała Janke. Zdjęcia monet pochodzą  z publicznych archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oraz portali aukcyjnych Allegro i Violity. Pozostałe ilustracje zostały wyszukane za pomocą gogle grafika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz