środa, 26 grudnia 2018

O Konfederacji Barskiej opowieść multimedialna, czyli nie dajmy się powtórzyć tej historii.


Dzień dobry wieczór. Mam nadzieję, że macie czas J. Chciałbym dziś wreszcie nieco napocząć kolejny niezwykle burzliwy okres w dziejach Rzeczpospolitej pod panowaniem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Niezwykły czas, po którym już nic nie było takie same…Ten tekst nie będzie jednak żadnym (nie daj Boże) wykładem. Zresztą, ja żadnym znawcą nie jestem i „wykładać” to mogę najwyżej towar na półki w Biedronce. Ta historia została już wielokrotnie opowiedziana przez artystów i historyków, więc nie będę im zabierał chleba, tylko posłużę się tymi sprawdzonymi źródłami. Dzisiejszy tekst ma być w zamyśle miłą w odbiorze składnicą podstawowych informacji o Konfederacji Barskiej i ma stanowić specyficzny wstęp do kilku kolejnych (zaplanowanych już dość dawno) wpisów, gdzie rzecz będzie o srebrnych monetach SAP wybitych właśnie w tym niespokojnym czasie. Nie byłbym oczywiście sobą gdybym czasem jakiegoś komentarza od siebie nie dodał, jednak chcę uniknąć przydługiego bajdurzenia i zanudzania czytelników setkami istotnych dat czy faktów. Gdybym zaczął pisać o tym „po swojemu”, to zapewne nie skończyłbym tak szybko i tak bym namieszał, że polska szlachta miałaby do końca szanse na zwycięstwo. Szczególnie, że temat do opowiedzenia jest wielowątkowy, dość skomplikowany i wcale nie taki jednoznaczny, jeśli chodzi o oceny. Moim celem na ten wpis jest zainteresowanie czytelników tematem, na tyle by sami sięgnęli po bardziej szczegółowe materiały, które zresztą też im dziś zarekomenduje. A wszystko to po to, gdyż uważam, że podstawowy (szkolny) poziom wiedzy na temat tytułowej konfederacji, jaki nie dawno jeszcze sam reprezentowałem, zdecydowanie różni się od tego, co należy wiedzieć by wyrobić sobie zdanie o tym, jak było naprawdę. Dlatego uważam, że warto bliżej poznać najistotniejsze zagadnienia, bo w tym temacie w narodzie panuje wiedza na bardzo powierzchownym poziomie. I każda próba zbliżenia się do poznania obiektywnej prawdy jest uzasadniona i warta drobnego wysiłku. I właśnie głównie, dlatego powstaje dziś ten artykuł.

W ciągu ostatnich 250 lat, ogólna ocena Konfederacji Barskiej, jej uczestników, przebiegu i skutków, zwykle zależała od okresu, w jakim akurat była prowadzona analiza oraz w znacznym stopniu również od aktualnego kontekstu społeczno-politycznego. Bardzo często podczas tych wszystkich dywagacji i rozdrapywania narodowych ran, przy okazji rykoszetem obrywało się wszystkiemu niepasującemu do bieżącej mody i oceny opinii publicznej. Najczęściej jednak, bez względu na czas i miejsce, „dostawało się” ostatniemu królowi, jako dyżurnemu, głównemu czarnemu charakterowi ówczesnych wydarzeń. Osobiście mam na ten temat zdecydowanie odmienne zdanie. Uważam, że Poniatowski po raz kolejny na początku swojego panowania został postawiony miedzy młotem a kowadłem i jakby się w tej sytuacji nie wyginał to i tak stał na z góry straconej pozycji. To oczywiście nie tylko moje zdanie, ale opinia dominująca, gdy poddać wydarzenia Konfederacji Barskiej obiektywnej i wolnej od uprzedzeń ocenie. Jednak ja nie lubię narzucania jednego punktu widzenia i wolę jak każdy dochodzi do swoich własnych wniosków.  Dlatego też stojąc na straży obiektywnego przekazu, zdecydowałem się wykorzystać w tym celu istniejące już źródła i publikacje. Sięgnę dziś nawet po zdobycze techniki XXI wieku, czyli krótkie filmiki z kanału Youtube, w których zacne i uznane autorytety w przystępny sposób podzielą się z czytelnikami bloga własnym punktem widzenia. W ten sposób chciałbym podać dziś czytelnikom bloga lekkostrawną porcję wiedzy, w nadziei, że jeśli kogoś ten niezwykły temat bardziej zainteresuje, to znajdzie dziś odpowiednie źródła by pogłębić wiedzę i wyrobić sobie własne zdanie. A możecie mi wierzyć na słowo, że losy kraju w okresie od roku 1768 do 1772, są pełne interesujących wydarzeń i aż kipią od zaskakujących zwrotów akcji. Znamienne jest również to, że nie tylko same fakty historyczne są tu ciekawe, ale również nie mniej ważne są intencje osób „zamieszanych” w te wydarzenia. Był to, bowiem czas, gdy wzniosłe hasła w stylu: wiara, wolność, niepodległość, nie dla wszystkich znaczyły to samo i na każdym kroku mieszały się z bieżącą polityką, karierą i zwykłą ludzką zawiścią - plącząc wszystko ze sobą w misterny węzeł. Ale taki porządnie poplątany, z którego nawet sam Salomon by nie nalał J.

Ale zanim utoniemy w wirze walki zbrojnej i politycznej Rzeczpospolitej drugiej połowy XVIII wieku, to najsampierw chciałbym poddać krótkiej analizie, sam fakt potrzeby publikowania tego typu wpisów na blogu o monetach. Czy warto się aż tak wymądrzać i powielać podstawowe informacje, które są przecież ogólnodostępne i możliwe do przyswojenia z wielu źródeł? W sumie to nie wiem, czy warto, ale zawsze można spróbować. Ja w każdym razie mam taką potrzebę, by do tekstów o starych monetach dodawać nieco tła historycznego. Bo przecież, jak ktoś się na tym dobrze zna, to nic mu się nie stanie jak sobie jeszcze raz o tym poczyta. A jak ktoś o tym jeszcze nie słyszał, to zawsze warto go zainteresować. Powszechnie znana jest definicja, w której numizmatykę określa się, jako dziedzinę pomocniczą historii. I chociażby z tej prostej przyczyny można uznać, że skoro obiektem naszych zainteresowań są dawne monety, to wypadałoby poznać nieco lepiej okres, w którym one obiegały. To prawdy oczywiste. To jednak, co mnie interesuje najbardziej, to obserwacja jak taki proces przebiega i to nie tylko na własnym przykładzie, ale również na przykładach innych znanych mi amatorów monet.  Bo przecież kolekcjonowanie to hobby i żadnego przymusu nie ma. To, czy miłośnik numizmatyki zgłębia historię, pozostaje jedynie w ramach jego własnego wyboru. Z tej perspektywy, praktyka wskazuje, że najczęściej pasja zaczyna się od monet i dopiero w późniejszym okresie przeradza się w coś bardziej złożonego. Sprzyja temu procesowi nabieranie doświadczenia, które przychodzi z czasem a które wzmaga konieczność przyswojenia odpowiedniej porcji informacji oraz samodzielne poszukiwanie źródeł, które w obecnych, cyfrowych czasach, nie jest przecież znowu niczym skomplikowanym. Z zadowoleniem obserwuję jak z niedoświadczonych amatorów i zbieraczy monet po pewnym czasie kształtują się osoby dobrze zorientowane w temacie swojej kolekcji oraz przy okazji, lekko poruszające się również w jej historycznym kontekście. By się o tym przekonać, nie trzeba od razu pisać mądrych książek, należeć do PTN (choć, to nie zaszkodzi), czy prowadzić specjalistycznego bloga. Wystarczy choćby poobserwować to, co się dzieje na forum TPZN.pl, które jest doskonałym inkubatorem dla rozbudzania zainteresowań związanych z naszą pasją. A takich miejsc wymiany wiedzy i poglądów w sieci jest znacznie więcej i większość z nich to miejsca bardzo wartościowe.

Kiedy przypomnę sobie jak to u mnie było, to musze przyznać, iż moja początkowa wiedza o okresie SAP była bardzo powierzchowna. Niby słyszałem, że gdzieś dzwonią, ale nie miałem pojęcia, w którym kościele J. Coś na granicy potencjalnego ośmieszenia się przy pierwszym lepszym pytaniu. Wstyd to dziś przyznać, ale praktycznie nie miałem bladego pojęcia o 90% najważniejszych faktów, które sam dziś uważam za absolutne minimum. Poziom nauczania o historii Polski podczas mojej szkolnej przygody był niestety mierny a i sam okres nauki nie był długi i można uznać, że cała moja bazowa wiedza to jedynie zapamiętane strzępy informacji ze szkoły podstawowej. Tym samym można uznać, że z historii swojego kraju byłem zupełnie zielony. W każdym razie żadnym konkretem bym się wówczas nie popisał. Skąd my to znamy? Nikt nie rodzi się profesorem i często trzeba zaakceptować swoje braki, zdać sobie z nich sprawę, po to by w sprzyjających okolicznościach postarać się je uzupełniać we własnym zakresie. Zauważam, że przy okazji dość intensywnego uprawiania pasji numizmatycznej, te wszystkie „historie” związane z okresem panowania Stanisława Poniatowskiego wchodzą do głowy „przy okazji” i zupełnie nie wymagają długotrwałych studiów nad każdym tematem z osobna. To dowód, że praktycznie każdy miłośnik, dłużej i poważniej zainteresowany historycznymi monetami, ma szansę by po pewnym czasie obcowania z rozlicznymi źródłami, „obudzić się” nagle, jako osoba świadoma posiadania nowej porcji wiedzy. A stąd już tylko krok od decyzji podzielenia się nią ze znajomymi, czy w dyskusjach na forach, publikacjach na blogach i tak dalej... Położę talara SAP przeciwko fałszywemu półzłotkowi z epoki, że zdecydowana większość czytelników tej strony, miała kiedyś podobnie i zna to z własnego doświadczenia. Ta nowa wiedza, to zdecydowany bonus od numizmatyki, o którym zawsze warto pamiętać, na przykład wtedy, gdy zmieniamy swoje zainteresowania na zbieranie numerków w plastikowych slabach.  

Mnie tego w szkole nie mówili….Ale dzięki Bogu dorastałem w czasach PRL-u wraz z Kajko i Kokoszem, którzy żywotnie i w 100% odpowiadali za moje powierzchowne wówczas zainteresowania dawną historią kraju. I żeby jakoś zilustrować te młodzieńcze przebłyski przyszłej pasji, wrzucam pierwszą ilustrację J
Janusz Christa rządzi! To bardzo ważne postacie z moich młodzieńczych lat, więc wykorzystam je bardziej i Kajko, Kokosz oraz ich wrogowie - niecni zbójcerze, zagoszczą jeszcze w dalszej części wpisu.

A teraz przejdźmy do analizy tematu wpisu, czyli do tego, czym była Konfederacja Barska i jak zmieniał się punkt widzenia i ocena tego okresu w zależności od czasów i źródeł. Konfederacja z roku 1768 to sprawa skomplikowana. Oskarżana w XVIII wieku o sprowadzenie na Polskę rozbiorów, opiewana przez Romantyków w czasach zaborów - jako wzór niezłomnej walki o wolność, marginalizowana w okresie Pozytywizmu za małostkowość i nieszczere intencje magnatów, wykorzystywana przez propagandę socjalistyczną w czasach PRL-u itd. A dla nas dzisiaj, będzie to jedynie materia, którą poddamy analizie by postarać się poznać obiektywną prawdę, bez tych wszystkich naleciałości i wpływów. I na początek, jako baza wyjściowa do dyskusji, najlepszy będzie okres nauki w szkole podstawowej. Zacznijmy od tego, co rzeczywiście „było w szkole”, a więc od lekcji języka polskiego z okresu Romantyzmu, który „odkurzył” konfederatów, nadał im nadludzkie cechy i postawił na piedestale. Idąc tym tropem i z tej perspektywy poznając Konfederację Barską, otrzymujemy wyidealizowany obraz ludzi i wydarzeń, który trzeba to sobie jasno powiedzieć – niestety niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jednak takie to były „romantyczne czasy” i należy docenić wyjątkową rolę, jaką ówcześni artyści nadali opisywanym dziś wydarzeniom. Konfederacja Barska stał się symbolem walki o wiarę, honor i niepodległość kraju, co z pewnością w obliczu tych wszystkich lat zaborów, pozwoliło zbudować etos powstańca i podtrzymywać wiarę w słuszną walkę o odzyskanie wolności. I teraz przejdźmy do przykładów opiewania konfederacji w malarstwie, poezji i pieśni romantycznej.



Malarstwo miało zawsze szczególną rolę, bo jak wiadomo nie od dziś,  jeden obraz zastępuje milion słów. A jeszcze jak to jest dobry obraz, namalowany przez utalentowanego artystę, to często zwykłe symbole urastają do miana tych narodowych. Poniżej trzy XIX-wieczne przykładowe dzieła malarskie. Obraz nr 1 to „Pułaski w Barze” pędzla Kornelego Szlegla, przedstawiający artystyczną wizję początków zawiązania konfederacji.


Drugi obraz to dzieło Józefa Chełmońskiego „Kazimierz Pułaski pod Częstochową”. Piękna scena batalistyczna przedstawiająca epizod z okresu walk o stolicę polskiego kościoła, czyli jasnogórski klasztor. Na pierwszy planie sam generał Pułaski a obok sztandar maryjny w barwach narodowych.
Obraz numer 3 to bardzo realistyczne i oszczędne dzieło „Konfederaci Barscy” Józefa Brandta, który nie bez powodu jest uznawany za najlepszego polskiego malarza scen batalistycznych XIX wieku. Obraz powstał w 1885 roku i dziś znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Jak widać obrazy przekazują nie tylko artystyczną wizję wydarzeń, ale kreują również bohaterów tych czasów. Między innymi dzięki takim zabiegom, Kazimierz Pułaski stał się dla potomnych najjaśniejszym, niemal świętym symbolem konfederacji. Symbolem narodowym czczonym w czasach zaborów na równi z Tadeuszem Kościuszko, który reprezentował Insurekcję 1794. Obaj bohaterowie zostali zmuszeni do emigracji z kraju i sławili polski oręż w walkach o wolność Stanów Zjednoczonych. Swoje ewentualne przewiny związane z niepowodzeniem krajowych powstań, którym przewodzili pokryli późniejszymi bohaterskimi czynami a resztę zrobił czas.  Tak to już jest, że o bohaterach narodowych mówi się tylko dobrze i pamięta tylko ich chwile chwały. Jednak warto w tym miejscu napisać, że nie ma ideałów i mimo ogromnego szacunku do żołnierskich dokonań malowanego bohatera - nie był nim również Kazimierz Pułaski. Ale, o tym warto dowiedzieć się samemu, choćby z kolejnych źródeł, jakie podsunę w dalszej części wpisu.

Jeśli obrazy trafiają głęboko do duszy nielicznych, to literatura ze względu na swoją popularność i powszechną dostępność, jest pożywką dla ogółu społeczeństwa. Bardzo często te najbardziej udane
obrazy rozbudzały później wyobraźnię poetów i pisarzy, stając się przyczynkiem do powstawania utworów literackich. Bywało też odwrotnie. Dobrym przykładem z okresu Romantyzmu jest słynny dramat Juliusza Słowackiego „Ksiądz Marek”. Poemat w trzech aktach wydany z 1843 roku w Paryżu. Lektura jest dostępna w ramach wolnego dostępu online. Akcja rozgrywa się na początku konfederacji, podczas upadku Baru w 1768 roku.  To właśnie tam tytułowy duchowny przywódca szlacheckiej konfederacji (jak to dziś dziwnie, islamsko brzmi) karmelita Marek Jandałowicz podniesiony został przez Słowackiego do rozmiaru romantycznego symbolu Bożego rycerza i proroka. Ten słynny w XIX wieku utwór ogromnie wpłynął na postrzeganie konfederacji w społeczeństwie żyjącym pod zaborami. Poeta w swoim utworze ukazał bohaterskich republikańskich barzan na tle „dawnej Polski” w postaci magnaterii i monarchii ukazanych w negatywnym świetle. Należy pamiętać, że poematy rządzą się swoimi prawami i jest to taka nieco artystyczna wariacja na temat. Szczególnie, że autor wcale nie stawiał sobie za cel pokazania realnego przebiegu wydarzeń. W każdym razie na potrzeby okresu Romantyzmu i podsycania patriotycznych postaw w narodzie bez państwa, utwór celnie trafił w gusta. Szczególnie znamienna jest ofiara życia, jaką w poemacie złożył ksiądz Marek, który jak Mesjasz, poświęcił się dla słusznej sprawy. Nic to, że tak naprawdę ksiądz Marek wcale nie zginął podczas upadku Baru w 1768, a dożył swoich lat we względnym spokoju i zmarł dopiero w 1799 roku. A skoro już wywołaliśmy duchownego przywódcę konfederacji, to zobaczmy jak wyglądał ten cudotwórca i uważany przez wielu za świętego męża (jeszcze za życia). Dzięki nieznanemu malarzowi, który namalował domorosłego proroka pod koniec XVIII wieku, wiemy jak ksiądz Marek wyglądał.

A teraz od poezji Słowackiego, przejdziemy płynnie do kolejnych artystycznych dokonań, które rozsławiły etos konfederatów. Jako, że bunt szlachty miał mocne podłoże religijne, czas pokazać kolejne artystyczne przykłady. Pierwszy z nich to słynny obraz, który znakomicie ilustruje nam ten wątek. Artur Grottger w 1860 roku stworzył dzieło zatytułowane „Modlitwa konfederatów barskich przed bitwa pod Lanckoroną”.  Autor to jeden z najwybitniejszych polskich artystów Romantyzmu, więc nic dziwnego, że i w jego dziele dominuje mistycyzm zaklęty w wątek religijnym. Modlitwa przed bitwą to polska klasyka.
W centrum obrazu artysta umieścił oczywiście księdza Marka, którego nie było wówczas w Lanckoronie. Wizje same w sobie są piękne i podniosłe, jednak przy okazji warto wspomnieć o wydarzeniach, które rzeczywiście rozegrały się w roku 1771. Twierdza w Lanckoronie była jednym z ostatnich miejsc, w których dzielnie bronili się konfederaci. Tym razem czoła Rosjanom stawiała załoga pod dowództwem francuskiego pułkownika De la Serre. Sceny spod Lanckorony równie dobrze mogłyby być kanwą do kolejnego filmu z cyklu „300”. Tak, bowiem liczna była bohaterska załoga zamku, którego umocnieniem i przygotowaniem do obrony zajął się francuski inżynier-pułkownik De la Serre wraz ze sporą ilością swoich rodaków przybyłych do Polski na pomoc konfederatom. Liczba 300 pojawia się raz jeszcze, gdyż właśnie tylu poległych konfederatów pochowano po bitwie we wspólnym grobie.

I teraz znów zataczamy koło wracając na chwile do Juliusza Słowackiego, a właściwie do utworu muzycznego „Pieśń konfederatów barskich” z pierwszego aktu „Księdza Marka”. O ile sam poemat nie był grywany zbyt często, to wyjątkową popularność zyskał fragment utworu, który jako osobna pieśń przez 150 lat żyje swoim życiem. Tekst tej pieśni to manifest głębokiej wiary katolickiej, miłości do ojczyzny oraz przekonania o słuszności walki o niepodległość. Dla licznego pokolenia emigrantów, którzy musieli opuścić kraj z powodu prześladowań zaborców, słowa te przez lata miały szczególną wartość. Nowy wymiar utwór zyskał w latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy na potrzeby inscenizacji poematu, muzykę skomponował Marek Kurylewicz. O dziwo pieśń okazała się na tyle lotna i uniwersalna, że już jako „Nigdy z królami nie będziem w aliansach” zyskała popularność wśród ruchu oporu w okresie PRL-u. Przez pewien czas stanowiła nawet nieoficjalny hymn solidarnościowej opozycji. Najpopularniejsze wykonanie to oczywiście duet Jacek Kaczmarski & Jacek Kowalski z programu „Dwie Sarmacje”. Posłuchajmyż J.


Pieśń Konfederatów barskich

Nigdy z królami nie będziem w aliansach
Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi
Bo u Chrystusa my na ordynansach
Słudzy Maryi!

Więc choć się spęka świat i zadrży słońce
Chociaż się chmury i morza nasrożą
Choćby na smokach wojska latające
Nas nie zatrwożą

Bóg naszych ojców i dziś jest nad nami!
Więc nie dopuści upaść żadnej klęsce
Wszak póki On był z naszymi ojcami
Byli zwycięzcę!

Więc nie wpadniemy w żadną wilczą jamę
Nie uklękniemy przed mocarzy władzą
Wiedząc, że nawet grobowce nas same
Bogu oddadzą

Ze skowronkami wstaliśmy do pracy
I spać pójdziemy o wieczornej zorzy
Ale w grobowcach my jeszcze żołdacy
I hufiec Boży

Bo kto zaufał Chrystusowi Panu
I szedł na święte kraju werbowanie
Ten de profundis z ciemnego kurhanu
Na trąbę wstanie

Bóg jest ucieczką i obroną naszą!
Póki On z nami, całe piekła pękną!
Ani ogniste smoki nas ustraszą
Ani ulękną

Nie złamie nas głód ni żaden frasunek
Ani zhołdują żadne świata hołdy
Bo na Chrystusa my poszli werbunek
Na Jego żołdy

Ciekawie na temat nagrania tego duetu pisze Jacek Świrski na stronie salon24.pl, cytuję: „Jacek Kaczmarski nagrał pieśń konfederatów w konkretnej sytuacji – w jakimś sensie jako polski lewicowiec, demonstrujący chęć zawarcia ugody z polską prawicą. Płyta, odtworzona podczas obchodów drugiej rocznicy smoleńskiego zamachu, jest bowiem rejestracją koncertu „Dwie Sarmacje” z roku 1994, kiedy to Kaczmarski wystąpił w dialogu z Jackiem Kowalskim (salonowym „Korabitą”). Był to swoisty pojedynek na piosenki i idee: za i przeciw Sarmacji, za i przeciw tradycji. Kowalski wysławiał i bronił, Kaczmarski obnażał i lżył. Ale na zakończenie obaj przeciwnicy oraz obecna na koncercie publiczność wykonali solidarnie, jednogłośnie - właśnie „Pieśń Konfederatów” Słowackiego.”

Jak było widać i słychać Konfederacja Barska to z całą pewnością była również wojną religijną. Kolejne pokolenie polskich patriotów znów broniło bram Jasnej Góry. Często te lokalne konflikty, których setki składają się na pięć lat konfederacji funkcjonowały niczym dawne krucjaty rycerzy krzyżowców na Jerozolimę. Kto zginie zyskuje dozgonną wdzięczność i chwałę a jego dusza idzie prosto do nieba. W tamtych czasach inne były podstawowe wartości dla człowieka, więc nic dziwnego, że ludzie przez wieki bez zastanowienia decydowali się ginąć za wiarę swoich przodków. Aktualnie trudno sobie to teraz wyobrazić. Teraz znamy „te klimaty” w wersji wykrzywionej islamskim terroryzmem. Allah akbar! wykrzyczany gdzieś w centrum europejskiego miasta z reguły nie wróży nam nic dobrego… Takie mamy czasy, tradycyjnych wartości ubywa z każdym pokoleniem.
I teraz po tych wszystkich artystycznych uniesieniach, gdzie wybrane momenty i wydarzenia Konfederacji Barskiej zostały wyrwane z kontekstu i przedstawione w świetle pasującym do ówczesnych potrzeb, zajmijmy się poszukiwaniem obiektywnej prawdy. Jest sporo wydawnictw opisujących ten okres w dziejach Polski. Jednak bezapelacyjnie jednym z najlepszych źródeł, jest dwutomowe „dzieło życia” profesora Władysława Konopczyńskiego pod zbiorczym tytułem „Konfederacja Barska. Przebieg, tajemne cele i jawne skutki.”. Te dwie książki mogę z czystym sercem polecić każdemu, kto chciałby poznać „jak było naprawdę”.
Dwa dość „opasłe” tomy są mi najbliższe, głównie z racji ogromu źródeł z epoki i naocznych relacji, do jakich dotarł autor, chronologicznego układu opisanych zdarzeń oraz obiektywnego i zrozumiałego języka. Nie jest to jakaś naukowa rozprawa dla jajogłowych, ale pozycja dla zainteresowanych tematem ludzi, którą czyta się z zapartym tchem jak przygodową powieść. Mogę napisać, że dopiero przyswojenie tej wiedzy dało mi pojęcie, czym była Konfederacja Barska, jak była skomplikowana i wielowątkowa w swoim przebiegu. Zupełnie się tego nie spodziewałem i wieloma informacjami byłem rzeczywiście zaskoczony. Weźmy choćby trzy „pierwsze z brzegu” przykładowe zagadnienia, o których istocie nie miałem większego pojęcia zanim nie doczytałem tego u Konopczyńskiego. Po pierwsze, zaskoczyło mnie ogromne zagadnienie związane z dyplomacją i polityką zagraniczną, od których w 99% zależało ewentualne powodzenie konfederacji oraz czym głównie zajmowało się ścisłe kierownictwo, tak zwana Generalność. To dopiero był węzeł gordyjski do rozwiązania i „sprawa Polski” zawisła na szali widzimisię Europy. Pokładanie płonnych nadziei w delikatnych aliansach na europejskich dworach, okazało się gwoździem do trumny i zawiodło na całej linii. Ponoć prawdą jest, że cesarzowa Austrii Maria Teresa szczerze płakała nad naszym losem, jak z obrzydzeniem podpisywała akt I Rozbioru Polski… Po drugie, dowiedziałem się, że Konfederacja Barska to nie było to powstanie ogólnonarodowe w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Uczestnicy przystępując do walk w ramach konfederacji mieli najróżniejsze pobudki i często nie była to wcale walka o niepodległość narodu. Dużo było w tym wszystkim polityki, lokalnych układów, które często brały górę na patriotycznymi postawami. Jednak największe zdziwienie wywołał u mnie sam przebieg walki zbrojnej. Miałem w głowie zupełnie inny obraz, a tu okazało się, że tak naprawdę była to pięcioletnia wojna podjazdowo-partyzancka prowadzona i kierowana przez drobną szlachtę w dość przypadkowy sposób, w wielu miejscach kraju, ale w różnym czasie. Najdziwniejszy był dla mnie właśnie ten brak koordynacji działań zbrojnych oraz wyjątkowo mizerna siła wojskowa, jaką dysponowali patrioci. Jeśli ktoś się spodziewa, że było to pospolite ruszenie na panoszących się u nas Moskali, to bardzo się zdziwi. A być może również zasmuci, kiedy uświadomi sobie, jak to wówczas beznadziejnie wyglądało. A przecież mieliśmy wówczas jeszcze teoretycznie wolny kraj i granice niemal od morza do morza. Uderzyła mnie w serce ta ogólna bezsilność w obliczu niezbyt licznego wroga, którego ni jak nie udawało się naszym pokonać. Być może dla wielu z czytelników są to dobrze znane zagadnienia, ale dla mnie wcale wszystko nie było takie jasne. Rozumiem, że czasem można było sobie lokalnie nie dać rady z zawodowym oddziałem kilku tysięcy Rosjan. Ale żeby tyle razy z nimi przegrywać i nie potrafić zebrać liczniejszego wojska by ich w końcu rozbić. Trudno mi było to sobie wyobrazić jak to w ogóle było możliwe i zdałem sobie sprawę jak wiele wysiłku i krwi poszło wówczas na marne. Dla tych wszystkich zaskoczeń, polecam przeczytać dzieło Konopczyńskiego ze zrozumieniem i pomyśleć trochę o tym, by wyrobić sobie własne poglądy. Jest tam naprawdę wiele obszarów, które mogą okazać się niezwykle interesujące dla miłośników historii szukających powodów późniejszego upadku Rzeczpospolitej. W dwutomowej publikacji, wszystkie te zagadnienia oraz „milion” innych, zostały porządnie zbadane, dobrze udokumentowane i szczegółowo opisane. Wiem, że nie wyrobiłem się z wpisem „na gwiazdkę”, ale i tak polecam zakup tego dzieła. Szczególnie, że niedawno odbył się dodruk i nowa szata graficzna prezentuje się imponująco. Jak widać na ilustracji, znów wykorzystano znane nam obrazy. Jednak tym razem otrzymujemy do rąk nie tylko kolorową okładkę do podziwiania, ale również setki stron wartościowego tekstu. Gorąco zachęcam do włączenia tej pozycji do swojej biblioteczki. Poniżej mapa pokazująca skalę działań wojskowych podczas konfederacji.
I skoro już wskazałem i poleciłem dobre źródło wiedzy na tematy związane z konfederacją, to wypada mi również wskazać inne alternatywne możliwości. W XXI wieku dysponujemy przecież internetem, a tam również można znaleźć sporo wartościowych materiałów z rzeczową charakterystyką omawianego okresu.  Teraz właśnie chciałbym zachęcić czytelników bloga do obejrzenia i wysłuchania dwóch krótkich filmików, na których uznani specjaliści w interesujący sposób opiszą jak oni widzą wydarzenia w okresie 1768-1772. Warto tego posłuchać, by wyrobić sobie wstępny pogląd. Pierwszy z nich to, krótki fragment programu Portalu Muzeum Historii Polski, w którym w ciągu 5 minut, profesor Zofia Zielińska przekazuje najważniejsze informacje o konfederacji i formułuje moim zdaniem obiektywne tezy, na temat roli króla oraz konsekwencji przegranej walki. Szczególnie wartościowe jest spojrzenie na rolę średniej szlachty.


A teraz drugi materiał. Tym razem będzie to 15-minutowa produkcja Grzegorza Gajewskiego pod tytułem „Za wiarę i niepodległość – Konfederacja Barska”. To nieco szersze i bardziej szczegółowe spojrzenie na sytuacje początkowych lat rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego, w którym dr. Krzysztof Bauer w interesujący sposób rzuca silny snop światła na przyczyny, przebieg i skutki konfederacji. Będzie fragment o królu i jego nowych monetach, więc bardzo polecam J.

Mam nadzieje, że czytelnikom bloga spodobały się te relacje i przy okazji sięgną po któreś ze wskazanych źródeł by już we własnym zakresie pogłębić wiadomości na ten niezwykły temat. Zanim zakończę dzisiejszy tekst, to mam jeszcze dwie niespodzianki. Pierwsza z nich to komiks. Gatunek, który dawniej był kierowany do najmłodszych czytelników, jednak przez 30 lat świat się zmienił i dziś ta forma przekazu trafia już raczej jedynie do nieco starszych. Generalnie taki komiks o Konfederacji Barskiej rzeczywiście istnieje. Oto ilustracja z okładką na dowód.
Niestety nie znam tej pozycji, ale z tego, co widzę na okładce, to autor skupił się na epizodzie krakowskim. Znam te dzieje dość dobrze z książki Konopczyńskiego. To w gruncie rzeczy jedna z najdramatyczniejszych historii, w której obok bohaterstwa konfederatów i patriotycznych postaw mieszkańców Krakowa,  mamy ogromny dramat ludności cywilnej, która zapłaciła ogromną cenę za upadek zbuntowanego miasta. Barbarzyństwo, jakim popisali się Rosjanie w zdobytym Krakowie, jest moim zdaniem jednym z wielu przykładów na to, że są między naszymi narodami sprawy, których nie sposób zapomnieć. Ale, żeby nie było tak poważnie. To odchodzę od wątku krakowskiego i na potrzeby bloga, sam zmajstrowałem komiks. Oto 1 cześć J.
Będą uczniem szkoły podstawowej nr 15 w Bydgoszczy uwielbiałem komiksy i dobrze pamiętam jak wielokrotnie stałem w kolejkach do kiosku RUCH-u na ulicy 11 Listopada (dawniej 22 Lipca) by zakupić nowy zeszyt z obrazkami. Teraz dość swobodnie połączyłem obrazki z Kajko i Kokosza dostępne w internecie i dopasowałem je do tego, żeby z grubsza opisywały przebieg Konfederacji Barskiej. Trochę to nieudolne, ale na potrzeby mojej strony uznałem, że …się nada J.  Teraz obrazek z drugą częścią historyjki.
Z tym Kościuszką na koncu komiksu, to oczywiście taki skrót myslowy. Przyszły bohater spod Racławic nie brał udziału w tej konfederacji, gdyż w tym okresie dopiero studiował w Szkole Rycerskiej i wiekszość czasu trwania konfederacji spedził akurat na stypendium za granicą. Mam oczywiście świadomość niedoskonałości mojej historyjki i tego, że korzystając z ilustracji Janusza Christy można by pokusić się by z tego materiału zrobić „zawodowy” komiks. Może ktoś z czytelników ma więcej czasu i talentu, i pokusi się o lepszą wersję. Jeśli tak, to z chęcią użyje jej w którymś z kolejnych wpisów o monetach bitych w okresie trwania konfederacji.

Ostatnim wątkiem tego wpisu jest powrót do rzeczywistości. Dzisiejszym tekstem chciałem pokazać, że polscy patrioci w II połowie XVIII wieku nie mieli łatwego życia. Walczyli z potężnym i okrutnym wrogiem, nie byli dość dobrze do tej walki przygotowani i zorganizowani a dodatkowo, znikąd nie mogli liczyć na realną pomoc. W dzisiejszych czasach pozornego dobrobytu, trudno o podobną refleksję. Jednak, kto zna dobrze historię naszego kraju, to dostrzega cienie podobnych zagrożeń również obecnie. Można odnieść wrażenie, że szczególnie w ostatnich latach otrzymujemy dość jasne przesłanki na to, że oto znów budzi się rosyjski imperializm i nadchodzą niespokojne czasy. Jak to się wszystko skończy trudno wieszczyć, jednak wiedząc, że historia lubi się powtarzać można sobie wyobrazić pewne scenariusze… Dopóki jest względny spokój, to uważam, że warto sobie podstawowe sprawy związane z tym zagrożeniem rozkminić i rozważyć we własnym sumieniu. Główne pytanie brzmi - co zrobię, jeśli dojdzie do zaognienia sytuacji na wschodzie i realnego zagrożenia niepodległości Polski? Sadzę, że warto sobie zadać takie pytanie i przy okazji okresu świątecznego dobrze przemyśleć odpowiedź. Wydaje się, że są dwie dominujące możliwości. Czy nie dbam o to i wyjadę gdzieś na zachód chroniąc życie, rodzinę, majątek? Czy zostanę na miejscu i stawię czoła ewentualnemu zagrożeniu? A jeśli tak, to jak się do tego dobrze można przygotować?

Zawsze chciałem poruszyć ten wątek na blogu i dzisiejszy wpis o patriotycznym zrywie szlachty dał mi wreszcie odpowiedni powód. Ja rozpatrzyłem ten dylemat w swoim sumieniu i deklaruję, że zostanę w kraju by go bronić. Mam zresztą już gdzieś w Wesołej przydzielonego Leoparda 2 A5 wraz z załogą, więc nie wypada mi nawet myśleć inaczej. Jednak wszystkim młodszym patriotom, którzy nie mieli okazji służyć w wojsku chciałbym bardzo zareklamować nowe możliwości. Biorąc między innymi przykład z Konfederacji Barskiej, ale również z innych zrywów narodowych i walk partyzanckich, bliska jest mi idea obronna bazująca na silnych, dobrze zorganizowanych i licznych punktach oporu lokalnej społeczności. Tego zabrakło konfederatom w 1768 roku, tego również nie było ostatnio na Ukrainie i tajemnicze „zielone ludziki” krok po kroku, bez większego oporu opanowały im newralgiczne miejsca. To nie może się powtórzyć u nas. Jestem zwolennikiem Wojsk Obrony Terytorialnej, które aktualnie formują się w naszym kraju. Młodzi, dobrze wyszkoleni i wyposażeni obrońcy, znający teren i lokalne warunki będą ogromnym wsparciem dla zawodowej armii i …realnym ”wrzodem na dupie” dla każdego najeźdźcy. Nie zapomnijmy również o licznych możliwościach, jakie daje służba w wojsku i zadaniach WOT w okresie pokoju. To idealne miejsce dla osób chcących w życiu czegoś więcej niż tylko konsumpcja.   Blog o monetach to może nie jest idealne miejsce do budowania patriotycznych postaw społeczeństwa, ale nie mam nic innego i jak partyzant użyje tego, co akurat mam pod ręką. Rekomenduję by bez względu na płeć, poglądy czy wykształcenie, rozważyć swój udział w nowej formacji. A jako, że mamy wiek 21 to oczywiście pod tekstem, poniżej znajdzie się i drobna reklama J.


Trwa nabór do WOT, więcej informacji znajdziecie w swoim WKU lub alternatywnie na stronach https://terytorialsi.wp.mil.pl/ oraz http://mon.gov.pl/obrona-terytorialna 

I tym optymistycznym akcentem, kończę dzisiejszy tekst. Wpis, w którym chciałem zainteresować czytelników Konfederacją Barską, jako niezwykłym i złożonym wydarzeniem z początkowego okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Idąc na skróty, z dzisiejszych informacji można by wywnioskować, że to właśnie król był głównym powodem buntu szlachty z roku 1768.  Niepokoje rozpoczęły się przecież przy jego udziale na sejmie repninowskim, gdzie Rosjanie swoim traktatem o protektoracie nad Rzeczpospolitą, chcieli ukrócić niezależność króla i robili wszystko żeby skłócić go z poddanymi. A powstanie szlachty praktycznie upadło również przez niego, gdyż dał się porwać, co oburzyło sąsiednie dwory królewskie, które wycofały się z milczącego poparcia dla konfederatów. Taka ocena, to oczywiście ewidentna ściema i dopiero po zapoznaniu się z obiektywnymi źródłami każdy będzie w stanie wyrobić sobie własne zdanie. A kto chce poznać ten okres naprawdę dobrze, to jeszcze raz zachęcam do sięgnięcia po Konopczyńskiego. Do wybranych wydarzeń będę jeszcze czasem wracał podczas opisu monet bitych w tym okresie.

Niech jak najdłużej panuje pokój na świecie i dobrobyt w kraju nad Wisłą. Zróbmy wszystko żebyśmy nie musieli jeszcze raz przezywać tego, co nasi antenaci. Jak by nie było, to jednak zawsze warto być gotowym i mieć wyrobione zdanie oraz przygotowane procedury, gdyby miało się to zmienić. To tyle na dziś, dziękuję tym, którzy wytrwali aż do tego momentu. Życzę wszystkim czytelnikom: Zdrowych i Rodzinnych Świąt oraz Spełnienia Marzeń w Nowym Roku. Kolejny wpis dla kontrastu, będzie wyłącznie o monetach J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje, dane i zdjęcia ze źródeł wymienionych w tekście oraz wyszukanych w internecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz