sobota, 4 listopada 2017

Falsyfikaty, kopie i repliki talarów SAP, czyli „nefrytowa zaraza” ze zbiorów po dziadku kolekcjonerze.

Cześć, dzisiaj kolejna odsłona cyklu poświęconego fałszerstwom, podróbkom, kopiom i replikom srebrnych monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Generalnie wszystko, co nie jest oryginałem będzie dziś w kręgu mojego zainteresowania. Po opisaniu poszczególnych nominałów, zaczynając od najdrobniejszego grosza, dziś czas na najbardziej spektakularną monetę okresu SAP, jaką w II połowie XVIII wieku był talar. W końcu, talar to nie byle co - najbardziej wartościowa obiegowa moneta srebrna wybijana w mennicy warszawskiej. Z jednej strony, to wielka pokusa dla fałszerzy różnej maści chcących szybko zbić fortunę, z drugiej jednak strony – równie wielkie wyzwanie techniczno-plastyczne z uwagi na wyjątkowy kunszt medalierski oraz technikę bicia oryginalnych monet, których podrobienie, w czasach, kiedy były jeszcze w biegu, było prawdziwym wyzwaniem. Przygotowując się do napisania tego artykułu zbadałem ogromną ilość materiału w poszukiwaniu śladów numizmatów, których oryginalność jest dyskusyjna. Od kwerend w muzeach, przez liczny materiał pojawiający się w interecie, przez wcześniejsze publikacje o fałszerstwach, aż po portale z urobkiem z chińskich fabryk podróbek. W efekcie tego przeglądu zgromadziłem najliczniejszy ilościowo materiał spośród wszystkich opisanych dotychczas na blogu nominałów. Monet do pokazania będzie dziś naprawdę sporo, co od razu może świadczyć o tym, że to właśnie tego ten typ monety był przez wieki kopiowany zdecydowanie najczęściej. To, co nas dziś czeka to między innymi fałszerstwa z epoki, najczęściej wytwarzane w formie odlewów. Będzie też kilkanaście późniejszych podróbek wykonanych na szkodę kolekcjonerów. Trzecią, równie liczną grupą zaprezentują się nam również nowoczesne kopie, repliki i podróbki, wykonane w ostatnich latach z różnych materiałów i … pobudek. 

Paradoksalnie, w czasach, kiedy nasz rynek zalewają niskiej, jakości podróbki rodem ze wschodu, dla tej trzeciej grupy monet, które wykonano w ostatnim 50-cioleciu, to właśnie powody, z jakich je wytworzono okazują się kluczowe. Z całą pewnością, bowiem, nie każda kopia czy replika, jaka została kiedyś wykonana i teraz krąży gdzieś po numizmatycznym rynku, została wykonana w niecnym celu. Zapewne nie oszustwo mieli na myśli członkowie Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego, którzy w latach 1965 - 1975 wpadli na pomysł wykonania kopii najcenniejszych i najrzadszych monet polski królewskiej. Monety te były wykonywane w nakładach po około 200 egzemplarzy i rozprowadzane wyłącznie pomiędzy członków towarzystwa. Kopie rodem z PTAiN wykonywano ze srebrzonego i patynowanego bizmutu. Żeby kopie nie były wykorzystywane z złych intencjach, to każdą z monet dodatkowo znakowaną puncą „f”. Nabita litera nie oznaczała oczywiście „f” jak fałszerstwo, tylko było to „f” pochodzące od wyrazu facsimile. O jakiekolwiek złe intencje, trudno jest również posądzać muzealników, którzy powszechnie zlecali tworzenie kopii najcenniejszych numizmatów, w celu ich eksponowania w muzealnych gablotach zamiast oryginałów, które w tym czasie deponowano w bezpiecznym miejscu. Powodowała nimi przecież chęć ochrony cennego zabytku. I tu dochodzimy do meritum. Z technicznego punktu widzenia kopie monet często nie wykazują żadnych widocznych różnic względem falsyfikatu. To właśnie intencja powstania tych monet jest głównym wyróżnikiem, do jakiej podgrupy zaliczymy dany nieoryginalny wyrób. Można uznać, że przed pojawieniem się wschodnio-chińskiego zalewu podróbek, kopie tworzono z pozytywnych intencji, z myślą o propagowaniu numizmatyki i ochronie zbiorów. Ta idea niestety dziś się zdezawuowała i nie wytrzymuje XXI wiecznych realiów. Do gry w kopie włączyły się inne podmioty, czując zarobek na tego typu produkcjach.

Nie trzeba szukać daleko, więc idźmy dalej i zobaczmy jak te intencje się powoli zmieniały. XX-wieczna Mennica Warszawska jest kolejnym źródłem produkcji nieoryginalnych monet historycznych. W dalszej części pokaże kilka ich wyrobów, w tym doskonale znaną replikę talara 1766, którą wybito na uczczenie 200 rocznicy istnienia zakładu. Trudno ganić mennicę za to, że na swoje święto wybrała akurat jedną z monet swojego założyciela, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jednak mennica już nie była tak „krystaliczna” jak dwa wcześniejsze przykłady. Mennica nie poprzestała na jednej próbie, gdyż wyczuła koniunkturę i zaczęła bez ładu i składu wybijać repliki monet SAP sprzedając je kolekcjonerom ze znacznym zyskiem. Czemu miały służyć kolejne serie replik monet Poniatowskiego, trudno dziś odgadnąć. Zapewne są na ten temat jakieś oficjalne dane, jednak należy być świadomym, że głównym motorem przedsiębiorstwa był zysk na sprzedaży i tak na ten fakt należy spojrzeć.  Ok mennica zarabiała czcząc swojego założyciela, jednak z żadnym stopniu nie zamierzała wprowadzać w błąd miłośników monet Poniatowskiego i nigdy nie twierdziła, że ich repliki to oryginały ze stempla Holzhaeussera. Może i tak, jednak moim zdaniem, produkując nowoczesne błyskotki służące wyłącznie do kolekcjonowania, skutecznie wypaczała idee numizmatyki, wytwarzając produkt zastępczy. Produkt łatwo osiągalny do pozyskania, czym odciągała całe rzesze młodych miłośników monet od poznania prawdziwej numizmatyki królewskiej. Jak dla mnie, w ostatnich dziesięcioleciach Mennica Warszawska nie ma żadnych powodów do dumy. Z zakładu z historią, stała się nowoczesna firmą nastawiona na zysk za wszelka cenę. Nie zdziwiło mnie, więc, że zamknięto na głucho Salę Gabinetu Numizmatycznego a wzięto się za deweloperkę i w na działce na ulicy Żelaznej buduje się apartamentowce i biura. Jednak to nie mennica będzie dziś „głównym daniem” na blogowym grillu. Osobnym przykładem, wymagającym swojego akapitu w dzisiejszym wpisie jest działalność bardzo dobrze znanego miłośnikom monet, szczecińskiego wydawnictwa Nefryt należącego do Janusza Parchimowicza. Tytuł dzisiejszego wpisu, inspirowany został właśnie przemyśleniami na ten temat. W dalszym fragmencie będę się czepiał nieco, tej nierozsądnej i w efekcie szkodliwej działalności tego podmiotu.  Jak widać na ilustracji poniżej, to właśnie temu przedsiębiorstwu, osobiście przypisuje decydujący udział w wywołaniu powszechnej zarazy, która na naszym rynku numizmatycznym przejawia się wysypem kopii talarów z okresu Polski Królewskiej. Więcej o tym będzie dalej… 
To właśnie znany znawca numizmatyki i autor poczytnych publikacji, Janusz Parchimowicz oraz jego wydawnictwo „Nefryt”, postanowili nie patrzeć bezczynnie na rodzącą się dziwaczną modę na repliki monet historycznych bitych w mennicy. W tym celu, w latach 2005 - 2010 wyprodukowali całkiem nowy produkt kolekcjonerski, w postaci przekrojowego zestawu kopii „grubych” monet z okresu polski królewskiej. Oryginały tych numizmatów są z reguły rzadkie i niedostępne dla nawet średniozamożnego miłośnika monet, stąd postanowiono stworzyć kompletny produkt, ukazujący piękno dawnych polskich talarów wraz z całą infrastrukturą ułatwiająca ich kolekcjonowanie. Aby słowo ciałem się stało, słowackiej mennicy Kremnica zlecono przygotowanie stempli i wybicie setu zawierającego 32 egzemplarze srebrnych kopii polskich talarów w limitowanym nakładzie 1000 kompletów. Do produkcji użyto srebra próby 0,925. Każda moneta posiada na rancie wybity numer serii a na awersie dodano wypukłe oznaczenie z literą „K”, co oznacza kopie. Tak przygotowane komplety wraz z albumem do kolekcjonowania, kartami opisującymi poszczególnych władców i ich numizmaty zalały sklepy internetowe i aukcje znajdując całkiem wielu zwolenników. I pewnie można by nad tą inicjatywą przejść do porządku dziennego lub nawet jej przyklasnąć. Ot biznes dochodowy jak każdy, a do tego ciekawa forma z pewną wartością edukacyjną. Jednak historia nie znosi próżni i bardzo często z biegiem czasu dobre intencje zamieniają się w koszmar. W naszym przypadku, produkcja talarów Parchimowicza (jak nazywają je w aukcjach) zmieniła obraz polskiego handlu monetami i dało początek powszechnej zarazie falsyfikatów.

Problem pojawił się na dobre w kilka lat po tym, jak za sprawą wydawnictwa Nefryt, w krajowym handlu nagle pojawiły się nieźle wykonane kopie monet, które nie są łatwo dostępne w oryginałach. Ten fakt wykorzystali różnej maści fałszerze, którzy na ich wzór rozpoczęli produkcje falsyfikatów tych kopii.  Przy okazji czasem nawet rezygnując ze specjalnego oznaczania monet literą „K” i w ten sposób upodobniając je do oryginałów. Kolejna fala produkcji podróbek, nie poprzestała jednak na tym i dodatkowo starano się zastosować odpowiednie stopy metali, by fałszerstwa były bardziej podobne do oryginałów. O talarach Parchimowicza pamięta już mało, kto. Komplety srebrnych monet spoczywają zapewne na godnych miejscach u amatorów tego typu numizmatów. Jednak fali chińskich podróbek już nie uda się zatrzymać. Dzisiaj każdy może wejść sobie na największy portal aukcyjny i porównać oferowane tam fałszywe monety, które w przemysłowych ilościach są produkowane, sprowadzane i sprzedawane w kraju, do ich szczecińskich pierwowzorów. Nie ulega wątpliwości, że to bezpośrednie pokłosie inicjatywy firmy Janusza Parchimowcza. Porównując asortyment fałszywych kopii, jaki pojawia się w handlu moneta po monecie, możemy zyskać pewność, że w Azji nie trudnią się prawie wcale fałszowaniem polskich talarów. Oni biją kopie replik, które wcześniej sami Polacy oficjalnie zamówili i wybili sobie w Kremnicy. I tak, jeśli dołączymy do tego próby sztucznego postarzania i patynowania tych podróbek oraz jeśli dodamy „specyficzne” opisy aukcji, na których są oferowane uzyskamy właściwy obraz rynku w okresie zarazy. Obraz, na którym występuje znaczna ilość pseudo-biznesmenów, którzy za 5-10 złotych są skłonni oszukać niedoświadczonych miłośników monet wypisując na aukcjach niestworzone historie o pochodzeniu sprzedawanych numizmatów. A są to historie niezwykłe. Najczęściej te kopie są opisane, jako monety, których oryginalność nie jest pewna, a które pochodzą od zmarłych kolekcjonerów, dziadku kombatancie czy też, jako przypadkiem znalezione na starym strychu. Zdążają się tez nawet pseudo-firmy numizmatyczne zaangażowane w dystrybucje wszelkiego rodzaju kopii. Z opisów ich aukcji można wysnuć wniosek, że istnieje wielka grupa kolekcjonerów, która do zbioru włącza nowoczesne repliki w zamian monet oryginalnych, na których nigdy ich nie będzie stać. Uważam jednak, że to wygodna wymówka firm sprzedających to badziewie i praktyce, taka grupa kolekcjonerów nie istnieje (wyjątki się pewnie zdarzą). Jaki bowiem może być sens, kupienia kopii za 2zł i włączenia jej do zbioru? Czy to ma imitować oryginał za 100 000 złotych? Jakoś nie wierze, że są miłośnicy numizmatyki budujący kolekcje w ten sposób. Ta niezrozumiała praktyka, jest obecnie naszą aukcyjną codziennością. Jednych to śmieszy, innych straszy, mnie jedynie brzydzi. I stąd pomysł na tytuł dzisiejszego wpisu. Nefrytowa zaraza, brzmi całkiem spoko i może to określenie się przyjmie J. Poniżej jako przykład, zestaw kopii talarów z Nefrytu zestawiony z kilkoma z setek aktualnie trwających aukcji, na których oferuje się podróbki. Ilustracja w typie znajdź 2 różnice L.
Koniec grilla. Zanim przejdę do opisu nieoryginalnych talarów SAP, wypada mi się jeszcze zgodzić z wnioskiem Jerzego Chałupskiego zawartym w dość historycznym artykule z początku wieku. Pan Jerzy wnioskuje w nim, żeby „uczciwe kopie” były wykonywane wyłącznie z metali nieoryginalnych oraz posiadały nieusuwalne oznaczenia. Ta myśl jest cały czas aktualna, bo jak widać po działaniach Mennicy Warszawskiej, wydawnictwa „Nefryt”. Skarbnicy Narodowej (ci to dopiero przeginają…) i innych firm wprowadzających na nasz rynek repliki i „oficjalne kopie” – bardzo łatwo idzie wykorzystać te monety, jako surowiec do tworzenia ich fałszywych bytów. Czy samo niezniszczalne oznaczenie kopii wystarczy, żeby nikt nie pomyślał, że oferowane okazyjnie monety są oryginalne? Pewnie nie. Brak wiedzy u przypadkowych kupców oraz bezkarność paserów oferujących „te cudaki” sprawia, że stale na aukcjach internetowych pojawiają się kolejne, co raz to nowe podrobione monety. Taki mały apel, na koniec tego akapitu. Może by tu, w wolnej chwili, „dobra zmiana” jakoś zadziałała i ukróciła te praktyki? Mr. Ziobro do you hear me now? J.

A teraz już koniec gadania i wracam do monet. Skoro do pokazania jest ich tak wiele (sam jeszcze nie wiem ile ich będzie) to w celu systematyzacji będziemy poruszali się rocznikami. Zaczniemy od wszelkiego rodzaju podróbek monet z roczników bitych na początku panowania Poniatowskiego i zgodnie z kalendarzem będziemy poruszali się aż do roku, 1795 w którym to wybito ostatnie talary SAP.  Ponieważ zdjęcia z mojego bloga, pokazują się potem w ogólnodostępnej sieci, zdecydowałem, że nie powinny istnieć sobie bez kontekstu i dla pewności wszystkie oznaczyłem słowem COPY. Na początek na nasz warsztat bierzemy próbne talary z lat 1765 – 1766.

ROCZNIK 1765

1765.1) PRÓBNY TALAR MORIKOFERA – występuje na rynku w licznych kopiach. W oryginale ekstremalnie rzadki, od zawsze budził zainteresowanie miłośników monet i fałszerzy. Pisałem o tej monecie dużo więcej w październiku, zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. Poniżej kilka przykładów nieoryginalnych produkcji. Na dobry początek seria trzech kopii próbnego talara, pochodzące ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Opis monet zgodnie z danymi sygnowanymi przez kustosza Annę Bochnak.

1765.1a) XX-wieczny odlew wykonany ze stopu metalu koloru srebrnego. Waga 34,66g ; średnica 42,6mm; grubość 4,5mm. W sieci dostępne tylko zdjęcie awersu. Całkiem udana robota. Szczególnie portret i rysy Poniatowskiego oddane bardzo dokładnie. Gorzej z liternictwem w napisach otokowych, które wykazuje standardowe cechy niezbyt dokładnego odlewu. 

1765.1b) Kolejna próba bardzo podobna do poprzednika. Nic dziwnego, gdyż to kolejny XX-wieczny odlew z bardzo podobnego stopu metalu koloru srebrzystego. Waga 34,42g; średnica 42,6mmm i grubość 4mm. Identyczna średnica i bardzo zbliżona waga może sugerować o wspólnym źródle pochodzenia obu odlewów. Analizując zdjęcia, dostrzegalne różnice są subtelne. Jeśli miałbym je jakoś określić, to zwróciłbym uwagę na minimalnie gorsza jakość tła w pozycji 2b. Pozostałe szczegóły są niemal identico.

1765.1c) Trzecia moneta z MNK jest już bardziej odmienna. I tym razem mamy do czynienia z XX-wiecznym odlewem, jednak w tym przypadku za surowiec posłużył inny stop metalu, określony przez muzeum, jako ołów i/lub cyna. Jak widać na zdjęciach poniżej, wybór materiału ma wielki wpływ na upodobnienie kopii do oryginału. Problem, jaki napotkał fałszerz to prawdopodobnie technologia, gdyż o wiele łatwiej było mu wykonać odlew w bardziej plastycznych i miękkich metalach. Jednak utrata, jakości jest aż nadto widoczna. Moneta ma średnicę 42,4mm, waży 28,42g a jej średnica wynosi 4mm.

1765.1d) Pozostając jeszcze przez chwile w kręgach muzealnych, chciałbym zaprezentować odlew będący w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Tym razem mamy do dyspozycji zdjęcia obu strony monety. To, co zapewne rzuca się w oczy, to sporo gorsza jakość wykonania niż kopie krakowskie. Tu również mamy do czynienia z odlewem, którego surowcem był materiał koloru srebrzystego, jednak jak widać technika, jaką posługiwał się ten konkretny fałszerz była daleka od ideału. Metal jest bardzo jasny, wygląda jak wypolerowane aluminium. Zastrzeżenia można mieć praktycznie do każdego elementu, od nieudanego i niespójnego tła, koślawych liter w napisach aż po niewyraźne rysunki. Szczególnie rewers z herbami wygląda naprawdę kiepsko. Na żywo jest jeszcze gorzej J.

1765.1e) Kolejna moneta pochodzi z rynku numizmatycznego. To akurat całkiem udana kopia wykonana metodą odlewu w srebrze. Sprzedana na aukcji WCN w 2005 roku za kwotę ponad 2,5 tysiąca złotych. Waga talara 38,04g. Cena robi wrażenie. Zapewne zrobiła też je na kierownictwu wydawnictwa „Nefryt” oraz na całej reszcie próbujących swoich sił w fałszerskim fachu.
1765.1f) Tym razem będzie to kopia, której zdjęcie zamieszczono w 107 numerze Gdańskich Zeszytów Numizmatycznych w 2012 roku. Tam w artykule poświęconym właśnie fałszerstwom monet SAP, autor Zbigniew Kutrzeba podzielił się swoja wiedzą i fotografiami fałszywych monet ze swojego zbioru. Dzięki temu właśnie wiem, jak wyglądała kopia próbnego talara Morikofera, która została wybita na zlecenie Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego, poprzednika dzisiejszego PTN. Poniżej prezentuje to zdjęcie.
Niestety w tekście nie ma wielu informacji na temat samej monety. Wiemy tylko tyle, ze została wykonana w latach 60-tych XX wieku. Cecha charakterystyczną tej kopii, jest wklęsła litera „f” (skrót od facsimile), którą oznaczono rewers (na godzinie 5.30, obok litery „U”). 

1765.1g) Kolejna moneta, to znów współczesna kopia, jak poprzednie wykonana technika odlewu w srebrze. To, co wyróżnia tą produkcje to dwie ważne cechy. Po pierwsze na awersie znajduje się punca „Pilawa” rodu Potockich oraz na rewersie nabita została litera „f”. Kopiowanie tak rzadkiej monety, oznaczanie jej wyjątkową dla numizmatyków puncą Potockich oraz literą „f” (na godzinie 6.30, obok litery „L”), może sugerować, że jest to kolejna moneta z wyżej wspomnianych wyrobów, produkowany w latach powojennych na zlecenie PTAiN. Również bardzo dobrze wykonane, przepolerowane tło, wskazuje, że nie jest to jakiś garażowy wyrób. Moneta pokazana została w 2013 roku na forum TPZN.pl stąd wiemy, że waga tego odlewu to 33,85g oraz to, że moneta pokryła się ładną, prawdopodobnie naturalną patyną.

1765.1h) Po tych wszystkich „pięknych” kopiach czas na dalekowschodnie produkty kultury masowej. Aktualnie, na co 2 aukcji podróbek, możemy spotkać kopie o średnicy 40mm, wadze około 21g, którą przyciąga magnes J.
Na rynku występują też bardziej błyszczące kopie, które są (zdaniem sprzedawców) platerowane srebrem. Tak przynajmniej wynika z opisów aukcyjnych, ja jednak tego nie próbowałem…i nie rekomenduję tego nikomu. Akurat tak wyszło, że chińskie podróbki oznaczone zostały litera „g” jak gówno. Przypadek? Nie sądzę J.

Pierwszy rocznik i pierwszy talar za nami. Do opisania znanych mi monet potrzebowałem aż 8 zdjęć a i tak mam tę świadomość, że kopii na rynku istnieje zapewne sporo więcej. W dalszym ciągu zostajemy w otoczeniu talarów próbnych SAP i zmieniamy rocznik na 1766.

ROCZNIK 1766

1766.1) PRÓBNY TALAR PINGO – Drugą monetą do analizy na blogu, będzie próbny talar londyńskiego medaliera Thomasa Pingo. Sporo o tej monecie napisałem w ubiegłym miesiącu i pewnie dziś też będzie jeszcze okazja żeby wspomnieć o prawidłowym nazewnictwie tego numizmatu. Co do zasady ta moneta, wydaje się być rzadsza niż próba Morikofera. Ta wiedza znana była znawcom numizmatyki już w XIX wieku, stąd pierwsza próba fałszerstwa datowana jest właśnie w tym okresie. W naszych czasach, bardziej znany jest fakt, że oryginał próbnego talara Pingo wystąpił na 1 Aukcji Pawła Niemczyka i został wówczas sprzedany za grubo ponad 600 tysięcy złotych. Czym oczywiście wzbudził ogromne zainteresowanie środowiska miłośników monet. Jak więc tego faktu nie uczcić… jakąś śliczną repliką J. 

1766.1a) Zacznijmy od najsławniejszego z polskich fałszerzy monet historycznych, czyli Józefa Majnerta. Ten urodzony w roku 1813, syn medaliera mennicy warszawskiej, Gotfryda Majnerta z całą pewnością odziedziczył talent po ojcu. Po ukończeniu Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego w 1830 roku znalazł zatrudnienie, jako pracownik tej samej mennicy. Gdzie pod kierownictwem ojca rozwijał swój talent w rytownictwie stempli i medalierstwie by stać się cenionym artystą i pracownikiem. Jak to się stało, że zszedł z dobrej drogi i „po godzinach” parał się produkcją kopii najrzadszych polskich monet, to długa historia, na którą dziś nie mam miejsca. Nie będę, więc kontynuował opowieści i skupie się jedynie na monecie z okresu SAP. Fałszerz większość swoich podróbek bił stemplami "ciętymi od ręki", a jedynie około 1/3 stemplami będącymi odlewami oryginałów. Monety bite stemplami ciętymi są dosyć łatwe do odróżnienia od prawdziwych, jednak inaczej jest ze stemplami z odlewów.  Majnert robił wyjątkowo udane produkcje, gdyż „po godzinach” miał do dyspozycji całe techniczne zaplecze warszawskiej mennicy, stąd czasami jego „dzieła” są naprawdę zaawansowane pod względem technicznym i nie ustępują wiele oryginałom. Próbny talar Thomasa Pingo z 1766 roku, który znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, na tym tle nie jawi się jednak, jako udana produkcja. Raczej nie mógłby reklamować wyjątkowych talentów fałszerza. Na początek zdjęcie wykonane przez autora podczas kwerendy w MNW.
Jak widać na zdjęciach, talar Mainerta jest wiernym odwzorowaniem oryginału, stąd wydaje się być wykonany stemplem wytworzonym z odlewu. Moneta pokryta jest wiekową patyną, więc trudno jest sprawdzić, czy w naturze była równie srebrzysta, co oryginał sprzedany na aukcji. Na pierwszy plan wychodzą jednak dwie podstawowe niedoróbki związane z technologią wykonania stempla. Po pierwsze jak widać na rewersie narzędzie nie wytrzymało nacisku podczas bicia i pękło. Rysa idąca przez cały rewers świadczy o tym, że stemple praktycznie nie nadawał się już do fałszerskiej produkcji kolejnych podróbek. Druga cechą jest bardzo płytkie bicie. O wiele bardziej płaskie względem oryginału. Jeśli złożymy te płytkie bicie a tym, że stempel i tak tego nie wytrzymał, to możemy sobie wyobrazić, na jakie trudności napotkali nawet uzdolnieni fałszerze w doskonale wyposażonych warsztatach.

1766.1b) Kolejna próbą będzie odlew, którego źródłem jest publikacja ze strony ruiny i zamki.pl. Tym razem mamy do czynienia z odlewem wykonanym z żelaza. Stąd pewnie te niezbyt oryginalne wartości krążka jak średnica 41,4mm i waga 17,65g. Jakość zdjęcia nie jest najwyższa, stąd wnioski pozostawiam czytelnikom.

1766.1c) Trzecim przykładem będzie replika próbnego talara Thomasa Pingo, jaką w 2012 roku wybiła sama Mennica Polska w Warszawie. Oczywiście oficjalnie moneta została nazwana „talarem Morikofera”, gdyż kilka lat temu jeszcze nie przebijała się informacja, że to nie szwajcar jest twórcą tej próby. Replika wybita została ze srebra próby 0,925 w limitowanym nakładzie 500 egzemplarzy. Moneta ma średnicę 40mm a jej katalogowa waga wynosi 36,4g. Każdy numizmat posiada indywidualną numerację na rancie, zgodną z numerem certyfikatu. Tak swój towar zachwala sam producent: „Całość zapakowana jest w eleganckie, drewniane etui, tworząc ekskluzywny walor kolekcjonerski będący ozdobą każdej prawdziwej kolekcji numizmatycznej. [źródło: Mennica Polska S.A.]”.
 Jak widać, moneta rzeczywiście wykonana została poprawnie, zastosowano stempel zwykły. Na awersie posiada napis REPLIKA, rok produkcji 2012, oznaczenie mennicy oraz próbę srebra Ag925. To wybitne dzieło medalierskie XVIII wieku sprawia, że mimo tego, iż co do zasady nie pochwalam tego typu produkcji, muszę obiektywnie przyznać, że numizmat robi na mnie dobre wrażenie. Na pewno nie kupiłbym go i nie włączył do zbioru w zastępstwie oryginału, na który mnie nie stać, jednak potrafię docenić dobrze wykonaną pracę warszawskiej załogi.

1766.1d) No i wreszcie próba wykonania podróbki nieznanego „artysty”. Ta moneta również pochodzi z artykułu Zbigniewa Kutrzeby z GZN nr 107. Osobiście uwielbiam tego typu „romantyczne” zmagania człowieka z mennictwem. Trudno zakładać, żeby ten wyrób mógł kogoś wprowadzić w błąd, więc wstępnie zakładam pozytywne powody jego powstania.
Jak widać, jest to taka trochę „wariacja na temat” próbnego talara Thomasa Pingo. Do tego stopnia, że dopiero po napisach otokowych rozpoznałem, „co autor miał na myśli” i która konkretnie monetę chciał uwiecznić w ten sposób J. Z publikacji wynika, że moneta została wykonana również z niebanalnego stopu, gdyż jej waga wynosi 44,68g co prawie dwukrotnie przewyższa ciężar oryginału. Ot, taka fajna ciekawostka, którą chętnie widziałbym w swoim zbiorze. J

1766.2) TALAR PRÓBNY HOLZHAEUSSERA – to kolejny niezwykłej rzadkości numizmat z pierwszego roku bicia talarów za czasów Poniatowskiego. Medalier mennicy warszawskiej Jan Filip Holzhaeusser, wzorując się nieco na próbie Morikofera wykonał własny projekt talara I Rzeczpospolitej z popiersiem królewskim w zbroi. Moneta jest ekstremalnie rzadka, egzemplarz, który znam znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. A teraz kopie tego unikatowego numizmatu.

1766.2a) Sięgamy po pierwszą z kopii monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, pochodzącą z wyżej grillowanego wydawnictwa Nefryt. Moneta jak wszystkie kopie tej serii wybita została w srebrze próby 0,925. Ma średnicę 40mm i wagę około 28g. Charakterystyczna cechą jest liczba wybita na rancie, informująca o numerze kompletu z nakładu wynoszącego 1000 zestawów.
Jak widać na awersie widnieje wypukła litera „K” a na rewersie umieszczono informację o próbie srebra Ag925.

1766.2b) Drugim przykładem będzie jedna z milionów chińskich podróbek, kopii wykonanej przez Nefryt. To właśnie ten typ monety zalał swego czasu polskie aukcje internetowe i w dalszym ciągu jest łatwo osiągalny w handlu. Moneta ta znajduje się w sprzedaży pojedynczej oraz można ją napotkać w praktycznie wszystkich próbach oszustwa polegającego na sprzedaży monet po tzw. „zmarłych kolekcjonerach” i innych tego typu nieuczciwych ofertach wystawionych w sieci. Nefrytowa zaraza w czystej postaci.
I żeby nie było wątpliwości, powyższa moneta to nie żadna kopia, to ordynarny falsyfikat i tak powinna być traktowana. Zdjęcie pochodzi z rosyjskiej strony, na której handluje się hurtowo tego typu monetami. Dla zasady dodam, że krążek ma średnicę 40mm i wagę 25,34g. Jak widać, jakość o wiele niższa niż na kopii Parchimowicza. Generalnie dno i 3 metry mułu.

1766.2c) Na rynku istnieją również nieco lepsze podróbki, których dystrybutorzy podają wagę 25,96. Może to oznaczać, że istnieje więcej niż jedno źródło skąd zaraza rozlewa się na nasz rynek. Poniżej fałszerstwo, które wizualnie wydaje mi się lepsze od poprzednika.
Moneta posiada wszystkie cechy znane z kopii Parchimowicza, jednak mnie wydaje się, że została dodatkowo sztucznie postarzona, co być może ma nadać jej więcej wartości. Wtf?

1766.2d) I na koniec przeglądu podróbek i kopii próbnego talara Holzhaeussera – hit. Prawdziwy „wynalazek” rodem ze Skarbnicy Narodowej. Firmy, która podszywając się często pod wyroby innych, bardziej uznanych mennic, produkuje masowo najróżniejsze świecidełka, które wciska nieświadomym inwestorom i miłośnikom okrągłej biżuterii.
Moneta wykonana z czystego srebra próby Ag999, ma średnicę 40mm i wagę 20g., W jakim celu została wykonana? W jakim celu gości czasem na aukcjach renomowanych firm numizmatycznych? Kasa, misiu kasa… Nic tylko kupować i włączać do kolekcji (żart) J.

1766.3) OBIEGOWY TALAR „ZBROJARZ” - trzecim talarem, jaki był fałszowany na potęgę była obiegowa moneta z 1766 roku. I teraz właśnie jej poświęcimy kilka zdań i kilka fotografii. Talar koronny Poniatowskiego w pierwszym roku bicia i obiegu przedstawiał najbardziej znane wyobrażenie nowego króla, czyli portret w zbroi. To piękna i efektowana moneta, która już w II połowie XVIII wieku była towarem luksusowym, zarezerwowanym w większości dla szlachty oraz kupców handlujących z zagranicą. Żaden prostak, czy inny biedak raczej nie mógł liczyć na dochody wyrażone w talarach, stąd można by zaryzykować tezę, ze większość rodaków w czasach I Rzeczpospolitej nie miała przez całe swoje życie styczności z tym numizmatem. Mimo nakładu wynoszącego jedynie 77 618 sztuk, wiele monet przetrwało w dobrych stanach do dzisiaj, gdyż często były przechowywane na pamiątkę w szlacheckich i mieszczańskich domach. Więcej o tej monecie będzie można poczytać na blogu w kolejnym tygodniu, ponieważ jestem w trakcie pisania 2 części wpisu poświęconego właśnie temu talarowi. Wracając do podróbek. Moneta była trudna do dobrego podrobienia przez fałszerzy w epoce. Nowoczesna XVIII-wieczna mennica warszawska miała wiele trudności technicznych z biciem oryginalnych monet dysponując nowoczesnym narzędziami i maszynami. Co więc przy tej technicznej przewadze mieli począć fałszerze w swoich warsztatach i manufakturach.  O tym przekonamy się już za chwilę…

1766.3a) Pierwsza moneta pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Nie jest to egzemplarz „z epoki”, gdyż zdaniem speców z MNK podróbka została wykonana w XX wieku. Może to oznaczać, że na zadane wyżej pytanie odpowiedź brzmi: fałszerze nie trudzili się w XVIII wieku z podrabianiem tego konkretnego wzoru monety. Nie spotkałem jeszcze fałszerstwa talara zbrojarza z epoki. Nie był to unikalny numizmat, więc nie brali go „na warsztat” XIX-wieczni fałszerze. Stąd skłaniam się ku tezie o znacznie późniejszym, XX-wiecznym pochodzeniu tych produkcji. Wracając do naszej monety, na początek tradycyjnie zdjęcie wyłącznie awersu.
Moneta wykonana została technika odlewu ze stopu metali koloru srebra. Średnica 43mm, grubość krążka 2,1mm i waga 26,25g. Wszystkie te dane generalnie mieszczą się w zakresie wymiarów oryginalnej monety z 1766 roku. Jednak, jeśli produkcja jest XX-wieczna to jedynym rozsądnym powodem jej powstania jest oszukanie jakiegoś poczatkującego kolekcjonera i upodobnienie odlewu do monety poważnie podniszczonej obiegiem. Zapewne dla współczesnych miłośników numizmatyki ostatniego króla elekcyjnego, rozpoznanie cech odlewu w tej podróbce nie nastręcza zbyt wielu problemów. Jednak w pierwszej połowie XX wieku, zapewne nie było to takie łatwe. Nie dysponując odpowiednia bazą zdjęć oryginalnych monet, można było pokusić się o zwiedzenie niejednego amatora monet SAP.

1766.3b) Druga moneta pochodzi z tego samego krakowskiego muzeum. Mekki miłośników numizmatyki królewskiej, znajdującej się w dawnym pałacu hr. Emeryka Hutten-Czapskiego. To bardzo podobna podróbka, pochodząca zapewne z tego samego warsztatu fałszerskiego i pokazuje ja właśnie po to by porównać z poprzedniczką i określić „rozrzut”, z jakim możemy mieć do czynienia badając odlewy. To, że moneta pochodzi z tego samego źródła odczytuje po 4 kropkach umiejscowionych pod litera „S” na górze awersu. Są to identyczne znaki. Jest jeszcze jedna kropka w okolicach litery „A” na godzinie 10, która nie pozostawia już żadnych wątpliwości, co do pochodzenia obu podróbek. Ten sam warsztat z cała pewnością.
Druga moneta, wydaje się być wykonania nieco lepiej jeśli chodzi o tło, które moim zdaniem jest bardziej jednorodne a przez to bliższe monetom bitym stemplami. Jednak z całą pewnością jest to odlew, identycznie jak w poprzednim przypadku. Jednak to, co jest ciekawe znajdziemy w wymiarach. Średnica 42,8 – jedynie minimalnie mniejsza od falsa nr 1. Grubość 2,4mm – jest już zauważalnie większa. I w końcu masa wynosząca 29,47g jest zdecydowanie wyższa od poprzedniczki. Powiedziałbym przesadna, gdyż zdecydowanie przewyższa również oryginał, który w stanie „prosto z mennicy” miał około 28,07g. I tak, niby druga moneta wizualnie jest bliższa oryginałowi i łatwiej można by na nią oszukać kolekcjonera, ale już nie amatora mennictwa SAP wyposażonego w podstawowy instrument, jakim jest waga. Każdy miłośnik monet powinien mieć to na uwadze i stosować, jako pierwsza cecha do sprawdzenia, jeśli pojawiają się wątpliwości lub nieznane jest pochodzenie monety. To są uniwersalne zasady, które rekomenduję do zapamiętania poczatkującym adeptom tego pięknego hobby.

1766.3c) Istnieją jednak nie tylko odlewy lezące na muzealnych półkach. Są również bardzo niebezpieczne monety, z 1766, które są oferowane na aukcjach, jako oryginały. Wiem, co pisze, bo nie dalej jak dwa lata temu sam kupiłem jeden z takich talarów. Na podstawie kiepskich zdjęć z aukcji nie byłem w stanie określić, że to falsyfikat i dopiero zbadanie monety, kiedy miałem ja już w ręku nasunęło mi wiele wątpliwości. Na tyle, że postanowiłem zasięgnąć informacji innych kolekcjonerów i pokazałem monetę na forum dyskusyjnym TPZN.pl. Oto ten egzemplarz, który nie tak dawno znów był oferowany na Allegro.
Pamiętam doskonale moment, w którym wziąłem ja pierwszy raz do ręki. Nawet nie wykonując żadnych pomiarów, odniosłem wrażenie, że „coś jest nie tak” z tym talarem. Metal wydawał się jakiś tłusty w dotyku, zupełnie nie przypominał srebra SAP. Do tego tej niecentryczny kształt, bardziej przypominający jajo niż porządny okrąg. Dziwne były również miejscowe wytarcia awersu, jakby ktoś przede mną już skrobał jej powierzchnie w poszukiwaniu rozwiązania. Po zmierzeniu uzyskałem już pewność, że moneta jest niezłym odlewem wykonanym na szkodę kolekcjonerów. Średnica jajowatości dochodziła maksymalnie do 45mm. Mogło to być co prawda jakieś uderzenie, które pozbawiło ten krążek cech oryginału, jednak nie często spotyka się takie wypaczenia. Kilka miesięcy później spotkałem podobną produkcje w jednym ze sklepów numizmatycznych w Bydgoszczy. Nauczony doświadczeniem nie skusiłem się na w miarę atrakcyjna cenę i poinformowałem sprzedawcę o swoich podejrzeniach. Wydawał się zdziwiony, jednak jak było sam nie wiem. W każdym razie, na własnej skórze udowodniłem, ze przysłowie „człowiek uczy się na błędach” ma dość powszechne zastosowanie w naszym hobby J. Ja już drugiego takiego błędu nie popełniłem. Ale wracając do głównego wątku. Oczywiście nie tylko średnica okazała się dziwna. Waga 29,89g, która jak już wiemy z przykładów powyżej jest zdecydowanie wyższa od oryginału definitywnie przekreślała jej pochodzenia. Do tego doszedł rant, na którym nie było nawet śladów po wzorach, jakim charakteryzuje się oryginalny talar z 1766 pochodzący z warszawskiej mennicy. Jeśli miałbym teraz poszukać jakiegoś rozwiązania zagadki tej monety, to oprócz 99% szans na fałszerstwo napisałbym, ze istnieje, marny 1% szansy, że moneta była wyjęta z oprawy jakiejś biżuterii lub naczynia. Dzięki temu rant jest gładki a moneta cięższa, bo stopiła się z oprawą. Tłusta powierzchnie można by uzasadnić, że to było naczynie do gotowania smalcu, ale to już jest teza na pograniczu prozy SF J. Generalnie monetę oddałem właścicielowi, więc moja nauka nie zabolała, ale sugeruje, aby bardzo uważać i nie kupować monet, których zdjęcia są podejrzanie słabej jakości. To kolejna uniwersalna zasada.

1766.3d) Kolejna moneta, której zdjęcie znalazłem w internecie, na aukcji gdzie przez sprzedawcę została opisana, jako kopia. Tym razem mam tylko awers i całkowity brak wymiarów, gdyż niefortunnie zapisałem sobie tylko samo zdjęcie . Być może ktoś z czytelników podeśle mailem lub w komentarzu więcej danych, jeśli jakieś były. Zdecydowałem się pokazać ten przykład, bo zdjęcie jest bardzo dobre i z samej fotografii trudno jest wyszukać cechy charakterystyczne dla niskiej jakości odlewów. Jeśli to rzeczywiście podróbka, to przyznam, że całkiem niezła.
Na dokładnym zdjęciu widać, liczne rysy w tle. Na 1 rzut oka, ten talar wygląda na mocno obiegowy egzemplarz, jakich na rynku wiele, który został bardzo dokładnie i mocno przeczyszczony. Jednak w większym powiększeniu, pojawiają się nierówności tła oraz drobne wady blachy, których nie spotyka się zbyt często na oryginalnych monetach z tego rocznika. Podsumowując, stwierdzam, że na podstawie tego jednego zdjęcia nie byłbym w stanie wydać obiektywnej opinii. Obraz rewersu i rantu mógłby rozwiać moje obawy i potwierdzić pochodzenie tego krążka. W każdym razie z tego, co odnotowałem był sprzedawany, jako kopia, więc publikuje obraz tego zbrojarza, pozostając jednak w oczekiwaniu na pomoc miłośników monet SAP i licząc na uzupełnienie wiedzy i opisu.

1766.3e) Kolejna moneta to powrót do współczesnych wyrobów mennicy warszawskiej. Tym razem będzie to „oficjalna kopia” wybita w 1794 roku z okazji otwarcia nowego gmachu Mennicy Warszawskiej.
Krążek wykonany został z oksydowanego srebra próby Ag.999. Średnica 40mm, waga 28g. Numizmat wybito w nakładzie 2 tysięcy sztuk. Na awersie podano informacje o próbie, emitencie oraz napis KOPIA. Obecnie spotyka się już w sprzedaży kopie pokryte patyną, które upodabniają się do oryginałów. Oczywiście dla miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego odróżnienie tej kopii nie sprawia żadnego problemu, jednak prawda jest, że odpowiednio spreparowana kopia mogłaby potencjalnie zostać wykorzystana do wprowadzania w błąd jakiegoś mniej obeznanego z tematem amatora numizmatów. W każdym razie uważam, że tylko funkcją czasu jest jak ktoś to spróbuje zrobić. Te monety sporadycznie pojawiają się w sprzedaży, stąd warto obserwować jak z biegiem czasu będą zachodzić na nich zmiany.

To wszystkie kopie z lat 1765-1766 jakie na tę chwilę sobie zarchiwizowałem. Jeśli ktoś z czytelników dysponuje przykładem, którego nie ująłem to chętnie przyjmę wszelkie informacje. Proszę o przesłanie ich do mnie mailem, dostępnym w obszarze „O MNIE”, lub też bezpośrednio w komentarzu pod dzisiejszym wpisem. Obiecuje, że jeśli pojawią się jakieś nowe informacje to umieszczę je w tekście uzupełniając ten artykuł.

My tu sobie gadu gadu… a tu właśnie się zorientowałem, że zapisuję już 24 stronę tekstu w Wordzie. Co w skrócie oznacza, że znów szykuje się jakiś monstrualnie długaśny wpis. Przy okazji policzyłem też dzisiejsze ilustracje – 21 zdjęć, to nawet więcej niż średnia, więc nie ma lipy. Z uwagi na to, że umieściłem dziś wystarczająco wiele danych jak na jeden artykuł, uznałem, że nie będę dłużej testował wytrzymałości potencjalnych czytelników. Zdecydowałem się, więc zakończyć pracę na dziś i przerwać wpis w tym miejscu. Tak się składa, że jest to mniej więcej połowa materiału jaki posiadam a do opisania pozostało mi jeszcze kilkanaście fałszerskich roczników w drodze od 1795. Nie ma więc zagrożenia, nie zabraknie mi danych na napisanie drugiej części i kontynuowanie opowieści o nieoryginalnych talarach SAP w kolejnym wpisie. Planuje, że będzie to pierwszy tekst jaki pojawi się w grudniu.

Na koniec winien jestem jeszcze kilka zdań na temat tytułowej „nefrytowej zarazy”. Do tej pory pokazałem tylko jedną kopie z tego kompletu, następne monety znajda swoje miejsce w drugiej części. Jednak w kontynuacji nie będę już budował opowieści na szczecińskim „Nefrycie”, więc chciałbym ten temat zamknąć jeszcze w tym odcinku.  Muszę ze smutkiem stwierdzić, że „nefrytowa zaraza” niczego nie nauczyła Janusza Parchimowicza i jego teamu. Po takich znawcach tematu można byłoby się spodziewać, że szybko wyciągną właściwe wnioski ze swojej szkodliwej działalności. Okres Poniatowskiego w produkcji kopii rodem z Kremnicy to tylko drobny epizod, kopie talarów okresu Polski Królewskiej to już spory rozdział. Jednak na cały obraz zniszczenia, składają się liczne kolejne inicjatywy „Nefrytu”, zlecające produkcje nowych kopii obejmujących coraz to nowe okresy polskiego mennictwa. To nie jest blog o numizmatyce XIX i XX wieku, jednak trzeba jasno powiedzieć, że szkody, jakie „nefrytowa zaraza” wyrządziła w tych okresach są równie wielkie jak te dziś wspomniane przez mnie. Ogromna ilość chińskich podróbek wzorowana jest na kopiach „Nefrytu”, to bezdyskusyjny fakt, który rzuca długi cień na działalność wydawnictwa, które znamy z tak udanych publikacji jak choćby mój ulubiony katalog monet SAP. Na koniec krótki apel. Nie kupujmy kopii i nie napychajmy kieszeni oszustom. Dzisiejsza historia nie ma happy endu…

W artykule wykorzystałem informacje, materiały i zdjęci a z niżej wymienionych źródeł: Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Narodowe w Warszawie, Zbigniew Kutrzeba „Fałszerstwa z epoki monet Stanisława Augusta Poniatowskiego” Gdańskie Zeszyty Numizmatyczne nr 107 z 2012 roku, Jerzy Chałupski „Felietony Numizmatyczne” z roku 2002 i 2005 link do strony LINK ,forum Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. Tadeusza Kałkowskiego LINK ,archiwum aukcyjne Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, archiwum aukcyjne Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, archiwum aukcyjne Allegro, strona internetowa ruiny i zamki LINK , zdjęcia wyszukane przez google grafika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz