wtorek, 23 maja 2017

Aukcja WCN 68, czyli sknerus mckwacz na zakupach

No tak, doczekaliśmy się w końcu jakiegoś ciekawszego weekendu pod względem zakupów monet Poniatowskiego. Aukcja 68 Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, mimo tego, że odbyła się tylko w Internecie posiadała bogatą ofertę monet w ciekawych stanach i niczym nie ustępowała wcześniejszym aukcjom stacjonarnym tego sprzedawcy. Zatem szykowała się prawdziwa uczta dla amatorów numizmatyki. Ciekawostką wartą odnotowania, bo charakterystyczną dla tej oferty była sprzedaż sporego zbioru trojaków prywatnego kolekcjonera, co zapewne podniosło atrakcyjność całej zgromadzonej oferty. Dość powiedzieć, że na najważniejszych forach skupiających miłośników monet, czyli na stronach http://www.tpzn.pl/ i http://monety.pl/ powstały odpowiednie wątki w których miłośnicy mieli okazje prowadzić swoje dyskusje. Tu tylko wspomnę, że tradycji stało się zadość i wątki zdecydowanie ożyły po zakończeniu aukcji, skupiając się na komentowaniu efektów oraz cen uzyskanych przez walory. Można powiedzieć standard. Wyjątkowo krótko, żyła tym tematem numizmatyczna społeczność gdyż „szoł” został ukradziony przez inną elektryzującą większość amatorów monet wieść, która z miejsca stała się newsem nr 1 w maju 2017. Mowa tu o zaskakującej decyzji hegemona aukcyjnego, portalu Allegro o sporej podwyżce opłat i prowizji oraz związanych z tym faktem planów głównych sprzedawców rynku numizmatycznego w Polsce. To osobny temat, jednak na tyle istotny, że tylko funkcją czasu jest fakt, kiedy doczeka swojego dedykowanego wpisu na blogu. Na teraz dla dzisiejszego wątku najważniejsze jest to, że prawdopodobnie doczekamy się kolejnych miejsc, w których będą przeprowadzone aukcje numizmatyczne. Jeśli plany się ziszczą, to zapewne te większe będę relacjonował w tym miejscu. Zatem, uwaga szykuje się dodatkowa robota J


Ale wracając do meritum, aukcja WCN nr 68e i we mnie wzbudziła całkiem przyjemne emocje. Tym razem okres II połowy XVIII wieku, jaki reprezentuje mennictwo Stanisława Augusta Poniatowskiego, został doceniony przez organizatorów i szczęśliwie się złożyło, że oferta zgormadzonych monet była całkiem interesująca. Cała oferta aukcji zawierała 962 pozycje, z czego aż 36 numizmatów (prawie 4%) stanowiły monety ostatniego króla Polski. To spora odmiana versus ostatnio opisana przeze mnie aukcja i chociażby już z tego powodu warto o tym napisać. Muszę też przyznać, że byłem całkiem dobrze przygotowany do aukcji budżetowo. Nie straszna mi była nawet najdroższa oferta z okresu SAP. Mimo tego, jak mam w zwyczaju, postanowiłem trzymać się zapisanych limitów i nie miałem zupełnie zamiaru niepotrzebnie przepłacać. Ostatnio zauważyłem, że wraz z tysiącami przejrzanych monet i związanym z tym wzrostem doświadczenia, dość nieoczekiwanie poprawiłem również skill określania realnej wartości danej monety (wyceny). Z tego powodu, dosyć skutecznie wdrożyłem nieco twardsze reguły w zakupach do kolekcji, wyszukując raczej okazji i „promocji”. Działam nieco bardziej racjonalnie, kierując się zasadą – „spokojnie, to numizmatyka, my tu naprawdę mamy czas”, co odbiło się na widocznym spadku ilości nieprzemyślanych zakupów. Teraz paradoksalnie jestem większa sknera, coś jak komiksowy kaczor mckwacz w wersji „dla ubogich”. Wszystko widać na ilustracji poniżej J.

Z 36 monet wystawionych do sprzedaży w okresie SAP, 18 egzemplarzy trafiło w mój niewielki
bądź, co bądź obszar zainteresowania, czyli były to srebrne monety koronne. Jak to zwykle mamy w zacnych aukcjach i tym razem nad srebrną drobnicą zdecydowanie dominowały „grubasy”. Z najbardziej wartościowych monet z tego okresu, mogliśmy podziwiać 10 obiegowych talarów i 3
półtalary. Do tego grona można było zaliczyć dodatkowo 3 Talary Targowickie, które z racji „stojącej za nimi historii”, w swoich zainteresowaniach traktuje wyjątkowo i na własny rachunek zaliczam je do monet, jakie zbieram i które chciałbym kiedyś posiadać w postaci kilkunastu beczek zakopanych w ogrodzie. Oczywiście żartuje, nie mam beczek, ani nawet ogrodu… a i monet tyle, co kot napłakał, żeby nawet dna beczki nie przykryły, ale pracuje nad tym żeby to zmienić J. Zatem w aukcji było wystawionych do sprzedaży 16 „grubasów” SAP oraz dodatkowo kilka, dosłownie pięć drobniejszych monet. Na drobiazgi tym razem złożyło się cztery dwuzłotówki i jedna 10-cio groszówka. Razem wszystkiego „cuzamendokupy” było 21 monet SAP i to na nich za chwilę się skupię by je bliżej przedstawić.

Zacznijmy od talarów. Na wstępie pierwsza obserwacja, jaką miałem przeglądając ofertę. Otóż większość oferowanych na aukcji talarów SAP wyglądała jak by była „wyjęta” z jednego zbioru. Wyglądały trochę jak część spójnej kolekcji przeznaczona na sprzedaż przez „anonimowego kolekcjonera”. Były w kolejnych rocznikach, w podobnych stanach zachowania a co najważniejsze wyglądały „jakoś podobnie”. W sensie, że patyna pokrywała monety w podobny sposób, co skłaniało mnie do tego, żeby sadzić, że miały tego samego właściciela, który przechowywał je w identycznych (chyba raczej średnio-korzystnych) warunkach. Zatem na początku pomyślałem, że prawdopodobnie będę świadkiem tego, że jakiś zacny zbiór będzie rozproszony. I całkiem możliwe, że sam w tej rozbiórce wezmę udział, gdyż niektóre z monet bardzo mnie zainteresowały. Jak ktoś dłużej czyta moje wpisy, to wie, jakie monety najbardziej mnie interesują, bo nie raz już o tym pisałem. Faktem jest, że akurat te monety doskonale wpisywały się w ten trend. Drugie stany to mój podstawowy target a jak już moneta ma naturalna patynkę to pieje z zachwytu. Z tego miejsca przepraszam sąsiadów za to, że przez dwa tygodnie poprzedzające aukcje z moich okien często słychać było pianie „koguta”. To nie był rosół to aukcja WCN J. Sami zobaczcie, co za piękne sztuki zgromadzono. Poniżej pierwszy skan.
Tym razem ilustracje robiłem już po aukcji, więc przy monetach widać od razu uzyskane ceny podczas licytacji. Jak wiadomo do nich należy doliczyć jeszcze 12% prowizji dla organizatora i ewentualne koszty przesyłki.

Ale wracając do oferty, na początek dwa pierwsze talary to efektowne zbrojarze z 1766 roku. Zawsze zwracam na nie uwagę i to nie tylko żeby sobie pooglądać, ale z czysto kolekcjonerskich powodów. Jako minimum planuję zgromadzić po jednej sztuce z czterech głównych odmian. Jestem w połowie drogi, w tym jeden talar jest w nieco słabszym stanie, stąd cały czas przede mną konieczność uzupełnienia kompletu. Pierwsza z oferowanych monet poz.567 była dla mnie „za szybka i za wściekła”, czyli za dobra i za droga J. Stan rewersu oceniono bardzo wysoko, bo aż na I minus i pewnie stąd wzięła się cena wywołania ustawiona na 6 000 PLN. Nie mówię, że za drogo, bo znaleźli się amatorzy a ich „king” zadeklarował 9 000 PLN i monetę kupił. Na pewno warta jest dużej kasy, jednak ja akurat mam tą odmianę a po drugie nie zamierzam przekraczać własnych granic rozsądku. Stąd talara poz.567 pooglądałem sobie, zapiałem i zachowałem zdjęcia (na wszelki wypadek).  Ciekawiej było z kolejnym talarem z królem w zbroi. Miał kilka cech, które na wstępie pozwoliły mi się nim bliżej zainteresować. Po pierwsze talar z poz. 568 był w odmianie, której jeszcze nie mam a dodatkowo nie ukrywajmy…był znacznie tańszy. Cena wywoływania za monetę ocenioną na III plus (zgadzam się), ustawiono na 2 000 PLN, co w porównaniu do poprzedniej wydawała się mega atrakcyjna. Moneta bardzo ładnie wybita bez widocznych ubytków od razu przykuła moją uwagę. Zaznaczyłem ja sobie, jako potencjalny cel, chociaż od razu przyznam, że „z czasem” mój zapał osłabiał i już przed aukcją wiedziałem, że nie będę jej licytował. Jednak po przyjrzeniu się monecie na zdjęciach w zbliżeniu, uznałem, że jej stan jest jednak słabszy niż bym na początku oczekiwał. Niby III plus, ale jednak wyraźne wytarcia w obiegu i dodatkowo ta dziwna „bagienna” patyna skutecznie odstraszyły mnie od zakupu. Talary z 1766 roku to niezwykle efektowne i piękne monety a ja nie chcę, żeby cokolwiek psuło mi radości z cieszenia się ich wyglądem. Uznałem, zatem, że mimo tych wszystkich pozytywów, które wymieniłem powyżej poczekam na bardziej idealne egzemplarze i odpuściłem temat. Jak widać podobnie uznało większość kolekcjonerów, mimo niższej ceny moneta nie zyskała zbytniego przebicia i na pewno WCN nie będzie się nią chwalił na swojej głównej stronie.

Teraz czas na talary z drugim w kolejności portretem królewskim, moim zdaniem jednym z najpiękniejszych, jakie powstały w tym okresie. Moneta opisana, jako poz.569 to interesujący, chociaż nieco popularniejszy talar z rocznika 1775. Ładna, obiegowa moneta, której stan oceniono na III plus. Jak dla mnie nieco przetarty awers i sporo drobnych zadrapań, jednak nic, co dyskwalifikowało by tą monetę. Dodatkowo bardzo piękny rewers, jestem zdania, że zasługujący nawet na II stan. A na dokładkę atrakcyjna cena wywoławcza ustawiona na 2 000 PLN – jak tu nie skorzystać. Zainteresowałem się na dobre, co prawda mam monetę z tego rocznika, ale moja jest w innej (rzadszej) odmianie. Zaznaczyłem sobie ją jako cel i ustawiłem wewnętrzny próg do licytacji. Kolejne talary noszące ten typ popiersia sprawiły, że przeglądając ofertę przez chwilę byłem w numizmatycznym niebie. Piękne sztuki pochodziły odpowiednio z kolejnych roczników, czyli 1776, 1777, 1778 i 1781. Poniżej kolejna ilustracja z monet SAP z aukcji.
 Pozycja 570, to talar z rzadkiego rocznika 1776, którego stan oceniono na II. Jakoś mnie ta moneta nie przekonała, niby ładna, ale ta ciemna patyna widoczna na zdjęciach, skutecznie odstraszyła mnie od planów na powiększenie kolekcji o ten numizmat. Cena wywołania 3 200 PLN, cena sprzedaży dwukrotnie wyższa. Kolejna moneta, to poz. 571 skrywająca talara z kolejnego rocznika 1777. Moneta od razu wpadła mi w oko. Ocena stanu zachowania II minus, moim zdaniem bardzo adekwatna. Ładnie wybity i zachowany talar w ciekawym roczniku i odmianie. To zdecydowanie cos dla mnie, uznałem, że idealnie się nadaje żeby o nia powalczyć. Tu trzeba zaznaczyć, że miałem dodatkowa motywacje. Ten rocznik jakoś jest dla mnie „pechowy” i chciałem przełamać to pasmo nieszczęść. Pierwsza moneta z tego roku jaka posiadam to półtalar z fałszywa kontramarką, którą prezentowałem w innym artykule. Druga moneta z 1777, jaką zakupiłem to felerna dwuzłotówka, którą mi ukradziono „na poczcie”, którea została opisana w najgłośniejszym wpisie. Zatem dwa strzały i w efekcie jedno pudło i jeden rykoszet. To zdecydowanie nadaje się do zmiany i taki był plan. Moneta uzyskała cene 6 000 PLN a o tym czy ją (i inne) kupiłem napisze dopiero na końcu. Nie, nie wolno podglądać J. Idźmy dalej, kolejny „grubas” SAP to talar z 1778. Moneta w powalającym stanie zachowania, ukazującym całe piękno mennictwa tego okresu. Zachwyciłem się tym numizmatem. Co za detale, jaki powalający stan. Wyglądała jakby przyniesiono ja prosto z mennicy, cudna sztuka. Cena wywołania wysoka, całe 4 800 PLN. Zdecydowałem od razu zmierzyć się z tym obiektem pożądania. Plan był taki, jak nie będzie wielu chętnych, to może ją kupie. Chętni byli, osiągnięta cena 9 000 PLN, uprzedzę była powyżej mojej granicy dla tej monety i nie zdecydowałem się przebić.

Co my tam dalej mieliśmy w kolejności…a, tak, pozycja 573, to kolejny olśniewający przedstawiciel mennictwa Stanisława Augusta Poniatowskiego. Talar z 1781 w gabinetowym stanie zachowania. Piękny zarówno z awersu jak i „rufa” całkiem niczego sobie J. Nic tylko „kupywać”. Przypomniał się mi teraz pewien działonowy, członek załogi mojego czołgu, którym dowodziłem jak byłem młodym podoficerem służby zasadniczej. To był pierwszy człowiek z Mazowsza, jakiego lepiej poznałem. Właściwie, to pochodził z Sochaczewa i w cywilu był handlarzem na targu/rynku/placu/straganie czy co tam wówczas w tym mieście mieli. Boże, jak on potrafił szybko nawijać imitując licytacje, a przy tym jak dla mnie miał nieco egzotyczny „sochaczewski” akcent. Wtedy właśnie poznałem słowa takie jak „kupywać”, „wybirać”. „przebirać” i wiele innych tego typu regionalizmów. Wiele radości mieliśmy z tego, że każdy z naszej zalogi pochodził z innej części kraju. Każdy mówił nieco inaczej a jednak potrafiliśmy się ze sobą świetnie dogadać. Taki wtręt, pozdrawiam Cię Maniek J. Wracając do talara, gdyby nie ta cena to pewnie bym zawalczył. Wystawiony za 12 000 PLN był zdecydowanym liderem „drogości” (mówię Mańkiem jak zawodowiec). Jak widać na zdjęciach, talar został sprzedany po jednym przebiciu, za cenę 13 000 złotych. Teraz przechodzimy do dwóch monet z lat osiemdziesiątych, z okresu, w którym na talarach panowała specyficzny portret królewski. Jak jeszcze nie zbierałem tego okresu, to wydawało mi się, że to podobizna króla w stylu „PUNK”. Teraz zbieram, ale wciąż uważam, że coś w tym jest i król na monetach pod koniec pierwszej połowy lat osiemdziesiątych wygląda zdecydowanie ciekawie J.  Monety SAP z tym wizerunkiem królewskim od lat ciesząca się niesłabnącym powodzeniami, zatem jeśli ktoś chce zdobyć swoja sztukę musi się nastawić na ostre pogo J. Pierwsza moneta z 1783 roku, opisana, jako pozycja 574 może nie zachwycał stanem zachowania, ale i tak z pewnością stanowiła interesujący obiekt. Stan III plus i niska cena wywoławcza to na pewno było coś interesującego dla amatorów monet Poniatowskiego. Przyznam, ze akurat mam już ten rocznik, więc tylko przyglądałem się licytacji. Cena, jaka została uzyskana, czyli 5 500 złotych w pełni potwierdza moja tezę o pewnej wyjątkowości okresu, w której ten typ portretu był wybijany na srebrach koronnych. Druga moneta z tego typu, czyli kolejny rocznik 1784 wzbudził moje większe zainteresowanie. Szczególnie awers przypadł mi do gustu. Włosy króla wyglądały na nim bardzo świeżo, stąd jawiły mi się jeszcze bardziej punkowo. Mam do tego mały sentyment, bo posiadałem kiedyś podobne… Moneta oceniona na stan II z cena 4 800 PLN do tanich nie należała. Jednak uznałem, że i tak jest warta zainteresowania. Zaznaczyłem ją sobie i określiłem wewnętrzną granicę z ceną, którą potencjalnie mógłbym za nią dać. Ale czy udało mi się ją kupić, o tym na końcu.

Teraz płynnie przejdziemy do kolejnych monet z wystawionej oferty w 68 aukcji WCN. Grupę, o której teraz napiszę kilka słów prezentuje na kolejnym zdjęciu poniżej.
Na początek ostatni z talarów Poniatowskiego wystawiony na aukcji, czyli pozycja numer 576, pod którą kryje się najgrubsza srebrna moneta z rocznika 1795. Dla mnie prywatnie ten numizmat okazałby się bardziej intersujący, gdyby był w nieco lepszym stanie. Nie chce tu napisać, że był jakiś wyjątkowo słaby, jednak byłem zdania, że ocena stanu z opisu aukcji (II minus) została przyznana nieco na wyrost. Posiadam talara w tym roczniku, jednak w innym wariancie stempla stąd z tego właśnie powodu uznałem, że jeśli licytacja nie będzie zbyt intensywna to „może” włączę się do gry. Czyli kolejna moneta SAP została zakwalifikowana, jako potencjalnie warta zachodu. Po talarach przyszedł czas na monety o nominale o połowę mniejszym, które jednak zwykle ani pięknem ani ceną nie odstają od swoich „większych braci”. Półtalar z 1774 roku był monetą bardzo ciekawą, głównie z tej racji że nie posiadam jej w swoim zbiorze oraz dla tego, że rocznik 1774 jest jednym z najmniej licznych nakładów. Wybito zaledwie nieco ponad 3,5 tysiąca egzemplarzy, stąd trudno jest pozyskać monetę w dobrym stanie za rozsądne pieniądze. Czy rozsądna ceną wywołania było ustalone przez organizatorów 4 800 złotych? Mnie to jakoś nie zachęciło do licytacji, zważywszy, że moneta miała istotną wadę, jaką był pęknięty krążek. Dodatkowo zauważyłem w archiwum aukcji WCN, że ten sam egzemplarz został ostatnio sprzedany w 2008 za kwotę 6 380 złotych, co w moim doczuciu mogło popchnąć cenę jeszcze pod ten próg cenowy, a z tym nie chciałem już mieć nic wspólnego. Mimo całej wyjątkowości, uznałem, że poczekam i nie będę licytował. Tu jak widać na zdjęciu powyżej, należy dodać, że moneta zeszła po dwukrotnym przebiciu za cenę 5 000 złotych plus opłaty, czyli taniej niż 9 lat temu. I co na to inwestorzy? Bójcie się J.  Drugi z półtalarów to kolejny, niezwykły przedstawiciel jednego z moich ulubionych portretów królewskich SAP, czyli moneta z 1784 roku. Stan zachowania bardzo dobry, szczególnie awers oceniony na I minus a i rewers niewiele mu ustępował. Bardzo chciałbym mieć taki egzemplarz. Generalnie półtalary to najmniejsza grupa monet, jaką udało mi się zebrać. Czas by to zmienić, jednak cena wywołania 8 000 złotych, nieco ostudziła mój zapał. Co prawda dysponowałem na tej aukcji wielokrotnie większym limitem, jednak jakoś trudno mi jest się oswoić z cenami pojedynczych monet na poziomie 10 tysięcy złotych. Mam spore wątpliwości, czy są tego naprawdę warte a dysponując podstawową wiedzą oraz chłodną głową, raczej wstrzymuje się od szarż czekając na bardziej przyjazne oferty. Nie miałem zamiaru startować w licytacji od takiej kwoty, zatem kolejna piękna moneta, która z pewnością nie zasili mojego zbiorku. Idźmy dalej, to może znajdziemy coś bardziej rozsądnego. Kolejną monetą był trzeci i ostatni półtalar w ofercie, moneta z najpopularniejszego rocznika dla tego nominału, czyli roku 1788. Generalnie to niezwykle ciekawy rocznik charakteryzujący się różnorodnością stempli, stąd zawsze warto sprawdzić, jaki egzemplarz jest oferowany i porównać go chociażby z najnowszym katalogiem monet SAP. Ja mam taki zwyczaj, kiedy widzę półtalara z 1788 to po pierwsze zapisuje sobie zdjęcie, gdyż już powoli zbliża się czas napisać o nim na blogu, a po drugie wyciągam „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego i wertuję w poszukiwaniu odpowiedniego wariantu. Tu koncentruje się oczywiście na poszukiwaniu monet nieopisanych w katalogu, bo czymś w końcu trzeba czytelników zainteresować. Ale wracając do monety wystawionej na aukcji. W moim odczuciu była koszmarna... O wiele słabszym stanie, niż 25 innych „wiszących latami” w sklepach internetowych i wyczekujących na amatora, który się "pomyli" i się na nie skusi. Półtalar z rocznika 1788, którego sam posiadam też niestety nie jest zbyt piękny, żeby nie powiedzieć „dostateczny”, jednak i tak chyba bardziej mi się podoba niż ten wystawiony na aukcji. Ograniczyłem się, więc do zapisania zdjęcia. Oferta nie znalazła nabywcy, nikt nie zdecydował się przebić wywołania w kwocie 1 120 złotych, niech to wystarczy za dodatkowy opis.

Teraz czas na drobniejsze nominały. Tak jak pisałem już na początku, nie było tego zbyt wiele, stąd na początek ucieszyłem się, że wystawiono pod pozycją 580 niezwykłą monetę ośmiogroszową z 1766 roku. Znałem ją dobrze z widzenia, raz nawet byłem bliski jej zakupu, kiedy chyba z rok temu wystawiono ją na zwykłej aukcji Allegro i nie opisano, jako „SUPER-MEGA-HIT”.  Wówczas z tego, co pamiętam nie wzbudziła większego zainteresowania, pewnie ze względu na słaby stan zachowania i dopiero w ostatniej minucie stoczyła się walka „na snajperów”, która przegrałem na poziomie 2,5 tysiąca złotych (z tego, co pamiętam, nie zanotowałem sobie tego nigdzie i teraz trochę „zgaduje”). Zostałem przebity i zostało mi tylko zdjęcie. Tym bardziej ucieszyłem się, że widzę „znajomy” numizmat. Tu tylko dla kronikarskiego obowiązku dodam, że to dosyć rzadka odmiana dwuzłotówki, bez liter F.S. na rewersie. W aukcji już zostało to dobrze opisane i odpowiednio uwypuklone. Moneta mnie interesowała, stan nie zachwycał, ale nie spotkałem innego egzemplarza z tej odmiany, stąd uznałem, że warto o nią powalczyć. Cena wywołania na poziomie tej, na jakiej „poległem” rok temu, czyli 2 400 złotych napawała mnie umiarkowanym optymizmem. Zaznaczyłem ją sobie do licytacji. Kolejna dwuzłotówka pochodziła z 1791 roku i była dla mnie również bardzo interesująca. Tak się jakoś dziwnym trafem złożyło, że dotychczas nie posiadam egzemplarza z tego popularnego rocznika. Planowałem włączyć do kolekcji, egzemplarz zachowany w bardzo dobrym stanie i jeśli już jakiś na swojej drodze spotkałem, to zawsze jego cena wydawała mi się nierozsądna. Tak to jest jak chcesz coś mieć tanio, dobrze i szybko. Jak tanio to nigdy szybko i dobrze – jak już dobrze, to raczej nie szybko i nie tanio… a jak szybko to zapomnij o tym, że dobrze i tanio. I tym sposobem, nadal czekałem na „swoją idealną” dwuzłotówkę z 1791 roku. Pozycja 581 skrywała monetę ocenioną niemal idealnie, czyli I minus. Teoretycznie pasowała mi jak ulał i nawet „dzika” cena wywołania ustawiona na 1 200 złotych oraz widoczne skazy/wady obu stron monety nie były mi w stanie przeszkodzić w ustawieniu celownika na ten konkretny numizmat. Pomysłem sobie, a co tam, wystarczająco już długo czekam na ideał, powalczę o nią.

Następną dwuzłotówką pochodzącą z 1792 roku nie byłe w ogóle zainteresowany. Wysoko oceniony stan monety zupełnie nie korespondował z jej nieciekawym wyglądem. Oczywiście to moja subiektywna ocena, ale szukam monet z pięknym portretem króla i możliwie bez justunku a na tej król był „zmęczony” a justunek był akurat wyjątkowo paskudny. Za to cena już jak najbardziej dostosowana była do oceny I minus. Mnie to już jednak nie dotyczyło, mam obie odmiany z tego rocznika, stąd tylko tradycyjna kontrola w poszukiwaniu nieopisanego wariantu, zapisanie zdjęcia i przejście do kolejnej pozycji. Dodam, że ktoś zdecydował się wydać 1 800 złotych plus prowizja, zatem sprawdza się przysłowie, że każda potwora spotka swojego amatora J. Zdjęcie poniżej dokładnie opisuje ten mariaż.
Powoli zbliżamy się do końca oferty monet koronnych ze srebra. Zostały tylko dwie. Pierwsza to dwuzłotówka z ciekawego rocznika 1795 w odmianie z przebitą ostatnia cyfrą daty. Po dokładnym przyjrzeniu się zdjęciu można dostrzec resztki 4 wyłażące spod nabitej na stempel 5. W sumie to popularniejsza odmiana, kiedy opisywałem ją na blogu wychodziło mi, że aż 2/3 monet z tego rocznika ma przebita datę. Jednak to, na co zwróciłem uwagę oglądając te ofertę to wyjątkowo pięknie zachowany portret Stanisława Augusta. Niemal nieskazitelne zarysowane włosy króla i to mimo szpetnego justunku na twarzy oraz na obu stronach monety. Jak na ten rocznik to była moim zdaniem ciekawa oferta wystawiona w rozsądnej cenie. Ja nie licytowałem tej monety, ale po osiągniętej cenie w wysokości 2 300 złotych plus prowizja - wnioskuje, że nie tylko mnie spodobał się jej awers. I wreszcie prawdziwy drobniak upchnięty gdzieś tam na końcu oferty SAP . Dziesięciogroszówka z mega popularnego rocznika 1790. Rocznika interesującego, który również opisywałem już na blogu wymieniając liczne warianty.  Wariant okazał się niezbyt rzadki jednak pierwszy stan zachowania monety, to już nie jest coś, co widuję się zbyt często w sprzedaży. Tylko z tego tytułu, że oferowany egzemplarz na głowę bił ten, jakim dysponuję, zdecydowałem rozważyć swój udział w licytacji. Podczas samej aukcji cena wywoławcza na poziomie 400 złotych, szybko poszła w zapomnienie i żywa licytacja zakończyła się na poziomie ponad tysiąca złotych.

Na koniec tego przydługiego opisu oferty SAP wystawionej na aukcji pragnę pokazać jeszcze trzy egzemplarze Talara Targowickiego.

Wszystkie bardzo ładne, w stanach, z których najsłabszy został oceniony na II plus, słowem crem de la crem schyłku polskiej numizmatyki królewskiej. Mimo pokaźnych cen wywoławczych, wszystkie egzemplarze znalazły swoich nowych właścicieli, którzy zdecydowali się wydać nawet 18 tysięcy złotych plus opłaty za najdroższy z walorów. Ja mam to już szczęśliwie „z głowy”, mam już swojego targowickiego i mogę ograniczyć się teraz jedynie do obserwacji widowiska, jakim zwykle jest licytacja tych historycznych numizmatów.

Podsumowując, aukcja zgromadziła sporo ciekawych monet z okresu panowania Stanisława Augusta. Częścią z nich byłem zainteresowany, niektórymi nawet poważnie, zatem pozostaje już tylko opisać efekty działań i pokazać nowe nabytki na lepszych zdjęciach. Na początek, przypomnę tylko, jakie monety zdecydowałem się w ogóle licytować. Jest tego nieco mniej niż pisałem powyżej, bo jak zwykle czas zweryfikował kilka moich pierwotnych typów.  Z najliczniejszej oferty talarów SAP wybrałem do licytacji następujące monety: z 1775, 1777, 1778, 1784 i 1795. Idąc dalej, z drobniejszych nominałów zamierzałem powalczyć o dwuzłotówki z roczników 1766 i 1791. Razem
wszystkiego 7 monet, z czego realnie liczyłem na pozyskanie 2-3 egzemplarzy do kolekcji. Mój limit „wytrzymałby” zakup pełnego kompletu, jednak nie zamierzałem tego robić gdyż, niezmiennie nad
tempo powiększania zbioru przedkładam realne podejście do cen numizmatów, jakie jestem w stanie zapłacić. Nie inaczej było tym razem, dla każdej z interesujących
mnie monet zapisałem własny komentarz zawierający jedynie maksymalną cenę w złotych polskich. I tak przygotowany czekałem na wczesne popołudnie, kiedy wybije czas sprzedaży „moich” monet. Aukcja była przeprowadzona bardzo sprawnie i zgodnie z planem, nieco po godzinie 15: 15 „zagrała muzyka”. Wszystkie wydarzenia rozegrały się bardzo szybko, w niecałe 15 minut monety SAP były już tylko wspomnieniem. Obok mała statystyka wyników osiągniętych na aukcji.

Teraz czas opisać efekty, czyli przechodzimy do moich "jakże licznych zdobyczy". Na 7 monet, jakie zamierzałem licytować udało mi się włączyć do gry w zaledwie JEDNYM przypadku. W pozostałych sześciu już po chwili od rozpoczęcia akcji, ceny windowały powyżej mojej granicy i ograniczyłem się do obserwowania jak cenne są dla amatorów mennictwa ostatniego króla. Licytacja, do której udało mi się na chwilę włączyć, to pozycja 571, czyli talar z 1777 roku. Niestety i tym razem numizmat z tego rocznika okazał się dla mnie pechowy i w efekcie zostałem przebity. Istne wariactwo cenowe, znów nic nie kupiłem. Jak wynika z danych, ostatni raz pozyskałem monetę na aukcji stacjonarnej WCN 64 – a było to... ponad rok temu w maju. Jeszcze trochę a organizator przestanie przesyłać mi katalog J. Proszę jeszcze zerknąć poniżej na ostatnie zestawienie w tym wpisie.

Powyżej w tabelce zestawiłem wszystkie elementy związane z cenami obserwowanych przez mnie pozycji. Moją maksymalną cenę ukryłem, jednak w ostatniej kolumnie dla podkreślenia tego, że naprawdę zrobiłem prawie wszystko, żeby powiększyć swoją kolekcje, dodałem informacje o ile procent (orientacyjnie) cena, jaką zakończyły się licytacje przewyższała mój limit. Jak widać było różnie, najbliżej byłem talara z 1795 roku, którego w sumie „naj mniej chciałem” kupić. W tej konkurencji maksymalny odlot uzyskała w moim rankingu rzadka dwuzłotówka z 1766 roku, której ostateczna cena o około 50% pokonała moją granicę rozsądku. Podsumowując, znów było drogo i okazało się, że nie ma monet na moją kieszeń. Ale spokojnie, nie robię z tego greckiej tragedii, bo w końcu to już nie pierwszy raz i mam coraz większe doświadczenie J.

Może moje oferty są zbyt defensywne i w efekcie za niskie? Być może, praktyka pokazuje, że trudno jest ostatnimi czasy kupić ciekawą monetę na aukcji stacjonarnej znacznie za nią nie przepłacając. Ceny są oczywiście rynkowe i z nimi nie dyskutuje, jednak doświadczenie mówi mi, że to właśnie między innymi cechuje rozsądnego miłośnika monet, iż traktuje swoje zakupy zdecydowanie długoterminowo. Nie będę, zatem robił zbędnej „burzy w internetach” z tak błahego powodu, jak to, że największy portal aukcyjny znacznie podniósł prowizje, gdyż mnie to nie dotyczy, ja tam niczego nie sprzedaje. A nawet jak coś sprzedam, to raczej też nie po to żeby na tym zarobić. Ja zarabiam w pracy. Że ceny monet zdrożeją? Jak już by było tanio, jak zdrożeją to rozsądni tym bardziej ich kupować nie będą. Już teraz oferty wystawione za „kup teraz” są praktycznie wykluczone po za nawias zainteresowania miłośników numizmatyki i z mojego punktu widzenia, ich uporczywe wystawianie-ponawianie jest denerwujące, bo tylko zaśmieca ciekawe oferty. Dlatego uważam, że warto w życiu kierować się rozsądkiem i liczę, że większość z tych monet spotkam jeszcze kiedyś na swojej drodze. Nie zamierzam też zmieniać racjonalnej taktyki. Co nie znaczy, że się poddam? Bynajmniej, postaram się poprawić i w kolejnej aukcji znów wystartuję by wygrać. Stąd z góry dziękuję organizatorom za katalog J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje zawarte w internetowym katalogu Warszawskiego Centrum Numizmatycznego oraz zdjęcia wyszukane za pomocą gogle grafika. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz