Generalnie do czasu opisania pruskich fałszerstw
starałem się na blogu nie poruszać wątków związanych oryginalnymi monetami z
początkowych lat panowania Stanisława Augusta. Głównie z racji tego, żeby nie
mieszać razem tych kilku tematów. Teraz, kiedy prusaki zostały z już przez mnie
grubsza opisane, mogę powoli zabierać się za te niezwykle ciekawe roczniki. W
nagrodę (dla mnie J) na pierwszy ogień idzie dzisiaj moneta
szczególna, gdyż wracam do jednego z moich ulubionych nominałów. Do monet,
których w swojej kolekcji XVIII wiecznych sreberek posiadam zdecydowanie najwięcej,
czyli do półzłotka. Po kilku latach, w których nastawiłem się wyłącznie na
okres SAP, uważam, że jest to jeden z najciekawszych i najbardziej różnorodnych
nominałów i pewnie, gdybym teraz podejmował decyzje o kierunku swoich zbiorów
to… rozważyłbym zbieranie wyłącznie samych dwugroszy. Dwadzieścia lat bicia
tego nominału spowodowała, że zbierając półzłotki nie można się nudzić. Mnogość
typów, odmian i wariantów, jaką możemy spotkać w tym nominale gwarantuje
każdemu z amatorów mennictwa ostatniego króla, wiele radości w ich w ich
pozyskiwaniu, zbieraniu, opisywaniu i kompletowaniu. Pomimo pozornej ilości i
dostępności dwugroszy na rynku, uzyskanie kompletu chociażby w obrębie
rocznika, jest zadaniem nie lada, na którym można „połamać sobie zęby” …a przy
tym mieć z tym wiele zabawy. Gwarantuje również, że w większości roczników
jeszcze teraz można znaleźć po kilka nigdzie nieopisanych wariantów. Więc dla
poszukiwaczy numizmatycznych nowości, to naprawdę teren godny wyjątkowej uwagi.
Być może to, co napisałem powyżej będzie kiedyś drobną inspiracją dla młodszego
pokolenia amatorów mennictwa ostatniego króla. Być może ktoś z tego pokolenia
stojąc na rozdrożu i zadając sobie pytanie „to, co właściwie w końcu mam zacząć
zbierać?”, natknie się na ten wpis i wybierze właśnie półzłotki Stanisława
Augusta Poniatowskiego. Zatem do dzieła, zachęcajmyż!
W kontekście powyższego wstępu, aktualny artykuł
powinien być ciekawy, bo w końcu poruszamy przecież wyjątkowy rocznik. Rocznik
1768 jest szczególny z kilku powodów i w dalszej części tekstu będziemy je
wszystkie powoli analizować. Jednak tak naprawdę, to moją bezpośrednią
inspiracją do napisania dzisiaj tego artykułu, był jakże radosny fakt
pozyskania (wreszcie) do zbioru jednego egzemplarza półzłotka z tego rocznika. Brakowało
mi rocznika 1768, zatem kolejna dziura w moim zbiorze została zalepiona, więc
jak tu się nie cieszyć. J Nie jest to moneta zbyt popularna w
handlu, a już trafić na zdrowy i czytelny egzemplarz jest niezwykle trudno.
Zatem byłem zadowolony podwójnie, raz z samego faktu wygrania licytacji w
rozsądnych granicach finansowych a drugi z tego, że stan monety jest co
najmniej znośny. W zaufaniu powiem, że mimo tego, iż monetka wygląda na taką,
która nie pochodzi z żadnego „uznanego zbioru” a wręcz przeciwnie, gołym okiem
widać, że wiele lat przeleżała w niezbyt sprzyjających okolicznościach
przyrody, to i tak bardziej mi się taka podoba niż taka „ogrejdowana” i zamknięta
w szczelnym slabie. Tak jak naturalne piersi są fajniejsze od silikonów, tak i
monety starzejące się naturalnie i dostępne są lepsze od tych do „lizania przez
szybkę”. To taka mała dygresja, pierwsza i nie ostatnia. J
Egzemplarz nie był czyszczony mechanicznie i pewnie dzięki temu zachował
wszystkie swoje piękne i naturalne cechy, które tak sobie cenię. Poniżej pokazuje
zdjęcie monety, proszę zwrócić uwagę na niezwykłe kolory, jakie sama Matka
Natura utworzyła na jej powierzchni. „Mniód malyna - gryszpan i patyna” jak mówi się u mnie na
Pradze J
UWAGA: INFORMACJE PODANE W TYM WPISIE MOGĄ NIE BYĆ JUŻ AKTUALNE.
ZAPRASZAM DO NOWEGO ARTYKUŁU Z MAJA 2018.
No dobrze a teraz, o co chodzi z tą unikalnością i czy w tak popularnym nominale, jakim jest półzłotek, są w ogóle jakieś niezwykłe monety? Otóż jak się okazuje są i dzisiejsza bohaterka jest tego najlepszym przykładem. Proszę zwrócić uwagę na poniższe zestawienia, oba opisują oficjalny nakład dwugrosza z 1768 i przedstawiają go w tak zwanym kontekście.
Jak widać powyżej w roczniku 1768 mamy do czynienia
z sytuacją zaskakującą i niejasną. Z jednej strony mamy przecież II połowę
XVIII wieku, w którym takie procesy jak oficjalna sprawozdawczość z
działalności mennicy były określone i opierały się na ustandaryzowanych raportach,
w których nakład był jednym z głównych czynników. Toteż zanim pokuszę się o
zaproponowanie własnej metody na określenie rzeczywistego nakładu, to
zastanówmy się przez chwile jak w ogóle doszło do sytuacji, w której nakład
monet wyprodukowanych w mennicy koronnej może być dla nas zagadką. Żeby to
dobrze przeanalizować warto wrócić do tego okresu i zobaczyć jak działał zakład
produkujący monety w roku 1768. Na ten temat mamy wydaje się dość dokładne dane.
Po pierwsze te płynące z monografii „Mennica Warszawska” pióra Władysława
Terleckiego oraz z drugiej publikacji autorstwa Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki
do historii medali i monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”. Wiedza,
jaka zawarta została w tych dwóch źródła zaczerpnięta jest bezpośrednio z tak
zwanej „epoki”. Jej cennym elementem są informacje, które powinny być
niezawodne - jak to określił sam Kurnatowski, cytuję: „ …podajemy spis każdorocznie
wybitej monety, ułożony podług rękopisu Stanisława Puscha, ostatniego dyrektora
Mennicy Warszawskiej. Spis powyższy uznać musimy za dokładny, gdyż St.Pusch
czerpał niezawodnie swe wiadomości z autentycznych źródeł, mając, jako dyrektor
Mennicy Warszawskiej dokumenta mennicze pod ręką.”
Jednak jak wiemy spis Puscha pomimo tego, że sam w sobie bardzo cenny i kładący
podstawy pod ustalenie nakładów monet w okresie SAP nie jest wolny od kilku nieścisłości,
do których zresztą sam Kurnatowski się przyznaje i dziwi, że te jawne błędy
zostały popełnione. Czy w przypadku półzłotka z 1768 roku tez mamy do czynienia
z kolejnym jawnym błędem? O tym w dalszej części artykułu.
Podstawowa wiedza, którą należy mieć analizując ten
problem jest taka, że jak wiadomo w roku 1768 mennica pomimo tego, że była „koronna”,
to z braku środków na jej funkcjonowanie oddana była w prywatne ręce. Nie
wchodząc zbytnio w szczegóły zarządcą mennic (dodatkowo działała mennica
krakowska) w tym okresie był niezwykle barwny przedstawiciel rodzącej się właśnie
w naszym kraju klasy przedsiębiorców, baron Piotr Mikołaj Gartenberg von
Sadogórski. Tu niech nikogo nie zmyli spolonizowana wersja imienia i nazwiska tego
biznesmana, gdyż z urodzenia był Duńczykiem, który pierwotnie nazywał się
Neugarten. Ale to tak na marginesie, ponieważ sama postać oraz jej działalność
nadaje się na osobny wpis i kiedyś pewnie do tego tematu jeszcze tu powrócę.
Zatem mennice miały prywatnego właściciela, który działał na mocy kontraktu,
jaki zawarł z Komisją Menniczą będącą wówczas narzędziem władzy królewskiej i
państwowej. Jak każdemu amatorowi monet SAP wiadomo, stopa mennicza, jaka
została uchwalona w 1766 roku powodowała to, że nasze monety były „za dobre”
jak na te czasy, gdyż zawierały w sobie więcej cennego kruszcu niż pieniądze krajów
sąsiednich. Skutkowało to po pierwsze trudnością z pozyskaniem odpowiedniej
ilości surowca do ich produkcji a z drugiej masowym wywożeniem wybitych w
Polsce monet za granicę. Ta sytuacja przekładała się bezpośrednio na zyski
mennicy i skutkowała tym, że zarządca mennic Gartenberg w praktyce nie zarabiał
(często jego zdaniem nawet tracił) na biciu monet złotych i srebrnych. Ponieważ
jednak baron był przedsiębiorcą posiadającym odpowiednią wiedzę, umiejętności i
fortunę, to mimo wielu niesprzyjających okoliczności jednak jego działalność
była skalkulowana na osiągniecie znacznego zysku. I tu dochodzimy do sedna
całego biznesu, gdyż podstawowym zyskiem z mennicy było bicie monet miedzianych,
których wewnętrzna wartość miedzi była o wiele niższa niż wskazywałby ich
nominał. Mamy, zatem zagranicznego przedsiębiorcę, który zarabia wyłącznie na
miedziakach, zatem nic dziwnego, że z całych sił starał się wyprodukować ich
jak najwięcej a jak ognia unikał wypełnienia kontraktu dla monet srebrnych.
Jednak z kontraktu na administrację mennic wynikało, że nie może on tej
dochodowej miedzi przebić tyle ile by chciał, ale jest ograniczony konkretnymi zapisami,
które stanowią, że na 7 grzywien srebra może przetworzyć i wybić tylko 1
grzywnę miedzi. Dodatkowo na to, żeby tego dopilnować król opłaca dyrektora mennicy,
probierza i medaliera. Trzeba przyznać, że władca sam znający się nieco na
mennictwie oraz korzystający z wiedzy swojego przyjaciela-znawcy Augusta
Moszyńskiego, dobrze zabezpieczył ten temat i nie było szans żeby powtórzyły
się sceny znane z poprzednich zarządów mennic, jak choćby na przykład słynnej działalności
imć Boratiniego. Tym samym Gartenbergowi niezwykle trudno było tym wszystkim
tak zakręcić, żeby szybko drobić się wielkiego majątku, a taki cel zapewne
przyświecał baronowi na początku swojej przygody z polskim mennictwem.
Opisuje tą całą sytuację, ponieważ sprzeczne cele
powodowały, na co dzień wiele kontrowersji w relacjach pomiędzy administratorem
a królewskimi urzędnikami, którzy „patrzyli mu na ręce” i utrudniali działanie
niezgodne z kontraktem. Na początku współpracy w Warszawie, czyli w roku 1766 i
kolejnym 1767, kiedy wybijano jeszcze milionowe nakłady monet srebrnych realizując
ogromne zapotrzebowanie na nową monetę, nadmiar produkcji miedziaków nie był
jeszcze aż tak bardzo widoczny. Jednak z biegiem czasu często mennica nie biła
srebra w ogóle i stosunek ilości wybitych monet pomiędzy miedzią a srebrem
został mocno zachwiany. Do czego przyczynił się z jednej strony interes
zarządcy a drugiej raczej obiektywne trudności z pozyskaniem srebra (w
rozsądnej cenie i ilości) dla stołecznej mennicy. W każdym razie w interesującym
nas dziś roku 1768, mamy już taką sytuację, w której według uniwersału Komisji
Menniczej z dnia 18 kwietnia z zamówionych w mennicy 100 milionów złotych w
srebrze i (maksymalnie) 12 milionów złotych w monecie miedzianej – wybito już
połowę kwoty w miedzi (czyli 6 milionów złotych) a w srebrze dopiero 28
milionów. Co jak widzimy uzasadnia tezę, że Gartenberrg jak mógł hamował bicie
monet srebrnych kosztem dochodowej miedzi. Taki stan spowodował, że urzędnicy królewscy
postawili się i zabronili administratorowi dalszego bicia monet miedzianych, co
spowodowało, że produkcja w mennicy zupełnie stanęła. Oczywiście Gartenberg był
na to wściekły, bo stojący zakład też powodował straty… a srebra i tak nie bił,
bo nie było surowca. Patowa sytuacja trwała mniej więcej do połowy roku 1768,
wtedy dodatkowo, w dniu 13 czerwca zwolnionego mincmajstra Fryderyka Sylma
(F.S.) zastąpiono Justusem Karolem Schroederem (I.S.). To dla naszego
dzisiejszego wątku data szczególna. Ponieważ nie znamy żadnego półzłotka z 1768
roku oznaczonego skrótem F.S., znaczy to, że w pierwszej połowie roku nie
wybito ani jednej sztuki tego nominału. Zatem wszystkie dzisiaj znane monety,
które będziemy opisywać w dalszej części posiadają inicjały I.S. i pochodzą z
drugiej połowy roku, kiedy kierownikiem mennicy był Schroeder. Wracamy do
historii mennicy. Do końca roku trwają „przepychanki” z zarządcą mennicy, który
co chwila skarży się królowi na starty, jakie ponosi z tytułu zakazu bicia
miedzi i ciągłych braków srebra oraz przedkłada nowe pomysły na otwieranie
mennic w innych miastach oraz projekty przyszłych kontraktów menniczych. Bardzo
zawansowane są sprawy otwarcia dodatkowej mennicy w Grodnie, pozyskania
wielkiej ilości srebra z Holandii oraz nowego kontraktu dla Gartenberga, który
będzie obowiązywał od 1769 roku. Tak skończył się rok 1768. W każdym razie
według publikacji Kurnatowskiego znamy dokładne ilości monet wybitych w tym „dziwnym
roku”, gdyż dane te zostały zawarte w rękopisie Puscha, których źródłem były oryginalne
raporty mennicze. Według tych danych zostało wybitych półzłotków o wartości zaledwie
85 złotych, co daje 170 sztuk. Ile w tym może być prawdy i dlaczego istnieją
podejrzenia, że te dane nie są prawdziwe?
Po pierwsze przeanalizujmy, dlaczego w księgach
menniczych podano tak uderzająco mały nakład. Zgodnie z ordynacja menniczą z
1766 roku z jednej grzywny kolońskiej srebra wybijano 160 sztuk półzłotków,
zatem roczny nakład w ilości 170 egzemplarzy jest trudny do zaakceptowania.
Dodatkowo wiemy, że monety bito z odpowiednio przygotowanego stopu. Dla półzłotków
próba srebra wynosiła 0,437 co oznacza, że z jednej grzywny kolońskiej stopu
wybijano dokładnie 70 sztuk dwugroszy. W tym kontekście do wybicia 170 sztuk
monet mennica musiała by przygotować specjalnie stop o wadze zaledwie 2,428571 grzywny,
co po przeliczeniu na znane nam dziś jednostki wynosi 0,568 kilograma. Trudno
wyobrazić sobie mennice w stolicy, która bije w ciągu roku monety z pół
kilograma surowca. Nie wiem, jaki była minimalna ilość materiału potrzebnego do
uruchomienia procesu, ale pół kilograma, które można schować do kieszeni wydaje
się śmieszne. Władysław Terlecki w monografii mennicy warszawskiej opisując
zasadę działania zakładu podaje, że wybicie jednej monety za pomocą maszyny
balansowej (jednej z, sześciu), którą obsługiwało trzech pracowników zajmowało
około 5 sekund. Tym samym wybicie 170 sztuk dwugrosza zajęłoby mennicy około 14
minut. Oczywiście zakładając, że cały nakład wybito by tylko na jednej
maszynie. Jeśli by użyć wszystkich sześciu, to czas zmniejszyłby się do około
dwóch i pół minuty. Podaje to tylko by pokazać jak śmieszną ilością jest
oficjalny nakład. Dodatkowo jak później się okaże znamy kilkanaście wariantów tego
półzłotka. Co znaczy, że został on wybity różnymi kompletami narzędzi, które
należało podczas bicia wymieniać na nowe. Idąc już „po bandzie” można wyobrazić
sobie scenę z dwu i pół minutowym procesem bicia półzłotka na 6 maszyn i 18
pracowników z dodatkową sesją wymiany stempli pomiędzy maszynami. Istna beczka
śmiechu. J
Zatem jedno jest pewne, ilość
wybitych monet stemplami z 1768 roku na pewno jest znacznie większa niż
oficjalnie wiadomo. Więc dlaczego nakład został zmniejszony?
Mam na ten temat swoją teorię, a właściwie to nawet
dwie J.
Ważne jednak, że obie są alternatywami i generalnie prowadzą do tego samego
rezultatu, tylko odmiennie tłumaczą przebieg całej akcji. Pierwsza zakłada, że
w raporcie, z którego korzystał Pusch rejestrowano monety wydane do obiegu a nie
faktycznie wybite w mennicy w ciągu 1768 roku. Ten scenariusz zakłada, że dopiero
porównanie oficjalnej informacji o nakładzie ze zużytym materiałem w czasie
jego produkcji może dać odpowiedź ile monet wybito w danym okresie a ile w rzeczywistości
wydano. Dla naszych rozważań twierdze, że monety były produkowane i niewydawane
z rozmysłem, gdyż baron Gartenberg miał już potwierdzony nowy kontrakt, który
startował od początku nowego roku, zatem starał się przetrzymać w magazynach
wybite srebro żeby „policzyło” się już mu, jako wyprodukowane w ramach nowej
umowy. To była ta najprostsza możliwość, kolejna już taka nie będzie J.
Drugi scenariusz, jest oparty na założeniu, że trudności z pozyskaniem srebra
były naprawdę duże. W efekcie był tak dotkliwe, że zdecydowano się na bicie
tylko podstawowych nominałów i praktycznie cały dostępny surowiec został
wykorzystany na wybicie „drobnych” srebrników i „grubszych” dwuzłotówek.
Nakłady tych dwóch srebrnych nominałów w roku 1768 rzeczywiście były milionowe
i w sumie wybito ich niemal 4 miliony sztuk. To tylko wstęp do drugiego
scenariusza. Dalej, zakłada on to, że w II połowie roku 1768 już „za rządów”
Justusa Schroedera w obliczu dalszych braków i problemów z surowcem podtrzymano
decyzje poprzedniego kierownika o dalszym biciu większych ilości srebrnych
groszy i dwuzłotówek. Jednak jak zakładam, ta decyzja zapadła już po
przygotowaniu kompletu stempli dla półzłotków z inicjałami nowego intendenta,
czyli I.S., Wówczas być może nawet, jako próbę techniczną, wybito te 170 sztuk
półzłotka, które notuje u siebie Pusch. Ale co dalej? Ponieważ stemple awersów i
rewersów dla półzłotka nie były wykorzystywane w 1768 roku ich stan był
idealny. Ponieważ narzędzia były „jak nowe”, to zdecydowani się wykorzystać je
do produkcji monet na początku kolejnego roku - jak już sytuacja ze srebrem i
nowym kontraktem Gartneberga się wyjaśniła. Wybito wówczas większą ilość monet,
więc drugi scenariusz zakłada, bicie monet stemplami z 1768 roku w kolejnym roku
1769. Oczywiście można było poprawić datę na stemplach, z cyfry „8” zrobić „9”
i by grało – jednak z nieznanych powodów nie zdecydowano się tego uczynić.
Generalnie w początkowym okresie mennictwa SAP nie mamy przebitek daty na
żadnym z oryginalnych nominałów, więc być może jeszcze wtedy nie stosowano tego
rozwiązania. To tylko moje propozycja i zapewne można mnożyć bardziej
fantastyczne powody, ale dla mnie osobiście takie scenariusze wydają się
całkiem rozsądnym rozwiązaniem. Skoro z grubsza wiemy już jak tłumaczę sobie
powstanie większej ilości tych monet, to w dalszej części zajmiemy się już
opisaniem poszczególnych wariantów oraz dokładniejszym oszacowaniem nakładu
monet z rocznikiem 1768, które jak sądzę w zdecydowanej większości trafiły „do
ludzi” w kolejnym roku.
Na początek analiz zobaczmy, więc ile znamy
wariantów tego półzłotka. Niestety mimo tego, że monet jest z pewnością znacznie
więcej niż „przysłowiowe 170”, to do naszych czasów nie zachowało się ich znów
aż tak wiele, co sprawia, że są to dziś pozycje mniej popularne. Stąd właśnie
miedzy innymi wynikała moja radość z zakupu, która wyraziłem na wstępie tego
wpisu. Zatem monet do porównań mamy mało, ale nie jest tak tragicznie i jak
sądzę nie przeszkodzi nam to w dalszej analizie. Nie startujemy też od zera,
bowiem w najnowszym katalogu monet Stanisława Augusta Poniatowskiego autorzy
opisują 3 „odmiany” tej monety, więc na starcie wydaje się, że mamy pewne, co
najmniej trzy celne strzały.
Najpierw weźmy sobie na warsztat mniej
skomplikowaną stronę monety. Dla półzłotka taką stroną jest rewers. Mamy tam
oczywiście znaną nam dobrze sekwencje napisową w 6 liniach. W pierwszym wersie
od góry mamy nominał, w naszym przypadku to oczywiście „2.GR”. Następnie trzy
linie tekstu zajmuje określenie próby kruszcu, co dla półzłotka znaczy „CLX.
EX/MARCA/PURA.COL”. Dalej mamy rocznik „1768”, a na samym dole znajdują się
inicjały aktualnego mincmajstra mennicy. W naszym przypadku jest to oczywiście
wspomniane już wyżej „I.S.” od Justusa Schroedera. Zatem mamy 6 wierszy tekstu
i nieznany, ale jak czujemy - niezbyt liczny nakład. Stąd pierwsze i podstawowe
pytanie brzmi, ile może być wariantów stempla rewersu. Jest to pytanie o tyle
istotne, że co do zasady rewersy wykorzystywane były niemal wyłącznie do monet
bitych w ramach rocznika, jaki na nich widniał (nie licząc przebitek daty).
Wśród badanych monet nie ma przebitek, więc można założyć, że to właśnie ilość
stempli i ich wytrzymałość w odniesieniu do innych znanych nam roczników
półzłotka pozwoli nam w dalszej części lepiej oszacować ich potencjalny nakład.
Ale wracając do rewersu. Mając tylko 13 monet do analizy, udało mi się
wyznaczyć aż trzy warianty stempla rewersu. Można było, co prawda założyć już
na wstępie, że tyle ich będzie, ponieważ jak wiemy z innych wpisów – ówcześnie
raczej tworzono stemple w seriach i z doświadczenia wynika, że przeważnie serie
zawierały trzy stemple danej strony monety. Oczywistymi punktami kontrolnymi
pomocnymi w odróżnieniu poszczególnych stempli, jakie rekomenduje użyć, to te
najbardziej jaskrawe różnice, czyli te w znakach interpunkcyjnych. Tym samym
nie będę skupiał się na innych, chociaż wiem, że samo ułożenie liter w napisach
w każdym z trzech stempli też rządzi się swoimi prawami. Ale to jest jasne,
trzy różne stemple, zatem trzy warianty ułożenia liter. Pierwszym punktem
kontrolnym a) będzie kropka po GR lub jej brak, drugim b) kropka po PURA lub
jej brak, trzecim c) kropka w inicjałach po literze S lub jej brak. Ponieważ
punkt kontrolny c) na niektórych z monet może być niezbyt czytelny to dodatkowo
zwrócimy uwagę na szerokość napisu MARCA w odniesieniu do wersu powyżej, czyli
CLX. EX i to będzie nasz ostatni punkt d). Ciekawostka, z jaką mamy do
czynienia w rewersie tego półzłotka jest fakt, że na jednym z wariantów stempel
został poprawiony, co widać dokładnie w literze „C” w wyrażeniu MARCA. Pod tą
literą znajduje się jakaś inna, być może „I”, które zostało nabite błędnie, ale
przed wprowadzeniem narzędzia a do użytku w mennicy, pomyłka musiała zostać
dostrzeżona i poprawiona. Teorie mamy już przerobioną, zatem zapraszam do
praktyki. Poniżej przedstawiam szczegółowy opis wariantów oraz zdjęcia każdego
z trzech stempli rewersu.
REWERS
1 -> a) kropka po GR; b) brak kropki po PURA; c) kropka po S; d) MARCA
szeroko
REWERS
2 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) brak kropki po S; d) MARCA
szeroko (dodatkowo przebite „C” w wyrazie MARCA)
REWERS
3 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) kropka po S; d) MARCA wąsko
OK, a teraz przejdźmy płynnie do awersów. Z reguły
to najważniejsza strona monety, na której znajdują się przecież insygnia władzy
jak korona, herby i tytuły króla. Dla nas jednak wyjątkowo ta strona dziś będzie
istotna zupełnie z innego powodu. Tak się, bowiem złożyło, że na dostępnej
próbie monet udało mi się zaobserwować i wyznaczyć również tylko trzy różne
stemple awersu. Jednak jak wiemy, ta cześć monety nie zawiera daty, przez co
stemple (dwa na pewno) zostały wykorzystane również w kolejnym roku do bicia
półzłotków z rocznika 1769. Co jest ciekawe w obliczu określenia wytrzymałości
stempli i estymacji nakładu, – do czego wrócimy już za chwilę. Podczas analiz awersu półzłotka moneta składa
się z 5 głównych obszarów. Pierwszym jest korona, drugim herby, trzecim lewy
wieniec, potem prawy wieniec a na końcu legenda otokowa. Jeśli szukamy różnic w
ramach jednego rocznika, to najczęściej nie są one zbyt wielkie i istotne.
Toteż najłatwiej można je dostrzec analizując te elementy, które są wykonywane
ręcznie przez artystę tworzącego elementy stempla. Taka inwencja twórcza medaliera
najczęściej materializuje się niewielkich elementach i detalach, do których
najczęściej należą ozdobniki, które nie są ściśle określone i dają jakieś tam
pole do popisu. Właśnie do takich elementów monet SAP należą wszelkie motywy
roślinne, które najczęściej dopełniają obraz oplatając główne elementy monety.
Do takich elementów w półzłotku zaliczam oba wieńce i nic dziwnego, że w
poszukiwaniach nowych wariantów koncentruje się właśnie na tych dwóch
elementach. Na obu wieńcach będziemy więc w dalszej części liczyć listki oraz
pasjonować się ich układem i sekwencją występowania. Pierwszym punktem
kontrolnym awersu, określonym, poniżej jako a) będzie lewy wieniec, który
zawiera LISTKI a drugim, opisanym, jako b) będzie wieniec prawy, który
zbudowany jest z LIŚCI. Nazwy oddają ich wielkość. Sekwencje liczone są
dokładnie tak samo jak to robiłem wcześniej, np. we wpisie dla półzłotka z 1771.
Dla pewności zamieszczam zdjęcie objaśniające mój sposób liczenia LISTKÓW
lewego wieńca i LIŚCI prawego, jaki użyłem ponownie w tym wpisie. Poniżej
zamieszczam opis i zdjęcia każdego z trzech stempli awersu..
AWERS
1 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 1,3,2,3); b) 6 LIŚCI (sekwencja 1,4,1)
AWERS
2 -> a) 7 LISTKÓW (sekwencja 2,1,2,2); b) 8 LIŚCI (sekwencja 2,4,2)
AWERS
3 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 2,2,3,2); b) 7 LIŚCI (sekwencja 1,4,2)
Kolejność awersów ułożyłem pod względem tego ile
wariantów półzłotka z 1768 zostało wykorzystane w kolejnym roku. Stąd AWERS, 1
którego nie spotkałem na monetach z 1769 roku jest podany, jako pierwszy a z drugiej
strony, AWERS 3, który występuje na dwóch wariantach zajmuje ostatnie miejsce.
Teraz, kiedy już omówiliśmy poszczególne stemple
półzłotka z 1768 roku, możemy przejść do połączenia obu stron i wyznaczenia konkretnych
wariantów monet, jakie występowały w badanej prze mnie próbie 13 egzemplarzy. Mamy
po 3 stemple każdej ze stron, ale jak to zwykle bywa, nie każdy awers był
połączony z każdym rewersem. Zatem mimo teoretycznej możliwości wyznaczenia 9
wariantów, ogłaszam, że z moich porównań wynika, że jest ich mniej a konkretnie
5 J.
Poniżej przedstawiam w czytelnym ujęciu tabelarycznych, jakie stemple tworzą
poszczególne warianty.
Mamy warianty, więc teraz tylko krok do ustalenia
ile sztuk każdego z nich spotkałem podczas badania i wyrażenia tej ilości w
ujęciu procentowym. Do tego posłuży nam jak zwykle kolejne zestawienie.
Jak widać mamy do czynienia ze sporym i dość zrównoważonym
rozkładem. Suma procentów daje 99 a nie 100, co wynika z miejsc po przecinku,
których tutaj nie prezentuje. Dokładniejsze dane otrzymamy już w części
poniżej, gdzie rozkład procentowy przeliczam na sztuki z dokładnością… co do
sztuki. J
A teraz, żeby posunąć się krok dalej musimy wreszcie pokusić się o wyznaczenie
nakładu. Znając nakład rocznika i rozkład procentowy poszczególnych wariantów
będziemy mogli już łatwo wy estymować ile egzemplarzy wybito w ramach każdego
wariantu. Zatem jaki był nakład? Wróćmy, na początek do tego, co pisałem już
wyżej. Wiemy, że były 3 stemple rewersu używane wyłącznie do monet w roczniku
1768. Wiemy tez, że były 3 stemple awersu, jednak dwa z nich zostały użyte
również w kolejnym roczniku, co daje nam cenną informacje, że ich stan po
wybiciu całego nakładu 1768 musiał być jeszcze całkiem dobry, na tyle by ich
dalej używać. Daje nam to informacje, że
nakład półzłotków wybitych w 1768 był niższy niż techniczna wytrzymałość użytych
stempli. Być może nawet „zdecydowanie niższy” gdyż żaden w żadnej z napotkanych
monet nie zaobserwowałem efektów zużycia czy tez popękania narzędzia. Ile,
zatem wynosi wytrzymałość jednego stempla. Oczywiście nie da się tego dokładnie
wyznaczyć, gdyż zależy ona od wielu zmiennych w tym tak niewymiernych i
skomplikowanych jak technologia wykonania stempla, technika bicia, głębokość
bicia, rodzaju stopu, umiejętności pracowników, rozwoju i postępu techniki
menniczej oraz wielu innych jak…. szczęście J. Dodatkowo
żywotność narzędzi zależała wówczas od wielkości/przekroju stempla i przyjmuje
się ze narzędzie do bicia talarów wytrzymywało znacznie mniej od stempla do groszy.
Potwierdzają to nakłady monet, które jak wiemy również w czasach SAP były
znacznie liczniejsze w drobniejszej monecie. No dobrze, więc skąd weźmiemy
dane? Można zapytać znawców tematu. Tu jednak odpowiedzi są różne, spotkałem
się z informacją, że średnio w II połowie XVIII wieku jeden stempel uderzał od
10 do 30 tysięcy razy. Nie są to jednak na pewno dane dotyczące konkretnie
półzłotka, gdyż nie słyszałem żeby ktoś tak dokładnie badał ten ciekawy
nominał. Na początek cenną informacją bedą dla nas nakłady roczników
sąsiednich, w których technologia była zapewne porównywalna do tej, jaka
stosowano w interesującym nas okresie. Niestety pechowo trafiamy na roczniki o
ogromnych nakładach o trudnej do oszacowania ilości użytych stempli. Moja praca
nad wpisami dotyczącymi tych roczników jeszcze przede mną, stąd posiłkuje się
danymi uzyskanymi od Rafała Janke, który w zeszłym roku podzielił się ze mną
kilkoma informacjami, z których wynika, że już wtedy notował 24 stemple awersu
półzłotka z 1769 roku …ale był pewien, że w rzeczywistości było ich więcej (sugerował
około 30), tylko różnice są na tyle drobne, że nie od razu rzucają się nam w
oczy. Jeśli można uznać zdanie takiego fachowca za „dobra monetę” to odnieść
nakład 1 509 233 egzemplarzy dwugrosza z rocznika 1769 do ilości
stempli (załóżmy 30), to okazuje się, że za pomocą jednego narzędzia wybito około
50 tysięcy sztuk. Sporo J.
Druga metoda, jaką proponuje jest metodą porównawczą.
Otóż znamy przecież dokładnie nakłady innych roczników półzłotków, można więc
teoretycznie wyznaczyć ilość stempli w podobnym roczniku i odnieść te
informacje do rocznika 1768. To prosty sposób a jak wiadomo zwykle to, co
najprostsze okazuje się najlepsze, zatem idźmy tym tropem. I to będzie mój
osobisty wkład w rozwiązaniu problemu, gdyż dysponuje przecież kilkoma
informacjami na ten temat zaczerpniętych z poprzednich wpisów na blogu. Co
zatem wiem ze swoich badań? W ostatnim roku bicia półzłotków, czyli 1786 trzema
stemplami rewersu wybito nakład 283 365 sztuk. Daje to aż 95 tysięcy sztuk
na jedno narzędzie, czyli jak się okazuje technika mennicza była już wtedy na
tyle zaawansowana, że były to już całkiem zacne wielkości, dwa razy większe niż
w 1769 roku. Jednak to jest sytuacja skrajna, która uznajmy za maksymalną i poszukajmy
coś bardziej podobnego do dzisiaj opisywanej monety. Kolejnym istotnym materiałem
do porównania będzie mój niedawny artykuł o roczniku 1771 (tez blisko 1768), w
którym udowodniłem istnienie po 6 stempli awersu i rewersu, którymi wybito 218
tysięcy egzemplarzy. Dzieląc nakład przez ilość stempli daje nam to średnio 36
tysięcy egzemplarzy na jedno narzędzie. Co ciekawe w tym roczniku są warianty,
na których widoczne jest już delikatne zużycie stempli, stąd można przypuszczać,
że w 1768 powinniśmy założyć nieco mniej. Szukajmy dalej. Całkiem ciekawie było
w opisywanym przez mnie na blogu roczniku, 1785 ponieważ znajdujemy tam dość podobną
sytuacje do dzisiejszej. Mamy po 3 stemple rewersu i 3 awersu (dokładnie jak
dzisiaj) oraz rzadkość od R2 do R4 (podobnie niska popularność) i stosunkowo niewielki
nakład wynoszący 62 828 sztuk. W tym wypadku na jeden stempel przypada
prawie 21 tysięcy sztuk i to będzie nasz mocny punkt odniesienia. Co ciekawe
badając ten rocznik dysponowałem wówczas 15 egzemplarzami, dziś do analizy mam
13 sztuk z rocznika 1768, więc i na tym polu występuje zadziwiające podobieństwo.
Zatem ile? 95,50, 36 czy 21 tysięcy ze stempla? Moim
zdaniem nieco mniej. Jak widać praktycznie z każdym kolejnym rocznikiem wydajność
stempli rosła, zatem można przyjąć, że w początkowym okresie działania mennicy
w Warszawie, a taki był rok 1768 będą to ilości bliskie minimalnej, dolnej
granicy. Dodatkowo pamiętajmy, ze stemple monet z 1768 nie wykazują zużycia a
dwa z nich wykorzystywano jeszcze z powodzeniem do bicia rocznika 1769. Podsumowując,
na potrzebę dzisiejszego badania zakładam okrągłe 20 tysięcy na stempel, co mnożąc
razy 3 narzędzia daje 60 000 sztuk. Tym samym, właśnie tyle egzemplarzy przyjmuje
w dalszych analizach, jako potencjalnie prawdopodobny nakład rocznika 1768.
Zgodnie z tym, w tabelce poniżej moja propozycja nakładów dla każdego wariantu.
A teraz stopień rzadkości. W najnowszym katalogu
duetu Parchimowicz/Brzeziński nakłady i stopnie zostały zapożyczone z
wcześniejszej publikacji Edmunda Kopickiego. Przy naszym dzisiejszym półzłotku
widnieje opis „nakład nieznany”, rzadkość R2. Skoro nieznany, to dziś
postaraliśmy się go określić. Oczywiście nie dysponując żadnymi naukowymi
danymi źródłowymi jest to tylko prosta estymacja, jednak oddaje ona zapewne tak
zwany „rząd wielkości”. Na koniec ostatnia tabelka z szacunkiem stopnia rzadkości,
tradycyjnie według skali Emeryka Hutten-Czapskiego dla polskich monet
historycznych.
Ok, nie pozostaje mi teraz nic innego, jak pokazać i
opisać każdy z wariantów monety. Do tego stosuje nomenklaturę zapożyczoną z najnowszego
(na dziś) katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Dla półzłotków, które nie są
notowane w katalogu, zaproponuje kolejne, wolne oznaczenie i znak zapytania.
PÓŁZŁOTKI
Z 1768
16.c3?
– WARIANT 1 – > REWERS 1/AWERS 1
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany
nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany
rozkład wariantu 1 w roczniku = 31% = 18 462 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R3
16.c2
– WARIANT 2 – > REWERS 1/AWERS 2
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany
nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany
rozkład wariantu 2 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R4
16.c1
– WARIANT 3 – > REWERS 2/AWERS 2
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL/1768/I.S
Szacowany
nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany
rozkład wariantu 3 w roczniku = 23% = 13 846 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R3
16.c4?
– WARIANT 4 – > REWERS 2/AWERS 3
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S
Szacowany
nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany
rozkład wariantu 4 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R4
16.c
– WARIANT 5 – > REWERS 3/AWERS 3
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S.
Szacowany
nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany
rozkład wariantu 5 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R4
Na zakończenie wpisu pozostaje mi już tylko podsumować
dzisiejsze rozwiązywanie numizmatycznych zagadek. W dzisiejszym artykule zmierzyliśmy
się z bardzo realnym problemem z gatunku numizmatyki okresu SAP. Jak tylko
potrafię, starałem się obiektywnie zaproponować możliwe rozwiązania by w
efekcie oszacować rzeczywiście jak najbardziej prawdopodobny nakład monety,
który dotychczas był notowana (nawet w najnowszym katalogu), jako „nieznany”
lub wyrażony w zdumiewającej ilości 170 sztuk – co jak wiadomo musi mocno mijać
się z prawdą. Mam nadzieje, że dzisiejsza „zabawa” przypadła do gustu czytelnikom
bloga a przy okazji pokazałem, że numizmatyka jest ciekawa i pełna nieodkrytych
tajemnic. Co ważne, bo daje szansę nawet zwykłym amatorom i pasjonatom tego
okresu (na przykład takim jak ja) do zmierzenia się z tematem i pokuszenie się
o własne tezy, całkiem realne ustalenia a w efekcie własne odkrycia. Oczywiście
na plus zaliczam sobie też wyznaczenie dwóch dodatkowych wariantów dwugrosza,
przez co jak ktoś ma czas i „dobre oko”, to może pokusić się już o zebranie
każdego z 5 wariantów. No i pamiętajmy o półzłotkach, szanujmy je i zbierajmy,
bo to naprawdę ciekawe monetki, które są tego warte J.
Do zobaczenia, mam nadzieje, że już niebawem.
We
wpisie wykorzystałem następujące publikacje: Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki
do historii medali i monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, „Mennica
Warszawska” pióra Władysława Terleckiego, Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński
„Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, Rafała Janke „Źródła z dziejów
mennicy warszawskiej 1765-1868”. Zdjęcia pochodzą z archiwów aukcyjnych
Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Antykwariatu Numizmatycznego Michał
Niemczyk, portalu aukcyjnego Allegro.pl. oraz wyszukane za pomocą gogle grafika.
Super napisane
OdpowiedzUsuńJak dla mnie lepszego opisu o tej monecie nigdzie nie znalazłem. Często również czytam blog numizmatyczny http://www.skarbnicanarodowa.info.pl/zlote-monety i wiem, że ogólnie cała numizmatyka to bardzo szeroki obszar. Mimo wszystko to co tutaj zostało opisane to mistrzostwo świata. Bardzo fajnie, że istnieją miejsca gdzie polska numizmatyka nadal się rozwija i są ludzie którzy chcą kolekcjonować stare monety.
OdpowiedzUsuń