sobota, 18 marca 2017

Półzłotek 1768, czyli rozwiązujemy numizmatyczną zagadkę

Generalnie do czasu opisania pruskich fałszerstw starałem się na blogu nie poruszać wątków związanych oryginalnymi monetami z początkowych lat panowania Stanisława Augusta. Głównie z racji tego, żeby nie mieszać razem tych kilku tematów. Teraz, kiedy prusaki zostały z już przez mnie grubsza opisane, mogę powoli zabierać się za te niezwykle ciekawe roczniki. W nagrodę (dla mnie J) na pierwszy ogień idzie dzisiaj moneta szczególna, gdyż wracam do jednego z moich ulubionych nominałów. Do monet, których w swojej kolekcji XVIII wiecznych sreberek posiadam zdecydowanie najwięcej, czyli do półzłotka. Po kilku latach, w których nastawiłem się wyłącznie na okres SAP, uważam, że jest to jeden z najciekawszych i najbardziej różnorodnych nominałów i pewnie, gdybym teraz podejmował decyzje o kierunku swoich zbiorów to… rozważyłbym zbieranie wyłącznie samych dwugroszy. Dwadzieścia lat bicia tego nominału spowodowała, że zbierając półzłotki nie można się nudzić. Mnogość typów, odmian i wariantów, jaką możemy spotkać w tym nominale gwarantuje każdemu z amatorów mennictwa ostatniego króla, wiele radości w ich w ich pozyskiwaniu, zbieraniu, opisywaniu i kompletowaniu. Pomimo pozornej ilości i dostępności dwugroszy na rynku, uzyskanie kompletu chociażby w obrębie rocznika, jest zadaniem nie lada, na którym można „połamać sobie zęby” …a przy tym mieć z tym wiele zabawy. Gwarantuje również, że w większości roczników jeszcze teraz można znaleźć po kilka nigdzie nieopisanych wariantów. Więc dla poszukiwaczy numizmatycznych nowości, to naprawdę teren godny wyjątkowej uwagi. Być może to, co napisałem powyżej będzie kiedyś drobną inspiracją dla młodszego pokolenia amatorów mennictwa ostatniego króla. Być może ktoś z tego pokolenia stojąc na rozdrożu i zadając sobie pytanie „to, co właściwie w końcu mam zacząć zbierać?”, natknie się na ten wpis i wybierze właśnie półzłotki Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zatem do dzieła, zachęcajmyż!

W kontekście powyższego wstępu, aktualny artykuł powinien być ciekawy, bo w końcu poruszamy przecież wyjątkowy rocznik. Rocznik 1768 jest szczególny z kilku powodów i w dalszej części tekstu będziemy je wszystkie powoli analizować. Jednak tak naprawdę, to moją bezpośrednią inspiracją do napisania dzisiaj tego artykułu, był jakże radosny fakt pozyskania (wreszcie) do zbioru jednego egzemplarza półzłotka z tego rocznika. Brakowało mi rocznika 1768, zatem kolejna dziura w moim zbiorze została zalepiona, więc jak tu się nie cieszyć. J Nie jest to moneta zbyt popularna w handlu, a już trafić na zdrowy i czytelny egzemplarz jest niezwykle trudno. Zatem byłem zadowolony podwójnie, raz z samego faktu wygrania licytacji w rozsądnych granicach finansowych a drugi z tego, że stan monety jest co najmniej znośny. W zaufaniu powiem, że mimo tego, iż monetka wygląda na taką, która nie pochodzi z żadnego „uznanego zbioru” a wręcz przeciwnie, gołym okiem widać, że wiele lat przeleżała w niezbyt sprzyjających okolicznościach przyrody, to i tak bardziej mi się taka podoba niż taka „ogrejdowana” i zamknięta w szczelnym slabie. Tak jak naturalne piersi są fajniejsze od silikonów, tak i monety starzejące się naturalnie i dostępne są lepsze od tych do „lizania przez szybkę”. To taka mała dygresja, pierwsza i nie ostatnia. J Egzemplarz nie był czyszczony mechanicznie i pewnie dzięki temu zachował wszystkie swoje piękne i naturalne cechy, które tak sobie cenię. Poniżej pokazuje zdjęcie monety, proszę zwrócić uwagę na niezwykłe kolory, jakie sama Matka Natura utworzyła na jej powierzchni. „Mniód malyna - gryszpan i patyna” jak mówi się u mnie na Pradze J

UWAGA: INFORMACJE PODANE W TYM WPISIE MOGĄ NIE BYĆ JUŻ AKTUALNE. 
ZAPRASZAM DO NOWEGO ARTYKUŁU Z MAJA 2018.

No dobrze a teraz, o co chodzi z tą unikalnością i czy w tak popularnym nominale, jakim jest półzłotek, są w ogóle jakieś niezwykłe monety? Otóż jak się okazuje są i dzisiejsza bohaterka jest tego najlepszym przykładem. Proszę zwrócić uwagę na poniższe zestawienia, oba opisują oficjalny nakład dwugrosza z 1768 i przedstawiają go w tak zwanym kontekście.

Jak widać powyżej w roczniku 1768 mamy do czynienia z sytuacją zaskakującą i niejasną. Z jednej strony mamy przecież II połowę XVIII wieku, w którym takie procesy jak oficjalna sprawozdawczość z działalności mennicy były określone i opierały się na ustandaryzowanych raportach, w których nakład był jednym z głównych czynników. Toteż zanim pokuszę się o zaproponowanie własnej metody na określenie rzeczywistego nakładu, to zastanówmy się przez chwile jak w ogóle doszło do sytuacji, w której nakład monet wyprodukowanych w mennicy koronnej może być dla nas zagadką. Żeby to dobrze przeanalizować warto wrócić do tego okresu i zobaczyć jak działał zakład produkujący monety w roku 1768. Na ten temat mamy wydaje się dość dokładne dane. Po pierwsze te płynące z monografii „Mennica Warszawska” pióra Władysława Terleckiego oraz z drugiej publikacji autorstwa Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki do historii medali i monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”. Wiedza, jaka zawarta została w tych dwóch źródła zaczerpnięta jest bezpośrednio z tak zwanej „epoki”. Jej cennym elementem są informacje, które powinny być niezawodne - jak to określił sam Kurnatowski, cytuję: „ …podajemy spis każdorocznie wybitej monety, ułożony podług rękopisu Stanisława Puscha, ostatniego dyrektora Mennicy Warszawskiej. Spis powyższy uznać musimy za dokładny, gdyż St.Pusch czerpał niezawodnie swe wiadomości z autentycznych źródeł, mając, jako dyrektor Mennicy Warszawskiej dokumenta mennicze pod ręką.” Jednak jak wiemy spis Puscha pomimo tego, że sam w sobie bardzo cenny i kładący podstawy pod ustalenie nakładów monet w okresie SAP nie jest wolny od kilku nieścisłości, do których zresztą sam Kurnatowski się przyznaje i dziwi, że te jawne błędy zostały popełnione. Czy w przypadku półzłotka z 1768 roku tez mamy do czynienia z kolejnym jawnym błędem? O tym w dalszej części artykułu.

Podstawowa wiedza, którą należy mieć analizując ten problem jest taka, że jak wiadomo w roku 1768 mennica pomimo tego, że była „koronna”, to z braku środków na jej funkcjonowanie oddana była w prywatne ręce. Nie wchodząc zbytnio w szczegóły zarządcą mennic (dodatkowo działała mennica krakowska) w tym okresie był niezwykle barwny przedstawiciel rodzącej się właśnie w naszym kraju klasy przedsiębiorców, baron Piotr Mikołaj Gartenberg von Sadogórski. Tu niech nikogo nie zmyli spolonizowana wersja imienia i nazwiska tego biznesmana, gdyż z urodzenia był Duńczykiem, który pierwotnie nazywał się Neugarten. Ale to tak na marginesie, ponieważ sama postać oraz jej działalność nadaje się na osobny wpis i kiedyś pewnie do tego tematu jeszcze tu powrócę. Zatem mennice miały prywatnego właściciela, który działał na mocy kontraktu, jaki zawarł z Komisją Menniczą będącą wówczas narzędziem władzy królewskiej i państwowej. Jak każdemu amatorowi monet SAP wiadomo, stopa mennicza, jaka została uchwalona w 1766 roku powodowała to, że nasze monety były „za dobre” jak na te czasy, gdyż zawierały w sobie więcej cennego kruszcu niż pieniądze krajów sąsiednich. Skutkowało to po pierwsze trudnością z pozyskaniem odpowiedniej ilości surowca do ich produkcji a z drugiej masowym wywożeniem wybitych w Polsce monet za granicę. Ta sytuacja przekładała się bezpośrednio na zyski mennicy i skutkowała tym, że zarządca mennic Gartenberg w praktyce nie zarabiał (często jego zdaniem nawet tracił) na biciu monet złotych i srebrnych. Ponieważ jednak baron był przedsiębiorcą posiadającym odpowiednią wiedzę, umiejętności i fortunę, to mimo wielu niesprzyjających okoliczności jednak jego działalność była skalkulowana na osiągniecie znacznego zysku. I tu dochodzimy do sedna całego biznesu, gdyż podstawowym zyskiem z mennicy było bicie monet miedzianych, których wewnętrzna wartość miedzi była o wiele niższa niż wskazywałby ich nominał. Mamy, zatem zagranicznego przedsiębiorcę, który zarabia wyłącznie na miedziakach, zatem nic dziwnego, że z całych sił starał się wyprodukować ich jak najwięcej a jak ognia unikał wypełnienia kontraktu dla monet srebrnych. Jednak z kontraktu na administrację mennic wynikało, że nie może on tej dochodowej miedzi przebić tyle ile by chciał, ale jest ograniczony konkretnymi zapisami, które stanowią, że na 7 grzywien srebra może przetworzyć i wybić tylko 1 grzywnę miedzi. Dodatkowo na to, żeby tego dopilnować król opłaca dyrektora mennicy, probierza i medaliera. Trzeba przyznać, że władca sam znający się nieco na mennictwie oraz korzystający z wiedzy swojego przyjaciela-znawcy Augusta Moszyńskiego, dobrze zabezpieczył ten temat i nie było szans żeby powtórzyły się sceny znane z poprzednich zarządów mennic, jak choćby na przykład słynnej działalności imć Boratiniego. Tym samym Gartenbergowi niezwykle trudno było tym wszystkim tak zakręcić, żeby szybko drobić się wielkiego majątku, a taki cel zapewne przyświecał baronowi na początku swojej przygody z polskim mennictwem.

Opisuje tą całą sytuację, ponieważ sprzeczne cele powodowały, na co dzień wiele kontrowersji w relacjach pomiędzy administratorem a królewskimi urzędnikami, którzy „patrzyli mu na ręce” i utrudniali działanie niezgodne z kontraktem. Na początku współpracy w Warszawie, czyli w roku 1766 i kolejnym 1767, kiedy wybijano jeszcze milionowe nakłady monet srebrnych realizując ogromne zapotrzebowanie na nową monetę, nadmiar produkcji miedziaków nie był jeszcze aż tak bardzo widoczny. Jednak z biegiem czasu często mennica nie biła srebra w ogóle i stosunek ilości wybitych monet pomiędzy miedzią a srebrem został mocno zachwiany. Do czego przyczynił się z jednej strony interes zarządcy a drugiej raczej obiektywne trudności z pozyskaniem srebra (w rozsądnej cenie i ilości) dla stołecznej mennicy. W każdym razie w interesującym nas dziś roku 1768, mamy już taką sytuację, w której według uniwersału Komisji Menniczej z dnia 18 kwietnia z zamówionych w mennicy 100 milionów złotych w srebrze i (maksymalnie) 12 milionów złotych w monecie miedzianej – wybito już połowę kwoty w miedzi (czyli 6 milionów złotych) a w srebrze dopiero 28 milionów. Co jak widzimy uzasadnia tezę, że Gartenberrg jak mógł hamował bicie monet srebrnych kosztem dochodowej miedzi. Taki stan spowodował, że urzędnicy królewscy postawili się i zabronili administratorowi dalszego bicia monet miedzianych, co spowodowało, że produkcja w mennicy zupełnie stanęła. Oczywiście Gartenberg był na to wściekły, bo stojący zakład też powodował straty… a srebra i tak nie bił, bo nie było surowca. Patowa sytuacja trwała mniej więcej do połowy roku 1768, wtedy dodatkowo, w dniu 13 czerwca zwolnionego mincmajstra Fryderyka Sylma (F.S.) zastąpiono Justusem Karolem Schroederem (I.S.). To dla naszego dzisiejszego wątku data szczególna. Ponieważ nie znamy żadnego półzłotka z 1768 roku oznaczonego skrótem F.S., znaczy to, że w pierwszej połowie roku nie wybito ani jednej sztuki tego nominału. Zatem wszystkie dzisiaj znane monety, które będziemy opisywać w dalszej części posiadają inicjały I.S. i pochodzą z drugiej połowy roku, kiedy kierownikiem mennicy był Schroeder. Wracamy do historii mennicy. Do końca roku trwają „przepychanki” z zarządcą mennicy, który co chwila skarży się królowi na starty, jakie ponosi z tytułu zakazu bicia miedzi i ciągłych braków srebra oraz przedkłada nowe pomysły na otwieranie mennic w innych miastach oraz projekty przyszłych kontraktów menniczych. Bardzo zawansowane są sprawy otwarcia dodatkowej mennicy w Grodnie, pozyskania wielkiej ilości srebra z Holandii oraz nowego kontraktu dla Gartenberga, który będzie obowiązywał od 1769 roku. Tak skończył się rok 1768. W każdym razie według publikacji Kurnatowskiego znamy dokładne ilości monet wybitych w tym „dziwnym roku”, gdyż dane te zostały zawarte w rękopisie Puscha, których źródłem były oryginalne raporty mennicze. Według tych danych zostało wybitych półzłotków o wartości zaledwie 85 złotych, co daje 170 sztuk. Ile w tym może być prawdy i dlaczego istnieją podejrzenia, że te dane nie są prawdziwe?

Po pierwsze przeanalizujmy, dlaczego w księgach menniczych podano tak uderzająco mały nakład. Zgodnie z ordynacja menniczą z 1766 roku z jednej grzywny kolońskiej srebra wybijano 160 sztuk półzłotków, zatem roczny nakład w ilości 170 egzemplarzy jest trudny do zaakceptowania. Dodatkowo wiemy, że monety bito z odpowiednio przygotowanego stopu. Dla półzłotków próba srebra wynosiła 0,437 co oznacza, że z jednej grzywny kolońskiej stopu wybijano dokładnie 70 sztuk dwugroszy. W tym kontekście do wybicia 170 sztuk monet mennica musiała by przygotować specjalnie stop o wadze zaledwie 2,428571 grzywny, co po przeliczeniu na znane nam dziś jednostki wynosi 0,568 kilograma. Trudno wyobrazić sobie mennice w stolicy, która bije w ciągu roku monety z pół kilograma surowca. Nie wiem, jaki była minimalna ilość materiału potrzebnego do uruchomienia procesu, ale pół kilograma, które można schować do kieszeni wydaje się śmieszne. Władysław Terlecki w monografii mennicy warszawskiej opisując zasadę działania zakładu podaje, że wybicie jednej monety za pomocą maszyny balansowej (jednej z, sześciu), którą obsługiwało trzech pracowników zajmowało około 5 sekund. Tym samym wybicie 170 sztuk dwugrosza zajęłoby mennicy około 14 minut. Oczywiście zakładając, że cały nakład wybito by tylko na jednej maszynie. Jeśli by użyć wszystkich sześciu, to czas zmniejszyłby się do około dwóch i pół minuty. Podaje to tylko by pokazać jak śmieszną ilością jest oficjalny nakład. Dodatkowo jak później się okaże znamy kilkanaście wariantów tego półzłotka. Co znaczy, że został on wybity różnymi kompletami narzędzi, które należało podczas bicia wymieniać na nowe. Idąc już „po bandzie” można wyobrazić sobie scenę z dwu i pół minutowym procesem bicia półzłotka na 6 maszyn i 18 pracowników z dodatkową sesją wymiany stempli pomiędzy maszynami. Istna beczka śmiechu. J Zatem jedno jest pewne, ilość wybitych monet stemplami z 1768 roku na pewno jest znacznie większa niż oficjalnie wiadomo. Więc dlaczego nakład został zmniejszony? 

Mam na ten temat swoją teorię, a właściwie to nawet dwie J. Ważne jednak, że obie są alternatywami i generalnie prowadzą do tego samego rezultatu, tylko odmiennie tłumaczą przebieg całej akcji. Pierwsza zakłada, że w raporcie, z którego korzystał Pusch rejestrowano monety wydane do obiegu a nie faktycznie wybite w mennicy w ciągu 1768 roku. Ten scenariusz zakłada, że dopiero porównanie oficjalnej informacji o nakładzie ze zużytym materiałem w czasie jego produkcji może dać odpowiedź ile monet wybito w danym okresie a ile w rzeczywistości wydano. Dla naszych rozważań twierdze, że monety były produkowane i niewydawane z rozmysłem, gdyż baron Gartenberg miał już potwierdzony nowy kontrakt, który startował od początku nowego roku, zatem starał się przetrzymać w magazynach wybite srebro żeby „policzyło” się już mu, jako wyprodukowane w ramach nowej umowy. To była ta najprostsza możliwość, kolejna już taka nie będzie J. Drugi scenariusz, jest oparty na założeniu, że trudności z pozyskaniem srebra były naprawdę duże. W efekcie był tak dotkliwe, że zdecydowano się na bicie tylko podstawowych nominałów i praktycznie cały dostępny surowiec został wykorzystany na wybicie „drobnych” srebrników i „grubszych” dwuzłotówek. Nakłady tych dwóch srebrnych nominałów w roku 1768 rzeczywiście były milionowe i w sumie wybito ich niemal 4 miliony sztuk. To tylko wstęp do drugiego scenariusza. Dalej, zakłada on to, że w II połowie roku 1768 już „za rządów” Justusa Schroedera w obliczu dalszych braków i problemów z surowcem podtrzymano decyzje poprzedniego kierownika o dalszym biciu większych ilości srebrnych groszy i dwuzłotówek. Jednak jak zakładam, ta decyzja zapadła już po przygotowaniu kompletu stempli dla półzłotków z inicjałami nowego intendenta, czyli I.S., Wówczas być może nawet, jako próbę techniczną, wybito te 170 sztuk półzłotka, które notuje u siebie Pusch. Ale co dalej? Ponieważ stemple awersów i rewersów dla półzłotka nie były wykorzystywane w 1768 roku ich stan był idealny. Ponieważ narzędzia były „jak nowe”, to zdecydowani się wykorzystać je do produkcji monet na początku kolejnego roku - jak już sytuacja ze srebrem i nowym kontraktem Gartneberga się wyjaśniła. Wybito wówczas większą ilość monet, więc drugi scenariusz zakłada, bicie monet stemplami z 1768 roku w kolejnym roku 1769. Oczywiście można było poprawić datę na stemplach, z cyfry „8” zrobić „9” i by grało – jednak z nieznanych powodów nie zdecydowano się tego uczynić. Generalnie w początkowym okresie mennictwa SAP nie mamy przebitek daty na żadnym z oryginalnych nominałów, więc być może jeszcze wtedy nie stosowano tego rozwiązania. To tylko moje propozycja i zapewne można mnożyć bardziej fantastyczne powody, ale dla mnie osobiście takie scenariusze wydają się całkiem rozsądnym rozwiązaniem. Skoro z grubsza wiemy już jak tłumaczę sobie powstanie większej ilości tych monet, to w dalszej części zajmiemy się już opisaniem poszczególnych wariantów oraz dokładniejszym oszacowaniem nakładu monet z rocznikiem 1768, które jak sądzę w zdecydowanej większości trafiły „do ludzi” w kolejnym roku.

Na początek analiz zobaczmy, więc ile znamy wariantów tego półzłotka. Niestety mimo tego, że monet jest z pewnością znacznie więcej niż „przysłowiowe 170”, to do naszych czasów nie zachowało się ich znów aż tak wiele, co sprawia, że są to dziś pozycje mniej popularne. Stąd właśnie miedzy innymi wynikała moja radość z zakupu, która wyraziłem na wstępie tego wpisu. Zatem monet do porównań mamy mało, ale nie jest tak tragicznie i jak sądzę nie przeszkodzi nam to w dalszej analizie. Nie startujemy też od zera, bowiem w najnowszym katalogu monet Stanisława Augusta Poniatowskiego autorzy opisują 3 „odmiany” tej monety, więc na starcie wydaje się, że mamy pewne, co najmniej trzy celne strzały.

Najpierw weźmy sobie na warsztat mniej skomplikowaną stronę monety. Dla półzłotka taką stroną jest rewers. Mamy tam oczywiście znaną nam dobrze sekwencje napisową w 6 liniach. W pierwszym wersie od góry mamy nominał, w naszym przypadku to oczywiście „2.GR”. Następnie trzy linie tekstu zajmuje określenie próby kruszcu, co dla półzłotka znaczy „CLX. EX/MARCA/PURA.COL”. Dalej mamy rocznik „1768”, a na samym dole znajdują się inicjały aktualnego mincmajstra mennicy. W naszym przypadku jest to oczywiście wspomniane już wyżej „I.S.” od Justusa Schroedera. Zatem mamy 6 wierszy tekstu i nieznany, ale jak czujemy - niezbyt liczny nakład. Stąd pierwsze i podstawowe pytanie brzmi, ile może być wariantów stempla rewersu. Jest to pytanie o tyle istotne, że co do zasady rewersy wykorzystywane były niemal wyłącznie do monet bitych w ramach rocznika, jaki na nich widniał (nie licząc przebitek daty). Wśród badanych monet nie ma przebitek, więc można założyć, że to właśnie ilość stempli i ich wytrzymałość w odniesieniu do innych znanych nam roczników półzłotka pozwoli nam w dalszej części lepiej oszacować ich potencjalny nakład. Ale wracając do rewersu. Mając tylko 13 monet do analizy, udało mi się wyznaczyć aż trzy warianty stempla rewersu. Można było, co prawda założyć już na wstępie, że tyle ich będzie, ponieważ jak wiemy z innych wpisów – ówcześnie raczej tworzono stemple w seriach i z doświadczenia wynika, że przeważnie serie zawierały trzy stemple danej strony monety. Oczywistymi punktami kontrolnymi pomocnymi w odróżnieniu poszczególnych stempli, jakie rekomenduje użyć, to te najbardziej jaskrawe różnice, czyli te w znakach interpunkcyjnych. Tym samym nie będę skupiał się na innych, chociaż wiem, że samo ułożenie liter w napisach w każdym z trzech stempli też rządzi się swoimi prawami. Ale to jest jasne, trzy różne stemple, zatem trzy warianty ułożenia liter. Pierwszym punktem kontrolnym a) będzie kropka po GR lub jej brak, drugim b) kropka po PURA lub jej brak, trzecim c) kropka w inicjałach po literze S lub jej brak. Ponieważ punkt kontrolny c) na niektórych z monet może być niezbyt czytelny to dodatkowo zwrócimy uwagę na szerokość napisu MARCA w odniesieniu do wersu powyżej, czyli CLX. EX i to będzie nasz ostatni punkt d). Ciekawostka, z jaką mamy do czynienia w rewersie tego półzłotka jest fakt, że na jednym z wariantów stempel został poprawiony, co widać dokładnie w literze „C” w wyrażeniu MARCA. Pod tą literą znajduje się jakaś inna, być może „I”, które zostało nabite błędnie, ale przed wprowadzeniem narzędzia a do użytku w mennicy, pomyłka musiała zostać dostrzeżona i poprawiona. Teorie mamy już przerobioną, zatem zapraszam do praktyki. Poniżej przedstawiam szczegółowy opis wariantów oraz zdjęcia każdego z trzech stempli rewersu.

REWERS 1 -> a) kropka po GR; b) brak kropki po PURA; c) kropka po S; d) MARCA szeroko
REWERS 2 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) brak kropki po S; d) MARCA szeroko (dodatkowo przebite „C” w wyrazie MARCA)
REWERS 3 -> a) brak kropki po GR; b) kropka po PURA; c) kropka po S; d) MARCA wąsko

OK, a teraz przejdźmy płynnie do awersów. Z reguły to najważniejsza strona monety, na której znajdują się przecież insygnia władzy jak korona, herby i tytuły króla. Dla nas jednak wyjątkowo ta strona dziś będzie istotna zupełnie z innego powodu. Tak się, bowiem złożyło, że na dostępnej próbie monet udało mi się zaobserwować i wyznaczyć również tylko trzy różne stemple awersu. Jednak jak wiemy, ta cześć monety nie zawiera daty, przez co stemple (dwa na pewno) zostały wykorzystane również w kolejnym roku do bicia półzłotków z rocznika 1769. Co jest ciekawe w obliczu określenia wytrzymałości stempli i estymacji nakładu, – do czego wrócimy już za chwilę.  Podczas analiz awersu półzłotka moneta składa się z 5 głównych obszarów. Pierwszym jest korona, drugim herby, trzecim lewy wieniec, potem prawy wieniec a na końcu legenda otokowa. Jeśli szukamy różnic w ramach jednego rocznika, to najczęściej nie są one zbyt wielkie i istotne. Toteż najłatwiej można je dostrzec analizując te elementy, które są wykonywane ręcznie przez artystę tworzącego elementy stempla. Taka inwencja twórcza medaliera najczęściej materializuje się niewielkich elementach i detalach, do których najczęściej należą ozdobniki, które nie są ściśle określone i dają jakieś tam pole do popisu. Właśnie do takich elementów monet SAP należą wszelkie motywy roślinne, które najczęściej dopełniają obraz oplatając główne elementy monety. Do takich elementów w półzłotku zaliczam oba wieńce i nic dziwnego, że w poszukiwaniach nowych wariantów koncentruje się właśnie na tych dwóch elementach. Na obu wieńcach będziemy więc w dalszej części liczyć listki oraz pasjonować się ich układem i sekwencją występowania. Pierwszym punktem kontrolnym awersu, określonym, poniżej jako a) będzie lewy wieniec, który zawiera LISTKI a drugim, opisanym, jako b) będzie wieniec prawy, który zbudowany jest z LIŚCI. Nazwy oddają ich wielkość. Sekwencje liczone są dokładnie tak samo jak to robiłem wcześniej, np. we wpisie dla półzłotka z 1771. Dla pewności zamieszczam zdjęcie objaśniające mój sposób liczenia LISTKÓW lewego wieńca i LIŚCI prawego, jaki użyłem ponownie w tym wpisie. Poniżej zamieszczam opis i zdjęcia każdego z trzech stempli awersu..

AWERS 1 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 1,3,2,3); b) 6 LIŚCI (sekwencja 1,4,1)
AWERS 2 -> a) 7 LISTKÓW (sekwencja 2,1,2,2); b) 8 LIŚCI (sekwencja 2,4,2)
AWERS 3 -> a) 9 LISTKÓW (sekwencja 2,2,3,2); b) 7 LIŚCI (sekwencja 1,4,2)


Kolejność awersów ułożyłem pod względem tego ile wariantów półzłotka z 1768 zostało wykorzystane w kolejnym roku. Stąd AWERS, 1 którego nie spotkałem na monetach z 1769 roku jest podany, jako pierwszy a z drugiej strony, AWERS 3, który występuje na dwóch wariantach zajmuje ostatnie miejsce.

Teraz, kiedy już omówiliśmy poszczególne stemple półzłotka z 1768 roku, możemy przejść do połączenia obu stron i wyznaczenia konkretnych wariantów monet, jakie występowały w badanej prze mnie próbie 13 egzemplarzy. Mamy po 3 stemple każdej ze stron, ale jak to zwykle bywa, nie każdy awers był połączony z każdym rewersem. Zatem mimo teoretycznej możliwości wyznaczenia 9 wariantów, ogłaszam, że z moich porównań wynika, że jest ich mniej a konkretnie 5 J. Poniżej przedstawiam w czytelnym ujęciu tabelarycznych, jakie stemple tworzą poszczególne warianty.

Mamy warianty, więc teraz tylko krok do ustalenia ile sztuk każdego z nich spotkałem podczas badania i wyrażenia tej ilości w ujęciu procentowym. Do tego posłuży nam jak zwykle kolejne zestawienie.

Jak widać mamy do czynienia ze sporym i dość zrównoważonym rozkładem. Suma procentów daje 99 a nie 100, co wynika z miejsc po przecinku, których tutaj nie prezentuje. Dokładniejsze dane otrzymamy już w części poniżej, gdzie rozkład procentowy przeliczam na sztuki z dokładnością… co do sztuki. J A teraz, żeby posunąć się krok dalej musimy wreszcie pokusić się o wyznaczenie nakładu. Znając nakład rocznika i rozkład procentowy poszczególnych wariantów będziemy mogli już łatwo wy estymować ile egzemplarzy wybito w ramach każdego wariantu. Zatem jaki był nakład? Wróćmy, na początek do tego, co pisałem już wyżej. Wiemy, że były 3 stemple rewersu używane wyłącznie do monet w roczniku 1768. Wiemy tez, że były 3 stemple awersu, jednak dwa z nich zostały użyte również w kolejnym roczniku, co daje nam cenną informacje, że ich stan po wybiciu całego nakładu 1768 musiał być jeszcze całkiem dobry, na tyle by ich dalej używać.  Daje nam to informacje, że nakład półzłotków wybitych w 1768 był niższy niż techniczna wytrzymałość użytych stempli. Być może nawet „zdecydowanie niższy” gdyż żaden w żadnej z napotkanych monet nie zaobserwowałem efektów zużycia czy tez popękania narzędzia. Ile, zatem wynosi wytrzymałość jednego stempla. Oczywiście nie da się tego dokładnie wyznaczyć, gdyż zależy ona od wielu zmiennych w tym tak niewymiernych i skomplikowanych jak technologia wykonania stempla, technika bicia, głębokość bicia, rodzaju stopu, umiejętności pracowników, rozwoju i postępu techniki menniczej oraz wielu innych jak…. szczęście J. Dodatkowo żywotność narzędzi zależała wówczas od wielkości/przekroju stempla i przyjmuje się ze narzędzie do bicia talarów wytrzymywało znacznie mniej od stempla do groszy. Potwierdzają to nakłady monet, które jak wiemy również w czasach SAP były znacznie liczniejsze w drobniejszej monecie. No dobrze, więc skąd weźmiemy dane? Można zapytać znawców tematu. Tu jednak odpowiedzi są różne, spotkałem się z informacją, że średnio w II połowie XVIII wieku jeden stempel uderzał od 10 do 30 tysięcy razy. Nie są to jednak na pewno dane dotyczące konkretnie półzłotka, gdyż nie słyszałem żeby ktoś tak dokładnie badał ten ciekawy nominał. Na początek cenną informacją bedą dla nas nakłady roczników sąsiednich, w których technologia była zapewne porównywalna do tej, jaka stosowano w interesującym nas okresie. Niestety pechowo trafiamy na roczniki o ogromnych nakładach o trudnej do oszacowania ilości użytych stempli. Moja praca nad wpisami dotyczącymi tych roczników jeszcze przede mną, stąd posiłkuje się danymi uzyskanymi od Rafała Janke, który w zeszłym roku podzielił się ze mną kilkoma informacjami, z których wynika, że już wtedy notował 24 stemple awersu półzłotka z 1769 roku …ale był pewien, że w rzeczywistości było ich więcej (sugerował około 30), tylko różnice są na tyle drobne, że nie od razu rzucają się nam w oczy. Jeśli można uznać zdanie takiego fachowca za „dobra monetę” to odnieść nakład 1 509 233 egzemplarzy dwugrosza z rocznika 1769 do ilości stempli (załóżmy 30), to okazuje się, że za pomocą jednego narzędzia wybito około 50 tysięcy sztuk. Sporo J.

Druga metoda, jaką proponuje jest metodą porównawczą. Otóż znamy przecież dokładnie nakłady innych roczników półzłotków, można więc teoretycznie wyznaczyć ilość stempli w podobnym roczniku i odnieść te informacje do rocznika 1768. To prosty sposób a jak wiadomo zwykle to, co najprostsze okazuje się najlepsze, zatem idźmy tym tropem. I to będzie mój osobisty wkład w rozwiązaniu problemu, gdyż dysponuje przecież kilkoma informacjami na ten temat zaczerpniętych z poprzednich wpisów na blogu. Co zatem wiem ze swoich badań? W ostatnim roku bicia półzłotków, czyli 1786 trzema stemplami rewersu wybito nakład 283 365 sztuk. Daje to aż 95 tysięcy sztuk na jedno narzędzie, czyli jak się okazuje technika mennicza była już wtedy na tyle zaawansowana, że były to już całkiem zacne wielkości, dwa razy większe niż w 1769 roku. Jednak to jest sytuacja skrajna, która uznajmy za maksymalną i poszukajmy coś bardziej podobnego do dzisiaj opisywanej monety. Kolejnym istotnym materiałem do porównania będzie mój niedawny artykuł o roczniku 1771 (tez blisko 1768), w którym udowodniłem istnienie po 6 stempli awersu i rewersu, którymi wybito 218 tysięcy egzemplarzy. Dzieląc nakład przez ilość stempli daje nam to średnio 36 tysięcy egzemplarzy na jedno narzędzie. Co ciekawe w tym roczniku są warianty, na których widoczne jest już delikatne zużycie stempli, stąd można przypuszczać, że w 1768 powinniśmy założyć nieco mniej. Szukajmy dalej. Całkiem ciekawie było w opisywanym przez mnie na blogu roczniku, 1785 ponieważ znajdujemy tam dość podobną sytuacje do dzisiejszej. Mamy po 3 stemple rewersu i 3 awersu (dokładnie jak dzisiaj) oraz rzadkość od R2 do R4 (podobnie niska popularność) i stosunkowo niewielki nakład wynoszący 62 828 sztuk. W tym wypadku na jeden stempel przypada prawie 21 tysięcy sztuk i to będzie nasz mocny punkt odniesienia. Co ciekawe badając ten rocznik dysponowałem wówczas 15 egzemplarzami, dziś do analizy mam 13 sztuk z rocznika 1768, więc i na tym polu występuje zadziwiające podobieństwo.

Zatem ile? 95,50, 36 czy 21 tysięcy ze stempla? Moim zdaniem nieco mniej. Jak widać praktycznie z każdym kolejnym rocznikiem wydajność stempli rosła, zatem można przyjąć, że w początkowym okresie działania mennicy w Warszawie, a taki był rok 1768 będą to ilości bliskie minimalnej, dolnej granicy. Dodatkowo pamiętajmy, ze stemple monet z 1768 nie wykazują zużycia a dwa z nich wykorzystywano jeszcze z powodzeniem do bicia rocznika 1769. Podsumowując, na potrzebę dzisiejszego badania zakładam okrągłe 20 tysięcy na stempel, co mnożąc razy 3 narzędzia daje 60 000 sztuk. Tym samym, właśnie tyle egzemplarzy przyjmuje w dalszych analizach, jako potencjalnie prawdopodobny nakład rocznika 1768. Zgodnie z tym, w tabelce poniżej moja propozycja nakładów dla każdego wariantu.

A teraz stopień rzadkości. W najnowszym katalogu duetu Parchimowicz/Brzeziński nakłady i stopnie zostały zapożyczone z wcześniejszej publikacji Edmunda Kopickiego. Przy naszym dzisiejszym półzłotku widnieje opis „nakład nieznany”, rzadkość R2. Skoro nieznany, to dziś postaraliśmy się go określić. Oczywiście nie dysponując żadnymi naukowymi danymi źródłowymi jest to tylko prosta estymacja, jednak oddaje ona zapewne tak zwany „rząd wielkości”. Na koniec ostatnia tabelka z szacunkiem stopnia rzadkości, tradycyjnie według skali Emeryka Hutten-Czapskiego dla polskich monet historycznych.

Ok, nie pozostaje mi teraz nic innego, jak pokazać i opisać każdy z wariantów monety. Do tego stosuje nomenklaturę zapożyczoną z najnowszego (na dziś) katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Dla półzłotków, które nie są notowane w katalogu, zaproponuje kolejne, wolne oznaczenie i znak zapytania.

PÓŁZŁOTKI Z 1768

16.c3? – WARIANT 1 – > REWERS 1/AWERS 1
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany rozkład wariantu 1 w roczniku = 31% = 18 462 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.c2 – WARIANT 2 – > REWERS 1/AWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany rozkład wariantu 2 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

16.c1 – WARIANT 3 – > REWERS 2/AWERS 2
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL/1768/I.S
Szacowany nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany rozkład wariantu 3 w roczniku = 23% = 13 846 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

16.c4? – WARIANT 4 – > REWERS 2/AWERS 3
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S
Szacowany nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany rozkład wariantu 4 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

16.c – WARIANT 5 – > REWERS 3/AWERS 3
Awers: napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers: napis w 6 liniach 2.GR/CLX.EX/MARCA/PURA. COL./1768/I.S.
Szacowany nakład łączny rocznika = 60 000
Szacowany rozkład wariantu 5 w roczniku = 15% = 9 231 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R4

Na zakończenie wpisu pozostaje mi już tylko podsumować dzisiejsze rozwiązywanie numizmatycznych zagadek. W dzisiejszym artykule zmierzyliśmy się z bardzo realnym problemem z gatunku numizmatyki okresu SAP. Jak tylko potrafię, starałem się obiektywnie zaproponować możliwe rozwiązania by w efekcie oszacować rzeczywiście jak najbardziej prawdopodobny nakład monety, który dotychczas był notowana (nawet w najnowszym katalogu), jako „nieznany” lub wyrażony w zdumiewającej ilości 170 sztuk – co jak wiadomo musi mocno mijać się z prawdą. Mam nadzieje, że dzisiejsza „zabawa” przypadła do gustu czytelnikom bloga a przy okazji pokazałem, że numizmatyka jest ciekawa i pełna nieodkrytych tajemnic. Co ważne, bo daje szansę nawet zwykłym amatorom i pasjonatom tego okresu (na przykład takim jak ja) do zmierzenia się z tematem i pokuszenie się o własne tezy, całkiem realne ustalenia a w efekcie własne odkrycia. Oczywiście na plus zaliczam sobie też wyznaczenie dwóch dodatkowych wariantów dwugrosza, przez co jak ktoś ma czas i „dobre oko”, to może pokusić się już o zebranie każdego z 5 wariantów. No i pamiętajmy o półzłotkach, szanujmy je i zbierajmy, bo to naprawdę ciekawe monetki, które są tego warte J. Do zobaczenia, mam nadzieje, że już niebawem.

We wpisie wykorzystałem następujące publikacje: Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki do historii medali i monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, „Mennica Warszawska” pióra Władysława Terleckiego, Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, Rafała Janke „Źródła z dziejów mennicy warszawskiej 1765-1868”. Zdjęcia pochodzą z archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk, portalu aukcyjnego Allegro.pl. oraz wyszukane za pomocą gogle grafika.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie lepszego opisu o tej monecie nigdzie nie znalazłem. Często również czytam blog numizmatyczny http://www.skarbnicanarodowa.info.pl/zlote-monety i wiem, że ogólnie cała numizmatyka to bardzo szeroki obszar. Mimo wszystko to co tutaj zostało opisane to mistrzostwo świata. Bardzo fajnie, że istnieją miejsca gdzie polska numizmatyka nadal się rozwija i są ludzie którzy chcą kolekcjonować stare monety.

    OdpowiedzUsuń