środa, 29 marca 2017

Jakie czasy taka „trylogia”, czyli lektura obowiązkowa dla amatorów monet SAP

Dziś trochę nietypowo… a za razem typowo, bo przecież „literatura” jest jednym z głównych elementów mojego bloga i jest nawet specjalnie w tym celu dodana osobna zakładka na wpisy na ten temat. Dawno nic nie pisałem o tym, co ciekawego przeczytałem a co związane jest z okresem historycznym lub bezpośrednio monetami SAP. Nie znaczy to jednak, że nic nie czytałem… jest wręcz przeciwnie J To moje przydługie milczenie na ten temat znaczy, że byłem akurat zajęty czymś innym i nie znalazłem dość wolnego czasu żeby się tym szerzej podzielić. Zatem jak już się przyznałem, czytałem nawet sporo i za chwilkę będę starał się o tym, nieco więcej opowiedzieć.

Zapewne nie tylko ja, ale również wielu innych amatorów monet SAP nieustannie poszukuje informacji dotyczących naszej pasji. Żyjemy w czasach łatwości pozyskania wiedzy. W dobie internetu zapewne większość z nas, właśnie tam kieruje swoje pierwsze kroki, szukając odpowiedzi na pytania lub zwyczajnie interesując się i rozwijając swoją wiedzę. Za przejawem takiego właśnie działania można uznać nawet śledzenie tego, co tam „mądrego” niejaki eleniasz wypisuje na swoim blogu. Więc nasz pęd do wiedzy, nawet ten nieuświadomiony jest bardzo powszechny i jako społeczeństwo informacyjne, wręcz instynktownie działamy właśnie w ten sposób. Nie znaczy to jednak, że należy zapominać o nieco „starszych” metodach pozyskiwania informacji. Osobiście zdradzę sekret, że ja mimo wielu godzin dziennie spędzonych w trybie online i tak doceniam tradycyjne metody a niektóre z nich… to nawet bardzo lubię. Jeśli mogę napisać, jak to u mnie się przejawia, to jest to nic innego jak praca nad codziennym poszukiwaniem odpowiedniego ładunku wiedzy. Informacji, które zajmą mnie i zainteresują a jednocześnie będą wartością dodaną. Zwykle takie poszukiwania pozwalają mi rozwijać znajomość tematów oraz pogłębiać zrozumienie niełatwego okresu historii naszego kraju. Jeśli na chwile odrzucimy internet i skoncentrujemy się na metodach tradycyjnych, to u mnie w praktyce przejawia się to stałym poszukiwaniem nowych pozycji książkowych, które (zakładając wolny czas i wolną głowę) mógłbym przeczytać a pozyskaną wiedzę wykorzystać na blogu. Okazuje się, że paradoksalnie prowadzenie bloga wymaga ode mnie ciągłej pracy i samodoskonalenia. Jak chce żeby było w miarę ciekawie, no to musze się trochę do tego przygotować i postarać, co znaczy, że muszę coś znać i wiedzieć. Jak widać po artykułach, które piszę, raczej nie prowadzę tu naukowych rozważań, nie podaje zbyt wielu przypisów i szczegółowych źródeł. Nie znaczy to jednak, że to, co tu publikuję wymyślam samodzielnie. Co to to nie, mimo odczuwalnego postępu wciąż wiem za mało. Zwykle czerpię pełnymi garściami dane z wielu różnych publikacji, które praktycznie codziennie same wpadają mi w ręce lub (co częściej) pojawiają się na ekranie mojego komputera. I teraz właśnie o jednaj z takich publikacji chciałbym więcej napisać, gdyż uważam ją za więcej niż tylko „bardzo wartościową pozycję”. A na rozruszanie wpisu i na dowód, że nie tylko ja o czytelnictwo się martwię poniżej inspirujący obrazek.
 Jeśli myślimy o literaturze, która mogłaby pomóc nam w dowiedzeniu się czegoś więcej o mennictwie ostatniego króla lub ogólnie w zrozumieniu Polski z II połowy XVIII wieku zwykle szukamy pozycji takich jak katalogi, opracowania naukowe lub pozycje z gatunku beletrystyki historycznej. Wybór literatury numizmatycznej nie jest wielki i praktycznie sprowadza się do kilku podstawowych pozycji oraz kolejnych katalogów i katalogów aukcyjnych, w których monety ostatniego króla odgrywają zwykle pośrednią rolę. Bardziej bogata jest oferta literatury historycznej, która z reguły opisuje lub komentuje niezwykle burzliwe dzieje i losy kraju w końcówce osiemnastego stulecia. Wśród tych pozycji wiele jest wartościowych, które są w stanie bardzo mocno pogłębić naszą wiedzę i stanowią bardzo istotne źródło pozyskania informacji. I to jest fakt, z którym nie dyskutuję a nawet więcej sam też tak mam. Jednak jak pamiętamy opisałem już na tym blogu aktualne katalogi monet SAP, wybrane katalogi aukcyjne, prozę Cata-Mackiewicza o ostatnim władcy oraz jakże istotną dla naszej pasji monografię Władysława Terleckiego o mennicy warszawskiej. Są to absolutne podstawy i teraz, jeśli tylko czas powoli wykonywać kolejne kroki. Kto mnie zna nieco lepiej wie, że lubię żywą i raczej intensywną sztukę. Dość łatwo się nudzę, zatem czasem oczekuję od twórców nie tylko „wyklepania pacierza”, ale również pokombinowania, dostarczania mi nowych smaczków, ciekawej formy, dodatkowych bodźców, które wzmocnią moje zainteresowanie. Stąd właśnie często sięgam po poezję Jacka Kaczmarskiego, który jest dla mnie o tyle cenny, że łączy tematy związane z pasją do historii z moim prywatnym zainteresowaniem muzyką i słowem, tworząc jedyny w swym rodzaju, fascynujący obraz, który trafia mnie prosto w serce i wówczas łatwo przyswajam formę muzycznego przekazu z treścią zawierającą konkretne informacje. Zatem muzyka, poezja, malarstwo to nieco odmienne media, których forma przekazu znacząco różni się od zwyczajnych katalogów monet SAP, jeśli jednak trafią na właściwego odbiorcę mogą być równie cenne. Wróćmy jednak z chmur znów do książek i zadajmy sobie pytanie, czy to musi być tylko literatura faktu, katalog, monografia, kolejne historyczne opracowanie, kolejna „teoretyczna” pozycja pełna interesujących, ale jednak drobnych szczegółów, których i tak od razu nie zapamiętamy.  A jeśli by tak do suchych faktów dodać odrobinę emocji, uczucia, wymyślić ciekawą historię, dodać porywającą akcję i głównego bohatera, czy nie byłoby to cos więcej niż tylko kolejna pozycja na półce z literaturą czasów SAP. Tak to literatura piękna jest dziś moją ofertą dla czytelników bloga. Przyjemne z pożytecznym. Interesująca forma i kopalnia wiedzy. Zatem kiedy wreszcie dochodzimy do wnioski, że nie samymi katalogami monet żyje człowiek, nadszedł czas na kolejny krok. 

Każdy czas ma swoja historię i jak w tytule dzisiejszego wpisu, – „jaki czas taka trylogia”. Myśląc o tej najbardziej znanej, tej jedynej i najciekawszej powieści opisującej burzliwe dzieje Polski trudno nie wspomnieć w pierwszym rzędzie o Henryku Sienkiewiczu i jego „Trylogii”. Pewnie jak większość chłopców, ja też już, jako dzieciak z wypiekami na twarzy zaczytywałem się w tych niesamowitych historiach. A i w szkole w moich czasach była na to moda i pośrednio też metoda na kształtowanie patriotycznych postaw pokoleń młodych obywateli. Czym skorupka za młodu…to prawda, głęboko to gdzieś we mnie utkwiło i siedzi do dziś. Po powieści przyszedł czas na jej ekranizacje i kolejne produkcje filmowe na wyjątkowo wysokim poziomie. Nie jestem telewidzem, więc jedynie wyłącznie za to doceniam wielkanocną ramówkę Telewizji Polskiej, bo wiem, że po raz enty będę miał okazję wraz z Kmicicem stawiać czoła niełatwym przygodom, trudnym wyborom, męskim akcjom… a wszystko zakończy się happy endem i słynnymi słowami „Jędruś… ran twych nie godnam całować chlip chlip chlip”. Z czym się zgadzam i co rok w rok wyciska mi małą łezkę. Więc trylogia i Sienkiewicz to uznana międzynarodowo klasyka i każdy znajdzie w niej tego, czego szuka… mały przykład na fotkach poniżej.

No dobrze, a gdyby była jakaś inna historia, kolejna porywająca trylogia, która opisuje bliższe nam dzieje… dajmy na to, burzliwe losy kraju w II połowie XVIII wieku? Ale jak to, istnieje jakaś druga? Bingo! Jest coś takiego i teraz to już na prawdę (jednak bardzo powoli) przechodzę do meritum. Przyznam od razu, że taki ze mnie „znawca literatury”, że jakoś nigdy wcześniej nie zanotowałem, nie przyswoiłem sobie tego faktu, stąd nie miałem natrętnej świadomości istnienia tej pozycji i chęci jej poszukiwania oraz przeczytania. Na powieść Władysława Reymonta trafiłem nader przypadkowo, szukając danych na temat insurekcji kościuszkowskiej. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem gdzieś w sieci zdjęcie okładek tej trylogii, to zdębiałem. Jak to, to nasz noblista naprawdę napisał jeszcze, jakąś powieść oprócz „Chłopów” i „Ziemi Obiecanej”? I to od razu trylogię? I to od razu o okresie, jakim się akurat interesuję? Szok! Byłem tym nagłym odkryciem poruszony i ciekawość popchnęła mnie do tego, żeby z marszu zakupić sobie komplet używanych książek na znanym portalu aukcyjnym. Tu dodam, że cena była na tyle śmieszna (jednocyfrowa), że uznałem to za dobry żart. Ale potem sprawdziłem i twierdze, że prawdą jest to, iż ludzie w XXI wieku niezbyt sobie cenią klasykę a już lektur to wręcz unikają. Akurat ta pozycja nie była lekturą, ale autor już figurował w świadomości Polaków, jako „TEN” od „tych lektur”, przez co generalnie jego kolejne pozycje są do teraz niezbyt rozreklamowane. Ja wiem, jakie to ważne, żeby starać się zachęcać do tego, co cenne i ciekawe. Wiem to między innymi stąd, że od lat słucham Kazika Staszewskiego, który już dawno mi to wbił do głowy (łba) i uświadomił. Przy okazji polecam krótki utwór, który odnosi się idealnie do dzisiejszego tematu i generalnie do życia w naszych czasach. KNŻ rulez! J

Reklama to znak naszych czasów. Na każdym kroku wdziera się w nasze życie i często nawet nieświadomie jesteśmy powolni emocjom, jakie w nas budzi. Co nie jest reklamowane nie istnieje. Co jest reklamowane często, choćby było „byle gównem” będzie hitem. Weźmy nawet naszą wydałoby się nieco „hermetyczną” pasję. Moda na moneto-podobne wyroby kolekcjonerskie, jaką wyhodował kiedyś Narodowy Bank Polski dziś wraca do nas ze zdwojona siłą wraz z cała armią reklamowych produktów i nowych mód. Prawdziwi inwestorzy i ci nieco „pseudo” widzą w monetach kruszec na trudne czasy. Producenci plastiku i właściciele wtryskarek widzą w numizmatyce rynek zbytu na ich grajdingi. Ludzie wschodu budują swoje biznesy produkując każdy historyczny numizmat „jak nowy” czy to w fabryce czy w garażu. Cwaniacy i zwykli złodzieje przy udziale portali aukcyjnych wciskają nam kit, bo widzą nas, jako „doje krowy” i wielkie biznesy do zrobienia. Gdzie w tym wszystkim prawdziwa pasja, gdzie numizmatyka? Gdzie w tym wszystkim podziały się historia, polityka, kultura, które określały monety w chwili ich obiegania? Gdzie sztuka, praca artystów, gdzie nasza wrażliwość na piękno numizmatów? Trzeba już ukraść największa złotą monetę świata (najlepiej w Belinie) żeby przebić się do świadomości społecznej. Mało jest normalnych newsów popularyzujących numizmatykę, które maja szansę trafić do większej grupy osób. Mam świadomość tego, że takie działania jak chociażby mój blog, jakbym się nawet postarał to i tak tylko działanie niszowe, niezbyt medialne, żeby nie powiedzieć „nudne” i sam kijem Wisły nie zawrócę. Dobrze, że nie mam takiej misji i ambicji żeby to zrobić J. Pojawiają się jednak kolejne pozytywne sygnały. Ostatnio nieco ożywiły się niektóre oddziały Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego, zachęcają nagrywając filmy na Youtube, zapraszam naprawdę warto poszukać ich w sieci. Są też inne ciekawe głosy. Tu wszystkim osobom zainteresowanym naszą pasją polecam film, jaki ostatnio pojawił się na stronie Warszawskiego Centrum Numizmatyki, w którym uczestniczy Pan Ryszard Kondrat Całość ma ciekawą formę nowoczesnego vloga, którego konwencja jest rozmowa z gościem podczas jazdy samochodem. Nie znam szczegółów ale prawdopodobnie jest to część jakiegoś większego projektu, więc może być interesująco. Poniżej link do tej produkcji, z której szczególnie młodsze pokolenie amatorów monet (i banknotów) oraz osoby poszukujące mogą się wiele nowego dowiedzieć lub potwierdzić kierunek, jaki obrali.


No to jak już Kazik zaśpiewał nam o tym, co naprawdę jest ważne w naszym życiu a Pan Ryszard skalibrował inwestorskie oczekiwania-zapędy, wróćmy wreszcie do książki. Pisałem, powyżej, że nie można spodziewać się, że jest to „pozycja na miarę Trylogii Sienkiewicza”. Może i nie, co niektórzy zawodowi recenzenci (zapoznałem się z kilkoma opiniami w sieci) czasem wykorzystują i jawnie narzekają. Jednym może się niezbyt podobać ilość opisów sytuacji, drugim niezbyt hollywoodzka akcja, kolejnym zaś „miałki” bohater i jego czyny, które nie zmieniły świata i tak dalej... Ale z całym szacunkiem - to opinie ludzi postronnych Tak, postronnych, bo zawodowo oceniających publikacje i stosujących do tych ocen grupę swoich subiektywnych mierników. Jednak MY miłośnicy czasów SAP i amatorzy mennictwa ostatniego króla, interesujący się przecież bardzo, w jakich konkretnie warunkach obiegały nasze ulubione monety odkryjemy tam CUDA. Prawdziwe i nieprzebrane CUDA J Kopalnia wiedzy o ludziach, czasach, języku, obyczajach, historii, polityce, postawach, zdradach, wojsku, geografii i tak dalej… jest tak wielka, że czasem brak słów na to jak wiele i jak szybko można sobie przyswoić czytając ciekawą powieść a nie kolejne teoretyczne opracowanie. To zdecydowanie książka o życiu w II połowie XVIII wieku. A jak życie to i pieniądze (monety) występują w nim nader często i czasem w całkiem konkretnych kwotach. Słowem RAJ odkryty dla miłośników numizmatyki tego okresu. A wszystko to pięknie przybrane w ciekawą historię, polityczna intrygę, społeczne przesłanie, niespełnioną miłość oraz walkę o naszą niepodległość. Nie będę oczywiście zdradzał, o czym jest ta znakomita powieść, ale jak sądzę same tytuły trzech tomów zdradzają wiele.
Pierwsza książka nowi podtytuł „Ostatni Sejm Rzeczypospolitej Polskiej” i generalnie opowiada wielowątkową historię rozgrywającą się podczas sejmu w Grodnie w roku 1793.  Z jednej strony mamy głównego bohatera działającego w tajnych strukturach patriotycznych (trzeba dodać, że czasem działa jak kapitan Hans Kloss J) a drugiej cały zbiór charakterystyk wielu postaci (jest tez król) i ich postaw politycznych oraz społecznych. Drugi tom nosi tytuł zaczerpnięty z Pieśni Horacego (1,7,27) „Nil Desperandum”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy „nie ma powodów do rozpaczy” lub „nie wolno tracić nadziei”. Tytuł bardzo dobrze opisuje treść tego tomu, w którym to główny bohater dalej uwija się w wirze działań organizacyjnych zmierzających do wybuchu powstania. Ostatnia część trylogii nosi tytuł „Insurekcja” i opisuje bardzo celnie przebieg początkowego okresu powstania Tadeusza Kościuszki. Mamy tam obrazy bitewne oraz relację z wyzwolenia Warszawy. Jako że jest to w pewnym sensie powieść społecznie zaangażowana - autor sam wywodzący się ze wielodzietnej wiejskiej rodziny – podkreśla wyjątkową rolę chłopów i ich udział w zrywie narodowym. Generalnie autor doskonale uchwycił atmosferę lat 1793-1794, szczególnie tło społeczne tych czasów. Dokładnie przedstawia czas zdrady na tle ostatniego sejmu Rzeczypospolitej, a następnie próby ratowania upadającej ojczyzny. Z dużą dbałością o szczegóły przedstawione zostały przygotowania insurekcji, a następnie okres walk o niepodległość. A wszystko to przy użyciu monet z czasów SAP J

W dalszej części jeszcze kilka słów o autorze i… jego związku z numizmatyką J. Na początku ciekawy życiorys przyszłego noblisty zaczerpnięty z portalu culture.pl. „Władysław Stanisław Reymont - właściwie Stanisław Władysław Rejment. Powieściopisarz, nowelista, reportażysta. Urodził się 7 maja 1867 we wsi Kobiele Wielkie w pobliżu Radomska, zmarł 5 grudnia 1925 w Warszawie. Kolejność imion i pisownię nazwiska zmienił sobie sam na głównie na skutek krytyki ojca, który nie podzielał jego artystycznych zapędów. Był jednym z siedmiorga dzieci wiejskiego organisty, stosunkowo zamożnego i mającego ambicje wyprowadzenia dzieci na ludzi. Z Władysławem Stanisławem szło mu najgorzej: przyszły noblista nie chciał się kształcić ani uczyć gry na organach. Dzieciństwo spędził w Tuszynie, gdzie rodzina przeniosła się, kiedy miał rok. Aby dać mu fach do ręki, ojciec wysłał go do Warszawy, do zakładu krawieckiego. Tu w 1883 ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Robotniczą. Dla uzyskania miana czeladnika przedstawił komisji uszyty przez siebie frak, który podobno "nieźle leżał". Jako osiemnastolatek przyłączył się do wędrownej trupy aktorskiej. Rodzina załatwiła mu pracę niższego funkcjonariusza na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Nudził się na małych stacyjkach w Rogowie, Krosnowej, Lipcach. Powtórnie spróbował kariery aktorskiej. W 1890 związał się z adeptem wiedzy tajemnej, niejakim Puszowem i wyjechał z nim do Niemiec szerzyć spirytyzm. Próbował odbyć nowicjat w klasztorze na Jasnej Górze. Znowu wylądował na stacji kolejowej. W 1894, po niespodziewanym debiucie literackim, przeniósł się do Warszawy i postanowił żyć z pióra. Kiedy jego sytuacja materialna znacznie się poprawiła, dużo podróżował. W latach 90. odwiedził Londyn, Berlin, Włochy, Paryż. W Paryżu zawarł cenne znajomości literackie, m.in. ze Stanisławem Przybyszewskim, Stefanem Żeromskim, Zenonem Przesmyckim. Poznał także przyszłego znakomitego tłumacza Chłopów Franka-Luisa Schoella. Zaczął pisać jako urzędnik kolejowy, żeby zapełnić czymś pustkę jałowego życia. Początkowo wiersze i zapiski z codzienności, później opowiadania i nowele. Te ambicje literackie otoczenie traktowało z szyderstwem. W 1892 wysłał na ręce Ignacego Matuszewskiego do warszawskiego "Głosu" nowelę Śmierć i trochę korespondencji - i ku swojemu zdumieniu zadebiutował. Kilka następnych nowel przyjęła krakowska "Myśl". To dodało mu odwagi, żeby bez grosza przenieść się do Warszawy i zająć wyłącznie pisaniem.W 1900 uległ poważnemu wypadkowi kolejowemu. Otrzymał za to duże odszkodowanie. Kontuzję leczył w Krakowie. Opiekowała się nim znajoma, Aurelia Szabłowska. Opiekunka rozwiodła się z dotychczasowym mężem, wyszła za pisarza i wprowadziła porządek w jego niespokojne życie. Razem dużo podróżowali. Rewolucję 1905 i I wonę światową przeżyli w Warszawie.

Reymont angażował się w działalność społeczną. Był prezesem Związku Pisarzy i Dziennikarzy, potem prezesem Warszawskiej Kasy Przezorności i Pomocy dla Literatów i Dziennikarzy. Uczestniczył także w zakładaniu pierwszej spółdzielni kinematograficznej. Po wojnie (1919-20) wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych, gdzie w środowisku polonijnym szukał pomocy gospodarczej dla odbudowy zrujnowanego kraju. W 1920 kupił majątek Kołaczkowo, ale gospodarowanie szło mu kiepsko, tym bardziej, że zły stan zdrowia zmuszał go do przebywania głównie na Riwierze. Pochowany został na Cmentarzu Powązkowskim, a jego serce - w Kościele Św. Krzyża.Na rosnącej sławie Reymonta usiłowały zbić kapitał prawicowe ugrupowania polityczne. Pisarz przyjaźnił się z najważniejszymi postaciami Narodowej Demokracji, m.in. Janem Popławskim, Romanem Dmowskim i Marianem Kiniorskim, korzystał z ich protekcji i pomocy finansowej. W 1925 był gościem honorowym wielkiej chłopskiej manifestacji zorganizowanej przez przywódcę PSL Piast Wincentego Witosa w jego rodzinnej wsi Wierzchosławicach. I chociaż w utworach Reymonta można doszukać się związków z ideologią tych ugrupowań, wydaje się, że miały one niewielki wpływ na pisarza. Reymont był bowiem ewenementem: samorodnym wybitnym talentem reporterskim, chłonącym rzeczywistość wszystkimi zmysłami i umiejącym przedstawić ją w szerokich panoramach społecznych. Ani naturalizm czy realizm jego utworów, ani elementy poetyki młodopolskiej nie wynikają z jakiejś przyjętej doktryny literackiej, lecz z jego sposobu obserwacji i asymilacji świata. Oczywiście tendencje epoki miały pewien wpływ. Jednak materią jego twórczości (z jednym wyjątkiem) była rzeczywistość, której sam doświadczył: wieś łowicka i wielkie miasto, prowincjonalne stacje kolejowe i teatrzyki objazdowe, światek spirytystów i mediów, życie polonii amerykańskiej. Utwory Reymonta dają ogromną panoramę polskiego społeczeństwa końca XIX i początku XX wieku.

W latach 1913-18 Reymont pracował nad wielką trylogią historyczną, jedynym ważnym utworem opartym na źródłach. Trylogia miała tytuł Rok 1794 (Ostatni sejm Rzeczpospolitej 1913, Nil desperandum 1916, Insurekcja 1918). Powieść jest rodzajem wielkiego zbeletryzowanego reportażu historycznego okresu powstania kościuszkowskiego, analizą przyczyn klęski. Auto w pełni wykorzystał w niej wykazaną już w Ziemi obiecanej i Chłopach umiejętność charakteryzowania zbiorowości i operowania nią w akcji. Reymont bardzo cenił swoja powieść i wiele czasu poświęcił żeby była oparta na sumiennych studiach. Nie jest to powieść typowa w czasach autora. Akcja miłosna Roku 1794 jest nikła i anachroniczna w stosunku do epoki, a bohater pełni częściej rolę świadka wydarzeń niż ich uczestnika, gdyż właściwym bohaterem cyklu jest historia, a celem jego - wielostronne ukazanie sytuacji dziejowej Polski od sejmu grodzieńskiego po insurekcję warszawską. Zasadniczą, niedostrzeżoną przez współczesnych wartością tego bardzo nierównego utworu, w którym znakomite partie opisowe, celne obrazy obyczajowości XVIII-wiecznej sąsiadują z partiami chybionymi, jest - wbrew endeckiej interpretacji - jego warstwa polityczna, interesująca nie tyle w krytyce sprzedajnej magnaterii, ile w charakterystyce ludzi i sił insurekcji.”


W 1924 roku otrzymuje Nagrodę Nobla za "Chłopów". Wyróżnienie przychodzi w momencie, gdy Reymont jest tak chory, że nie może odebrać nagrody osobiście i przybyć na uroczystość w Szwecji. W jego imieniu nagrodę odebrał poseł Polski w Sztokholmie Alfred Wysocki. Czek na 116 718 koron (co równało się 256 999 ówczesnych złotych polskich), dyplom i medal ze szczerego złota przesłano przebywającemu na leczeniu w Nicei nobliście. Tak Reymont skomentował - w liście z 14 listopada - otrzymanie nagrody: "I przyznaję się przed Wami, że ta nagroda uderzyła we mnie istotnym, wstrząsającym piorunem. Bowiem mimo wszelkich nadziei, coraz bardziej zastanawiających pogłosek, w głębi hodowałem niewiarę. Ani na chwilę nie miałem przekonania o dostaniu tej nagrody. Więc kiedy to się stało, poczułem się wprost zdruzgotany wzruszeniem, co w moim stanie serca zaprowadziło mnie znowu do łóżka”. Stan jego zdrowia coraz bardziej się pogarsza i Reymont umiera 5 grudnia 1925 roku.
 Jednak wracając do samej nagrody, to jednym z jej elementów jest już wyżej wspomniany szczerozłoty medal. Do dzisiaj utrzymała się tradycja, gdzie każdy z laureatów otrzymuje złoty medal oraz dyplom, ponadto między wyróżnionych w jednej dziedzinie w danym roku rozdzielana jest nagroda pieniężna. Powyżej prezentuje zdjęcie oryginalnego dyplomu Władysława Reymonta oraz fotografię egzemplarza złotego medalu. Co prawda nie jest to oryginalny numizmat Władysława Reymonta i być może nawet ten, jaki otrzymał w 1924 mógł być nieco inny, jednak na potrzeby bloga zabawiłem się w grawera i wygląda „jak nowy oryginał”, nic tylko wrzucać za Wielki Mur do produkcji i do sprzedaży na portale L Zatem to pierwszy i podstawowy związek autora z numizmatyką. 

Kolejne związki z numizmatyką powstały już po jego śmierci, kiedy to umieszczano wizerunek Reymonta na wszelkiego typu medalach. Nie jestem wielkim znawcą tej sztuki, ale doceniam jej piękno i kunszt wykonania (szczególnie, tych bardziej udanych) J. Dalej mamy monety. Jeśli chodzi o ten związek, to akurat dla mnie jest to nieco dziwne i niezrozumiałe, że autor „Trylogii 1794” nie trafił w okresie PRL na żadna monetę obiegową. Narodowy Bank Polski jakoś nie wykorzystał w pełni postaci noblisty, który wywodził się przecież "z ludu" i o ludzie często pisał. Nie wiem czy na przykład taki Nowotko bardziej niż Reymont pasował do krzewienia ówczesnych idei. Być może tak. Nie znam się zbytnio na PRL-u i nie wiem, dlaczego tak się stało, jednak faktem jest, że NBP „zarezerwował” sobie wizerunek Reymonta jedynie do srebrnych monet kolekcjonerskich oraz z tego co widziałem, do próbnych monet z metali nieszlachetnych. Nie będę się nad tym zbyt rozwodził, gdyż, jako członek Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego delikatnie mówiąc nie popieram klepania monet produkowanych z przeznaczeniem "specjalnie do zbierania", stąd na znak protestu – nie zaprezentuje przykładów monet kolekcjonerskich z noblistą.

Ostatnim związkiem z numizmatyką, jaki przychodzi mi teraz do głowy jest banknot i to nie byle jaki, bo można powiedzieć, że to  jeden z kluczowych nominałów. Milion złotych w PRL-u było przez długi czas symbolem sukcesu i dobrobytu. Oczywiście szczęście nie trwało wiecznie. Tylko do czasu, kiedy hiper inflacja skutecznie zweryfikowała ten pogląd. Ale i tak papier z Reymontem był „mrocznym przedmiotem pożądania” większości rodaków. Nie pamiętam tego zbyt dobrze, ale pierwszą wypłatę wziąłem jeszcze w milionach. Mogę, więc napisać, że mam już spore doświadczenie w byciu milionerem, bo zapewne nie raz posiadałem w portfelu mały plik tych Reymontów i jak znam siebie z młodości, to raczej wydawałem je na wino, kobiety i inne używki J Poniżej prezentuje zdjęcie omawianego biletu Narodowego Banku Polskiego - bardziej dla mnie, żeby sobie na chwilę przypomnieć te siermiężne i szaro-bure czasy, za którymi osobiście nie przepadam.


Trochę dziś namieszałem. Sporo tematów jak zwykle "niechcący" przewineło się przez wpis, który jeszcze wczoraj był pomyślany jako "tylko o literaturze". Dlatego kończąc, dodam kilka zdań komentarza. Opisana przeze mnie po krótce trylogia, do której sam autor przywiązywał dużą wagę, spotkała się w okresie II Rzeczpospolitej z raczej chłodnym przyjęciem czytelników, co zapewne należy przypisać temu, że nie była pisana „ku pokrzepieniu serc". Jednak dla nas, pokolenia żyjącego w pokoju, które nie doświadczyło wojen i okupacji a do tego, prawdziwych miłośników czasów SAP, jak się okazuje dzisiaj - jest to publikacja bezcenna. Powieść skonstruowana sposobem obiektywno-kronikarskim zbudowana na dokładnych studiach oraz wzbogacona niezrównanym talentem pisarskim autora paradoksalnie niesie dziś ze sobą znacznie większy ładunek praktycznej wiedzy niż najświetniejsze nawet publikacje historyków. To powieść sprawia, że czasy i ich bohaterowie ożywają w naszej głowie i do suchych faktów, które znamy z wielu innych źródeł, możemy dodać prawdziwe emocje związane z naszą pasją. Reklama jak pisałem powyżej jest skuteczna, kiedy budzi w ludziach emocje. To musi coś znaczyć, więc emocjonujmy się nie tylko monetami ale i życiem obywateli Rzeczpospolitej Obojga Narodow u schyłku XVIII wieku . Liczę, zatem nieśmiało, że czytelnicy bloga, którzy nie mieli jeszcze okazji (a może lepiej napisać, szczęścia) czytania tej pozycji, przeczytają ten tekst i uczynią ten jedyny słuszny krok. Jak ktoś nie jest do końca przekonany i na początek chce książkę wypróbować (rozkręca się powoli) lub generalnie używa tylko nowych nośników, to na koniec dodam, że książka dostępna jest bezpłatnie w internecie. Ja proponuje konkretnie stronę wirtualnej biblioteki POLONA, gdzie można znaleźć wiele interesujących książek i czytać je do woli J Tu link do tomu 1 trylogii LINK DO 1 TOMU

W dzisiejszym artykule wykorzystałem zdjęcia wyszukane w google grafika, z portalu Wikipedia.pl oraz z rysunki.me LINK . Informacje czerpałem z innych artykułów i recenzji dostępnych w internecie, z portali takich jak culture.pl LINK , biblionetka.pl  LINK , eduteka.pl  LINK oraz kroniki rodziny Talikowiczów-Talikowskich LINK .
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz