środa, 13 czerwca 2018

Wieczorek numizmatyczny, czyli między innymi o tym, czy dobrze jest zbierać jagódki.

Witam czytelników mojej strony spragnionych nowych tekstów J. Również Wy, którzy weszliście tu przez pomyłkę, też jesteście mile widziani J J J. W kilku ostatnich wpisach, zapraszałem na zeszło piątkowy wieczorek numizmatyczny nie gorzej niż sami organizatorzy z GNDM, więc teraz, kiedy emocje związane z tym spotkaniem już opadły, to wypada mi napisać kilka zdań podsumowania z mojego punktu widzenia. Nie będę się jednak porywał na szczegółową relacje, bo przecież jak było wiedzą nie tylko Ci, co byli obecni w warszawskim hotelu Marriott, ale również każdy, kto ma ochotę może wysłuchać wykładów w formie filmików umieszczonych na kanale Youtube. Dla potomności, link do nagranego materiału, który przenosi nas do ponad 4 godzinnego nagrania, znajdzie się na końcu dzisiejszego tekstu, jak już organizatorzy go udostępnią. No i wreszcie dożyłem do czasów, że znalazło się coś dłuższego od moich wpisów J.

Cały poprzedni tydzień byłem bardzo zajęty, mimo tego gdzieś z tyłu głowy żyłem już czekającym mnie wydarzeniem i z wielkimi nadziejami czekałem na piątkowy wieczór. Wiele obiecywałem sobie po spotkaniu innych miłośników numizmatyki, szczególnie tych, których znam jedynie za pośrednictwem internetu lub z którymi jeszcze nie miałem przyjemności się poznać. Po kilku tego typu imprezach, bardziej doceniłem możliwość bezpośredniego kontaktu i wymiany opinii z osobami, które dzielą moją pasję. To dla mnie dość nowy obszar życia kolekcjonera, który ukształtował się dopiero w ostatnim czasie i zdecydowanie ożywczo wpłynął, na jakość doznań związanych z pasją do numizmatyki. Wykłady miały być w tym wszystkim jedynie „wisienką na torcie”, która zwieńczy dzieło, czyli dobrym powodem do tego żeby się spotkać i podyskutować w szerszym gronie. Można nawet uznać, że tak naprawdę to miałem cele wyłącznie towarzyskie J.

Oczywiście nie ulega wątpliwości, że przyciągnęły mnie tam również znane nazwiska, od początku wielokrotnie goszczące na łamach bloga. Szczególnie wielką wartość udziału w piątkowym wydarzeniu miała dla mnie możliwość spotkania dwóch wykładowców, którzy niezaprzeczalnie wywarli wpływ na moje zbieractwo. Mam tu oczywiście na myśli Janusza Parchimowicza, autora mojego ulubionego (jak dotąd) katalogu monet Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz z Rafała Janke, który wspierał mnie na początku mojej bloggerskiej drogi i cały czas pozostaje dla mnie autorytetem w badaniach nad mennictwem okresu SAP.. Na koniec wstępu, jedynie wspomnę, że miałem również drobne oczekiwania, co do poziomu czekających mnie wykładów. W końcu miało to być dla mnie też lekkie przetarcie przed czekającą mnie nazajutrz aukcją. Coś w ten deseń J
Okazało się, że ludzi związanych z badaniem mennictwa okresu Polski Królewskiej było nawet więcej niż na wstępie zakładałem. Każda nowopoznana osoba i każda wymiana poglądów była dla mnie miłym bonusem oraz co tu ukrywać - przyjemnością. Już się tego nauczyłem, że najważniejsze podczas takich imprez są właśnie spotkania i rozmowy odbyte w kuluarach. Na stronie „Zbierajmy Monety”, Pan Jerzy Chałupski w swojej relacji z tego wydarzenia (link znajdziecie obok, w sekcji MOJA LISTA BLOGÓW) już zaznaczył, że pod pewnym względem było to spotkanie integracyjne bloggerów piszących o monetach. Ja miałem to szczęście, że do grona poznanych na wieczorku osób, jako pierwszego włączyłem właśnie… Pana Jurka. Już po zamienieniu kilku zdań wiedziałem, że to zdecydowanie „bratnia dusza” i liczę, że jeszcze kiedyś będzie okazja na dłuższą pogawędkę, bo interesujących tematów z pewnością nam nie zabraknie. A, że całkiem dobrze znam Bory Tucholskie, to mogę porozmawiać nawet o poziomie wody w na jeziorze w Męcikale, czy o dobrych miejscach na grzyby w okolicach miejscowości Małe Swornegacie J.  

Pozostałych bloggerów/youtuberów już znałem. Tomek, Marcin i Krzysztof to barwna i wesoła kompania, w której wyśmienitym towarzystwie nie można się nudzić J.Miło mi było też znów spotkać kolegę Marka Folwarniaka, którego całkiem niedawno poznałem podczas wizyty w łódzkim PTN. To ciekawy rozmówca a do tego zacny kompan, w którego towarzystwie miło upłynął mi czas większej części piątkowych wykładów. Do grona osób, które znam mogę też już dodać Janusza Parchimowicza, z którym miałem okazję zamienić kilka zdań na stronie. Zgodnie z planem, zapytałem go o tajemnicę nie ujęcia w katalogu, zdjęcia ostatnio opisywanego u mnie półzłotka 1775 z inicjałem A.P. Jak wiadomo ta moneta o stopniu rzadkości R8, spoczywa od wielu lat w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie i była dostępna do fotografowania również podczas tworzenia katalogu. Liczyłem, że autor publikacji potwierdzi moje obawy, co do niewłaściwego odczytania daty przez Gumowskiego i późniejszego powielenia tego błędy przez muzealników. Niestety Pan Janusz nie był w stanie mi wiele pomóc i wymówił się niepamięcią tego konkretnego szczegółu. Nie wyglądał mi na osobę z amnezją (wręcz przeciwnie), jednak ilość monet, którą musi przyswajać zbierając materiały do swoich katalogów ma z pewnością swoje minusy i po jakimś czasie wszystko się nieco zlewa. Ja przynajmniej tak właśnie mam J. Okazało się również, że nie jest czytelnikiem blogów w interencie. Mojego „blogaska” zupełnie nie kojarzy i nie zdaje sobie sprawy z tego, co tu czasem „wyprawiam” w kontekście krytyki i uzupełniania jego publikacji. Może to i lepiej J. W każdym razie wyraził umiarkowane zainteresowanie nowymi ustaleniami na temat monet SAP a nawet zająknął się, że jest szansa by w przyszłości uzupełnić te dane w reedycji katalogu. Myślę, że to całkiem ciekawy wątek, który być może kiedyś znajdzie jakąś kontynuacje. O Panu Januszu będzie jeszcze kilka zdań w dalszej części, bo to przecież bardzo barwna postać J.

W końcu poznałem również osobiście Pana Rafała Janke, co było moim drugim celem do zrealizowania na tym spotkaniu. Było miło i sympatycznie, jednak dopiero na koniec imprezy wpadliśmy w dłuższą dyskusję, w której poruszyliśmy jedynie kilka z „miliona” interesujących tematów i której z braku czasu już nie dokończyliśmy L. Kiedy zabraliśmy się za ożywione debatowanie wieczorek przeradzał się powoli w noc i czas na spotkanie zdecydowanie dobiegał końca. No cóż, mówi się trudno. Wszystko, co dobre szybko się kończy. Mam w planie na jesień wybrać się do krakowskiego Muzeum Czapskich, to być może wówczas otworzy się szansa na kontynuacje rozpoczętych dyskusji. Pierwszy krok jest podobno najtrudniejszy, a to już za nami, bo kontakt został nawiązany i wymieniliśmy się telefonami. Skoro już wiadomo jak się wieczorek dla mnie zakończył, to teraz już czas na kilka refleksji związanych z konkretnymi wykładami. Nie będę oryginalny i na początek wstawię program piątkowego wieczoru, który przebiegał pod bardzo zgrabnym tytułem „W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz”.
Na pierwszy ogień poszedł Pan Jerzy Miliszkiewicz, który w swoim wykładzie–pogadance poruszył wiele interesujących tematów i przytoczył sporo ciekawych anegdot związanych z kolekcjonowaniem dzieł sztuki. Wykładowca, którego wcześniej nie znałem, okazał się być genialnym narratorem, który snuł opowieść bazując na swoim bogatym doświadczeniu oraz szerokich kontaktach w środowiskach elit intelektualnych. Z tezy, jaką przez cały wykład forsował prowadzący wychodzi na to, że w naszym hobby najważniejsze są nie monety (obiekty) a człowiek, który je gromadzi. Zdaniem prelegenta, w dzisiejszych czasach kluczowe jest udokumentowane pochodzenie przedmiotu oraz przechowanie i przekazanie tej wiedzy/historii przyszłym pokoleniom. Trudno się z tym nie zgodzić, w końcu numizmaty pochodzące ze znanych zbiorów od lat cieszą się niesłabnącą popularnością wśród miłośników historii. Zdecydowanie gorzej jest z dostępem do informacji i zbiorów gromadzonych aktualnie. Takie czasy, niemal każdy ceni sobie anonimowość i nie wyrywa się na afisz. To, co szczególnie zapamiętałem z tego wykładu, to apel do miłośników monet o większą wspólnotę, bliższy kontakt osobisty oraz o dzielenie się swoimi emocjami związanymi z kolekcjonowaniem. Wychodzi na to, że każdy świadomy miłośnik sztuki dawnej powinien dołożyć starań, żeby jakoś udokumentować swoją pasję. Można to robić bardzo prosto, na przykład biorąc przykład ze mnie i… zakładając swojego bloga J. W wszystko po to, żeby coś po nas zostało oprócz przedmiotów. Szczególnie, gdy nie będziemy mieli szczęścia przekazać pasji najbliższym i nasze zbiory zostaną rozproszone. Staną się wówczas tak naprawdę bezimienne, bez śladów naszej wcześniejszej z nimi zażyłości, znów będą jedynie „zwykłymi” monetami z epoki. Po mnie to już z pewnością „coś” zostanie i teraz to już chyba tylko czas na refleksję, czy nie za wiele J.

Drugi temat to domena Janusza Parchimowicza, który zaprezentował nam swój kolejny katalog, tym razem ogromną księgę o próbach okresu PRL-u. Nie znam się na tym wcale. Wiele pokazanych na ilustracjach monet widziałem po raz pierwszy i pewnie ostatni J. Od samych numizmatów bardziej interesowało mnie podejście autora do tworzenia katalogu oraz procesu zbierania informacji, materiału zdjęciowego i jego analizy. Było podczas tego wykładu kilka zdań na ten temat i to właśnie te fragmenty uważam za cenne doświadczenie dla mnie. Pan Janusz to bardzo kontaktowa osobowość, która świetnie radzi sobie podczas takich imprez i to nie tylko w roli prelegenta. Było widać, że dysponuje ogromna wiedzą i trzeba być naprawdę dobrze przygotowany merytorycznie by wejść z nim w jakąś bardziej szczegółową dyskusję. To dla mnie oczywisty plus, bo ja również nie lubię zbyt „miękkiej gry” i chętnie ścieram się na poglądy. Czasem nawet nie szczędząc drugiej stronie emocjonalnych wycieczek osobistych, z czego rzecz jasna wcale nie jestem dumny. Teraz może mniej sobie na to już pozwalam, bo czuje pewną presję i odpowiedzialność za słowo, ale natury przecież nie zmienisz i zdarza mi się czasem „ryknąć” J.  Piszę o tym jedynie po to, by wykazać praktyczne korzyści, jakie wynikają czasem z braku bezpośredniej dyskusji „trudnych” rozmówców.  W każdym razie ja o wiele bardziej komfortowo będę się teraz czuł, wskazując na blogu mankamenty katalogu Pana Janusza wiedząc, że oto właśnie omija mnie natychmiastowa i nieunikniona cięta riposta z jego strony J.  

Wracając na chwile do samego katalogu monet próbnych PRL-u, to ogromnie zdziwiło mnie to, że ktoś może chcieć wydać jeszcze większą knigę niż posiadany przez mnie katalog monet SAP. Ciekawe czy taki ogromny format w praktyce jest użyteczny dla czytelników. Osobiście uważam, że katalog monet Poniatowskiego jest maksimum tego, czym mogę w miarę swobodnie operować. Jeśli robi się to bardzo często, jak w moim przypadku, to łatwo jest o jakąś awarię. Żeby nie być gołosłownym przyznam, że po dwóch latach intensywnego użytkowania publikacji „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, dokładnie trzy dni przed opisywanym właśnie wieczorkiem, mój egzemplarz „odmówił posłuszeństwa” i był się zepsuł L.  Dzięki temu płynnie przejdziemy do kolejnego wykładu, a na pamiątkę tego smutnego wydarzenia, prezentuję zdjęcie uszkodzonego katalogu.
Z rozwaloną książką jawnie związany jest następny wykład, czyli prezentacja Pani Dominiki Świątkowskiej na temat jej przygody ze sztuką introligatorską. Ja niestety nigdy nie byłem fanem „prac ręcznych”. Pewnie, dlatego, że nie mam ku temu ani talentu ani cierpliwości. Majsterkowicz ze mnie marny i robię wyłącznie to, co zrobić/naprawić muszę. Wracając do introligatorstwa, to trzeba przyznać, że prezentacja była nawet interesująca. Uważam, że każdej aktywności człowieka, z której można zrobić sztukę należy się szacunek. Przez pół godziny dowiedziałem się więcej na ten temat niż przez ponad 40 lat życia. Wielkiego zainteresowania z mojej strony jednak nie było, gdyż książki traktuje raczej instrumentalnie. Jednak osobowość prowadzącej, jej narracja oraz zgromadzony na sali warsztat był na tyle ciekawy, że zrezygnowałem z wcześniejszego pomysłu, by wyrwać się w tym czasie na szybką kolację. Zostałem i nie żałuję. A dzięki temu moja dieta zyskała i zapewniłem organizmowi tak oczekiwany niedobór kaloryczny J.  Pod wpływem wykładu, doszedłem do wniosku, że dam szanse specjalistom i z uszkodzonym katalogiem zgłoszę się do okolicznej pracowni introligatorskiej. Zobaczymy, jacy na warszawskiej Pradze są introligatorzy i czy dorównają poznanym na wieczorku wysokim wzorcom Pani Dominiki. Nie ukrywam też, że przy okazji liczę na promocyjną, „praską” cenę za wykonaną usługę J.

Jako czwarty wystąpił Pan Dariusz Jasek i opowiedział ciekawe historie o największej złotej monecie okresu Polski królewskiej. To nie był mój okres, ale jako miłośnik pięknych monet nie mogłem przejść przecież obojętnie obok tak cudownego przykładu. Dodatkowo, jako zdeklarowany bydgoszczanin czułem dumę z tego, że dość regularnie bywam w okolicach miejsca gdzie powstało to dzieło sztuki. Na początek napiszę, że zdziwiło mnie to, iż autor otwarcie wychwalał monety pochodzące z bydgoskiej mennicy za ich wybitną jakość. Jakoś dotychczas miałem zakodowane, że bydgoskie monety to były twory raczej II- ligowe, żeby nie napisać niechlujne i na przykład taki Kraków to miażdżył nas swoim stylem jak bocian stonkę. Okazało się, że nie do końca i wiele zależało od fachowców, jacy akurat pracowali w mennicy. Jak w życiu J. Zawsze to coś nowego i dodatkowe +20 punktów do szacunku dla miasta nad Brdą. Co do samej 100-dukatówki, to wykład ograniczył się do pokazu przykładów kilku egzemplarzy oraz do pytań i uwag z nimi związanych. Trochę zastanowił mnie brak dokładnego rozpoznania tematu, co do powodów wybicia takiego nominału i jemu podobnych egzemplarzy oraz szacunków ich nakładu, czy też znajomości losów poszczególnych monet. Szczególnie, że było widać, że Pan Dariusz poświęcił dokładnemu zbadaniu tego tematu wiele energii i pasji, której jednak jakoś brakowało mi w jego wystąpieniu. Nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, co do stopnia zgłebienia problematyki monet wielodukatowych przez wykładowcę, skoncentruje się znów na sobie i swoich doświadczeniach J. Dla mnie to taka pułapka jednowymiarowości, której czasem doświadczam i której się trochę obawiam. Pisząc o srebrnych monetach koronnych okresu SAP staje się „znawcą” bardzo wąskiej dziedziny i czasem mnie samego przeraża moja indolencja w stosunku do podstawowej wiedzy kolegów po pasji, którzy gromadzą szersze spektrum numizmatów. Może nadchodzi dobry czas by ze swoim zbieractwem pójść nieco szerzej i przy okazji dowiedzieć się więcej? Czuję, że warto się nad tym zastanowić…

Oczywistym gwoździem programu, był szeroko zapowiadany wykład Pana Rafała Janke pod intrygującym tytułem „Mennictwo epoki stanisławowskiej - widzisz tyle ile wiesz, czy wiesz, że…”. Zamysłem organizatorów i prelegenta było opowiedzenie historii monet SAP w bezpośrednim nawiązaniu do kolekcji monet Poniatowskiego, która będzie przedmiotem jutrzejszej licytacji. Pomysł w gruncie rzeczy logiczny, jednak do wykonania można by się trochę doczepić, szczególnie jeśli o tym okresie mennictwa wie się już, co nie co. Jednak poziom wykładu ustawiony był tak, aby pasował dla wszystkich chętnych, stąd trudno się dziwić przytaczaniu w nim tak zwanych oczywistych oczywistości, czyli faktów powszechnie znanych. Ja z niecierpliwością czekałem na ciekawostki i „smaczki”, które miały nadejść po nużącym wstępie i odklepaniu wszystkich standardowych wydarzeń i dat. Poniżej zdjęcie, na którym prowadzący omawia III reformę mennictwa SAP z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej.
Tak jak myślałem, najciekawszy fragment nastąpił dopiero po przebrnięciu przez wiedzę encyklopedyczną. Pan Rafał pokazał i opisał, co ciekawsze monety wystawione do sprzedaży na 5 aukcji GNDM a przy okazji starał się wskazywać na ciekawostki widoczne tylko dla znawców tematu. Czyli wiedza tajemna, dla tych, co znają już te miejsca na monetach, na które warto patrzeć J. Z mojej perspektywy, wyszło to całkiem nieźle i z reguły nawiązania były interesujące, przez co dobrze pasowały do obranej formuły wykładu.

W tym miejscu warto nieco więcej wspomnieć o interesującej dyskusji, jaka wywiązała się pomiędzy Panem Januszem Parchimowiczem a prowadzącym opisywany wykład. Wyglądało to trochę jak atrakcja zaplanowana przez organizatorów na koniec spotkania, w postaci burzliwego starcia dwóch autorytetów. Pan Janusz w swoich pytaniach kierowanych z sali w stronę Pana Rafała, już w trakcie wykładu wskazywał na mankamenty prezentowanych tez oraz podkreślał brak pewnych źródeł, doszukując się przy okazji w prowadzącym drobnych oznak megalomanii. Głownie szło o to, że Pan Rafał podczas swojego wykładu często używał wyrażenia „na pewno”, co w stosunku do odległej, XVIII-wiecznej tematyki mogło zastanawiać. Naukowe podejście raczej nie toleruje stawiania arbitralnych stwierdzeń bez poparcia źródeł z epoki. I to nawet tych poczynionych na podstawie wieloletnich badań, empirycznych obserwacji oraz… zdrowego rozsądku.  Obiektywnie patrząc, to w krótkim wykładzie Pana Rafała rzeczywiście nie było zbyt wiele miejsca na wskazywanie źródeł, przez co można było dojść do mylnego przekonania, że wielu stawianych tu tez nie da się udowodnić. Trochę dziwne wydało mi się publiczne podnoszenie tego zagadnienia, gdy większość osób obecnych na sali z pewnością miała świadomość, że akurat, co do źródeł z epoki to Pan Janke jest znany z tego, że jako nieliczny aktywnie bada je od wielu lat. W końcu nawet wydał na ten temat osobną publikację i jego wiedza w moim przekonaniu nie podlega dyskusji. Ale to jakoś zupełnie umknęło pytającemu. Pan Janusz Parchimowicz za wszelką cenę starał się udowodnić własną tezę, że jeśli chodzi o mennictwo stanisławowskie, to rzeczywistości, „na pewno” wiemy bardzo niewiele. Z braku dobrych źródeł, większość stawianych tez jest jedynie naszymi przypuszczeniami, bardziej lub mniej zasadnymi i zawsze warto o tym pamiętać wyciągając „jedynie słuszne” wnioski. Z tego, co wiem, to dobre źródła, które mogły rzucić nowe światło na mennictwo okresu SAP jednak w znacznej części istnieją, ale są z reguły trudnodostępne oraz trzeba by je było odczytać (pismo ręczne) i przetłumaczyć z kilku używanych ówcześnie języków. A to wymaga lat benedyktyńskiej pracy, przez co nie jest to popularny temat badan naukowych. Przy okazji przyznam się bez bicia, że i ja się czasem na tym łapię pisząc bloga, że mając własne wnioski wynikające z obserwacji, „uderzam w ton” absolutnej pewności i traktuję je niemal jak fakty, którymi przecież nie są. Znak to niechybny, że muszę też się pilnować i uważać na słowa, by nie zmyła mnie fala zasłużonej krytyki J.

Mimo wszystko forma dyskusji pomiędzy adwersarzami czasem była dość gwałtowana, co zaniepokoiło niektórych uczestników spotkania. Dobrze się stało, że z obu stron była to jedynie walka na argumenty i nikt na tego typu numizmatyczne spotkania, nie przynosi zabytków znanych z tego, że pomagają by „sprawiedliwość zawsze była po naszej stronie” J. Wtedy właśnie, podczas burzliwej wymiany poglądów, pojawił się temat nieszczęsnych, „tytułowych” jagódek J. Pan Janusz na potrzeby akademickiej dyskusji nieco prowokacyjnie założył, że ilość jagódek w wieńcu miedzianego grosza równie dobrze mogła być znakiem charakteryzującym urobek danego mincerza i z braku dowodów trudno jest taką tezę jednoznacznie wykluczać. Prowadzący wykład nie dał się jednak zbić z pantałyku i sprawnie przytoczył liczne przykłady innych stempli miedziaków, które żadnej jagódki nie posiadają, wskazując na brak konsekwencji i niskie prawdopodobieństwo takich działań. Uwagi obu ścierających się stron były celne, a ja musze przyznać, że sam się często nad tym „na brudno” zastanawiam, obserwując zadziwiającą różnorodność stempli w ramach jednego rocznika. Dlatego też, nie robiłbym z poziomu tej dyskusji problemu. Ba, uważam nawet, że właśnie taka intensywna forma była potrzebna, bo pokazała, jakimi drogami podążają myśli u takich tuzów numizmatyki jak panowie Janke i Parchimowicz. W końcu spór o runo leśne to normalna rzecz, która towarzyszy ludzkości od wieków. Przecież już nie raz jagody i inne maliny były przyczyną znacznie większych tragedii niż ta, przyznajmy to, całkiem niewinna acz głośna wymiana poglądów. Kto pamięta choćby historię niejakiej Balladyny, ten wie, do czego teraz tu piję J. A na poważnie, trzeba wszystkim wiedzieć, że dyskusja zakończyła się miłym gestem, którego byłem świadkiem. Po zakończonym wykładzie, kiedy rozmawiałem z Panem Rafałem, podszedł do nas Pan Janusz Parchimowicz i obaj niedawni oponenci podali sobie rękę na zgodę, zapewniając przy tym, że nie żywią do siebie żadnej urazy. Czy tak jest w istocie, tego nie wiem, ale tak się właśnie poznaje klasę osób. Czy nie można by tak czasem w polityce? J.

Na koniec sesji Pan Rafał zapytał mnie, czy dowiedziałem się podczas jego wykładu, czegoś, czego wcześniej nie wiedziałem? Odpowiedź brzmi, tak. Zrobiłem nawet szereg notatek, zapisując sobie kilka interesujących szczegółów, które wzbogaciły moją wiedzę. Jak na przykład powód niższego nakładu dwuzłotówki z 1767 roku czy informacja, do kogo w mennicy należały punce a do kogo stemple. Generalnie temat organizacji pracy w mennicy i planowania działań rytowników i medalierów bardzo mnie ostatnio zajmuje gdyż uważam go za kluczowy w lepszym zrozumieniu niuansów mennictwa epoki stanisławowskiej. Coś jak prosta zasada – dopóki nie pojmiesz jak i dlaczego dana moneta została wytworzona, to nie masz szans na poznanie wszystkich jej tajemnic. A ja tak bym chciał wiedzieć więcej i więcej, dlatego każdy moment na naukę uważam za dobry J.  Były też i inne ciekawostki, które w przyszłości wykorzystam w artykułach na blogu. Pan Rafał Janke jest ogromną kopalnią wiedzy o okresie SAP i jak to zgrabnie wyraził Pan Parchimowicz próbując „uszczypnąć” swego adwersarza podczas gorącej dyskusji - były na sali „nawet takie osoby" jak ja, które uważają go za autorytet w tej dziedzinie. To akurat mnie rozbawiło i dlatego zapamiętałem ten inteligentny pstryczek właśnie z nadzieją, że uda mi się go przytoczyć na blogu J.

Na koniec mojej przydługiej opowieści, kilka zasłużonych zdań podziękowania dla załogi Gabinetu Numizmatycznego, która zorganizowała to spotkanie. Pamiętam dobrze jak Pan Damian zapowiedział chęć stworzenia w przyszłości panelów dyskusyjnych i mini giełdy przy okazji swoich aukcji. Było mi niezwykle miło uczestniczyć w inauguracyjnym spotkaniu, w którym te plany się zmaterializowały i do teraz jestem pod jego wrażeniem. Dlatego też teraz mogę w imieniu wszystkich obecnych na sali oraz tych, którzy wysłuchali relacji w internecie powiedzieć – Panie Damianie dziękujemy i prosimy o jeszcze J. A, że opłaca się na takie imprezy przychodzić, niech zaświadczy fakt, że organizatorzy postarali się nie tylko o ciekawą oprawę, tematykę i dobrą atmosferę, ale również każdy uczestnik otrzymał niezwykły prezent J. Bibliofilską wersję katalogu aukcyjnego ograniczoną jedynie do oferowanej kolekcji numizmatów Stanisława Augusta Poniatowskiego, którą prezentuje obok. Miłym gestem skierowanym bezpośrednio w moją stronę, którym mogę się podzielić, było wręczenie mi egzemplarza z numerem 50. Jak to był łaskaw przy okazji powiedzieć Marcin – „w podzięce za pomoc” przy opisywaniu pozycji Poniatowskiego do katalogu aukcji. Muszę przyznać, że była to pomoc minimalna i jestem pod ogromnym wrażeniem postępu oraz staranności, jakie załoga GNDM wkłada, w dostarczenie odpowiedniej, jakości opisów sprzedawanej oferty. Wiem, że również i inni miłośnicy monet zwracają na to uwagę, więc jest to już fakt powszechnie znany. Katalogi z aukcji u Damiana, są nie tylko doskonałą ofertą handlową, ale stają się również całkiem użyteczną formą szerzenia wiedzy o numizmatyce. Brawo Panie i Panowie z Gabinetu Numizmatycznego i jeszcze raz bardzo dziękuję za ten niezwykły wieczór J

Ps. Nie wymieniłem w tekście wszystkich poznanych w piątek osób, za co z góry prosze o wybaczenie. Uznałem jednak, że nie będe zdradzał wszystkiego, bo w końcu nie o to chodzi, żeby rejestrować na blogu każdy szczegół. O wrażeniach z 5 Aukcji GNDM oraz o swoich ewentualnych osiągnięciach, napiszę już niebawem w osobnym wpisie.

LINKI DO FILMÓW Z WYKŁADÓW:
• Janusz Miliszkiewicz "Polski rynek antykwaryczny po 1989 roku oczami dziennikarza branżowego" LINK 1
• Janusz Parchimowicz "Katalog Monet Próbnych PRL - zwieńczenie długoletnich prac" LINK 2
• Dominika Świątkowska (Librarium) "Introligatorstwo - sztuka starsza niż druk" LINK 3 
• Dariusz Jasek "Moja przygoda ze studukatówką" LINK 4 
• Rafał Janke "Mennictwo epoki stanisławowskiej. Czy wiesz, że..." LINK 5

W dzisiejszym tekście wykorzystałem dane i zdjęcia ze stron Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oraz wyszukane za pomocą google grafika.

4 komentarze:

  1. Czemu w tym wpisie prawie każde zdanie kończy się wielką literą "J"? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tego tak nie widzę... Co nie znaczy, że być może z tym uśmiechem nieco przesadziłem :-)
    Jednak nie mam z tego tytułu żadnego "kaca", bo tym symbolem chciałem przekazać czytelnikom pozytywne wibracje, jakie związane są z naszym hobby, a których pokaźną dawkę sam otrzymałem uczestnicząc w opisywanym spotkaniu :-)
    W każdym razie, pielęgnuje w sobie tą chwilę, bo jak zaczne pisac o aukcjach to... mina może mi zrzednąć :P

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też rozpocznę od J - jeśli to daje pozytywne wibracje :)
    Co do jagódek, "które rządzą" - nie ma możliwości by na podstawie jagódek rozliczyć pracownika wybijającego monety - kontroler spędziłby z lupą (a bez niej już kompletnie bez szans) kilkakrotnie więcej czasu sprawdzając jagódki niż ów mincerz wybiłby swoje monety, co więcej w mennicy krakowskiej jagódek nie było w 1768 ( a już w większej liczbie od 1767) a w mennicy warszawskiej od 1767 (ostatnia odmiana, która przetrwała do 1794) było zawsze 6 jagódek. Stąd też użyje wyrażenia "na pewno" ilość jagódek nie świadczyła o pracy mincerza. Powód - banalny - rytownik stempli wykonywał od 2 do 5 stempli jednocześnie i w ten sposób czasami dał 4 jagódki czasami 6 w jeden sposób ułożony, później w drugi sposób, ale każdorazowo jak wykonywał stemple to były one podobne. Dobry przykład półgrosz 1786 - 6 stempli czyli 2 x 3 i te dwie trójki są zgoła odmienne od siebie, natomiast trójka jest bardzo podobna do siebie... Talar 1766 (jeszcze raczej nie opisany tutaj, co odradzam prowadzącemu bloga ze dwa lata temu, twierdząc, że najpierw lepiej opisać talary 1788, 1794 i 1795 i porządnie przygotować się do talarów 1766)jest także znany w odmianach kropek(dotychczas)jak "trójki" - 4 x po 3 stemple i w jednym przypadku jest 1 x 2 i 1 x 1 (rytownik mógł popełnić błąd)rewers znany (mnie) w 15 stemplach, a w tym są połączenia stempli - daje niezły mix J ( ;) )
    pozdrawiam serdecznie
    rj

    OdpowiedzUsuń
  4. sorry, miało być półzłotek 1786

    OdpowiedzUsuń