czwartek, 14 grudnia 2017

Aukcja PTN 34, czyli o tym jak zdobyłem nowy skill.

Witajcie, dziś znów będzie o aukcji, jednak nie będzie to taki zwykły wpis J. Bo i impreza Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego nie jest przecież wcale „taka standardowa”. Raz w roku, czasem dwa razy – w gościnnych progach warszawskiego oddziału PTN na starym mieście, organizowana jest aukcja szczególnych numizmatów. Szczególnych, głównie z tego punktu, że są to z reguły monety przekazane do sprzedaży przez kolekcjonerów. To o tyle dziwne i może rzec, że nawet „staromodne”, gdyż raczej trudno tam spotkać oferty tak modnych ostatnimi czasy wyselekcjonowanych, menniczych monet w slabach przeznaczonych w domyśle dla nowych elit finansowych i różnej maści inwestorów. Na imprezie PTN, królują monety wyjęte z kolekcji, obiegowe sztuki w nie najlepszych stanach, ale na pewno ciekawe i warte tego, by się im bliżej przyjrzeć. Tak, więc nie tylko klimat tych imprez jest odmienny, ale i wystawiony materiał ma swój szczególny urok. Marmurowe sale w modnych hotelach, zastępują tutaj przytulne pomieszczenia kamienicy na ulicy Jezuickiej 6/8. Warto na początku również wspomnieć o celu, jaki przyświeca organizatorom, bo nie jest to zawsze jasno wyartykułowane i czasem umyka w natłoku informacji. Otóż pamiętać należy, że aukcja organizowana jest przez osoby w większości pracujące społecznie, a cały zysk netto, jaki osiąga Towarzystwo z organizacji tej imprezy, przeznaczony jest co do zasady na działalność statutową. Można, więc „tak na skróty” uznać, że biorąc udział w tej imprezie pośrednio wspiera się polską numizmatykę, czyli jak by nie było – działa się dla dobra nauki. Sami przyznacie, że to poczucie działania dla dobra większej sprawy, które dla wielu znaczy jeszcze całkiem sporo, jest nie raz więcej warte niż sama możliwość kupna i sprzedaży.

O samej imprezie można napisać wiele, w końcu to święto polskiej numizmatyki. Miejsce, gdzie zawsze można było kupić ciekawe monety po umiarkowanych cenach. Obserwując poczynania organizatorów, jakie miały miejsce jeszcze przed 34 Aukcją PTN, szczególnie nasuwa się postęp, jaki poczyniono dla rozreklamowaniu tej imprezy. Kiedyś elitarna i dostępna dla wtajemniczonych, dziś bardziej powszechna – trafia „pod strzechy” w Polsce i za granicą za pośrednictwem internetu. Tu szczególne wyrazy uznania dla organizatorów, którzy powoli sięgają do współczesnych rozwiązań propagujących numizmatykę. W końcu zysk idzie na rozwój działalności, więc mimo tego, że sam w sobie nie powinien być celem, to jednak wyższa konieczność powoduje, że trzeba zadbać o odpowiedni marketing. A to powoduje, że czasem trzeba wychylić się ze swoich ciepłych stanowisk i szerzej otworzyć na „zwykłych ludzi”. W tym przypadku marketingiem zajmowała się „młoda krew” Towarzystwa, stąd na wszelkich forach i portalach społecznościach, skupiających miłośników numizmatyki nie zabrakło informacji, reklam a nawet filmików promujących to wydarzenie. Ale przejdźmy już do aukcji. Poniżej, na dobry początek prezentuje zdjęcie uczestników, którzy wykorzystali szansę i pojawili się w gościnnych progach Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego by samemu z bliska się przekonać jak prezentują się sprzedawane dziś monety. Mnie w tym gronie nie ma, gdyż będąc wierny słowom wieszcza Adama Mickiewicza… nie pojawiłem się na Jezuickiej J.
 Oczywiście to żart. Żałowałem tego, że nie mogę przybyć osobiście. W dalszej części wpisu okaże się, że ci gentlemani wstając rano by stawić się na miejscu licytacji, wykazali się sporym doświadczeniem i wyszło im to z pewnością jedynie na dobre J.  

A teraz kilka zdań o samej imprezie. Napiszę zaraz, co mi się podobało a co moim zdaniem wymaga jeszcze dopracowania oraz opowiem nieco więcej o ofercie monet Stanisława Augusta Poniatowskiego i o moim udziale w licytacjach. Czyli szykuje się tradycyjny przegląd, jednak taki wcale nie będzie J. Na początek bomba!  Jak podali organizatorzy, do sprzedaży wystawiono sporą grupę numizmatów, bo aż 868 pozycji. Muszę od razu się przyznać, że 5 egzemplarzy z tej licznej grupy stanowiły moje monety. Po raz pierwszy zdecydowałem się pozytywnie zareagować na skierowane do mnie zapytanie o ewentualne przedmioty do sprzedaży. Oczywiście, nic się w mojej postawie ostatnio nie zmieniło i nie planowałem wcześniej niczego, nigdzie sprzedawać. Mój udział w znacznej mierze wynikał z tego, że osoba, która mnie o to „zahaczyła” jest moim znajomym, z którym łączy mnie tylko pasja do monet, ale również i żyłka bloggerska. Ciekawe, kto to ? J. W każdym razie, chciałem jakoś bardziej zaznaczyć swój udział i zdecydowałem się nie wykręcać. Od razu dodam, że nie kierowały mną żadne ekonomiczne pobudki, ot uznałem, że będzie to dla mnie kolejne nowe doświadczenie i bez zwłoki zabrałem się za wybranie monet, które mógłbym oddać w „dobre ręce”. Nie mogły być to oczywiście sreberka z mojego podstawowego zbioru. Już po chwili „przeglądu wojsk” okazało się, że mam nawet sporo monet z różnych okresów mojego zbieractwa, które aktualnie mniej pasują do zainteresowań i zupełnie nie są mi do niczego potrzebne. Z zakamarków klasera w którym trzymam tego typu monety, wydobyłem na światło dzienne prawdziwy „misz-masz zbieracza”. Były tam nieliczne drobne monety polski królewskiej z epok innych niż SAP, nieco więcej powojennych i obiegowych, całkiem sporo PRL-u, dość pokaźny zbiór wczesnych dwuzłotówek Nordic Gold a nawet trafiły się jakieś zagraniczne srebra. Wszystko to bez większej wartości emocjonalnej, numizmatycznej i finansowej. Ponieważ chciałem na aukcję przeznaczyć kilka monet typu „od kolekcjonera dla kolekcjonerów”, to uznałem, że PRL i późniejsze, raczej nie będą dostatecznie „dobre” dla tak szacownego grona. Wybrałem jedynie kilkanaście starszych monet. Część z nich kupiłem kiedyś zbierając wszystko jak leci „bez ładu i składu”, kilka z nich pozyskałem w różnych lotach a reszta, to były monety SAP, które dawniej wymieniłem na lepiej zachowane egzemplarze. W efekcie, 5 moich sztuk zasiliło imprezę. Na pamiątkę, jako pełnoprawny uczestnik otrzymałem gratis katalog 34 Aukcji PTN, co odnotowane zostało stosownym podpisem. Ta transparentność też przypadła mi do gustu. W tym miejscu należy również wspomnieć, że oddając monety dowiedziałem się, iż na aukcjach Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego pobiera się jedynie 10% prowizji od kupna i sprzedaży, co przy podniesieniu kosztów na Allegro (było o tym głośno) oraz w odniesieniu do opłat na innych aukcjach, wygląda bardzo korzystnie. Nie wiedziałem o tym, więc niech będzie teraz to taka bezpłatna reklama, przy okazji J. Poniżej na zdjęciu prezentuję historyczny katalog, w którym po raz pierwszy publikowane są „moje monety” przeznaczone na zbycie. Tym samym uzyskałem dodatkowe punkty doświadczenia potrzebne do uzyskania nowego skilla, „miszcz sprzedaży” ;-).
Określenie „skill” to taka trochę nowomowa, rodem z gier komputerowych, która może trochę kontrastować z dzisiejszym tematem. Nie mniej jednak, ja lubię kontrasty, a to, że „wbiłem nowego skilla” tak mi się spodobało, że aż uczyniłem z tego faktu tytuł dzisiejszego wpisu. Okazało się, że sprzedawanie niepotrzebnych monet wcale nie jest takie straszne. O monetach, które przeznaczyłem na sprzedaż będzie jeszcze okazja nie raz wspomnieć w dalszej części relacji.

Jednak zanim do tego dojdę, to nie byłbym sobą gdybym nie miał kilku ogólnych uwag do organizatorów. Moje intencje są pozytywne, więc mam nadzieje, że opinie będą na tyle zrównoważone i konstruktywne, że pomogą by kolejnej imprezy były jeszcze lepsze. Chwaliłem już promocje i reklamę aukcji, stąd ten temat zamykam i uważam, że w tym obszarze było w tym roku, co najmniej OK. Kolejnym świetnym ruchem było nawiązanie współpracy z platformą sprzedażową OneBid. To tam na aukcjach skupia się teraz uwaga numizmatycznej Polski i rozważnym ruchem było dołączyć do tej zwycięskiej (jak na razie) drużyny. Zakładam, że zarówno PTN jak i dostawca środowiska aukcyjnego, są zadowoleni z podjęcia współpracy. Nie znam warunków, wiec nie mogę się wypowiadać się, co do przyszłości tej kooperacji. W każdym razie jej kibicuje, bo dla uczestników internetowych korzyści były nie do przecenienia. Jeśli ktoś przypomni sobie poprzednią imprezę (można tu skorzystać z mojego wpisu na blogu), gdzie marna, jakość połączenia z internetem stanowiła najgłośniej komentowaną wpadkę organizatorów, to teraz można było o tych problemach niemal zapomnieć. Były drobne przerwy, ale nic co by dyskwalifikowało ta formę sprzedaży. Od strony użytkownika, wszystko chodziło szybko i sprawnie. No przynajmniej w tych okresach, w których sam byłem zalogowany i mogłem obserwować licytacje. Mógłbym nawet zaryzykować tezę, że dawno nie uczestniczyłem w tak ekspresowo prowadzonej aukcji. Oczywiście mam świadomość, że do tego przyczyniła się nie tylko dobra organizacja techniczna, ale również mniejsze zainteresowanie niektórymi ofertami. W każdym razie, będąc kilka razy w budynku Towarzystwa wiem, jaka poważna to sprawa by te stare mury dostosować do nowoczesnych rozwiązań i przyjaznych technologii. Było miło, a teraz czas na kilka uwag. Napisze, co mi się niezbyt podobało.

Na początek zdjęcia. Mam spore uwagi, co, do jakości zdjęć zamieszczonych na portalu aukcyjnym na stronie OneBid. Jak wiadomo, to właśnie dobre zdjęcia sprzedają ofertę i często są „większą połową” sukcesu - szczególnie, kiedy sprzedaż odbywa się na odległość. Stąd subiektywnie oceniłem, że te wykonane i opublikowane na stronie 34 aukcji PTN były gorszej jakości niż standard, jaki został wypracowany na konkurencyjnych imprezach aukcyjnych. Odniosłem nawet osobiste wrażenie, że wyjątkowo na tej aukcji, zdjęcia w wydrukowanym katalogu, mimo że zdecydowanie mniejsze, to i tak lepiej się prezentowały niż te zamieszczone na stronie w internecie. Jak to możliwe? Nie wiem, nie jestem znawcą fotografii. Sam wykonuje fotki starym telefonem, więc co ja tam mogę wiedzieć o zdjęciach… Jednak już, jako odbiorca, mam prawo je skomentować, gdyż potrafię przecież docenić ładnie zrobioną fotografie numizmatyczną, która do mnie przemawia od tej, która mnie raczej zniechęca. Trudno jest opisać słowami, „co konkretnie” mi się w tych fotografiach nie podobało. Jeśli miałbym spróbować to jakoś wyrazić, to moim zdaniem zdjęcia były zbyt ciemne, bez połysku i nie oddawały prawdziwego kolorów monet. Wydaje się, że autorzy nie starali się w ogóle wydobyć piękna z tych numizmatów. Jak zauważyłem, na większości ilustracji nie udało się uchwycić lustra monety, a przez to brak było kontrastów i gry światłem. Z mojej perspektywy fotografie skupiały się jedynie na uzyskaniu wysokiej rozdzielczości. Może to wina oświetlenia? Nie wiem, ja swoje staram się robić w dziennym świetle rozproszonym blisko parapetu okna. To jedna z dwóch zasad, które stosuje, więc trudno mi się wypowiadać, jeśli chodzi o technikę i dawać konkretne rady. Nie chcę być też gołosłowny, więc poddam ocenie czytelników bloga „moje widzi mi się”. Mam taką możliwość, bo przecież były na imprezie moje monety i dysponuje ich wcześniejszymi zdjęciami zrobionymi zwykłą komórką. Poniżej prezentuje dwa zdjęcia tej samej monety, górne jest z katalogu.
 Moje foty oczywiście nie są idealne, mają niską rozdzielczość, nie oddają wszystkich istotnych szczegółów, lecz jedno jest pewne – moneta rzeczywiście posiadała taki błysk i kolor. Widać sporo lichego srebra i resztki lustra menniczego. Ten styl jakoś bardziej mi pasuje. Ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje, więc jeśli ktoś przestrzega tej maksymy to na ratunek jest już za późno J. W każdym razie przyznam, że z trudem odnalazłem swoje monety w katalogu zamieszczonym w internecie. Trudność była do tego stopnia, że dla pewności jeszcze raz sprawdzałem w swoim spisie, czy to na pewno te roczniki dałem na aukcję, bo jakoś monety na zdjęciach nie przypominały mi niczego, co znam… Ot taka historia, z której w moim mniemaniu warto czerpać jakąś naukę. Zyskali z pewnością ci miłośnicy, którzy pojawili się na miejscu i mogli na własne oczy przekonać się o prezencji sprzedawanej oferty. Czy wykorzystali tą wiedzę, tego nie wiem, ale uważam, że można było na aukcji kupić monetę korzystając z mniejszej konkurencji osób, których nie przekonały do licytacji zdjęcia zamieszczone w internecie. Wiem, trochę się czepiam J.

Kolejne uwagi są już drobniejsze, żeby nie napisać techniczne. Pierwsza to ceny wywoławcze, które często nie dawały zbyt dużego miejsca na licytacje. Stąd pewnie tych ponad 200 „spadów”, które nie zostały w ogóle przebite i przyspieszały przebieg całej imprezy. Rozumiem oczywiście, że to właśnie ten niepowtarzalny klimat aukcji tworzy oferta monet od kolekcjonerów. I często towarzyszą tej sprzedaży jakieś wyjątkowo silne uczucia aktualnych właścicieli numizmatów. Co z pewnością ma wpływ na cenę, po której oddają swoje skarby. Jednak bardziej obiektywne podejście i odpowiednia kalibracja oczekiwań ze strony organizatorów z pewnością by pomogła. Apel, dajmy swoje monety wycenić rynkowi. No chyba, że ktoś nie chce sprzedać i wystawia tylko „dla sportu”, to od tego jest Allegro i ebay, gdzie ceny zaporowe są większą częścią wystawianych ofert i tam jest dobre miejsce dla tego typu ofert. Następną uwagą jest dziwne, wyjątkowo niskie postąpienie, które moim zdaniem tylko niepotrzebnie przedłużało niektóre ciekawsze licytacje. Obserwowałem kilka z nich, w której uczestnicy licytując na poziomie ceny dobrych kilkunastu tysięcy złotych przebijali się dzielnie i długo kwotami po 50 pln, co sztucznie wydłużało ten proces. Uważam, że są na OneBid takie aukcje, które mogą być wzorcem dla przyszłych imprez PTN. Oczywiście, nie jest to nic strasznego, ot drobna uwaga do przemyślenia. No i ostatnia sprawa, to opisy monet, które w wersji internetowej były edytowane/poprawiane jeszcze dzień przed aukcją i po tych zabiegach nie były zgodne z wersją papierowego katalogu. Z jednej strony, plus dla organizatorów za elastyczne podejście, jednak z drugiej ktoś mógłby mieć jakieś negatywne uwagi, co do tej niezgodności. Nie wiem czy błąd z zamianą numerów pozycji 478,479 i 480 które wykluczyły je de facto z licytacji, to ta sama grupa błędów, która powstała podczas edycji wersji elektronicznej. W każdym razie nie byłbym szczęśliwy chcąc kupić monetę, która zostaje wycofana w trakcie licytacji, ponieważ … numer oferty na platformie OneBid jest inny niż ten w papierowym katalogu. Taka wpadka, nie może się powtórzyć. Co mam nadzieję, że i bez mojego bloga, jest organizatorom dobrze wiadome.

Teraz o ofercie i monetach Stanisława Augusta Poniatowskiego. Otóż pod tym względem była to dla mnie szczególna impreza, bo… nie planowałem tam zupełnie niczego kupować. Wśród niezbyt bogatej oferty monet SAP nie znalazłem praktycznie żadnej intersującej mnie pozycji. Albo już je miałem, albo ich stan zachowania odczytany ze zdjęć nie przypadł mi do gustu, albo cena wywoławcza była dla mnie nie do przyjęcia albo to …były „moje monety”. Powodów by niczego tu nie kupić, jak widać miałem kilka J. W każdym razie pod względem wydatków, miałem wolną głowę i mogłem skupić się jedynie na oglądaniu licytacji i notowaniu swoich wrażeń. Monet z okresu polski królewskiej nie było wiele, bo zaledwie 80. Wydało mi się to dziwne i rozczarowujące, bo akurat „tymi karmi” się większość znanych mi miłośników numizmatyki. Jedynie okres Zygmunta III Wazy był reprezentowany w miarę licznie, pozostali królowie musieli zadowolić się kilkoma sztukami ze swojego okresu panowania. Stanisław August Poniatowski na tym tle był wiceliderem, z wystawionymi 11 obiektami. Z jednej strony trudno narzekać mając świadomość tego, że „inni mieli jeszcze gorzej”. Nie mniej jednak w tej ilości znalazło się zaledwie garstka licząca 8 srebrnych monet koronnych SAP, które teraz pokrótce scharakteryzuje. Na początek zdjęcia pierwszych 4 egzemplarzy.

Organizatorzy postawili na kolejność od groszy do talarów, stąd zaczynamy drobnicą, czyli fałszywym półzłotkiem bitym ze wsteczną datą 1767. To moneta, której zdjęcie prezentowałem już wcześniej, stąd nie będę zbytnio analizował jej wyglądu, bo zakładam, że jest już znany. Pruskie fałszerstwo z mojego zbioru w ciekawym wariancie, nieodnotowanym w najnowszym katalogu Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Udało mi się jakiś czas temu pozyskać monetę z tego samego stempla w nieco lepszym stanie zachowania, więc tą oddałem na aukcje by trafiła do jakiegoś miłośnika, który doceni jej wyjątkowość. Opis w wydrukowanym katalogu nie był zbyt trafny, lepiej moneta została opisana na stronie aukcyjnej w internecie. Problem z tym sreberkiem polega na przebiciu trzeciej cyfry daty z „7” na „6”. To trochę ewenement i za razem fajna ciekawostka. Zwykle przebija się przecież ostatnie cyfry w dacie i to z reguły z mniejszej cyfry na większą. Tu pruski mincerz zrobił dokładnie odwrotnie J. Dla mnie ta moneta jest szczególna i opisałem ją nieco dokładniej we wpisie o pruskich fałszerstwach dwugroszy. Tam w artykule twierdziłem, że właśnie ten błąd jest dobrym pośrednim dowodem na to, że prusacy bili te półzłotki w latach od 1771 i później, a data 1767 na monecie jest tylko przykrywką. Sadzę, że ten błąd powstał wtedy, gdy pruski pracownik mennicy tworzący fałszywy stempel na nocnej zmianie (na dziennej bito oryginalne pruskie monety), z rozpędu zaczął nabijać na narzędzie prawidłową wówczas datę. Pierwsze trzy cyfry, jakie wykonał to „177”, gdyż były to lata siedemdziesiąte XVIII wieku i tak z reguły tworzyło się stemple. Ostatnia cyfra była często dobijana na końcu, już w tym konkretnym roku, w którym stempel był wykorzystywany. Kiedy Prusak nabił już aktualne „177” to dopiero zorientowano się, że przecież dziś produkują fałszywe polskie półzłotki ze wsteczną datą 1767 i trzeba ten stempel poprawić. Nie przejmując się zbytnio błędem, na trzecią cyfrę daty „7” nabito „6” uzyskując „176”. Potem dobito kolejna siódemkę i teraz już wszystko się zgadzało, można było już spokojnie zacząć podrabiać J. Ot taka historia, która myślę, że całkiem możliwe, iż wydarzyła się naprawdę. W każdym razie, to moja prywatna teza i się jej trzymam J.  Stąd z zadowoleniem przyjąłem, że moneta znalazła nowego właściciela za kwotę 65 złotych, która w tym przypadku jest rzeczą wtórną. Bo przecież nie dla zysku buduje się kolekcje wariantów pruskich fałszerstw monet historycznych. Dalej mieliśmy prawdziwy wysyp podwartościowych 6-cio groszówek z okresu Insurekcji. Mamy rok, w którym hucznie świętowało się powstanie pod wodzą Tadeusza Kościuszki, stąd kupno sobie zabytku, który dodatkowo powstał właśnie z inspiracji wodza XVIII-wiecznej rewolucji, moim zdaniem jest zawsze dobrym pomysłem. Rocznik 1794 sześciogroszówki z czasów schyłku I Rzeczpospolitej ma swój dedykowany wpis na blogu, więc ewentualnie zainteresowanych zachęcam do lektury. Wracając do monety numer dwa. Stan tej groszówki oceniono na II plus, co przy tych zdjęciach było trudne do weryfikacji. Mnie osobiście ta moneta się nie podobała i z wyglądu dałbym jej ocenę III minus. Krzywo wybita, miejscami wytarta/niedobita, z bąblami/purchlami sugerującymi jakąś ingerencje na awersie. Jakby tego było mało, to do tego było to drobne sreberko w dość popularnym wariancie. Moim zdaniem, dla jakiegoś zdecydowanego fana tego okresu mogłaby być warta może ze 100 złotych. Cena wywoławcza na poziomie 500 peelenów była z gatunku SF. Bez obrazy, ale ten, kto ją przebił na tym poziomie jest raczej z tej samej bajki J.

Trzecia srebrna moneta to kolejna 6-cio groszówka, tym razem z kolejnego rocznika 1795. Stan III minus i wszystko jasne. Nikt nie zdecydował się przebić wywoławczej ceny 100 złotych. Ja osobiście też poszukuję pięknej monety z tego rocznika, bo moja jest zdecydowanie do wymiany. Jednak ten egzemplarz nie spełniał żadnych warunków brzegowych. Zapisałem zdjęcie, bo rocznik czeka w kolejce na wpis na blogu. Ostatnia moneta z pierwszej połowy wystawionych numizmatów SAP to kolejna sześciogroszówka 1795, czyli z ostatniego roku bicia monet SAP w Warszawie. Reklamowana, jako pochodząca „ze starej kolekcji”, na co ponoć wskazywała liczba zapisana tuszem na rewersie. Trzeba przyznać, że stan II minus zdecydowanie wyróżniał ją w całej ofercie SAP. Być może w nagłym ataku pasji, pomyślałbym by ją pozyskać, jednak cena wywoławcza ustawiona na 400 złotych nie dała mi tej szansy. Uważam, że wystawiona była za drogo. Nikt inny również jej za tą kwotę nie widział w swojej kolekcji. I w efekcie, kolejna moneta „spadła” z aukcji. Opis idzie szybko, więc kolej na drugą połowę sreber SAP wystawionych do sprzedaży, na początek zdjęcie.
 I tak, ta grupę monet Poniatowskiego rozpoczyna jedyna sztuka zapakowana w slab. To 10-cio groszówka z roku 1787, czyli z pierwszego roku bicia tego szczególnego nominału. Moneta ciekawa, rocznik dość popularny, ale nie jakoś przesadnie. Co sprawia, że jest zawsze poszukiwana w dobrym stanie. I tu właśnie ocena MS 62 wskazywała na menniczą sztukę, jakich w ofercie polski królewskiej było bardzo mało. Byłem ciekaw czy ktoś przebije cenę wywołania ustawioną 2 tysiące złotych. Liczyłem, że tak się stanie, choć sam nie byłem nią raczej niezainteresowany. Nie zbieram menniczych stanów i nie chcę ścigać się w licytacjach z ich miłośnikami. Stąd tylko maiłem zamiar popatrzeć jak sytuacja się rozwinie. Krótka to była obserwacja, nikt nie zdecydował się jej przebić a inwestorzy wyjątkowo nie dopisali. Nie wiem czy to cena odstraszyła potencjalnych licytujących, czy też niezbyt ładna blacha z drobnymi wadami, które są może i bez wpływu na ocenę stanu, jednak zdecydowanie obniżająca jej „wartość artystyczną”.  Ot, ludziom to Panie nie dogodzisz… Teraz grubsza artyleria, bo na aukcje trafił talar z 1766 roku. Moja teza, że aukcja bez „zbrojarza” z pierwszego roku bicia obiegowych talarów, to nie jest prawdziwa aukcja, znalazła kolejne potwierdzenie J. Tym razem oferowana moneta nie kusiła swoim pięknem. Stan oceniono na III z minusem, co z pewnością dobrze charakteryzowało tę sztukę. Te talary przeżywają obecnie swoje „5 minut”. Ładne, mennicze sztuki schodzą za grubo ponad 10 tysięcy złotych, co doprowadziło do tego, że teraz, co lepsze sztuki wystawia się w zaporowych cenach. Choćby ten talar w stanie II wystawiony kilka dni temu za ponad 11 tysięcy na Numimarkecie i Allegro, szok! Ale wracając do monety z aukcji PTN, to trudno doszukać się w tej monecie cechy, która skłoniłaby mnie do przemyślenia jej zakupu. Cena wywoławcza ustawiona na poziomie 2000 złotych, może i nie była jakoś rażąco zawyżona, ale i tak drżałem czy ktoś się skusi. Jak się okazało znalazł się amator monet Poniatowskiego, który zdecydował się ją nabyć. To dobra informacja, a jeśli kogoś interesują szczegóły wariantu tego talara to odsyłam do listopadowego wpisu na blogu.

Drugi talar SAP wystawiony na aukcji pochodził z najpopularniejszego rocznika 1794. Monet z tego rocznika jest obecnie w handlu prawdziwe zatrzęsienie, więc trzeba mieć naprawdę fajny egzemplarz żeby go dobrze sprzedać. Stan II i lepiej ma szansę, monety zmęczone obiegiem powoli spadają do „drugiej ligi” i nikt ich nie chce kupować za te kilka setek złotych. Wystawiony egzemplarz został oceniony, jako stan III, co już na starcie nie dawało mu wielkich szans na zawojowanie aukcji. Trzeba uczciwie przyznać, że jak na ten stan moneta prezentowała się całkiem pozytywnie. Nieźle zachowany awers mógł się podobać a drobne wady blachy, które w tym roczniku zdarzają się często nie przekreślały urody portretowej strony monety. Rewers nieco słabszy, ale również dawał rade. Jeśli ktoś chciałby kupić sobie nieźle zachowanego talara ostatniego króla, to akurat to srebro było całkiem spoko. Ja, co prawda nie byłem zainteresowany, ale w sumie żałowałem, że nikt nie zdecydował się jej kupić. Cena mogłaby być niższa i wówczas pewnie byłaby większą szansa na zainteresowanie nią kilku potencjalnych kupców. Stało się inaczej i talar „spadł” bez przebicia. Ostatnia oferta srebrnych monet SAP na aukcji PTN to swoista promocja. Znów sześciogroszówki a do tego można powiedzieć, że takie „kup 2 w cenie 1” w numizmatycznym wydaniu J. Obie monetki z 1794 roku były moje i już dość długo trzymałem je gdzieś na peryferiach zbioru. Zastąpione przez swoje „ładniejsze siostry” popadały w zapomnienie i niebyt.  Postanowiłem pozbyć się obu na raz i za namową organizatorów wystawiałem ten duet, jako lot. Oba groszaki „bardzo obiegowe”, więc zgodziłem się z opinią, że ich stan nie pozwalałby traktować je z osobna. W sumie nawet się ucieszyłem, że być może ktoś, kto nie ma ich w swoim zbiorze, tanim kosztem zakupi sobie dwa różne warianty za jednym zamachem. Nie będę ich szczegółowo opisywał, bo „koń, jaki jest każdy widzi”. Zachęcam do znalezienie na blogu wpisu poświęconego wariantom tego szóstaka i przekonanie się, co zostało sprzedane/kupione. Obserwowałem licytacje z zaciekawieniem. Było kilka przebić, słowem „coś się działo”. Uważam, że suma 75 złotych, jakie wylicytowano to dobra kwota, stąd gratuluje nabywcy pozyskania dwóch sreberek w przyjemnej cenie J.

Podsumowując ofertę srebrnych monet koronnych Poniatowskiego, na 8 ofert sprzedano połowę. Z tego dwie oferty zawierając 3 monetki należały do mnie. Był to mój pierwszy raz, kiedy sprzedawałem coś na aukcji stacjonarnej, więc zaliczam tą imprezę, jako interesujące i pouczające doświadczenie. Gratuluję organizatorom i dziękuję wszystkim zaangażowanym pasjonatom, którzy przyczynili się do tego, że była to udana aukcja. Niczego nie kupiłem, ale nie planowałem tego robić, wiec i mój plan został pod tym względem wykonany J. A gwoli reporterskiej rzetelności muszę dodać, że sprzedałem wszystkie 5 monet, jakie oddałem na 34 Aukcję PTN. Oprócz tych 3 sreberek SAP, która opisałem powyżej, były jeszcze dwie inne sztuki. Pierwsza z nich to pozycja 85, czyli grosz Zygmunta III Wazy z 1613 roku. Moneta ładna a jak się okazało… nawet dość rzadka. To R3 mnie nawet przyjemnie zaskoczyło. To była pierwsza licytacja, jaką obserwowałem i muszę przyznać, że była to walka nawet dość zażarta. Całkiem miłe uczucie J. U mnie monetka była dobrze traktowana, więc mam nadzieje, że jej nabywca będzie zadowolony. Drugą z monet „nie SAP”, jakie sprzedałem był trojak malborski, z 1594, czyli pozycja 88. Organizatorzy jej stan ocenili na II minus i w moim mniemaniu to rzeczywiście jest ładnie zachowana moneta. Z tego, co wiem dość popularna, ale ładna i cieszę się, że trafiła do nowego właściciela. U mnie nie była dostatecznie doceniona, więc może komuś sprawi większą przyjemność.

I tak dobrnęliśmy do końca wpisu. Dla mnie osobiście była to z pewnością najlepsza aukcja Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego, jaką miałem przyjemność obserwować. Mam nadzieje, że moja pozytywna opinia oraz drobne uwagi, jakie przekazałem, da organizatorom stosowny feedback, który jak kropla drążąca skałę, przyczyni się do tego by kolejne imprezy PTN były jeszcze lepsze. Czego na koniec szczere życzę. Na dziś się żegnam i zapraszam już niebawem na kolejny wpis.

W dzisiejszym artykule wykorzystałem materiały i zdjęcia z katalogu 34 Aukcji PTN w wersji drukowanej i internetowej, zdjęcie ze strony PTN na facebooku oraz wyszukane za pomocą google grafika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz