wtorek, 3 października 2017

Fałszywe półtalary, czyli przestępstwo niezwyciężone.

W drodze do opisania wszystkich znanych mi podróbek monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, brniemy dalej w coraz to grubsze srebra i dziś w kolejności, zajmiemy się półtalarami. Nominał ten, jako moneta piękna, wartościowa i niezbyt licznie bita - była fałszowana sporadycznie. Jednak istnieją dość ciekawe przykłady na podróbki i kopie półtalarów, których doskonałym źródłem jest między innymi zdigitalizowany zbiór z Muzeum Narodowego w Krakowie. Grzechem zaniechania byłoby, więc ominięcie i niepokazanie tych monet, szczególnie, że są ku temu, co najmniej dwa powody. Jeden ważny, bo związany z tytułem dzisiejszego wpisu, który wyjaśnię w swoim czasie J. Drugi, prozaiczny – jedna z tych monet jest moim prywatnym ulubionym fałszerstwem. A ze blog jest mój, to ta druga kwestia jest nie mniej ważna jak pierwsza. Zatem do dzieła, dziś startujemy bez zbędnych wstępów. Poniżej drobna przeróbka kultowej książki Fredericka Forsyth’a „na temat” jednej z dzisiejszych monet.
Z pewnymi wyjątkami, półtalary SAP w II połowie XVIII wieku były srebrną monetą o jednych z najniższych nakładów, stąd, jako takie niezbyt nadawały się do fałszowania w celu wprowadzenia ich do obiegu. Tym samym, co do zasady, podróbek „ z epoki” roczników innych niż ten najpopularniejszy 1788 - praktycznie nie uświadczysz. Nie znaczy to jednak, że nie istnieją kopie monet wykonane dawniej. Oczywiście, że istnieją. Problem w tym, są to podróbki wytworzone na szkodę kolekcjonerów, a Ci jak wiadomo, jako liczna grupa formowali się dopiero w XIX wieku. Stąd w dzisiejszym wpisie, przedstawię pewien miks nieoryginalnych monet i będą to produkcje datowane od końcówki XVIII wieku aż do tych, które dopiero wczoraj zeszły z fałszerskiej fabryczki. Jako zasadę przyjąłem by pokazywać je chronologicznie, według daty na monecie. Nic, zatem dziwnego, że pierwszym rocznikiem, jaki bierzemy na warsztat będą te przedstawione już wyżej na fotomontażu, półtalary próbne z rocznika 1771. W tym, bowiem roku do Komisji Menniczej wpłynął projekt Augusta Moszyńskiego, proponujący bicie monet wyłącznie z czystego srebra. Rezygnacja z domieszki miedzi w stopie menniczym, to miała być polska odpowiedź na zalew fałszywej monety pruskiej. Już „niemiaszki” nie będą mogli „chrzcić” naszych monet i bez końca obniżać ilości srebra – tak zapewne myślał o swoim projekcie, jego twórca. Król łaskawie odniósł się do tej nietuzinkowej propozycji walki z fałszerzami poprzez kolejne udoskonalenie monet ze swoim wizerunkiem. Polecił swojemu utalentowanemu medalierowi Filipowi Holzhausserowi wykonanie projektów monet oraz kompletów stempli by wybić ich trochę i zobaczyć jak wyjdą. W oryginale monety te są rarytasem numizmatycznym, gdyż na próbach zakończyło się ich istnienie i nigdy nie weszły do obiegu. Wielkość próbnej emisji nie jest znana, jednak według Edmunda Kopickiego oryginalny próbny półtalar z 1771 posiada stopień rzadkości R4. Tym samym „od zawsze” były to jedne z najcenniejszych próbnych monet srebrnych SAP, a co za tym idzie są one stale poszukiwane przez zbieraczy i uzyskują całkiem konkretne ceny. Tym właśnie kierowali się różnej maści „producenci” i półtalar z tego rocznika, inaczej niż zakładał Moszyński, dziś jest ikoną podróbek tego nominału. Monet tych, co prawda nie podrabiano „w epoce” jednak, co ciekawe w XIX wieku oficjalnie dobito pewną ilość monet próbnych przy wykorzystaniu oryginalnych stempli. Te nowsze monety można rozpoznać po wadze, która jest wyższa od swoich pierwowzorów z II połowy XVIII wieku. Jednak trzeba dodać, że w katalogach tych późniejszych, dodatkowych emisji nie uważa się za fałszerstwo, więc nie będą obiektem dzisiejszych analiz. Materiału jednak nam nie zabraknie, gdyż tego typu monety spotykane są zarówno w muzeach jak i na popularnych aukcjach. Zatem moją rolą będzie teraz tylko je po kolei przedstawić i opisać.

Zaczniemy od monety ze zdigitalizowanych zbiorów mekki numizmatyków, czyli Muzeum Narodowego w Krakowie. Tak się dobrze złożyło, że jedna z monet, jakie zostały udostępnione do internetowego zwiedzania to nasza dzisiejsza bohaterka. Na początek proszę zdjęcie awersu tego egzemplarza.
Jeśli chodzi o opis, oddajmy głos pani kustosz zbioru MNK Annie Bochnak, która tak opisuje ten egzemplarz. Moneta ze stopu metalu koloru srebrnego wykonana po 1771 roku, techniką odlewu. Średnica krążka wynosi 33,3mm, grubość 2,4mm a waga 13,23g. Tym sposobem wiemy już całkiem sporo. Ponieważ monety próbne SAP nie są moja domeną i ich nie zbieram, porównując ta sztukę do oryginału będę posługiwał się najnowszym katalogiem monet SAP, czyli pozycja duetu Parchimowicz i Brzeziński „ Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Z tej publikacji czerpie dane o oryginalnych próbach, z 1771, które zdaniem autorów miały średnicę 33,5mm a ich waga kształtowała się w zakresie od 10,18g (tych wykonanych w 1771 roku) aż do 14,48g (tych odbitych oryginalnymi stemplami w późniejszych latach). Nasz fals plasuje się z waga gdzieś pomiędzy a i średnica też jest zbliżona, stad uważam, iż to całkiem udana i niebezpieczna próba podróbki na szkodę kolekcjonerów. Oczywiście po bliższym poznaniu możemy dostrzec cechy odlewu związane z nierównym tłem i nieostrymi konturami liter i portretu króla. Jednak tragedii nie ma, jest to całkiem profesjonalna robota i wymagała zapewne zaawansowanego mechanicznie warsztatu. Jedno co wyróżnia się negatywnie to problem ze stopem i ciemniejsze domieszki, które wyraźnie psują fałszerska robotę. Niestety nie możemy zobaczyć i skomentować rewersu, gdyż nie jest udostępniony do cyfrowego zwiedzania. Szkoda, ale nie jest to nasz pierwszy kontakt z monetami z Krakowa i …można się przyzwyczaić.

Drugą monetą z tego samego rocznika, jaką dziś pokaże jest egzemplarz pochodzący ze zbiorów debiutującego na moim blogu Gabinetu Monet i Medali Muzeum Narodowego w Warszawie. Dzięki splotowi miłych zdarzeń oraz nieocenionej pomocy pasjonatów numizmatyki, udało mi się nawiązać kontakt z tą szacowną placówką i mieć okazję podziwiać część jej zbiorów. Spotkałem się tam z miłym przyjęciem a efektem tych wizyt jest znaczny wzrost ilości materiału, jaki będę mógł wykorzystać w blogu, w celu popularyzacji naszej pasji, a okresu SAP szczególnie. Pewnie kiedyś o tej współpracy z MNW napiszę coś więcej, jednak teraz wracam do półtalarów. Poniżej zdjęcie obu stron jednego z egzemplarzy ze zbiorów warszawskiego muzeum.
Mam świadomość tego, że zdjęcie wykonane „komórką” w słabym oświetleniu nie jest ideałem, żeby nie powiedzieć, że jest kiepskiej jakości. Jednak dla zgrubnej analizy na łamach bloga nada się idealnie – w końcu to nie jest komercyjna publikacja i może mieć swoje drobne mankamenty J. Już na pierwszy rzut oka z tą moneta jest coś nie tak. Starałem się to oddać na zdjęciach i dlatego sa takie nieco „rozmazane”. Jakby mechaniczne wgłębienia/wgniecenia po obu stronach zdecydowanie wskazują na to by się jej bliżej przyjrzeć. Na awersie wgnieciona jest centralna część głowy króla w okolicy przepaski. Na rewersie wgniotów jest więcej a ich kształty są regularne mimo różnej wielkości.  Moim zdaniem moneta jest fałszywa. Pisze to trochę na swoją odpowiedzialność, gdyż prawdopodobnie nie jest w muzeum opisana, jako podróbka. Być może pod tym kątem nikt jej wcześniej jeszcze nie oglądał i analizował. To może teraz opowiem, po czym wnoszę J. Moneta wygląda mi na odlew. Tło nie jest jednorodne.  Mimo widocznej patyny i zabrudzeń sugerujących, że ma już „swoje lata”, posiada nierówności i pęcherzyki. Do tego portret Poniatowskiego również jest niezbyt ostry. Do tego, litery mają drobne skazy a obwódka ma swoje defekty i w niektórych miejscach nie przypomina to regularnego okręgu. Te cechy zwykle dają wystarczające podstawy do tego, aby określić numizmat, jako „lewy”. Do tego dochodzą te monstrualnych rozmiarów, nieregularne wgniecenia. Nie jestem metalurgiem, ale na oko wyglądają mi one na jakiś defekt, może opad, jako efekt stygnięcia odlewu. Ale to nie wszystko. Miałem tę sztukę w ręku i to, co widziałem nie napawa optymizmem. Numizmat jest wyraźnie mniejszy od innych próbnych półtarów lezących obok niego. Średnica krążka widocznie odstaje od standardu i bardziej przypomina próbną dwuzłotówkę z 1771 roku, z tej samej serii. Dodatkowo, waga tego „cuda” to zaledwie 6,34g. Świadczy to dobitnie o tym, że stop użyty do wykonania tej próby ma ciężar właściwy różny od srebra. Niestandardowa średnica plus mniejsza waga, jest moim zdaniem koronnym argumentem potwierdzający tezę o fałszerstwie. Istnieją, co prawda opisane odbitki tego półtalara w miedzi, jednak ten egzemplarz mimo swojego ciemniejszego niż srebrny koloru, zapewne nie jest miedziany, gdyż byłby znacznie cięższy. Przy średnicy 33,5mm miedziane odbitki prezentowane w katalogu monet SAP wazą około 19 gramów. Jak więc widać, nie tędy droga. Dla mnie fals J.

Zatem mamy już dwie podróbki z dwóch muzealnych źródeł. Wróćmy na chwile do internetu i zobaczmy, czym tam się dziś handluje. Oczywiście temat próbnego półtalara SAP z 1771 roku jest cały czas na czasie. Na rynku pojawiają się, co chwila kolejne kopie. Na początku niegroźne, ale po odpowiednim postarzeniu i przygotowaniu zapewne będą w przyszłości mogły uchodzić za oryginały. A jak nie one, to przynajmniej ich przedsiębiorczy właściciele już się o to postarają. Warto, więc zobaczyć, z czym walczymy. Poniże zdjęcie kopii z nabita puncą literą „f”, jaka znakuje się falsyfikaty.
Moneta jak widać na zdjęciu „po przejściach”, które być może miały świadczyć o jej zaawansowanym wieku. Zdjęcie pochodzi z aukcji na największym portalu handlowym w kraju, w której moneta sprzedawana była, jako kopia. Zaobserwowałem i zarchiwizowałem sobie kilka podobnych aukcji. Monety nie cieszyły się na nich żadnym powodzeniem i jak się okazało, nawet ceny w okolicach10 złotych nie skusiły wielbicieli podróbek do ich zakupu. Jak widać interes kręci się u producentów, dystrybutorzy maja już większy problem… sytuacja jak ze świecidełkami z NBP. W tej prezentowanej na zdjęciu, miły właściciel o statusie „Super Sprzedawca” podzielił się z nami dodatkowymi informacjami, jak średnica 33mm i waga 12,7g oraz zamieścił bardzo dobre zdjęcia - szacunek. Dla znawców tematu dodano także istotną adnotacje, że nie przyciąga jej magnes oraz, że moneta posiada „dziurkę”. Nie było niestety niczego o samej puncy „f”. W każdym razie wszystkie kopie półtalara, jakie widziałem z tej fabryczki, posiadają ten znak. Tak spreparowana sztuka nie wydaje się być zagrożeniem dla niedoświadczonych kolekcjonerów, liczących na wyjątkowe okazje. Trzeba dodać, że zachęta dla wszelkiej maści producentów może być z jednej strony atrakcyjna cena, jaką kosztuje oryginalna próba oraz gładki rant, który jako taki jest jedną z największych problemów, które mają producenci kopii. W tym przypadku, rant nie przeszkadza, więc zalecam czujność.

W tym miejscu chciałbym w kilku zdaniach wyjaśnić idee tytułu dzisiejszego wpisu. Odnosi się on właśnie bezpośrednio do próbnych półtalarów, z 1771, które w założeniu miały być batem na fałszerzy a okazały się ich domeną. Interesujące jest to, co konkretnie znajduje się na rewersie próbnego półtalara ręki Holzhaussera. Proszę spojrzeć na rewers kopii. Otóż ta „dymiąca szkatułka” to nic innego tylko wizualizacja pieca menniczego, w którym topi się materiał przyszłe monety. Najciekawsze jest jednak to, co autor zapisał w postaci łacińskiej sentencji. Na każdym nominale tej próbnej serii umieszczono inne hasło „propagandowe”. Teraz dochodzimy do meritum. Na półtalarze znajdujemy sentencję VINCIT FRAUDEM, co w wolnym tłumaczeniu znaczy ZWYCIĘŻA FAŁSZERSTWO. I to właśnie jest ta ironia losu, o której „mówi” fałszerz z fotomontażu na pierwszej ilustracji dzisiejszego wpisu. Dobre intencje Moszyńskiego zweryfikował czas i jak widać na załączonych powyżej przykładach – przestępstwo mimo szumnych zapowiedzi jednak nie zostało zwyciężone... Jakoś pasowało mi to do dzisiejszego wpisu. Fałszowanie półtalarów posiadających ten szczególny napis, jest prawdziwą ironią losu J.

Ok, idziemy dalej i zabieramy się za przykłady fałszerstw półtalarów z kolejnych roczników. Następna moneta znów pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Przyznam, że jak ja zobaczyłem to zdębiałem, gdyż nie spodziewałem się nawet tam ujrzeć takiej monety. Ale od początku. W najnowszym katalogu monet SAP, pod pozycją 29.j1 autorzy umieścili klipę półtalara z 1780 roku. Moneta nie ma zdjęcia, więc do katalogu użyto bartynotypu zaginionej monety z kolekcji Potockich, który jest w posiadaniu MNW. Bartnotyp, czyli takie „staropolskie ksero” wynalezione przez wybitnego XIX-wiecznego polskiego archeologa i antykwariusza Władysława Bartnowskiego. Obraz dwóch stron monety został uzyskany poprzez przyłożenie papieru do oryginalnej monety i delikatnego cieniowania wypukłego rysunku. Cos jak dziecięca zabawa kredkami świecowymi. Jest, zatem utrwalony obraz klipy, jednak nie ma danych o wymiarach i wadze. Proszę, więc sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy podczas kwerendy w MNW napotkałem poniższy numizmat.
Moneta przedziwna, już na pierwszy rzut oka wyglądająca na odlew. Ciekawe jednak skąd fałszerz miał formę do tego odlewu, w końcu oryginał zaginął i nie jest znany. Być może do tego celu użył normalnego, regularnego półtalara z 1780 roku a elementy „klipopodobne” są czystą inwencja tego pseudo-fachowca. Pewnie tak można zakładać. W każdym razie, moneta istnieje w zbiorach MNW i jest celnie opisana, jako falsyfikat. Co prawda za słowem „falsyfikat?” znajduje się znak zapytania, który zdaje się, wynika z zastosowanych (lub nie) metod badawczych podczas jego analizy. Pewnie dopóki nie udowodni się tego z całą pewnością, to z naukowego punktu widzenia, pozostaje spora doza nieufności do tej śmiałej tezy J. Generalnie moneta wygląda jak klasyczny odlew. Dodatkowo jest wyjątkowo lekka i wykonana z jakiegoś jasno srebrzystego stopu. Mnie laikowi, trzymając tą klipę w ręku na myśl przyszyło aluminium. Jednak w muzealnych notatkach materiał określono, jako ołów. Aż tak się nie znam, żeby to ustalenie podważać, jednak po ołowiu spodziewałbym się zdecydowanie większego ciężaru. W końcu ołowiane żołnierzyki, jakie wytapiałem z ojcem będąc dzieckiem, jednak swoją wagę miały J. W każdym razie waga jest oficjalnie znana i wynosi 14,27g. Oryginalny półtalar z 1780, wykonany ze stopu srebra ważył 14,03g. Zatem ten „klipenfals” jest nieco cięższy, jednak jak na swoje rozmiary uważam, że waga powinna być zdecydowanie wyższa. To tylko kolejna gruba przesłanka, która potwierdza ustalenia warszawskich muzealników o nieoryginalnym pochodzeniu tego egzemplarza.

Teraz znów wracamy do Krakowa by zaprezentować falsyfikat półtalara z 1782 roku ze zbiorów Gabinetu Numizmatycznego im. Emeryka Hutten-Czapskiego. Na początek zdjęcie.
Fałszerz podjął się trudnego zadania podrobienia niezwykle rzadkiego rocznika 1782, wybitego w ilości zaledwie 2166 sztuk, którego rzadkość Kopicki ocenił na stopień R4. To od razu świadczy o tym, że złoczyńca uczynił to, po to żeby wcisnąć tego falsa jakiemuś mniej zorientowanemu kolekcjonerowi. Dzięki digitalizacji awersu i opisowi kustosz Anny Bochnak, wiemy, że moneta została zakwalifikowana, jako wyrób z XX wieku wykonany poprzez odlew ze stopu metalu koloru srebrzystego. Trzeba powiedzieć, że kolor rzeczywiście został dobrany bardzo poprawnie. Jednak odlew, to zawsze odlew – nawet mimo tego, że ten nowoczesny jest również nieźle przeszlifowany i dopiero analiza zdjęcia w wysokiej rozdzielczości zdradza jego cechy. Niestety nie mamy rewersu i rantu, wiec nie możemy ocenić jak fałszerz poradził sobie z tymi elementami. Sprawdźmy jeszcze wymiary. Średnica 34,4mm mieści się w zakresie, jaki cechują oryginały. Grubość 2,2mm. Waga 14,98g o prawie gram wyższa od produktu pochodzącego z warszawskiej mennicy, jest jedyną cechą wskazującą bezsprzecznie na jego nielegalne pochodzenie. W tym stanie obiegowego zużycia, moneta w oryginale bita w wadze 14,03 grama, powinna ważyć gdzieś około 13,5g. Podsumowując, należy obiektywnie docenić kunszt tego wyrobu i stwierdzić, ze to całkiem udane dzieło, które może być groźne, jeśli gdzieś wypłynie i trafi na podatny grunt „okazji”.

Kolejne dwie monety to wyjątkowa ciekawostka. Tym razem będą to numizmaty z roczników 1785 i 1787. Nic to, że w tych dwóch latach w mennicy w Warszawie oficjalnie nie bito półtalarów. Niemożliwe jest, więc by istniały takie monety w oryginałach. W „dawnych czasach” te informacje nie były aż tak powszechnie znane jak dzisiaj, stąd znajdowali się magicy, którzy starali się tak zmienić ostatnią cyfrę w dacie i stworzyć unikat. O tym wszystkim dowiadujemy się między innymi z książki Henryka Mańkowskiego „Fałszywe monety polskie” z roku 1930. Tam na stronie 22 znajdujemy bardzo ciekawy fragment, cytuję: „Już większej zgrabności wymagało przerobienie ósemki tak dobrze na siódemkę, że nawet tak wytrwany znawca, jak Zagórski, nie spostrzegł tej oszukańczej roboty i umieścił półtalarka 1787 (Nr.795) …. nie tylko w tekście, ale i na tablicach swojego dzieła, chociaż akta mennicze wyraźnie dowodzą, że sztuk tych wcale nie bito i nikt nigdy ich nie widział w autentycznych egzemplarzach. – Tak samo na licytacji słynnego zbioru Chełmińskiego (Monachium 1903) podbijano umieszczonego na tablicy wspaniałego katalogu półtalarka z roku 1785 aż do 100mk i byłby poszedł niewątpliwie znacznie jeszcze wyżej gdyby nie obecność polskich znawców, którzy wiedzieli, że rok taki nigdy nie istniał. Dziś kupiony po licytacji za kilka marek spoczywa w moim zbiorze w oddziele „sztuk chorych”  jako przeróbka z 1783”. Dwa zdania z książki i oto są dwa kolejne przykłady podróbek. Jedną z nich, z książki wspomnianego już wyżej Ignacego Zagórskiego „ Monety dawnej Polski jakoteż prowincyj i miast do niej niegdy należących z trzech ostatnich wieków” z roku 1845, można zaprezentować na blogu, gdyż autor umieścił jej wizerunek na rycinie.

Trzeba jednak przyznać, że mimo tego, że Zagórski umieścił tą konkretną monetę na rycinie, to w już tekście pod pozycją 795 przy okazji dokładnego opisu – ostrzega przed fałszywymi produktami różnych pseudo-amatorów. 

Tym samym trudno zgodzić się z Henrykiem Mańkowskim, informującym w swojej książce, że Ignacy Zagórski dał się nabrać na to fałszerstwo. Z powyższego tekstu wynika, że zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Czemu jednak umieścił rysunek fałszywego półtalara z 1787 roku na tablicach dołączonych do swojego dzieła, trudno dziś dociec. To tyle, jeśli chodzi o przykłady podróbek z literatury i idziemy dalej. Dochodzimy do roku 1788, jedynego, w którym półtalary produkowano w miarę masowo. W każdym razie nakład 76 419 egzemplarzy dawał już mgliste podstawy do tego żeby je ewentualnie podrobić i wprowadzić do obiegu. Znam kilka przykładów monet z tego rocznika. Zacznijmy od sztuki z Muzeum Narodowego w Krakowie.
Jak na oko już widać, mamy tu do czynienia ze średniej, jakości odlewem. Tło nierównomierne, litery rozlane, król mocno zmęczony cała sytuacją. Moneta nosi ślady obiegu, stąd możliwe, że jest to wyrób „z epoki”, jednak z drugiej strony może to być złudzenia i równie dobrze ktoś się nad nią po prostu znęcał. Ot, trafił się jakiś jakiś „zły pan” lub sam fałszerz niezadowolony z uzyskanego efektu i szramy gotowe J. Zobaczmy, co tym egzemplarzu napisali muzealnicy z Krakowa. Moneta powstała po 1788 roku, wykonano ją, jako odlew ze stopu metali koloru srebrnego. Czyli fałszerski standard, ale czy na pewno? Wymiary pokazują jednak, że nie tylko wygląd monety jest marny, ale i cechy fizyczne też nie dopisały. Średnica wynosi 32,9mm versus 34-35mm, jakimi cechują się oryginały to zdecydowanie za mało. Waga 10,33g również dyskwalifikuje ten wyrób, bo jest to aż o około 3,5 grama mniej niż potrzeba. Jednym słowem marny ten fals.

Kolejna moneta posłuży nam do porównania, gdyż to wciąż rocznik 1788. Zdjęcie pochodzi z aukcji internetowej. Zapisałem sobie fotki z tej oferty, więc możemy podziwiać obraz obu stron monety.

Nie jestem pewien, co wywołuje na mnie większe wrażenie. To, że jest sprzedawana w cenie „65 złotych do negocjacji”, to że jest oferowana jako moneta przerobiona na medal czy to niebieskie futerko w tle J. W każdym razie jak na „medal” całkiem zgrabna robota. Zastanawia mnie mała analogia do poprzedniego egzemplarza z Krakowa. Obie dziurawe w tym samym miejscu i obie puncowane litera „f”, jaką dawniej numizmatycy znaczyli falsyfikaty, a która już nie raz widzieliśmy na wcześniej prezentowanych sztukach. Nie znam wymiarów i wagi wiec mogę tylko oceniać to, co widzę. Moneta wygląda mi na wysokiej, jakości, nowoczesną produkcję. Być może jest bita lub jest to odlew, którego bardzo udane tło imituje bicie. Generalnie dobra mechaniczna robota. Gdyby nie ta dziura i punca, to ten półtalar mógłby w aukcjach internetowych śmiało uchodzić za oryginał. Nie spotkałem więcej tego typu wyrobów, co jak na maszynową robotę wydaje się nieco dziwne. Moneta sprzedawana jest w kraju, czy ma to jakieś znaczenie i sugeruje miejsce jej powstania - nie wiem, ale postaram się tego kiedyś dowiedzieć.

Na zakończenie hit wieczoru, czyli moje ulubione fałszerstwo monety SAP. Prawdziwa perła pośród kopii J. To już kolejna moneta, która pochodzi ze zbiorów krakowskiego oddziału muzeum narodowego. Trzeba przyznać, że fałszerstwa SAP są tam traktowane profesjonalnie i udostępniane publiczności. Tylko przyklasnąć tej inicjatywie i poprosić o obustronne zdjęcia. Ale wracając, do tematu poniżej awers ostatniego półtalara w dzisiejszym artykule.
Cudny awers J. W sumie trudno zakwalifikować ten fantazyjny wytwór, jako fałszerstwo, bo kogo miałoby ono oszukać. Bardziej sugerowałbym, że to „wariacja na temat” lub nawet odważna artystyczna wizja półtalara ostatniego króla elekcyjnego. Mnie szczególnie urzeka w tej monecie to, że artysta postawił na swoim i skierował głowę króla w prawo, w stronę Prus. To spora odmiana, jednak wydaje się, że władca tego faktu dobrze nie wykorzystał, bo akurat sobie przysnął, o czym świadczą przymknięte powieki J. Król wygląda „nieco” inaczej niż na oryginalnych monetach, jednak trzeba uznać talent plastyczny twórcy tego egzemplarza, bo moim zdaniem całkiem udanie uchwycił charakterystyczne cechy fizys Poniatowskiego. Jak bym nie wiedział, kogo przedstawia portret z awersu, to nawet bez napisów otokowych, zgadałbym, że to właśnie SAP. W opisie muzealnym mamy dostępne następujące fakty. Po pierwsze, to, że mamy do czynienia z fałszywym półtalarem z 1788 roku. Cenna wskazówka, gdyż bez zdjęcia rewersu nie byłbym w stanie tego określić. Dzieło datowane jest na druga połowę XX wieku. Moneta został wybita (zamawiam stempel J) z brązu połączonego z bliżej nieokreślonym stopem metalu koloru srebrzystego. Wymiary, jakie podano tylko potwierdzają, że to dzieło sztuki powstało jedynie na inspiracji półtalarem SAP, gdyż nawet nie są zbliżone do oryginalnych. Średnica 27,9mm, grubość 2,6mm i waga 9,89g pozostawiam bez komentarza. Wydaje się, że klasyfikacja tego wyrobu do fałszerstw jest nieco na wyrost. Jednak dzięki temu, dzieło ujrzało światło dzienne i mam nadzieje, że będzie kiedyś istotnym elementem muzealnej ekspozycji. W każdym razie będąc w MNK w Krakowie, osobiście upomnę się o to by tak było J.

To tyle na dziś, mam nadzieję, że prezentowane przykłady się podobały. Jeśli są jakieś fałszywe półtalary, których nie umieściłem w artykule, to bardzo proszę o informacje. Można to zrobić w komentarzu lub bezpośrednio mailem podanym w sekcji „O mnie”. Za wszystkie informacje, z góry serdecznie dziękuję. Już nazbierało mi się kilkanaście nowych monet z różnych wcześniejszych artykułów o fałszerstwach SAP, których wówczas nie znałem i nie umieściłem w tekście. Szykuje się, więc na grudzień bonusowy artykuł typu „dogrywka”. Ja już kończę i do zobaczenia niebawem.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem następujące publikacje: Henryk Mańkowski „Fałszywe monety polskie”, Ignacy Zagórski „Monety dawnej polski” + tablice, Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Do artykułu wykorzystałem zdjęcia oraz informacje pochodzące z Gabinetów Monet i Medali Muzeum Narodowego w Krakowie i Warszawie, zdjęcia pochodzące z archiwów aukcyjnych oraz wyszukane za pomocą google grafika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz