Nadszedł czas na opisanie kolejnej aukcji, w której
zdecydowałem się uczestniczyć. Po tuzach naszego rynku aukcyjnego, czyli
Warszawskim Centrum Numizmatycznym i Antykwariacie Numizmatycznym Michała
Niemczyka, miałem całkiem niedawno okazję brać udział w wydarzeniu
zorganizowanym przez Polskie Towarzystwo Numizmatyczne. Już sama nazwa organizatora wzbudza
we mnie jako amatora monet i ich kolekcjonowania, same pozytywne skojarzenia i szacunek.
Nie bez kozery, w końcu PTN jest ikoną narodowego ruchu numizmatycznego,
spadkobiercą jego chlubnych tradycji oraz instytucją o naukowym podejściu do
naszej pasji. Zatem po pierwsze należałoby się spodziewać pokazu tego zawodowstwa
zarówno w odpowiednim doborze oferty, prawidłowym opisie numizmatów, ich racjonalnej
wycenie oraz przebiegu samego procesu sprzedaży i podejściu do jego uczestników.
Nie miałem nigdy wcześniej przyjemności brać udziału w aukcjach tego podmiotu.
Z racji swojego elitarnego podejścia do kultury, wysokiego poziomu naukowego
oraz pewnego rodzaju zewnętrznej hermetyczności struktur, jaki roztacza wokół
siebie PTN, traktowałem je raczej, jako impreza zamknięta, dostępną wyłącznie
dla śmietanki znawców. Wiele można by tu jeszcze użyć wzniosłych określeń, sens
jest taki – to zawsze była impreza zdecydowanie „nie dla mnie”. Być może nie wykonałem
wystarczającego wysiłku, żeby lepiej poznać struktury PTN, ale tak już jest z
amatorami – zbieraczami, że przeważnie, gdy wchodzą w swojej pasji na naukowe
podwórka, to występując z gorszej pozycji startowej są raczej w defensywie. I
tak właśnie ja, traktowałem PTN i wszystkie jego niezwykle rzadkie okazje do
interakcji ze „zwykłymi amatorami monet”. Czy po tej pierwszej imprezie
aukcyjnej, w której wziąłem udział zmieniłem zdanie, czy oswoiłem „dzikiego
zwierza” a może uznałem, ze to jednak miejsce dla mnie i teraz sam już tworze
element tej elity? O tym też będzie ten artykuł. W dalszej części wpisu będę
chciał podzielić się swoimi przemyśleniami, wrażeniami i komentarzem na temat oferty
monet ze szczególnym naciskiem na okres Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz
oczywiście samego przebiegu tej niezwykłej imprezy. Poniżej, mała ilustracja z
przymrużeniem oka, na dobry początek J
Na początek zacznę od podstaw. Zaskoczyła mnie
informacja o aukcji PTN, która miałem szczęście przeczytać, jako post na forum
TPZN. Towarzystwo Przeciwników Złomu Numizmatycznego, do którego nalezę, jest
miejscem w sieci, w którym środowisko numizmatyczne aktywnie uczestniczy w
badaniach, dyskusjach i wymianie poglądów na wiele (wszystkie?) tematów
związanych z naszą ukochaną pasją. Więc w sumie nie zdziwiło mnie to , że
ukazał się tam informacja o planowanej aukcji. Bardziej byłem zaskoczony tym,
że po pierwsze nie było żadnej na ten temat informacji na oficjalnej stronie
internetowej PTN oraz to, że informujący nie był jeszcze pewien, kiedy
konkretnie odbędzie się impreza ale miało to być „jakoś niebawem”. Tu po raz
pierwszy zapaliła mi się ostrzegawczo żółta lampka, że być może nie wszystkie
działania firmowane przez to towarzystwo są takie sprawne jak by się z pozoru
wydawało. Z kolejnych komentarzy dowiedziałem się, że aukcja, na którą
zapraszają organizatorzy to ta sama, która miała się odbyć 16 kwietnia 2016, ale
ponieważ się nie odbyła, to z pewnością została przełożona na teraz. J
O przepływie informacji będzie większość tego wpisu. W sumie, po bliższym
przyjrzeniu się sprawie musze odnotować, że jeden z użytkowników forum zapytał
się w kwietniu czy aukcja się odbędzie w pierwotnym terminie (bo było o niej cicho)
i uzyskał odpowiedź, że została przełożona i odbędzie się „w drugiej połowie
roku”. Organizatorzy nie kryli, ze mają poważny problem z uzyskaniu od członków
PTN wymaganej minimalnej ilości monet, stad zmuszeni są przełożyć imprezę. Przyznacie
sami, że w dobie, w której informacja uzyskała podobne znaczenie do samych
numizmatów, to styl komunikacji (lub jej braku) jest stosunkowo ekscentryczny.
Jeśli organizatorzy specjalnie chcieli zainteresować w ten sposób swoja
imprezą, to musze przyznać, że im się to udało. W czasie, gdy największe domy
aukcyjne postawiły na nowoczesne środki przekazu i szerokie reklamowanie swoich
imprez, okazuje się, że inne podejście bazujące na pewnej „tajemniczości i
elitarności” również okazało się bardzo atrakcyjne dla uczestników rynku
numizmatycznego. Pisze uczestników rynku, mając na uwadze wszelkiego typu osoby
i firmy handlujące monetami, które zawsze czerpały z aukcji PTN dobry i stosunkowo
tani materiał do okazyjnych zakupów i późniejszej ich odsprzedaży z zyskiem. Ja
nie byłem jeszcze wtedy świadomy tych mechanizmów i uznałem ascetyzm w
marketingu 33 aukcji PTN za karygodny błąd, dyskwalifikujący w pewien sposób organizatorów.
Czy nie pospieszyłem się z oceną, o tym dalej. J
Drugim ważnym czynnikiem po samym „dowiedzeniu się”,
że aukcja się „niebawem” odbędzie jest oczywiście, jaki asortyment będzie na
niej oferowany. Odpowiedź na pytanie, czy będą dostępne jakieś monety, które
mogą mnie szczególnie zainteresować wydawała się tylko formalnością. O to byłem
w sumie spokojny, bo w końcu okres SAP jest bardzo popularny i płodny, jeśli
chodzi w asortyment monet a po drugie „takie elity numizmatyki” zapewne posiadają
w swoich przepastnych kolekcjach wiele rzadkich walorów z tych czasów. Uznałem,
tez, że być może zdecydują wykorzystać popularność i wysokie ceny, jakie
uzyskują ostatnio monety i …trochę się ich pozbyć. J
Może to naiwne rozumowanie, ale tak to jakoś się u mnie kołatało. Zatem
aktywnie poszukiwałem jakiegokolwiek dojścia do oferty. Najpierw ukazało się
info drobnym drukiem o katalogu, który będzie uprawniał do udziału w aukcji a
dopiero po jakimś czasie ukazał się katalog na stronie internetowej. Do tego
akurat byłem przyzwyczajony, bo i ile nie brałem udziału w poprzednich aukcjach
PTN, to katalogi z nich w formie PDF były i są dla mnie cennym źródłem wiedzy,
stąd spodziewałem się, że towarzystwo udostępni taką formę dopiero w „ostatniej
chwili”. Jak się okazało, katalog on-line ukazał się zaledwie tydzień przed
imprezą, co w sumie było można założyć śledząc poprzednie edycje – jednak
organizatorzy wysyłali wcześniej mylne zapewnienia, że tym razem będzie
znacznie szybciej. Nic to, w sumie i tak to dla mnie bez większego znaczenia, tydzień
czasu dla osoby mieszkającej w Warszawie i mogącej w każdej chwili udać się do
PTN jest zdecydowanie do przyjęcia, gorzej zapewne miały osoby które musiały
zaplanować ewentualna podróż do stolicy. Ale wracając do meritum, katalog był
dostępny, zatem bez zwłoki przystąpiłem do analizy asortymentu w interesującym
mnie okresie. Samych monet z okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego
niestety nie było zbyt wiele, a już srebrnych koronnych, czyli tych, które najbardziej
mnie interesują – było zaledwie kilka. W dalszej części opiszę jak to wtedy widziałem.
Jakoś ostatnio nie rozpieszczają nas aukcjonerzy.
Trzeba jasno napisać, że czy to na aukcjach WCN, czy też u Niemczyka, czy tez
nawet na renomowanych zagranicznych portalach aukcyjnych trudno spotkać ciekawe
monety z tego okresu w dobrych cenach. Liczyłem na rodzimych zawodowych
numizmatyków z PTN, ale tu tez się mocno rozczarowałem. Asortyment monet
polskich z II połowy XVIII wieku zawierał 19 sztuk, z czego srebrnych było
zaledwie 9 egzemplarzy. To niestety mizeria, która pod sporym znakiem zapytania
już na wstępie postawiła moje ewentualne uczestnictwo w tej imprezie. OK.,
monet mało, to może, chociaż specjalnie wyselekcjonowane, ciekawe i do zdobycia
w dobrych cenach? Co my tam mieliśmy, zaczynając
od najmniejszych srebrnych nominałów. Pierwsza moneta była sześciogroszowa z
ostatniego roku bicia tego rodzaju, czyli z roku 1795. Ani ładna, ani rzadka,
stan oceniony na III z minusem, cena wywoławcza 150 złotych. Jednym słowem
popularna moneta z słabym stanie, którą nie byłem zainteresowany. Kolejny
numizmat, to był srebrnik z najpopularniejszego rocznika 1767. Moneta została
oceniona na III z plusem i wyceniona na 250 złotych. Znów to nie była oferta
dla mnie. Może kolejny drobiazg będzie ciekawszy? Tym razem dość ładna
dziesięciogroszówka z najczęściej pojawiającego się w handlu rocznika 1790. Mam
jakiś tam sentyment do tych monet, bo w końcu to właśnie o nich był mój
pierwszy wpis inaugurujący tego bloga. Zatem z ciekawością zerknąłem na to jak
została opisana. Fachowcy ocenili jej stan na II minus i ustawili cenę
wywoławcza na 300 złotych. To dość sporo jak na ten rocznik, ale niezły stan
monety i naturalna ładna patyna, sprawiły, że zaznaczyłem ja sobie wstępnie,
jako ciekawą. Oczywiście sprawdziłem też wariant, w jakim była i tu muszę
przyznać, że zrobiłem to przy użyciu informacji opublikowanych na swoim blogu.
To chyba pierwszy przypadek jak wróciłem do wcześniej napisanych informacji,
zatem uznałem, że praktycznie czasem może się komuś przydać to, co tu
uskuteczniam J
Ten egzemplarz to konkretnie wariant oznaczony i opisany przez mnie, jako
18.d3? (znak zapytania świadczy, że ten wariant nie został opisany w najnowszym
katalogu Parchimowcz/Brzeziński), który charakteryzuje się brakiem dwukropka po
GR. Oferowana moneta jest trochę lepsza od egzemplarza, jakim sam dysponuje i
to była jej największa zaleta. Zatem moneta, jak najbardziej dla mnie i w moim
zasięgu. Podsumowując drobiazgi na 3 monety, jedna była interesująca, chociaż
nie unikatowa. Poniżej zdjęcie tych monet w katalogu.
Przejdźmy teraz do monet średnich, jakimi są
złotówki ich wielokrotność. Już pierwsza moneta wyglądała fajnie. To złotówka z
bardzo popularnego rocznika 1767, ale za to w bardzo dobrym, w sumie nawet
menniczym stanie zachowania (oceniono go na I minus) oraz w nieco mniej
popularnym wariancie z „małymi orłami”. Mam oczywiście taka monetę w zbiorach i
to nawet w dobrym stanie zachowania, ale na pewno nie jest tak ładna jak ta
oferowana sztuka, zatem drugi egzemplarz, który sobie zaznaczyłem do obserwacji
to ta czterogroszowa. Cena wywoławcza ustawiona na 500 złotych była bardzo
atrakcyjna i uznałem nawet, że to pierwsza prawidłowa cena, z jaką się
zetknąłem w ofercie SAP, która daje spory margines i potencjał do uzyskania
naprawdę wysokiej ceny. Czy będzie mnie na nią stać, nie byłem zbyt pewien ale
mając już taki egzemplarz w zbiorze nie byłem zdesperowany do jego zakupu,
raczej pozytywnie zainteresowany jej losem J. No to zaczęło
się nieźle i ciekawe jak będzie dalej. Drugim i zarazem ostatnim egzemplarzem oferowanym
w kategorii, jaką określam, jako ‘średnia moneta SAP” była dwuzłotówka z
ciekawego rocznika 1776. Na początek może napiszę, że byłem zaskoczony, bo to
już kolejna, może nawet „około 10” sztuka z tego rocznika dwójek, jaką
spotykam, że jest oferowana do sprzedaży w 2016 roku. Zastanawiające jak na
potencjalnie mniej popularny rocznik, szczególnie jak odniesie się to do innych
roczników o podobnym nakładzie, które w ogóle nie pojawiają się w obrocie.
Szczegół wart zanotowania, ja go nie przegapiłem a nawet sprawdziłem na własną
rękę czy nie mamy czasami do czynienia z jakimś wysypem fałszywej produkcji. W
sumie po raz pierwszy dziele się ta informacja, ale moje obawy okazały się płonne,
bo monety oferowane w tym roku wydają się być OK. Na pewno gdym miał jakieś
uzasadnione podejrzenia, to wcześniej bym to starał się nagłośnić na forum TPZN.
Tu LINK DO FORUM Przy okazji zapraszam wszystkich amatorów monet do rejestracji i uczestnictwa w
dyskusjach na tym forum. Nie ma się, czego obawiać, bo to naprawdę bardzo
przyjazny teren i nie trzeba się „habilitować z mennictwa” żeby brać udział w dyskusjach. Ale wracając do tej 8-groszówki, to oferowany egzemplarz był oceniony na
III plus a cena wywołania miała wynosić 700 złotych. Znając ten rocznik,
wiedziałem o występującym w ramach niego wariantach (temat czeka grzecznie w
kolejce do opisania na blogu J) i na początek sprawdziłem czy moneta z
tego rocznika będąca w moim posiadaniu to ten sam wariant co oferowana na
aukcji. Najnowszy katalog opisuje dwie odmiany, ja jednak wole je nazywać
wariantami i tak je na własny użytek kwalifikuje. Po analizie zdjęcia uznałem,
że jest to moneta, która różni się drobnymi detalami stempla od egzemplarza będącego
w moim posiadaniu, jednak należy do tego samego wariantu wyznaczonego przez
autorów najnowszego katalogu, czyli „wieniec dotyka owalu herbowego”. Uznałem,
że będę obserwował jej losy, nie nastawiałem się jednak na zakup… no chyba, że
za okazyjna cenę J.
Ostatnia grupa monet srebrnych występujących na
akcjach są monety grube, do których na własny rachunek zaliczam półtalary i talary.
Na aukcji PTN mieliśmy aż 4 egzemplarze najgrubszego srebra ostatniego króla.
Zatem teoretycznie mogła się szykować prawdziwa uczta dla koneserów okresu, ale
czy tak było? Pierwsze dwa talary, to monety 6-cio złotowe ze schyłkowego
okresu panowania Stanisława Augusta i utraty naszej państwowości. Najsampierw
mamy talara z 1794 roku, którego stan fachowcy ocenili na III minus i wycenili
na kwotę 800 złotych. Jak powszechnie wiadomo ten talar jest najpopularniejszym
rocznikiem o najwyższym nakładzie w całej historii tego nominału w II połowie
XVIII wieku. Zatem nic specjalnego, do tego w lekkopółśrednim stanie. Jednak,
jako domorosły badacz monet tego okresu, znam, co najmniej 6 wariantów tego talara,
zatem z ciekawości sprawdziłem, jaki konkretnie reprezentuje. Nie będę wchodził
w szczegóły, bo temat niedługo ukaże się na moim blogu, napisze tylko, że
moneta mnie nie zainteresowała i uznałem, ze to nie jest oferta dla mnie. Druga
spośród lżejszych talarów wybitych według ustawy z 1794 roku, był egzemplarz z
rocznika 1795. To zdecydowanie bardziej ciekawy i mniej popularny rocznik,
chociaż nie jakiś unikat. Dosyć często pojawia się w sprzedaży, ale przeważnie
tak i jak monety z roku poprzedniego – ich stan zachowania i jakość bicia
pozostawia wiele do życzenia. Oferowana moneta oceniona została na III plus i
wyceniono ją na 1200 złotych. Ten talar tez ma warianty, więc sprawdziłem to na
samym wstępie i okazało się, że to wersja „liść nie zachodzi na tarcze herbową”,
której nie posiadam. Trzeba jednak dodać, że stan tej monety był raczej kiepski,
szczególnie wady blachy i justunek napisów otokowych widoczne zarówno na
awersie jak i na rewersie nie zachęcały do zakupu. Mam zasadę, że w przypadku
popularnych roczników raczej czekam na egzemplarz bez widocznych wad, toteż
postanowiłem zapisać sobie zdjęcie, ale wiedziałem, że nie ubijemy interesu.
Jakie wnioski? Na 9 srebrnych monet z okresu SAP,
tylko dwie były dla mnie interesujące i brałem pod uwagę ich licytacje. Miałem
sporo zastrzeżeń, co do jakości opisów aukcyjnych i nie chodzi o sama czcionkę
(tu tez były drobne uwagi na forum TPZN). Nie zgadzałem się z większością ocen
stanów zachowania oraz uważałem, że niektóre z cen wywoławczych są co najmniej
„lekko przesadzone”. Tym samym nie wróżyłem im udanej sprzedaży. Kolejnym
drobnym acz denerwującym zabiegiem było opisane oferty jedynie według katalogu
Kopickiego. Dla okresu SAP takie traktowanie numizmatyki trochę „trąci myszką”,
co być może jest zaletą dla miłośników historii, ale nie dla jej sprzedawców J.
Jak dla mnie absolutnym minimum jest Plage a jeszcze lepiej jak jest opis
zgodny z najnowszym katalogiem Parchimowicz/Brzeziński. Są już takie domy
aukcyjne, które tak opisują swoje oferty okresu SAP i jest to wygodne oraz
czytelne. Podsumowując tylko kilka monet z całej oferty były dla mnie
interesujące i brałem je pod uwagę rozstrzygając możliwość, by tym razem spróbować
swoich sił z zawodowcami. Przekonała mnie do tego szczególnie nowatorska, jak
dla aukcji PTN forma uczestnictwa on-line. Zdawałem sobie sprawę, że możliwość
udziału przez Internet została uruchomiona w ostatniej chwili, zatem jako osoba
już trochę doświadczona życiem, brałem pod uwagę ewentualne problemy natury techniczno-organizacyjnej,
jakie mogą się pojawić. I o tym moim uczestnictwie będzie kolejną część wpisu.
Na wstępie doceniam postęp, jaki miałem okazje
obserwować a nawet, w jakim przyszło mi brać czynny udział. Z drugiej jednak strony,
jako potencjalny klient sprawdziłem kontrahenta, zapoznałem się z regułami
aukcji gdyż lubię być świadomy a dodatkowo czułem się odpowiedzialny za to, by
wiedzieć, z kim mam zamiar handlować i komu powierzę swoje fundusze. Zatem gdy
to ustaliłem, to w kolejnym kroku zapisałem się do aukcji i wpłaciłem wadium.
Jako, że czasu był mało organizatorzy pomyśleli o szybkiej ścieżce i prosili o
wysłanie specjalnego maila ze zgłoszeniem udziału i wpłaty wadium. Uczyniłem
wszystko zgodnie z wytycznymi, nie miałem zamiaru przez niedopełnienie jakiś
formalnych drobiazgów uniemożliwić sobie udziału. Wszystko zagrało, otrzymałem
swoje konto na stronie aukcji i mogłem się zalogować. Na wstępie wielka
pozytywna cecha, jaka mnie zaskoczyła to sam katalog dostępny dla uczestników
internetowych. Otóż otrzymałem dostęp do wygodnego katalogu online, z dużo
lepszymi zdjęciami niż te w wersji PDF. Zdjęcia były (są nadal) naprawdę w sporej
rozdzielczości i można było na tej podstawie dobrze ocenić monetę a następnie porównać
ocenę fachowców z własną. To spory plus, którego w sumie nie zakładałem i
uznałem za pierwszą oznakę udanej aukcji. Kolejnym krokiem, jaki zdecydowałem
się zrobić było zaradzenie jakoś problemom technicznym, jakie spodziewałem się
spotkać w dniu aukcji. Sądziłem, że liczba uczestników aukcji on-line z pewnością
zaskoczy organizatorów oraz ich łącza internetowe lub serwery i nie będzie
można się tam zalogować w dniu aukcji. Aby temu zaradzić, na trzy wcześniej
wybrane przez mnie monety złożyłem swoje limity. Wycelowałem swoje działka w
10-cio groszówkę z 1790, drugi strzał był w złotówkę z 1767 a trzecia salwa
poleciała w dwuzłotówkę z 1776. Moje limity zostały przyjęte, co uśpiło moją czujność,
bo już wiedziałem, że cokolwiek się zdarzy to po raz pierwszy wezmę czynny
udział w aukcji Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Czad!
O samej aukcji można napisać wiele. Z opinii, jakie są
dostępne na forach oraz od osób, które znam wiem, że była to na pewno udana
impreza pod względem handlowym. Być może nawet najlepsza dotychczasowa aukcja
PTN. Klientów licytujących na żywo było wielu, monety cieszyły się w większości
dużym powodzeniami a kilka z nich osiągnęło nawet zaskakująco wysokie ceny
sprzedaży. Zatem można napisać, że operacja się udała, ale czy wszyscy pacjenci ją przeżyli? Skąd, więc w sieci tyle negatywnych opinii, emocji i gorzkich żalów.
Nie będę odkrywcą, jeśli napisze, że wszystkie problemy wyniknęły z fiaska licytacji
on-line oraz późniejszego zamieszania związanego z informowaniem o efekcie
licytacji i uzyskanych cenach. Dość powiedzieć, że nawet tak wydawałoby się
dobrze przygotowany uczestnik jak ja, który przewidział upadek
internetu/serwerów podczas imprezy i złożył wcześniejsze zlecenia, nie był pewien,
jakim efektem zakończyła się jego licytacja. Stąd wiele osób zadawało sobie pytania
„czy coś wygrałem” a jeśli odpowiedź brzmi „TAK”, to skąd się o tym dowiem. Tu
niestety trzeba jasno powiedzieć, że organizatorzy nie stanęli do końca na
wysokości zadania i większość pytań publiczności pozostało do dziś bez
odpowiedzi. Stworzyło się przez to wrażenie, że unikanie konkretnych odpowiedzi
ze strony organizatorów, to inaczej informacji typu - handel został zakończony,
ceny były OK., kasa się zgadza, więc o czym tu gadać. A problemy? To przecież
to nie nasza wina, bo my robimy to społecznie. Takie podejście kłóci się
niestety z ogólną wizją profesjonalizmu, jaki cechuje wszelkie działania PTN.
Nie będę się nad tym stanem rzeczy bardzo znęcał, niech ilustracją zamieszania,
jakie miało miejsce będzie tylko garść zarzutów, z których najczęstsze
dotyczyły problemów technicznych. Na początku można się było zalogować i nawet
uczestniczyć w aukcji (takie się miało wrażenie) z tym, że opóźnienie licytacji
w Internecie względem realnej aukcji sięgało kilku pozycji. Tym samym, jeśli
uczestnik w sieci licytował pozycje na przykład 35, to na Jezuickiej w
Warszawie organizatorzy sprzedawali już pozycję 38. Tym samym „nie dało” się
niczego kupić. To opóźnienie przeszkadzało tez licytującym zgromadzonym na sali
(bo wyświetlano to co było w inetrnecie) i wprowadzało dodatkowe zamieszanie,
tym samym zdecydowano aby w ogóle wyłączyć licytację on-line. Drugim mocnym
zarzutem było wyświetlanie na sali limitów, jakie zostały złożone przez internautów,
co mogło wpłynąć na szansę zwycięstwa w aukcji. Tu doczekaliśmy się nieśmiałych
tłumaczeń, ale do końca nikt nie wie jak było naprawdę. Trzecim zarzutem, który
przelał czarę goryczy była opóźnienie w dostępie do listy wynikowej aukcji oraz
jej niezgodność z informacjami umieszczonymi na stronie aukcji. Wylicytowane
kwoty na liście wynikowej znacznie różniły się od tych, jakie są do dzisiaj
dostępne w sieci. Jak to wytłumaczyć? Totalna dezinformacja, której przyczyn nawet
się nie podejmuje zgadywać.
Zilustruje to w sposób, w jaki opisałem swój
przypadek na forum TPZN. Jako przykład posłuży tu moja licytacja pozycji nr,
207 jaką była wcześniej wspomniana dziesięciogroszówka z 1790r, na którą
złożyłem limit. Sytuacja miała miejsce po zakończeniu aukcji, kiedy chciałem
sprawdzić jak mi poszło J.
A było to tak:
1) Na stronie aukcji PTN 33, po zalogowaniu na moje
konto i wejściu na szczegóły pozycji 207, witają mnie takie oto, trzy bardzo
optymistyczne informacje:
a)"gratuluje wygrałeś tę aukcję"
b)"wygrała oferta 390 złotych" (to mój max limit)
c)"zapłać teraz"
a)"gratuluje wygrałeś tę aukcję"
b)"wygrała oferta 390 złotych" (to mój max limit)
c)"zapłać teraz"
Zatem, hurra „WYGRAŁEM” !!!!
Zatem coś jest nie tak i jak się domyślam, możliwe
staje się to, że informacje widniejące na moim koncie to tylko kolejna pomyłka
systemu informatycznego... Powoli w głowie zmieniam wajchę na jednak chyba „PRZEGRAŁEM”
!!!
3) Jednak zaraz, w internecie jestem zwycięzcą i się tak łatwo nie poddam. Chcąc to jakoś samodzielnie zweryfikować i jakoś sprawdzić, naciskam śmiało guzik „ZAPŁAĆ TERAZ”, jaki widnieje na moim koncie przy wygranej pozycji 207. Guzik a jakże działa i przenosi mnie do "MOJEGO KOSZYKA". Tam otrzymuje 2 ciosy, system przekazuje mi dwie smutne informacje:
a) "PRZEPRASZAMY, TEN PRODUKT NIE MOŻE ZOSTAC KUPIONY"
b) "ZAMÓWIENIE NIE JEST MOŻLIWE, JEŚLI KOSZYK JEST PUSTY" (uwielbiam tę prostą i niezobowiązującą logikę).
Wajcha w mojej głowie, jeszcze bardziej przesuwa się
w pozycję „PRZEGRAŁEM”.
4) Dochodzi do mnie, że prawdopodobnie jednak nie
wygrałem tej aukcji i nie ma, co czekać na maila od organizatorów. Sprawdzam,
więc ponownie regulamin aukcji i poszukuje info o sposobie powiadamiania o
wygranej oraz o metodach płatności. Niestety nie ma tam takich danych. Zatem
nikt pewnie nawet nie zakładał, że internetowcy cos jednak wygrają. Jako akt
wysokiej desperacji pisze post na forum TPZN, wiedząc, że czasem zachodzą tam
organizatorzy i licząc, na to, że będą zainteresowani feedbackiem od
uczestników.
Wajcha osiąga poziom, znów „PRZEGRAŁEM”!!!!
5), Jako, że moja aktywność w „tych dniach” jest wysoka, natykam się na decydujący argument informujący, że ta moneta jednak nie zasili mojego zbioru. W kolejnym dniu po zakończeniu aukcji ta sama moneta pojawia się do sprzedaży na innym portalu aukcyjnym… za kwotę 820 złotych. . Potwierdza, to moje przypuszczenia, że monetę wygrał jakiś handlarz obecny podczas licytacji na sali, który pewnie odebrał ją i opłacił tego samego dnia a teraz już sprzedaje. W sumie handlować tez trzeba umieć i kasa się musi szybko zgadzać.
6) Po jakimś tygodniu otrzymuje na konto zwrot kwoty
wpłaconego wadium i to jest ostatni element mojego udziału w 33 aukcji
Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego.
Ot taka historia pokręconych losów jednej aukcyjnej pozycji :-)
Ot taka historia pokręconych losów jednej aukcyjnej pozycji :-)
Jakie wnioski? Mieszane. Z jednej strony cieszy duże
zainteresowanie aukcją, co przekłada się na zainteresowanie monetami w ogóle.
Trzeba liczyć się z tym, że rynek coraz bardziej skręca w kierunku
inwestycji/handlu a jeśli nie można tego samemu zmienić to wypadałoby się z tym
faktem pogodzić i być może poczekać „na lepsze czasy”. Z drugiej strony martwi rysa,
jaka pojawiła się na powszechnej opinii o profesjonalizmie, jaki charakteryzuje
działania Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Jako klient, nie jestem zadowolony
z udziału. Nie jest to jednak moja a ni pierwsza ani tez ostatni aukcja, w
której nic nie kupiłem, więc nie mam żalu. Jest to za to na pewno
najdziwniejsza impreza, w jakiej miałem szanse uczestniczyć. Nie wiem czy
bardziej jestem rozczarowany niepowodzeniem wysiłków zmierzających do unowocześnienia
aukcji czy też tym, ze w dalszym ciągu przepływ informacji pomiędzy tradycyjnym
PTN a społecznością miłośników monet jest na tak niskim poziomie. Jest
ostatnio kilka zauważalnych ruchów, ale przy bliższym poznaniu tracą one na
znaczeniu, bo wyglądają prawie jak czyny społeczne, pozorne i nieskoordynowane.
Weźmy na warsztat komunikację ze społecznością. Nowa strona PTN wydawała się
dobrym krokiem, jednak od dłuższego czasu nic ciekawego się tam nie dzieje, co
być może świadczy o tym, że czas amatorskich rozwiązań „po taniości”,
bazujących wyłącznie na pasjonatach się powoli kończy. Jakoś nie przekonują
mnie stłumione głosy, że członkowie towarzystwa raczej nie korzystają z
internetu (martwe forum PTN to jakby potwierdza), bo są przyzwyczajeni do spotkań
we własnym wąskim gronie i bezpośredniej wymiany poglądów. Doceniam to, nie ma
to jak fizyczna znajomość i przyjaźń, ale wiem, że w tych czasach to już nie
wystarcza. A może by tak wrócić do źródeł, do symboli i na przykład odbudować
warszawskie numizmatyczne czwartki w nowoczesnej i interesującej formie? Jestem
zdania, że naszedł już czas żeby o tym jasno powiedzieć, opracować nową
strategię działania PTN pasującą do XXI wieku i ruszyć do przodu by jedno zmienić
na nowe a inne zachować dla przyszłych pokoleń.
Żeby skończyć bardziej optymistycznie i nie epatować
wygórowanymi oczekiwaniami o wysokim standardzie usług… Pamiętam dobrze schyłek
czasów handlu minionej epoki. Handlu spółdzielczego typu miejskich PSS Społem,
wiejskich GSsch czy przedsiębiorstw państwowych jak WPHW, PTHW, czy branżowych
jak WCH, Baltona, PeWeX i tym podobnych dziwnych tworów. Z doświadczenia wiem,
że tam również klient z reguły stał na z góry określonej, raczej straconej pozycji,
gdyż zawsze liczyły się jakieś inne obiektywnie ważniejsze czynniki. Historia,
którą tak przecież wszyscy kochamy obeszła się z tymi tworami okrutnie. Po większości
nie ma nawet śladu. Dobrze by było, żeby te dawno minione wrażenia nie wracały
przy okazji uczestnictwa w wydarzeniach firmowanych przez tak zacne grono osób.
Niech to będzie mój komentarz w formie „dobrej rady”. Być może warto zacząć
mocniej i aktywniej popularyzować numizmatykę, wychodzić do szerokiego społeczeństwa
i zachęcać nowe pokolenia pozyskując przy okazji nowych aktywnych członków -
kosztem działalności pseudo-handlowej nielezącej przecież w obszarze głównych kompetencji
PTN. Warto czasem zadbać o nieposzlakowaną opinie i być może lepiej będzie
zorganizować kolejną aukcję stawiając na maksymalny profesjonalizm i sprawdzone
rozwiązania. Jako ilustrację pasująca do dzisiejszego tematu, poniżej załączam
krótki filmik ze sceną z kultowego filmu Stanisława Barei „Co mi zrobisz jak
mnie złapiesz” z roku 1978. W tej scenie Janusz Gajos w roli kierownika samoobsługowego
sklepu spożywczego, aktywnie (własnymi rękami) wciela w życie hasło „tych
klientów nie obsługujemy” J
Na dziś to koniec. Od czasu zakończenia imprezy
minął już prawie miesiąc, zatem emocje i bitewny kurz już dawno opadły.
Postanowiłem odczekać chwile z rozmysłem, żeby napisać artykuł spokojny,
konkretny oraz być może skonfrontować swoje doświadczenia i skomentować inne
publikacje na ten temat. Niestety pomimo kilku zapowiedzi, nikt nie zdecydował
się jeszcze podsumować ostatniej aukcji PTN, więc niejako „na ochotnika”
wystawiam się na strzał, jako, ten pierwszy J
Opisałem już wszystkie aukcje stacjonarne, w których
uczestniczyłem od chwili założenia bloga, to jest od maja 2016r. Teraz już tak
szybko żadnej aukcji krajowej nie będzie. Są za to ciekawe aukcje zagraniczne,
więc z pewnością będzie, o czym pisać. Dziękuję wszystkim za doczytanie do tego
miejsca J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz