niedziela, 18 grudnia 2016

Aukcja WCN 67, czyli jak Janek Kos chciał walnąć z grubej rury.

Końcówka roku 2016 okazała się być szczególnie bogata w stacjonarne duże wydarzenia numizmatyczno-handlowe. Stąd po mojej ostatniej relacji z udziału w jubileuszowej aukcji Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, płynnie przechodzę do opisania na blogu swojego udziału w kolejnej wielkiej imprezie. 67 aukcja Warszawskiego Centrum Numizmatycznego była aukcją stacjonarno-internetową. Jej cześć stacjonarna umiejscowiona była po raz kolejny w warszawskim hotelu Novotel, który może nie jest obecnie w ścisłym topie hoteli warszawskich, ale ma te ważne cechy, że jest raczej przyjazny dla organizatorów wszelkich eventów oraz znajduje się w ścisłym centrum stolicy. Ponieważ po raz kolejny uczestniczyłem w imprezie zdalnie, to nie wiele mogę powiedzieć nowego o organizacji i całej otoczce części stacjonarnej. To może być ciekawe doświadczenie, więc opisze to kiedyś bliżej jak już zdecyduję się kiedyś wybrać bezpośrednio. W aukcji wystawiono 889 pozycji wycenionych wstępnie na ponad 2,5 milina złotych. W tym artykule skupie się, więc na ofercie srebrnych monet SAP, które były wystawione do sprzedaży, na swoim udziale, przemyśleniach i wynikach, jakie zostały osiągnięte. Zatem startujemy.
Po pierwsze, termin aukcji wypadł tylko tydzień po imprezie u Niemczyka, więc z punktu widzenia kolekcjonerów takie nagromadzenie w jednym czasie nie sprzyja racjonalnym wydatkom. Ja wydałem parę złotych na aukcji tydzień wcześniej, więc na imprezie WCN musiałem bardziej niż zwykle panować nad dostępnym budżetem i dobrze zaplanować swoje przyszłe zakupowe działania. Pewnie większość amatorów monet, która zrobiła zakupy w listopadzie miała podobnie. Przy okazji mały apel do organizatorów, rozumiem, że jest wolny rynek i konkurencja, ale dobrze by było dla środowiska by postarać się współpracować ze sobą w sposób bardziej harmonijny i sytuować swoje imprezy w pewnym oddaleniu od siebie. Tu od razu ciekawostka. Kto wie, która to była aukcja stacjonarna WCN w tym roku? Według numeracji, to już piąta taka impreza po egidą tego organizatora, całkiem sporo, żeby nie powiedzieć rekordowo jak na jeden rok. Po drugie, organizator znów miło mnie zaskoczył i otrzymałem wcześniej pocztą katalog, zatem dobrze wyposażony mogłem zgłębiać ofertę interesujących mnie monet. Wiadomo jednak, że katalog w internecie jest jednak bardziej praktyczny, toteż wersję książkową odłożyłem do biblioteczki numizmatycznej i z niego zupełnie nie korzystałem. Z ofertą zapoznałem się na stronie internetowej. Trzeba na wstępie stwierdzić, że była to już kolejna aukcja, w której oferta monet z okresu SAP była bardzo skromna. Całość numizmatów tego okresu skupiała tylko 20 sztuk, z czego monet srebrnych z mennicy warszawskiej było raptem 14 egzemplarzy. Przyznam, że byłem tym mocno rozczarowany, ponieważ jest to zawsze pierwsza czynność, jaką sprawdzam po publikacji katalogu. Tylko jakiś ciekawy i korzystny zakup mógł sprawić, że mój nastrój się poprawi, a jak nie to będą smutki już do końca aukcji. Z racji niewielkiej oferty, bardzo łatwo było mi ustalić, które monety będą ewentualnie warte mojego zainteresowania. W tym miejscu wybieram monety, których nie mam oraz te z pośród oferowanych, których stany są zdecydowanie lepsze od tych, które posiadam.
 Pierwszą monetą z okresu SAP był Talar Targowicki w stanie bliskim menniczego. Ładna sztuka. Cena wywoławcza 14 tysięcy świadczyła, że moneta ma potencjał poszybować z ceną naprawdę wysoko. Dla kolekcjonerów zbierających monety w stanach menniczych, była to pewnie ciekawa oferta, jaka nie trafia się często. Ja jednak staram się zachować rozsądny balans pomiędzy stanem zachowania a ceną, więc nie mam aż tak radykalnych poglądów i potrzeb J W zupełności zadowalam się stanami od III+ w górę. Zapisałem sobie tylko zdjęcia w bazie danych i leciałem dalej. Z grubych monet były jeszcze trzy talary. Pierwszy to „zbrojarz” z 1766 roku, trochę już zmęczony wiekiem i dość mocno wytarty w obiegu. Szczególnie awers nie przypadł mi jakoś do gustu, ale ocena III+ była jak najbardziej adekwatna do stanu, czy do ceny wywoławczej 2,8 tysiąca złotych – tego to już nie wiem, w każdym razie nie była to oferta dla mnie. Drugi okaz to ciekawszy rocznik 1777 w stanie II, wystawiony za 4,8 tysiąca. Moneta sama w sobie ciekawa i nieźle zachowana, choć widoczne przebarwienia skłoniły mnie do osądu, że trzymana była przez te lata w różnych, nie raz niezbyt korzystnych warunkach „klimatycznych”. Jednak jak na ten typ monety talar został dość paskudnie przejustowany i nie wzbudził we mnie pozytywnych emocji. Trzeci z talarowych muszkieterów to popularny 6-cio złotowiec z 1794 roku, oceniony na stan II, wystawiony za 2,4 tysiąca. W sumie nawet nie brzydki, lecz na jego ocenę w moim subiektywnym rankingu wpłynęła dziwna, nierówna patyna i liczne kolorowe przebarwienia.

Ozdobą oferty aukcyjnej był bez wątpienia piękny półtalar z 1781 roku, oceniony na stan I-, z stosunkowo wysoką ceną wywołania równą 20 000 złotych. Jak większość amatorów mennictwa Stanisława Augusta Poniatowskiego, ja też mam słabość do tego nominału i wyjątkowo wysoko sobie je cenię. W poprzednim wpisie dałem temu pokaźny wyraz, więc teraz ograniczę się tylko do kilku zdań bardziej technicznych niż filozoficznych. Moneta naprawdę rzadka i ciekawa. Sztuka praktycznie bez obiegowa, patyna wyglądała naturalnie, istotnych defektów nie stwierdziłem, słowem monetka jak najbardziej pasująca do mnie… tylko ta cena ufff J Nie mam tego rocznika i z chętnie bym ten stan zmienił. Przekroczyłem już parę kolekcjonerskich barier w zakupach, jednak tego typu monety pozostają z reguły po za moim zasięgiem i jestem tego boleśnie świadomy J.  Podsumowując ofertę monet grubych, piękny był ten półtalar z 1781 (zdjęcie poniżej) i szansa jego zakupu dała mi do myślenia. Nie planowałem za to w ogóle licytacji wystawionych egzemplarzy talarów. Nie przekonał mnie ich stan, cena a przede wszystkim większość już szczęśliwie zgromadziłem.
Kolejne 5 monet w ofercie to średnie nominały, dwuzłotówki i złotówki. Dwie pierwsze to dwuzłotówki, obie z 1791 roku. Co ciekawe stan zachowania obu został moim zdaniem oceniony przez aukcjonera dosyć optymistycznie. Czyli rozpoczynam tradycyjne narzekanie na zawyżanie ocen. Pierwsza z dwuzłotowych monet to jedna z najbrzydszych „dwójek” jakie widziałem. Justunek lub nawet być może późniejsze głębokie przerysowanie wizerunku króla paskudnie wpłynęło na mój odbiór monety i ja bym takiego egzemplarza nie kupił nawet za cenę wywoławczą, czyli 600 złotych. Druga moneta była jeszcze brzydsza i bardziej zniszczona, oceniona na III+ przeciętność i marność nie mająca nic wspólnego z tym czego można by się spodziewać po wyselekcjonowanej ofercie jaką moim zdaniem powinny charakteryzować się aukcje stacjonarne. Dalej były trzy złotówki, mega popularne roczniki w lekko-pół-średnich stanach. Pierwsza była źle opisana złotówka z 1766 roku, równie źle moim zdaniem oceniona na II+.  Ponieważ nie była to odmiana popularnie charakteryzowana w opisach aukcyjnych, jako „małe orły i Pogonie”, więc z równie dużą rezerwą podszedłem do oceny zachowania. Jak dla mnie to było coś pomiędzy II- a III+, słowem w sam raz dla mnie. Może opisywano i oceniano jakąś inną monetę, a inna wystawiono do sprzedaży? Nie wiem i pewnie już się nie dowiem. Kolejna monetą srebrną była zmasakrowana złotówka z 1791 roku. Jeśli jej odpychający wygląd był efektem działań w mennicy, to nie był to justunek a wielki JUSTUN. Oprócz tego była wytarta obiegiem, więc ocenę II- przyjąłem z przymrużeniem oka i poszedłem dalej. Ostatnia z grupy monet złotowych pochodziła z opisywanego przez mnie niedawno rocznika 1792. To jedna z najpopularniejszych srebrnych monet SAP występujących w sprzedaży. Strzelam, ze teraz bez wychodzenia zza biurka kupiłbym w necie z 10 sztuk jak leci. Jednak największym przegięciem był okropny stan zachowania, jaki sobą prezentowała, bo oczywiście tak jak poprzedniczka została przejustowana na wszelkie możliwe sposoby. Musi trafiła w ręce jakiegoś menniczego oprawcy lub któryś z pracowników fizycznych zatrudnionych w tym czasie w warszawskiej mennicy był niezrównoważony psychicznie i kręciło go masakrowanie monet. Moneta została oceniona na pełną II. Wiem, że justunek nie wpływa na ocenę stanu monety, jednak te, które opisywałem powyżej były nie tylko zniszczone mechanicznie, ale i wytarte. Wyglądały gorzej niż zwyczajna oferta trafiająca codziennie na popularnym allegro. Co takie "niezbyt starannie" wyselekcjonowane egzemplarze robiły na tej aukcji, nie wiem, ale się zapytam jak tylko nadarzy się okazja.

Ostatnia grupa monet były srebrne drobiazgi. Jeden półzłotek, dziesięciogroszówka i dwa srebrniki, słowem taki „przegląd drobniaków z szuflady zbieracza”. Lubię monety tego typu, są bardzo ciekawe i łatwo można trafić na interesującą odmianę lub niespotykany wariant, więc z zapałem zabrałem się do analiz. A, że monet było 4 to i analiza zajęła mi tylko chwilkę. Już pierwsza z oferowanych monet wzbudzała moją ciekawość, półzłotek z 1785 roku zachowany poprawnie i oceniony na III+. Nie mam uwag, byłem zainteresowany tym egzemplarzem i zaznaczyłem go sobie, jako pierwszy obiekt do licytacji. Cena wywoławcza 320 złotych, była adekwatna do ogólnego stanu monety jednak, ten stosunkowo rzadki rocznik miał potencjał. Kolejna moneta to srebrna 10-cio groszówka z 1793 roku. Dość dobrze zachowana, jednak niedobita - co zostało zaznaczone w opisie. Ze zdjęć trudno było wyczytać, czy rzeczywiście niedobita czy raczej przetarta, więc trudno o polemikę. Jeśli pochodziła z tego samego zbioru, co wyżej opisane złotówki, to głowy bym nie dał, że była zniszczona mechanicznie. W każdym razie mam taki egzemplarz, więc ten oferowany, nie zatrzymał mojej uwagi zbyt długo. Kolejna moneta to popularny grosz srebrny z 1766 roku, w standardowej odmianie, jednak wyróżniający się na pierwszy rzut oka niezłym stanem zachowania. Mam oczywiście podobny egzemplarz w swoim zbiorze (zbiór, to duże słowo J), ale nie aż taki ładny jak ten, więc była to potencjalnie druga moneta, która zbudziła moje zainteresowanie. To, co mnie zaciekawiło dodatkowo było związane z artykułem, który dopiero przede mną, czyli opisaniu pruskich falsów srebrników. Sprawdziłem, więc monetę pod tym kątem, jako potencjalny materiał do wykorzystania w styczniowym wpisie. Na pytanie oryginał to czy fals, odpowiem już niebawem J. Ostatnim egzemplarzem, jaki wypada mi opisać był srebrnik z kolejnego, jeszcze bardziej popularnego rocznika niż poprzednik. Rocznik 1767 obfitował w wysoki nakład tej monety, ale też i w falsyfikaty, stąd kolejny numizmat, który sprawdziłem pod tym kątem. Sama moneta była dosyć ciekawa, lekko podniszczona jednak wyróżniała stanem zachowania się na tle wielu egzemplarzy, jakie są powszechnie dostępne. Szczególnie awers z monogramem był ładny, wysoki relief rzucał się w oczy nawet na zdjęciach. Zakładam, że na żywo monetka mogła wyglądać naprawdę nieźle. Dodatkowo nie zauważyłem oznak czyszczenia chemicznego, który teraz jest prawdziwą plagą w tego typu monetach. Nieumiejętne czyszczenie powoduje nieodwracalne szkody i efekt, który potem trudno jest ukryć. Tu wspomnę tylko kilku sprzedawców ze wschodu, obecnych czasami na największym portalu aukcyjnym, którzy często mają nawet ciekawe obiekty w ofercie, ale są to z reguły monety dokładnie wyczyszczone. I to wyczyszczone nie jakoś standardowo, zgodnie z regułami, lub przynajmniej tak żeby nie zniszczyć monety, ale jakimś ichnim nieznanym mi specyfikiem. Po tej ich „wschodniej chemii” moneta jest zupełnie wyzuta z indywidualnych cech, po patynie pozostaje tylko wspomnienie, a to co pozostaje to zwykle „goła blacha”. Czasem aż szkoda, bo jak mniemam za nieczyszczone egzemplarze otrzymaliby lepszą cenę… a i amatorzy monet SAP byliby bardziej zadowoleni z zakupu. Ok., ale to już koniec dygresji i wracając do naszego ładnego grosza, monetę oceniłem, jaka ciekawą i znaczyłem do obserwacji. Podsumowując ofertę w kolejnej już aukcji WCN, trzeba napisać, że znów amatorzy SAP nie zostali przesadnie rozpieszczeni przez organizatorów. Po raz kolejny okres Stanisława Augusta Poniatowskiego był reprezentowany zaledwie kilkunastoma monetami, raczej popularnymi i w średnich stanach zachowania. Analizując wąską i nieciekawa ofertę, trudno założyć, że monety były jakoś specjalnie selekcjonowane. Przyzwyczajeni byliśmy do tego, że jednak na numizmaty prezentowane na aukcjach stacjonarnych serca biją nam mocniej. Tu tego nie było.

 Wracając jednak do moich prywatnych zmagań z numizmatyką, jak wyżej napisałem pozytywnie oceniłem dosłownie kilka egzemplarzy. Przełożyło się to w efekcie na to, że 4 monety z całej oferty zostały przez mnie uznane za warte zachodu. Pierwszym numizmatem z tej czwórki była niewątpliwa ozdoba całej oferty, czyli wspomniany już wyżej półtalar z 1781. Kolejne trzy to egzemplarze wyróżniające się stanem zachowania lub stopniem rzadkości, czyli złotówka z 1766, półzłotek z 1785 oraz srebrnik z 1766. Zatem było ich cztery, dokładnie tyle ilu było pancernych w słynnym czołgu T-34 „Rudy 102”. A ja, jak ten ich filmowy niezawodny dowódca Janek Kos, miałem zamiar dnia 26 listopada 2016 roku od rana zalogować się do tej aukcji i dołączyć do rozgrywki. Tu znów muszę dodać kilka słów prywaty i rozpocząć wyjaśnianie tytułu dzisiejszego wpisu. Jako były dowódca czołgu w służbie czynnej oraz podoficer rezerwy z aktualnym przydziałem, jestem trochę „skrzywiony” na punkcie broni pancernej. Do tego stopnia, że wiele rzeczy mi się z tym najnormalniej w świecie z tym kojarzy J Dziś, po raz pierwszy postanowiłem wykorzystać to w artykule, ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i uprzedzam, że kiedyś jeszcze mogę do tego wracać J. Co prawda w moim czołgu załoga jest trzyosobowa i to trochę mi nie pasuje do dzisiejszego wpisu, ale jak wiadomo filmowy „Rudy 102” to maszyna wojenna starszego typu, która była bardziej „pakowna”. Trzeba dodać, że czołg T-34 to maszyna równie prosta co niezawodna, która po wojnie w naszym kraju wykorzystywana była nie tylko, jako element na pomniki „Walki i Męczeństwa”, ale jeszcze w latach 60 i 70-tych była normalnie na wyposażeniu naszej dzielnej armii. Tytułowa „gruba rura” to w tym przypadku armata czołgowa, z której to generalnie nie strzela się na wiwat, ale raczej do dobrze rozpoznanych, ważnych strategicznie celów na polu walki. Takim celem był dla mnie właśnie półtalar z 1781 roku i nie chodzi tu tylko o jego wyjątkowe piękno, ale raczej też…. o cenę. Nigdy wcześniej nie zaatakowałem monety na tym poziomie cenowym. W tej aukcji miało to się zmienić. Postanowiłem wystrzelić może raz, ale za to od razu pociskiem kumulacyjnym dużego, 125 mm kalibru. Dalej będzie o tym, jakie uzyskałem efekty.

Muszę już na wstępie „posypać głowę popiołem” i wyjaśnić, że kiedy nadszedł dzień aukcji niby byłem zwarty i gotowy do akcji, ale jakoś tego dnia bardziej pochłaniał mnie artykuł na bloga, który akurat wtedy pisałem. Okazało się, że fakt odwrócenia mojej uwagi od 67 Aukcji WCN miał decydujący wpływ na mój marny (niestety) wynik. Byłem tak mocno skoncentrowany na wpisie, że tylko zerkałem raz na jakiś czas jak idzie aukcja i w jakim miejscu jest aktualnie licytacja. Aukcja przebiegała sprawnie, ale dla mnie wszystko to działo się tylko w tle, ponieważ w tym czasie skupiony byłem na innym zadaniu. Pisałem, a wpis jakoś mi się dziwnie ślimaczył, przez co wymagał ode mnie ciągłej uwagi. Kiedy wreszcie rozpoczęła się sprzedaż oferty z okresu SAP przeniosłem tam swoją uwagę. Monet nie było wiele, więc akcja rozegrała się stosunkowo szybko i po kilku minutach było „po herbacie”. Z mojego pancernego strzału z „grubej rury” zwyczajnie nic nie wyszło. To nie było żadne „pudło” czy inny niewypał. Jako dowódca załogi musze przyznać, że przeciwnik mnie najzwyczajniej zaskoczył, poruszał się tak szybko, że nawet nie wydałem komendy do strzału. W realnej walce już bym się pewnie witał ze Świętym Piotrem. Wracając do aukcji, cena „mojego” pięknego półtalara z 1781 praktycznie po chwili osiągnęła pułap 30 tysięcy złotych a ja w ułamku sekundy oceniłem sytuację jako beznadziejną i wydałem sobie komendę do wycofania się na z góry upatrzoną pozycję. Nowy nabywca cieszy się półtalarem za 33 600 złotych. Ja za to mam świadomość, że co prawda przegrałem tę nierówną potyczkę, ale wojna wciąż trwa i do wygrania jest jeszcze wiele bitew. W każdym razie sprzęt jest nietknięty, gotowy do użycia, załoga w komplecie, wciąż pełna zapału do kolejnych starć. To tyle o pancerniackim podejściu do zakupów numizmatycznych. Moje wysiłki zwizualizowałem poniżej J.


Jak przebiegały licytacje kolejnych monet, którymi byłem poważnie zainteresowany. Opisze to za chwilę po kolei. Złotówka z 1766 równie szybko jak półtalar osiągnęła taką cenę, przy której uznałem, że moje wstępne zainteresowanie zmalało do poziomu zero. W efekcie nie zdecydowałem się nawet na złożenie swojej oferty. Moneta została sprzedana za 1650 złotych + opłaty. Cena szacunkowa WCN wynosiła 600, mój limit był nieco większy, ale bez jakiegoś dzikiego szaleństwa. To jak już wyżej napisałem niezwykle popularna moneta a jej stan wcale mnie nie powalił. Jestem pewien, że już niedługo trafi się ładniejsza w rozsądnej cenie. Trzecim egzemplarzem był półzłotek z roku 1785. Tu zdążyłem zalicytować. Otwarcie napisze, że dałem 525 złotych i mógłbym nawet w kolejnym strzale swoja ofertę jeszcze nieco poprawić. Nie była by ona jednak na poziomie nawet połowy ceny, jaka została wylicytowana, więc to zdecydowanie nie moja półka. Rocznik w miarę rzadki, ale znów nie ekstremalnie – to w końcu tylko R1 według Kopickiego. Moneta zdrowa, ale cena 1800 złotych + prowizja za półzłotka w stanie III+ to dla mnie gruba przesada i ja się w to nie bawię. No i ostatnia, czwarta moneta z „czterech pancernych”. Grosz srebrny z 1766 w bardzo ładnym stanie zachowania. Tu powiem, że licytowałem dzielnie, walecznie i długo J. Na moją licytacje miał oczywiście wpływ, że była to ostatnia oferta, jaka planowałem zakupić, więc desperacja była wysoka. W efekcie zająłem „zaszczytne” drugie miejsce. Nie zdecydowałem się podbić ceny do „magicznej granicy” 1000 złotych. Zapytacie co mnie tak gnało? Otóż teraz mogę już napisać, że taka odmiana srebrnika nie jest notowana w najnowszym katalogu. Zatem z racji mojego bloggerskigo obowiązku, jakim jest uzupełnianie w miarę swoich możliwości tego ostatniego opracowania monet SAP – ten egzemplarz byłby dla mnie dobrym materiałem do wykorzystania w którymś tam kolejnym wpisie. I tak pewnie ją wykorzystam i to, że nie będzie z mojej kolekcji nie zmieni tego faktu.
Podsumowując, po raz kolejny nie kupiłem niczego na aukcji organizowanej przez Warszawskie Centrum Numizmatyczne. Obliczyłem właśnie, że moja indolencja strzelecka trwa już od maja, więc przez pół roku na kilku imprezach WCN nie pozyskałem żadnej monety. Nie składam jednak broni i na pewno jeszcze nie raz powalczę w granicach rozsądku. Na zakończenie chciałbym upowszechnić wiadomość, że WCN ogłosiło właśnie plan aukcji na przyszły rok. W odróżnieniu od roku bieżącego, w 2017 planują organizacje tylko dwóch aukcji stacjonarnych. To wyraźnie mniej od 5 imprez przeprowadzonych w tym roku. Jakie będą tego następstwa, czy monety będą lepiej wyselekcjonowane i ciekawsze, czy będzie ich więcej (szczególnie w okresie SAP) oraz jakie będą ich ceny?. Wiele pytań, czas pokaże jakie będą na nie odpowiedzi. Ja oczywiście mam zamiar brać w tym wszystkim udział a efekty tych imprez opisywać w tym miejscu. Najbliższa aukcja stacjonarna nr 68e odbędzie się 13 maja 2017 roku i będzie prowadzona… wyłącznie w internecie.

Na dziś to już wszystko, dziękuję za uwagę i doczytanie do tego miejsca. Korzystając z tego, że zbliżają się Święta i, że …mam taką możliwość J, chciałbym wszystkim czytelnikom mojego bloga złożyć tradycyjne życzenia.

Zdrowych, Spokojnych i Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, Spełnienia Wszelkich Kolekcjonerskich Marzeń oraz Życia z Pasją - amatorom srebrnych monet SAP, sympatykom mennictwa polskiego w II połowie XVIII wieku, miłośnikom polskich monet historycznych, entuzjastom numizmatyki, wielbicielom historii naszego kraju oraz wszystkim pasjonatom bez względu na rodzaj pasji jaka ich pochłania - życzy eleniasz J 

W blogu wykorzystałem zdjęcia i teksty z 67 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatyki, kartkę świąteczną ze serwisu alekartki.pl oraz przykładowe zdjęcie czołgu wyszukane za pomocą Google grafika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz