piątek, 8 lipca 2016

„Krajobraz po uczcie” według Jacka Kaczmarskiego

To już mój 10, jubileuszowy wpis na blogu, Żeby odpowiednio uczcić to małe święto zapraszam dziś wyjątkowo na krótką wizytę do "mojego intymnego świata”. Do czasów minionych w których przez długie lata dojrzewała moja fascynacja muzyką, historią oraz przygoda z szeroko pojętym nurtem patriotycznym. W maju rozpatrując sens i potrzebę założenia tej strony, jako element stały dzielenia się swoimi przemyśleniami dodałem do tytułu bloga wyrażenie „..i inne pasje”. Jakie to pasje i co konkretnie miałem na myśli ? 

Patrząc z perspektywy autora bloga historyczno-numizmatycznego oraz upływu czasu, stwierdzam, że nie maiłem jakoś szczęścia spotkać na swojej drodze ludzi lub obracać się w środowiskach, które rozbudziłyby we mnie pasje historyczne, numizmatyczne i jakieś inne zamiłowania wybitnie humanistyczne. Nikt mnie do tego zbytnio nie zachęcał i praktycznie wszystkiego czego się nauczyłem próbowałem dowiedzieć się samodzielnie. Pasji kolekcjonowania również nikomu nie mogę przypisać. jakos tak się działo, że sam sie do tego od dziecka garnąłem. Najpierw były znaczki, potem pudełka po papierosach i puszki po piwie z Pewexu, a w końcu przyszedł czas na monety. I to nie jakieś tam drogie, kolekcjonerskie czy też historyczne. Odkładałem do klasera co ładniejsze monety obiegowe wykorzystując zwykle możliwości jakie napotykałem. I pewnie bym tak zbierał je aż do dziś, gdyby nie to, że na swojej drodze spotkałem postać, która otworzyła przede mną świat którego wczesniej nie znałem i którym sie szybko zafascynowałem.  Dziś właśnie będzie rzecz o jednej z moich "innych pasji", o tej pierwotnej i ukochanej, od której w sumie wszystko się zaczęło…

Niniejszy wpis w znacznej części poświęcę czasom SAP w świetle poezji historyczno-patriotycznej mojego idola z czasów młodości – Jacka Kaczmarskiego. Wiodącym tematem będzie również ukochany instrument - gitara oraz moje z nim „nierówne zmagania”.  Zanim przejdę do osoby Jacka Kaczmarskiego a potem do analizy tego konkretnego utworu, który umieściłem w tytule napisze jeszcze kilka słów od siebie. Na gitarze nauczyłem się grać samodzielnie, metodą prób i błędów w wieku lat około 14. Na początku była to gitara akustyczno-elektryczna produkcji czeskiej. Skąd ten wybór i dlaczego zacząłem "tak ostro" ? Trudno w to dzis uwieżyć ale nie zależało to w ogóle ode mnie. Wyobraźcie sobie, że w chwili w której byłem gotowy kupić sobie pierwszy instrument, na rynku była akurat dostepna jedna, jedyna gitara i to do tego w jedynym sklepie muzycznym w moim mieście. Dziś wiem, że była dostępna nie bez powodu. Był to tak zwany „wybrakowany model” (jak to w PRL), który charakteryzował się mocno wykrzywionym gryfem (ważna część gitary), był obtłuczony w transporcie i generalnie wygladał na mocno używany. Ale z drugiej strony charakteryzowała go... dostepność "od ręki" i bardzo rozsądna ceną. Cena była decydująco ważna, ponieważ żeby sobie kupić ten wymarzony instrument, wcześniej przez 2 miesiące zbierałem na stadionie po meczach piłkarskich puste butelki po piwie. Ot, taki folklor schyłku PRL J Nauka był trudna, zdezelowana gitara nie pomagała a i dostęp do utworów, jakie można by zagrać też nie był największy. Królowały wówczas drukowane śpiewniki i jak już ktoś zdobył jakiś ciekawy tekst to najczęściej traktował go jak prawdziwy skarb, wymieniał sie nim z innymi grajkami i z reguły zapisywał go sobie na "ówczesnym twardym dysku" czyli w jakimś tajnym, własnym zeszycie. Niżej prezentuje zdjęcie strony jednego z moich śpiewników z nieco późniejszych czasów (okres pobytu w wojsku). Na początku jak już poznałem kilka podstawowych dźwięków i potrafiłem zagrać coś równie szybko jak głośno, to zdecydowanie wkroczyłem w wielki świat rocka i lokalnej sceny punkowej. Czasy końca PRL-u, na jakie trafił mój młodzieżowy bunt były idealnym czasem dla jednostek niedostosowanych takich jak ja. No future – to hasło, które było wtedy manifestem młodego pokolenia młodzieży „w ciężkich butach”, które bardzo aktywnie poszukiwało swojej indywidualnej drogi życia, często eksperymentując (też na organizmie J) i na każdym kroku zderzając się z „socjalistyczna wizją przyszłego życia w społeczeństwie ”. W tym czasie sam trochę pisałem, trochę grałem, coś kombinowałem z teatrem amatorskim – słowem, żyłem gdzieś obok tego całego siermiężnego PRL-u. Miałem wtedy nawet drobny epizod muzyczno-sceniczny oraz co ciekawe zaliczyłem też wizytę w biurze bydgoskiej cenzury. Koncert okazał się klasycznym festynem w okolicznej miejscowości i sam w sobie nie był jakoś ciekawy, natomiast interesująca była wizyta w urzedzie żeby zdobyć pozwolenie na wykonanie tych kilku piosenek. Zawsze mnie ta historia śmieszy, więc krótko opowiem. Smutny Pan z niesmakiem wziął do ręki kilka kartek z tekstami i pobieżnie zapoznał sie z naszymi głupawymi piosenkami (takie były, to fakt). Po kilkuminutowym namyśle wydał decyzje  ze teksty "są polityczne" i w takiej formie nie ma szans żebyśmy je zagrali. Jego Wysokość Smutny Pan Cenzor był łaskaw skreślić jedną linijke tekstu jednej z piosenek i nakazał na miejscu ją zmienić albo wyda oficlany zakaz. Pierwotny fragment tekstu piosenki, który nie miał wielkiego sensu ale się nam jako-tako rymował, brzmiał „…może przyda się siekierka, co schowałem ją za Gierka” - polityka wywrotowa cała gebą. Na potrzeby cenzora zmieniliśmy tekst na „…może przyda się siekierka, co schowałem ją… za garaż” Nowa wersja uzyskała akceptacje urzędnika. Głupie to, że aż śmieszne J. Zagraliśmy i tak to, co było w oryginale, nikt nawet nie zwrócił na ten nieistotny przecież faky najmniejszej uwagi, ot takie to były czasy…

W tym ciekawym okresie przemian, odskocznią od rockowych riffów stała się dla mnie właśnie piosenka patriotyczna. Był to zdecydowanie kierunek, który robudził moją świadomość społeczno-polityczną a poprzez młodzieżowe dążenie do wolności, również ukształtował mnie patriotycznie. To właśnie wtedy zainteresowałem się i „zakochałem” na poważnie w przekazie płynącym z utworów Jacka Kaczmarskiego. Potem zamieniłem wybrakowaną czeską gitarę na proste, klasyczne pudło. I tak zaopatrzony w odpowiedni sprzęt, praktycznie codziennie grałem sobie utwory Kaczmarskiego. Grałem je tylko dla siebie, w samotności, ponieważ uważałem, że te piosenki są z jednej strony zbyt intymne by odkrywać się z moimi emocjami i wyjść z nimi na do ludzi zewnątrz a z drugiej poruszają zbyt ważne dla mnie sprawy żeby ogrywać je „przy ogniskach i na imprezach”. I tak przez kolejne 20 lat, twórczość Jacka Kaczmarskiego była obecna i prawdziwie wiele znaczyła w moim życiu. Przez ten cały czas, kiedy wykonywałem piosenki barda, oprócz samego ich odtwarzania, zainteresowałem się ideami, jakie te utwory niosą oraz historiami, które opisują. Dzięki temu poznałem wiele faktów, opinii i zdarzeń, które dotychczas były poza mną. I tym sposobem wsiąkłem w temat i stałem się w pewnym stopniu miłośnikiem historii polski. Dlatego właśnie uważam Jacka Kaczmarskiego za swojego najlepszego nauczyciela historii i sztuki.  Nie wiele rzeczy na tym świecie jest mi bliższych niż poezja płynąca z jego utworów i to nawet po mimo tego, że nie od kilku lat już nie mogę czynnie grać na gitarze. Stąd już była droga prosta jak autostrada do zderzenia moich pasji kolekcjonerskiej z pasjami historycznymi. To właśnie jest geneza mojego zainteresowania polską królewską i niejako podwalina do ukierunkowania pasji na kolekcjonowanie monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jak widać na moim przykładzie, różne pasje mogą się wzajemnie przenikać i uzupełniać a jeśli są prawdziwe i mocne to przetrwają różne koleje naszych losów.

Wracając do autora tytułowej pieśni, to można powiedzieć: Jacek Kaczmarski jaki był, każdy widział. Są na ten temat książki i biografie, więc nie będę tu tego szczegółowo wyłuszczał. Obdarzony niezwykłym talentem poetyckim, muzycznym i mocnym głosem wyrózniał się na tle ówczesnej sceny muzycznej. Oficjalnie funkcjonował, jako „bard Solidarności”, nieoficjalnie był artystą poszukującym, zafascynowanym sztuką (głównie malarstwem) i historią, który nie krył swojego dyskomfortu z racji niewygodnej roli, jaką narzuciło mu ówczesne społeczeństwo. Nigdy nie był typem wojownika o niepodległość, za to kiedy wykonywał utwór to grał go całym sobą i było widać, że jest szczery w tym co robi. To zjednywało mu liczne grono wielbicieli, co z jednej strony lubił (szczególnie niewiasty) a z drugiej strasznie się z tym meczył. Nie potrafił ukryć swojego zażenowania i rozczarowania faktem, że prywatnie wcale nie był ikoną, za jaką inni go bezwiednie uważali. Nie potrafił spełnić wielu oczekiwań rodzącego się ruchu niepodległościowego w Polsce. Jako ciekawostkę dla osób mniej interesujących się tematyką – w licznych wywiadach i wypowiedziach zwykł mówić o sobie, że jest artystą, który nie został dobrze zrozumiany i przez to poniósł życiową porażkę. Symbolem tej „porażki” był fakt, że hymnem Solidarności uczyniono jego utwór „Mury”, nie robiąc sobie nic z tego, co autor chciał tak naprawdę w nim przekazać . Analizując ten utwór wiemy przecież, że puentą pieśni jest to, że głos pojedynczego człowieka jest ważniejszy od ryku tłumu, który posługując się krzykliwymi hasłami zawsze zniekształca prawdziwe idee płynące od jednostki. To nie było by już takie popularne…, ale na szczęście nikt w tamtych czasach się nie przejmował takimi szczegółami.  Jacek Kaczmarski wywodził się z rodziny artystycznej, co miało duży wpływ na kierunek i rozwój jego talentu. Od dziecka obcował z malarstwem i plastyką, przez co sam tworząc wiersz czy piosenkę bardzo często maluje sceny, które przesuwają się i zmieniają tworząc utwór literacki. Czasy Stanisława Augusta Poniatowskiego to czasy Oświecenia pełne doniosłych wydarzeń, stąd Kaczmarski zainteresowany sztuką i historią bardzo często czerpał z tego okresu. Szczególnie mocno nasz dzisiejszy bohater reagował na obrazy polskich twórców opisujące wydarzenia II połowy XVIII wieku. Na tym tle powstało kilkanaście znaczących utworów, jako literacki opis dzieł malarstwa polskiego. To ważne utwory dla opisu i zrozumienia czasów SAP, stąd poświęcę im osobny wpis w przyszłości.

Dziś chciałbym zainteresować czytelników tego bloga, utworem szczególnym. Dlaczego wybrałem akurat ten utwór? Po prostu, jest to moim zdaniem jeden z ważniejszych „wczesnych tekstów” autora, który idealnie pasuje do tematu tego bloga, a przy okazji jest rozliczeniem z całym okresem panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, więc pasuje też, jako pierwszy wpis związany z twórczością Kaczmarskiego.  „Krajobraz po uczcie” powstał w roku 1977, słowa i muzykę napisał Jacek Kaczmarski. Jest to jedna z pierwszych piosenek, w której autor opowiada o swoim stosunku do wydarzeń historycznych w naszym kraju. W 1978 roku utwór wszedł w skład programu artystycznego „Mury” autorstwa trójcy artystów: Przemysława Gintrowskiego, Jacka Kaczmarskiego i Zbigniewa Łapińskiego granego na scenie warszawskiego teatru „Na Rozdrożu”. Następnie po lokalnym sukcesie widowiska, zdecydowano się w 1780 roku wydać album fonograficzny z zarejestrowanym programem. Utwór znalazł się na składance „Mury” wydanej w 1981 roku, której ogromny sukces stał się punktem zwrotnym kariery i sławy Kaczmarskiego. Czasy były historyczne i na albumie nie było utworów przypadkowych, wszystkie miały ogromna moc kształtującą światopogląd społeczny. Trzeba nam wiedzieć, że bardzo często interpretacja i siła przekazu poety stawała się później obowiązującym kanonem oceny. Stąd zastanowimy się za chwilę, co Kaczmarski chciał nam przekazać rysując słowem obrazy schyłku panowania ostatniego króla polski, jednocześnie sam stojąc w przededniu rewolucji. Zanim przejdę do mojej prywatnej wersji interpretacji, zapraszam do wysłuchania oryginalnego wykonania: 


I co ? Prawdziwie "wczesny" Kaczmarski J. Jeśli ktoś chciałby sobie zapisać słowa i/lub podstawowe gitarowe akordy, to poniżej prezentuje komplet danych (jest kilka wersji akordów - taka mała analogia do monet). Jak ktoś potrzebuje to w internecie ogólnodostępne są też nuty.

Nie ogryźli kości nie dopili wina                              D G D G D
Resztek jedzenia szuka pies pod stołem               h e A7 D
Na dębowym blacie obrana cytryna                       D G D G D
I suche pestki czereśni dookoła                              h e A7 D

Odeszli z damami o zatłuszczonych wargach        e A7
Do łożnic szerokich za ciężkie zasłony                  e A7 D
Gdzie biały pudel kraj krynoliny targa                    G D G D
Przez panią w rumieńcach za fotel rzuconej          h e A7 D

A w stolicy koronacja się zaczyna                           e A7
I król światowy pokazuje szyk                                 e A7 D
Ale z obecnych nie wie jeszcze nikt                        h G D
Że na tortach dał napis "Wiwat Katarzyna"             h G A7 D

Ksiąg nie doczytali nie skończyli pisać
Drukując hymny gorące epistoły
Jakby miały spoić pękniętych ścian rysy
Gryzące pochwały pochwalne gryzmoły

Odeszli do zajęć sennych długotrwałych
Nad biurka za małe dla królewskich zaleceń
Gdzie świtem pióra skrzypiące się łamały
A świece świeciły by nic nie oświecić

A w stolicy Sejm kończy obrady
Na rękach niesiony uśmiecha się król
Ambasadorowie nie zmieniają ról
Wiedząc jak blisko od chwały do zdrady

Nie skończyli ostrzyć kos na sztorc stawianych
Nie ruszyli zamków i sal pałacowych
Nie powywieszali wszystkich zdrajców stanu
W ziemię pól bitewnych powgniatane głowy

Odeszli w sukmanach kurtach i opończach
Po dawnemu się męczyć nad nie swoją rolą
Ktoś powiedział - wiedziałem, że to się tak skończy
Na żer wyszły obce wojskowe patrole

A król bez królestwa chodził na spacery
Nie ze swojej kasy utrzymując dwór
I nie wiedział jeszcze niepotrzebny chór
Jakie kiedy i za co zalśnią mu ordery

Akt abdykacji:
"Imperatorowa i państwa ościenne
Przywrócą spokojność obywatelom naszym
Przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy
Z pretensji do tronu i polskiej korony.
Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja
Pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia
Pieczołowitość nasza na nic się nie przyda
Świadczymy z całą rzetelnością Naszego Imienia"

Nie ogryźli kości
Nie dopili wina
Resztek jedzenia szuka pies pod stołem
Nie ogryźli kości
Nie dopili wina
Resztek jedzenia szuka pies pod stołem…

Ok. a teraz wróćmy do utworu. Autor w czterech obrazach przedstawia nam cały okres panowania ostatniego króla, od jego koronacji do abdykacji. Każdy obraz zamyka się w trzech wersach tekstu, z których pierwsze dwa są opisem ówczesnej rzeczywistości i postaw społeczno-politycznych a ostatni, trzeci jest swoistym podsumowaniem tego okresu dziejów widzianym z pozycji stolicy i króla. Tłem utworu są zgryźliwe komentarze narratora tłumaczące kontekst każdego z obrazów i jego wpływ do ziszczenia się tragedii narodowej, która w domyśle jest nieunikniona i czeka aż dopełni sie los kraju.

W pierwszym obrazie widzę jasny przekaz XVIII-wiecznej, polskiej szlachecko-magnackiej pychy i przepychu, który był sposobem na życie dla całych pokoleń dobrze urodzonych. Te lata beztroski i nieodpowiedzialność polityczna najważniejszej wówczas klasy społecznej została przez autora przedstawiona, jako praprzyczyna wypadków prowadzących w efekcie do koronacji Stanisława Augusta Poniatowskiego.  Autor w opisie uczty podczas koronacji daje nam wymowny przekaz świadczący o sztuczności i niewłaściwości tej sytuacji.  Jednej strony mamy opis wielkopańskiego szyku nowego władcy podczas uroczystości a z drugiej jawi się nam prawdziwy podmiot imprezy - Caryca Katarzyna II – co od razu marginalizuje króla do roli marionetki w obcych rękach.

W obrazie drugim autor przedstawia opis ułomności ówczesnego społeczeństwa i jego władzy w kontekście nieskutecznej polityki wobec ingerencji obcych sił wyrywających połacie naszych ziem podczas rozbiorów. Końcową sceną tego obrazu jest radosny pochód, w którym król niesiony jest na rękach tłumu tuż po uchwaleniu przełomowej w dziejach kraju Konstytucji 3 Maja. I tu znów na koniec mamy komentarz narratora wieszczący rychłe zdrady obcych mocarstw, którym nie w smak była silna i nowoczesna I Rzeczpospolita.

Obraz trzeci to czas Insurekcji Kościuszkowskiej. Autor opisuje rewolucyjną rolę niższych stanów w heroicznej walce o niepodległość kraju oraz rozliczenie zdrajców. Wieszani targowiczanie są symbolem zmian i wpływu rewolucji francuskiej na radykalizacje ówczesnych nastrojów społecznych.  Widać też beznadziejność całej sytuacji, walka nie ma szans powodzenia i jest z góry przegrana. (Kaczmarski również w późniejszych utworach opisujących kolejne polskie zrywy narodowe był zwykle ich krytycznym recenzentem). Ostatnim i mocno kontrastującym akcentem tego fragmentu utworu jest postać króla beznadziejnie bezsilnego w obliczu kolejnej klęski za czasów jego rządów.


Finalnym obrazem utworu jest recytacja aktu abdykacji, w którym narrator wciela się w postać króla i w pierwszej osobie zwraca się do imperatorowej Katarzyny II zrzekając się korony.  Słowa użyte przez króla podczas przemowy abdykacyjnej są tak dobrane, aby jeszcze bardziej podkreślić beznadziejność i sztuczność całej sytuacji, w której Stanisław August „bezkrwawo” kapituluje i oddaje władze wrogowi. Utwór kończy nawiązanie do słów pierwszej zwrotki, co osobiście odczytuje, jako wyrażenie przez autora swojego zdania na temat rzeczywistych powodów upadku I Rzeczpospolitej. Król był tylko narzędziem w rękach polityków. Kaczmarski pisząc ten utwór w 1977 roku zdawał sobie sprawę z kontekstu politycznego oraz dyskusji, jakie wywoła taki sposób pokazania utraty niepodległości.  Pokolenie czasów Solidarności nie bez powodów doszukiwało się w tym utworze nawiązania do stanu kraju w okresie PRL, co miało wpływ na znaczna popularność, jaką uzyskała ta piosenka.

Z mojej perspektywy to najpiękniejszy sposób, jaki mogę sobie wyobrazić na opowiedzenie historii o czasach ostatniego króla i upadku naszej państwowości. Ten skondensowany przekaz może i pomija wiele ważnych faktów (autor nie wspomniał nawet słowem o wybitnie pięknych numizmatach J), ale forma obrazów malowanych słowem i dźwiękiem, genialna poetyka oraz mocna puenta są tak plastyczne, że każdy może sobie to wyobrazić na własny sposób. Do czego oczywiście zachęcam.

To koniec, dziś było trochę inaczej. Liczę, że mimo wszystko nie zanudziłem i tradycyjnie dziękuję za doczytanie do tego miejsca. Obiecuję, że za tydzień wracam do monet J 

Tworząc ten wpis wykorzystałem nagranie utworu z serwisu Youtube, tekst wraz z akordami z serwisu wywrota.pl oraz zdjecia wyszukane przez funkcje grafika google.

2 komentarze:

  1. Kaczmarski to diabeł i geniusz. Przekpiewca i Stańczyk swych czasów. Morze łez i bezsilności. Kim jesteśmy my?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Pana tekst trafiłem przypadkowo. Jest mi bardzo bliski. Choć jestem zdaje się nieco starszy, to przeżywałem to podobnie.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń