Witajcie, dziś znów będzie o aukcji, jednak nie
będzie to taki zwykły wpis J. Bo i impreza Polskiego Towarzystwa
Numizmatycznego nie jest przecież wcale „taka standardowa”. Raz w roku, czasem
dwa razy – w gościnnych progach warszawskiego oddziału PTN na starym mieście,
organizowana jest aukcja szczególnych numizmatów. Szczególnych, głównie z tego
punktu, że są to z reguły monety przekazane do sprzedaży przez kolekcjonerów. To
o tyle dziwne i może rzec, że nawet „staromodne”, gdyż raczej trudno tam
spotkać oferty tak modnych ostatnimi czasy wyselekcjonowanych, menniczych monet
w slabach przeznaczonych w domyśle dla nowych elit finansowych i różnej maści inwestorów.
Na imprezie PTN, królują monety wyjęte z kolekcji, obiegowe sztuki w nie
najlepszych stanach, ale na pewno ciekawe i warte tego, by się im bliżej
przyjrzeć. Tak, więc nie tylko klimat tych imprez jest odmienny, ale i
wystawiony materiał ma swój szczególny urok. Marmurowe sale w modnych hotelach,
zastępują tutaj przytulne pomieszczenia kamienicy na ulicy Jezuickiej 6/8. Warto
na początku również wspomnieć o celu, jaki przyświeca organizatorom, bo nie
jest to zawsze jasno wyartykułowane i czasem umyka w natłoku informacji. Otóż pamiętać
należy, że aukcja organizowana jest przez osoby w większości pracujące
społecznie, a cały zysk netto, jaki osiąga Towarzystwo z organizacji tej imprezy,
przeznaczony jest co do zasady na działalność statutową. Można, więc „tak na
skróty” uznać, że biorąc udział w tej imprezie pośrednio wspiera się polską
numizmatykę, czyli jak by nie było – działa się dla dobra nauki. Sami
przyznacie, że to poczucie działania dla dobra większej sprawy, które dla wielu
znaczy jeszcze całkiem sporo, jest nie raz więcej warte niż sama możliwość
kupna i sprzedaży.
O samej imprezie można napisać wiele, w końcu to święto
polskiej numizmatyki. Miejsce, gdzie zawsze można było kupić ciekawe monety po
umiarkowanych cenach. Obserwując poczynania organizatorów, jakie miały miejsce
jeszcze przed 34 Aukcją PTN, szczególnie nasuwa się postęp, jaki poczyniono dla
rozreklamowaniu tej imprezy. Kiedyś elitarna i dostępna dla wtajemniczonych,
dziś bardziej powszechna – trafia „pod strzechy” w Polsce i za granicą za
pośrednictwem internetu. Tu szczególne wyrazy uznania dla organizatorów, którzy
powoli sięgają do współczesnych rozwiązań propagujących numizmatykę. W końcu
zysk idzie na rozwój działalności, więc mimo tego, że sam w sobie nie powinien
być celem, to jednak wyższa konieczność powoduje, że trzeba zadbać o odpowiedni
marketing. A to powoduje, że czasem trzeba wychylić się ze swoich ciepłych stanowisk
i szerzej otworzyć na „zwykłych ludzi”. W tym przypadku marketingiem zajmowała
się „młoda krew” Towarzystwa, stąd na wszelkich forach i portalach społecznościach,
skupiających miłośników numizmatyki nie zabrakło informacji, reklam a nawet
filmików promujących to wydarzenie. Ale przejdźmy już do aukcji. Poniżej, na
dobry początek prezentuje zdjęcie uczestników, którzy wykorzystali szansę i
pojawili się w gościnnych progach Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego by
samemu z bliska się przekonać jak prezentują się sprzedawane dziś monety. Mnie
w tym gronie nie ma, gdyż będąc wierny słowom wieszcza Adama Mickiewicza… nie
pojawiłem się na Jezuickiej J.
A teraz kilka zdań o samej imprezie. Napiszę zaraz,
co mi się podobało a co moim zdaniem wymaga jeszcze dopracowania oraz opowiem nieco
więcej o ofercie monet Stanisława Augusta Poniatowskiego i o moim udziale w
licytacjach. Czyli szykuje się tradycyjny przegląd, jednak taki wcale nie
będzie J.
Na początek bomba! Jak podali
organizatorzy, do sprzedaży wystawiono sporą grupę numizmatów, bo aż 868
pozycji. Muszę od razu się przyznać, że 5 egzemplarzy z tej licznej grupy stanowiły
moje monety. Po raz pierwszy zdecydowałem się pozytywnie zareagować na skierowane
do mnie zapytanie o ewentualne przedmioty do sprzedaży. Oczywiście, nic się w
mojej postawie ostatnio nie zmieniło i nie planowałem wcześniej niczego,
nigdzie sprzedawać. Mój udział w znacznej mierze wynikał z tego, że osoba,
która mnie o to „zahaczyła” jest moim znajomym, z którym łączy mnie tylko pasja
do monet, ale również i żyłka bloggerska. Ciekawe, kto to ? J.
W każdym razie, chciałem jakoś bardziej zaznaczyć swój udział i zdecydowałem
się nie wykręcać. Od razu dodam, że nie kierowały mną żadne ekonomiczne
pobudki, ot uznałem, że będzie to dla mnie kolejne nowe doświadczenie i bez
zwłoki zabrałem się za wybranie monet, które mógłbym oddać w „dobre ręce”. Nie
mogły być to oczywiście sreberka z mojego podstawowego zbioru. Już po chwili
„przeglądu wojsk” okazało się, że mam nawet sporo monet z różnych okresów
mojego zbieractwa, które aktualnie mniej pasują do zainteresowań i zupełnie nie
są mi do niczego potrzebne. Z zakamarków klasera w którym trzymam tego typu
monety, wydobyłem na światło dzienne prawdziwy „misz-masz zbieracza”. Były tam
nieliczne drobne monety polski królewskiej z epok innych niż SAP, nieco więcej
powojennych i obiegowych, całkiem sporo PRL-u, dość pokaźny zbiór wczesnych dwuzłotówek
Nordic Gold a nawet trafiły się jakieś zagraniczne srebra. Wszystko to bez większej
wartości emocjonalnej, numizmatycznej i finansowej. Ponieważ chciałem na aukcję
przeznaczyć kilka monet typu „od kolekcjonera dla kolekcjonerów”, to uznałem,
że PRL i późniejsze, raczej nie będą dostatecznie „dobre” dla tak szacownego
grona. Wybrałem jedynie kilkanaście starszych monet. Część z nich kupiłem
kiedyś zbierając wszystko jak leci „bez ładu i składu”, kilka z nich pozyskałem
w różnych lotach a reszta, to były monety SAP, które dawniej wymieniłem na
lepiej zachowane egzemplarze. W efekcie, 5 moich sztuk zasiliło imprezę. Na
pamiątkę, jako pełnoprawny uczestnik otrzymałem gratis katalog 34 Aukcji PTN,
co odnotowane zostało stosownym podpisem. Ta transparentność też przypadła mi
do gustu. W tym miejscu należy również wspomnieć, że oddając monety
dowiedziałem się, iż na aukcjach Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego pobiera się
jedynie 10% prowizji od kupna i sprzedaży, co przy podniesieniu kosztów na
Allegro (było o tym głośno) oraz w odniesieniu do opłat na innych aukcjach,
wygląda bardzo korzystnie. Nie wiedziałem o tym, więc niech będzie teraz to taka
bezpłatna reklama, przy okazji J. Poniżej na zdjęciu prezentuję historyczny
katalog, w którym po raz pierwszy publikowane są „moje monety” przeznaczone na
zbycie. Tym samym uzyskałem dodatkowe punkty doświadczenia potrzebne do uzyskania
nowego skilla, „miszcz sprzedaży” ;-).
Określenie „skill” to taka trochę nowomowa, rodem z
gier komputerowych, która może trochę kontrastować z dzisiejszym tematem. Nie
mniej jednak, ja lubię kontrasty, a to, że „wbiłem nowego skilla” tak mi się
spodobało, że aż uczyniłem z tego faktu tytuł dzisiejszego wpisu. Okazało się,
że sprzedawanie niepotrzebnych monet wcale nie jest takie straszne. O monetach,
które przeznaczyłem na sprzedaż będzie jeszcze okazja nie raz wspomnieć w
dalszej części relacji.
Jednak zanim do tego dojdę, to nie byłbym sobą
gdybym nie miał kilku ogólnych uwag do organizatorów. Moje intencje są
pozytywne, więc mam nadzieje, że opinie będą na tyle zrównoważone i konstruktywne,
że pomogą by kolejnej imprezy były jeszcze lepsze. Chwaliłem już promocje i
reklamę aukcji, stąd ten temat zamykam i uważam, że w tym obszarze było w tym
roku, co najmniej OK. Kolejnym świetnym ruchem było nawiązanie współpracy z
platformą sprzedażową OneBid. To tam na aukcjach skupia się teraz uwaga
numizmatycznej Polski i rozważnym ruchem było dołączyć do tej zwycięskiej (jak
na razie) drużyny. Zakładam, że zarówno PTN jak i dostawca środowiska
aukcyjnego, są zadowoleni z podjęcia współpracy. Nie znam warunków, wiec nie
mogę się wypowiadać się, co do przyszłości tej kooperacji. W każdym razie jej
kibicuje, bo dla uczestników internetowych korzyści były nie do przecenienia.
Jeśli ktoś przypomni sobie poprzednią imprezę (można tu skorzystać z mojego wpisu
na blogu), gdzie marna, jakość połączenia z internetem stanowiła najgłośniej
komentowaną wpadkę organizatorów, to teraz można było o tych problemach niemal zapomnieć.
Były drobne przerwy, ale nic co by dyskwalifikowało ta formę sprzedaży. Od
strony użytkownika, wszystko chodziło szybko i sprawnie. No przynajmniej w tych
okresach, w których sam byłem zalogowany i mogłem obserwować licytacje. Mógłbym
nawet zaryzykować tezę, że dawno nie uczestniczyłem w tak ekspresowo
prowadzonej aukcji. Oczywiście mam świadomość, że do tego przyczyniła się nie
tylko dobra organizacja techniczna, ale również mniejsze zainteresowanie
niektórymi ofertami. W każdym razie, będąc kilka razy w budynku Towarzystwa wiem,
jaka poważna to sprawa by te stare mury dostosować do nowoczesnych rozwiązań i przyjaznych
technologii. Było miło, a teraz czas na kilka uwag. Napisze, co mi się niezbyt podobało.
Na początek zdjęcia. Mam spore uwagi, co, do jakości
zdjęć zamieszczonych na portalu aukcyjnym na stronie OneBid. Jak wiadomo, to
właśnie dobre zdjęcia sprzedają ofertę i często są „większą połową” sukcesu - szczególnie,
kiedy sprzedaż odbywa się na odległość. Stąd subiektywnie oceniłem, że te
wykonane i opublikowane na stronie 34 aukcji PTN były gorszej jakości niż standard,
jaki został wypracowany na konkurencyjnych imprezach aukcyjnych. Odniosłem
nawet osobiste wrażenie, że wyjątkowo na tej aukcji, zdjęcia w wydrukowanym
katalogu, mimo że zdecydowanie mniejsze, to i tak lepiej się prezentowały niż
te zamieszczone na stronie w internecie. Jak to możliwe? Nie wiem, nie jestem znawcą
fotografii. Sam wykonuje fotki starym telefonem, więc co ja tam mogę wiedzieć o
zdjęciach… Jednak już, jako odbiorca, mam prawo je skomentować, gdyż potrafię przecież
docenić ładnie zrobioną fotografie numizmatyczną, która do mnie przemawia od
tej, która mnie raczej zniechęca. Trudno jest opisać słowami, „co konkretnie”
mi się w tych fotografiach nie podobało. Jeśli miałbym spróbować to jakoś wyrazić,
to moim zdaniem zdjęcia były zbyt ciemne, bez połysku i nie oddawały
prawdziwego kolorów monet. Wydaje się, że autorzy nie starali się w ogóle wydobyć
piękna z tych numizmatów. Jak zauważyłem, na większości ilustracji nie udało
się uchwycić lustra monety, a przez to brak było kontrastów i gry światłem. Z
mojej perspektywy fotografie skupiały się jedynie na uzyskaniu wysokiej rozdzielczości.
Może to wina oświetlenia? Nie wiem, ja swoje staram się robić w dziennym świetle
rozproszonym blisko parapetu okna. To jedna z dwóch zasad, które stosuje, więc
trudno mi się wypowiadać, jeśli chodzi o technikę i dawać konkretne rady. Nie
chcę być też gołosłowny, więc poddam ocenie czytelników bloga „moje widzi mi
się”. Mam taką możliwość, bo przecież były na imprezie moje monety i dysponuje ich
wcześniejszymi zdjęciami zrobionymi zwykłą komórką. Poniżej prezentuje dwa
zdjęcia tej samej monety, górne jest z katalogu.
Kolejne uwagi są już drobniejsze, żeby nie napisać
techniczne. Pierwsza to ceny wywoławcze, które często nie dawały zbyt dużego miejsca
na licytacje. Stąd pewnie tych ponad 200 „spadów”, które nie zostały w ogóle
przebite i przyspieszały przebieg całej imprezy. Rozumiem oczywiście, że to
właśnie ten niepowtarzalny klimat aukcji tworzy oferta monet od kolekcjonerów.
I często towarzyszą tej sprzedaży jakieś wyjątkowo silne uczucia aktualnych
właścicieli numizmatów. Co z pewnością ma wpływ na cenę, po której oddają swoje
skarby. Jednak bardziej obiektywne podejście i odpowiednia kalibracja oczekiwań
ze strony organizatorów z pewnością by pomogła. Apel, dajmy swoje monety
wycenić rynkowi. No chyba, że ktoś nie chce sprzedać i wystawia tylko „dla
sportu”, to od tego jest Allegro i ebay, gdzie ceny zaporowe są większą częścią
wystawianych ofert i tam jest dobre miejsce dla tego typu ofert. Następną uwagą
jest dziwne, wyjątkowo niskie postąpienie, które moim zdaniem tylko niepotrzebnie
przedłużało niektóre ciekawsze licytacje. Obserwowałem kilka z nich, w której
uczestnicy licytując na poziomie ceny dobrych kilkunastu tysięcy złotych
przebijali się dzielnie i długo kwotami po 50 pln, co sztucznie wydłużało ten proces.
Uważam, że są na OneBid takie aukcje, które mogą być wzorcem dla przyszłych
imprez PTN. Oczywiście, nie jest to nic strasznego, ot drobna uwaga do przemyślenia.
No i ostatnia sprawa, to opisy monet, które w wersji internetowej były
edytowane/poprawiane jeszcze dzień przed aukcją i po tych zabiegach nie były
zgodne z wersją papierowego katalogu. Z jednej strony, plus dla organizatorów
za elastyczne podejście, jednak z drugiej ktoś mógłby mieć jakieś negatywne uwagi,
co do tej niezgodności. Nie wiem czy błąd z zamianą numerów pozycji 478,479 i
480 które wykluczyły je de facto z licytacji, to ta sama grupa błędów, która powstała
podczas edycji wersji elektronicznej. W każdym razie nie byłbym szczęśliwy chcąc
kupić monetę, która zostaje wycofana w trakcie licytacji, ponieważ … numer
oferty na platformie OneBid jest inny niż ten w papierowym katalogu. Taka
wpadka, nie może się powtórzyć. Co mam nadzieję, że i bez mojego bloga, jest
organizatorom dobrze wiadome.
Teraz o ofercie i monetach Stanisława Augusta
Poniatowskiego. Otóż pod tym względem była to dla mnie szczególna impreza, bo…
nie planowałem tam zupełnie niczego kupować. Wśród niezbyt bogatej oferty monet
SAP nie znalazłem praktycznie żadnej intersującej mnie pozycji. Albo już je
miałem, albo ich stan zachowania odczytany ze zdjęć nie przypadł mi do gustu, albo
cena wywoławcza była dla mnie nie do przyjęcia albo to …były „moje monety”.
Powodów by niczego tu nie kupić, jak widać miałem kilka J.
W każdym razie pod względem wydatków, miałem wolną głowę i mogłem skupić się jedynie
na oglądaniu licytacji i notowaniu swoich wrażeń. Monet z okresu polski
królewskiej nie było wiele, bo zaledwie 80. Wydało mi się to dziwne i
rozczarowujące, bo akurat „tymi karmi” się większość znanych mi miłośników
numizmatyki. Jedynie okres Zygmunta III Wazy był reprezentowany w miarę
licznie, pozostali królowie musieli zadowolić się kilkoma sztukami ze swojego
okresu panowania. Stanisław August Poniatowski na tym tle był wiceliderem, z
wystawionymi 11 obiektami. Z jednej strony trudno narzekać mając świadomość
tego, że „inni mieli jeszcze gorzej”. Nie mniej jednak w tej ilości znalazło
się zaledwie garstka licząca 8 srebrnych monet koronnych SAP, które teraz
pokrótce scharakteryzuje. Na początek zdjęcia pierwszych 4 egzemplarzy.
Organizatorzy postawili na kolejność od groszy do
talarów, stąd zaczynamy drobnicą, czyli fałszywym półzłotkiem bitym ze wsteczną
datą 1767. To moneta, której zdjęcie prezentowałem już wcześniej, stąd nie będę
zbytnio analizował jej wyglądu, bo zakładam, że jest już znany. Pruskie
fałszerstwo z mojego zbioru w ciekawym wariancie, nieodnotowanym w najnowszym
katalogu Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”.
Udało mi się jakiś czas temu pozyskać monetę z tego samego stempla w nieco lepszym
stanie zachowania, więc tą oddałem na aukcje by trafiła do jakiegoś miłośnika,
który doceni jej wyjątkowość. Opis w wydrukowanym katalogu nie był zbyt trafny,
lepiej moneta została opisana na stronie aukcyjnej w internecie. Problem z tym
sreberkiem polega na przebiciu trzeciej cyfry daty z „7” na „6”. To trochę
ewenement i za razem fajna ciekawostka. Zwykle przebija się przecież ostatnie
cyfry w dacie i to z reguły z mniejszej cyfry na większą. Tu pruski mincerz
zrobił dokładnie odwrotnie J. Dla mnie ta moneta jest szczególna i
opisałem ją nieco dokładniej we wpisie o pruskich fałszerstwach dwugroszy. Tam
w artykule twierdziłem, że właśnie ten błąd jest dobrym pośrednim dowodem na
to, że prusacy bili te półzłotki w latach od 1771 i później, a data 1767 na
monecie jest tylko przykrywką. Sadzę, że ten błąd powstał wtedy, gdy pruski pracownik
mennicy tworzący fałszywy stempel na nocnej zmianie (na dziennej bito
oryginalne pruskie monety), z rozpędu zaczął nabijać na narzędzie prawidłową wówczas
datę. Pierwsze trzy cyfry, jakie wykonał to „177”, gdyż były to lata siedemdziesiąte
XVIII wieku i tak z reguły tworzyło się stemple. Ostatnia cyfra była często
dobijana na końcu, już w tym konkretnym roku, w którym stempel był
wykorzystywany. Kiedy Prusak nabił już aktualne „177” to dopiero zorientowano
się, że przecież dziś produkują fałszywe polskie półzłotki ze wsteczną datą
1767 i trzeba ten stempel poprawić. Nie przejmując się zbytnio błędem, na
trzecią cyfrę daty „7” nabito „6” uzyskując „176”. Potem dobito kolejna
siódemkę i teraz już wszystko się zgadzało, można było już spokojnie zacząć podrabiać
J.
Ot taka historia, która myślę, że całkiem możliwe, iż wydarzyła się naprawdę. W
każdym razie, to moja prywatna teza i się jej trzymam J. Stąd z zadowoleniem przyjąłem, że moneta znalazła
nowego właściciela za kwotę 65 złotych, która w tym przypadku jest rzeczą
wtórną. Bo przecież nie dla zysku buduje się kolekcje wariantów pruskich
fałszerstw monet historycznych. Dalej mieliśmy prawdziwy wysyp podwartościowych
6-cio groszówek z okresu Insurekcji. Mamy rok, w którym hucznie świętowało się
powstanie pod wodzą Tadeusza Kościuszki, stąd kupno sobie zabytku, który
dodatkowo powstał właśnie z inspiracji wodza XVIII-wiecznej rewolucji, moim
zdaniem jest zawsze dobrym pomysłem. Rocznik 1794 sześciogroszówki z czasów
schyłku I Rzeczpospolitej ma swój dedykowany wpis na blogu, więc ewentualnie
zainteresowanych zachęcam do lektury. Wracając do monety numer dwa. Stan tej
groszówki oceniono na II plus, co przy tych zdjęciach było trudne do weryfikacji.
Mnie osobiście ta moneta się nie podobała i z wyglądu dałbym jej ocenę III
minus. Krzywo wybita, miejscami wytarta/niedobita, z bąblami/purchlami
sugerującymi jakąś ingerencje na awersie. Jakby tego było mało, to do tego było
to drobne sreberko w dość popularnym wariancie. Moim zdaniem, dla jakiegoś
zdecydowanego fana tego okresu mogłaby być warta może ze 100 złotych. Cena
wywoławcza na poziomie 500 peelenów była z gatunku SF. Bez obrazy, ale ten, kto
ją przebił na tym poziomie jest raczej z tej samej bajki J.
Trzecia srebrna moneta to kolejna 6-cio groszówka,
tym razem z kolejnego rocznika 1795. Stan III minus i wszystko jasne. Nikt nie
zdecydował się przebić wywoławczej ceny 100 złotych. Ja osobiście też poszukuję
pięknej monety z tego rocznika, bo moja jest zdecydowanie do wymiany. Jednak
ten egzemplarz nie spełniał żadnych warunków brzegowych. Zapisałem zdjęcie, bo
rocznik czeka w kolejce na wpis na blogu. Ostatnia moneta z pierwszej połowy
wystawionych numizmatów SAP to kolejna sześciogroszówka 1795, czyli z
ostatniego roku bicia monet SAP w Warszawie. Reklamowana, jako pochodząca „ze
starej kolekcji”, na co ponoć wskazywała liczba zapisana tuszem na rewersie.
Trzeba przyznać, że stan II minus zdecydowanie wyróżniał ją w całej ofercie
SAP. Być może w nagłym ataku pasji, pomyślałbym by ją pozyskać, jednak cena
wywoławcza ustawiona na 400 złotych nie dała mi tej szansy. Uważam, że
wystawiona była za drogo. Nikt inny również jej za tą kwotę nie widział w
swojej kolekcji. I w efekcie, kolejna moneta „spadła” z aukcji. Opis idzie szybko,
więc kolej na drugą połowę sreber SAP wystawionych do sprzedaży, na początek
zdjęcie.
Drugi talar SAP wystawiony na aukcji pochodził z
najpopularniejszego rocznika 1794. Monet z tego rocznika jest obecnie w handlu
prawdziwe zatrzęsienie, więc trzeba mieć naprawdę fajny egzemplarz żeby go
dobrze sprzedać. Stan II i lepiej ma szansę, monety zmęczone obiegiem powoli
spadają do „drugiej ligi” i nikt ich nie chce kupować za te kilka setek
złotych. Wystawiony egzemplarz został oceniony, jako stan III, co już na starcie
nie dawało mu wielkich szans na zawojowanie aukcji. Trzeba uczciwie przyznać,
że jak na ten stan moneta prezentowała się całkiem pozytywnie. Nieźle zachowany
awers mógł się podobać a drobne wady blachy, które w tym roczniku zdarzają się
często nie przekreślały urody portretowej strony monety. Rewers nieco słabszy,
ale również dawał rade. Jeśli ktoś chciałby kupić sobie nieźle zachowanego
talara ostatniego króla, to akurat to srebro było całkiem spoko. Ja, co prawda nie
byłem zainteresowany, ale w sumie żałowałem, że nikt nie zdecydował się jej
kupić. Cena mogłaby być niższa i wówczas pewnie byłaby większą szansa na
zainteresowanie nią kilku potencjalnych kupców. Stało się inaczej i talar
„spadł” bez przebicia. Ostatnia oferta srebrnych monet SAP na aukcji PTN to
swoista promocja. Znów sześciogroszówki a do tego można powiedzieć, że takie
„kup 2 w cenie 1” w numizmatycznym wydaniu J. Obie monetki z
1794 roku były moje i już dość długo trzymałem je gdzieś na peryferiach zbioru.
Zastąpione przez swoje „ładniejsze siostry” popadały w zapomnienie i
niebyt. Postanowiłem pozbyć się obu na
raz i za namową organizatorów wystawiałem ten duet, jako lot. Oba groszaki
„bardzo obiegowe”, więc zgodziłem się z opinią, że ich stan nie pozwalałby
traktować je z osobna. W sumie nawet się ucieszyłem, że być może ktoś, kto nie
ma ich w swoim zbiorze, tanim kosztem zakupi sobie dwa różne warianty za jednym
zamachem. Nie będę ich szczegółowo opisywał, bo „koń, jaki jest każdy widzi”.
Zachęcam do znalezienie na blogu wpisu poświęconego wariantom tego szóstaka i
przekonanie się, co zostało sprzedane/kupione. Obserwowałem licytacje z
zaciekawieniem. Było kilka przebić, słowem „coś się działo”. Uważam, że suma 75
złotych, jakie wylicytowano to dobra kwota, stąd gratuluje nabywcy pozyskania
dwóch sreberek w przyjemnej cenie J.
Podsumowując ofertę srebrnych monet koronnych
Poniatowskiego, na 8 ofert sprzedano połowę. Z tego dwie oferty zawierając 3
monetki należały do mnie. Był to mój pierwszy raz, kiedy sprzedawałem coś na
aukcji stacjonarnej, więc zaliczam tą imprezę, jako interesujące i pouczające
doświadczenie. Gratuluję organizatorom i dziękuję wszystkim zaangażowanym
pasjonatom, którzy przyczynili się do tego, że była to udana aukcja. Niczego
nie kupiłem, ale nie planowałem tego robić, wiec i mój plan został pod tym
względem wykonany J. A gwoli reporterskiej rzetelności
muszę dodać, że sprzedałem wszystkie 5 monet, jakie oddałem na 34 Aukcję PTN.
Oprócz tych 3 sreberek SAP, która opisałem powyżej, były jeszcze dwie inne
sztuki. Pierwsza z nich to pozycja 85, czyli grosz Zygmunta III Wazy z 1613
roku. Moneta ładna a jak się okazało… nawet dość rzadka. To R3 mnie nawet
przyjemnie zaskoczyło. To była pierwsza licytacja, jaką obserwowałem i muszę
przyznać, że była to walka nawet dość zażarta. Całkiem miłe uczucie J.
U mnie monetka była dobrze traktowana, więc mam nadzieje, że jej nabywca będzie
zadowolony. Drugą z monet „nie SAP”, jakie sprzedałem był trojak malborski, z
1594, czyli pozycja 88. Organizatorzy jej stan ocenili na II minus i w moim
mniemaniu to rzeczywiście jest ładnie zachowana moneta. Z tego, co wiem dość popularna,
ale ładna i cieszę się, że trafiła do nowego właściciela. U mnie nie była
dostatecznie doceniona, więc może komuś sprawi większą przyjemność.
I tak dobrnęliśmy do końca wpisu. Dla mnie osobiście
była to z pewnością najlepsza aukcja Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego,
jaką miałem przyjemność obserwować. Mam nadzieje, że moja pozytywna opinia oraz
drobne uwagi, jakie przekazałem, da organizatorom stosowny feedback, który jak
kropla drążąca skałę, przyczyni się do tego by kolejne imprezy PTN były jeszcze
lepsze. Czego na koniec szczere życzę. Na dziś się żegnam i zapraszam już
niebawem na kolejny wpis.
W
dzisiejszym artykule wykorzystałem materiały i zdjęcia z katalogu 34 Aukcji PTN
w wersji drukowanej i internetowej, zdjęcie ze strony PTN na facebooku oraz wyszukane za pomocą google grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz