czwartek, 28 marca 2019

Dwuzłotówka z 1772, czyli awantura o królewski loczek.


Witam i zapraszam do przeczytania tekstu o bardzo ciekawym roczniku dwuzłotówki wyprodukowanej pod panowaniem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Podkreślam szczególnie to „panowanie”, gdyż to właśnie w tym roku król zdecydował o przejęciu stołecznej mennicy, co równało się z zakończeniem współpracy z dotychczasowym zarządcą. Rok 1772 w działalności mennicy był szczególny, głównie z racji tego, że wyżej wspomniana zmiana następowała w niezwykle trudnym momencie dla kraju w ujęciu politycznym jak i ekonomicznym. To z kolei znajdowało swoje odbicie w zawirowaniach organizacyjnych w zakładzie oraz mizernej skali produkcji srebrnych monet. Do tego wszystkiego „na górkę” dochodzi również istotna zmiana w kierownictwie zakładu, gdyż Antoni Partenstein zastąpił na stołku intendenta mennicy Justyna Schrodera. Również o tym wypada wspomnieć w kilku zdaniach. Oczywiście te wszystkie mennicze wątki nie mogą przesłonić mi głównego celu, którym jest jak zwykle, opisanie wszystkich znanych mi wariantów tytułowej monety. I to jak można się spodziewać, z uwzględnieniem tych nie opisanych dotychczas w literaturze. Jako cel dodatkowy, chciałbym podjąć się próby podziału nakładu pomiędzy monety wybite z inicjałami I.S. oraz z A.P. Zakładam, że może to zainteresować miłośników mennictwa SAP, gdyż aktualnie w katalogach, obie grupy monet traktowane są jednakowo. Ich stopień rzadkości został dawno temu oceniony na R2 i pewnie działo się to w ujęciu łącznym dla całego rocznika. Uznałem, że przy okazji moich analiz, które i tak muszę wykonać, warto będzie pokusić się o bardziej konkretne podejście.

Ten wpis zacząłem tworzyć gdzieś tak w połowie lutego, jednak z powodu chronicznego braku czasu na około cztery tygodnie zupełnie zarzuciłem pracę na tekstem. Akurat tak się złożyło, że dwuzłotówka z roku 1772 trafiła na bardzo dynamiczny okres w moim życiu zawodowym i jako hobby musiała ustąpić sprawom bardziej kluczowym. Moneta musiała grzecznie poczekać na swoją kolej, aż sytuacja się nieco uspokoi i będę mógł znów skoncentrować się na kontynuowaniu pisaniny. Teraz już „kurz w robocie” nieco opadł i ze spokojną głową wracam do rozpoczętej historii. Ponieważ w tak zwanym międzyczasie odebrałem kilkanaście sygnałów od czytelników zaniepokojonych brakiem nowych wpisów, chciałbym ich serdecznie uspokoić i potwierdzić, że nie umarłem, jestem zdrowy i nie zamierzam zawiesić bloga. Jednak częstotliwość pojawiania się nowych tekstów może być w przyszłości nierówna, co lojalnie z góry zapowiadam, prosząc jednocześnie o uszanowanie tego stanu i zbytnie nie naciskanie. Dla szczególnie niecierpliwych i zdegustowanych moją postawą, zamieszczam stosowną samokrytykę w formie graficznej :-)


W tym miejscu dodam, że wpis poczekać musiał również z tak zwanych przyczyn obiektywnych. Otóż miałem na marzec zaplanowaną kwerendę zbioru monet SAP w Muzeum Narodowym w Krakowie, z której między innymi ,chciałem wynieść wiedzę o egzemplarzach tytułowej dwuzłotówki jakie sie tam znajdują. Tym samym opóźnianie tekstu do czasu przeprowadzenia kwerendy było mi nawet na rękę, gdyż chciałem żeby tekst obejmował również krakowskie monety. Okazało się, że warto było czekać, gdyż kwerenda w Pałacu Czapskich była przeudana :-) Ale dziś nie o tym.

Teraz jak już sobie wyjaśniliśmy jaka jest sytuacja, to bez dalszych wynurzeń przechodzę do meritum. Zacznę od kilku zdań komentarza o sytuacji mennicy warszawskiej w roku 1772, która jak można się spodziewać, wcale nie była komfortowa. Na co składała się nie tylko ogólna sytuacja kraju, znajdującego się na skraju gospodarczego upadku po wyniszczającej wojnie domowej i ulegającego pod naciskiem sąsiednich potęg zaangażowanych w ten konflikt. Co jak dobrze wiemy zakończyło się I Rozbiorem. Jednak główny wpływ na sytuację w mennicy miał przeciągający się konflikt pomiędzy królewską komisją menniczą a zarządcą zakładu Piotrem Gartenbergiem. O genezie tego sporu pisałem już w kilku poprzednich wpisach o monetach z tego okresu, zatem dziś tylko przypomnę główne punkty zapalne. Co do zasady przedsiębiorcy zarządzającemu mennicą, za wszelką cenę zależało na maksymalizacji własnego zysku z działalności, co w sumie nie powinno nikogo dziwić. Nie dziwiło to też kontrolujących jego działania członków komisji, gdyż w tamtych czasach to był niejako standard, że wielu przedsiębiorców trudniących się tym fachem, po kilku latach działalności z reguły okazywało się być aferzystami i hochsztaplerami. Gartenberg również zakładał, że niekorzystna stopa mennicza na jaką zdecydowano się w roku 1766 oraz umowa na wybicie monet SAP w stosunku 1 do 8 na korzyść srebra względem miedzi, która nie dawała mu wielkich nadziei na uczciwy zarobek, będą w niedalekiej przyszłości zmienione. Mimo nieśmiałych protestów, nie wycofał się z ryzykownego przedsięwzięcia uznając zapewne, że obecna sytuacja jest jedynie drobną niewygodą jaką trzeba ponieść na początek, by w ogóle uzyskać ten kontrakt i z pewnością uda mu się w późniejszym czasie tak tym biznesem zarządzić, aby „swoje” na tym interesie zarobić. A jak nie uda się tego zrobić oficjalnie, to istnieją przecież inne znane mu dobrze sposoby by ten cel osiągnąć po cichu. Można przecież zapłacić komu trzeba by zmienić zapisy kontraktu, albo by przymknął oko na szwindle w mennicy. A jak po dobroci się nie uda, to należy próbować wykorzystywać pozycję monopolisty w produkcji monet dla Rzeczpospolitej i stawiać komisję przed faktami dokonanymi. To oczywiście tylko kilka podstawowych możliwości z długiej listy potencjalnych rozwiązań tego problemu. Analizując ten temat bardziej dogłębnie, można z czystym sumieniem napisać, że w stosunkach na linii Gartenberg – komisja mennicza można doszukać się kilku wyraźnych oznak użycia każdej z tych taktyk oraz jeszcze wielu innych wybiegów, jakie inteligentny przedsiębiorca stosował względem polskich władz. Nic dziwnego, że nieporozumienia pomiędzy stronami cały czas trwały i konflikt narastał tak, że w roku 1772 osiągnął swoją szczytową formę. W tym czasie Garteberg już całkowicie stracił zainteresowanie biznesem menniczym w Warszawie. Od kilku lat mieszkał w Mołdawii, gdzie już jako hrabia Sadogórski prowadził nowe mennicze interesy z Rosjanami. W stołecznym zakładzie zostawił jedynie swojego nadrządcę Burgera, który reprezentował jego interesy. Sam chciał już się tylko z biznesu z Polakami jakos sprytnie wykręcić, stawiając się jako strona poszkodowana realiami, które obiektywnie nie pozwoliły mu dotrzymać warunków kontraktów. Za co oczywiście zamierzał od króla otrzymać ogromne odszkodowanie. I to zarówno za rzeczywiście poniesione koszty jak i za wyimaginowane wydatki. Negocjacje trwały, sprawa odszkodowania się przedłużała a sytuacja stołecznej mennicy w tym czasie była bardzo kiepska. Brakowało już nie tylko materiału do produkcji, ale nie starczało nawet środków na wypłaty wynagrodzenia dla załogi. Przeszkody nagromadziły się do tego stopnia, że „zastępca” Gratenberga zamiast dążyć do poprawy kondycji zakładu, nagle „zwinął żagle” i wrócił do Prus zostawiając problemy swoim następcom. W tej sytuacji zarząd na krótki okres objął kolejny urzędnik Garteberga, niejaki podskarbi Dorst, który w celu ugładzenia komisji menniczej, zadeklarował się ambitnie, że będzie wybijał monety w stosunku 1 zł w miedzi do 12 w srebrze. Trudno było zakładać, że to się uda, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzał fakt, że mennica przez lata nie potrafiła zrealizować poprzedniego kontraktu na produkcje w stosunku 1 do 8, a tu naraz deklaruje się bić 1 do 12 na korzyść srebra. Srebra, którego zresztą i tak nie posiada... Od tych śmiałych deklaracji bez pokrycia, sytuacja mennicy się jednak nie zmieniała i słowa Dorsta nie znajdowały pokrycia w jego działaniach. Problem w mennicy pozostał, srebrnego surowca było zbyt mało, produkcja była przerywana na całe tygodnie, a pracownicy w dalszym ciągu nie otrzymywali wynagrodzeń. W tym momencie nie było innego wyjścia, porozumiano się z Gartenbergiem i odwołano Dorsta. Z dniem 1 lipca 1772 król Stanisław August Poniatowski zdecydował się na przejęcie zakładu pod swój zarząd. Tym sposobem mennica zyskała nowego sponsora w postaci samego króla, który wprawdzie kasy zbyt wiele nie miał ale dobrze wiedział gdzie można się zapożyczyć. Jednak sprawa z Gartebergiem i jego kosztownymi pretensjami ciągnęła się jeszcze przez długie lata i dopiero w 1776 specjalnie w tym celu powołana komisja rozliczyła zarządcę ze wszystkich kontraktów menniczych.

Zmiana zarządu do jakiej doszło w roku 1772 to również okres ciekawych roszad personalnych i korekt w organizacji mennicy. Pierwsza z nich dokonała się dnia 31 marca, kiedy po niemal czterech latach pracy, ze służby zwolniony zostaje Justyn Schreder, który od roku 1768 pełnił funcję mincmistrza i na monetach kładł swoje inicjały I.S. Tym samym, ten brat probierza Antoniego Schredera (późniejszego dyrektora mennicy, który napisał słynny raport) żegna się ze swoim stanowiskiem i wyjeżdża w siną dal, odbierając zaległą pensję w wysokości 500 dukatów. Na kolejną zmianę musieliśmy czekać ponad dwa miesiące. Otóż w czerwcu 1772 do pracy na stanowisku mincerza przyjęto niejakiego Efraima Brenna, który jak wiemy za kilka lat stanie się wieloletnim intendentem stołecznego zakładu. Jednak kluczowa dla drugiej połowy roku 1772 zmiana, miała miejsce dopiero dnia 15 lipca, gdy na kierownika technicznego mennicy zostaje mianowany probierz Antoni Partenstein i od tego dnia oficjalnie na monetach pojawiają się jego inicjały A.P. Jak widać przerwa w ciągłości zarządu trwała trzy i pół miesiąca. Czy w czasie od 31 marca do 15 lipca bito monety? Tego nie wiem, trzeba by mieć dostęp do szczegółowych ksiąg menniczych. Zakładam, że jeśli produkcja była uruchamiana, to na monetach dalej widniał inicjał zwolnionego Justyna Schroedera. Jednak zapewne w tym okresie srebra bito niewiele, gdyż trudności z jakimi borykał się zakład wcale nie zmalały. Srebro dla mennicy w 1772 pochodziło w głównej mierze z przebijania rosyjskich rubli. Tak działo się od dłuższego czasu, stąd nie dziwi inicjatywa jaką na koniec wysunął Gartenberg by obniżyć stopę menniczą i zrównać ją z rosyjską, by oszczędzić kosztów ponoszonych na topieniu skupowanych rubli. Ta racjonalna inicjatywa, tak samo jak wiele poprzednich prób zmiany ordynacji menniczej, znów nie trafiła na podatny grunt. Król przejmując stery mennicy, nie chciał słyszeć o psuciu polskiego pieniądza na którym wyglądał przecież tak korzystnie. Stąd nadal masowo korzystano z usług izraelitów, zajmujących się skupowaniem rosyjskich monet. Ta liczna grupa żydowskich handlarzy wyposażonych w stosowne zezwolenia miała mocny wpływ na komisje menniczą. Nie tylko otaczano ich opieką polskich władz, ale także ułatwiano im działalność poprzez eliminację konkurencji. Komisja ustaliła, że minimalna ilość srebra jaką można oddać do mennicy w celu przebicia wynosi 100 grzywien, co od razu eliminowało z biznesu drobnych ciułaczy i zwykłych obywateli posiadających drobne kwoty w nieaktualnej walucie. Wszyscy oni musieli korzystać z pośrednictwa oficjalnych współpracowników. Oczywiście teraz z perspektywy czasu wiemy, że ówczesne środowisko żydowskie, nie było związane z konkretnym państwem i robiło interesy z tymi, którzy zapłacili najwięcej. Tym samym kooperowali nie tylko z mennicą warszawską, ale również z powodzeniem uczestniczyli w procederze wywozu dobrej polskiej monety za granicę. Co z kolei stanowiło motor napędowy dla mennic pruskich, które na skalę przemysłową fałszowały nasze monety. Jak dodamy do tego, że cześć tych handlarzy, przy okazji działała również jako dystrybutorzy tych fałszywek wprowadzając je na nasze terytorium, to otrzymamy pełen obraz funkcjonowania zdemoralizowanego rynku pieniężnego w roku 1772. 

Tyle ogólnie o mennicy, teraz czas już przejść do monet dwuzłotowych. Powtarzając cele na dzisjeszy wpis, zobaczymy ile udało mi się zaobserwowac stempli z inicjałem Schroedera I.S., a na ilu widnieją litery z drugiej połowy roku, czyli A.P. sygnowane przez Partensteina. Ciekawe, które z nich okażą się mniej liczne, a przez to ciekawsze dla kolekcjonerów. Na dobry początek, czas na przykładową monetę z rocznika 1772 o nominale 8 groszy.
Jak widać, prezentowany numizmat pochodzi z produkcji w pierwszej części roku, kiedy intendentem mennicy był jeszcze Justyn Schroeder. W poprzednim wpisie na temat destruktów monet SAP, pokazałem fotkę mojego egzemplarza z tego rocznika, który posiada ciekawą cechę, a mianowicie niezwykle niską wagę. Starałem się to sobie jakoś wyjaśnić i poszukać możliwego powodu jak do takiej sytuacji doszło. Zdaniem autora dzieła „Mennica Warszawska” Władysława Terleckiego, krążki przygotowywane do bicia były z reguły nieco cięższe niż standard, wynoszący ówcześnie 9,35g dla dwuzłotówek. Dlatego też każdy z nich był wnikliwie ważony i podczas justowania, pilnikiem dostosowywano ich wagę do wymogów ordynacji menniczej. Z tego też powodu na wielu monetach SAP mamy widoczne ślady justunku. Dopiero po takim procesie krążki trafiały do pręgizby, czyli do maszyn balansowych, którymi bito z nich monety. Mój krążek waży zaledwie 7,72 g, co przy niemal menniczym stanie zachowania nie powinno się nigdy zdarzyć. Krążek o tak niskiej wadze nie miał prawa przejść przez proces kontrolny i trafić do bicia. Zdaniem autora bardzo na to uważano, stąd pewnie dlatego nie znam wielu podobnych przypadków. Terlecki tłumaczy także, dlaczego tak bardzo obawiano się zbyt lekkich krążków. Otóż wynikało to z jak najbardziej racjonalnych pobudek. Mówi się potocznie do dziś, przywołując często cytat z „Kubusia Puchatka”, iż „łatwiej jest kijek pocieniować, niż go potem pogrubasić” :-) To jest właśnie strzał w sedno i miś z małym rozumkiem jak widać znał się również trochę na mennictwie. Zbyt lekkie krążki nie mogły trafić do bicia i trzeba było je znów przetopić i cały proces zaczynać od początku, co stanowiło sporą stratę dla zakładu. W końcu uzyskanie krążka menniczego w II połowie XVIII wieku to była dosyć skomplikowana technologia i jej ponowne powtarzanie było dla mennicy niezwykle kosztowne i czasochłonne. Dlatego standardem było przygotowywanie nieco cięższych krążków, by je potem pilnikiem pocieniowac, gdyż pogrubasić się ich już nie dało... Jak widać proces kontroli był jednak zawodny, o czym świadczy fakt, że moja moneta jakoś przecisnęła się przez to sito i trafiła pod stemple.

Naszą analizę zacznijmy od strony, którą tak ukochał król Stanisław August Poniatowski, czyli od awersu z jego podobizną. Co do zasady, awersy jakie obserwujemy gdy badamy dwuzłotówki w ramach jednego rocznika wydają się nam z reguły być niemal identyczne. Ot standardowo popiersie króla i napisy otokowe jakie znamy z innych egzemplarzy i roczników. W sumie, to nic specjalnego – dzień jak co dzień. W końcu wizerunek króla wytworzony przez medaliera jest jednorodny i po przeniesieniu go na puncen zasadniczy z powodzeniem i przez wiele lat służył do produkcji kolejnych stempli awersu. Tym samym trudno doszukiwać się zmian w przedstawieniu władcy, a jeśli nawet jakieś są, to tak trudne do wychwycenia i nazwania, że nikt nie zaprząta sobie (póki co) nimi głowy. Jednak rocznik 1772 jawi nam się specyficznie a przez to ciekawiej od innych, bo właśnie w dwuzłotówkach bitych w tym roku zawodowi znawcy numizmatyki doszukali się na awersie jednej istotnej różnicy. I nie są to błędy w napisach otokowych, które rzadko bo rzadko, ale czasem się w czasach SAP zdarzały. Tym razem coś dziwnego zdaniem duetu Parchimowicz/Brzeziński zadziało się z królewskimi loczkami Stanisława Augusta Poniatowskiego. Popatrzmy na przykład monety opisanej w najnowszym katalogu jako odmiana 24.g3, która zdaniem autorów charakteryzuje się własnie...dodatkowym loczkiem w peruce króla.
Jak widać, jest nawet powiększenie, które autorzy dodali wyznaczając odmianę z dodatkowym loczkiem przy literze „S”. Jednak nawet mając takie powiększenie trudno zauważyć różnicę, nie posiadając do porównania drugiej monety w której takiego loczka nie ma. Nie zauważył tego w swoim katalogu Karol Plage, nie ma nic na ten temat w innych katalogach monet polskich, takich jak używany przez mnie dawniej Kamiński/Kopicki. Czyżby więc byłby to ważne odkrycie, jakie możemy powiązac z XXI-wieczną digitalizacją i dostępnością do wielu egzemplarzy? Ja mam na ten temat własną teorię, ale zanim się z nią wychylę, pozwoliłem sobie porównać ze sobą dwie monety, by przekonać się „o co chodzi z tym loczkiem”. Do tego celu użyłem egzemplarz monety pochodzącej z aukcji WCN 57/509 wykorzystanej w publikacji jako wzorzec dla odmiany 24.g3 oraz druga monetę, w której autorzy nie dostrzegają dodatkowego loczka przy literze „S” i opisali ją jako kolejną odmianę 24.g4. Poniżej prezentuje to porównanie.
I co widać i jakie są wnioski z tego porównania? Nie jestem fryzjerem, jednak różnica w zakończeniu ostatniego loczka króla jest dla mnie faktem i coś jest na rzeczy. Jednak po bardziej wnikliwej analizie uznałem, że z punktu widzenia miłośnika monet, jest to jednak identyczna fryzura. Różnica na obu awersach, moim zdaniem wynika jedynie z problemów w mennicy. I tu z pomocą przychodzi mi doświadczenie jakie zebrałem podczas poprzedniego wpisu o destruktach. Taki efekt mógł zostać uzyskany z powodu wady stempla. Narzędzie mogło zostać nieprawidłowo przygotowane lub wada nastąpiła później już podczas eksploatacji, przez mechaniczne wykruszenie drobnego, krańcowego elementu. Drugą grupą teoretycznych możliwości są wady wynikające z nieprawidłowości w procesie produkcji monet, związane z wadami krążków lub błędami samego procesu bicia. Jednak biorąc pod uwagę powtarzalność tej cechy, którą możemy zaobserwować na kilku monetach wybitych jednym stemplem, to dochodzimy do wniosku, że nie mogły być to problemy z krążkami czy produkcją, a po prostu istniał jeden taki stempel. Z całą pewnością różnica w królewskich loczkach nie była intencją ani dziełem medaliera. To z kolei stawia tego rodzaju dwuzłotówki w kategorii destruktów menniczych. Moim zdaniem odmiana określona jako „z dodatkowym loczkiem”, tak naprawdę ma mniej włosów od standardowych odmian. To co autorzy nazwali „dodatkowym loczkiem przy literze S” tak naprawdę jest jego resztką, niedobitkiem krańcowego loka królewskiej peruki, która pozostała na stemplu. Tym samym nie rekomenduję, by tego typu wadę stempla traktować jako osobną odmianę czy nawet wariant. Zdecydowanie to cecha charakterystyczna dla danego stempla i jako taka, może mieć praktyczne zastosowanie by te stemple policzyć. Nic ponadto i nie doszukiwałby się tu żadnego sensacyjnego odkrycia. Tym samym, awanturę o królewski loczek uważam za zakończoną :-)

Podsumowując mój wywód, nie będę w ramach analizowania awersów dwuzłotówek z 1772 wyznaczał żadnej cechy, która odróżnia od siebie te monety. Moim zdaniem pomimo opisanej powyżej różnicy, to z punktu widzenia numizmatyki mamy tu wciąż do czynienia z jedną odmianą awersu, którą nazywam AWERSEM 1. Oczywiście mam świadomość, że na AWERS 1 składa się jak zwykle kilka różnych stempli, które trudno od siebie odróżnić. Ja badając ten rocznik zaobserwowałem minimum trzy stemple jakich użyto do wybicia nakładu 200 996 sztuk.

Skoro sobie już to wyjaśniliśmy, to teraz nadszedł czas na rewers. I tu również nie będzie niespodzianek, czyli jak zwykle to właśnie na tej stronie znajdziemy kilka ciekawych różnic. Podstawowa zmienna, która utworzy dwie odmiany, to oczywiście inicjały intendentów Justyna Schrodera i Antoniego Partensteina. Na początku roku 1772 na rewersach występowały inicjały Schrodera, stąd ODMIANA 1 to bedą monety dwuzłotowe posiadające jego znaki I.S. Idąc dalej tym tropem, egzemplarze z inicjałami A.P. Będę nazywał ODMIANĄ 2. To pierwsza i najważniejsza zmienna. Warianty rewersów wynikające z różnic o mniejszym kalibrze będę teraz wyznaczał osobno w ramach każdej z tych dwu odmian. Zanim do tego dojdziemy poniżej ilustracja z dwoma odmianami rewersu ośmiogroszówki.

Ok, a teraz poszukajmy istotnych różnic w ramach ODMIANY 1 bitej w pierwszej połowie roku. Pierwszą cechą, jaką proponuje uwzględnić to niezauważona dotąd przez nikogo (oficjalnie) przebitka daty. Próżno szukać tej zmiennej również w najnowszym katalogu Parchimowicz/Brzeziński, być może będzie w następnym wydaniu lub jeśli światło dzienne ujrzy w końcu publikacja Rafała Janke, to tam taka cecha ma szansę się objawić. Tym samym na blogu debiutuje zmienna „a” przebitka daty, która może oczywiście przyjąć dwie formy – ostatnia cyfra daty przebita z „1” na „2” lub data normalna. Ta cecha nie jest widoczna na pierwszy rzut oka i trzeba się nieco bardziej wysilić żeby ją dostrzec. Poniżej prezentuje ten element na powiększeniu.
Przebitka dotyczy tylko jednego stempla, który przy okazji można uznać za pierwszy, którego użyto do bicia nowego rocznika. Nieźle wykonany stempel, gdzie ładnie nabita cyfra „2” bardzo skutecznie maskuje jedynkę. Co tym razem zasługuje na pochwałę dla pracowników mennicy. Moneta w tym wariancie opisana została w katalogu Parchimowicza jako 24.g2, jednak autorzy wyznaczyli tą „odmianę” po zmiennej, którą nazwali „ściśnięte cyfry daty”. My na blogu mając choćby w pamięci złotówki z roku 1767, stoimy na stanowisku, że tego typu różnice w rozmieszczeniu cyfr daty i innych napisów, nie powinny być podstawą do wyznaczania jakichkolwiek nowych bytów. Autorzy katalogu mają jednak szczęście w nieszczęściu, ich wariant broni się pod warunkiem, że zwrócimy uwagę na to co w numizmatyce uznaje się za ważne, czyli choćby taką cechę jak przebitka ostatniej cyfry daty o której wyżej wspomniałem. 

Zmienną „a)” mamy już za sobą, teraz czas na kolejną literę, czyli cechę „b)”. W tym miejscu sprawdzą się nasze standardowe obserwacje związane z liczeniem listków na lewym i prawym wieńcu rewersu. Ta cecha sprawdzi się nam dla obu odmian. Analizując próbę 41 egzemplarzy jakie udało mi się zebrać do badania, zaobserwowałem kilka układów, które powtarzają się na stemplach. Tym samym cecha oznaczona jako „b)” może przyjmować następujące wartości:
  • 2 listki na lewym wieńcu i 2 na prawym
  • 2 listki na lewym wieńcu i 3 na prawym
  • 3 listki na lewym wieńcu i 3 na prawym
Te trzy układy listków dobrze opisują wszystkie stemple rewersu jakie udało mi się napotkać podczas analizy. Poniżej ilustracja z przykładowymi układami jakie możemy znaleźć w tym roczniku.
Ale listki, to nie wszystko. Na rewersach dwuzłotówek z 1772 mamy jeszcze do czynienia z wariantami interpunkcyjnymi. Tym samym dochodzimy do tak zwanej krokpologii :-) Trzecią zmienną, która posłuży nam do wyznaczenia wariantów w ramach dwóch odmian, będzie cecha „c)”, czyli kropka po liczbie „8”. Ten czynnik oczywiście może przyjąć tylko dwie wartości - „jest kropka po 8” lub „brak kropki po 8”. I nie byłoby w sumie o czym dyskutować, gdyby nie fakt, że istnieje jeszcze jedna cecha z grupy interpunkcyjnych zasadzek na monetach z okresu SAP. To będzie kolejny debiut, gdyż nie spotkałem się jeszcze w publikacjach by ktoś zwrócił uwagę na to, że istnieją stemple na których brakuje dodatkowo również kropki po wyrażeniu „GR”. Tym samym ukonstytuowała się nam cecha „d)”, która może przybrać również jedynie dwie formy - „jest kropka po GR” lub „brak kropki po GR”. Teraz w ramach podsumowania tego akapitu, pokażę obie kropkologiczne zmienne na zbiorczym zdjęciu w powiększeniu.
Oczywiście w kropkologii trzeba być czujnym i wypatrywać niedobicia lub zapchania stempli. Muszę przyznać, że jak na 10 stempli rewersu jakie zaobserwowałem podczas swoich analiz, uzyskałem z tego materiału całkiem bogaty urobek. Dwie odmiany związane z inicjałami intendentów mennicy oraz jeszcze bliżej nam nieznana liczba wariantów wynikających z porównania ze sobą czterech mniej istotnych zmiennych, oznaczonych literami od „a” do „d)”.

Zanim przejdę do wyznaczenia wariantów, „chciałbym poza konkursem” zwrócić uwagę czytelników na jeszcze jedną cechę. Otóż pisząc o monetach z tego nominału w roczniku 1774 (link do wpisu po prawej stronie w panelu: OPISANE MONETY), zwróciłem uwagę na fakt, że na jednym z wariantów znajduje się odmienna punca orła. Wówczas napisałem, że tego typu punce z godłem Polski były używane na monetach z rocznika 1772. Dziś pisząc właśnie o tym wspomnianym dawniej roczniku, mam identyczne przemyślenia. Otóż odkryłem, że również w nakładzie monet z 1772 również mamy do czynienia z dwoma odmiennymi puncami z królewskim ptakiem. Taka obserwacja może to oczywiście oznaczać, że oba narzędzia należały do dwóch rożnych mincerzy, którzy brali udział w procesie wytwarzania stempli. W tym jednak przypadku obie punce są do siebie bardzo podobne i moim zdaniem widać tą sama rękę twórcy. Nie mnie jednak istnieją monety dwuzłotowe na których widnieje orzeł, którego nazwałem kiedyś „głowa z dużym dziobem” oraz inne, gdzie wykorzystano puncę z tak zwanym „orłem normalnym”, który niczym istotnym się nie wyróżnia. Żeby nie być gołosłownym, poniżej na zbliżeniu prezentuje obie punce obok siebie by lepiej można było dostrzec te drobne różnice. 
Powyższe różnice w puncach widać jedynie na dobrze zachowanych monetach. Na sztukach obiegowych te drobne cechy ulegają zatarciu i czasem trudno jednoznacznie ocenić z którą puncą mamy do czynienia. Uznałem więc, że ciężko będzie uznać tą skądinąd istotną cechę za uniwersalną i użyteczną dla kolekcjonerów. Dlatego właśnie zaliczam ją jedynie do grupy ciekawostek mennictwa SAP i dokładnie tak samo zrobiłem opisując onegdaj rocznik 1774.

I po tym fragmencie dla ornitologów i znawców technik menniczych, czas na tradycyjne podsumowania. Pierwsze będzie dziś zestawienie z czytelną tabelką podsumowującą moje obserwacje dotyczące stempli rewersów. Przy pomocy wyżej opisanych cech zmiennych z drupy 10 stempli udało mi się wyselekcjonować 7 wariantów rewersu, jak poniżej.
A teraz, skoro już wiemy ile jest rewersów i potrafimy je odróżnić, to czas na podsumowania z badania ilościowego przeprowadzonego na próbie 41 egzemplarzy jakie udało mi się zgromadzić. Zobaczymy teraz jak się nam to wszystko w efekcie ułożyło i ile monet rekomenduję jako cel dla kolekcjonera okresu SAP nastawionego na zbieranie wariantów. Te informacje zawiera pierwsze zestawienie.
Po rozprawieniu się z mitem o dodatkowym loczku w królewskiej peruce, uznałem za uzasadnione twierdzenie, że z punktu widzenia numizmatyki, awersy wszystkich monet dwuzłotowych z 1772 można zakwalifikować co do zasady jako identyczne. Tym samym ta strona monety nie będzie dla mnie podstawą do budowania z żadnych odmian i/lub wariantów. Warianty jakie wyznaczyłem, wynikają jedynie z odmiennych cech rewersów. Mamy 7 wariantów rewersów, stąd dokładnie tyle samo wyszło mi wariantów monety. Jak widać użyłem dość odblaskowych kolorów, by czytelnie podzielić warianty na dwie odmiany. Osobiście jako minimum dla miłośników okresu SAP, rekomenduje zebranie dwóch monet dwuzłotowych z 1772 – po jednej z każdej z odmian.

Idąc o krok dalej, sprawdźmy ile w badanej próbie monet, zaobserwowałem egzemplarzy z każdego z wyżej wyznaczonych wariantów. Dane będą oczywiście procentowe i odpowiedzą nam na podstawowe pytanie postawione na początku wpisu, która z dwóch odmian jest rzadziej spotykana.
Jeśli ktoś zakładał, że procentowy rozkład będzie z grubsza odpowiadał ilości stempli zaobserwowanych w ramach każdej z odmian, to nos go nie zawiódł. Tym razem wygrała prostota i odmiana z inicjałami I.S. Na którą składa się aż 7 stempli pogrupowanych w 5 wariantów, jest wyraźnie popularniejsza. Stosunek obu odmian w badanej próbie wyniósł 71% do 29%. Co zaskakująco dobrze odpowiada liczbie stempli.

Teraz już pozostały mi proste działania, czyli odniesienie procentów (z dwoma miejscami po przecinku) do nakładu rocznika, który przypomnę wynosi 200 996 egzemplarzy. Oto jak kształtują się dane po takim przeliczeniu.
Niespodzianek nie było, w końcu to najprostsza matematyka. Biorąc pod uwagę nakład i 10 zaobserwowanych stempli rewersu, wychodzi nam średnio 20 tysięcy sztuk na jedno narzędzie. Nie jest to zbyt wielka ilość, jednak biorąc pod uwagę warunki techniczne i surowcowe oraz konieczną wymianę stempli wynikającą ze zmiany intendenta w połowie roku, to wydaje się całkiem naturalna. Tu jedynie dodam, że z tego co wynika z katalogu pana Parchimowicza, stempel rewersu w którym przerobiono ostatnią cyfrę daty z „1” na „2”, nie był używany wcześniej do produkcji monet z rocznika 1771. To tylko gwoli dojaśnienia, bo mi się teraz to przypomniało, a może ktoś był tego ciekaw.

Ok, a teraz czas na ostatnią tabelkę, czyli podejście do nowego określenia stopnia rzadkości odmian i wariantów. Jak zwykle używam do tego skali Emeryka Hutten-Czapskiego oraz dla potrzeby tego ćwiczenia zakładam, że do naszych czasów przetrwało około 10% nakładu badanych dziś monet. Zobaczmy jakie stopnie otrzymamy przy takich założeniach.
Tym razem nie ingerowałem w wyniki i ograniczyłem się jedynie do porównania szacowanego „przetrwania” nakładu każdego z wariantów do skali hrabiego. Uzyskana rozpiętość ocen od R2 do R4, całkiem dobrze opisuje tak rozczłonkowany jest ten rocznik. Zobaczmy jeszcze na koniec tego wątku, jak się dziś sprawdzi stopień R2 jaki każdej z odmian po równo przydzielił Edmund Kopicki i co powielili autorzy najnowszego katalogu monet SAP. Stosując te same założenia dla odmian, co dla wariantów okazuję się o dziwo, że pan Edmund doskonale trafił i co do zasady, te stopnie pozostają do dziś aktualne. Jednak należy wiedzieć, że hr. Emeryk Hutten-Czapski stworzył R2 jako bardzo pojemny stopień, który rozciąga się od 3 001 do 15 000 sztuk zachowanych egzemplarzy. ODMIANA 1 w tym kontekście otrzymuje R2 gdyż moje szacunki prowadzą do określenia jej liczebności na 14 217 sztuk. Jak widzimy, to prawie krańcowa wartość dla R2 i wiele nie brakuje by przebić ta granice w stronę bardziej pospolitego R1. Z kolei ODMIANA 2, której liczebność wyliczyłem na 5 883 egzemplarze, plasuje się w dolnej granicy tego zbioru. Niby tak samo ocenione po R2, ale jak widać są między tymi odmianami jednak zdecydowane różnice. 

I tym optymistycznym akcentem kończę część badawczą i przechodzę do katalogowego opisania dwuzłotówek z 1772. W katalogu monet Poniatowskiego autorstwa duetu Parchimowicz/Brzeziński mamy opisanych pieć odmian/wariantów. Pozwoliłem sobie kontynuować nomenklaturę jaką użyto w katalogu, jednak zmienie kolejność prezentowania monet według moich ustaleń oraz dodam dwa wariantu jakich nie znajdziemy w katalogu.


DWUZŁOTÓWKA z 1772


ODMIANA 1/WARIANT 1.1.


W katalogu monet SAP opisana jako 24.g2 
 AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 1 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8. GR.) PURA.COL. 1771/2. 
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 12% = 24 512 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R3

ODMIANA 1/WARIANT 1.2.

W katalogu monet SAP opisana jako 24.g1 
 AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 2 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8. GR.) PURA.COL. 1772.
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 7% = 14 707 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R3


ODMIANA 1/WARIANT 1.3.

W katalogu monet SAP nie notowany 24.g5? 
AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 3 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8 GR.) PURA.COL. 1772. 
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 17% = 34 316 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R2

ODMIANA 1/WARIANT 1.4.

W katalogu monet SAP nie notowany 24.g6? 
 AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 4 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8 GR) PURA.COL. 1772.
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 10% = 19 609 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R3


ODMIANA 1/WARIANT 1.5.

W katalogu monet SAP opisana jako 24.g 
AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 5 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8 GR.) PURA.COL. 1772. 
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 24% = 49 023 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R2

ODMIANA 2/WARIANT 2.1.

W katalogu monet SAP opisana jako 24.g4 
AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 6 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (A.P./ 8 GR.) PURA.COL. 1772.
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
 Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 27% = 53 926 sztuk 
 Szacowany stopień rzadkości = R2


ODMIANA 2/WARIANT 2.2.

W katalogu monet SAP opisana jako 24.g3 
AWERS 1 - napis otokowy STANISLAUS AUG..D.G.REX POL.M.D.L.
REWERS 7 - napis otokowy XL.EX.MARCA. (I.S./ 8. GR.) PURA.COL. 1772. 
Nakład łączny rocznika = 200 996 egzemplarzy 
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 2% = 4 902 sztuk 
Szacowany stopień rzadkości = R4

I tym sposobem dobrnęliśmy wreszcie do końca marcowego wpisu o monetach SAP. Było wiele problemów by go stworzyć, ale jakoś się spiąłem dolną część ciała i się udało. Oczywiście więcej tekstów już w tym miesiącu nie będzie. Proszę wybaczyć :-) Cieszmy się z tego co mamy a dziś udało się dojść do kilku istotnych wniosków. Po pierwsze zrobiłem porządek z królewskim loczkiem, który moim zdaniem bez powodu był traktowany jako osobna odmiana. Po drugie dodałem dwa nowe warianty, nie opisane dotąd w publikacjach katalogowych. A po trzecie, rzuciłem nowe spojrzenie na problem, której odmiany dwuzłotówki z 1772 jest mniej a której więcej. Tym samym powszechną stała się „tajemna wiedza”, że co do zasady trudniej jest pozyskać odmianę z inicjałami A.P. Kończąc swoją wypowiedź jestem więcej niż zadowolony. Teraz przyjdzie czas by ten tekst wkleić na bloga. Wyjątkowo nie korzystam z mojego ulubionego edytora Word od Microsoftu, tylko męczę się nieco bardziej (z racji niższego doświadczenia) pisząc na darmowym Open Office. To też pokłosie ostatnich zmian zawodowych. A że spłodziłem dziś 19 stron, to mam nadzieje, że nie wpłynie to za bardzo na ilość pomyłek i literówek. To już niemal wszystko co chciałem dziś przekazać. Dziękuję bardzo za doczytanie do tego miejsca i na koniec proszę jeszcze spojrzeć na źródła i podziękowania poniżej. Do zobaczenia niebawem :-) 

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem n/w publikacje i źródła: Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, Władysław Terelcki „mennica Warszawska”, Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, archiwa aukcyjne Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Gabinetu Numizmatycznego Damian Marciniak, Antykwariat Numizmatyczny Michał Niemczyk i platformy aukcyjne Allegro i OneBid. 

Osobne serdeczne podziękowania dla zaprzyjaźnionych Kustoszy Gabinetu Monet i Medali Muzeum Narodowego w Warszawie, panów Andrzeja Romanowskiego i Jerzego Rekuckiego oraz po raz pierwszy (ale nie ostatni) dla pani Kustosz Anny Bochnak z Muzeum imienia Emeryka Hutten-Czapskiego – oddziału Muzeum Narodowego w Krakowie. Bez przychylności i pomocy tych zacnych osób, moje teksty byłby o wiele uboższe w potrzebne informacje, dane i zdjęcia. To prawdziwa przyjemność móc od czasu do czasu docenić na żywo piękno monet z najlepszych zbiorów w kraju i przy okazji wymienić poglądy na ich temat z takimi pasjonatami i profesjonalistami jak wyżej wspomniani. „...No i tam są ludzie, cóż poczniesz bez ludzi. Bieda? to oni cię wyciągną z biedy...” - jak śpiewał niegdyś Jacek Kaczmarski i co zawsze jest aktualne :-)