I tak okazuje się, że grudzień jest jednym z
najbogatszych miesięcy w imprezy aukcyjne. Po PTN, dziś czas na Antykwariat
Numizmatyczny Michała Niemczyka. Ciekawe, co znawcy numizmatyki i handlu z
ulicy Żelaznej, przygotowali miłośnikom monet tym razem i czy będzie, co włożyć
pod choinkę? Impreza numer 13 nazwana została w mediach szumnie, „aukcją
świąteczną” stąd oczekiwania w postaci prezentu od organizatorów nie były wcale
wygórowane. Szczególnie, że byłem przecież przez cały rok w miarę grzeczny, to
nie będę wcale ukrywał, że liczyłem po cichu na jakiś mały rewanż od losu. Świąteczna
aukcja idealnie wpisywała się w moje marzenia o numizmatycznym prezencie. Ale,
nie zawsze jest niedziela i nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Czasem
nie zagra jakiś jeden drobny szczegół i cała impreza idzie w rozsypkę a z
nowych monetek do kolekcji pozostaje jedynie wspomnienie. Jak będzie tym razem?
Pisząc te słowa, jeszcze nie wiem. Ale przekonam się już za kilka godzin, więc
aktualnie biorę pod uwagę obie możliwości J. Na dobry
początek swoje świąteczne przemyślenia zaprezentuje na ilustracji,
poniżej…Zatem, tradycyjne „amerykańskie”: Ho, Ho, Ho i życzmy sobie udanej
imprezy!J.
Aukcja nr 13 u Niemczyka, była wydarzeniem na miarę
początku XXI wieku, czyli imprezą na wskroś odbywającą się wirtualnie. Organizatorzy
z rozmysłem dobrali grudniowy termin, stąd na każdym kroku w materiałach
promujących imprezę pojawiały się jakieś świąteczne akcenty. Marketingowo, to
na pewno był strzał w dziesiątkę. Jednak dla mnie najważniejsze było to, że po
ubogo-postnej ofercie monet Poniatowskiego, jaką proponowano na poprzedzającej
opisywaną dziś imprezę, aukcji PTN, tym razem zdecydowanie było na czym „oko
zawiesić”. I ten fakt, najbardziej utkwił mi w pamięci, jeśli miałbym przywołać
swoje pierwsze wrażenia po zapoznaniu się z ofertą monet przeznaczonych na
sprzedaż. Impreza szykowała się „na bogato” a ciekawych monet było jak bombek
na świątecznym drzewku. Zanim wejdę od ogółu do szczegółu i zafiksuje się na
opisywaniu kolejnych sreber SAP, zaprezentuje wizję świątecznej aukcji z
udziałem… bałwanka, którym mogę okazać się na końcu dzisiejszego artykułu jak
znów nic mi się nie uda kupić J.
I tak, organizatorzy zadbali o szerokość oferty
monet Stanisława Augusta Poniatowskiego i na sprzedaż przeznaczyli pokaźną
ilość 37 obiektów. Z tego srebrnych/koronnych, które zbieram było aż 29, co
jest chyba rekordem pośród wszystkich aukcji opisywanych przez mnie w drugiej
połowie 2017 roku. I to właśnie ta większa ilość a jak się później okaże i również
spora różnorodność, olśniła mnie na początku i sprawiła, że aukcja u Michała Niemczyka
jawiła mi się, jako idealna okazja na zdobycie nowej monety. No przecież coś z
tych 29 potencjalnych celów, musi udać mi się pozyskać. Ale oczywiście nie
każda z wystawionych monet była dla mnie interesująca. Były tam monety
popularne i rzadsze, te w świetnym stanie jak i mocno obiegowe, takie które
widzi się co chwila oraz te na które czeka się latami… Stąd, żeby nie generować
dodatkowych „okrągłych” zdań o niczym, przechodzę już do analizy oferty SAP.
Na pierwszy ogień idzie ciężka artyleria, czyli
zaczynamy od talarów króla Stasia. Tradycyjnie, na dobrej aukcji zawsze jest
jakiś „zbrojarz” z 1766 roku. I tu dobra wiadomość, na 13 Aukcji u Niemczyka
były nawet dwa J. Oba ciekawe, ale po kolei. Na początek
niech przemówi zdjęcie.
I tak, pod pozycją 338 widzimy pierwszego talara z
królem w zbroi. Opisywałem te monety dokładnie w listopadzie, więc teraz tylko
wspomnę, że był to przedstawiciel GRUPY 1. Talary z tej grupy posiadają na
rewersie „wszystkie kropki”, czyli po jednej po wyrazie COLONIEN, dacie i
inicjałach Fryderyka Sylma. Pierwszą ciekawostką związaną z aukcją jest to, ze
organizatorzy zdecydowali się podkreślić ten fakt i nad monetą umieścili
stosowny napis. Na początek się trochę się z tego powodu zdziwiłem, bo co w tym
niezwykłego, że talar SAP z 1766 posiada kropki. Dopiero po jakimś czasie
zajarzyłem, co autorzy tej sentencji mieli na myśli. Z pewnością nie chodziło
im o pokreślenie tego oczywistego faktu, tylko o odróżnienie tej monety od
kolejnego talara z tego samego rocznika, który tych kropek w takiej ilości już nie
posiadał. Ot, taka „rozkminka” na początek opisu – sugerująca, że oferta
talarów skierowana była do osób, które raczej nie czytają mojego bloga, bo „my”
przecież takie „sensacje” mamy już w małym palcu J. Wracając do
numizmatu… Talar oceniono na notę 3 plus, i w opisie podkreślono ciemną patynę.
Do oceny nie mam uwag, ale patyna wydała mi się jakaś dziwna. Ciemniejsze plamy
sąsiadowały z obszarami jaśniejszymi, co mogłoby sugerować jakieś próby
czyszczenia w przeszłości. Jeśli byłbym nim zainteresowany to z pewnością
chciałbym go zobaczyć i dotknąć „na żywo” przed licytacją. Drugi talar z 1766
był za to naprawdę wyjątkowy. Pamiętam dobrze tę monetę, bo właśnie jej zdjęcie
wykorzystałem do ilustracji WARIANTU 2.4 we wpisie na blogu. Ten wariant talara
to zdecydowanie jeden z najrzadziej występujących, co udowodniłem w listopadzie.
Z tego powodu byłem ciekaw jak będzie przebiegała licytacja i jaką cenę
osiągnie ta moneta. Szczególnie pod kątem tego, czy opisanie na blogu będzie
miało jakiś wpływ na jej popularność, bo przecież stan tego talara raczej nie
zachęcał do zakupu. Organizatorzy ocenili go pobłażliwie przyznając „trójkę”,
jednak miedzy Bogiem a prawdą, moneta była zdecydowanie słabsza. Zdeformowane
obrzeże i rant, świadczyło o wyjęciu z oprawy a dodatkowy ślad po zawieszce o
tym, że talar był noszony, jako ozdoba. Z całą pewnością było to bardzo ciekawe
połączenie. Z jednej strony mamy jeden z najrzadszych wariantów „zbrojarza”,
który w badanej próbie 371 monet spotkałem zaledwie w 5 razy – w połączeniu ze
stanem zachowania monety poniżej akceptowalnego do większości zbiorów. W każdym
razie numizmat został sprzedany, a cena dla kolekcjonera odmian/wariantów może wydawać
się nawet atrakcyjna. Ja nie ścigałem się po te dwie monety. Pierwszy wariant
już szczęśliwie posiadam a stan drugiej monety nie był taki, jakiego bym
oczekiwał po talarze Poniatowskiego kupionej za kilka tysięcy złotych.
Jednak to nie wszystkie „grubasy” SAP. Był jeszcze
jeden talar a u jego boku sprzedawano samotnego półtalara. I to właśnie teraz
do komentarza na ich temat przechodzę po zdjęciach.
A teraz przechodzimy do najliczniejszej grupy monet
SAP, które na 13 Aukcji Niemczyka stanowiły dwuzłotówki. Sporo fajnych monet w
dobrych stanach i ciekawych rocznikach. Ale po kolei, najpierw zdjęcie dwóch
sztuk otwierających opowieść o ośmiogroszówkach w świątecznym nastroju..
I tak, proszę zwrócić uwagę na ciemne serduszko na
zdjęciu pierwszej z monet, które świadczy, że zapisałem ją do grona „monet obserwowanych”.
Czyli powoli zaczynamy mówić o numizmatach, które uznałem za ciekawe dla siebie
i swojego zbiorku. Pozycja 344 to dwuzłotówka z bardzo ciekawego rocznika 1769,
który akurat dla tego nominału jest mniej popularny, stąd jak już się pojawi to
zawsze wzbudza spore zainteresowanie. Moneta oceniona została na pełną trójkę,
więc można się było po niej spodziewać, że jest to egzemplarz obiegowy, ale z
pewnością w pełni czytelny. I tak było w istocie. To, co rzuciło mi się w oczy,
to dość niezwykły kolor tła obu stron, który przypominał mi nieco wyżej
opisywanego talara, który w moim odczuciu był, co najmniej wymyty. Ponieważ
takie deja vu podczas tej imprezy miałem znacznie częściej, to uznałem to za
znak tego, iż sporo z monet z okresu SAP wystawionych dziś do sprzedaży pochodziło
z jednego źródła. Ktoś sprzedaje swoją kolekcję i dlatego podobne ślady
spotkamy jeszcze w niejednym egzemplarzu w dalszej części wpisu. W każdym razie
ośmiogroszówka z 1769 to moneta, której nie posiadam stąd poważnie zaciekawiła
mnie możliwość jej nabycia. Zaznaczyłem, więc guzik „OBSERWUJ”, żeby mi nie
uciekła w ferworze akcji. Druga z monet reprezentuje rocznik 1772. To też jeden
z rzadszych a przez to zawsze interesujących srebrnych dwójek. Dodatkową
wskazówką ze strony organizatorów był napis „NIENOTOWANY”, który witał
wszystkich oglądających i obiecywał szczególne doznania. W opisie okazuje się,
że „pies pogrzebany” jest w tak zwanej kropkologii. Oferowana moneta nie ma
kropki po cyfrze „8”, którą posiada egzemplarz notowany w najnowszym katalogu,
stąd z pewnością jest to warty odnotowania wariant stempla rewersu. Stan awersu
niestety nie był najlepszy. Niby oceniona też na III, jednak mnie jakoś
nieszczególnie przypadła do gustu. Oczywiście zdjęcie zostało zapisane i jak
przyjdzie czas opisu dwuzłotówek z 1772 to zostanie wykorzystane, jednak sama
moneta mnie nie zachwyciła. Byłem ciekaw jak to, że wariant nie został
odnotowany w katalogu zostanie zmonetaryzowany i przełoży się na końcową cenę.
Ja zdecydowałem się nie walczyć o ten egzemplarz. Może to nieco dziwne, ale jak
okaże się później na tej aukcji miałem i tak pełne ręce roboty, bo oferta monet
SAP była dziś naprawdę niezwykła.
Teraz przyspieszamy i przechodzimy na wersje po 3
monety na zdjęciu i w opisie. Pierwsza trójka dwuzłotówek na fotce poniżej.
Jak widać na zdjęciu, dwie monety mają zaznaczone
niebieskie serca, co w nomenklaturze platformy aukcyjnej u Niemczyka znaczy, że
zainteresowały mnie bardziej niż reszta oferty. Pierwsza z analizowanego teraz
tercetu sreber SAP, jest ośmiogroszówką z rocznika 1773. To bez wątpienia jedna
z monet, które spodobały mi się najbardziej. Interesujący rocznik a do tego
całkiem nieźle zachowana z obu stron. Moneta zdecydowanie wyróżniała się na
plus spośród innych obiegowych egzemplarzy. Na awersie można zauważyć jedynie
drobne wady blachy, które są jednak bez znaczenia dla oceny stanu zachowania.
Kolor tła znany z poprzednio opisywanych monet, bez wątpienia ten sam
właściciel. Rewers bardzo dobry, pełna czytelność i całkiem dużą świeżość
poszczególnych elementów. I to zarówno w herbach jak i również na wieńcach oraz
w napisach. Naprawdę chciałbym być jej nowym właścicielem, myślałem sobie lekko
nastawiając się właśnie na zakup tej konkretnej dwuzłotówki. Druga moneta również
była wyjątkowa. Tym razem jej odmienność stanowił głównie plastikowy slab, w
jakim była zamknięta. Rocznik 1774 nie jest już tak rzadki jak trzy poprzednie
egzemplarze. Niemniej jednak z wpisu na moim blogu, czy z najnowszego katalogu
monet SAP autorstwa duetu Parchimowicz/Brzeziński można zorientować się, że co
prawda nie jest rocznik rzadki, ale i tak ciekawy poprzez sporą różnorodność,
jaka w nim występuje. Tym samym, moneta z innych względów wydawała mi się warta
sprawdzenia i porównania jej z kilkoma sztukami, jakie już posiadam. Napis na
trumnie UNC DETAILS wskazuje jednak na pewne problemy, które odkryli grejdujący
ją fachowcy, które nie pozwoliły ocenić jej stanu. Z numizmatycznego punktu
widzenia, moneta została podniszczona czyszczeniem i to fakt, który widoczny
był gołym okiem na bardzo dobrych zdjęciach, o które jak zwykle zadbali
organizatorzy. Z drugiej strony atrakcyjna menniczość była całkiem dobrze widoczna
i nie dawała raczej szans na jej zakup w normalnej cenie. Pomyślałem, że to
zdecydowanie oferta dla łowców monet menniczych, do których się nie zaliczam. I
w końcu trzecia dwuzłotówka z pierwszej trójki, to następny rocznik, czyli
1775. Kolejna mniej popularna moneta ze zbioru, jaki trafił dziś do sprzedaży. To,
co wyróżniało ten egzemplarz to całkiem przyzwoita cena wywołania ustawiona na
poziomie zaledwie 300 złotych. Ciekawy rocznik w takiej cenie przyjemnie byłoby
pozyskać, jednak z pewnością będzie kilkunastu chętnych. Ja się do tego grona
również zaliczyłem, gdyż jakoś tak się złożyło, że nie mam jeszcze żadnej ośmiogroszówki
z 1775. Wracając do samej monety, to awers zdecydowanie mógłby być lepszy. Stan
III plus moim zdaniem to maksymalna ocena, jaką można było wystawić temu
egzemplarzowi. Król Poniatowski nieźle widoczny, jednak widać jak w wyniku
szorowania obiegiem powoli stapia się z tłem. Rewers w podobnym stanie w kolorze,
do jakiego zdążyłem się już na tej aukcji przyzwyczaić. Interesujące niedobicie
prawego dolnego wieńca i niepewna kropkologia po inicjałach mincmajstra Brenna
sprawiła, że zainteresowałem się nią trochę mocniej i porównywałem ją ze
znanymi mi zdjęciami by upewnić się, z jakim wariantem mamy tu do czynienia.
Ogląd wypadł pomyślnie i zapisałem tą dwuzłotówkę do grona monet na które „mam
oko”.
A teraz kolejna trójka monet. Poniżej zdjęcie, na
którym dwa egzemplarze znów posiadają niebieskie serca J.
Zapowiada się dalszy ciąg ciekawej oferty monet
Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pierwsza ośmiogroszówka od razu zwróciła
moją uwagę. Głównie z powodu rzadkiego rocznika 1779, który w handlu pojawia
się sporadycznie i jego zakup zawsze jest wyzwaniem dla zbieraczy. Niestety
awers sporo słabszy niż zdążyliśmy już przywyknąć. Oceniono go na pełna
„trójkę” i po chwili wahania byłem w stanie zgodzić się z tym punktem widzenia.
Trudno pozyskać gdzieś taką monetę w lepszym stanie. Marzyłaby mi się taka
słabsza II, ale gdzie marzenia a gdzie rzeczywistość… Dzięki Bogu, że rewers
okazał się nieco lepszy. Mocno obiegowy, ale jednak w pełni czytelny a
momentami nawet ładny J.
Nie pozostało mi nic innego, niż naciągnąć nieco moje standardy i
cieszyć się, że w ogóle będzie okazja powalczyć o kolejny rocznik, którego nie
mam jeszcze w kolekcji. No i wreszcie dochodzimy do pozycji 350, która skrywa
kolejną lepiej zachowaną i rzadką dwuzłotówkę SAP. Rocznik 1780 to zdecydowanie
jedna z ciekawszych monet w tej ofercie. Bardzo szybko moneta spodobała mi się
do tego stopnia, że było przesądzone, iż muszę o nią się postarać. Oczywiście
wszystko w ramach rozsądku, ale taki prezent to chętnie przyjąłbym od Gwiazdora.
Takie monety lubię chyba najbardziej, czyli zdecydowanie obiegowe sztuki, które
poosiadają jeszcze na tyle swojego naturalnego piękna, że zachwycają i powodują
szybsze bicie serca. Prawdziwe małe dzieła sztuki. Opisywane sreberko było
justowane, jednak nawet to, co czasem degraduje inne sztuki, tej monecie
wyjątkowo dodawało uroku. Co prawda akurat tak się złożyło, że bardziej
justowana była ta strona krążka, która później stała się rewersem monety, stąd na
postaci królewskiej nie było to aż tak widoczne jak na herbach i ich obrzeżu.
Dobra koniec zachwytów, to po prostu kolejna moneta zdecydowanie zasługująca na
to by ją sobie kupić na prezent. Trzecia
dwuzłotówka Poniatowskiego w tym gronie, to mniej mnie interesujący rocznik
1792. Sama moneta była spoko, zapakowana w plastik, ale nie takie monety się z
tego pudla już wyjmowało, więc akurat nie to stopowało mój zapał. Ładne monety
w drugich stanach są z reguły towarem bardzo poszukiwanym i cenionym przez
miłośników polskich monet królewskich, stąd nie obawiałem się o to, że
egzemplarz nie zostanie sprzedany. Ja mam dwójkę w podobnym stanie, więc tu nie
planowałem żadnych działań. Dodatkowo król na awersie był jakiś taki zmęczony
jak na towarzyszącą mu menniczość tła. Oka i powieki prawie już nie miał a i
włosy były jakieś „nie ten tego”, w sam raz na ocenę bliżej stanu trzeciego.
Rewers mocno skaleczony justunkiem, stanowi dobry punkt odniesienia do tego, co
napisałem kilka zdań wcześniej, że często justunek demoluje monetę na tyle
skutecznie, iż praktycznie degraduje jej piękno. Taki przypadek obrazuje
właśnie ten egzemplarz. Niby stan OK, ale jednak zbyt dużo mankamentów i jak na
popularny rocznik, zdecydowanie warto pokusić się o coś lepszego. Oczywiście to
tylko moja subiektywna ocena i każdy może (a nawet powinien), spoglądać na
monety ze swojej indywidualnej perspektywy. Na koniec jeszcze zdanie o napisie
„RZADKIE”, jaki umieszczono na zdjęciu tej popularnej monety. Zastanawiałem się,
co autor miał na myśli. A ponieważ nie mogło to dotyczyć prezentowanej monety,
to uznałem to za zwykły wypadek przy pracy opisującego. A może opisujący ten
obiekt znawca, akurat jadł jakąś postną „cieniutką” zupkę i mu się tak jakoś
skojarzyło i pomyślał…, że za „rzadkie”? Kto wie, czym się kierowano, jedno
jest pewne z numizmatyką to raczej nie miało związku. Oczywiście nieco się
nabijam, bo w opisie oferty ktoś był łaskaw napisać swoja opinię, że moneta z
1792 z inicjałami E.B. stanowi bardzo rzadką ofertę. To oczywiście opinia jak
każda inna i można się z nią nie zgadzać. Pewnie nawet wypadałoby tak zrobić,
szczególnie jak się znajdzie 20 podobnych monet na allegro, e-Bay i wszędzie
gdzie się tylko nie spojrzy. Dla mnie wpadka, warta komentarza utrzymanego w
komediowym stylu – dostosowanego do żartu opisującego monetę.
Bez zwłoki przechodzę teraz do kolejnej trójki,
czekającej na mój komentarz. Tym razem będziemy mieli do czynienia z „końcówką”
dwuzłotówek i pierwszą monetą w nominale o połowę mniejszym. Na początek
zdjęcia.
Dwuzłotówki na 13 Aukcji Michała Niemczyka, to z
pewnością ozdoba oferty monet z panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Nawet te popularniejsze roczniki mogły się podobać. Na dowód tego przejdźmy do
kolejnej monety z rocznika 1792. Co ciekawe, tu już opisujący nie zażartował
sobie na zdjęciu a jedynie w opisie kontynuował swoją wcześniejszą tezę o
wyjątkowej rzadkości odmiany E.B. w tym roczniku. Ciekawe i zabawne,
szczególnie w odniesieniu, że sprzedaje się akurat dwie tak „niezwykłe monety”
i to zaraz obok siebie na jednej imprezie J. Dobra nie ma, co się dłużej pastwić, ten się
nie myli, kto nic nie robi. Ten egzemplarz był bardzo podobny do poprzednika.
No może odróżniało go tylko to, że był ogrejdowany, jako kolejny UNC DETAILS,
co sugeruje tą samą „stajnie” przeczyszczonych monet. Dla mnie to nie była
interesująca oferta, więc przechodzimy dalej. Drugą monetą z tej grupy była
ostatnia dwuzłotówka na aukcji, czyli moneta z rocznika 1794. Te dwuzłotówki
zwykle porównuje z wpisem na blogu. W końcu wespół z GNDM odkryliśmy tu już
dwie nieznane wcześniej odmiany, stąd zawsze warto mieć się na baczności
analizując ten rocznik. Tym razem lustracja wypadła bez rewelacji. Moneta w
standardowej odmianie, bita po zmianie ordynacji menniczej w trakcie roku.
Patrząc na slab i ocenę stanu można by skomentować jednym słowem - „ standard”.
Jednak to, co wyróżniało ten egzemplarz w moim odczuciu to wyjątkowo duże wady
blachy, które zaatakowały Poniatowskiego na awersie niczym rój natrętnych,
tłustych much. Niewiele pięknej przestrzeni pozostało po ich owadzim nalocie.
Trudne czasy, w jakich bito te egzemplarze można poznać między innymi właśnie
po takich „popsutych” monetach. Stop, jaki użyto do bicia zapewne nie był standardowy
i zawierał jakieś cenne ozdoby ofiarowane przez społeczeństwo podczas Insurekcji
Kościuszkowskiej. Takie właśnie ozdoby, po przetopieniu stanowiły znaczny
składnik fejnu, który potem formowano i z którego bito. Stąd właśnie „takie” z
tego wojennego surowca wychodziły potem monety. Król Poniatowski w iście
rewolucyjnej odsłonie. Nikomu to wówczas nie przeszkadzało, a sam władca nie
miał już też nic do powiedzenia i powoli szykował się do kapitulacji. Moneta
jak widać, może być też niemym świadkiem czasów, w których obiegała.
Egzemplarz, który sam posiadam również nie jest idealny i pewnie kiedyś będę
chciał go wymienić na lepszy model, jednak ta moneta nie nadawała się do tego
celu, stąd przeniosłem swoje zainteresowanie na złotówki. Pierwsza z tego nominału
reprezentowała początkowy rocznik bicia - 1766. Czyli wracamy do początku
rządów Poniatowskiego, kiedy to jeszcze można było mieć nadzieje, że młody i
ambitny król znajdzie w sobie i swym politycznym otoczeniu tyle sił i środków by
oprzeć się sąsiadom wyciągającym łapy po nasze ziemie. Znów charakterystyczny
slab, z oceną bezbłędnie wskazująca na jedno źródło dzisiejszej oferty SAP. To,
co ciekawe w tej monecie to popękany stempel i małe niedobicia po obu stronach
monety. Reszta to standard znany z setek monet z tego rocznika pojawiających
się w sprzedaży. Oczywiście, ta złotówka była mennicza, jednak mnie to akurat to
zupełnie nie ruszyło. Nie zbieram błyskotek tylko, dlatego, że się błyszczą.
Moneta zdecydowanie nie w moim guście. Liczyłem, że wzorem dwuzłotówek, po roku
1766 nastąpią teraz inne ciekawsze roczniki, o które jest znacznie trudniej.
Zobaczmy czy się nie przeliczyłem. Na zdjęciu
poniżej kolejne trzy egzemplarze z tego nominału.
I jak widzimy, dwie złotówki z trzech zaznaczone
zostały niebieskim sercem. Wiadomo już, co to oznacza i, że z pewnością znów będzie
ciekawie J.
Paradoksalnie pierwsza czterogroszówka, która akurat „nie zasłużyła” sobie na
niebiskie serce była również interesująca. Opisywałem już złotówki z 1767,
które jak wiadomo są zdecydowanie najbardziej popularnym rocznikiem w tym
nominale. Jest to jednak rok interesujący, bo ma odmiany i warianty, stąd
zwykle zalecam czujność w analizie. I właśnie z taką ciekawszą odmianą mieliśmy
tutaj do czynienia. Po pierwsze to charakterystyczne, nieco inne niż sztandarowe
popiersie królewskie. Po setkach monet, które widziałem jest to dla mnie cecha,
która od razu nieomylnie wskazuje mi tą odmianę. Co ciekawe popiersie to jest
na tyle zbliżone do standardowego, że oficjalnie nie odróżnia się go spośród
innych w tym roczniku. Sam bym pewnie nie potrafił określić i opisać tej odmienności.
W każdym razie „coś jest na rzeczy” i być może kiedyś wrócę jeszcze do tematu
tego nieco odmiennego awersu. Jednak to rewers jest widocznie inny niż
większość monet z tego rocznika. Małe orły w herbie Rzeczpospolitej są bardzo
charakterystyczne, dobrze opisane i znane miłośnikom okresu SAP. A ponieważ całkiem
trudno jest spotkać ładną monetę w tej odmianie, stąd trzeba uznać, że pierwsza
z oferowanych złotówek w tej grupie również była warta uwagi. Nie mojej, bo ja
taką złotówkę posiadam, ale dla licznego grona zbieraczy to fajna propozycja.
Mnie bardziej wciągnęła druga z monet, czyli czterogroszówka z roku 1775.
Ładny, obiegowy egzemplarz rzadszego rocznika od razu wpadł mi w oko. Awers
znośny, rewers nieco lepszy, ale w sumie stan zachowania, bardziej III plus niż
II minus. Mimo tego na rewersie można było odnaleźć resztki menniczego lustra,
co mogło mieć znaczenie dla oceniających. W każdym razie chciałbym posiadać taką
monetę i z zadowoleniem przyjąłem fakt, że ktoś chciał się jej pozbyć. A nóż,
uda się kupić w rozsądnej cenie? Takie było założenie, jednak po cenie na
zdjęciu widać, że to życzenie się nie spełniło i kwota, jaka została położona
za ten krążek z rozsądkiem ma raczej mało wspólnego. Trzecia złotówka to
kolejny ciekawy rocznik, który w sprzedaży nie pojawia się zbyt często. Rok
1776 to czas, w którym złotówek nie bito zbyt wiele, stąd ich pozyskanie jest
nie lada wyzwaniem. A już zdobycie takich, których stan nadawałby się do
włączenia do kolekcji jest prawdziwym wyzwaniem. Oferowany egzemplarz spełniał
oba warunki. Stan III to w tym roczniku zdecydowanie ocena ponadprzeciętna. Jak
trafi się już jakąś monetę z 1776 to najczęściej będzie to „złomek”, gdzie
odcyfrowanie daty przychodzi z trudem. Tu było wyraźnie lepiej. Awers
rzeczywiście nienajlepszy, jednak zupełnie wystarczający, jeśli ocenić go
obiektywnie w porównaniu do innych monet z tego roku. Justunek zrobiono
centralnie, stąd wyszedł akurat na Poniatowskim. Jednak tło awersu i napisy
zdecydowanie powyżej średniej. Rewers sporo lepszy, choć i tu justunek, obieg
oraz niedobicia dały o sobie znać. Mnie to nie zraziło i zdecydowanie byłem
zainteresowany tym sreberkiem.
Czas na kolejną dawkę złotówek Poniatowskiego.
Posuwamy się z rocznikami w kierunku końca rządów i upadku rzeczpospolitej.
Trzy czterogroszówki wchodzą na scenę, która prezentuje się jak poniżej.
Pierwsza moneta z rocznika, który moim zdaniem stanowi
umowną granicę ciekawszych monet w tym nominale. Rok 1786 jest tym, w którym
nie bito ich jeszcze zbyt wiele, później przez kilka lat była to już spora
masówka. Złotówka przeznaczona do sprzedaży nie była idealnym numizmatem,
jednak mnie osobiście spodobała się na tyle, by rozważać wstępnie jej zakup.
Stosunkowo wysoka cena wywołania nieco hamowała mój zapał, jednak pod warunkiem
niższego zainteresowania uznałem, że teoretycznie mógłbym ją nawet przebić.
Bardzo pasował mi obiegowy awers, który miał liczne slajdy długiej historii,
jaką przeszła ta monetka od chwili, kiedy opuściła mennice w Warszawie do dziś.
Co prawda Antykwariat Numizmatyczny Michała Niemczyka znajduje się w
przybliżeniu po drugiej stronie ulicy, na której mieściła się mennica i można
by uznać, że monecie przez 250 lat udało się jedynie „przejść przez ulicę”.
Jednak to oczywiste uproszczenie i jak wiadomo monety za czasów Poniatowskiego
bito w mennicy zlokalizowanej przy ulicy Bielańskiej, a to już jest jakaś tam odległość
J.
Rewers był również nieźle zachowany i z czystym sumieniem zapisałem sobie ten krążek
i dołączyłem go do grupy monet obserwowanych, które domyślnie mogą być moimi
przyszłymi celami podczas licytacji. Druga złotówka to już populares z 1788
roku. Dodatkowo w stanie widocznie gorszym niż ocena na poziomie 2 minus, jaką
zdecydowali się wystawić jej organizatorzy. Jakoś nie dostrzegałem w niej cech,
jakich oczekiwałbym po stanie około menniczym. Z pewnością, dlatego, że ich…
nie posiadała J. Jedyną ciekawostką związaną z tym krążkiem
była przebitka daty z 1787 na 1788. To zawsze warto podkreślać, gdyż akurat ten
wariant opisałem kiedyś na blogu, jako ten, który z nieznanych mi przyczyn nie
został uwzględniony w najnowszym katalogu. Jak widać, takie monety nie są
niczym niezwykłym i nawet dość regularnie pojawiają się w sprzedaży. Rewers był
znacznie lepszy, co w jakiś sposób refundowało szkody moralne, jakie mogły nastąpić
u miłośników monet SAP po zderzeniu oceny organizatorów ze stanem faktycznym
awersu. Moja złotówka w tym wariancie jest sporo słabsza, ale akurat na ten
egzemplarz nie zamierzałem jej wymieniać. Poczekam na jakiś ładniejszy, bo
przecież z monetami nigdzie nie powinniśmy się zbyt spieszyć. Ostatnia złotówka
z tej grupy monet to menniczy numizmat w slabie NGC. Moneta jak to mennicza
sztuka, miała wszystkie cechy, jakie zwykły mieć bardzo dobrze zachowane srebra
Poniatowskiego. Lustro mennicze, którego blasku nie przyćmiły nawet liczne acz
drobne ryski, prezentowało się bardzo przyjemnie. Słowem, moneta jak wzorzec.
Tak dobrze wybite egzemplarze powinny być wszystkie monety Poniatowskiego. Nie
planowałem się jednak starać o tak wyśmienity egzemplarz, uznając, że moja
sztuka mimo tego, że niepozbawiona wad – jest jak dla mnie jeszcze całkiem
wystarczająca.
Jak widać oferta monet SAP była naprawdę szeroka,
stąd idziemy dalej, bo za chwile ten opis będzie najdłuższy spośród wszystkich
moich wpisów o aukcyjnych uniesieniach i przygodach. Kolejna trójka złotówek
wkracza do akcji.
Po złotówkach, organizatorzy wystawili do sprzedaż
trzy egzemplarze srebrnych 10-cio groszówek i teraz czas na krótki opis tej
oferty. Zaraz po zdjęciu.
Pierwsza sztuka to moneta z 1789 roku oznaczona
specjalnym dopiskiem „RZADKIE”. Ta niezbyt piękna moneta zamknięta w trumience
okazała się kolejnym menniczym egzemplarzem. I to właśnie było „rzadkie”
zdaniem organizatorów. Trudno się z tym nie zgodzić w końcu dopisek nie mógł dotyczyć
rocznika, który jest dosyć popularny i często znajdujemy go w sprzedaży. Mnie
ta sztuka nie uwiodła. Szczególnie nie podobał mi się rewers, na którym widać
było bąble, które mi akurat kojarzą się z czyszczeniem monet metodą termiczną.
Nie lubię monet z tymi bąblami i jak mogę to unikam takich egzemplarzy. Ten omijałem
szerokim łukiem. Kolejna 10-cio groszówka reprezentowała najpopularniejszy
rocznik 1790, który opisałem w swoim historycznym, pierwszym wpisie na tym
blogu. Stąd pozostał mi mały sentyment do tego rocznika. Moneta, która była do
sprzedania okazała się być całkiem poprawna. Ani wyjątkowo ładna, ani też wytarta,
jakich wiele aktualnie znajduje się w sprzedaży. Egzemplarz w stanie drugim, z
notą i opisem, który jak ulał nadaje się do tego by ją z tego pudła wyciągnąć.
Nieco ciekawszą ofertą była kolejna dziesięciogroszówka z roku 1793. Nie żeby
ten rocznik był jakiś wyjątkowy, jednak tak się ładnie złożyło, że sprzedawany
wariant był wyjątkowy. Moneta dokładnie z tego samego stempla została sprzedana
niedawno na konkurencyjnej 69 Aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego.
Wówczas walczyłem o jej zakup do pewnego momentu, stąd z zaciekawieniem podszedłem
do analizy tego egzemplarza. Moim zdaniem moneta z WCN, którą sprzedano za 700
złotych była nieco lepsza od tego MS-a w slabie. To oczywiście moje subiektywne
zdanie, które jednak zawarzyło na tym, że nie zamierzałem jej licytować. Może
jeszcze przebolałbym ten stan, bo w końcu nie mam wariantu z uszkodzoną „3” w
dacie i wypadałoby ją kiedyś pozyskać. To, co mnie wykluczało, to nie tyle sam stan
zachowania monety – a cena wywoławcza ustawiona na tysiąc złotych, która nie
pozostawiła mi żadnego marginesu na licytacje. Nie dałbym pewnie za nią nawet
tego początkowego 1000 złotych. Tym bardziej kwota, którą uzyskała w wyniku
licytacji była dla mnie nie zupełnie do przyjęcia. Podsumowując, żadna z trzech
oferowanych 10-cio groszówek nie zdobyła mojego „niebieskiego serca” ani też…
portfela.
Czas na dwie ostatnie srebrne monety koronne. Tym
razem obok siebie spotkały się samotny półzłotek ze srebrnikiem, też singlem.
Czy coś z tego wyniknie? J.
Obie monety to nie były jakieś rarytasy. Pierwsza z
nich, dwugrosz z 1786 roku mimo tego, że nie należy do dwóch początkowych
roczników, które są najczęściej spotykane, to również można nazwać ją dość
popularną. Rocznik 1786 miałem okazje opisać już dokładnie na blogu, stąd
zainteresowanych szczegółami związanymi z licznymi wariantami zachęcam do
zerknięcia do tego wpisu. Moneta nie przedstawiała sobą niczego szczególnego.
Była to średnio zachowana blaszka do tego w popularnym wariancie. Jedyne, co mnie
szokowało, to cena wywoławcza. Nie potrafiłem sobie wyobrazić powodu by ją w
tej cenie przebić. Moneta w efekcie „spadła”, co potwierdza jedynie fakt, że
podobnie myślących miłośników okresu SAP było więcej. Zdecydowanie wystawienie
jej w takiej cenie, to „strzał kulą w płot” ze strony organizatorów. Ostatnia
moneta to również popularny przedstawiciel srebrnego grosza z rocznika 1768.
Nic niezwykłego w nim nie dostrzegłem. Moneta często spotykana w sprzedaży,
stan w miarę poprawny, za to moim zdaniem cena… zupełnie „od czapy”. Tyle
miałbym do powiedzenia na temat dwóch monet kończących bardzo ciekawą ofertę
monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Kiedyś ktoś powiedział, nie ważne jak
się zaczyna, ale ważne jak się kończy. Trudno zgodzić się z tym punktem
widzenia, bo akurat końcówka 13 Aukcji monet w okresie SAP była jedynie
przeciętna.
Ok, a teraz dosłownie kilka zdań o moim prywatnym udziale
w licytacji. Jak ktoś policzył wszystkie niebieskie serca z prezentowanych
zdjęć, to aż 9 monet z oferty aukcyjnej trafiło do mojego notatnika. To spora
odmiana, szczególnie w porównaniu z poprzednią aukcją w której nie
znalazłem dla siebie niczego ciekawego. Budżet był całkiem spory i gotowy do
rozsądnego użycia. Trzy spośród wszystkich monet chciałem kupić najbardziej i
stanowiły one moje główne cele w imprezie. Do tego „wąskiego grona” zaliczyłem
dwuzłotówki z 1773 i 1780 oraz złotówkę z roku 1775. Pozostałe sześć monet,
były dla mnie jedynie „Opcją B”. Sama licytacja przebiegała bardzo sprawnie.
System aukcyjny na imprezach Michała Niemczyka działa szybko i bez zarzutów.
Miałem wrażenie, że aukcje prowadzone w formie elektronicznej „idą” znacznie
sprawniej niż te, w których decydującą rolę odgrywa człowiek. Jeśli miałbym w
tym momencie przekazać jakieś uwagi do poprawy, to jedynym minusem, jaki
odczułem był całkowity brak specjalnego oznaczenia monet obserwowanych, jaki
objawił mi się w trakcie licytacji. A raczej powinienem napisać, „jaki mi się
nie objawił”, bo nie udało mi się znaleźć żadnego znaku. Obserwowałem przecież
aż 9 monet i tylko dzięki temu, że w trakcie imprezy korzystałem z wydrukowanej wersji
katalogu aukcyjnego zawdzięczam fakt, że nie pogubiłem się w tym, którą monetę
mam licytować w pierwszej kolejności a która stanowi dla mnie jedynie opcję
zapasową lub tło. Przydałoby się jakieś graficzne oznaczenie lub sygnał
dźwiękowy, choćby tak jak to jest rozwiązane w konkurencyjnym w systemie aukcyjnym
OneBid.
Wracając do licytacji, to okazało się, że akurat te moje
trzy ulubione monety są niezwykle popularne wśród całych hord licytujących. Tym
sposobem ich ceny pikowały bardzo szybko pokonując moje maksymalne założenia.
Rocznik 1773 „poszedł” za 3 600 złotych, dwuzłotówka z 1780 sprzedano za
3 800 złotych a złotówka z 1775 osiągnęła kwotę aż 5 150 złotych.
Mimo naprawdę mocnego nastawienia by je wszystkie zakupić, jakoś nie byłem w
stanie wykładać za nie aż tak poważnych kwot. Bardzo szybko okres SAP zyskuje
na popularności i dościga II Rzeczpospolitą, jeśli chodzi o ceny. Z jednej
strony to trudny moment dla miłośników monet Poniatowskiego, którzy mogą zostać
dość skutecznie ekonomicznie „odcięci” od lepiej zachowanych egzemplarzy.
Jednak może to tylko czasowa sytuacja, jak moda, która wkrótce przeminie? Kto
wie, jak zachowa się rynek, kiedy inwestycje znów wrócą do banków i na giełdy.
W każdym razie jakoś trzeba sobie radzić i starać się nie przebijać ofert ponad
pewien poziom rozsądku. Kilka spektakularnych „spadów” zawsze pozwoli otrzeźwić
nieco handlarzy i skalibrować ich oczekiwania. Wracając jednak z tych ogólnych
rozważań do imprezy u Niemczyka, musze przyznać, że nie wróciłem z pustymi
rękoma. Dwie monety, które prezentuje na ostatnim dziś zdjęciu wzbogaciły mój
zbiorek J.
Teraz, kiedy analizuję to na spokojnie, to sam nie wiem czy czasem nie okazałem się bałwanem, który co prawda postarał
się o swój prezent na Święta, jednak osiągnął ten "sukces" sporym kosztem. Pozyskałem pozycje 348
i 349, czyli zadziałałem prawem serii i kupiłem dwie monety jedna po drugiej. O
ile dwuzłotówka z 1775 roku to moim zdaniem fajna okazja, o tyle z drugiego
zakupu nie jestem już taki dumy. Rocznik 1776 rzeczywiście jest bardzo rzadki,
niemal niespotykany w handlu jednak i tak uważam, że w tym stanie monety nie
powinny przekraczać pewnych progów. Od
poziomu tysiąca złotych miałem wrażenie, że walczę już jednie z jakimś „upartym”
kolekcjonerem, który nie chce mi jej taniej odpuścić J.
Budżet pozwalał mi na pewne odstępstwa od standardów i postanowiłem jej nie wypuścić z rąk. Szczególnie po tym jak licytacja dwuzłotówki z 1773 skończyła się
wcześniej na poziomie, do jakiego nie chciałem się dzisiaj zbliżać.
Postanowiłem brać, co tańszego uda się chwycić i uciekać nie oglądając się za
siebie. Tym sposobem pobiłem chyba rekord świata przebicia ceny wywoławczej na
polskiej aukcji. Aż dziw bierze, że na facebookowej stronie Gabinetu
Numizmatycznego Michała Niemczyka nie pochwalono się jeszcze, że jakiś „amator-napaleniec”
przebił cenę wywoławczą aż o… 1936%!!! Tak się kaszle J.
Nie pochwalam i proponuje nie wzorować się na moich poczynaniach… bałwan jak
nic, Bałwan J.
Ok, na dziś to koniec. Nie jestem pewien czy kogoś
interesują jeszcze te przydługie wpisy w moim wykonaniu. Mnie coraz mniej i
planuje już niedługo coś z tym zrobić. Nie zrezygnuje z relacjowania udziału w
aukcjach, ale postaram się je sporo skrócić. Mam wrażenie, ze opisując takie
imprezy jak ta, w których monet SAP jest nieco więcej – powtarzam się i to, w
co drugim zdaniu. Tak dłużej być nie może i w nowym roku już takich wpisów nie
będzie. To tyle, jeśli chodzi o opis imprezy, która z pewnością była jedną z
najlepszych szans na kupno ciekawej monety Stanisława Augusta Poniatowskiego w
tym roku.
Korzystając z okazji, pragnę na sam koniec złożyć
wszystkim czytelnikom mojej strony życzenia Zdrowych i Szczęśliwych Świąt Bożego
Narodzenia. Niech te najbliższe dni każdy z miłośników monet SAP spędzi w
rodzinnym gronie, doceniając niezwykłe ciepło domowego ogniska. Nawiązując
jeszcze do tytułu dzisiejszego wpisu oby
Gwiazdor/Mikołaj/Dzieciątko/Aniołek/Santa Claus/Bałwan lub…inna niezwykła postać,
która przynosi prezenty w Waszym regionie… pamiętała o numizmatycznych
zainteresowaniach i przyniosła Wam upragniony prezent pod choinkę. Wiadomo, że
to nie podarunki są najważniejsze w tym szczególnym czasie, jednak blog rządzi
się swoimi prawami i jakaś klamra na koniec artkułu być musi J.
Zatem, wszystkiego dobrego i Ho, Ho, Ho!!!!
A jako prezent, przyjmijcie ode mnie linki do dwóch
(z wielu) moich ulubionych kolęd Zbigniewa Preisnera z płyty „Moje kolędy na
koniec wieku”, które od wielu lat towarzyszą mnie i mojej rodzince w ten
wspaniały czas. „Kolęda dla nieobecnych”
i „Całą noc padał śnieg”, obie śpiewa oczywiście Beata Rybotycka.
W
dzisiejszymi wpisie wykorzystałem informacje i zdjęcia ze strony Antykwariatu
Numizmatycznego Michała Niemczyka oraz wyszukane za pomocą google grafika.
Świetna relacja! Dziękuję że kontynuuje Pan "tradycję" opisywania aukcji. Bardzo lubię te wpisy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
krzysiek
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i udanych łowów numizmatycznych :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarze i za życzenia.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, niz tylko napisać - na wzajem i niech nam ten Nowy Rok sypnie miłośnikom monet, pięknymi zdobyczami, które bedą prawdziwą ozdobą ich kolekcji.
Pozdrawiam
@eleniasz