wtorek, 23 maja 2017

Aukcja WCN 68, czyli sknerus mckwacz na zakupach

No tak, doczekaliśmy się w końcu jakiegoś ciekawszego weekendu pod względem zakupów monet Poniatowskiego. Aukcja 68 Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, mimo tego, że odbyła się tylko w Internecie posiadała bogatą ofertę monet w ciekawych stanach i niczym nie ustępowała wcześniejszym aukcjom stacjonarnym tego sprzedawcy. Zatem szykowała się prawdziwa uczta dla amatorów numizmatyki. Ciekawostką wartą odnotowania, bo charakterystyczną dla tej oferty była sprzedaż sporego zbioru trojaków prywatnego kolekcjonera, co zapewne podniosło atrakcyjność całej zgromadzonej oferty. Dość powiedzieć, że na najważniejszych forach skupiających miłośników monet, czyli na stronach http://www.tpzn.pl/ i http://monety.pl/ powstały odpowiednie wątki w których miłośnicy mieli okazje prowadzić swoje dyskusje. Tu tylko wspomnę, że tradycji stało się zadość i wątki zdecydowanie ożyły po zakończeniu aukcji, skupiając się na komentowaniu efektów oraz cen uzyskanych przez walory. Można powiedzieć standard. Wyjątkowo krótko, żyła tym tematem numizmatyczna społeczność gdyż „szoł” został ukradziony przez inną elektryzującą większość amatorów monet wieść, która z miejsca stała się newsem nr 1 w maju 2017. Mowa tu o zaskakującej decyzji hegemona aukcyjnego, portalu Allegro o sporej podwyżce opłat i prowizji oraz związanych z tym faktem planów głównych sprzedawców rynku numizmatycznego w Polsce. To osobny temat, jednak na tyle istotny, że tylko funkcją czasu jest fakt, kiedy doczeka swojego dedykowanego wpisu na blogu. Na teraz dla dzisiejszego wątku najważniejsze jest to, że prawdopodobnie doczekamy się kolejnych miejsc, w których będą przeprowadzone aukcje numizmatyczne. Jeśli plany się ziszczą, to zapewne te większe będę relacjonował w tym miejscu. Zatem, uwaga szykuje się dodatkowa robota J


Ale wracając do meritum, aukcja WCN nr 68e i we mnie wzbudziła całkiem przyjemne emocje. Tym razem okres II połowy XVIII wieku, jaki reprezentuje mennictwo Stanisława Augusta Poniatowskiego, został doceniony przez organizatorów i szczęśliwie się złożyło, że oferta zgormadzonych monet była całkiem interesująca. Cała oferta aukcji zawierała 962 pozycje, z czego aż 36 numizmatów (prawie 4%) stanowiły monety ostatniego króla Polski. To spora odmiana versus ostatnio opisana przeze mnie aukcja i chociażby już z tego powodu warto o tym napisać. Muszę też przyznać, że byłem całkiem dobrze przygotowany do aukcji budżetowo. Nie straszna mi była nawet najdroższa oferta z okresu SAP. Mimo tego, jak mam w zwyczaju, postanowiłem trzymać się zapisanych limitów i nie miałem zupełnie zamiaru niepotrzebnie przepłacać. Ostatnio zauważyłem, że wraz z tysiącami przejrzanych monet i związanym z tym wzrostem doświadczenia, dość nieoczekiwanie poprawiłem również skill określania realnej wartości danej monety (wyceny). Z tego powodu, dosyć skutecznie wdrożyłem nieco twardsze reguły w zakupach do kolekcji, wyszukując raczej okazji i „promocji”. Działam nieco bardziej racjonalnie, kierując się zasadą – „spokojnie, to numizmatyka, my tu naprawdę mamy czas”, co odbiło się na widocznym spadku ilości nieprzemyślanych zakupów. Teraz paradoksalnie jestem większa sknera, coś jak komiksowy kaczor mckwacz w wersji „dla ubogich”. Wszystko widać na ilustracji poniżej J.

Z 36 monet wystawionych do sprzedaży w okresie SAP, 18 egzemplarzy trafiło w mój niewielki
bądź, co bądź obszar zainteresowania, czyli były to srebrne monety koronne. Jak to zwykle mamy w zacnych aukcjach i tym razem nad srebrną drobnicą zdecydowanie dominowały „grubasy”. Z najbardziej wartościowych monet z tego okresu, mogliśmy podziwiać 10 obiegowych talarów i 3
półtalary. Do tego grona można było zaliczyć dodatkowo 3 Talary Targowickie, które z racji „stojącej za nimi historii”, w swoich zainteresowaniach traktuje wyjątkowo i na własny rachunek zaliczam je do monet, jakie zbieram i które chciałbym kiedyś posiadać w postaci kilkunastu beczek zakopanych w ogrodzie. Oczywiście żartuje, nie mam beczek, ani nawet ogrodu… a i monet tyle, co kot napłakał, żeby nawet dna beczki nie przykryły, ale pracuje nad tym żeby to zmienić J. Zatem w aukcji było wystawionych do sprzedaży 16 „grubasów” SAP oraz dodatkowo kilka, dosłownie pięć drobniejszych monet. Na drobiazgi tym razem złożyło się cztery dwuzłotówki i jedna 10-cio groszówka. Razem wszystkiego „cuzamendokupy” było 21 monet SAP i to na nich za chwilę się skupię by je bliżej przedstawić.

Zacznijmy od talarów. Na wstępie pierwsza obserwacja, jaką miałem przeglądając ofertę. Otóż większość oferowanych na aukcji talarów SAP wyglądała jak by była „wyjęta” z jednego zbioru. Wyglądały trochę jak część spójnej kolekcji przeznaczona na sprzedaż przez „anonimowego kolekcjonera”. Były w kolejnych rocznikach, w podobnych stanach zachowania a co najważniejsze wyglądały „jakoś podobnie”. W sensie, że patyna pokrywała monety w podobny sposób, co skłaniało mnie do tego, żeby sadzić, że miały tego samego właściciela, który przechowywał je w identycznych (chyba raczej średnio-korzystnych) warunkach. Zatem na początku pomyślałem, że prawdopodobnie będę świadkiem tego, że jakiś zacny zbiór będzie rozproszony. I całkiem możliwe, że sam w tej rozbiórce wezmę udział, gdyż niektóre z monet bardzo mnie zainteresowały. Jak ktoś dłużej czyta moje wpisy, to wie, jakie monety najbardziej mnie interesują, bo nie raz już o tym pisałem. Faktem jest, że akurat te monety doskonale wpisywały się w ten trend. Drugie stany to mój podstawowy target a jak już moneta ma naturalna patynkę to pieje z zachwytu. Z tego miejsca przepraszam sąsiadów za to, że przez dwa tygodnie poprzedzające aukcje z moich okien często słychać było pianie „koguta”. To nie był rosół to aukcja WCN J. Sami zobaczcie, co za piękne sztuki zgromadzono. Poniżej pierwszy skan.
Tym razem ilustracje robiłem już po aukcji, więc przy monetach widać od razu uzyskane ceny podczas licytacji. Jak wiadomo do nich należy doliczyć jeszcze 12% prowizji dla organizatora i ewentualne koszty przesyłki.

Ale wracając do oferty, na początek dwa pierwsze talary to efektowne zbrojarze z 1766 roku. Zawsze zwracam na nie uwagę i to nie tylko żeby sobie pooglądać, ale z czysto kolekcjonerskich powodów. Jako minimum planuję zgromadzić po jednej sztuce z czterech głównych odmian. Jestem w połowie drogi, w tym jeden talar jest w nieco słabszym stanie, stąd cały czas przede mną konieczność uzupełnienia kompletu. Pierwsza z oferowanych monet poz.567 była dla mnie „za szybka i za wściekła”, czyli za dobra i za droga J. Stan rewersu oceniono bardzo wysoko, bo aż na I minus i pewnie stąd wzięła się cena wywołania ustawiona na 6 000 PLN. Nie mówię, że za drogo, bo znaleźli się amatorzy a ich „king” zadeklarował 9 000 PLN i monetę kupił. Na pewno warta jest dużej kasy, jednak ja akurat mam tą odmianę a po drugie nie zamierzam przekraczać własnych granic rozsądku. Stąd talara poz.567 pooglądałem sobie, zapiałem i zachowałem zdjęcia (na wszelki wypadek).  Ciekawiej było z kolejnym talarem z królem w zbroi. Miał kilka cech, które na wstępie pozwoliły mi się nim bliżej zainteresować. Po pierwsze talar z poz. 568 był w odmianie, której jeszcze nie mam a dodatkowo nie ukrywajmy…był znacznie tańszy. Cena wywoływania za monetę ocenioną na III plus (zgadzam się), ustawiono na 2 000 PLN, co w porównaniu do poprzedniej wydawała się mega atrakcyjna. Moneta bardzo ładnie wybita bez widocznych ubytków od razu przykuła moją uwagę. Zaznaczyłem ja sobie, jako potencjalny cel, chociaż od razu przyznam, że „z czasem” mój zapał osłabiał i już przed aukcją wiedziałem, że nie będę jej licytował. Jednak po przyjrzeniu się monecie na zdjęciach w zbliżeniu, uznałem, że jej stan jest jednak słabszy niż bym na początku oczekiwał. Niby III plus, ale jednak wyraźne wytarcia w obiegu i dodatkowo ta dziwna „bagienna” patyna skutecznie odstraszyły mnie od zakupu. Talary z 1766 roku to niezwykle efektowne i piękne monety a ja nie chcę, żeby cokolwiek psuło mi radości z cieszenia się ich wyglądem. Uznałem, zatem, że mimo tych wszystkich pozytywów, które wymieniłem powyżej poczekam na bardziej idealne egzemplarze i odpuściłem temat. Jak widać podobnie uznało większość kolekcjonerów, mimo niższej ceny moneta nie zyskała zbytniego przebicia i na pewno WCN nie będzie się nią chwalił na swojej głównej stronie.

Teraz czas na talary z drugim w kolejności portretem królewskim, moim zdaniem jednym z najpiękniejszych, jakie powstały w tym okresie. Moneta opisana, jako poz.569 to interesujący, chociaż nieco popularniejszy talar z rocznika 1775. Ładna, obiegowa moneta, której stan oceniono na III plus. Jak dla mnie nieco przetarty awers i sporo drobnych zadrapań, jednak nic, co dyskwalifikowało by tą monetę. Dodatkowo bardzo piękny rewers, jestem zdania, że zasługujący nawet na II stan. A na dokładkę atrakcyjna cena wywoławcza ustawiona na 2 000 PLN – jak tu nie skorzystać. Zainteresowałem się na dobre, co prawda mam monetę z tego rocznika, ale moja jest w innej (rzadszej) odmianie. Zaznaczyłem sobie ją jako cel i ustawiłem wewnętrzny próg do licytacji. Kolejne talary noszące ten typ popiersia sprawiły, że przeglądając ofertę przez chwilę byłem w numizmatycznym niebie. Piękne sztuki pochodziły odpowiednio z kolejnych roczników, czyli 1776, 1777, 1778 i 1781. Poniżej kolejna ilustracja z monet SAP z aukcji.
 Pozycja 570, to talar z rzadkiego rocznika 1776, którego stan oceniono na II. Jakoś mnie ta moneta nie przekonała, niby ładna, ale ta ciemna patyna widoczna na zdjęciach, skutecznie odstraszyła mnie od planów na powiększenie kolekcji o ten numizmat. Cena wywołania 3 200 PLN, cena sprzedaży dwukrotnie wyższa. Kolejna moneta, to poz. 571 skrywająca talara z kolejnego rocznika 1777. Moneta od razu wpadła mi w oko. Ocena stanu zachowania II minus, moim zdaniem bardzo adekwatna. Ładnie wybity i zachowany talar w ciekawym roczniku i odmianie. To zdecydowanie cos dla mnie, uznałem, że idealnie się nadaje żeby o nia powalczyć. Tu trzeba zaznaczyć, że miałem dodatkowa motywacje. Ten rocznik jakoś jest dla mnie „pechowy” i chciałem przełamać to pasmo nieszczęść. Pierwsza moneta z tego roku jaka posiadam to półtalar z fałszywa kontramarką, którą prezentowałem w innym artykule. Druga moneta z 1777, jaką zakupiłem to felerna dwuzłotówka, którą mi ukradziono „na poczcie”, którea została opisana w najgłośniejszym wpisie. Zatem dwa strzały i w efekcie jedno pudło i jeden rykoszet. To zdecydowanie nadaje się do zmiany i taki był plan. Moneta uzyskała cene 6 000 PLN a o tym czy ją (i inne) kupiłem napisze dopiero na końcu. Nie, nie wolno podglądać J. Idźmy dalej, kolejny „grubas” SAP to talar z 1778. Moneta w powalającym stanie zachowania, ukazującym całe piękno mennictwa tego okresu. Zachwyciłem się tym numizmatem. Co za detale, jaki powalający stan. Wyglądała jakby przyniesiono ja prosto z mennicy, cudna sztuka. Cena wywołania wysoka, całe 4 800 PLN. Zdecydowałem od razu zmierzyć się z tym obiektem pożądania. Plan był taki, jak nie będzie wielu chętnych, to może ją kupie. Chętni byli, osiągnięta cena 9 000 PLN, uprzedzę była powyżej mojej granicy dla tej monety i nie zdecydowałem się przebić.

Co my tam dalej mieliśmy w kolejności…a, tak, pozycja 573, to kolejny olśniewający przedstawiciel mennictwa Stanisława Augusta Poniatowskiego. Talar z 1781 w gabinetowym stanie zachowania. Piękny zarówno z awersu jak i „rufa” całkiem niczego sobie J. Nic tylko „kupywać”. Przypomniał się mi teraz pewien działonowy, członek załogi mojego czołgu, którym dowodziłem jak byłem młodym podoficerem służby zasadniczej. To był pierwszy człowiek z Mazowsza, jakiego lepiej poznałem. Właściwie, to pochodził z Sochaczewa i w cywilu był handlarzem na targu/rynku/placu/straganie czy co tam wówczas w tym mieście mieli. Boże, jak on potrafił szybko nawijać imitując licytacje, a przy tym jak dla mnie miał nieco egzotyczny „sochaczewski” akcent. Wtedy właśnie poznałem słowa takie jak „kupywać”, „wybirać”. „przebirać” i wiele innych tego typu regionalizmów. Wiele radości mieliśmy z tego, że każdy z naszej zalogi pochodził z innej części kraju. Każdy mówił nieco inaczej a jednak potrafiliśmy się ze sobą świetnie dogadać. Taki wtręt, pozdrawiam Cię Maniek J. Wracając do talara, gdyby nie ta cena to pewnie bym zawalczył. Wystawiony za 12 000 PLN był zdecydowanym liderem „drogości” (mówię Mańkiem jak zawodowiec). Jak widać na zdjęciach, talar został sprzedany po jednym przebiciu, za cenę 13 000 złotych. Teraz przechodzimy do dwóch monet z lat osiemdziesiątych, z okresu, w którym na talarach panowała specyficzny portret królewski. Jak jeszcze nie zbierałem tego okresu, to wydawało mi się, że to podobizna króla w stylu „PUNK”. Teraz zbieram, ale wciąż uważam, że coś w tym jest i król na monetach pod koniec pierwszej połowy lat osiemdziesiątych wygląda zdecydowanie ciekawie J.  Monety SAP z tym wizerunkiem królewskim od lat ciesząca się niesłabnącym powodzeniami, zatem jeśli ktoś chce zdobyć swoja sztukę musi się nastawić na ostre pogo J. Pierwsza moneta z 1783 roku, opisana, jako pozycja 574 może nie zachwycał stanem zachowania, ale i tak z pewnością stanowiła interesujący obiekt. Stan III plus i niska cena wywoławcza to na pewno było coś interesującego dla amatorów monet Poniatowskiego. Przyznam, ze akurat mam już ten rocznik, więc tylko przyglądałem się licytacji. Cena, jaka została uzyskana, czyli 5 500 złotych w pełni potwierdza moja tezę o pewnej wyjątkowości okresu, w której ten typ portretu był wybijany na srebrach koronnych. Druga moneta z tego typu, czyli kolejny rocznik 1784 wzbudził moje większe zainteresowanie. Szczególnie awers przypadł mi do gustu. Włosy króla wyglądały na nim bardzo świeżo, stąd jawiły mi się jeszcze bardziej punkowo. Mam do tego mały sentyment, bo posiadałem kiedyś podobne… Moneta oceniona na stan II z cena 4 800 PLN do tanich nie należała. Jednak uznałem, że i tak jest warta zainteresowania. Zaznaczyłem ją sobie i określiłem wewnętrzną granicę z ceną, którą potencjalnie mógłbym za nią dać. Ale czy udało mi się ją kupić, o tym na końcu.

Teraz płynnie przejdziemy do kolejnych monet z wystawionej oferty w 68 aukcji WCN. Grupę, o której teraz napiszę kilka słów prezentuje na kolejnym zdjęciu poniżej.
Na początek ostatni z talarów Poniatowskiego wystawiony na aukcji, czyli pozycja numer 576, pod którą kryje się najgrubsza srebrna moneta z rocznika 1795. Dla mnie prywatnie ten numizmat okazałby się bardziej intersujący, gdyby był w nieco lepszym stanie. Nie chce tu napisać, że był jakiś wyjątkowo słaby, jednak byłem zdania, że ocena stanu z opisu aukcji (II minus) została przyznana nieco na wyrost. Posiadam talara w tym roczniku, jednak w innym wariancie stempla stąd z tego właśnie powodu uznałem, że jeśli licytacja nie będzie zbyt intensywna to „może” włączę się do gry. Czyli kolejna moneta SAP została zakwalifikowana, jako potencjalnie warta zachodu. Po talarach przyszedł czas na monety o nominale o połowę mniejszym, które jednak zwykle ani pięknem ani ceną nie odstają od swoich „większych braci”. Półtalar z 1774 roku był monetą bardzo ciekawą, głównie z tej racji że nie posiadam jej w swoim zbiorze oraz dla tego, że rocznik 1774 jest jednym z najmniej licznych nakładów. Wybito zaledwie nieco ponad 3,5 tysiąca egzemplarzy, stąd trudno jest pozyskać monetę w dobrym stanie za rozsądne pieniądze. Czy rozsądna ceną wywołania było ustalone przez organizatorów 4 800 złotych? Mnie to jakoś nie zachęciło do licytacji, zważywszy, że moneta miała istotną wadę, jaką był pęknięty krążek. Dodatkowo zauważyłem w archiwum aukcji WCN, że ten sam egzemplarz został ostatnio sprzedany w 2008 za kwotę 6 380 złotych, co w moim doczuciu mogło popchnąć cenę jeszcze pod ten próg cenowy, a z tym nie chciałem już mieć nic wspólnego. Mimo całej wyjątkowości, uznałem, że poczekam i nie będę licytował. Tu jak widać na zdjęciu powyżej, należy dodać, że moneta zeszła po dwukrotnym przebiciu za cenę 5 000 złotych plus opłaty, czyli taniej niż 9 lat temu. I co na to inwestorzy? Bójcie się J.  Drugi z półtalarów to kolejny, niezwykły przedstawiciel jednego z moich ulubionych portretów królewskich SAP, czyli moneta z 1784 roku. Stan zachowania bardzo dobry, szczególnie awers oceniony na I minus a i rewers niewiele mu ustępował. Bardzo chciałbym mieć taki egzemplarz. Generalnie półtalary to najmniejsza grupa monet, jaką udało mi się zebrać. Czas by to zmienić, jednak cena wywołania 8 000 złotych, nieco ostudziła mój zapał. Co prawda dysponowałem na tej aukcji wielokrotnie większym limitem, jednak jakoś trudno mi jest się oswoić z cenami pojedynczych monet na poziomie 10 tysięcy złotych. Mam spore wątpliwości, czy są tego naprawdę warte a dysponując podstawową wiedzą oraz chłodną głową, raczej wstrzymuje się od szarż czekając na bardziej przyjazne oferty. Nie miałem zamiaru startować w licytacji od takiej kwoty, zatem kolejna piękna moneta, która z pewnością nie zasili mojego zbiorku. Idźmy dalej, to może znajdziemy coś bardziej rozsądnego. Kolejną monetą był trzeci i ostatni półtalar w ofercie, moneta z najpopularniejszego rocznika dla tego nominału, czyli roku 1788. Generalnie to niezwykle ciekawy rocznik charakteryzujący się różnorodnością stempli, stąd zawsze warto sprawdzić, jaki egzemplarz jest oferowany i porównać go chociażby z najnowszym katalogiem monet SAP. Ja mam taki zwyczaj, kiedy widzę półtalara z 1788 to po pierwsze zapisuje sobie zdjęcie, gdyż już powoli zbliża się czas napisać o nim na blogu, a po drugie wyciągam „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego i wertuję w poszukiwaniu odpowiedniego wariantu. Tu koncentruje się oczywiście na poszukiwaniu monet nieopisanych w katalogu, bo czymś w końcu trzeba czytelników zainteresować. Ale wracając do monety wystawionej na aukcji. W moim odczuciu była koszmarna... O wiele słabszym stanie, niż 25 innych „wiszących latami” w sklepach internetowych i wyczekujących na amatora, który się "pomyli" i się na nie skusi. Półtalar z rocznika 1788, którego sam posiadam też niestety nie jest zbyt piękny, żeby nie powiedzieć „dostateczny”, jednak i tak chyba bardziej mi się podoba niż ten wystawiony na aukcji. Ograniczyłem się, więc do zapisania zdjęcia. Oferta nie znalazła nabywcy, nikt nie zdecydował się przebić wywołania w kwocie 1 120 złotych, niech to wystarczy za dodatkowy opis.

Teraz czas na drobniejsze nominały. Tak jak pisałem już na początku, nie było tego zbyt wiele, stąd na początek ucieszyłem się, że wystawiono pod pozycją 580 niezwykłą monetę ośmiogroszową z 1766 roku. Znałem ją dobrze z widzenia, raz nawet byłem bliski jej zakupu, kiedy chyba z rok temu wystawiono ją na zwykłej aukcji Allegro i nie opisano, jako „SUPER-MEGA-HIT”.  Wówczas z tego, co pamiętam nie wzbudziła większego zainteresowania, pewnie ze względu na słaby stan zachowania i dopiero w ostatniej minucie stoczyła się walka „na snajperów”, która przegrałem na poziomie 2,5 tysiąca złotych (z tego, co pamiętam, nie zanotowałem sobie tego nigdzie i teraz trochę „zgaduje”). Zostałem przebity i zostało mi tylko zdjęcie. Tym bardziej ucieszyłem się, że widzę „znajomy” numizmat. Tu tylko dla kronikarskiego obowiązku dodam, że to dosyć rzadka odmiana dwuzłotówki, bez liter F.S. na rewersie. W aukcji już zostało to dobrze opisane i odpowiednio uwypuklone. Moneta mnie interesowała, stan nie zachwycał, ale nie spotkałem innego egzemplarza z tej odmiany, stąd uznałem, że warto o nią powalczyć. Cena wywołania na poziomie tej, na jakiej „poległem” rok temu, czyli 2 400 złotych napawała mnie umiarkowanym optymizmem. Zaznaczyłem ją sobie do licytacji. Kolejna dwuzłotówka pochodziła z 1791 roku i była dla mnie również bardzo interesująca. Tak się jakoś dziwnym trafem złożyło, że dotychczas nie posiadam egzemplarza z tego popularnego rocznika. Planowałem włączyć do kolekcji, egzemplarz zachowany w bardzo dobrym stanie i jeśli już jakiś na swojej drodze spotkałem, to zawsze jego cena wydawała mi się nierozsądna. Tak to jest jak chcesz coś mieć tanio, dobrze i szybko. Jak tanio to nigdy szybko i dobrze – jak już dobrze, to raczej nie szybko i nie tanio… a jak szybko to zapomnij o tym, że dobrze i tanio. I tym sposobem, nadal czekałem na „swoją idealną” dwuzłotówkę z 1791 roku. Pozycja 581 skrywała monetę ocenioną niemal idealnie, czyli I minus. Teoretycznie pasowała mi jak ulał i nawet „dzika” cena wywołania ustawiona na 1 200 złotych oraz widoczne skazy/wady obu stron monety nie były mi w stanie przeszkodzić w ustawieniu celownika na ten konkretny numizmat. Pomysłem sobie, a co tam, wystarczająco już długo czekam na ideał, powalczę o nią.

Następną dwuzłotówką pochodzącą z 1792 roku nie byłe w ogóle zainteresowany. Wysoko oceniony stan monety zupełnie nie korespondował z jej nieciekawym wyglądem. Oczywiście to moja subiektywna ocena, ale szukam monet z pięknym portretem króla i możliwie bez justunku a na tej król był „zmęczony” a justunek był akurat wyjątkowo paskudny. Za to cena już jak najbardziej dostosowana była do oceny I minus. Mnie to już jednak nie dotyczyło, mam obie odmiany z tego rocznika, stąd tylko tradycyjna kontrola w poszukiwaniu nieopisanego wariantu, zapisanie zdjęcia i przejście do kolejnej pozycji. Dodam, że ktoś zdecydował się wydać 1 800 złotych plus prowizja, zatem sprawdza się przysłowie, że każda potwora spotka swojego amatora J. Zdjęcie poniżej dokładnie opisuje ten mariaż.
Powoli zbliżamy się do końca oferty monet koronnych ze srebra. Zostały tylko dwie. Pierwsza to dwuzłotówka z ciekawego rocznika 1795 w odmianie z przebitą ostatnia cyfrą daty. Po dokładnym przyjrzeniu się zdjęciu można dostrzec resztki 4 wyłażące spod nabitej na stempel 5. W sumie to popularniejsza odmiana, kiedy opisywałem ją na blogu wychodziło mi, że aż 2/3 monet z tego rocznika ma przebita datę. Jednak to, na co zwróciłem uwagę oglądając te ofertę to wyjątkowo pięknie zachowany portret Stanisława Augusta. Niemal nieskazitelne zarysowane włosy króla i to mimo szpetnego justunku na twarzy oraz na obu stronach monety. Jak na ten rocznik to była moim zdaniem ciekawa oferta wystawiona w rozsądnej cenie. Ja nie licytowałem tej monety, ale po osiągniętej cenie w wysokości 2 300 złotych plus prowizja - wnioskuje, że nie tylko mnie spodobał się jej awers. I wreszcie prawdziwy drobniak upchnięty gdzieś tam na końcu oferty SAP . Dziesięciogroszówka z mega popularnego rocznika 1790. Rocznika interesującego, który również opisywałem już na blogu wymieniając liczne warianty.  Wariant okazał się niezbyt rzadki jednak pierwszy stan zachowania monety, to już nie jest coś, co widuję się zbyt często w sprzedaży. Tylko z tego tytułu, że oferowany egzemplarz na głowę bił ten, jakim dysponuję, zdecydowałem rozważyć swój udział w licytacji. Podczas samej aukcji cena wywoławcza na poziomie 400 złotych, szybko poszła w zapomnienie i żywa licytacja zakończyła się na poziomie ponad tysiąca złotych.

Na koniec tego przydługiego opisu oferty SAP wystawionej na aukcji pragnę pokazać jeszcze trzy egzemplarze Talara Targowickiego.

Wszystkie bardzo ładne, w stanach, z których najsłabszy został oceniony na II plus, słowem crem de la crem schyłku polskiej numizmatyki królewskiej. Mimo pokaźnych cen wywoławczych, wszystkie egzemplarze znalazły swoich nowych właścicieli, którzy zdecydowali się wydać nawet 18 tysięcy złotych plus opłaty za najdroższy z walorów. Ja mam to już szczęśliwie „z głowy”, mam już swojego targowickiego i mogę ograniczyć się teraz jedynie do obserwacji widowiska, jakim zwykle jest licytacja tych historycznych numizmatów.

Podsumowując, aukcja zgromadziła sporo ciekawych monet z okresu panowania Stanisława Augusta. Częścią z nich byłem zainteresowany, niektórymi nawet poważnie, zatem pozostaje już tylko opisać efekty działań i pokazać nowe nabytki na lepszych zdjęciach. Na początek, przypomnę tylko, jakie monety zdecydowałem się w ogóle licytować. Jest tego nieco mniej niż pisałem powyżej, bo jak zwykle czas zweryfikował kilka moich pierwotnych typów.  Z najliczniejszej oferty talarów SAP wybrałem do licytacji następujące monety: z 1775, 1777, 1778, 1784 i 1795. Idąc dalej, z drobniejszych nominałów zamierzałem powalczyć o dwuzłotówki z roczników 1766 i 1791. Razem
wszystkiego 7 monet, z czego realnie liczyłem na pozyskanie 2-3 egzemplarzy do kolekcji. Mój limit „wytrzymałby” zakup pełnego kompletu, jednak nie zamierzałem tego robić gdyż, niezmiennie nad
tempo powiększania zbioru przedkładam realne podejście do cen numizmatów, jakie jestem w stanie zapłacić. Nie inaczej było tym razem, dla każdej z interesujących
mnie monet zapisałem własny komentarz zawierający jedynie maksymalną cenę w złotych polskich. I tak przygotowany czekałem na wczesne popołudnie, kiedy wybije czas sprzedaży „moich” monet. Aukcja była przeprowadzona bardzo sprawnie i zgodnie z planem, nieco po godzinie 15: 15 „zagrała muzyka”. Wszystkie wydarzenia rozegrały się bardzo szybko, w niecałe 15 minut monety SAP były już tylko wspomnieniem. Obok mała statystyka wyników osiągniętych na aukcji.

Teraz czas opisać efekty, czyli przechodzimy do moich "jakże licznych zdobyczy". Na 7 monet, jakie zamierzałem licytować udało mi się włączyć do gry w zaledwie JEDNYM przypadku. W pozostałych sześciu już po chwili od rozpoczęcia akcji, ceny windowały powyżej mojej granicy i ograniczyłem się do obserwowania jak cenne są dla amatorów mennictwa ostatniego króla. Licytacja, do której udało mi się na chwilę włączyć, to pozycja 571, czyli talar z 1777 roku. Niestety i tym razem numizmat z tego rocznika okazał się dla mnie pechowy i w efekcie zostałem przebity. Istne wariactwo cenowe, znów nic nie kupiłem. Jak wynika z danych, ostatni raz pozyskałem monetę na aukcji stacjonarnej WCN 64 – a było to... ponad rok temu w maju. Jeszcze trochę a organizator przestanie przesyłać mi katalog J. Proszę jeszcze zerknąć poniżej na ostatnie zestawienie w tym wpisie.

Powyżej w tabelce zestawiłem wszystkie elementy związane z cenami obserwowanych przez mnie pozycji. Moją maksymalną cenę ukryłem, jednak w ostatniej kolumnie dla podkreślenia tego, że naprawdę zrobiłem prawie wszystko, żeby powiększyć swoją kolekcje, dodałem informacje o ile procent (orientacyjnie) cena, jaką zakończyły się licytacje przewyższała mój limit. Jak widać było różnie, najbliżej byłem talara z 1795 roku, którego w sumie „naj mniej chciałem” kupić. W tej konkurencji maksymalny odlot uzyskała w moim rankingu rzadka dwuzłotówka z 1766 roku, której ostateczna cena o około 50% pokonała moją granicę rozsądku. Podsumowując, znów było drogo i okazało się, że nie ma monet na moją kieszeń. Ale spokojnie, nie robię z tego greckiej tragedii, bo w końcu to już nie pierwszy raz i mam coraz większe doświadczenie J.

Może moje oferty są zbyt defensywne i w efekcie za niskie? Być może, praktyka pokazuje, że trudno jest ostatnimi czasy kupić ciekawą monetę na aukcji stacjonarnej znacznie za nią nie przepłacając. Ceny są oczywiście rynkowe i z nimi nie dyskutuje, jednak doświadczenie mówi mi, że to właśnie między innymi cechuje rozsądnego miłośnika monet, iż traktuje swoje zakupy zdecydowanie długoterminowo. Nie będę, zatem robił zbędnej „burzy w internetach” z tak błahego powodu, jak to, że największy portal aukcyjny znacznie podniósł prowizje, gdyż mnie to nie dotyczy, ja tam niczego nie sprzedaje. A nawet jak coś sprzedam, to raczej też nie po to żeby na tym zarobić. Ja zarabiam w pracy. Że ceny monet zdrożeją? Jak już by było tanio, jak zdrożeją to rozsądni tym bardziej ich kupować nie będą. Już teraz oferty wystawione za „kup teraz” są praktycznie wykluczone po za nawias zainteresowania miłośników numizmatyki i z mojego punktu widzenia, ich uporczywe wystawianie-ponawianie jest denerwujące, bo tylko zaśmieca ciekawe oferty. Dlatego uważam, że warto w życiu kierować się rozsądkiem i liczę, że większość z tych monet spotkam jeszcze kiedyś na swojej drodze. Nie zamierzam też zmieniać racjonalnej taktyki. Co nie znaczy, że się poddam? Bynajmniej, postaram się poprawić i w kolejnej aukcji znów wystartuję by wygrać. Stąd z góry dziękuję organizatorom za katalog J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje zawarte w internetowym katalogu Warszawskiego Centrum Numizmatycznego oraz zdjęcia wyszukane za pomocą gogle grafika. 


wtorek, 16 maja 2017

16 maja, czyli świętujemy 1 rocznice powstania bloga :-)

Dziś wpis specjalny. Rok temu, kiedy „odpalałem” projekt bloga poświęconego mojej pasji do numizmatyki ze szczególnym zacięciem do monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, to nawet w najśmielszych planach nie spodziewałem się tego, że przez pełen rok uda mi się go prowadzić bez większych problemów. Tak jak pisałem w swoim pierwszym (fakt, skromnym jak na aktualny standard) wpisie, idea zrodziła się dość nagle i z potrzeby serca. Nie był to nawet przez moment projekt nastawiony na marketing… a już nie daj Boże na sprzedaż. Dziś z prawdziwą dumą mogę tu napisać, że jakoś przez te 12 miesięcy udało mi się nie skompromitować i przeżyć fajną przygodę wśród grona znawców, kolekcjonerów, zbieraczy i amatorów najpiękniejszego okresu w mennictwie Rzeczpospolitej Obojga Narodów, jakim są ponad trzydziestoletnie rządy SAP.  

W każdym razie jakoś tak się złożyło, że tematy, jakie poruszam na blogu trafiły na całkiem podatny grunt i znalazły swoich zdeklarowanych odbiorców. Słowem, mam to szczęście, że po roku od powstania mogę śmiało stwierdzić, że nie pisze do poduszki (taki był plan minimum), ale dla WAS, moich CZYTELNIKÓW J. Zanim wpadnę w słowotok, zakończę myśl „staropolskim” - dziękuję i zapraszam na urodzinowe ciacho. Tort z jedna świeczką, który z samego rana podrzucił mi jeden dobry znajomek J

Zanim wyłączę komputer i zacznę oficjalną celebracje pierwszych urodzin „blogusia”, pragnę podziękować Kolegom Pasjonatom, którzy przez ten rok nie raz wsparli mnie ciekawym materiałem, podrzucili interesujące dane/zdjęcie czy też po prostu motywowali mnie do działania dobrym słowem. Jestem zdania, że blog numizmatyczny powinien mieć jakieś misję, taki kręgosłup, wokół którego gromadzi grono stałych czytelników. W przypadku „srebrnych monet SAP i innych pasji…” to niewątpliwie historia Polski w formie przybliżanie czasów, w których obiegały monety, które zbieramy. Oczywiście żadne to naukowe wywody, raczej ciekawostki o zdarzeniach w II połowie XVIII wieku. Drugą i bardzo ważną osobiście dla mnie misją jest poszukiwanie i opisywanie kolejnych odmian i wariantów stempli. To chyba sprawia mi największą frajdę i utrzymuje moja motywacje na odpowiednim poziomie. Mam nadzieję, że coś z tej mojej pracy w sumie nawet wychodzi i nie robię tego „tylko dla siebie”. Ostatnią charakterystyczną cecha bloga, na jaką chciałem dziś zwrócić uwagę czytelników, jest niesienie wiedzy o fałszerstwach monet ostatniego króla. Tych „bezpiecznych” produkowanych dawno temu na szkodę emitenta, czyli pruskich i innych drobnych „z „epoki” oraz o późniejszych i „całkiem nowoczesnych” podróbkach, w tym aktualnym zalewie różnego rodzaju kopii. Trzeba jakoś walczyć z tym zjawiskiem i w ramach możliwości zdecydowałem się działać. Zatem blog ma trzy filary a wokół niego kręci się jeszcze wiele innych zagadnień, takich jak aukcje, biblioteka numizmatyczna, katalogowanie monet, sztuka i muzyka Jacka Kaczmarskiego a nawet moje zdanie o slabach Istny galimatias J.

Forma wpisów rozwijała się „na żywo” w trakcie pisania kolejnych artykułów i nabierania przez autora większego doświadczenia w ich publikowaniu. To mój pierwszy blog, stąd nie było pewne jak to się potoczy. Co wpis miałem więcej do powiedzenia, więcej do przekazania i byłem mocniejszy w „paincie” J. Dziś śmiało już mogę napisać, że doszedłem do pewnego stylu, który staram się utrzymywać, powielać a czasem nawet rozwijać. Z tego, co wiem z informacji zwrotnych od czytelników, obecna forma wpisów jest w miarę zrozumiała i przewidywalna a przez to całkiem spójna. To dla mnie kluczowa sprawa, gdyż mam świadomość swojej tendencji do nadmiernego gadulstwa, które pomimo wprowadzenia pewnych standardów pisania, jako zabezpieczeń, czasami jednak i tak wyrywa się spod kontroli wylewając się na kolejne wersy tekstu. Czasem mam wrażenie, że to nie blog o monetach a gawędziarstwo czystej formy. Nobody is perferct J. Chyba już jestem za stary żeby się zmienić, pocieszę, więc nieco osoby, którym to może przeszkadza, że ja z tym musze żyć od urodzenia…

A teraz w prezencje nieco informacji, które nie są zwykle ujawniane na blogach, czyli garść interesujących statystyk dla „prawdziwych koneserów gatunku” J.  Zapraszam na niezbyt numizmatyczno-informatyczne dane z kuchni bloggera, czyli blog @eleniasza w liczbach i statystykach.

1 rok -> 50 wpisów -> 29 300 odwiedzin (szok!) J

TOP 3 w kategorii „Najpopularniejszy wpis” –> to prawda, że „ZŁO” się sprzedaje najlepiej J

TOP 10 w kategorii „Najczęściej odsyłające witryny” –> ja nie mam tam konta, ale jak się okazuje wystarczy, że… WY je macie i facebook „żondzi” J Osobne podziękowania dla miłośników z pozostałych mediów i deklaracja – spokojnie to nie wyścig australijski J

Liczba wyświetleń według kraju –> duża ciekawostka, zobaczmy gdzie mieszkają miłośnicy monet SAP zainteresowani tematem. Zaskoczenia? Wygrała Polska hurra!!! Potem nasi szanowni sąsiedzi oraz mocarstwa. Wysoki sądzie, z tym państwem na „A”, to nie wiem, nie orientuje się a zresztą to chyba tajemnica J
Liczba wyświetleń według przeglądarki –> a jak, jak zabawa to zabawa. Wielki Brat nie śpi, widzi, co tam macie zainstalowane J
Liczba wyświetleń według systemu operacyjnego –>jak wyżej, może się komuś przyda do pracy magisterskiej albo, co? J

Na dziś to tyle, krótko i na temat, więc mam nadzieje, że doczytaliście do tego momentu. Jeszcze raz bardzo dziękuję za ten rok spędzony z moim blogiem. W dzisiejszym wpisie nie wykorzystałem żadnych istotnych źródeł i informacji, nie licząc aplikacji blogger, której używam i która jest całkiem spoko J

sobota, 13 maja 2017

Talar 1794, czyli tajemniczy prezent na królewskie imieniny

Nie wiem czy to jakiś wyjątkowy zbieg okoliczności, ale dziś, kiedy zaczynam powoli pisanie tego artykułu mamy akurat 8 maja, imieniny Stanisława. To dzień, w którym ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski również zwykł celebrować wraz ze swoim dworem i zaproszonymi gośćmi, święto swojego patrona. Ot taki zbieg… Dziś czasy są inne i już mało, kto pamięta by świętować dzień imienin (przynajmniej w środowisku, w którym żyję jest taki stan), można chyba by nawet zaryzykować tezę, że oto jesteśmy świadkami kolejnego polskiego zwyczaju powoli odchodzącego do lamusa. Można się temu przyglądać bez słowa albo jakoś zadziałać. Uznałem, że jeśli sam nazywam się czasem miłośnikiem historii, to moim obowiązkiem jest uczynić jakiś ruch, jakiś drobny gest w obronie tej pięknej tradycji. Stąd właśnie wziął się dzisiejszy temat. Żeby kultywować tradycje naszych przodków postanowiłem z okazji imienin sprawić naszemu królewskiemu solenizantowi Stanisławowi drobny prezent i zadedykować mu ten dzisiejszy wpis. Rzecz będzie o ostatnim typie królewskiego talara, w którym portret panującego odegrał interesującą rolę, więc i o samym królu również będzie okazja nieco przy okazji wspomnieć. Co ciekawe, wydarzenia, jakie mam zamiar przywołać, chronologicznie pasują mi jak ulał akurat do dnia dzisiejszego. Tym sposobem cofniemy się dokładnie o 223 lata i przenieśmy się do warszawskiej wiosny w jakże burzliwym roku 1794. Ale najpierw, zanim zagłębimy się w tematy historyczno-numizmatyczne - świętujmy imieniny Stanisława, które przypadają, co roku dnia 8 maja. Chciałoby się zakrzyknąć 100 lat nam panuj w zdrowi i pokoju Najjaśniejszy Panie!. Jednak, jako, że solenizant zdrowia już nie potrzebuje, to ograniczę się tylko do tradycyjnego prezentu: kwiaty i dwie skrzynie talarów z 1794 roku powinny się sprawdzić w każdych warunkach J
Statystyczny miłośnik mennictwa okresu SAP, zapytany (nawet znienacka) jaki talar Poniatowskiego jest najbardziej powszechny, z dużą dozą pewności pewnie odpowie, że jest to właśnie moneta z 1794 roku. W sumie trudno się temu dziwić, bo gdzie nie spojrzeć to akurat ten numizmat jest oferowany najczęściej w obrocie kolekcjonerskim, występuje niemal codziennie w sprzedaży i bardzo się ludziom opatrzył. Ta powszechna dostępność powoduje, że realna cena zakupu jest zwykle całkiem przystępna, stąd talar ten zapewne cieszy oko w większości kolekcji tematycznych. Ja swoim artykułem nie zamierzam tego stanu zmieniać. Jednak chciałłbym zwrócić uwagę na kilka faktów, które mogą się okazać nieznane szerszej publiczności i spowodować nieco większe zainteresowanie tym konkretnym nominałem. Jak takie zainteresowanie wzbudzić? Plan jest taki, żeby pokazać amatorom monet polski królewskiej, że ten w pełni osiągalny talar z 1794 roku paradoksalnie jest jedną z bardziej niezwykłych monet okresu SAP i wiąże się z nim naprawdę sporo tajemnic oraz znaków zapytania.  Tajemnica zwykle wyzwala w ludziach zainteresowanie, więc liczę, że dzisiejszy wpis będzie interesujący i pokaże talara w nieco nowym świetle. Chciałoby się na początku zapytać, jakie to niby tajemnice może w sobie skrywać taka popularna moneta jak talar z 1794 roku? Że niby, czego o niej nie wiemy? Mało to katalogów? Mało to jej wystawionej do sprzedania na wszystkich stronach z numizmatyką i na aukcjach? Jakoś niewielu kupuje… Trudno się z tym nie zgodzić, ale może to właśnie ta ogólna dostępność uśpiła nieco naszą czujność i przeszliśmy do porządku dziennego nad tym, że nie wnikamy w szczegóły zakładając, że wszystko na ten temat wiemy. Zatem, czym mam zamiar zainteresować dziś czytelników bloga? Tylko konkretnie proszę, bez ściemniania… J

A właśnie, że nie wiemy wszystkiego. Przykłady? Proszę bardzo, oto tylko kilka podstawowych pytań. Jak to się stało, że w ogóle zdecydowano się wybić talary w 1794 roku, jeśli od 1788 roku niemal w ogóle ich nie wytworzono? Dlaczego podczas Insurekcji Kościuszkowskiej bito w ogóle monety z portretem Stanisława Augusta, który przecież przystąpił do Targowicy? Skąd taki szczególny wizerunek króla na monecie i który to już z kolei portret umieszczony na talarze SAP? Dlaczego te monety są inne talarów z poprzednich lat? Dlaczego te monety posiadają tak wiele defektów? Jaki tak naprawdę jest nakład talara w 1794 roku? Czy istnieją jakieś ciekawe odmiany/warianty tej monety? A jeśli tak, to czy któreś z nich są rzadkie na tyle, że są trudne do zdobycia lub chociaż są warte większego zachodu i naszej uwagi? Proszę zobaczyć, jedna popularna moneta a ile się nazbierało pytań. A to tylko te najważniejsze, na które postaram się znaleźć odpowiedź w tym artykule. Jak na zwykłego talara, całkiem sporo znaków zapytania J

Zacznijmy od początku i odpowiedzmy sobie, dlaczego w ogóle wybito talary podczas Insurekcji Kościuszkowskiej. Od roku 1788, kiedy to nieco obniżono stopę menniczą i wybito 30 557 sztuk takich monet można uznać, że zaprzestano wybijanie tego nominału. Oczywiście nie licząc tych tylko 339 egzemplarzy z 1792 roku wybitych starym stemplem, sporządzonym jeszcze w 1788 i nieco przerobionym. Mennicy brakowało srebra na talary, gdyż jeszcze w 1787 roku Komisja Mennicza uchwaliła ograniczenie eksportu srebra z zagrniacy do maksymalnie 12 tysięcy grzywien rocznie. Stąd mennica była nastawiona na pozyskiwanie srebra z rynku krajowego i przebijanie starych monet na nowe pieniądze. W tych realiach pożytkowano metal na drobniejszą monetę, zupełnie nie dbając o najgrubsze srebro SAP. I tak ta sytuacja się miała aż do roku, 1794 w którym nastąpiła zmiana spowodowana powstaniem kościuszkowskim. Jak już wojna, to od razu wielki wysiłek do jej sfinansowania. Potrzeba pieniędzy na broń, amunicje, wikt i opierunek dla wojska, zatem nic dziwnego, że Kościuszko miał ból głowy jak tu sfinansować wszystkie niezbędne wydatki. Obrano kilka dróg pozyskania środków, po pierwsze ofiarnością społeczeństwa (podatki, składki, dary), po drugie kredytem (konfiskaty, zastawy, asygnaty, kredyty, banknoty papierowe) oraz po trzecie nową monetą z mennicy warszawskiej. I teraz zajmiemy się tym trzecim źródłem, dotyczącym bezpośrednio królewskiej mennicy.

Nie będę wchodził w szczegóły (akurat w tym wpisie) ale generalnie Stanisław August był przeciwnikiem walki zbrojnej z Rosją widząc jej bezcelowość i pewną przegraną, która przyniesie kres jego panowaniu . Był raczej zwolennikiem przeczekania tego kolejnego za czasów jego panowania trudnego okresu w historii kraju. Trwania w gotowości i oczekiwaniu na następny dobry moment geopolityczny i wówczas wykorzystania nowej szansy, która jak wierzył król Stanisław - przyjść kiedyś musi. Patrioci nie mogli i nie chcieli czekać. Rosjanie i Prusacy panosząc się w kraju skutecznie podsycali buntowniczy nastrój społeczny. Liderzy zapatrzeni w dokonania rewolucyjnej Francji żądali działań w myśl hasła „WOLNOŚC, CAŁOŚĆ, NIEPODLEGŁOŚĆ” i nie uznawali kompromisów. Z resztą również zaborcy nie byli skłonni negocjować, zatem wystąpienie zbrojne było można powiedzieć naturalna koleją rzeczy. Ale wracając do meritum. Król nie był zwolennikiem walki i nie krył tego zbytnio, do ostatnich dni starając się jakoś zapobiec kataklizmowi. Ta postawa, plus podporzadkowanie się decyzjom płynącym z Petersburga oraz niedawny akces do Targowicy nie przysporzyło władcy popularności wśród rodaków. Nie był fanem króla również wódz naczelny insurekcji Tadeusz Kościuszko. I to nawet pomimo tego, że doceniał jego rolę i trudną sytuacje podczas sprawowania władzy. Szczęściem króla było to, że Kościuszko nie był jakimś skrajnym jakobinem i „królożercą”, ale dobrze wychowanym szlachcicem i rozsądnie myślącym żołnierzem oraz sprawnym politykiem. Stąd mimo tej całej niechęci nie zamierzał wykorzystywać nadarzającej się szansy i przedwcześnie skończyć panowanie SAP już w 1794 roku. Jednak król musiał zachowywać przynajmniej neutralność i jeśli nie był już „twarzą” walki zbrojnej to, jako panujący władca musiał chociaż sprzyjać walczącemu narodowi. I tu Stanisław August poprawnie wypełniał swoja historyczną rolę, nie przeszkadzał a nawet starał się współpracować. To ważne, szczególnie biorąc pod uwagę szubienice, jakie dla zdrajców ojczyzny ustawiono w stolicy całkiem niedaleko od zamku. Dnia 3 maja (nomen omen) 1794 roku z obozu w Wiślicy Tadeusz Kościuszko wydał rozkaz, aby przejąć kontrolę i zarząd nad mennicą oraz aby obniżono stopę menniczą do stopy pruskiej w taki sposób, żeby już nigdy więcej nie opłacało się wywożenie polskich monet za granice, gdyż bardzo będą teraz potrzebne w kraju. Wstępny projekt zakładał, że miano odpowiednio obniżyć zawartość srebra psując tym samym polska monetę oraz bić tylko określone nominały. Jakie monety planowano produkować, tu zdania autorów są nieco podzielone. Józef Ignacy Kraszewski w III tomie dzieła „Polska w czasie trzech rozbiorów 1772 – 1799” pisze tak, cytuję: „Miano bić tylko złote, półzłotki i grosze z herbem Rzeczpospolitej i napisem: - Wolność – Całość – Niepodległość”. Natomiast w publikacji Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki do historyi medali i monet polskich za panowania Stanisława Augusta” jest przedstwione to nieco innaczej, cytuję: „…bić tylko Talary sześciozłotowe, Półtalary czterozłotowe, Dwuzłotówki, Złotówki i dziesięciogroszówki z herbem Rzptey na stronie głównej i napisem Wolność – Całość – Niepodległość na stronie odwrotnej”. Jak widać ze źródeł obu autorów wynika, że miały to być monety na wskroś rewolucyjne, w których portret i herb królewski planowano zastąpić propagandowym napisem. Bliżej mi tu do wersji Kurnatowskiego, gdyż więcej z jego wizji się sprawdziło później w realizacji a dodatkowo w swojej publikacji prezentuje też rysunek z wzorami projektów nowych monet. Rysunki tych niecodziennych propozycji bez portretu królewskiego prezentuję poniżej.
Jednak zanim doszło do wprowadzenia projektu w życie wydarzyło się kilka istotnych spraw, które nieco zmieniły te plany. Pierwszą z nich było wysłanie delegacji do króla, żeby przekazać mu w jak najdelikatniejszy sposób decyzje nowego wodza oraz przedyskutować przejęcie mennicy. W skład delegacji udającej się do króla weszli Deboli, Wasilewski i książę Radziwiłł. To była trudna misja, gdyż mennica i prawo do bicia monety tzw. jus cudendeae monetae, były wyłączną własnością panującego. Delegacja miała zamiar prosić Poniatowskiego żeby się zrzekł swoich praw „po dobroci” w imię wyższej konieczności narodowej. Takie podejście do króla bardzo różniło się od francuskich wzorców, w których królewięta o nic nie pytano tylko od razu ścinano im koronowane głowy gilotyną. Jak mozna się spodziewać król nie ucieszył się na taki obrót spraw. Bardzo zasmucił się też widząc projekt nowych monet, z których zniknęła jego podobizna, traktując to jako pierwszy krok do całkowitego odsunięcia go od urzędu. Jednak upewniwszy się że decyzja już zapadła a delegacja nie ma mocy sprawczej żeby z nim o tym dyskutować, uznał że nie ma szansy żeby się temu sprzeciwić zatem, niechętnie ale się na to zgodził. Tak niechętnie jak dziecko, które nienauczone przez rodziców, żeby się dzielić swoimi zabawkami, oddaje innemu swoją ulubiony "skarb", jakim była niewątpliwie przez te 30 lat mennica warszawska dla Poniatowskiego. Po pierwszym szoku, król miał prosić delegacje żeby przekazała wodzowi, że sprawa zmiany stóp menniczych oraz wymienianie dobrze funkcjonującego kierownictwa mennicy jest kluczowa dla przyszłego powodzenia państwa i wymaga dogłębnej analizy oraz większego namysłu, odwodząc go od wykonania pochopnych ruchów i strat z tego tytułu, którym nie będzie można już później zapobiec. Mennicę przekazano bezzwłocznie już 13 maja została przejęta przez nowe władze. Jak się później okazało nigdy już Stanisław August nie odzyskał mennicy, która po klęsce insurekcji przeszła w ręce i zarząd zaborców. Kolejną ważną dla dzisiejszego wpisu datą jest 13 czerwca, w którym to ogłoszono uniwersał o nowej stopie menniczej. Od teraz z marki kolońskiej czystego srebra (EX MARCA PURA COLON.) miano wybijać 84 ½ złotego w talarach, dwuzłotówkach i złotówkach. Oprócz tych trzech nominałów miały być wytwarzane dodatkowej dwa, dziesięciogroszówki znane już społeczeństwu od 1787 roku oraz zupełnie nowe monety, bilonowe sześciogroszówki (opisane już na blogu wcześniej). Co dla nas najciekawsze nie zdecydowano się jednak na rewolucyjne zmiany w stemplach i usuniecie wizerunku króla z monet. Chciano w ten sposób odciąć się od francuskich wzorców i dać dowód na to, że powstanie nie ma na celu przewrotu społecznego a jedynym jego celem jest wyzwolenie ojczyzny z niewoli. Tym sposobem, król zachował swój portret. Trzeba stwierdzić, że dobrze wykorzystał czas pomiędzy majem a czerwcem, współpracując z władzami rewolucyjnymi w imię wspólnego celu, jakim była niepodległość. Czy to przeważyło, że cofnięto decyzje o zmianie stempli nie wiem, ale zakładam, że na pewno pomogło. Nieźle też w tym okresie pracowała komisja mennicza, gromadząc odpowiednią ilość surowca by umożliwić emisje nowych monet. Poniżej prezentuje tabelkę obrazującą system monetarny, jaki obowiązywał od dnia 13 czerwca 1794 roku.

O ile II reforma pogorszyła stopę talara z 1788 roku do poziomu 10 7/16 EX MARCA PURA z tradycyjnej stopy z 1766 wynoszącej wcześniej X EX MARCA PURA, jednak wciąż pozwoliła utrzymać wartość monety na poziomie 8 złotych. To dopiero III reforma za czasów Insurekcji Kościuszkowskiej pogorszyła stopę monety do poziomu 14 1/12 EX MARCA PUR:, co spowodowało sytuację, że po pierwszy wartość talara spadła do 6 złotych oraz dodatkowo, to że paradoksalnie teraz talar SAP stał się „gorszy” niż pruskie talary i z powodzeniem mógł być wydawany na zagraniczne zakupy (głównie broń i amunicja). Pewnie, dlatego też zdecydowano się w ogóle na wybicie tego nominału i wykonano naprawdę sporo egzemplarzy, ale o tym bardziej dokładnie napisze w dalszej części. Nowy talar miał obniżoną wartość do 6 złotych, jednak wciąż zachowywał swoją dominująca i reprezentacyjną pozycję w stosunku do innych srebrnych monet SAP. Mincerze zgodnie z ustawą, zachowali sporą średnice monety i zmniejszyli ją względem talara z 1788 roku nieznacznie, bo zaledwie o około 2mm, do poziomu pomiędzy 37-39mm. Egzemplarz talara, który posiadam ma dokładnie 38 mm., Jeśli więc nie kosztem średnicy, to obniżenie wartości odbiło się najbardziej na wadze, nowe talary są lżejsze od poprzednich aż o około 3,5 grama, stąd nazywane są także „talary lekkie”. Zmienił się także rant monety, napis FIDEI PUBLICATE PIGNUS zastąpiono prostym zwykłym ząbkowaniem. Monetę z 1794 roku porównuje do tej sprzed 6 lat, ponieważ obiegowe talary z rocznika 1792 to nic innego jak przebite sztuki, z 1788, więc równamy się z wzorcem. No i tu powoli dochodzimy do tego co znajduje się na samej monecie, a dokładniej do portretu królewskiego. Wiemy już, że rewolucjoniści jednak zdecydowali się użyć podobizny Stanisława Augusta, jednak portret z 1794 roku mimo zachowania podobnego stylu wyraźnie różni się od tego z 1788. Poniżej porównanie na podstawie awersów dwóch monet.

Dlaczego o tym wspominam, otóż są minimum dwa powody. Po pierwsze w najnowszym katalogu autorzy jakoś nie odnotowali nowego portretu, jako kolejnego piątego rodzaju podobizny króla jaka pojawiła się na obiegowym talarze w okresie SAP. Tym samym uznali, że w latach 1788-1795 obowiązywał ten sam portret, co jak widać u góry nie znajduje potwierdzenia w naturze. Oczywistym jest, że oba portrety są różne a pominięcie go w zestawieniu jest błędem. Zatem przechodzimy do drugiego zagadnienia, czyli dlaczego oba portrety się różnią. Tu wielkiej tajemnicy nie odkryje. W dniu 17 sierpnia 1792 roku umiera Jan Filip Holzhauser długoletni medalier królewski, który dotąd był odpowiedzialny za stemple do wszystkich obiegowych talarów produkowanych w mennicy warszawskiej. Nowym medalierem mianowano jego ucznia Jana Jakuba Reichla. Uczeń jak wiadomo najczęściej wzoruje się na mistrzu, stąd wizja wyglądu Stanisława Augusta medaliera Reichla jest bardzo zbieżna do tej jaką 6 lat wcześniej sporządził jego mentor. Nie będę w tym miejscu wymieniał tych różnic i opisywał poszczególnych detali, jak zakładam fakt ich „inności” nie budzi kontrowersji, więc zostawiam to czytelnikom.

Zatem idźmy dalej, do kolejnego tematu wymagającego małego wyjaśnienia. Weźmy na nasz warsztat nakład monety w 1794 roku. Jak wiadomo ta zmienna jest jedna z podstawowych cech ważnych dla amatorów monet. Jej prawidłowe określenie jest punktem wyjścia do porównania ilości egzemplarzy występujących w naszych czasach, ale także do jakże istotnych wskaźników jak określenie stopnia rzadkości, czy też ceny jaką dana moneta powinna/może/osiągać na rynku numizmatycznym. Tym dziwniejsze wydaje się to, że dla naszego dzisiejszego talara dotąd żaden katalog monet SAP nie pokusił się o określenie prawidłowego nakładu. Najnowszy pozycja, na która tradycyjnie powołuje się w swoich wpisach (do czasu aż pojawi się coś lepszego?) sprawa sprawę nakładu tak:

Takie podejście wydaje się niewystarczające, szczególnie w połączeniu z danymi, którymi obecnie dysponujemy. Ja dla roczników 1794 i 1795 jak zwykle korzystam z publikacji Rafała Janke „Źródła z dziejów mennicy warszawskiej” gdzie ten temat został przez autora rzetelnie i czytelnie wyjaśniony. W celu rozpowszechnienia tej wiedzy, sporządziłem poniższą tabelkę, która pokazuje dokładne ilości monet wybitych w poszczególnych okresach i latach. Oczywiście jest to wiedza na dzień dzisiejszy, której źródeł należy szukać w raportach dwóch dyrektorów mennicy warszawskiej Puscha i Schroedera. Z powodu odmiennego podejścia i różnego dostępu do danych, żadnej z nich nie podaje prawidłowego nakładu talara w roczniku 1794, jednak mając dane z obu źródeł jesteśmy dziś w stanie samemu wyliczyć ile monet wybito. Prezentuje to w tabeli poniżej.

Czyli nakład talara nie wynosi wcale 182 000 egzemplarzy łącznie 1794-5 jak prezentuje katalog z ubiegłego roku. Prawidłową ilością jest „jedynie” 148 592 sztuk, jak to sobie właśnie „sami”  przed chwilą wyliczyliśmy. Kolejna zagadka "imieninowego" talara padła J.

Teraz chciałbym płynnie przejść do przeglądu informacji o stopniu rzadkości, jakie znajduję w publikacjach swojej biblioteczki numizmatycznej. Najstarszy katalog jakim dysponuje, autorstwa Karola Plage „Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki polskiej” z 1913, pokazuje jedną odmianę (tylko jeden rysunek monety z 1794 roku) , nie wspomina o nakładzie i nie stopniuje rzadkości jej występowania. Druga pozycja z tych, których nieraz używam, to „Katalog monet polskich 1764-1864” autorstwa duetu Czesław Kamiński / Edmund Kopicki z 1976 r, który również wymienia jedną odmianę w roczniku 1794 a dodatkowo ocenia, że moneta jest popularna i nie poznaje temu talarowi żadnego stopnia. Dopiero najnowszy katalog „ Monety Stanisława Augusta” spowodował mały przełom w myśleniu o tym numizmacie. Nie dość, ze autorzy pokusili się o rewolucyjne opisanie aż sześciu „odmian” talara w tym roczniku to również dodatkowo określili stopień rzadkości tego na „R” (dane autorstwa Kopickiego), czy zasłużony – to się już niebawem okaże J. W dalszej części poddamy analizie te „odmiany” (to denerwujące nazywanie wariantów stempla – odmianą, dlatego pisze to w cudzysłowie) i zobaczymy ile z nich udało mi się spotkać i policzyć w czasie swojej kwerendy. Zatem już czas na omówienie wyników badania, jakie przeprowadziłem. Na początku wyznaczymy warianty stempli na podstawie różnic, jakie można gołym okiem dostrzec na monecie. Potem połączymy je w warianty i zmierzymy ilość ich występowania by w efekcie zaproponować stopnie rzadkości. Zacznijmy od strony z portretem królewskim, czyli od awersu.

Nie ulega wątpliwości, że do wybicia 148 592 egzemplarzy talara potrzeba więcej niż jeden stempel. Jak pokazałem już wyżej na awersie znajduje się nowy wizerunek Stanisława Augusta w otoczeniu napisowym. Z tego, co zaobserwowałem na każdym z przebadanych przez mnie egzemplarzy napis jest stały i brzmi: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON.M.D.LIT. Jedną różnicą, jaka występuje i która warta jest odnotowania jest różna interpunkcja po wyrażeniu POLON. Na większości stempli po POLON jest dwukropek, jednak istnieje również inny wariant, gdzie po tym wyrażeniu widnieje tylko kropka. Nie ma wątpliwości, że są to dwa odmienne warianty stempla. Inne różnice, które występują stanowią jedynie delikatne przesunięcia napisów względem portretu królewskiego. Nie siliłem się żeby zliczyć ile konkretnie jest takich stempli awersu, gdyż (co do zasady) nie popieram wyznaczania wariantów na podstawie tak nieistotnych zmiennych. Podsumowując awers - mamy dwa warianty, punkt kontrolny „a) „ jest jeden i oznacza dwukropek albo kropkę po wyrażeniu POLON. Poniżej prezentuje zdjęcie obu wariantów awersu.

AWERS 1 – a) dwukropek po POLON:
AWERS  2 – a) kropka po POLON. 


Co ciekawe jak powyżej widać, różnica pomiędzy wariantami jest przemyślana i nie wynika z błędu pracowników mennicy. Myślę tu o sytuacji typu „młody pomocnik mincerza zapomniał nabić drugą kropkę” i stąd powstał wariant. Nie, tu kropka jest na środku wysokości liter, co sugeruje że powstała z rozmysłem. Ok, tu za wiele nie mam już do dodania.

Rewers to bez wątpienia w przypadku tego talara, ta część monety, na której zdecydowanie łatwiej będzie nam wyszukać istotne różnice w stemplu. A jak wiadomo różnic w rysunku nie powinno się ignorować, należy starać się je opisać i udokumentować. Tym tropem podążyli autorzy najnowszego katalogu monet SAP, którzy zajęli się tematem dokładnie i spowodowali niemały postęp w stosunku do poprzedników. Sprawdźmy, zatem jakie konkretnie elementy się zmieniają, gdzie występują i jak je znaleźć. Generalnie, rewers talara z 1794 składa się z ukoronowanej tarczy herbowej w centrum, otoczonej z lewej strony wieńcem dębowym a z prawej strony wieńcem palmowym. Ten układ otaczają napisy otokowe: 14 1/12 EX MARCA PUR: (6.ZŁ.) COLONIENS:1794. Z tego co zaobserwowałem napisy są identyczne w każdym wariancie (nie liczę przesunięć względem rysunku w centrum monety) więc to nie one będą obiektem naszych badań. Co ciekawe mimo sekwencji znaków interpunkcyjnych, kropek i dwukropków – również te detale nie wykazują różnic. Równie poprawne w tej monecie są herby i korona. Punce użyte do sporządzenia stempli zostały postawione bardzo starannie, zatem narzędzia jakie przygotowano do wybicia nakładu są pod tym względem dokładnie takie same a przynajmniej różnic gołym okiem nie stwierdzam. Nie pozostaje nam wiec innego jak poptrzeć na detale rysunku. Po chwili analizy powoli jasne staje się, że żeby znaleźć warianty stempla należy w pierwszej kolejności przypatrzeć się dobrze obu wieńcom. Bingo, tu jest pies pogrzebany. Okazuje się jednak, że łatwiej te cechy znaleźć niż opisać, stąd miałem drobne problemy jak nazwać poszczególne zmienne i jak je prawidłowo opisać żeby było to w miarę jasne. Na początek na poniższym zdjęciu pokazuje przypadkowy rewers talara z naniesionymi trzema punktami kontrolnymi oznaczonymi, jako a), b) i c), na które będzie trzeba zwracać uwagę w analizie. Przy czym punkt "c)" będzie ruchomy, to znaczy będzie się zmieniał w zalezności od wariantu.

Uznałem, że do prawidłowej analizy potrzeba minimum 3 punktów kontrolnych. Przy czym miejsca kontrolne a) i b) będą te same dla każdego rewersu, natomiast punkt c) to nic innego jak charakterystyczna cecha dla konkretnego wariantu ułatwiająca szybkie rozpoznanie stempla rewersu. Zacznijmy od lewego wieńca, złożonego z sekwencji 7 liści dębu i 3 żołędzi, która to wykazuje różne ułożenie tych elementów w zależności od konkretnego wariantu stempla rewersu. Na tym obszarze proponuje punkt kontrolny a) zlokalizowany na 3 prawym liściu. Liść ten będzie miał 3 możliwe ułożenia: „liść dębu nie dotyka tarczy” (herbowej), „liść dębu dotyka tarczy” lub „liść dębu zachodzić na tarczę”. Poniżej prezentuje grafikę z trzema ułożeniami.

Drugim obszarem kontrolnym będzie prawy wieniec palmowy. Wieniec ten tak samo jak lewy, przybiera różny układ liści palmy w zależności od wariantu stempla rewersu. Żeby się w tym szybko połapać i opisać, proponuje punkt kontrolny b) określający, w jakie litery napisu otokowego „celują” dwa górne prawe liście. Ten zabieg pozwoli nam uniknąć ciągłej analizy ułożenia rysunku i skupi nasze obserwacje wyłącznie do tego charakterystycznego punktu. Punkt b) może przybierać kilka form, wymienię je teraz i pokaże na zdjęciu poniżej. Możliwe układy: „górne liście palmy celują w R i C”, „górne liście palmy celują w R i A”, „górne liście palmy celują w C i A”, „górne liście palmy celują w C i nic”. W ostatnim przypadku słowo „nic” znaczy, że liść celuje w przerwę pomiędzy wyrażeniami w napisie otokowym, stąd nie ma żadnej konkretnej litery.
Ostatnim trzecim punktem kontrolnym opisanym, jako „c) „ będzie cecha charakterystyczna, inna dla każdego wariantu rewersu. Moim zdaniem bardzo przydatny punkt, który podczas kwerendy, jaką prowadziłem pisząc ten artykuł, był dla mnie pierwszym wyborem. Na tyle, że po jakimś czasie, kiedy obejrzałem kilka setek rewersów tego talara pozwalał mi jednym rzutem oka na bezbłędne określenie stempla. Oto cechy charakterystyczne, które będą umieszczane w punkcie „c)”: „ZŁ blisko dwukropka”, „ dwa małe liście palmy są równe”, „drugi liść dębu dotyka szarfy”, „krótsze wiązanie wieńca” oraz „bardziej zwinięty wieniec palmowy”. Nazwy to moja propozycja, poniżej pokazuje te cechy charakterystyczne na zdjęciach.
Punkty kontrolne już omówione, stąd teraz zabieram się za przypisanie ich do poszczególnych rewersów. Określiłem też przy okazji, że cechy, jakimi się różnią nie zasługują na nazywanie ich odmianami, więc chciałem ogłosić, że mamy 5 wariantów rewersu. Na niektóre z nich składa się więcej niż jeden stempel, jednak różnice w ramach jednego wariantu są praktycznie niewidoczne gołym okiem, stąd uznałem, że nie ma sensu mnożyć bytów i 5 rewersów wystarczy żeby opisać wszystkie monety. Poniżej wymieniam wszystkie rewersy i pokazuje je na zbiorczym zdjęciu.

REWERS 1 -> a) liść dębu nie dotyka tarczy; b) górne liście palmy celują w R i C; c) ZŁ blisko dwukropka.
REWERS 2 -> a) liść dębu nie dotyka tarczy; b) górne liście palmy celują w R i A; c) dwa małe liście palmy są równe.
REWERS 3 -> a) liść dębu nie dotyka tarczy; b) górne liście palmy celują w C i A; c) drugi liść dębu dotyka szarfy.
REWERS 4 -> a) liść dębu dotyka tarczy; b) górne liście palmy celują w R i A; c) krótsze wiązanie wieńca.
REWERS 5 -> a) liść dębu zachodzić na tarczę; b) górne liście palmy celują w C i nic; c) bardziej zwinięty wieniec palmowy.

Ok, teraz, kiedy opisałem już obie strony talara nadszedł czas na ułożenie tych stempli w warianty monety. Na początku pragnę potwierdzić ilość, jaką opisano w najnowszym katalogu. W wyniku analizy 239 egzemplarzy talara z 1794 roku, mnie również wyszło, że możemy wyznaczyć dokładnie 6 wariantów monety. Poniżej tabelka pokazująca połączenia poszczególnych awersów i rewersów w warianty talara.
Jak już wiemy, jakie mamy warianty, to teraz płynnie przechodzimy do określenia, jaki był ich rozkład procentowy w próbie prawie 250 monet, jakie uwzględniłem w swojej analizie. Dane zestawiłem poniżej.
Jak widzimy mamy 4 warianty, które dominowały w badanej próbie oraz dwa występujące wyraźnie w mniejszej ilości. To pierwszy wniosek. Nie każdy talar jest tak samo popularny. Poniżej w kolejnej tabeli zestawiłem procent występowania do wyżej wyznaczonego poprawnego nakładu talara w 1794 roku. 
 Teraz w prosty sposób możemy zauważyć, że po podzieleniu nakładu monety na poszczególne warianty, to nawet te częściej spotykane nie wydają się aż takie liczne jak można się było wcześniej spodziewać.  Inna sprawa, jest taka, że ten ostatni typ talara SAP był w okresie utraty państwowości traktowany bardzo często, jako pamiątka „dawnych, dobrych  czasów” i przechowywany, stąd wydaje się że jest to jeden z powodów wyjątkowo dużej ilości monet z 1794 roku, które zachowały się do naszych czasów. Analizując dane „w druga stronę” mamy dwa warianty, których nakład szacuje na poniżej 5000 egzemplarzy, a to jak sądzę może szczególnie zaciekawić amatorów mennictwa ostatniego króla. W najnowszym katalogu, autorzy przepisali dane z Kopickiego i jak pamiętamy dla całości nakładu opisano jego rzadkość stopniem „R”. Jak dla mnie całość na ten stopień raczej nie zasługuje, jednak po podziale na warianty możemy dojść do całkiem ciekawych wniosków. Swoja propozycje zbudowałem tradycyjnie w oparciu o skalę dla monet historycznych autorstwa Emeryka Hutten-Czapskiego. Poniżej moja propozycja.
Ok, zatem już nie R1 dla każdego talara z 1794 przyznanego wszystkim monetom „jak leci”, tylko odniesienie rzadkości do rzeczywistej ilości monet poszczególnych wariantów. Jak widzimy skala rozszerzyła się i teraz mieści się pomiędzy R1 a R3. W sumie gdybym oceniał rzadkość talara według skali z poprzednich wpisów, na przykład tego o dwuzłotówce z 1777 roku, to dwóm najmniej licznym wariantom mógłbym przyznać nawet stopień wyżej. Jednak zakładam, że akurat tego nominału przetrwało do naszych czasów na tyle dużo, że na R4 jeszcze musi poczekać.

Zanim przejdę do końcowej fazy wpisu, jaką będzie opisanie poszczególnych wariantów talara, chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na jedna charakterystyczną cechę dla nominału w tym roczniku. Otóż jak na flagowy srebrny wyrób mennicy warszawskiej, to nie ulega wątpliwości, że stosunkowo duża ilość monet posiada widoczne defekty , których nie spotykaliśmy we wcześniejszych rocznikach. A nawet jak już spotykaliśmy to skala była znikoma. Talar z 1794 roku cechuje wyjątkowo duża ilość egzemplarzy z bardzo widocznymi wadami blachy i justunkiem. Podczas kwerendy okazało się, że wyraźne ślady wad wystąpiły na grubo ponad 1/3 analizowanych egzemplarzy. Oczywiście skala tych defektów jest różna, jednak niektóre monety są wyjątkowo „sfatygowane”. Poniżej kilka dość ekstremalnych przykładów.
Skąd takie wady? Jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy był niskiej jakości surowiec, jakiego użyto do produkcji srebrnych monet podczas Insurekcji. Spora cześć srebra przeznaczonego do mennicy pochodziła z wszelkiego rodzaju darów i zbiórek, w tym duża cześć z kościelnych naczyń liturgicznych oraz wszelkiego rodzaju szlacheckiej zastawy stołowej. Wszystko to było na bieżąco topione w mennicy i mieszane by uzyskać próbę zbliżoną do tej określonej w ustawie menniczej. Nie ukrywano, że z racji wielu różnych rodzajów surowca, a co za tym idzie różnorodności srebra, nieraz trudno było uzyskać prawidłową próbę a już jej utrzymanie w dłuższym okresie było praktycznie bardzo trudne. Dodatkowo surowiec, z którego bito monety posiadał wiele różnych domieszek, co powodowało, że w tym konkretnym okresie fejn nie był jednolity. Dlatego też, bardzo często krążki mennicze talarów przygotowanych do nie były idealne, jak to dawniej w tej mennicy bywało. Trzeba dodać, że również sama waga krążków był zmienna i stąd właśnie często spotykany justunek na tym roczniku talara. To tyle tytułem komentarza.

A teraz przechodzę do opisanie wszystkich wariantów monety, które jak ktoś tylko chce, to można skompletować. Użyje do tego nomenklatury z najnowszego katalogu. Podstawowe dane metryczne to, waga około 24,15 g, średnica około 38 mm, stop Ag 687, rant ząbkowany.

TALAR 1794

37.a– WARIANT 1
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON: M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 19% = 28 599 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

37.a1– WARIANT 2
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON: M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 3% = 4 974 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

37.a2– WARIANT 3
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON: M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 3% = 4 974 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R3

37.a4– WARIANT 4
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON: M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 24% = 35 438 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

37.a5– WARIANT 5
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON: M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 32% = 47 873 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R1

37.a3– WARIANT 6
Awers napis otokowy: STANISLAUS AUGUSTUS D.G.REX POLON. M.D.LIT.
Rewers napis otokowy: 14 ½ .EX.MARCA PUR:  (6./ZŁ.) COLONIENS: 17 94.
Nakład łączny rocznika = 148 592 sztuk
Szacowany rozkład wariantu w roczniku = 18% = 26 734 sztuk
Szacowany stopień rzadkości = R2

To już wszystko na dziś. Ciekawe czy imieninki u króla Stanisława spodobały się czytelnikom :-) 

Na koniec pragnę podkreślić, że prezentowana dziś moneta mimo kilku ogólnych zastrzeżeń jakie wyartykuowałem powyżej, to jesli chodzi o warianty jest naprawdę nieźle opisana w najnowszym katalogu SAP. Nie dało mi to tym samym zbytniego pola do popisu w odkrywaniu nowych odmian/wariantów, co lubie robić najbardziej. Co więcej, większość pomysłów na zaprezentowanie różnic w wariantach, pokazałem zainspirowany tym, jak to zrobili panowie Parchimowicz i Brzeziński. Podkreślam to, bo nie jest to reguła i w tym przypadku należy się pochwała słowna. J Jak by dotychczas ten talar nie był dobrze skatalogowany, to i tak mam wrażenie, że poczyniliśmy dziś sporo interesujących ustaleń, które być może przełożą się na większe uznanie i zainteresowani opisywaną dziś monetą. Mam nadzieję, że w imieninowym prezencie, udowodniłem swoim tekstem fakt, że talar 1794 roku jest monetą niezwykłą i jak król, którego popiersie zdobi monetę, skrywa w sobie wiele tajemnic. Zaczynając od tego, że zbiegiem historycznych wypadków był sam fakt, że w ogóle ten talar w tym roku powstał. Dalej to, że omal nie był bity bez królewskiego popiersia. Dodatkowo określiliśmy poprawny nakład, co dla amatorów monet ostatniego króla jest zapewne informacją podstawową, którą liczę uda się nam teraz wspólnym wysiłkiem bardziej rozpowszechnić. Na koniec dzięki kwerendzie potwierdziłem ilość wariantów, zbadałem ilość w jakich występują oraz zaproponowałem nowe podejście do ustalenia ich stopnia rzadkości. To sporo jak na jeden wpis, mam nadzieje że nie zanudzałem J

We wpisie wykorzystałem informacje z następujących publikacji: „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” duetu Parchimowicz/Brzeziński, „Przyczynki do historyi medali i monet Polskich bitych za panowania Stanisława Augusta” autorstwa Mieczysława Kurnatowskiego, „Źródła z dziejów mennicy warszawskiej 1765-1868” Rafała Janke, III tomu dzieła Józefa Ignacego Kraszewskiego „Polska w czasach trzech rozbiorów1772-1799” oraz II tomu badań historycznych Tadeusza Korzona „Dzieje wewnętrzne Polski za Stanisława Augusta”. Źródła zdjęć, jakich użyłem w artykule pochodzą z wyżej wymienionych publikacji oraz archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatycznego i Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk.