piątek, 24 czerwca 2016

Stanisław Mackiewicz-Cat „Stanisław August” – recenzja to, czy już reklama?

Czymże jest zamiłowanie do monet polski królewskiej jak nie jakaś alternatywną formą zainteresowania historią naszego kraju. Każdy pewnie to z doświadczenia przyzna, że wiedza o obiektach naszego zainteresowania jest cnotą, którą należy pogłębiać i w sobie rozwijać. Jednak gruntowana nawet znajomość monet, bez wiedzy o kontekście historycznym, w jakim obiegały jest wiedzą niepełną żeby nie powiedzieć powierzchowną. Idą tym mylnym tropem wystarczyłoby przecież do monety dokupić sobie pierwszy z brzegu katalog żeby pozyskać większość technicznych informacji (dane statyczne) i na tym można by naszą edukacje zakończyć.  Ja jednak rekomenduje trochę głębsze wejście w epokę i aktywnie poszukiwanie ciekawych pozycji, które by nam oczywiste przecież braki w wiedzy jakoś zabezpieczyły. Teraz, w naszych czasach wiedza dosłownie leży na ulicy, jest na wyciagnięcie ręki i wręcz jak kot się łasi zabiegając o naszą uwagę. Zatem grzechem by było z tej sposobności nie skorzystać, szczególnie, że nie trzeba jej szukać daleko. Dziś właśnie opowiem jak zrobiłem kolejny już krok w tym kierunku.

Zbieranie monet, co do zasady nie jest czynnością w praktyce wielce wymagającą od strony wysiłku i aktywności fizycznej. Ot trzeba wstać rano, ogarnąć się trochę, albumy z monetami porozkładać, pooglądać przez lupę, poszperać w literaturze, zapisać kilka zdań a potem znów wszystko złożyć i w bezpieczne miejsce odnieść… Jak widać człowiek sobie przy tym rękawów nie urwie… Zupełnie inaczej jednak się ma sprawa, gdy o wysiłek intelektualny idzie. Wiedza o monetach oraz o kontekście historycznym, w jakich występowały wymaga od amatorów numizmatyki ciągłych studiów i poszukiwań. Stawiania sobie pytań, rozwijanie kompetencji, artykułowanie śmiałych tez i późniejsza ich obrona a wreszcie, na końcu rozpowszechnianie i dzielenie się tą wiedzą. Nie jestem w tym obszarze odmieńcem i też raczej „na poważnie” interesuje się okresem, który zbieram, o czym jak mniemam doskonale świadczy to, że tutaj coś staram się o tym pisać. Skąd brać tę wiedzę? Podstawową odpowiedzią, jaka nasuwa się na tak zadane pytanie jest czytać książki historyczne, numizmatyczne, katalogi, opracowania, publikacje i prasę fachową. Czyli generalnie tzw. „czytelnictwo” jest najpopularniejszą formą poszerzania swojej wiedzy i poglądu na tematy związane z kontekstem historycznym. Zależy, co się zbiera (jak wszystko to: „Huston mamy kłopot” J) taką literaturę się wybiera. Oczywiście nie samą literaturą żyje człowiek. Na swoim przykładzie wiem, że kolejnym powszechnym dla mnie źródłem wiedzy jest też Internet. Tym samym z dużą doza prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że wykorzystanie innych nowoczesnych nosików informacji jest podstawą nowoczesnego podejścia do tradycyjnej formy kolekcjonowania monet.

I dziś o jednym z takich „nowych” nośników napisze w kontakcie opisu książki, jaką nie ukrywam - jestem zauroczony. Chciałbym przy okazji zareklamować i książkę, i nową jej formę. Dlaczego? Bezinteresownie, ponieważ jest to moim zdaniem podstawowa pozycja dla osób interesujących się życiem i czasami ostatniego króla polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pozycja o tyle ważna, że rzuca nowe światło na decyzje, jakie podejmował nasz władca oraz okoliczności (przeważnie niesprzyjające), w jakich przyszło mu rządzić krajem. Nie bez znaczenia jest fakt, że pozycja, jaką poniżej polecam przychylnym okiem patrzy na króla i można rzec, że jest to praca, której zadaniem jest „odczarowanie” jego niekorzystnego wizerunku w świadomości społecznej. Dla mnie, jako amatora numizmatyki ostatniego króla, jest to ważne o tyle, że po pierwsze obcując z jego działami materialnymi (na przykład monety z jego wizerunkiem) czuje pozytywne emocje względem Stanisława Augusta. A po drugie, wiedząc już trochę o tych trudnych czasach - buntuje się przeciw tezom o bezdyskusyjnej winie króla i jego zdradzie, jako powodach upadku I Rzeczpospolitej – wiedząc, że była to wygodna i nośna historia w czasach walki o niepodległość. Zacznijmy od autora i od książki a potem zdradzę, jaką formę dziś polecam.

Autorem książki „Stanisław August” jest postać nietuzinkowa. Stanisław Mackiewicz – Cat moim zdaniem ma życiorys równie ciekawy jak bohater jego opowieści i pewnie doczeka się kiedyś nie gorszej publikacji o sobie niż ta o królu polski. Stanisław Mackiewicz urodził się 18.12.1896 w Petersburgu (czyli mieście w którym król Stanisław August Poniatowski bywał wielokrotnie) w rodzinie szlacheckiej herbu Bożawola. Mackiewiczowie byli na Litwie zasłużoną familią, która wydała na świat dwóch pisarzy i publicystów (autor i jego brat Józef). Ciekawostką w tym miejscu może być fakt, że ród ten został bardzo ciekawie opisany w innej książce, którą przy okazji polecam. Mianowicie Kazimierz Orłoś napisał „Dzieje dwóch rodzin. Mackiewiczów z Litwy i Orłosiów z Ukrainy. Skąd ta książka? Otóż tak się złożyło, że siostra Stanisława - Seweryna była matką znanego prozaika Stanisława Orłosia oraz babcią „jeszcze bardziej znanego” dziennikarza Macieja Orłosia, którego pozdrawiam, bo właśnie widzę go w TV (pisze ten post w czasie trwania/oglądania jednym okiem „Teleexpressu”). Przypadek? Nie sondzę ;-) Ale nie o tym, nie o tym…

Wracając do autora, Stanisław dorastał i uczył się w Wilnie. Od młodości był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej i jako ochotnik brał udział w wojnie z bolszewikami. Po wojnie był redaktorem naczelnym Wileńskiego „Słowa”. Bardzo dużo publikował i nie krył swojej fascynacji Piłsudzkim, z którym znał się osobiście. Po śmierci marszałka ostro krytykował politykę ministra Becka oraz rząd sanacyjny, za co nawet trafił do więzienia. Tak kiedyś się za krytykę odpowiadało. Po agresji ZSRR na Polskę wraz z polskim garnizonem opuszcza kraj i udaje się do Francji. Tam współpracuje z rządem na uchodźstwie. Już wtedy jego poglądy delikatnie mówiąc można określić, jako kontrowersyjne. Zwalczał gen Sikorskiego, któremu zarzucał zbytnia spolegliwość wobec ZSRR i Stalina, niekompetencje i małą agresywność polityczną. Po upadku Francji przenosi się do Londynu i tam publikuje w tygodniku „Lwów i Wilno”. Cały czas działa w elitach emigracyjnych i w końcu zostaje Premierem rządu na uchodźstwie w latach 1954-55.  Następnie wraca do kraju w 1956 roku. Gdzie wydaje liczne publikacje w Instytucie „PAX” oraz paryskiej „Kulturze”, w których głównie krytykuje polską emigracje. W 1964 protestuje przeciw cenzurze rządu PRL, za co wytoczono mu proces, który przerwała jego śmierć. Zanany był ze swoich bardzo kontrowersyjnych sądów. Był fanem dobrego jedzenia, pojedynkowania i pięknych kobiet. Ot człowiek renesansu. Uznaje się, że pseudonim CAT zapożyczył z książki Rudyarda Kiplinga „O kocie, który chadzał własnymi drogami”. Jak widać autor naszej książki był kolorowa i nietuzinkową postacią.

Niech przemówi autor, oto kilka cytatów z różnych publikacji: 
„…my, Polacy, nie znosimy właściwych ludzi na właściwych miejscach. My nie lubimy naczelników, szefów, wodzów inteligentnych. Nawet na prezesów naszych stowarzyszeń, stronnictw, organizacji z radością wybieramy ludzi niebojowych, to znaczy pozbawionych indywidualności. Kult poczciwego durnia jest jedynym powszechnie uznanym kultem w Polsce.”

„W Polsce, ludzie boją się wypowiadać prawdę najbardziej oczywistą, jeżeli ta prawda sprzeciwia się powszechnie ulubionym bzdurstwom, którym hołduje solidarnie całe społeczeństwo”

„Wiem, że jest to ciężkie i niepopularne, ale nie należę do tych, którzy twierdzą, że patriotyzm polega na okłamywaniu polskiego społeczeństwa i utrzymywaniu go w stanie ciągłej iluzji.”


A teraz o książce. Dzieło Mackiewicza nie jest typowa biografią. Nie jest to też bynajmniej jakiś nudny i przesadnie intelektualny historyczny wykład. Książka napisana jest, jako podzielony na rozdziały zbiór opowieści i anegdot, coś jak gawęda, która składa się na obraz króla i jego arcyciekawej epoki. Wszystko to oczywiście jest okraszone bardzo żywym i soczystym językiem, pełnym ciekawostek i osobistych dygresji autora. Autor bardzo często odnosi się do źródeł historycznych, zachowuje więc pozory obiektywnej oceny, nie szczędząc przy tym nieprzychylnych sądów o innych utartych opiniach oraz innych autorach niepodzielających jego poglądów na życie i losy ostatniego króla. Bardzo ciekawe szczególnie dla miłośników monet jest to, że ni jest to tylko opowieść o królu, ale raczej o problemach polityczno-społecznych tamtego okresu. Wiele znajdziemy tam opisów wpływów zagranicznych na politykę naszego państwa, opisów postaw szlacheckich – zarówno tych zacnych jak i tych haniebnych. Jak wiemy są to sprawy bardzo ściśle powiązane z naszą kolekcjonerska pasją stąd jawi się ta historia, jako solidna kopalnia wiedzy o okresie w którym obiegały nasze umiłowane numizmaty. Kopalnia, która jednak nie idzie utartymi ścieżkami, często broni króla i tłumaczy jego wybory, lecz w niektórych sytuacjach nie cofa się przed ostra krytyką, – co sugeruje „jakiś tam„ (raczej niski) stopień obiektywizmu. Bardzo ciekawe jest tez to, że w czasach komuny, w jakich Mackiewicz pisał tę książkę Stanisław August Poniatowski był dla społeczeństwa synonimem „zdrajcy, który sprzedał swoją ojczyznę”. Więc sami przyznacie jak przeczytacie, że forma, w jakiej polemizuje z tym main-streemowym podejściem jest iście kozacka. Autor najpierw pokazuje szerokie ujęcie, tło historyczne a dopiero potem na tym tle rysuje postać króla. Trzeba przyznać, że to dobry zabieg i jeśli dobrze ukaże się rzeczywistość okresu, w którym żył i panował Stanisław August Poniatowski to niemal fizycznie czuje się, z jakimi przeciwnościami musiał się podczas swojej 30 letniej służby mierzyć. Generalnie autor stara się „odczarować” naszego króla, pokazać, co było rzeczywista przyczyna upadku naszej ojczyzny. 

Znamiennym dla mnie tematem poruszonym w tej książce (jednym z wielu pasjonujących) jest jego obiektywnie negatywna ocena Konfederacji Barskiej. Konfederacji, która do teraz oceniana jest głównie przez niewiedze i powielanie sądów, jako „ wymagający najwyższego szacunku zryw niepodległościowy”. Przez romantyków XIX wiecznych została wystawiona na piedestał, ale czy słusznie ?
Autor pisze: 
„Od konfederacji barskiej, której nie lubię i nie szanuję, od kiedy bliżej ją poznałem, narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tą wielką wyższość , że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? - U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności.”

Po przeczytaniu książki (a czyta się świetnie) muszę szczerze przyznać, że osiągnąłem stan uświadomionej niekompetencji. Czyli wiem już ile nie wiem (nie wiedziałem) o procesach społeczno-politycznych dziejących się w Polsce w II połowie XVIII wieku. O ilu istotnych rzeczach, faktach i okolicznościach nie maiłem wcześniej nawet blado-zielonego pojęcia. To naprawdę daje kopa. Więcej nie zdradzę, poniżej prezentuje spis treści żeby dać pogląd o tematyce, która został opisana.

SPIS TREŚCI
I.    Wysyłam Keyserlinga, by zrobił ciebie królem
II.   Memento mori
III.  Mopsice
IV.  Partyjnik
V.   Korona
VI.  Nike, Nike, Nike
VII. Konfederacja radomska
VIII. Konfederacja barska zgubiła Polskę
IX.   "Panie Kochanku"
X.    Rejtan i Poniatowski
XI.   Paryż
XII.  Rokosz Branickiego
XIII. Duchy na strychu
XIV.  Kaniów
XV.   Sejm Wielki
XVI.  Od Konstytucji 3 maja do Targowicy
XVII. Zakończenie




Na okładce książki wydanej w formie papierowej autor napisał: 
„Przyjacielu, jeśli nie lubisz innych poglądów od tych, do których się PRZYZWYCZAIŁEŚ, to proszę Cię, nie czytaj moich książek”

Nie jest to może idealna reklama, ale widocznie autor liczył na efekt znany obecnie w marketingu, który pokazuje, że teraz właśnie takie kontrowersyjne tematy najlepiej się sprzedają. Więc nie czajcie się zbyt długo przed sięgnięciem po tę pozycje. To podstawowa wiedza o okresie i zaręczam, że nie będziecie żałowali ani minuty spędzonej nad tą książką.

Teraz forma, a właściwie format – proponuje MP3.  Tak! Posiadam własną bibliotekę, kupuje ze 25-30 książek rocznie a jednak nie przeczytałem tej książki w klasyczny sposób. Co gorsze – rekomenduje ten nowoczesny sposób z czystym sumieniem. Sprawdza się to u mnie doskonale w literaturze faktu, biografiach, beletrystyce, SF, akcji, powieściach, – czyli dla tych wszystkich pozycji jakie czytam po za numizmatyką (tam, jednak lubię dane i liczby, a więc papier rulez!).  Forma „słuchowiska” znana nam przecież na przykład z audycji Polskiego Radia ma naprawdę duży potencjał i jako heavy-user wróżę jej raczej świetlaną przyszłość. Czyta się trochę inaczej, moim zdaniem lepiej. Bo wyobraźcie sobie, że można „czytać” leżąc z zamkniętymi oczami i przezywając losy bohaterów i ich historie bez udziału wzroku, tylko rozgrywając ją bezpośrednio w swoim mózgu… To robi różnicę. Kiedy do bardzo ciekawej książki dorzucicie doskonałą interpretacje lektora (a niekiedy i zespołów aktorów oraz opracowanie muzyczne) - to sami dojdziecie do wniosku, że oto zdarzyło Wam się coś, czego Wam w życiu dotychczas brakowało – otóż tanim kosztem macie szansę obcować z prawdziwą sztuką, jaką nagle staje się połączenie tych dwóch form przekazu. W naszym przypadku to 10 godzin i 23 minuty doskonałej sztuki i rozrywki, coś akurat na tydzień pełen wrażeń J

Lektorem, który świetnie przeczytał „Stanisława Augusta” jest nieżyjący niestety już aktor Teatru Powszechnego w Warszawie - Andrzej Piszczatowski. Pan Andrzej był raczej aktorem teatralnym, ale grał też drugoplanowe role w wielu znanych filmach kinowych, telewizyjnych a nawet w popularnych telenowelach. Niewielu jednak wie, że jego ukochanym dzieckiem, w którym świetnie sprawdzał i rozwinął był dubbing. Obdarzony charakterystycznym głosem, nienaganna dykcją oraz zmysłem aktorskim był naprawdę wybitnym lektorem.

Jakie są korzyści i wymagania żeby skorzystać z pliku MP3 i posłuchać książki w interpretacji Pana Andrzeja. Nic prostszego, napisze na swoim przykładzie. Ja osobiście słucham audiobooków na telefonie komórkowym, (ale można to robić również na komputerze czy tez tablecie). Ja jednak preferuje telefon a to, dlatego że mam go zawsze przy sobie a bardzo często „czytam” w ten sposób leżąc w łóżku lub będąc w podróży. To bardzo wygodne i świetnie wycisza po szalonym dniu pogoni za wzniosłymi celami naszych korporacji. Jakie sa korzyści oprócz wygody w użyciu. Dwie istotne: pierwsza taka, ze praktycznie każdą książkę można wypróbować ściągając darmowy fragment (najczęściej 1-2 h) zanim się zdecydujemy kupić – sami przyznacie, że to świetna sprawa i bardzo często z tego korzystam (praktycznie zawsze). Druga korzyść to cena – z reguły niższa niż wydania książkowego. Trzecie – masz zawsze książkę przy sobie. Jest tych zalet jeszcze więcej, ale pozwolę żeby każdy sobie sam cos ciekawego tam odkrył J

OK., to co robimy?
1. Sprawdzamy czy telefon jest podłączony do WiFi (zalecam)
2. Ściągamy na telefon aplikacje „audioteka.pl” (za darmo)
3. Rejestrujemy się w serwisie (za darmo)
4. Wybieramy książkę, która nas interesuje – w tym wypadku „Stanisław August”  
5. Ściągamy na telefon próbkę 1h (za darmo), żeby przekonać się czy to dla nas J
6. Zakładamy słuchawki, wciskamy się w fotel, zamykamy oczy i pozwalamy, aby głos lektora rysował nam świat, w jakim funkcjonował nasz król. 
7. Po darmowej godzinie, jak nam się spodoba (nie widzę inaczej) ściągamy sobie resztę książki (wtedy dopiero płacimy)

LINK do strony: audioteka.pl

Rada praktyczna: dla nowych użytkowników serwisu audioteka.pl pierwszy audiobook kosztuje zawsze 15 złotych. Zatem aby odnieść większą korzyść to zalecam, jako pierwszą ściągnąć sobie jakąś droższa pozycje, bo nasza książka kosztuje tylko 29,70 zł.  Gdyby na przykład ktoś z Was lubił prozę Andrzeja Sapkowskiego i chciałby „wsiąknąć głębiej” w historię średniowiecznego Śląska i czasy wojen na obecnym pograniczu naszego kraju,  to bardzo polecam Trylogię Husycką. To dopiero jest uczta najwyższej jakości J Pierwszy tom trylogii nazywa się „Narrenturm” i kosztuje aż 52,90 zł, więc mozna go wykorzystac jako "ten pierwszy audiobook" i zapłacic 15 złotych.

To tyle, naprawde chciałem to krócej napisać ale chyba nie potrafię formułować zwięzłych, precyzyjnych mysli i zawsze wychodzi mi jakaś epopeja...Tradycyjnie pozdrawiam każdego, kto doczytał do końca i zapraszam do słuchania książek J


piątek, 17 czerwca 2016

Dwuzłotówki z lat 1794 i 1795 – fakty i mity

Jak przystało na blog po trosze numizmatyczny a trochę historyczny, dziś w kontekście omawiania następnych srebrnych monet SAP dotkniemy po raz pierwszy (nie ostatni) kolejnego interesującego okresu Pierwszej Rzeczypospolitej. Interesujące okresy naszej historii w II połowie XVIII wieku niestety nacechowane były przeważnie wydarzeniami dramatycznymi, w których kraj krwawiąc raz po raz stawał na krawędzi przepaści. I nie inaczej było w roku pańskim 1794.

Na początek tło a potem monety. W 1794 roku jesteśmy w okresie trwania kolejnej dziejowej zawieruchy wojennej, która pustoszy nasz dogorywający żywota kraj. Za czasów Panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego to już enty z kolei okres, w którym ościenne mocarstwa na naszej ziemi prowadzą politykę rozgrywając szlacheckie elity i dążąc za każdym razem do destabilizacji kraju. Co znamienne dla tych czasów - większość z konfliktów zbrojnych za czasów SAP to wojny domowe skonfederowanych obozów politycznych walczących ze sobą oczywiście, aby ratować swoją wizję umiłowanej ojczyzny. Tym razem jest trochę inaczej, co nie znaczy, że lepiej. W 1793 roku, jako finał Konfederacji Targowickiej dokonał się II rozbiór Polski. Na ostatnim „wolnym” obszarze kraju trwa właśnie okupacja wojsk rosyjskich i pruskich. Dzieło Konstytucji 3 maja jest stracone, okupanci wprowadzają szereg ograniczeń praw, które społeczeństwo odczytuje, jako represje polityczne. Kraj gospodarczo stacza się do otchłań, kryzys bankowy powoduje ogromną inflacje i wzrost cen, co z kolei przekłada się na niepokoje społeczne. Skąd my to znamy? Nastroje Polaków podsycane przez emigrantów oraz rewolucyjny rząd francuski też stają się z goła rewolucyjne. Rzeczpospolita staje na skraju przepaści. W marcu 1794 roku zawiązuje się Insurekcja Kościuszkowska, jako zryw wojskowy skierowany przeciw zaborcom. Kraj pogrąża się w kolejnej wojnie…

W tym trudnym czasie mennica w Warszawie działa bez przerwy. Ze zdwojoną siłą wybijając pieniądze potrzebne krajowi w czasie kryzysu bankowego i inflacji. Monety dwuzłotowe, które sa bohaterkami niniejszego wpisu wybijane są w dalszym ciągu według stopy ustanowionej przez komisję skarbu koronnego w 1787 roku, podług której z grzywny kolońskiej wybijano 41 ¾ monet dwuzłotowych o wadze 9,32g, próba srebra wynosiła 0,600. Sytuacja zmienia się diametralnie w kwietniu 1794 roku, kiedy to społeczeństwo stolicy zbrojnie staje przeciw zaborcom, zdobywa miasto wypierając z niego garnizon rosyjski. Insurekcja Kościuszkowska, przejmuje stolicę i tym samym staje się „nowym właścicielem” mennicy. Naczelnik Kościuszko 3 maja 1794 roku wydał rozkaz bicia „lżejszych pieniędzy a to w celu by Rzeczpospolita nie ponosiła straty na przebijaniu sreber, które obywatele przez prawdziwa miłość ku Ojczyźnie na ołtarz onej składali”. Rada najwyższa narodowa podejmuje szereg ustaw w tym wydaje uniwersał z dnia 13 czerwca 1774 roku w którym obniża stopę menniczą. Według nowej stopy z grzywny kolońskiej należało wybijać 42 1/4 monet dwuzłotowych. Waga monety nie została zmieniona, natomiast zmniejszyła się ilość srebra w monecie gdyż próba wynosiła 0,5937. Czyn ten ma na celu zrównanie polskiej stopy menniczej ze stopą sąsiadujących Prus w celu całkowitego zahamowania wywozu dobrej polskiej monety. Okres zarządu insurekcji kościuszkowskiej nad mennicą był bardzo krótki. Zakończył się już 8 listopada 1794 roku, kiedy to Warszawa na powrót została zajęta przez wojsko rosyjskie. Od 20 listopada mennica pracowała pod zarządem magistratu miejskiego nadal wybijając monety według stopy ustalonej przez polskich rewolucjonistów. Mennica wybijała monety już tylko do końca 1795 roku a w dniu 9 stycznia 1796 roku została zamknięta.

UWAGA: NIE WSZYSTKIE INFORMACJE ZAMIESZCZONE PONIŻEJ MOGĄ BYĆ DZIŚ AKTUALNE. 
KONIECZNIE ZAPOZNAJ SIĘ TEŻ Z DWOMA NOWSZYMI TEKSTAMI O ROCZNIKACH 1794 i 1795. 

Nowa stopa weszła w życie w ciągu trwania produkcji, co spowodowało, że dla miłośników monet polski królewskiej ten rok jest jednym ze szczególnych, w którym mamy do czynienia ze zwiększoną ilością odmian. Zmiana stopy menniczej nie jest prostą czynnością i łatwiej ją wykonać na papierze przy okazji podejmowania decyzji niż fizycznie wprowadzić w życie w mennicy. A co dopiero, gdy stopę zmienia się w środku roku podczas trwającej wojny. Jak można się domyślić powoduje to szereg zdarzeń i niesie za sobą kilka niedogodności dla mennicy, która jest odpowiedzialna przecież nie tylko za ilościowe wybijanie monety, ale także za wierność jej parametrów i zgodność z aktualnie obowiązującą ustawą. Monety dwuzłotowe wybijane do czasu zmiany władzy można łatwo odróżnić, ponieważ widnieje na nich stopa mennicza 41 ¾ EX MARCA PURA COLON:. Ale nie od razu udaje się wszystko zmienić, mennica to mała fabryka ma już przygotowane krążki mennicze wg „starej stopy” a dodatkowo nie ma jeszcze stempla z „nową” stopą. W mennicy radzą sobie z problemem sposobem gospodarskim i na początku przebijają rewers monety puncami z nowa stopą robiąc z 41 ¾ - 42 ¼ EX MARCA PURA COLON:. Są na rynku tego typu monety, więc proceder musiał trwać jakiś czas, szacuje się, że wytworzenie nowych punc do stempla mogło trwać nawet miesiąc.

A potem, gdy zostały już wykonane nowe narzędzia mennicze, mennica bije monetę nowo przygotowanymi stemplami. Dodatkową trudnością, o której nie pisałem wcześniej jest fakt, że monety 41 ¾ mają rant „ozdobny” a „nowe” mają być skośnie karbowane. Rant – trzecia strona monety, tu też zmiana nie przebiega bez problemów. W mennicy mogły być jeszcze „na stanie” krążki z rantem ozdobnym przygotowane do bicia monet. Stąd zapewne istnieją monety których rant nie jest właściwy dla stopy wybitej na rewersie. Co na temat zmiany (odmiany) rantu dwuzłotówek z 1794 i 1795 roku mówią nam wybrane katalogi monet SAP można zobaczyć w tabeli poniżej.

AUTOR KATAOLG 1794 41 3/4 1794 42 1/4 1795
PLAGE Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki polskiej. Kraków 1913. OZDOBNE LISTKI SKOŚNIE KARBOWANE SKOŚNIE KARBOWANE
KAMIŃSKI / KOPICKI Katalog monet Polskich 1764-1864. Warszawa 1976 OZDOBNY OZDOBNY OZDOBNY
PARCHMIMOWICZ Monety Polskie od Władysława IV (1633) do 1916. Szczecin 2008 OD 1794r RANT SKOŚNY, WCZESNIEJ OZDOBNY ORNAMENT
PARCHIMOWICZ / BRZEZIŃSKI Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego. Szczecin 2016 OZDOBNY ORNAMENT SKOŚNIE ZĄBKOWANY SKOŚNIE ZĄBKOWANY

Generalnie każdy z autorów ma na ten temat zdanie. Od najstarszego katalogu Karola Plage do najnowszego Parchimowicz / Brzeziński zdania na ten temat są podzielone :-) Ja jednak, żeby nie było za łatwo prezentuje poniżej egzemplarz, który nie wpasowuje się w wyżej opisane odmiany...


Tym samym moim zdaniem możemy określić, co najmniej 4 odmiany monety z tego rocznika. I tak:
  1. 41 ¾ z rantem ozdobnym (prawidłowa)
  2. 41 ¾ przebite na 42 ¼ z rantem skośnie karbowanym
  3. 42 ¼ z rantem ozdobnym
  4. 42 ¼ z rantem skośnie karbowanym (prawidłowa)
W dalszej części przedstawię wizerunki monet i opisze je według nomenklatury, jaką w katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” przydzielili autorzy Janusz Parchimowicz i Mariusz Brzeziński..

Drugim nie mniej ważnym dla kolekcjonerów aspektem jest nakład monet a w domyśle rzadkość ich występowania a w kolejnym domyśle ich cena. Jak to się stało trudno mi teraz ustalić, ale jakimś sposobem dwuzłotówki z 1794 roku w odmianie 41 ¾ przyznano rzadkość (skala do wglądu we wpisie o 10gr z 1790r) R2 a „nowszej” odmianie 42 ¼ aż R3. Już na pierwszy rzut oka dla osoby, która zada sobie trochę trudu by przeanalizować ilość monet z tego rocznika wystawianych do sprzedaży wydaje się to, co najmniej dziwne i nieuzasadnione. Niestety zdecydowana większość katalogów monet SAP bezwiednie powiela tę z gruntu rzeczy błędną klasyfikacje, co właśnie mam zamiar poniżej udowodnić.

Po pierwsze źródła. Istnieją źródła pisane, które określają wielkość emisji poszczególnych monet w czasach ostatniego króla polski. Najbardziej znanym źródłem pisanym jest raport Pucha. Stanisław Push był ostatnim dyrektorem mennicy w przed jej likwidacja w 1868 roku. Dziełem, na który powołują się wszystkie późniejsze publikacje, w tym wyżej wspomniane katalogi monet SAP jest zapewne monografia, w której autor opisuje dzieje mennicy oraz zamieszcza tabele z ilością wybitych monet. Tak się niestety złożyło, że zacny Dyrektor Pusch popełnił w swym dziele kilka błędów i nieścisłości, co doskonale wyłowił Rafał Janke w swojej książce „Źródła z dziejów mennicy warszawskiej 1765-1868”. Polecam tę pozycje wszystkim zainteresowanym tematem monet SAP jak i samej mennicy (do nabycia np. na allegro). W książce autor przytacza istniejące źródła pisane, które rzucają nowe światło na niektóre wydawało by się znane sprawy. Dodatkowo znajdziemy tam teksty uniwersałów menniczych związane z mennicą warszawską. Bardzo pomocne dla mnie w napisaniu tego tekstu było szczegółowe opracowanie w którym autor dzieli się rezultatami jego badań. Na podstawie tych informacji można wyciągnąć wniosek, że nakład 1 mln monet dwuzłotowych który wymienia Pusch w swoim raporcie, nie odnosi się do całego rocznika, ale tylko do czasu w którym mennica była pod zarządem miejskim, czyli bez okresu Insurekcji Kościuszkowskiej. Rafał Janke w swojej książce pisze „Nakłady podane przez Stanisława Puscha w monografii dziejów mennicy warszawskiej dotyczące emisji kościuszkowskiej są nieścisłe – podaje wyłącznie nakłady z okresu administracji magistratu Warszawy, czyli od listopada 1794 do zamknięcia mennicy. Brak danych odnoszących się do okresu przejęcia mennicy przez Radę Nieustającą (13.05-08.11.1794).”

Drugim w tym przypadku jak się okazuje jeszcze ważniejszym źródłem opisanym w wyżej wymienionej książce, które pozwala zweryfikować raport Pusha jest publikacja Schroedera. Drugi z autorów A.Schroeder bardziej dokładnie opisuje interesujące nas nakłady roczników gdyż (w odróżnieniu od zestawienia Pusha) podzielił wybite monety na trzy okresy: I reforma od 1766 do końca 1786; II reforma od 01.01.1787 do 01.06.1794; III reforma od 01.06.1794 do zamknięcia mennicy. Tym samym mamy dane na temat ilości monet dwuzłotowych wybitych podczas trzeciej ordynacji menniczej, która obejmuje połowę roku 1794 i cały rok 1795.

Poniżej dane zaczerpnięte z książki Rafała Janke, na podstawie których porównałem oba źródła oraz oszacowałem nakład rocznika 1794 oraz jego dwóch głównych odmian.


1794 41 3/4 1794 42 1/4 1795
PUSH 1 098 666 n/a 250 946
SCHRODER n/a 1 591 923
NAKŁADY 857 156 1 340 977 250 946
RAZEM 2 198 133 250 946


Z powyższej tabeli jasno wynika z nich, że nakład dwuzłotówek z rocznika 1794 wynosi prawie 2,2 milionów sztuk a w kolejnym roku 1795 zaledwie 250 tysięcy. Tym samym, opierając sie na skali Emeryka Hutten Czapskiego i biorąc pod uwagę, że wszytkie monety polski historycznej o nakładzie ponad 400 000 sztuk nie posiadją żadnej skali rzadkości, to stopień dla dwóch głównych odmian monet z 1794 roku można było jedynie w przypływie maksymalnej życzliwości szacować na R2-R3. Tak naprawdę to są bardzo popularne monety więc przy okazji weryfikuje swoje poprzednie stanowisko i oceniam je na "brak stopnia ".

Jedno to historyczne źródła pisane a inna sprawa to teraźniejszość i liczba monet, która przetrwała do naszych czasów. Aby oszacować ta ilość, tradycyjnie zbadałem ilości sprzedawanych w tym wieku dwuzłotówek w rocznikach 1787 – 1795 w tym oczywiście interesujące nas dziś roczniki 1794 i 1795. Dwuzłotówki 1794 badałem w ujęciu poszczególnych odmian. W efekcie udało się ustalić ilość dla trzech odmian, ponieważ o rantach z reguły aukcje nie wspominają. Okazało się, że „nos” mnie nie mylił i to właśnie „te najrzadsze” dwuzłotówki z 1794 roku mają największa ilość aukcji.

Dane kształtują się następująco:
rocznik
nakład
ilośc aukcji rocznik
odmiana
ilość aukcji odmiana
rzadkośc z katalogu P/B
zweryfikowana rzadkość
1787
841 539
84

81
R1
brak stopnia
bez kreski ułamka
3
n/a
R3
1788
742 124
74
E.B.
57
R1
brak stopnia
bez kropki po E
17
n/a
R1
1789
851 546
89

89
R1
brak stopnia
1790
585 379
43

43
R1
brak stopnia
1791
916 811
82

82
R1
brak stopnia
1792
1 611 502
94
E.B.
60
R
brak stopnia
M.V.
34
R1
brak stopnia
1793
773 552
38
przebita z 1792
3
n/a
R3

35
R1
brak stopnia
1794
857 156
169
41 3/4
80
R2
brak stopnia
1 340 977
42 1/4 przebite
3
n/a
R3
42 1/4 rant ozdob.
1
n/a
R6
42 1/4 rant skośny
85
R3
brak stopnia
1795
250 946
42

42
R1
R

W ostatniej kolumnie starałem się na nowo oszacować stopień rzadkości. Kolorem zielonym oznaczyłem odmiany, które w mojej opinii zyskały na tym ćwiczeniu a odpowiednio żółtym i pomarańczowym te, które straciły swoje stopnie.
Wnioski nasuwają się same. Nie ma bardziej popularnych odmian niż te dwie standardowe z 1794 roku, jednocześnie hybrydy z tego roku są rzadkie i powinny być poszukiwane. Stopień R6 dla monety z „nielegalnym” ozdobnym rantem ustaliłem na podstawie korespondencji z autorytetem w dziedzinie monet SAP, który potwierdził, że nie spotkał się jeszcze z taką odmianą oraz to, że taka odmiana była opisywana w książce Mieczysława Kurnatowskiego "Zapiski Numizmatyczne". Trzeba będzie to zglebić w wolnej chwili.


ROCZNIK 1794
  1. 27.h – odmiana z napisem 41 ¾ na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 41 ¾ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 94.

Rant: ozdobny ornament

Inne katalogi: Plage 347, Kopicki 2424, Parchimowicz 1223.i
Nakład łączny rocznika 2 198 133  = brak stopnia rzadkości

  1. 27.h1 – odmiana z napisem 42 ¼ przebitym z 41 ¾ na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 42 ¼ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 94.

Rant: skośnie karbowany

Inne katalogi: nienotowana
Nakład łączny rocznika 2 198 133  = rzadkość R3

  1. 27.h2– odmiana z napisem 42 ¼ na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 42 ¼ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 94.

Rant: skośnie karbowany

Inne katalogi: Plage 348, Kopicki 2425, Parchimowicz 1223.j
Nakład łączny rocznika 2 198 133  = brak stopnia rzadkości

  1. 27.h3?– odmiana z napisem 42 ¼ na rewersie
Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 42 ¼ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 94.

Rant: ozdobny ornament (nieaktualny, „nielegalny” krążek menniczy)

Inne katalogi: nienotowana
Nakład łączny rocznika 2 198 133  = rzadkość R6


ROCZNIK 1795
  1. 27.i – jedna odmiana z napisem 42 ¼ na rewersie

Awers napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy 42 ¼ MARCA (M.V. / 8. GR.) PURA COLON: 17 – 95.

Rant: skośnie karbowany

Inne katalogi: Plage 349, Kopicki 2426, Parchimowicz 12223.k
Nakład łączny rocznika 250 946  = rzadkość R


Kończąc mam nadzieje, że ten wpis wywoła debatę w środowisku miłośników numizmatyki, która przyczyni się do zdetronizowania mitów o rzadkości tych monet. Mitów, które pomimo dostępnych publikacji (patrz książka Rafała Janke) są nadal bezpodstawnie utrwalane i powielane w katalogach monet SAP oraz opisach aukcyjnych. Mitów, które jak starałem się dowieźć bardzo mocno mijają się z najnowszymi badaniami monet z okresu SAP.

Podsumowując, dwuzłotówki z 1794 roku są najbardziej popularnymi monetami tego typu po 1787 roku. Nie oznacza to oczywiście, że nie warto ich posiadać. Warto, zawsze warto, ale nie ma sensu przepłacać za ich mityczną wyjątkowość...

Tradycyjnie pozdrawiam każdego kto doczytał do końca :-)

We wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwum WCN oraz Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk. Cytaty pochodzą z książki Rafała Janke "Źródła dziejów mennicy warszawskiej 1765-1868"