sobota, 14 października 2017

5 aukcja WDA i MiM, czyli numizmatyka maksymalna.

I tak, kiedy zasiadam do pisania tego tekstu, do imprezy zostało już tylko kilka kwadransów. Kiedy skończę pisać i w trakcie tygodnia wrzucę go na bloga, kurz bitewny opadnie, emocje ostygną i po imprezie pozostaną już tylko wspomnienia. Czy dobre, czy złe? To okaże się już niebawem. Jednak wstęp ma to do siebie, że czasem lubię go napisać jeszcze „przed główną akcją” żeby późniejsze wypadki nie przyćmiły mi tego, co chce na początku powiedzieć. A na wstępie chciałbym zagaić o emocjach i oczekiwaniach, jakie pokładam w związku z pojawieniem się kolejnych przedstawicieli krajowego rynku numizmatycznego, na platformie aukcyjnej OneBid. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że ma to nierozerwalny związek z porzuceniem Allegro, co wpisuje się przecież w trend, jaki wszyscy obserwujemy w ciągu ostatnich miesięcy czy nawet tygodni. WDA, czyli Warszawski Dom Aukcyjny oraz jego aktualny partner MiM, czyli firma numizmatyczna „Monety i Medale” to nie są jakieś nowe podmioty na rynku. Oba są dobrze znane miłośnikom numizmatyki i z pewnością niejeden z czytających ten wpis, ma z nimi swoje własne doświadczenia. Ja również zaliczam się do grupy klientów, którzy mieli przyjemność być kiedyś klientami obu firm. Z mojej strony nie są to jednak doświadczenia wyjątkowo bogate, ot zaledwie kilka standardowych transakcji. Specjalnie na potrzeby wpisu sprawdziłem, że obecnie w kolekcji mam tylko jedną monetę zakupioną od użytkownika „@wmario”, internetowego wcielenia WDA. Z firmą Monety i Medale moje doświadczenia są większe, bo aż 3 monety SAP pochodzące z tego źródła wzbogaciły mój zbiorek. Coś tam, więc wiem i teraz po kolei podzielę się swoja opinią o organizatorach tytułowej imprezy J. Zacznę od WDA.

Dla WDA dzisiaj opisywana impreza nie jest debiutem. Poprzednie cztery aukcje stacjonarne to, jak pamiętam dobrze, były to spore wydarzenia w numizmatycznym rynku krajowym. Stąd można zakładać, że mamy do czynienia z doświadczonym graczem. Graczem, który po dłuższej nieobecności, zmuszony niekorzystnymi regulacjami na platformie gdzie przez ostatnie lata prowadził swój biznes - wraca do tego sposobu sprzedaży. Ponad 10 lat upłynęło od pierwszej aukcji stacjonarnej zorganizowanej przez WDA. Podczas krótkiej acz intensywnej współpracy z Gdańskim Domem Aukcyjnym, podczas serii imprez zaoferowali do sprzedaży zdecydowanie ciekawy asortyment monet. Szczególnie polska królewska a w niej, okres Stanisława Augusta Poniatowskiego zawsze cieszył zainteresowaniem miłośników i spektakularną ofertą. Są w intrenecie miejsca, w których do dziś można znaleźć te monety i podziwiać ich piękno. To jedno z moich źródeł do pozyskiwania materiału do artykułów, więc bardzo je sobie cenię. Dla amatorów, którzy preferują formę bardziej materialną, na dziś opisywanej aukcji można było zdobyć komplet katalogów z czterech poprzednich imprez. Uprzedzając nieco fakty, w oczekiwaniu na to, co przyniesie nam 5 Aukcja przeprowadzona po tak długiej przerwie, napiszę tylko, że organizatorzy nie wydali dla niej katalogu w formie książkowej. Co nie wydaje się dziwne w obliczu postępu, jaki nastąpił i przeniesieniu handlu do sieci. Ja jednak zdecydowałem się wykorzystać ten fakt - poniżej mała wizualizacja jak mógłby wyglądać katalog aukcji nr 5 – gdyby istniał J. Ten obrazek wprowadzi nas nieco w temat, bo tak się złożyło, że bezpośrednio nawiązuje do tytułu dzisiejszego wpisu.
 Taki drobny żart na dobry początek dzisiejszego wpisu. Jako miłośnik monet, zawsze interesowało mnie poszukiwanie nowych i pewnych źródeł w celu ich pozyskiwania. Jedną z podstawowych metod w naszych czasach są oczywiście zakupy w internecie i tu moje doświadczenie z wcześniejszymi ofertami sprzedaży obu organizatorami dzisiejszej imprezy jest na tyle duże, że nie miałem żadnych obaw, co do atrakcyjności nadchodzącej aukcji. Przez wiele lat, charakterystyczne „niebieskie” aukcje użytkownika @wmario regularnie pojawiały się na Allegro. To od wielu kolekcjonerów była prawdziwa klasyka zakupów. Zapewne większość z amatorów numizmatyki zna dobrze te oferty, gdyż zwykle dominowały w nich monety pięknie zachowane, często w menniczych stanach. To trochę nie mój zakres zainteresowań, żeby nie powiedzieć szczerze – nie moja półka J.  Ale i tak zwykle z sympatią odbierałem kolejne wystawione oferty. Szczególnie, że przez ten okres na aukcjach @wmario przewinęła się ogromna ilość wybitnych sreber Poniatowskiego, które nie tylko były około mennicze a często również bardzo ciekawe i rzadkie. A do tego te niezapomniane, jakże plastyczne opisy oferowanych numizmatów. Te słynne już, podkreślanie ich wyjątkowej unikalności, czynione na każdym kroku i w każdy możliwy sposób. Ta siła korzyści, jaka zwykle płynęła z opisów wystawianych ofert, która czasem była nawet obiektem drobnych żartów. Sam pozwoliłem sobie na małą uszczypliwość w artykule o dwuzłotówkach z 1777, gdzie podałem przykład miedzianej monety RRR z 1777 (tu LINK ).Miałem tam pewne uwagi do formy zachwalania wystawionego towaru. Szczególnie, że często były to monety szczelnie opakowane w dobrej, jakości plastikowych pudełkach. Gotowe do sprzedaży dla inwestorów budujących swoje wyjątkowe i luksusowe kolekcje. To częste nadużywanie wielkich określeń dla sprzedawanego asortymentu to taki mały znak firmowy WDA. Ta strategia pewnie znajduje swoje uzasadnienie w osiąganych cenach, stąd trudno zarzucić sprzedawcy, że się nie zna na swoim fachu. A że czasem przegina? Cóż, jak mówią przymusu do zakupu dóbr luksusowych nie ma, więc traktuje to jedynie, jako ciekawostka i udany koncept biznesowy. Jednak dla mnie osobiście, jako dla drobnego kolekcjonera - wcześniejsze kontakty z ofertami @wmario, to zawsze była „numizmatyka maksymalna”. Słowo „maksymalny”, odmieniane na każdy możliwy sposób, zostało zapożyczone z aukcji @wmario i użyte wielokrotnie podczas 5 Aukcji. W opisie aukcyjnych ofert, rozsądnie zostało zastąpione skrótowcem „MAX” i zawładnęło aukcją na tyle, że dla mnie stało się swoistą ikoną całej imprezy. Być może kiedyś znajdą się badacze z katedry marketingu, chcący skatalogować i opisać te wszystkie przymiotniki, jakich w opisie swoich ofert zwykł używać Pan Mariusz Walendzik, czyniąc swoje monety jeszcze bardziej wyjątkowymi. Uważam, że można by na tym materiale napisać jakiś licencjat J. Co by jednak nie napisać, obiektywnie trzeba stwierdzić, że towar oferowany przez WDA zawsze był „pierwsza klasa” i jakoś nie słyszałem, żeby klienci po zakupach w tym miejscu byli niezadowoleni. Świadczą o tym wyłącznie pozytywne komentarze oraz to, że sam, jako klient mam wyłącznie pozytywne wspomnienia. To obiecuje nam świetną aukcję nr 5.

Druga firma w parze, to „Monety i Medale” Romualda Sawicza. Ten sprzedawca również po kilku latach spędzonych na Allegro, kilka miesięcy temu zwinął stamtąd swój interes. Mimo tego, że mam z tą firmą większe doświadczenie w zakupach, to trudno jest mi jednak jakoś bardziej scharakteryzować ofertę tego sprzedawcy. Monety, którymi byłem zainteresowany zwykle były takie jak lubię, czyli ładne i obiegowe. Najczęściej nieźle zachowane, jednak z pewnością daleko im było do menniczych błysków. Nie przypominam sobie jakiś wyjątkowych aukcji, jednak jedno jest pewne - zawsze byłem zadowolony z zakupów. Zatem wypada stwierdzić, że to kolejna solidna firma handlująca numizmatyką, która zwinęła żagle z największej platformy aukcyjnej. Kończąc ten wstępny opis, prezentuje opinie innych użytkowników i stawiam je w kontekście zmiany, jakiej jesteśmy świadkiem.
Z wyżej przedstawionych argumentów można się było spodziewać, że eskapada z Allegro zaowocuje kolejną udaną imprezą numizmatyczną. W sumie dla amatorów monet to całkiem fajnie się skończyło, bo w końcu nic w przyrodzie nie ginie. Kiedy dwie tak solidne firmy łączą swój wysiłek, to zapowiada się prawdziwa kumulacja dobrych ofert. Nowe środowisko biznesowe, czyli platforma aukcyjna OneBid gwarantuje odpowiedni poziom, stąd pozostało już tylko oczekiwanie na monety. Byłem bardzo ciekawy oferty, jaką nam zaprezentują organizatorzy. Jednak jeszcze zanim zacznę pisać o monetach, kilka zdań o otoczce. Pierwsze wrażenie, jakie odniosłem w związku z tą imprezą, to była wyjątkowa „cisza w eterze”, jaka jej towarzyszyła. Ot, kolejna aukcja numizmatyczna, o której wiedzą zalogowani i wtajemniczeni. Pomyślałem wówczas, że z pewnością organizatorzy przygotowali coś extra i liczą, że kto ma wiedzieć to wie o aukcji a wystawiona oferta pewnie obroni się sama. Sama, czyli bez żadnej konkretnej komunikacji skierowanej do potencjalnych klientów. Pisałem o wcześniejszym wychwalaniu swoich ofert na Allegro, jednak teraz o dziwo żadnych reklam 5 Aukcji WDA i MiM nigdzie nie spotkałem. Nie przygotowano żadnych fajerwerków. Fora numizmatyczne również milczały, nie toczyły się żadne dyskusje o ofertach. Mogło to dawać drobne acz często złudne nadzieje na to, że może uda się okazyjnie kupić szybko jakąś dobrą monetę. Oczywiście przez „okazyjnie”, rozumiem raczej „nie zapłacić zbyt wiele” niż „kupić tanio”. Jak mawiają znawcy, „tanio, to już było”. Zresztą nie od dziś wiadomo, że słowa „tanio, dobrze i szybko” nie żyją ze sobą w zgodzie i trudno je gdzieś spotkać razem. Za moje słowa niech poświadczy poniższa ilustracja, czyli informacja dla klientów, jaką potencjalnie można by było spotkać w firmach zajmujących się… „grejdingiem” monet J.
Dobra koniec tych dzikich żartów, przechodzimy do numizmatów. Organizatorzy wystawili 417 monet, których ceny wywoławcze zawierały się z sporym przedziale od 100 złotych do 30 tysięcy. Całkiem bogata oferta obejmująca wszystkie istotne dla numizmatyki okresy. W całym tym zbiorze, do sprzedaży zaoferowano 25 monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, co stanowiło 6% oferty. Oczywiście ja, jak zwykle skupiłem się wyłącznie na swoim jakże wąskim zakresie zainteresowania, czyli srebrnych monetach koronnych ostatniego króla. Nic dziwnego, że ilość się jeszcze zmniejszyła i w efekcie jedynie 11 numizmatów spełniało moje restrykcyjne założenia. Jako fan piłki nożnej, uznałem te liczba za szczęśliwy znak. I jak się później okaże, los się rzeczywiście do mnie uśmiechnął J. Zanim wgryzę się w szczegóły jeszcze rzut oka na ofertę interesujących mnie monet SAP, jako całość. Osiem na jedenaście monet było zapakowane w slabach, z czego aż siedem z notami MS. Generalnie potwierdziło się to, co zakładałem. Do sprzedaży wystawiono monety w mennicze, utrzymane w pięknych stanach zachowania. Cały ekran w laptopie błyszczał mi się menniczo, kiedy podziwiałem ich wyjątkowe piękno. Drugim uczuciem były wątpliwości, że oferta jest „za dobra” do mojego zbioru, który przecież nie jest luksusowy i średnio się nadaje do włączania do niego menniczych sztuk. Trzecia myślą było, czy którąś z tych monet będzie można kupić za rozsądne pieniądze. Mimo że u mnie finanse już OK, to i tak nie planowałem ścigać się z amatorami MS w slabach. W końcu ja i tak wyjmuje monety z plastikowych trumien i jak to będzie wyglądało jak dotknę swoim paluchem takiej sztuki. Ot zwykłe rozterki „młodego Wertera” w wydaniu numizmatycznym J.

Pierwszą i zarazem najgrubszą srebrna monetą SAP był talar z 1780 roku. Ciekawy rocznik, mniej popularny niż standardowe, jaki widuje się często. Stan obiegowy, wydawał się całkiem ciekawym odstępstwem od aukcyjnej normy. Aż pomyślałem sobie, że to nie może być moneta z WDA J.  Stan zachowania monety oceniono na III i nie mam uwag do tej noty. Cena wywoławcza, pozornie ustawiona dość wysoko, bo na 3 tysiące, jednak z pewnością był jeszcze margines do licytacji. Nie mam tego talarka i choć jego stan może nie był najlepszy, to jednak z uwagi na to, że moneta nie pojawia się często w sprzedaży i tak byłem nią poważnie zainteresowany. W głowie ustaliłem rozsądny limit i kontynuowałem przegląd. Drugą monetą była złotówka z 1766 zapakowana w slab z oceną MS 62. Egzemplarz reklamowano w opisie, jako „menniczy ze stara patyną”, jednaj ja, jako miłośnik patyny jakoś nie podzielałem tego zachwytu. Nierówna patyna, uwypuklała ślady jakby dawnego przeczyszczenia. Do tego justunek i niedobicia krążka na rewersie sprawiały, że pomiędzy mną a sreberkiem „nie zaiskrzyło”. Nie podobała mi się ta złotówka i jakoś nie miałem do niej przekonania. Nawet cena startowa na poziomie 800 złotych nie była w stanie tego zmienić. Odpuściłem sobie. Poniżej prezentuje dwie pierwsze monety.
Jak widać monety znalazły swoich nabywców. Co ciekawe obie uzyskane ceny, mieściły się w widełkach szacunkowej wyceny organizatorów. Pierwsze wrażenie całkiem OK. Zarówno stan monety bez slabu, jak i ceny obu numizmatów oszacowano poprawnie. Dobry początek.

Idąc dalej, wystawiono obiegową złotówkę z 1790 roku. Moneta z popularnego rocznika nie wzbudziła we mnie szczególnych emocji. W pierwszym momencie zwróciłem uwagę na błąd w tytule opisu, który informował, że to złotówka MV – mimo tego, że dobrze wybite inicjały E.B. na krążku, opowiadały inna historię. Sama moneta była poprawna, choć nieco zmęczona. Ale takie już są z reguły złotówki Poniatowskiego z końcowych lat panowania. Z oceną stanu wynoszącą II minus, również się po namyśle zgodzę. Ślady obiegu widoczne, ale nie jakieś wielkie i dyskwalifikujące. Justunek i wady blachy również zdecydowanie poniżej średniej. Dodatkowo gołym okiem było widać fajny połysk tła a i fryz króla wyglądał całkiem cool, co przecież nie zdarza się wcale aż tak często. Słowem ciekawa oferta dla amatorów polski królewskiej chcący dołączyć do zbioru jakąś z większych monet Poniatowskiego J.  Kolejna złotówka była o rok młodsza, czyli pochodziła z rocznika 1791. Tym razem slab z napisem AU 58, co przekłada się na ocenę stanu w okolicach II z plusem. Egzemplarz rzeczywiście mocno połyskowy. Reklamowany przez organizatorów w opisie, jako 3 MAX., Cokolwiek to znaczy, zapewne jest powodem do dumy J. Sama moneta – awers nawet mi się podobał. Król ledwie dotknięty justunkiem, wady blachy drobne a wszystko to na naprawdę pięknym, menniczym krążku. Moneta ma jedna minimum dwie strony i ta druga, wypadała o wiele gorzej. Rewers paskudnie niedobity w środkowej części, nie zachęcał. Mimo tego, że nie można odmówić również tej stronie menniczego piękna, była to jednak moneta dla koneserów. Ja jednak poprawnie wybite krążki cenie bardziej, stąd nie planowałem działań związanych z zakupem tego egzemplarza. Piątą monetą w aukcyjnej talii był menniczy półzłotek z 1767 roku. Rocznik mega popularny, jednak dwugrosz naprawdę był pięknie zachowany. Zawsze jestem zdania, jak już kupować monetę z popularną to niech, chociaż będzie dobrze zachowana i taki właśnie był ten egzemplarz. Generalnie gratka dla kolekcjonujących stany mennicze. Pierwsza z, kilku jakie przed nami. Oferta wystawiano za tysiąc złotych z szacunkowa wycena 2-3 tysiące nie zachęcał mnie do poważnego wzięcia pod uwagę swojego udziału w licytacji. Mam tych półzłotków z 1767 roku chyba z 10 i jakoś szkoda by mi było kaski na jedenasty, nawet menniczy. A do tego ta cena. Dziękuję zostanę przy stanach drugich J. Poniżej zdjęcie z trzema właśnie opisanymi egzemplarzami.
Jak widać monety zostały sprzedane. Dwie pierwsze w całkiem normalnych cenach, trzecia była droższa jak to MS-y mają w zwyczaju. A to nie był zwykły MS, tylko „MAX NOTA” jak go dodatkowo zareklamowano w ofercie J.

Kolejna trójka z oferty SAP to kolejne groszaki. Pierwszy jest drugi menniczy półzłotek z 1767 roku, jednak w nieco innym wariancie. Dla zbierających warianty, to prawdziwa gratka trafić dwa MS z jednego rocznika. Ciekawe było to, jak organizatorzy poradzili sobie z odróżnieniem obu monet z 1767 roku. Obie opisali, jako Parchimowicz 16.b a to, co je od siebie różni to odmienny zapis skrótu mincmajstra mennicy F.S. Trudno nie zgodzić się z tą obserwacją, jednak opis nie jest prawidłowy. W najnowszym katalogu monet SAP obie monety są opisane, jako osobne odmiany/warianty. Wrócę do tego jak sam zajmę się tym kiedyś na blogu, teraz nie będę brnął w szczegóły różniące oba krążki. Sam półzłotek robił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Błysk menniczej blachy mocno na mnie oddziaływał i może bym się złamał, gdyby nie twarde zasady podczas aukcji. Jednak była to przecież moneta mennicza, nie zbyt pasująca do mojego zbioru a do tego wyceniona jak poprzednia, na okrągły tysiąc złotych. Za ile pójdzie, trudno było zakładać. Jak znajdzie się kilku napaleńców to „sky is the limit”. Z zaciekawieniem będę obserwował, jednak raczej się nie skuszę. Kolejna moneta to dwugrosz z ciekawego rocznika 1771, który już opisywałem na blogu. Sztuka oferowana na aukcji to zgodnie z moim wpisem WARIANT 5, który już szczęśliwie posiadam. Mogłem się, zatem tylko skoncentrować na oglądaniu monetki. Stan zachowania oceniono na II i z tym nie mogę się zgodzić. Generalnie moneta była nieciekawa. Rewers wytarty obiegiem, mechaniczne zniekształcenia na godzinie dwunastej, wytarcia na obrzeżu a inicjały I.S. praktycznie wytarte. Co ciekawe ten wariant tak ma i większość monet wybitych tym konkretnym stemplem rewersu, jakie widziałem miały podobne wady. Szczególnie charakterystyczne jest zanikanie inicjałów. Chciałbym napisać, że awers był w lepszym stanie, ale to nie prawda. Kiepska moneta gdzie nie spojrzeć. Może i jest tam jakiś połysk (nie widoczny na zdjęciach), ale dla mnie obiektywnie, to stan IV. Duża pomyłka. Żeby nie było tak negatywnie, to przejdźmy do moim zdaniem najładniejszej monety Poniatowskiego na tej aukcji. Piękna 10-cio groszówka z 1787 roku, w której się zakochałem J. 230 lat minęło i cóż za piękny stan, jak doskonale została zachowana. Jej posiadacze w przeszłości musieli znać się na rzeczy, szacunek. Moneta zapakowana w trumnę z napisem MS 64 to prawdziwa ozdoba kolekcji. Nie dość, że moneta była mennicza to do tego ta sztuka została doskonale wybita, centralnie i mocno uderzona. Być może to jedne z pierwszych uderzeń stempla, bo szczegóły widoczne na dokładnych zdjęciach rzeczywiście zachwycające. Nic tylko obrabować jakiś bankomat i „kupywać” J. Teraz rozumiem, co autor miał na myśli zachwalając ten numizmat dodatkowym określeniem „MAX ŚWIAT”. Nie widziałem ładniejszej. Byłem zainteresowany i to poważnie. Byłem gotów nagiąć swoje zasady i kupić menniczy egzemplarz. Oczywiście, jeśli tylko cena będzie do przełknięcia. Poniżej prezentuje dwie monety i cudowną 10-cio groszówkę.
Wszystkie oferty zostały sprzedane. Wniosków jest kilka. Pierwszy to taki, że drugi półzłotek z 1767 sporo taniej od poprzednika. Albo „MAX NOTA” zadziałała tak mocno, albo cena tego drugiego dwugrosza MS-a jest „okazyjna”. Drugi wniosek jest taki, że moim zdaniem ktoś nieźle przepłacił za monetę z 1771 roku. Ani ona ładna, ani ona rzadka – jak dla mnie spore zaskoczenie, że ktoś wyda na nią ponad 600 złotych (z opłatami). Trzeci za cudowną 10-cio groszówkę z 1787 „MAX ŚWIAT” cena prawdziwie światowa.

Czas na ostatnia trójkę z oferty sreber Poniatowskiego. Już na początku ciekawostka a za razem kolejny smaczek. Znów trafia się nam zapuszkowana mennicza 10-cio groszówka MS 63 „MAX ŚWIAT” z kolejnego popularnego rocznika 1788. Numizmat wyjątkowy, na co oprócz wysokiej oceny stanu zachowania złożyła się jeszcze szlachetna proweniencja. Groszak SAP pochodził ze zbioru Henrego V. Karolkiewicza. Mieć takie srebro w zbiorach to już „prawdziwa numizmatyka”, stąd zakładałem, że chętnych nie zabraknie. Wracając do monety, to w porównaniu do poprzedniczki z 1787 zdecydowanie słabsza. Szczególnie rewers z drobnymi śladami obiegu, w moich oczach był raczej bliżej stanu II. Awers „dawał radę” mimo gorszej blachy, stąd nie posądzam fachowców o błąd oceny. Jednak na mnie i tak pod względem piękna wybicia, większe wrażenie zrobiła wcześniejsza 10-cio groszówka. Ale oferta bardzo ciekawa i jeśli tylko cena pozwoli to byłem poważnie zainteresowany zakupem. Cena wywołania 1000 złotych, wydawała się również rozsądna. Przedostania oferta, to jedyny wystawiony na aukcji srebrnik. Moneta z popularnego roku 1766, jak zwykle mennicza i zapakowana slab z napisem MS 63. Jak na pruski fals, którym jest ta moneta to cena wywołania 1500 złotych wydała mi się wysoka. Nie było wzmianki o pochodzeniu tego egzemplarza „z nieprawego łona”, stąd zakładam, że kupiła go osoba, która zdawała sobie sprawę, że to wyrób pruskich fałszerzy, który mennicy w Warszawie to raczej nigdy nie spotkał J. Fals nie fals, jednak z epoki a do tego rzeczywiście menniczy. W najnowszym katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, ten wariant fałszerstwa opisano został, jako 15.a3. Jeśli kogoś interesują szczegóły, to ja również na tym blogu opisałem już ten typ fałszerstwa w artykule dedykowanym pruskim falsom srebrnych groszy SAP. Ten charakterystyczny wariant cyfry „1” w nominale nazwałem „wąsy dziadka” i choćby tylko dla tego, warto zajrzeć do tego artykułu J (TU LINK ) Podsumowując, wystarczy dobrze przyjrzeć się krzywym literom, jakie niezbyt udały się prusakom w tym egzemplarzu, żeby wyrobić sobie zdanie. W każdym razie, pruskiego falsa grosza w takim stanie jeszcze nie widziałem, więc dla samego faktu warto było uczestniczyć w tej imprezie. No i dochodzimy do ostatniego błyszczącego krążka SAP, jaki tego dnia przygotowali organizatorzy. Tym razem trafiło w najliczniej wybitą srebrną monetę ostatniego króla, czyli 6-cio groszówkę z 1794 roku. O niej także już zdążyłem kiedyś napisać, stąd podpierając się dziś tym wpisem przypomnę oszacowany wówczas nakład 9 181 380 sztuk J. I właśnie jedna spośród milionów trafiła na naszą aukcje. A była to sztuka szczególna, bo szczelnie zapakowana i oceniona na szokujące MS 64. Napisałem „szokujące”, bo jeśli ktoś widział tyle tych monet, co ja - pewnie kilka dobrych setek, to zapewne zdaje sobie sprawę, że takie „rodzynki” mimo nakładu trafiają się naprawdę niezwykle rzadko. Nic to, że to akurat najpopularniejszy z 10 opisanych wariantów. Jakość wybicia i błyszcząca mennicą blacha, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałem lepszą 6-cio groszówkę. Kupiłbym ją i uwolnił z trumny. Jedynie cena mogła mnie od tego odwieźć J. Cena wywołania, jak poprzednie MS-y, czyli równy tysiączek. Cena szacunkowa – trudny do zaakceptowania zakres od 2 do 3 tysięcy. Poniżej zdjęcia ostatniej trójki sreber SAP.
Jak widać moneta pochodząca ze zbioru Karolkiewicza osiągnęła podobna cenę, co poprzednia 10-cio groszówka, która mnie zauroczyła. Dobra proweniencja jest cechą, którą klienci docenili na równi ze stanem zachowania. To o tyle ciekawe, że być może „moje monety” też kiedyś będą tak opisywane i ktoś w przyszłości zaduma się nad moim losem J.  Idąc dalej, cena pruskiej podróbki grosza SAP jest dla mnie przerażająca. Za chwile będę pisał o swojej licytacji, jednak niech za komentarz posłuży fakt, że przecierałem oczy ze zdumienia już od poziomu 2 tysięcy. Ostatnia 6-cio groszówka również znalazła nowego właściciela a sama cena jak na „MAX ŚWIAT” wydaje się adekwatna J.

Podsumowując w kilku zdaniach. Oferta monet SAP, mimo, że nieliczna to zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Numizmatyka maksymalna, obok której trudno przejść obok bez podziwu. Opisy monet to już klasyka, chociaż oprócz tych wszystkich MAX-ów zadbałbym również w przyszłości o zadbanie o to, by przy pruskich fałszerstwach monet SAP znalazła się jakaś adnotacja na ten temat. To nie jest wiedza tajemna, więc od znawców numizmatyki powinno się tego moim zdaniem wymagać by brali to pod uwagę. Sama aukcja przebiegała sprawnie, nie licząc drobnej wpadki, jakim z pewnością było krótkie opóźnienie startu. Ponieważ trwałem przed ekranem w momencie rozpoczęcia, więc gdy wybiła długo oczekiwana godzina startu a czas odliczania do początku imprezy się skończył – zamarłem, bo w internecie „nic się nie zaczęło”. Strona aukcji była przez chwile martwa, jakby ktoś musiał wcisnąć jakiś dodatkowy guzik z napisem „start” ale się z tym z nieznanych mi powodów wstrzymywał. Na pamiątkę tych kilku minut niepewności zachowałem sobie zrzut z ekranu. Ot, życie bloggera dokumentalisty J.
Całe szczęście „zawiecha” trwała tylko moment i po chwili aukcja ruszyła. Więcej grzechów nie pamiętam, chociaż przyznam, że nie śledziłem jej przebiegu dokładnie. Czekając na rozpoczęcie oferty monet Poniatowskiego rzucałem, co jakiś czas okiem i nie zauważyłem niczego niepokojącego. Stąd wnioskuje, że impreza była udana nie tylko z powodu świetnej oferty MAKSYMALNYCH numizmatów, ale również technicznie było całkiem OK.

Teraz na koniec, czas na kilka zdań o swoim udziale. Jak już wyżej pisałem, w kilku monetach byłem zakochany, stąd całkiem poważnie brałem pod uwagę powalczenie o ich zakup. Cztery monety stanowiły mój główny cel. Pierwsza z nich, to talar z 1780 roku. Traktowany przez mnie, jako możliwość na powiększenie ilości obiegowych monet tego typu w kolekcji. To nie był zapakowany MS, więc raczej nie spodziewałem się zbyt wielkiego oporu ze strony konkurentów. Założenia swoje, a życie poszło jednak w swoja stronę i gdy podczas licytacji cena talarka przebiła 4 tysiące zdecydowanie odpuściłem. Kolejnym celem o dziwo była dla mnie popularna złotówka, z 1791, którą chciałem wykorzystać do zamiany egzemplarza, który posiadam. Standardowa wymiana na lepszy model. Nie byłem jednak wcale zdesperowany żeby to zrobić, gdyż moneta nie była idealnie „taka jak lubię”. Była tylko „lepsza” od tej, jaką aktualnie posiadam. Uznałem, że zrobię ten ruch wyłącznie, jeśli cena będzie atrakcyjna. Dużo tu pisze o cenach. Robię to bo to ważny element udziału w aukcjach i uważam, że aktualnie monety Poniatowskiego są zdecydowanie przewartościowane. Ich popularność przekłada się na rynkowe ceny, które w tym momencie, moim zdaniem nie odzwierciedlają ich wartości. Stąd, mimo że dysponowałem budżetem by zakupić je wszystkie, wcale się do tego nie paliłem by robić to na „cudzych warunkach”. Musze szczerze napisać, że lubię to uczucie „ascezy”. Jest w nim coś narkotycznego, kiedy z rozmysłem odmawiam sobie chwili szaleństwa i w efekcie nie kupuje monety, którą bardzo chciałbym mieć w kolekcji, bo uważam, że jest „zdecydowanie za droga”. To przychodzi z doświadczeniem. Kiedyś bym brał je „jak leci” i rwał jak „świeże wiśnie”, teraz fisiuje i „kręcę nosem” J. Boże, przy okazji współczuje tym z Was, którzy do czytania moich tekstów wykorzystują internetowy translator. Musze kiedyś zacząć pisać normalnie, bez tych wszystkich idiomów w cudzysłowach....Wracając do złotówki z 1791 roku, którą chciałem sobie upolować. Zalicytowałem na maksymalnym rozsądnym poziomie. Zostałem przebity, koniec. Moneta poszła za około 100 złotych powyżej mojego wewnętrznego limitu.

Trzecim celem była błyszcząca blachą 10-cio groszówka z 1787. Tak, zdecydowałem się powalczyć o monetę menniczą. Tak mi się spodobała, że chciałem ją pozyskać. Przygotowałem się do tego analizując ceny aukcji MS-ów, bo w końcu specjalistą od plastikowych slabów to ja nie jestem i potrzebowałem się podszkolić. Kiedy już zdefiniowałem zakres cen, jaki rynek uznaje za standardowy dla tego nominału, dodałem do tego, 25% bo ten egzemplarz uznałem za wybitny.  Takich miłośników menniczej groszówki jak ja było więcej, bo licytacja szła szybko i sprawnie niebezpiecznie zbliżając się do mojego mentalnego limitu + 25%. Niestety okazało się, że nie byłem wystarczająco zdesperowany i nie zdecydowałem się na złamanie swoich umownych zasad. Nie chciałbym za nią dać więcej niż 3 600 i udało mi się. Nie dałem J. Zatem kolejna gorzka pigułka do przełknięcia. I oto nadchodzi kolejna, ostatnia oferta, na która polowałem. To następna moneta na aukcji, czyli mennicza 10-cio groszówka z 1788 roku ze słynnej kolekcji. Wiedziałem już, że trzy poprzednie aukcje zakończyły się powyżej moich założeń. Nie napawało mnie to optymizmem, gdyż i dla tej ostatniej sztuki miałem sztywne założenia związane z ceną, jaką mogę zadeklarować. A że jak się szybko okazało była to cena niższa niż przebiegała licytacja, to miałem dwa wyjścia. Albo sypnąć nieco groszem i kupić swoje trofeum z aukcji nr 5 WDA i MiM. Albo i tę imprezę zaliczyć do udanych przeżyć estetycznych, ale handlowo kolejna klapa. O dziwo, znając kalendarz nadciagających w tym roku kolejnych świetnych aukcji numizmatycznych, wybrałem drugie rozwiązanie i nie zdecydowałem się przebijać wyżej. Tym samym po około 30 minutach, jakie trwały licytacje sreber SAP byłem wolny i mogłem z rodzinką zasiąść do sobotniego obiadu a potem spędzić fajny czas na spacerze. W końcu nie samymi monetami żyje człowiek.

Na dziś to wszystko. Impreza mimo braku zakupów, bardzo udana. Było dobrze i szybko, jednak niestety niezbyt tanio. Jednak i tak, wiele zdjęć ciekawych monet zasiliło mój katalog fotograficzny i to również wpłynęło na ogólnie pozytywne odczucia. Numizmatyka maksymalna nie jest widocznie moją domeną. Może kiedyś uda mi się jednak upolować jakiś MAX na kolejnych imprezach firmowanych przez WDA, na których na pewno mnie nie zabraknie. Zapraszam do odwiedzin już niebawem. Ten tekst pisałem z przerwami (głównie były przerwy J) przez cały tydzień. Jednak już jestem w trakcie pisania kolejnego, tym razem będzie to „niebylejaki” talar J.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem jedynie informacje z 5 Aukcji WDA i MiM zaczerpnięte z platformy aukcyjnej OneBid oraz obrazki wyszukane w google grafika. 

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje relacje z aukcji mimo, że moim konikiem są monety innego naszego króla.
    Odwalasz kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że nie zakończysz nigdy wątku z relacjami z aukcji, bo jest on doceniany, przynajmniej przeze mnie. :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysztof
    Podobnie jak przedmówca bardzo lubię wpisy na Pana blogu dotyczące aukcji. Co prawda zbieram monety średniowieczne i to w dodatku śląskie, a wiec nieco odległe od Pana zainteresowań kolekcjonerskich, to jednak Pana obserwacje dotyczące rynku numizmatycznego są bardzo uniwersalne, a przede wszystkim (moim zdaniem) trafne, zawsze ciekawe i zabawne. Dlatego Pana blog jest moim ulubionym blogiem numizmatycznym. Mam nadzieję, że nie zaprzestanie Pan relacjonowania wydarzeń akcyjnych i dzielenia się z nami swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi rynku numizmatycznego.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ciekawy blog!
    Krzysiek Górny

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuję za opinie i słowa wsparcia :-)
    Miło mi oczywiście, że wśród czytelników bloga są też takie osoby, które lubią tu zaglądać mimo, że nie kolekcjonują monet SAP. Nawet ja bym tego nie wymyslił, to dla mnie naprawdę wielki zaszczyt...
    Opisy aukcji blokuja mi niestety trochę tematów związanych z konkretnymi monetami, które planuje tu opisywać.
    Dodatkowo czasem mi głupio, że piszę tyle tekstu a na koncu znów sie okazuje, że niczego tam nie kupiłem :P
    Ostatnio ustaliłem sobie linmit max 2 wpisy w m-cu na ten temat i jeśli w przyszłości aukcji będzi ewięcej, to będę zmuszony je traktowac bardziej zbiorczo. Do tego czasu, wszytsko zostaje po staremu.
    Juz w sobotę szykuje sie na zakupy u Niemczyka :D
    Pozdrawiam i do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z przyjemnością przeczytałem Pana kolejny wpis. Podobnie jak Pan staram się kupować monety w rozsądnych cenach, jednak filozofię zbierania mam trochę inną. Nie skupiam się tylko na jednym okresie, ale zbieram monety bardziej "przekrojowo". Zasadniczo interesuje mnie XIX w., ale wyjątek zrobiłem dla SAP. Zdaję sobie sprawę, że nie będę posiadał bardzo "specjalistycznego" zbioru, ale lubię posiadać różne monety, które obrazują historię naszego kraju. Przyznam się, że zbieram monety w slabach (blisko MS), ponieważ dla mnie taka forma ich przechowywania jest najpraktyczniejsza. Nie uważam tego za zbrodnię, chociaż po przeczytaniu wielu postów w Internecie, nie wiem, czy mogę się czuć "prawdziwym" kolekcjonerem. Zaryzykuję nawet hipotezę, że zbieranie monet w slabach za rozsądną cenę, jest dużo trudniejsze niż bez gradingu. Oczywiście należałoby to zbadać, ale na ostatniej aukcji WDA i MiM trudno było kupić monety SAP w rozsądnej cenie. W przeciwieństwie do Autora, udało mi się kupił jedną monetę (drugi półzłotek z 1767). Mam nadzieję, że przeczytam u Pana niedługo wpis na temat talara z 1766 roku. Była to moja pierwsza moneta SAP, która przyczyniła się do zainteresowania tym okresem.
    Pozdrawiam
    Darek

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Darku,
    Gratuluję zakupu MS-a za rozsądną cenę. Sam czasem kupuje monety w slabach więc wiem jak trudno jest coś wyrwać nie przepłacając. Zakupione slaby rozwalam, bo lubię sobie pomacać monety, jednak o gustach nie dyskutuję i jesli Panu jest tak wygodnie/praktycznie to nie mam uwag. To wolny kraj i o formie kolekcji każdy ma prawo decydować w swoim zakresie. Jak widzę ma Pan pomysł na zbiór, więc nie ma sie co demotywować :-)
    Ja buntuje się jedynie przeciwko pakowaniu monet w pudła tylko po to by później były traktowane jako łatwo zbywalny, uniwersalny towar, którym każdy laik może obracać inwestując w sztukę. Uważam, że nie tędy droga. Mam jednak świadomośc że kijem Wisły nie zawrócę, więc nie mam złudzeń jak to sie wszystko skończy...
    A co do kolejnego wpisu... prorok czy co ??? ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. ad vocem

    Tak zwane „inwestycje alternatywne” niszczą rynek nie tylko numizmatyki, ale także sztuki. Dla pasjonata, kolekcjonera, trudno jest czasami zrozumieć poziom cenowy niektórych walorów. Sytuacja trochę lepiej wygląda w filatelistyce, ale nie każdy jest nią zainteresowany. W dzisiejszych czasach handel monetami odbywa się przede wszystkim w Internecie lub w Warszawie i trudno jest często właściwie ocenić stan zachowania monety tylko i wyłącznie patrząc na zdjęcia. Dużo też zależy od tego, jak zdjęcia są robione. W moim przekonaniu coraz mniej monet oscylujących wokół pierwszego stanu nie polega gradingowi lub przynajmniej próbie gradingu. Powiem szczerze, że kupowanie monety w stanie I- bez jej zobaczenia „na żywo” jest dość ryzykowne, ponieważ takie monety kosztują już sporo. Grading przynajmniej w jakiejś części gwarantuje nam to, że moneta nie była np. czyszczona, czego sprzedawcy czasami nie chcą dostrzec. Oczywiście nie mam nic przeciwko kupowaniu monet w gorszych stanach. Czasami moneta w gorszym stanie prezentuje się dużo lepiej niż MS. Mam też takie w swojej kolekcji i jestem z nich bardzo zadowolony.
    pozdrawiam
    Darek

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń