Tak, bez wątpienia jest coś w GNDM, co budzi
szacunek i sympatie, stąd można się było spodziewać, że i do aukcyjnego
interesu podejdą z odpowiednią pasją, zaangażowaniem i pełną profeską.
Szczególnie, że silną stroną opisywanego organizatora wydaje się również
organizacja sprzedaży i wykorzystanie nowoczesnych narzędzi do prowadzenia biznesu,
więc można się było spodziewać, że nadchodząca aukcja będzie niezwykłym
wydarzeniem. Zatem jeśli jest tak idealnie i poprzednie działania GNDM udowadniają,
że firma aktywnie stara się zwiększać skalę działania poprzez nowoczesny,
świadomy marketing z poszanowaniem interesów pasjonatów, to przyznam, że moje
oczekiwania dla pierwszej imprezy aukcyjnej były zawieszone wysoko. Może nie
zaraz tam od razu „bardzo wygórowane”, bo pamiętam przecież pierwsze aukcje firmy
Niemczyka, e-aukcje WCN czy choćby ostatnią dość dramatyczną próbę, jaką
przeprowadził PTN, ale jednak (używając bliskiej mi terminologii) od
utalentowanego zawodnika oczekuje się potwierdzenia swojego potencjału nie
tylko na treningu, ale również podczas ważnego meczu. Czasu od ogłoszenia do
startu imprezy nie było zbyt wiele, więc mimo tego, że cos tam od dłuższego
czasu przebąkiwali o wejściu w ten biznes, to i tak pomyślałem sobie: oto Wasza
chwila prawdy. Ciekawe czy są na tyle dobrze zorganizowani, że zdążą
wykorzystać te wszystkie środki i przygotować imprezę, której potem nie będą
się wstydzić po latach J. Z drugiej strony, kto ma zrobić udaną
inauguracje, jak nie „goście”, którzy już nie raz pokazali, że znają się na
rzeczy a do tego potrafią obsługiwać te wszystkie dziwne i nowoczesne
narzędzia. Żeby pokazać jak do tego podchodziłem, poniższy obrazek na dobry
początek J.
Zatem liczyłem na wyjątkową i udaną aukcję. Zarówno
pod względami technicznymi jak czysto z kolekcjonerskiego punktu widzenia. Pod
względem technicznym uspokoił mnie wybór sprawdzonej platformy aukcyjnej. Z
doświadczenia wiem, że w tym internetowym świecie najczęściej jest tak, że
drobny a niepozorny i często przez to nieprzetestowany wcześniej proces może
z łatwością „wykrzaczyć” każdy nie wiem jak wielki projekt. I na nic zdadzą się
długie miesiące przygotowań, poważne środki wydane na projekt czy profesjonalizm
i zaangażowanie zespołu. Zatem uznałem, że One Bid to sprawdzone rozwiązanie, z
którym miałem już wcześniej do czynienia i byłem z tego zadowolony. Pewnie w
podobny sposób podszedł do tego problemu twórca aukcji. Dalej trzeba wspomnieć
o skutecznej formie promocji imprezy, jaką z cała pewnością była aktywna strona
GNDM na facebooku. Osobiście nie mam tam konta, jednak nie przeszkadza mi to
zaglądać regularnie gdyż mam świadomość, że obecnie w tym miejscu często krzyżują
się numizmatyczne drogi i warto wiedzieć, co się dzieje w najważniejszych instytucjach
związanych z naszą pasją. I nie myślę tu tylko o firmach sprzedających monety,
ale raczej o organizacjach skupiających znawców i pasjonatów, o muzeach eksponujących
interesujące monety czy o odkrywcach badających historię a szczególnie
interesujące mnie czasy XVIII wieku. Wracając do aukcji, organizator poszedł po
całości. Nie ograniczył się do „suchych” informacji a poszedł od razu o kilka kroków dalej, zamieszczając katalog w PDF, prezentując filmiki z najciekawszymi
monetami w wystawionej ofercie oraz nagrywając dokładną instrukcję obsługi
nowej platformy aukcyjnej. O ile manual okazał się dla mnie pomocny, bo
dowiedziałem się z niego o kilku ciekawych funkcjach, o których wcześniej nie
miałem pojęcia, to filmiki z monetami odebrałem, jako drobną przesadę. No może
nie z punktu widzenia sprzedającego, ale trochę zrzedła mi mina jak Pan Damian
pokazywał i zachwalał na filmie akurat TE MONETY, na które miałem właśnie spory
apetyt… Być może świadczy to o podobnym guście, jednak ja uważam, że nie trzeba
było być wielkim znawcą żeby z dobrze sfotografowanej i opisanej grupy monet
SAP wybrać te najciekawsze, które mogą być języczkiem uwagi. Dotąd wydawało mi
się, że miałem lekką przewagę z tego tytułu, że trochę się na tych monetach
znam – traktowałem to trochę, jako wartościowy bonus za prace u podstaw, jaką
codziennie odrabiam rozwijając swoje wiadomości. Teraz poczułem się sprowadzony
do jednego szeregu i tak jak inni, dostałem podstawowe informacje „na tacy”.
Trochę to zbyt uniwersalne i łatwe jak dla mnie, ale widocznie takie czasy i
jaki klient taka musi być oferta (taki żart, bez urazy) J.
Ok, a teraz dosyć o organizacji - czas na moje
prywatne odczucia związane z ofertą. Od razu przyznam się, że z
kolekcjonerskiego punktu widzenia chciałem dobrze wykorzystać nadchodząca
imprezę. Postanowiłem nieco „odczarować” swoją pozycję i postarać się skończyć
z okresem, w którym brakowało mi skuteczności w licytacji. Chciałem jak Robert
Lewandowski pokazać, że czasem zdarzają się trudne okresy w karierze jednak
zawsze warto walczyć żeby potem ustrzelić swojego „hattricka”. Coś mi ten
Robercik ostatnio chodzi po głowie. Pewnie to pokłosie jego świetnego występu z
Rumunią, który zresztą skomentowałem na blogu specjalnym zdjęciem w zakładce
bloga „INNE PASJE”, gdzie czasem wklejam różne aktualne zdjęcia z obszarów,
które interesują mnie po za numizmatyką. Pewnie mało kto z czytelników zagląda
do tej zakładki, więc poniżej zdjęcie o którym mowa.
Wzorem Roberta „RL 9”, postanowiłem nieco bardziej
aktywnie/agresywnie powalczyć o nowe srebrne monety SAP do mojego zbiorku J.
No tak, ale jaka była oferta monet Stanisława Augusta Poniatowskiego i czy w
ogóle było, o co „kopać się z koniem” (tu niewybrednie piję do swoich
konkurentów w licytacji J)? Może teraz zamiast tradycyjnie pisać
o tym, wystarczyłoby pójść z duchem czasu i puścić czytelnikom filmik, jaki specjalnie
na taką okazję nagrał Pan Damian. Trzeba przyznać, że dzięki niemu w kilka
chwil, można się zapoznać z ofertą najważniejszych (najdroższych) monet SAP
zgromadzonych na aukcji. Niech będzie, kto nie widział – zapraszam na filmową
prezentację oferty.
Może i można by już temat oferty zakończyć, może tak
by było łatwiej, ale dziś nie idziemy na skróty i zrobimy to również tradycyjnie
„po Bożemu”. Przejdźmy teraz do etapu, w którym opiszę po krótce przygotowaną
do sprzedaży ofertę srebrnych monet SAP z oczywistym akcentem na te numizmaty,
które wydały mi się najciekawsze oraz na wąską grupę sreberek, na które
najbardziej się napaliłem J. Zacznijmy od statystycznych podstaw.
Na aukcji zgromadzono 410 pozycji, z czego numizmatów Stanisława Augusta
Poniatowskiego było w sumie 28, co stanowi niecałe 7% oferty. Uznałem, że to
całkiem sporo – przyjrzyjmy się im teraz bliżej. Oczywiście nie wszystkie spełniały
warunek mojego zakresu, czyli srebrne monety koronne SAP.
Na wstępie sztandarem oferty okazały się dwa
wyśmienite medale z okresu panowania Poniatowskiego. Na pierwszym z nich
wystąpił sam Szczęsny Potocki. To równie wielka, co nieszczęśliwa i kontrowersyjna
postać, o której nie raz pisałem na blogu. Przeważnie była to krytyka, lecz
akurat ten medal sławi czyn niezwykły, który opisałem w artykule kiedy pisałem
o planach powiększenia armii do 100 tysięcy żołnierzy. Druga sztuka, również
słynna, jako element życiowej postawy Stanisława Augusta Poniatowskiego, jakim
był szacunek do przeszłości ojczyzny oraz upamiętnienie i oddanie czci swoim
królewskim poprzednikom. Postać Władysława Jagiełły, jakiej próżno poszukiwać
na innych numizmatach. Prawdziwe cuda, a do tego duże kawałki srebra ozdobione
w najlepszym XVIII wiecznym guście. Osobiście uznaję, że medale to najwyższy
stopień artystycznego kunsztu a co za tym idzie i największy poziom
wtajemniczenia, wiedzy i … wolnej gotówki. Edward hrabia Raczyński, który był tak miły
i czuły na piękno pracy medalierów, że zakochał się w tych metalowych arcydziełach
i sporządził ich wybitny katalog. Katalog ten dostępny jest w internecie i samo
przeglądanie oraz czytanie barwnych opisów sprawia mi ogromną radość … a co
dopiero czułbym, jako posiadacz choćby jednego takiego skarbu. Tu proszę link
do medalów wybitych za panowania ostatniego króla TU LINK Niestety uznałem, że nie jestem jeszcze na tym
etapie żeby rozważać zakup tak pięknych i kosztownych dzieł sztuki
medalierskiej jak te dwie pozycje. Mam jednak do nich wielki szacunek i
pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że może kiedyś… Zatem ofertę numizmatów SAP
otwierały dwa piękne medale, które jednak nie mieściły się w aktualnym zakresie
moich zainteresowań kolekcjonerskich, stąd z żalem je pominąłem. Dodam tylko,
że w tym miejscu organizator dodał kolejna nowinkę techniczną i do dobrych
zdjęć i opisu dołączył filmiki, na których można się „na żywo” zapoznać z tymi numizmatami.
No to już naprawdę XXI, numizmatyczny wiek w Polsce. Idąc dalej, nie
interesowały mnie również, jako potencjalne cele zakupowe wszystkie wystawione
monety miedziane, takie jak piękny grosz, półgrosz oraz szelągi w tym menniczy okaz gdański wykonany ze srebra. Zatem podsumowując ten akapit, z grupy 28
oferowanych numizmatów z okresu SAP, jako potencjalne cele akcyjne pozostały mi
22 monety, czyli w sumie całkiem spora gromadka. Poniżej zdjęcie pierwszej
grupy monet, „grubaski” J.
Monety ustawione zostały na aukcji od najbardziej
wartościowego nominału do najmniejszego, więc zaczynamy od talarów. Było ich
pięć sztuk, wszystkie bardzo podobnie zachowanie, których ocena stanu
oscylowała w okolicach silnej 3. Trzeba dodać, że była to grupa
najpopularniejszych grubych monet ostatniego króla, o czym najlepiej świadczą
roczniki monet, których z reguły jest zwykle najwięcej w sprzedaży. Rozpoczynając
od zawsze mile widzianego „zbrojarza” z 1766 roku na ostatnim roczniku talara
1795 kończąc. Pomiędzy nimi były trzy sztuki z roczników 1775, 1788 i 1794,
czyli jak już wspomniałem te najczęściej spotykane. Paradoksalnie taka oferta
powodowała całkiem korzystną sytuacje dla amatorów numizmatyki królewskiej,
którzy nie mają w swoich zbiorach tych najokazalszych monet SAP a którzy
chcieliby uzupełnić swoje zbiory. Zarówno roczniki jak i stany zachowania
znalazły odpowiednie odzwierciedlenie w cenach wyjściowych, które jak na ten
nominał były więcej niż przystępne. Z tego powodu spodziewałem się naprawdę
sporego zainteresowania ta grupa monet. Tak się złożyło, że ja akurat posiadam
wszystkie wymienione roczniki, stąd ograniczyłem się do zapisania zdjęć monet i
to tylko tych spośród nich, o których nie pisałem jeszcze na blogu.
Kolejnym zbiorem wystawionej oferty monet z okresu
SAP były dwuzłotówki. Było ich w sumie aż 6 sztuk i na pierwszy rzut oka charakteryzowały
się dość zróżnicowanym stanem zachowania. Od kiepskiego egzemplarza z
pierwszego rocznika, w którym bito ten rodzaj monety za czasów Poniatowskiego, czyli
1766 aż do ładnej i błyszczącej ośmiogroszówki z rzadszego rocznika 1772.
Dwuzłotówki stanowią sporą cześć spośród moich monet, a jak wiadomo zbieram
monety „na warianty” stąd zawsze wnikliwie przyglądam się detalom z trzech
stron monety (wliczam rant). Pierwsza, pod pozycją 151, to wyżej wspomniana
dwuzłotówka z 1766 roku w 4 stanie zachowania nie miała tego, czego szukam w
monetach, czyli nie była ani piękna ani unikalna, jako wariant
stempla, stąd nie zajmowałem nią już sobie głowy. Kolejna moneta z rocznika
1768 zainteresowała mnie bardziej. Poprawny opis aukcjonera wskazywał na
nieopisany w najnowszym katalogu wariant. Potwierdziło to tylko moją obserwacje
i opinie o wielu wariantach monet SAP, których katalog (mimo swoich rozmiarów
biblii) nie uwzględnia. Pochwale się, że również posiadam taka dwuzłotówkę i
bardzo podobnie ją na swój użytek opisałem. Jednak ta konkretna sztuka
zaintrygowała mnie czymś innym. Po pierwsze pochodziła z innego stempla niż
„nieopisany wariant”, który posiadam a do tego wydawało mi się, że coś
odmiennego znajduję analizując zawieszenie orderu pod wieńcem. Sprawdziłem to
na powiększeniu dostępnym na stronie aukcyjnej (dzięki, działa bardzo dobrze) i
nie będąc do końca pewnym czy mam do czynienia z nowym wariantem czy tez ze
złudzeniem spowodowanym obiegiem – zaznaczyłem sobie ta dwójkę, jako pierwszy
potencjalny cel aukcyjny. Pierwsze „koty za płoty” J.
Dalej była ciekawa moneta z rzadszego rocznika 1770, która została znów fajnie
opisana, jako nieco odmienna od tych notowanych w katalogu monet. Ja już kiedyś
opisałem zakup podobnej dwuzłotówki na jednej z aukcji WCN, stąd jeden
egzemplarz z tego rocznika już mam w swoim posiadaniu, lecz znając kilka
wariantów monet zawsze chętnie pozyskam kolejną. Na początku porównałem
oferowany wariant z moją monetą i wyszło mi, że pochodzą z odmiennych stempli.
To cecha, która zdecydowała żeby dodać i ten egzemplarz do grona monet
„obserwowanych”. Nie byłem jednak pewien
czy zalicytuję, gdyż stan zachowania egzemplarza był nieco poniżej tego, czego
poszukuje. Idziemy dalej a poniżej prezentuje zdjęcie wszystkich sześciu monet
tego nominału.
Następna dwuzłotówka pochodziła z tego samego
rocznika. Jak na rzadkość monet z 1770, to uznałem, że spotkać dwie w jednej
aukcji to fakt niespotykany zbyt często. Pierwsza myśl, jaką miałem brzmiała:
„po kiego grzyba” wystawiają te dwie monety razem obok siebie. Moim zdaniem
rozsądniejsze byłoby ich rozdzielenie, dajmy na to przeznaczenie jednej z nich
na kolejną aukcję lub z racji jeszcze gorszego stanu (oceniony na 4) puszczenie
jej gdzieś z boku, choćby na aledrogo. Jednak „nie mój cyrk, nie moje małpy”
stąd nie zajmowałem się tym problemem więcej. Następna dwuzłotówka
zainteresowała mnie już bardzo poważnie, rocznik 1772 to jeden z tych, których
nadal mi brakuje w zbiorze, więc nie miałem innego wyjścia jak zapisać sobie
jej numerek i bardzo poważnie podejść do wygrania jej podczas licytacji. Moneta
oceniona dość wysoko, bo na drugi stan zachowania była do tej chwili moim
zdecydowanym liderem. Ten rocznik mimo swojej rzadkości charakteryzuje się
kilkoma wariantami stempla, stąd kontrolnie sprawdziłem sobie czy opis
wskazujący na 24.g1 jest prawidłowy. Okazało się, że nie jest – jednak trzeba
docenić po raz kolejny oko i dodatkowy komentarz osoby opisującej ofertę.
Celnie wypatrzono, że tego wariantu nie zarejestrowano w najnowszym katalogu i
mimo tego, że opisano w tej publikacji aż 6 wariantów tej rzadkiej monety, to
najwidoczniej jest ich więcej. Ten z całą wątpliwością nie został jeszcze
odkryty. Istna poezja dla zbieracza wariantów. Cena wywołania 2 tysiące
złotych, cena szacunkowa do 3,5 tysiąca złotych – to wszystko zapowiadało walkę
na grube portfele. Nie lubię tego rodzaju zakupów, ale czasem trzeba się
bardziej postarać, więc byłem CAŁY NA TAK J. Na te chwile
to był mój faworyt. Ostatnią monetą dwuzłotową była moja „stara znajoma”, czyli
egzemplarz z 1777 roku. Inny wariant niż ten, który opisałem kiedyś na blogu,
jako ukradziony. W jednym z ostatnich artykułów wyraziłem zdanie, że ten
rocznik mnie jakoś specjalnie prześladuje, ponieważ zawsze jak chce pozyskać monetę
z tego roku, to mam z nią jakieś wyjątkowe problemy. Nadarzyła się kolejna okazja
żeby zmienić złą karmę i zdjąć klątwę 1777. Stan oceniono na 3/3+, może nie najwyżej,
ale autorzy dodali optymistyczną notatkę, po której można było mieć nadzieje,
że moneta w realu wygląda nieco lepiej niż na zdjęciach. Szczególnie patyna była
jakaś dziwna i wyjątkowo nie dodawała jej urody. Ja patynę bardzo lubię, ale te
kropki i wytarcia wyglądały jakby ktoś na niej wcześniej testował jakiś mało
efektywny sposób czyszczenia. Uznałem, że zapiszę ją sobie i dodam do
obserwowanych pozycji, jednak jeśli cena będzie szybowała w górę to
zdecydowanie odpuszczę sobie przyjemność bliższego kontaktu z tym egzemplarzem.
Tyle o grubszych monetach SAP a teraz przyjrzyjmy się groszakom.
Półzłotki to jak wiadomo moje ulubione monety,
których z racji przystępnej ceny i sporej popularności występowania udało mi
się dotychczas zgromadzić najwięcej. Pierwszą wystawiona do sprzedaży moneta z
tej grupy był dwugrosz z popularnego rocznika 1766. Rocznik ten z racji nakładu
i mnogości odmian i wariantów jest zawsze interesujący i warto sprawdzić, z
jakim konkretnie mamy do czynienia. Oprócz wariantu dla mnie liczy się również
stan zachowania, szczególnie w tak popularnym roczniku jak ten. Stan monety nie
był wysokich lotów, co przeważyło i mimo tego, że nie mam wariantu 16.a4 to
postanowiłem poczekać i „kiedyś” kupić jakiś nieco lepszy egzemplarz. Uznałem
też, że nie musze od razu wykupywać wszystkich monet, jakich nie posiadam,
szczególnie że przecież w tym zbieraniu się do nikąd nie spieszę oraz dla tego,
że mnie na to po prostu najzwyczajniej w życiu nie stać J.
Drugi półzłotek, to już nie przelewki – ładna moneta z rocznika 1772, z którego
nie mam jeszcze ani jednej sztuki. Od razu się sobie spodobaliśmy i uznaliśmy,
że będziemy razem. Jedyny problem z tą panną młodą miałem estymując sobie ile
za nią przyjdzie mi zapłacić. Organizatorzy byli tak mili, że zasugerowali
przedział cenowy w granicach 1500 – 3000 złotych. Uznałem, że to sporo i
zobaczymy podczas aukcji jak się sprawy potoczą. Z tą nadzieją zapisałem sobie
moniaka w bazie ofert do licytacji. Kolejnym półzłotkiem okazał się być mocno
spracowany egzemplarz z 1775 roku. Mam takich kilka, również nie są zbyt
piękne, (co za rocznik) stąd wystarczył mi jedne rzut oka by uznać, że warto
sobie zapisać zdjęcie i pójść swoją drogą.
Teraz przyszła kolej na półzłotka z 1779 roku, który
reklamowany był, jako jedna z ciekawszych monet SAP na aukcji. To zdecydowanie
rzadszy rocznik, z którego monety tylko sporadycznie pojawiają się w sprzedaży.
Są trudne do zdobycia i bardzo poszukiwane. Ja również jestem w bandzie tych
nieszczęśników, którzy dotychczas nie zdobyli swojego egzemplarza z tego
rocznika. Czy będę jednak wystarczająco zdeterminowany żeby zdobyć go właśnie
teraz, na tej aukcji, tą piękną monetę, której stan zachowania grono wysokiej jakości
specjalistów z GNDM oceniło na pełne 2? Oto jest pytanie.
Ponieważ wszystko mi się w tej monecie podobało, nie pozostawało mi już nic
więcej jak obrabować pociąg ze złotem i oczekiwać na rozpoczęcie licytacji J.
To zdecydowanie była moneta dla mnie, mniam mniam mniam… Nie wypada również
wspomnieć, że wyżej opisana dama nie przybyła sama. Była na tym balu również
jej siostra bliźniaczka, która zapewne w młodym wieku zachorowała na szkorbut
(co to jest, nie wiem? Ale brzmi paskudnie) i z którego nieboga się do dzisiaj
jeszcze nie wyleczyła. Brzydsza siostra, coś jak przyzwoitka. Na poważnie, to
znów uznałem za nierozważne, oferowanie na jednej aukcji drugiego egzemplarza z
tak rzadkiego rocznika. Moneta oceniona na 4+, mogła być jedynie „nagrodą
pocieszenia” dla amatora, który mimo staran nie kupił jej piękniejszej siostry.
W sumie nie była taka zła, ale jednak uznałem, że to nie dla mnie - „albo rybki
albo pipki” – tak sobie powiedziałem wybierając w myślach bank jaki przyjdzie
mi obrabować żeby pozyskać półzłotka z 1779. Tak zamierzałem zrobić i basta.
Ostatnim egzemplarzem z tego nominału był przyzwoitej, jakości egzemplarz z
rocznika, którego dawno nie widziałem i to nawet na zdjęciu. Co prawda
organizator w tym przypadku nieco popłynął reklamując monetę z rocznika, 1781
jako „nigdy nie notowany w archiwum WCN”. Obaj wiemy, że w najnowszym katalogu
znajduje się zdjęcie tej monety i to pochodzące właśnie z WCN, więc trochę
nietrafiona ocena, jednak trudno się nie zgodzić z tezą, że jest to
prawdopodobnie najrzadziej występujący rocznik. Ja oczywiście go z moim pudełku
z monetami nie posiadam, stąd uznałem, że może czas to zmienić. Stan nieco mnie
wystraszył, zdjęcia pokazywały monetę o zdecydowanie bogatej historii, która z pewnością była w wielu rękach zanim trafiła na aukcje. Niska cena wywoławcza ustawiona na
zaledwie 200 złotych skutecznie jednak zachęciła mnie, żeby spróbować
powalczyć. Taki był plan.
Dobrnąłem jakoś do końca opisu srebrnej oferty.
Trzeba przyznać, że miałem o czym myśleć i kilka monet nieźle zawróciło mi w
głowie. Spośród grupy 8 monet zaznaczonych przez mnie, jako te najciekawsze
zdecydowałem się szczególnie postawić na 4 egzemplarze. Moimi faworytami były w kolejności, cudna
dwuzłotówka z 1772 oraz trzy piękne i rzadkie półzłotki z roczników 1772, 1779
i 1781. Pozostałe 4 obserwowane monety, były opcją interesująca tylko wówczas,
kiedy licytacje będą odbywały się na niskich kwotach, czyli jeśli uda się „po
taniości” to przyjmę je pod swój dach, ale nic na siłę. Wszystko wydawało się być
gotowe, rozpoczął się, więc jeden z najtrudniejszych etapów aukcji, jakim z
pewnością jest dla każdego pasjonata…nudny okres oczekiwania na rozpoczęcie licytacji
J.
Zanim doszło do licytacji na początek powiem, że
prawie bym ją przegapił. Jak to możliwe, skoro sam pisałem, że z każdej strony
atakowały mnie informacje o tym wydarzeniu? Otóż może właśnie wynikało to z
nadmiaru reklam i zainteresowania. W całym tym szumie jakoś tak się mi w głowie
poukładało, że byłem pewien tego, iż aukcja odbywa się w sobotę. Byłem pewien, że
data 11 czerwca to właśnie sobota, stąd kiedy w piątek wieczorem przypadkowo zorientowałem
się w swojej pomyłce zmuszony byłem awaryjnie przearanżować swoje plany na
weekend. Akurat oznaczało to dla mnie wyłącznie pozytywne nowiny, bo zyskałem
„gratis” sobotnie popołudnie i mogłem przeznaczyć je na spacer z rodzinką, z
którego już w myślach wcześniej się wypisałem (z żalem). W końcu to rodzina
jest najważniejsza i warto o tym pamiętać, spędzając długie godziny na
pogłębianiu wiedzy, zbieraniu materiałów i pisaniu bloga J.
Ok, zatem mamy leniwe niedzielne popołudnie, podczas którego aukcja GNDM była
moim jedynym zaplanowanym obowiązkiem. To jest życie J.
Poniżej prezentuje zdjęcie „live” z mojego udziału w tym weekendowym
wydarzeniu.
Tak to prawda, przyznaje się do tego, że licytowałem
z laptopa na skąpanym słońcem balkono-tarasie, ubrany w nie wiele więcej niż krótkie
gatki. W takich okolicznościach przyrody to mógłbym, co tydzień sobie nieco
policytować. Pomyślałem wtedy nawet, że
może właśnie dzięki takiemu luźniejszemu podejściu do numizmatyki, moje licytacyjne
starania zakończą się w końcu jakimś drobnym sukcesem. Zatem strategia, jaką
reprezentowałem w to niedzielne popołudnie była prosta – grunt to relaks oraz dobra
zabawa i choćby nie wiem co, to dziś nie „puszczą mnie w skarpetkach”- bo przezornie, byłem na bosaka J.
I się zaczęło, poszły konie po betonie. Już sam
początek miałem udany. Okazało się, że pierwsza moneta, która obserwuję nie
zyskała sobie grona internetowych wielbicieli i tak nieoczekiwanie szybko
stałem się nowym właścicielem ciekawej dwuzłotówki z 1768 roku. Ten pierwszy sukces
nieco uśpił moja czujność i dalej już nie było tak łatwo. Pan Damian w
internecie z każdą chwilą tracił głos na artykułowaniu kolejnych kwot a grono
moich zdobyczy zupełnie się nie powiększało. Druga z ośmiu obserwowanych,
dwuzłotówka z 1770 roku nie powiększyła mojej kolekcji. Muszę powiedzieć, że z
nieznanych mi teraz przyczyn w ostatniej chwili zdecydowałem żeby jej nie
licytować, uznając kwotę 700 złotych za wystarczający powód do tego, aby jej
nie przebijać i tym samym mimo atrakcyjnej ceny nie włączyłem się do walki. Zbierałem
siły na kolejne oferty. I teraz dochodzimy do pierwszej z monet, które chciałem
naprawdę kupić. Dwuzłotówka z 1772 ruszyła z kopyta, cena szybowała i szybowała
a ja nie włączałem się do gry czekając na to, do jakiego poziomu dojdzie, kiedy
już sytuacja się nieco uspokoi. Na moją zgubę cena zatrzymała się na poziomie,
którego nie mogłem i nie chciałem zaakceptować, stąd z ogromnym żalem zmuszony
zostałem do opuszczenia kolejnej licytacji. Liczyłem się co prawda z porządnym
wydatkiem, jednak w moim mniemaniu cena tej dwójki już dawno przestała być
rozsądna. A może się nie znam J. W każdym razie temat z mojej strony do
poprawy. Kolejna była dwuzłotówka z feralnego rocznika 1777. Nawet chciałem ją
kupić, jednak znów uznałem, że cena, jaka osiągnęła jest adekwatna i jakoś nie
miałem spinać się by kupić akurat tę monetę. W końcu zostały mi jeszcze do
„ubicia” obserwowane półzłotki.
Pierwszy dwugrosz, ten z 1766 był tylko rozgrzewką.
Obserwowałem licytacje przygotowując się do najważniejszej batalii. Szybko
poszło i prowadzący rozpoczął sprzedaż rocznika 1772. Jak w każdej z aukcji
miałem swój tajny limit, do którego byłem zdecydowany licytować i dodam, że nie
był to limit mały. Wprost przeciwnie byłem zdecydowany na walkę do pewnych,
całkiem poważnych jak na ten nominał granic. Jednak moneta z 1772 szybko
przebiła moją „linię oporu” i znów zostałem z niczym. Obserwowałem jak
przebiega licytacja, jak nabiera rozpędu a potem zwalnia a w końcu jak dogorywa
i rzuca się jak ryba wyciągnięta z wody na brzeg, na początku gwałtownie a
potem coraz wolniej i wolniej… To był opis przyrody J.
Wracając do rzeczywistości, nie przebiłem i nic się nie stało. Przyznam, że
akurat z trzech półzłotków ten rocznik interesował mnie najmniej. Kupiłbym go
gdyby cena była atrakcyjna, a tak tylko zyskałem pewien punkt odniesienia do
kolejnych monet, które interesowały mnie szczególnie. Pierwsza z nich zaczęła
się podobnie jak poprzednia od gwałtownego skoku w górę. Cena półzłotka z 1779
roku bardzo szybko pokonała barierę 2 tysięcy złotych i tylko nieco zwolniła
mijając ten poziom. Potem już tylko małe szachy, podbijanie z lekkim
opóźnieniem. Połówki kwot i takie tam zagrywki. Dość powiedzieć, że moneta jest
moja J. Nieco rozochocony zdobyczą z rozpędu wpadłem
do licytacji rzadkiego półzłotka z 1781. Liczyłem, że kwota zatrzyma się w
okolicach 1500 złotych, jednak to zdecydowanie nie był mój dzień, jeśli chodzi
o przewidywanie cen. Widocznie wielu amatorów monet polski królewskiej miało
podobne plany i trzeba było stoczyć bój na wyższym poziomie bankowości. Nie
odpuściłem do końca. Ubiłem trzecią i jak Lewandowski zdobyłem swojego
numizmatycznego hattricka. Stad właśnie tytuł dzisiejszego artykułu, przez chwilę byłem jak numizmatyczny RL 9. Poniżej
podsumowanie mojego udziału.
Wszystko się wydało, a co tam w końcu to nie żadna
tajemnica, bo nie wiadomo tak do końca czy chwalę się czy się raczej żale J.
Wszystko na sprzedaż – są ikonki, są kolorki – każdy może sobie sprawdzić jak
mi poszło. To, co mnie w tym wszystkim cieszy, to 100% skuteczność, trzy razy włączyłem
się do licytacji i wszystkie je wygrałem. To już coś, ale czy było warto? Odpowiedź dla miłośnika monet SAP jest
prosta, TAK. Każdy z moich nowych nabytków okazał się być w rzeczywistości
piękną zdobyczą. Monety odebrałem osobiście, gdyż jako osoba mieszkająca w
okolicy (polecam Pragę Południe) mam do gabinetu odległość można rzec - spacerową.
Zawsze, kiedy kupowałem coś w GNDM lubiłem sam odbierać monety i przyznam, że
ostatnio przeszkadzało mi wyłączenie tej możliwości. Dobrze, że aukcjoner i na
tym polu wraca do dobrej tradycji. Ciekawe tylko, czy na stałe? Jako bonus
dodam, że odbierając swoją zdobycz miałem okazję porozmawiać chwilę z Panem
Damianem i wymienić opinie o zakończonej aukcji oraz usłyszeć nieco o planach
na przyszłe imprezy. Jak przystało na polowanie, na zakończenie powinien sfotografować
się ze swoją zdobyczą. Poniżej prezentuje zbiorcze zdjęcie moich nowych
nabytków.
Nie mam wątpliwości, że kolejne aukcje GNDM będą
również udane, żeby nie powiedzieć, że będą jeszcze lepsze. Doświadczenie uczy,
że z reguły każda następna produkcja jest bardziej udana. Żeby daleko nie szukać,
weźmy mój blog – pierwsze posty mimo tego, że delikatnie mówiąc były „romantycznie
naiwne”, to i tak jako pewna nowość zyskały sobie miłe przyjęcie a nawet przychylne
komentarze takich tuzów i idoli jak Panowie Chałupski i Janke. Teraz wydaje
się, że wpisy są „nieco” dojrzalsze i bogatsze w informacje, jednak nadal znajdują
grono czytelników, którzy kibicują moim staraniom. Przewiduję, że podobnie (
jak nie lepiej) będzie z przyszłymi imprezami organizowanymi przez gabinet Pana
Marciniaka. Ja w każdym razie będę im
kibicował i pozytywnie motywował do tworzenia jeszcze lepszego produktu. Szczególnie
teraz, kiedy już mam swoje trofea z pierwszej, historycznej aukcji, o której
być może będę kiedyś po latach opowiadał wnukom pokazując im piękno monet SAP.
Pozostaje teraz poczekać na następną imprezę GNDM, zarezerwować sobie czas we
wrześniowy weekend lub złożyć wygodne „snajperskie” limity. Oby tylko oferta
monet Poniatowskiego i budżet dopisały, bo emocji z pewnością nam nie
zabraknie. To tyle na dzisiaj, do zobaczenia niebawem J.
W
artykule wykorzystałem zdjęcia i opisy z 1 aukcji GNDM oraz grafiki wyszukane
za pomocą narzędzia google grafika.
Monety SAP to nie moja bajka, ale czy do półzłotków z 1779 roku nie użyto przerobionych stempli z rocznika 1777 ?
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i gratuluję spostrzegawczości - trafił Pan/Pani w punkt :-)
OdpowiedzUsuńKorzystając z ostatnich zakupów, już własnie powoli zabrałem się do pisania kolejnego artykułu i jest to dokładnie (przypadek? nie sądzę) wpis o 2gr z rocznika 1779!
Będzie więc okazja żeby o tym szerzej opowiedzieć, a nawet dodać dla czytelników małą niespodziankę...
Uprzedzając ewentualne pytanie. W lipcu planuje również wpis o drugim półzłotku, egzemplarzu z 1781, który ma podobną cechę i pewnie z racji swojej rzadkości nikt tego jeszcze konkretnie nie zauważył i nie poruszył. Ale cicho-sza, bo na teraz to jeszcze tajemnica :-) Nie będziemy psuć niespodzianki.
witam interesują mnie wiadomości na temat złotówki SAP 1795 wiem że jest to bardzo rzadko pojawiająca się moneta na rynku czy mógłby pan cos o niej napisać?Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie też ona bardzo interesuje, wciąż szukam egzemplarza do mojego zbioru :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno napiszę artykuł na blogu na ten temat, jednak trudno mi się teraz deklarować.
Do jesieni mam już konkretnie zaplanowane tematy i pewnie musiałbym ją gdzieś zdobyć, żeby ten plan zmienić. Proszę śledzić wpisy, ilość nowych możliwości mi się zmniejsza i z każdym wpisem jestem coraz bliżej tej monety :-) Bede pamiętał, pozdrawiam.
Witam!
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem Pana pracy nad blogiem.
Monety SAP dodam do zbioru za rok na razie jest on rozplanowany, ale dzięki Pana pracy widzę, że będę miał co robić ;)
Jedno mnie zastanawia... jak Pan oblicza nakład odmiany?
Pozdrawiam
Monety są wdzięcznym tematem do bloga, ja pisze o okresie SAP ale praktycznie każdy inny temat z naszej historii można by ciekawie zilustrować numizmatami. Ciesze się, że chce Pan włączyć je do swojego zbioru, każdy kolejny amator monet ostatniego króla jest tu mile widzany.
OdpowiedzUsuńJak obliczam nakład odmiany? Najlepiej przesledzic to na przykładzie jakiegos mojego wpisu.
Wydawało mi się, że to jasne ale chętnie dojasnie bo to moja autorska-amatorska metoda.
Jest kilka istotnych etapów, poniżej wymienię je po kolei:
1) Zdobycie jak największej ilości monet do analizy (tak zwanej próby, glownie to oczywiście bedą zdjecia)
2) Dokładna analiza monet (awers, rewers, rant) oraz ich podział na odmiany i warianty (opisanie różnic)
3) Obliczenie ilości monet w danym wariancie/odmianie jakie wystąpiły w badanej próbie oraz ustalenie ich rozkładu % (do całości badanej próby)
4) Ustalony rozklad % danej odmiany/wariantu, nastepnie odnoszę do znanego mi nakładu całego rocznika
5) W ten sposób estymuję ilość monet jaka teoretycznie przypada na daną odmiane/wariant
6) Następnie tą ilość monet odnoszę do skali rzadkości Emeryka Hutten-Czapskiego oraz do moich poprzednich analiz
Łatwizna, trudniej wytłumaczyć niż zrobić :D
Bardzo Panu dziękuję. Skorzystam z tej pomocy.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś pójdzie mi to z taką łatwością jak Panu.