Czymże jest zamiłowanie do monet polski królewskiej jak nie
jakaś alternatywną formą zainteresowania historią naszego kraju. Każdy pewnie to
z doświadczenia przyzna, że wiedza o obiektach naszego zainteresowania jest
cnotą, którą należy pogłębiać i w sobie rozwijać. Jednak gruntowana nawet
znajomość monet, bez wiedzy o kontekście historycznym, w jakim obiegały jest
wiedzą niepełną żeby nie powiedzieć powierzchowną. Idą tym mylnym tropem wystarczyłoby
przecież do monety dokupić sobie pierwszy z brzegu katalog żeby pozyskać
większość technicznych informacji (dane statyczne) i na tym można by naszą
edukacje zakończyć. Ja jednak
rekomenduje trochę głębsze wejście w epokę i aktywnie poszukiwanie ciekawych pozycji,
które by nam oczywiste przecież braki w wiedzy jakoś zabezpieczyły. Teraz, w naszych
czasach wiedza dosłownie leży na ulicy, jest na wyciagnięcie ręki i wręcz jak
kot się łasi zabiegając o naszą uwagę. Zatem grzechem by było z tej sposobności
nie skorzystać, szczególnie, że nie trzeba jej szukać daleko. Dziś właśnie opowiem
jak zrobiłem kolejny już krok w tym kierunku.
Zbieranie monet, co do zasady nie jest czynnością w praktyce
wielce wymagającą od strony wysiłku i aktywności fizycznej. Ot trzeba wstać
rano, ogarnąć się trochę, albumy z monetami porozkładać, pooglądać przez lupę, poszperać
w literaturze, zapisać kilka zdań a potem znów wszystko złożyć i w bezpieczne
miejsce odnieść… Jak widać człowiek sobie przy tym rękawów nie urwie… Zupełnie
inaczej jednak się ma sprawa, gdy o wysiłek intelektualny idzie. Wiedza o
monetach oraz o kontekście historycznym, w jakich występowały wymaga od
amatorów numizmatyki ciągłych studiów i poszukiwań. Stawiania sobie pytań, rozwijanie
kompetencji, artykułowanie śmiałych tez i późniejsza ich obrona a wreszcie, na
końcu rozpowszechnianie i dzielenie się tą wiedzą. Nie jestem w tym obszarze
odmieńcem i też raczej „na poważnie” interesuje się okresem, który zbieram, o
czym jak mniemam doskonale świadczy to, że tutaj coś staram się o tym pisać.
Skąd brać tę wiedzę? Podstawową odpowiedzią, jaka nasuwa się na tak zadane
pytanie jest czytać książki historyczne, numizmatyczne, katalogi, opracowania, publikacje
i prasę fachową. Czyli generalnie tzw. „czytelnictwo” jest najpopularniejszą
formą poszerzania swojej wiedzy i poglądu na tematy związane z kontekstem
historycznym. Zależy, co się zbiera (jak wszystko to: „Huston mamy kłopot” J) taką literaturę się wybiera.
Oczywiście nie samą literaturą żyje człowiek. Na swoim przykładzie wiem, że
kolejnym powszechnym dla mnie źródłem wiedzy jest też Internet. Tym samym z
dużą doza prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że wykorzystanie innych
nowoczesnych nosików informacji jest podstawą nowoczesnego podejścia do tradycyjnej
formy kolekcjonowania monet.
I dziś o jednym z takich „nowych” nośników napisze w kontakcie
opisu książki, jaką nie ukrywam - jestem zauroczony. Chciałbym przy okazji
zareklamować i książkę, i nową jej formę. Dlaczego? Bezinteresownie, ponieważ
jest to moim zdaniem podstawowa pozycja dla osób interesujących się życiem i
czasami ostatniego króla polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pozycja o
tyle ważna, że rzuca nowe światło na decyzje, jakie podejmował nasz władca oraz
okoliczności (przeważnie niesprzyjające), w jakich przyszło mu rządzić krajem.
Nie bez znaczenia jest fakt, że pozycja, jaką poniżej polecam przychylnym okiem
patrzy na króla i można rzec, że jest to praca, której zadaniem jest
„odczarowanie” jego niekorzystnego wizerunku w świadomości społecznej. Dla mnie, jako amatora numizmatyki
ostatniego króla, jest to ważne o tyle, że po pierwsze obcując z jego działami
materialnymi (na przykład monety z jego wizerunkiem) czuje pozytywne emocje
względem Stanisława Augusta. A po drugie, wiedząc już trochę o tych trudnych
czasach - buntuje się przeciw tezom o bezdyskusyjnej winie króla i jego zdradzie,
jako powodach upadku I Rzeczpospolitej – wiedząc, że była to wygodna i nośna
historia w czasach walki o niepodległość. Zacznijmy od autora i od książki a
potem zdradzę, jaką formę dziś polecam.
Autorem książki „Stanisław August” jest postać nietuzinkowa.
Stanisław Mackiewicz – Cat moim zdaniem ma życiorys równie ciekawy jak bohater
jego opowieści i pewnie doczeka się kiedyś nie gorszej publikacji o sobie niż
ta o królu polski. Stanisław Mackiewicz urodził się 18.12.1896 w Petersburgu
(czyli mieście w którym król Stanisław August Poniatowski bywał wielokrotnie) w
rodzinie szlacheckiej herbu Bożawola. Mackiewiczowie byli na Litwie zasłużoną
familią, która wydała na świat dwóch pisarzy i
publicystów (autor i jego brat Józef). Ciekawostką w tym miejscu może być fakt, że ród
ten został bardzo ciekawie opisany w innej książce, którą przy okazji polecam.
Mianowicie Kazimierz Orłoś napisał „Dzieje dwóch rodzin. Mackiewiczów z Litwy i
Orłosiów z Ukrainy. Skąd ta książka? Otóż tak się złożyło, że siostra Stanisława
- Seweryna była matką znanego prozaika Stanisława Orłosia oraz babcią „jeszcze
bardziej znanego” dziennikarza Macieja Orłosia, którego pozdrawiam, bo właśnie widzę
go w TV (pisze ten post w czasie trwania/oglądania jednym okiem „Teleexpressu”).
Przypadek? Nie sondzę ;-) Ale nie o tym, nie o tym…
Wracając do autora, Stanisław dorastał i uczył się w Wilnie.
Od młodości był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej i jako ochotnik brał
udział w wojnie z bolszewikami. Po wojnie był redaktorem naczelnym Wileńskiego
„Słowa”. Bardzo dużo publikował i nie krył swojej fascynacji Piłsudzkim, z
którym znał się osobiście. Po śmierci marszałka ostro krytykował politykę ministra
Becka oraz rząd sanacyjny, za co nawet trafił do więzienia. Tak kiedyś się za
krytykę odpowiadało. Po agresji ZSRR na Polskę wraz z polskim garnizonem
opuszcza kraj i udaje się do Francji. Tam współpracuje z rządem na uchodźstwie.
Już wtedy jego poglądy delikatnie mówiąc można określić, jako kontrowersyjne.
Zwalczał gen Sikorskiego, któremu zarzucał zbytnia spolegliwość wobec ZSRR i
Stalina, niekompetencje i małą agresywność polityczną. Po upadku Francji
przenosi się do Londynu i tam publikuje w tygodniku „Lwów i Wilno”. Cały czas
działa w elitach emigracyjnych i w końcu zostaje Premierem rządu na uchodźstwie
w latach 1954-55. Następnie wraca do
kraju w 1956 roku. Gdzie wydaje liczne publikacje w Instytucie „PAX” oraz
paryskiej „Kulturze”, w których głównie krytykuje polską emigracje. W 1964
protestuje przeciw cenzurze rządu PRL, za co wytoczono mu proces, który
przerwała jego śmierć. Zanany był ze swoich bardzo kontrowersyjnych sądów. Był
fanem dobrego jedzenia, pojedynkowania i pięknych kobiet. Ot człowiek
renesansu. Uznaje się, że pseudonim CAT zapożyczył z książki Rudyarda Kiplinga
„O kocie, który chadzał własnymi drogami”. Jak widać autor naszej książki był
kolorowa i nietuzinkową postacią.
Niech przemówi autor, oto kilka cytatów z różnych
publikacji:
„…my, Polacy, nie znosimy właściwych ludzi na właściwych miejscach. My nie
lubimy naczelników, szefów, wodzów inteligentnych. Nawet na prezesów naszych
stowarzyszeń, stronnictw, organizacji z radością wybieramy ludzi niebojowych,
to znaczy pozbawionych indywidualności. Kult poczciwego durnia jest jedynym
powszechnie uznanym kultem w Polsce.”
„W Polsce, ludzie boją się wypowiadać
prawdę najbardziej oczywistą, jeżeli ta prawda sprzeciwia się powszechnie
ulubionym bzdurstwom, którym hołduje solidarnie całe społeczeństwo”
„Wiem, że jest to ciężkie i niepopularne,
ale nie należę do tych, którzy twierdzą, że patriotyzm polega na okłamywaniu
polskiego społeczeństwa i utrzymywaniu go w stanie ciągłej iluzji.”
A teraz o książce. Dzieło Mackiewicza nie jest typowa
biografią. Nie jest to też bynajmniej jakiś nudny i przesadnie intelektualny historyczny
wykład. Książka napisana jest, jako podzielony na rozdziały zbiór opowieści i
anegdot, coś jak gawęda, która składa się na obraz
króla i jego arcyciekawej epoki. Wszystko to oczywiście jest okraszone bardzo żywym
i soczystym językiem, pełnym ciekawostek i osobistych dygresji autora. Autor bardzo często odnosi się do źródeł historycznych, zachowuje więc pozory
obiektywnej oceny, nie szczędząc przy tym nieprzychylnych sądów o innych
utartych opiniach oraz innych autorach niepodzielających jego poglądów na życie
i losy ostatniego króla. Bardzo ciekawe szczególnie dla miłośników monet jest
to, że ni jest to tylko opowieść o królu, ale raczej o problemach
polityczno-społecznych tamtego okresu. Wiele znajdziemy tam opisów wpływów
zagranicznych na politykę naszego państwa, opisów postaw szlacheckich – zarówno
tych zacnych jak i tych haniebnych. Jak wiemy są to sprawy bardzo ściśle
powiązane z naszą kolekcjonerska pasją stąd jawi się ta historia, jako solidna
kopalnia wiedzy o okresie w którym obiegały nasze umiłowane numizmaty. Kopalnia,
która jednak nie idzie utartymi ścieżkami, często broni króla i tłumaczy jego wybory,
lecz w niektórych sytuacjach nie cofa się przed ostra krytyką, – co sugeruje
„jakiś tam„ (raczej niski) stopień obiektywizmu. Bardzo ciekawe jest tez to, że
w czasach komuny, w jakich Mackiewicz pisał tę książkę Stanisław August
Poniatowski był dla społeczeństwa synonimem „zdrajcy, który sprzedał swoją ojczyznę”.
Więc sami przyznacie jak przeczytacie, że forma, w jakiej polemizuje z tym main-streemowym
podejściem jest iście kozacka. Autor najpierw pokazuje szerokie ujęcie, tło
historyczne a dopiero potem na tym tle rysuje postać króla. Trzeba przyznać, że
to dobry zabieg i jeśli dobrze ukaże się rzeczywistość okresu, w którym żył i
panował Stanisław August Poniatowski to niemal fizycznie czuje się, z jakimi
przeciwnościami musiał się podczas swojej 30 letniej służby mierzyć. Generalnie
autor stara się „odczarować” naszego króla, pokazać, co było rzeczywista przyczyna
upadku naszej ojczyzny.
Znamiennym dla mnie tematem poruszonym w tej książce (jednym z wielu pasjonujących) jest jego obiektywnie negatywna
ocena Konfederacji Barskiej. Konfederacji, która do teraz oceniana jest głównie przez niewiedze i
powielanie sądów, jako „ wymagający najwyższego szacunku zryw
niepodległościowy”. Przez romantyków XIX wiecznych została wystawiona na piedestał, ale czy słusznie ?
Autor pisze:
„Od konfederacji barskiej, której nie lubię i nie szanuję, od kiedy bliżej ją poznałem, narodem polskim można najłatwiej rządzić, jeśli się wszystko potępia, za żadną rzeczywistość nie bierze odpowiedzialności, zawsze się apeluje do uczuć niezadowolenia, krytyki, bezwzględnego potępienia. Anglicy mają nad nami tą wielką wyższość , że pytają zawsze: pan krytykuje, a co pan zrobiłby na ich miejscu? - U nas takie pytanie nie jest konieczne. Nasze życie publiczne to ciągła premia za całkowite poczucie nieodpowiedzialności.”
Po przeczytaniu książki (a czyta się świetnie) muszę
szczerze przyznać, że osiągnąłem stan uświadomionej niekompetencji. Czyli wiem
już ile nie wiem (nie wiedziałem) o procesach społeczno-politycznych dziejących
się w Polsce w II połowie XVIII wieku. O ilu istotnych rzeczach, faktach i
okolicznościach nie maiłem wcześniej nawet blado-zielonego pojęcia. To naprawdę
daje kopa. Więcej nie zdradzę, poniżej prezentuje spis treści żeby dać pogląd o
tematyce, która został opisana.
SPIS TREŚCI
I.
Wysyłam Keyserlinga, by zrobił ciebie królem
II.
Memento mori
III. Mopsice
IV. Partyjnik
V. Korona
VI. Nike,
Nike, Nike
VII. Konfederacja
radomska
VIII. Konfederacja
barska zgubiła Polskę
IX.
"Panie Kochanku"
X.
Rejtan i Poniatowski
XI.
Paryż
XII. Rokosz
Branickiego
XIII. Duchy na
strychu
XIV. Kaniów
XV. Sejm
Wielki
XVI. Od
Konstytucji 3 maja do Targowicy
XVII. Zakończenie
Na okładce książki wydanej w formie papierowej autor napisał:
„Przyjacielu, jeśli nie lubisz innych
poglądów od tych, do których się PRZYZWYCZAIŁEŚ, to proszę Cię, nie czytaj
moich książek”
Nie jest to może idealna reklama, ale
widocznie autor liczył na efekt znany obecnie w marketingu, który pokazuje, że
teraz właśnie takie kontrowersyjne tematy najlepiej się sprzedają. Więc nie
czajcie się zbyt długo przed sięgnięciem po tę pozycje. To podstawowa wiedza o
okresie i zaręczam, że nie będziecie żałowali ani minuty spędzonej nad tą książką.
Teraz forma, a właściwie format – proponuje MP3. Tak!
Posiadam własną bibliotekę, kupuje ze 25-30 książek rocznie a jednak nie
przeczytałem tej książki w klasyczny sposób. Co gorsze – rekomenduje ten nowoczesny sposób z czystym sumieniem. Sprawdza się to u mnie doskonale w literaturze
faktu, biografiach, beletrystyce, SF, akcji, powieściach, – czyli dla tych
wszystkich pozycji jakie czytam po za numizmatyką (tam, jednak lubię dane i
liczby, a więc papier rulez!). Forma
„słuchowiska” znana nam przecież na przykład z audycji Polskiego Radia ma
naprawdę duży potencjał i jako heavy-user wróżę jej raczej świetlaną
przyszłość. Czyta się trochę inaczej, moim zdaniem lepiej. Bo wyobraźcie sobie,
że można „czytać” leżąc z zamkniętymi oczami i przezywając losy bohaterów i ich
historie bez udziału wzroku, tylko rozgrywając ją bezpośrednio w swoim mózgu…
To robi różnicę. Kiedy do bardzo ciekawej książki dorzucicie doskonałą
interpretacje lektora (a niekiedy i zespołów aktorów oraz opracowanie muzyczne)
- to sami dojdziecie do wniosku, że oto zdarzyło Wam się coś, czego Wam w życiu
dotychczas brakowało – otóż tanim kosztem macie szansę obcować z prawdziwą
sztuką, jaką nagle staje się połączenie tych dwóch form przekazu. W naszym
przypadku to 10 godzin i 23 minuty doskonałej sztuki i rozrywki, coś akurat na
tydzień pełen wrażeń J
Lektorem, który świetnie przeczytał „Stanisława Augusta”
jest nieżyjący niestety już aktor Teatru Powszechnego w Warszawie
- Andrzej Piszczatowski. Pan Andrzej był raczej aktorem teatralnym, ale grał też
drugoplanowe role w wielu znanych filmach kinowych, telewizyjnych a nawet w
popularnych telenowelach. Niewielu jednak wie, że jego ukochanym dzieckiem, w
którym świetnie sprawdzał i rozwinął był dubbing. Obdarzony charakterystycznym
głosem, nienaganna dykcją oraz zmysłem aktorskim był naprawdę wybitnym lektorem.
Jakie są korzyści i wymagania żeby skorzystać z pliku MP3 i
posłuchać książki w interpretacji Pana Andrzeja. Nic prostszego, napisze na
swoim przykładzie. Ja osobiście słucham audiobooków na telefonie komórkowym,
(ale można to robić również na komputerze czy tez tablecie). Ja jednak
preferuje telefon a to, dlatego że mam go zawsze przy sobie a bardzo często
„czytam” w ten sposób leżąc w łóżku lub będąc w podróży. To bardzo wygodne i
świetnie wycisza po szalonym dniu pogoni za wzniosłymi celami naszych korporacji.
Jakie sa korzyści oprócz wygody w użyciu. Dwie istotne: pierwsza taka, ze
praktycznie każdą książkę można wypróbować ściągając darmowy fragment
(najczęściej 1-2 h) zanim się zdecydujemy kupić – sami przyznacie, że to
świetna sprawa i bardzo często z tego korzystam (praktycznie zawsze). Druga korzyść
to cena – z reguły niższa niż wydania książkowego. Trzecie – masz zawsze książkę
przy sobie. Jest tych zalet jeszcze więcej, ale pozwolę żeby każdy sobie sam
cos ciekawego tam odkrył J
OK., to co robimy?
1. Sprawdzamy czy telefon jest podłączony do WiFi
(zalecam)
2. Ściągamy na telefon aplikacje „audioteka.pl” (za
darmo)
3. Rejestrujemy się w serwisie (za darmo)
4. Wybieramy książkę, która nas interesuje – w tym
wypadku „Stanisław August”
5. Ściągamy na telefon próbkę 1h (za darmo),
żeby przekonać się czy to dla nas J
6. Zakładamy słuchawki, wciskamy się w fotel,
zamykamy oczy i pozwalamy, aby głos lektora rysował nam świat, w jakim
funkcjonował nasz król.
7. Po darmowej godzinie, jak nam się spodoba (nie widzę inaczej) ściągamy
sobie resztę książki (wtedy dopiero płacimy)
LINK do strony: audioteka.pl
LINK do strony: audioteka.pl
Rada praktyczna: dla nowych użytkowników
serwisu audioteka.pl pierwszy audiobook kosztuje zawsze 15 złotych. Zatem aby
odnieść większą korzyść to zalecam, jako pierwszą ściągnąć sobie jakąś droższa pozycje,
bo nasza książka kosztuje tylko 29,70 zł. Gdyby na przykład ktoś z Was lubił prozę Andrzeja Sapkowskiego i chciałby „wsiąknąć głębiej” w historię średniowiecznego
Śląska i czasy wojen na obecnym pograniczu naszego kraju, to bardzo polecam Trylogię Husycką. To
dopiero jest uczta najwyższej jakości J
Pierwszy tom trylogii nazywa się „Narrenturm” i
kosztuje aż 52,90 zł, więc mozna go wykorzystac jako "ten pierwszy audiobook" i zapłacic 15 złotych.
To tyle, naprawde chciałem to krócej napisać ale chyba nie potrafię formułować zwięzłych, precyzyjnych mysli i zawsze wychodzi mi jakaś epopeja...Tradycyjnie pozdrawiam każdego, kto doczytał do końca i zapraszam do słuchania książek J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz