niedziela, 25 sierpnia 2019

Odgrzewane kotlety, czyli podsumowanie aukcji z pierwszej połowy 2019 roku.


Witam w kolejnym wpisie na blogu kulinarnym, gotuj z @eleniaszem... Proszę nie regulować odbiorników, bo ja oczywiście profesji nie zmieniłem i jedynie pozwoliłem sobie na drobny żarcik :-) Kotlety w tytule, to tylko taka smakowita przenośnia. Choć pewnie przymiotnik „odgrzewane” zadbał już oto, żeby nikomu ślinka na komputer nie pociekła. Dzisiejszy tekst, to będzie temat zaległy, obiecany dawno temu, który jak wyrzut sumienia ciąży mi od dłuższego czasu.W końcu jednak znalazłem wolną chwilę, akurat tyle aby zasiąść do laptopa i zakończyć opis tego ważnego rozdziału z życia zbieracza. Zwlekałem z tym wszystkim dostatecznie długo, stąd nic dziwnego, że znaleźli się tacy znani i lubiani bloggerzy, którzy wypełnili tę lukę i już „za mnie” to wszystko bardzo ładnie podsumowali. Nie ma więc wielkiego stresu i raczej ameryki dziś żadnej nie odkryje. I mimo tego, że będzie to wpis pisany bardziej z reporterskiego obowiązku, niż kierowany emocjami, to sądzę, że warto poświęcić kilka minut by się z nim zapoznać. Co ciekawe, pisząc relację z tak długiego okresu i chcąc opisać wiele imprez za jednym zamachem, łapię się na tym, że emocje i echa tych aukcji już dawno przebrzmiały i muszę sobie to teraz z niemałym wysiłkiem przypominać. Tu jednak sprawdza się dobra organizacja, rozumiana jako pliki, zdjęcia i notatki, które podpowiadają mi jak wtedy żyłem, kiedy i gdzie brałem udział oraz co ewentualnie udało mi się wylicytować, a czego nie kupiłem. Starość nie radość i pamięć już trzeba sobie jakoś wspomagać. Ciekawe kiedy przejdę na twardsze dopalacze :-)

OK, więc ta jak to zawarłem w tytule, używając terminologii gastronomicznej, która chociażby z racji wykonywanej profesji jest mi dość bliska - będą to dziś, takie trochę „odgrzewane kotlety”. Mam tylko nadzieję, że po przechowaniu pół roku z lodówce, okażą się jeszcze w miarę strawne i nikomu z czytających bloga dziś nie zaszkodzą. W końcu blog to ma być rozrywka a nie... środek na przeczyszczenie :-). Zresztą, zadbałem i oto. Kotlety przed podaniem zostały sprawdzone przez prawdziwego fachowca, bo przecież nikt tak nie demaskuje niejadalnych kotletów, jak ikona rodzimej gastronomii - Pani Magda Gessler. Teraz już przechodzę powoli do rzeczy, ale zanim to nastąpi, to jeszcze czas na pierwszą ilustrację, która dzisiaj oczywiście jest utrzymana w tematyce numi-gastro. Oto i ona.
Jak widać, Pani Magda nie owija w bawełnę i ma swój styl. A, że zna się nie tylko na kuchni ale również liznęła gdzieś wiedzy z zakresu numizmatyki, to potrafi odróżnić dobrego (odgrzewanego) kotleta z zakończonych aukcji od "fejkowych numizmatów" rodem z różnego typu skarbnic i innych menniczych dziwolągów, specjalizujących się jedynie w naciąganiu nieświadomych ludzi. Przedstawiciele tych pożal się Boże "producentów" regularnie wypisują komentarze do moich starych tekstów na blogu, dodając linki do swoich okropnych produktów. Jestem jednak czujny i wykasowanie ich bełkotu zajmuje mi max 20 sekund. Ot, taka walka z wiatrakami. Ale wracając do rzeczy, to skoro kulinarna wyrocznia potwierdziła, że odgrzewane kotlety są OK i jesteśmy bezpieczni, to już teraz ze spokojem zapraszam na dalszą część tekstu :-)

Na samym wstępie warto zaznaczyć, że rynek numizmatyczny miał się w pierwszej połowie 2019 bardzo dobrze. Jest spore zainteresowanie numizmatyką, są wysokie ceny, z szaf i sejfów wyciągane są ładne monety, to i nic dziwnego, że z każdym rokiem imprez aukcyjnych mamy coraz więcej. Kalendarz kolekcjonera, zbieracza czy handlarza starzyzną, zapełnia się coraz to nowymi aukcjami po brzegi, które wysypują się niemal jak z rogu obfitości. Do grona organizatorów dołączają nowe podmioty, którym nie wystarcza już okazjonalny handel na Allegro i chcą robić „prawdziwy biznes” na numizmatyce. Stosunkowo nową kategorią aukcjonerów jaką można zaobserwować, są drobne firmy powadzone przez osoby postanawiające połączyć pasję i wiedzę z handlem numizmatami. To niezwykle kusząca perspektywa i pewnie wiele się nie pomylę jak napiszę, że przez myśl większości aktywnych kolekcjonerów taka idea już kiedyś przeszła. Przez mój także, stąd wiem znam to z autopsji. Niewielka część już się na to zdecydowała, cześć się wciąż waha ale większość i tak nigdy nie przejdzie z etapu snucia marzeń do praktycznej realizacji. To nic złego i dziwnego, takie jest życie i nie każdy znawca monet skończy jako ich sprzedawca. Jeśli chodzi o same aukcje, to jak na dłoni widać kilka odmiennych strategii działania. Od organizowania jednej porządnej imprezy w dłuższym okresie (dajmy na to w półroczu), aż do kilku drobnych imprez realizowanych w krótkich odstępach czasu. Liderem w kategorii ilości impreza była w pierwszym półroczu firma Coinsnet, która tylko w okresie 5 miesięcy zorganizowała aż trzy aukcje na OneBid. I co ciekawe, były to jej pierwsze, debiutanckie imprezy tego typu. Kozacki początek, chociaż w numizmatyce ilość częśto kłóci się z jakością. I tu mamy kolejną wymierną kategorię jaką można sobie wyznaczyć analizując dane, czyli ilość dni aukcyjnych. Ta zmienna najczęściej jest bezpośrednio powiązana z liczbą zgromadzonego materiału oraz z jego jakością. To zrozumiałe, że na większe imprezy mogą pozwolić sobie jedynie domy aukcyjne, które potrafią zgromadzić liczny materiał. I tu akurat często ilość idzie w parze z jakością. Mam na myśli to, że statystycznie ludzie są bardziej skłonni oddawać monety na najbardziej prestiżowe imprezy, gdyż nie jest tajemnicą, że to właśnie na tego typu aukcje gromadzą najwięcej kupujących a co za tym idzie, tam ceny są najwyższe. I tu od razu muszę odnieść się do pierwszej połowy 2019 roku i dodać, że sporo aukcji spośród ponad 20 odbytych imprez było moim zdaniem... bardzo słabych. Do tego stopnia mnie nie zainteresowały, że z reguły nie brałem w nich w ogóle działu, gdyż nie było na nich dla mnie niczego interesującego. Oczywiście ja aktywnie zbieram tylko okres SAP, stąd nie wykluczam, że aukcje które ja ominąłem szerokim łukiem, dla pasjonatów innych okresów mogły obfitować w dobry towar. O tych imprezach tylko wspomnę w dalszej części i nie będę ich szerzej opisywał. Na drugim biegunie warto zauważyć imprezy obfitujące w świetny materiał. Duzi gracze decydują się na kilkudniowe imprezy i to, co jeszcze rok temu było ewenementem, dziś staje się codziennością. Jedno jednak się nie zmieniło. W dalszym ciągu, naprawdę dobry materiał, szczególnie taki ze starszych kolekcji złożonych z monet, które się jeszcze nie opatrzyły w internecie – jest na wagę złota (albo nawet i lepiej). Ilość imprez i podmiotów zaangażowanych w handel powoli drenuje ten rynek i kolekcje, co powoduje, że nawet duże domy aukcyjne powoli odczuwają problemy z unikalnym materiałem. Nie przyznają się do tego oficjalnie, ale tak jest i w sumie nic w tym dziwnego. W końcu kolekcja numizmatyczna z reguły budowana jest latami i to nie jest półka w markecie, którą można napełnić towarem wyjętym z magazynu. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Jedno jest pewne, żyjemy w ciekawych czasach. A teraz już naprawdę kończę ten przydługi wstęp i przechodzę do głównego tematu.

I tak tak to już jest, że zawsze od czegoś trzeba zacząć. W tym przypadku nie będzie trudności, ponieważ posłużę się kalendarzem i podejdę do opisu chronologicznie. Z reguły sezon rozpoczyna się spokojnie, by z każdą kolejną imprezą nabierać tempa. To powoduje, że na pierwszy ogień nie idą jakieś wyjątkowe wydarzenia. Dokładnie tak samo było z aukcjami planowanymi w pierwszej połowie roku 2019, którą rozpoczynała skromna w obiekty impreza o nazwie: 5 aukcja Bereska Numizmatyka. Oferta zawierała 174 pozycje i żadnej monety z mojego okresu. Przemilczmy więc to przechodząc do kolejnej aukcji, którą była przeprowadzana z ogromnymi kłopotami 36 aukcja Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Czasy, kiedy na imprezy PTN czekało się z zapartym tchem odeszły i nie wiadomo czy jeszcze kiedyś powrócą. W każdym razie, aktualnie nic na to nie wskazuje... Czyżby w XXI wieku słabiej sprawdzał się model działalności społecznej? Pewnie tak jest i to jeden ze znaków naszych czasów. Łatwo jest krytykować innych siedząc sobie wygodnie w fotelu, więc ja sobie tego oszczędzę i nie będę ciągnął tego wątku. Wracając do 36 aukcji PTN to zawierała ona jedynie 239 pozycji, w tym całe 6 stanowiły monety Poniatowskiego. Srebrnych monet SAP było zaledwie 3 sztuki. Były to krążki bardzo popularne i w obiegowych stanach. Tym samym to kolejna aukcja, która nie skusiła mnie do tego by się do niej zgłosić. Dzień później swoją aukcję przeprowadzał Antykwariat Numizmatyczny Karola Karbownika, ale nie było tam w ogóle monet, a do sprzedaży jedynie oferowano odznaki wojskowe. To ciekawy temat mający liczne rzesze oddanych zwolenników. Ja do nich nie należę i ograniczyłem się jedynie do przejrzenia materiału w celu odszukania emblematu swojego pułku. Niestety bezskutecznie. Czyli kolejna aukcja, której emocje związane z udziałem mnie ominęły. I tak bezstresowo mi minął styczeń.

Drugiego lutego na rynku numizmatycznych zadebiutowała firma Coinsnet. Pan Krzysztof Padzikowski bardzo aktywnie działa w tym roku i za to należą mu się słowa uznania.Trzy imprezy w pół roku to swoisty rekord kraju. Tak się składa, że regularnie bywając w Bydgoszczy dość często zaglądam na ulicę Dworcową by przekonać się czy nie ma tam dla mnie czegoś ciekawego. Wówczas mam okazję zobaczyć sporo interesujących monet, jednak jak dotąd żadnej nie udało mi się tam zakupić. Z reguły albo stan zachowania, albo cena mi nie odpowiada. Ale nie tracę wiary, to dobry adres dla kolekcjonera i być może nadejdzie kiedyś ten dzień gdy natrafię tam jakiś skarb. W końcu Coinsnet to mój „ziomal” i warto wspierać regionalne inicjatywy. Wracając do 1 Aukcji tej firmy, to zgromadzono na niej 440 obiektów w tym były aż 24 monety z okresu SAP. Nie można narzekać, bo przecież 14 spośród nich było wybitych ze srebra i niektóre okazały się całkiem ciekawe, szczególnie dla początkujących miłośników tego okresu. Ja jednak buduję zbiór bardziej zaawansowany i nie znalazłem w tej ofercie niczego dla siebie. W tym miejscu mogę jedynie odnotować obecność w ofercie, ciekawszej złotówki z 1785 roku oraz półtalara 1768 w obiegowych stanach zachowania. To dwie pierwsze srebrne monety SAP sprzedawane w 2019, które uznaję za ciekawe.

No ale posucha nie może przecież trwać wiecznie. I tu przechodzę do mojej ulubionej imprezy w opisywanym półroczu. Pierwszą aukcją do której zgłosiłem się ze świadomością chęci zakupu monet do kolekcji, była 7 Aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Potężna, kilkudniowa impreza zaczynała się w hotelu Marriott od tradycyjnej, piątkowej sesji wykładowej. Miałem okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu i jak zwykle byłem oczarowany zarówno poziomem wykładów, wzorową organizacją jak i liczną frekwencją ze strony pasjonatów starych numizmatów. Poniżej prezentuje spis wykładów na ilustracji.



Wykłady zostały nagrane i są udostępnione na stronie GNDM, jeśli ktoś nie widział to warto w wolnej chwili się z nimi zapoznać. Kończąc myśl na temat piątkowej sesji, chciałbym jeszcze raz podkreślić wyborne towarzystwo oraz podziękować za odbyte dyskusje o życiu i numizmatyce toczące się w kuluarach imprezy. A teraz przejdźmy już do samej aukcji.

Podczas pięciu dni trwania imprezy, wystawiono do sprzedaży aż 3821 obiektów. To się nazywa rozmach :-) Dla miłośników sreber Poniatowskiego najbardziej istotny był pierwszy dzień sprzedaży w którym praktycznie przez całą sobotę przewijały się numizmaty SAP. Organizatorzy „poukrywali” monety Poniatowskiego w kilku miejscach i trzeba było utrzymywać stałą czujność i łączność (jeśli ktoś licytował zdalnie) w rożnych porach dnia. Do południa krążki SAP były elementem licytacji w ramach zbiorów monet z mennic gdańskiej i toruńskiej. W porze obiadowej wypadały licytacje numizmatów sprzedawanych jako standardowe obiekty z okresu Polski Królewskiej. Natomiast wieczorem, na spóźnioną kolację, pod młotek trafiła kolekcja zatytułowana „Monety Trzech Augustów”, którą dopełniały numizmaty trzeciego z Augustów, króla Stanisława Poniatowskiego. Jak widać mieliśmy tego dnia prawdziwą ucztę dla miłośników mennictwa ostatniego króla elekcyjnego, gdyż spośród zgromadzonych obiektów, wiele było monet na widok których żywiej zabiło mi serce. Zacznijmy od początku, czyli od zbiorów z mennic miejskich.

Z mennicy w Gdańsku sprzedawano zbiór 12 srebrnych monet SAP, którego ozdobą był menniczy szóstak z roku 1764 w slabie. Dla mnie to jednak jeszcze za wysokie progi i swoją uwagę skoncentrowałem na równie ładnym szóstaku z późniejszego rocznika 1765. Te monety nie są popularne i charakteryzują się stosunkowo płytkim biciem na awersie. Stąd monety, na których widać w miarę dobrze portret królewski są poszukiwanym rarytasem. Postanowiłem o nią powalczyć. To była moja pierwsza sobotnia licytacja i od razu udało mi się ją wygrać, choć łatwo nie było. Poniżej prezentuje zdjęcie mojego pierwszego aukcyjnego nabytku w tym roku.

Jak widać, trafił mi się egzemplarz z końcówki blachy. W kolekcji monet gdańskich, chciałem pójść za ciosem, bo spodobał mi się jeszcze piękny szeląg z rocznika 1765. Tu niestety nie odniosłem sukcesu i ten rocznik nadal pozostaje do uzupełnienia. Co nie jest wcale takie łatwe, bo ładnie zachowanych monet tego typu, na których widać jeszcze resztki srebrzenia, do kupienia w rozsądnych cenach – niestety brak. Więcej monet gdańskich mnie nie skusiło i teraz czas na przejście do drugiej mennicy miejskiej bijącej monety w początkowym okresie panowania Poniatowskiego. Czyli, zaglądamy do Torunia. A tam czekało już na mnie 7 monet, na czele z cudnym szóstakiem z rocznika 1765. To moneta wyjątkowej urody i warto pokazać ją na blogu i zapisać dla potomnych.

Lubie ten styl popiersia, który jak żywo przypomina mi późniejsze monety pruskie z popiersiem Fryderyka. Ani chybi, punce portretowe wykonał je ten sam medalier, który w 1765 pracował dla mennicy w Toruniu. Cena 35 650 złotych, stanowi wystarczający dowód niespotykanego piękna i popularności tego egzemplarza wśród licytujących. Nie było mi jednak dane nawet zbliżyć się do tego rodzaju kwoty. Kolekcja toruńska zrobiła na mnie wrażenie, jednak twardo stąpając po ziemi, wolałem zachować amunicję na później, gdyż tego dnia czekały na mnie jeszcze liczne handlowe wyzwania.

Moje kolejne obiekty zainteresowania pojawiły się w porze obiadowej i smakowały wybornie. W ramach standardowej oferty z okresu SAP do sprzedaży przeznaczono 57 monet, z czego aż 45 sztuk stanowiły krążki ze srebra. Było więc w czym wybierać i można było dostać oczopląsów od spoglądania na co ładniejsze sztuki. Pierwszą z brzegu monetą, która zwróciła moją uwagę była ładnie zachowana dwuzłotówka z rocznika 1766 opisana w katalogu Parchimowicz/Brzeziński jako wariant 24.a9. Miałem już co prawda trzy monety z tego rocznika, jednak do licytacji przekonał mnie nie tyle nieposiadany jeszcze wariant, co po prostu ponadprzeciętny stan krążka. Uwielbiam tego typu monety w których po obu stronach brak defektów blachy i śladów justunku, co prezentuje poniżej.


Nie pamiętam już jak do tego doszło, ale w efekcie stałem się jej szczęśliwym nowym właścicielem. Trzeba dodać, że nie był to okazyjny zakup „po taniości”. Ale co tam, dwuzłotówka jest naprawdę ładna i uważam że było warto ponieść ten finansowy wysiłek :-)

Idąc za ciosem, zakupiłem również kolejną pozycję aukcyjną, którą stanowiła pruska podróbka dwuzłotówki z rocznika 1767. Pisałem już wielokrotnie o fałszerstwach króla Prus i jestem w posiadaniu sporej ilości podrobionych monet z pruskich mennic, jednak dwuzłotówki z tego rocznika jeszcze nie posiadałem. To trudno dostępny numizmat i jak dziś pamiętam ile musiałem się go naszukać do tekstu na bloga. Dziś mam już własny egzemplarz, który prezentuje się tak.
Dalej na aukcji było jeszcze wiele ciekawych monet dwuzłotowych, jednak ja czekałem na egzemplarz z rocznika 1785. Ten rocznik pojawia się w sprzedaży sporadycznie i najczęściej nie są to monety dobrze zachowane. Jak kiedyś już pisałem, lubię to wyjątkowe przedstawienie królewskie z portretu ośmiogroszówek z okresu od 1783 do 1785, stąd czaiłem się na jakiś ładniejszy egzemplarz. Czekałem na w pełni czytelny krążek bez justunku i można powiedzieć, że się doczekałem i moja cierpliwość oraz powściągliwość by wcześniej nie kupować „złomków”, została w końcu wynagrodzona. Poniżej mój czwarty nabytek tego dnia. Czyż nie jest ładniutki? :-)
Ta naturalna patyna bardzo ładnie podkreśla urodę krążka, nie mogłem mu się oprzeć. Grzechem zaniechania byłoby nie kupić i przepuścić taką okazję. Ale to nie koniec, bo znów siłą rozpędu, kupiłem też jeszcze kolejną pozycję, którą była ciekawa ośmiogroszówkia z rocznika 1788. To szczególny wariant charakteryzujący się brakiem kropki po literze „E” w inicjałach intendenta mennicy warszawskiej. Znałem ten wariant bardzo dobrze i miałem zapisany jako jeden z celów do pozyskania. Idealna okazja nadarzyła się właśnie podczas 7 aukcji GNDM, gdyż moneta była nie tylko interesująca ale również posiadała ogólnie bardzo dobrą prezencję. Pomyślałem, że warto tego typu numizmat włączyć do zbioru. I tak też uczyniłem, bo nikt nie potrafił mi w tym przeszkodzić. Poniżej wstawiam zdjęcie.
Jak się okazało, tym razem seria zwycięskich licytacji była dłuższa i udało mi się zakupić także kolejny wystawiony krążek, a mianowicie 2 złote z rocznika 1789. Powoli (OK, bardzo powoli) przygotowuję się do opisania tego rocznika na blogu i z racji niespotykanego wariantu zaciekawiła mnie właśnie ta szczególna moneta. Nie będę teraz wychodził przed orkiestrę i pisał co konkretnie w niej mnie tak zainteresowało, dodam tylko, że nie ma tego wariantu w najnowszym katalogu monet SAP. Wprawny obserwator sam szybko dojdzie jakie elementy stanowią o wyjątkowości tego stempla. Poniżej czytelne zdjęcie mojego nabytku numer 6.
Każda seria się kiedyś kończy, moja też się skończyła po trzech wygranych licytacjach z rzędu. To i tak jak dotąd mój rekord i pewnie nie prędko go pobiję. Nie był to jednak jeszcze koniec mojego udziału w aukcji. Kolejnej licytacji już nie wygrałem, jednak warto odnotować, że ruszyłem w szranki o najpopularniejszą z popularnych, czyli złotówkę z 1767. Spodobał mi się stan tej monety, choć wyjątkowo nie błyszczała menniczo jak sporo innych krążków, które ostatnio trafiły do sprzedaży. Urzekła mnie swoim naturalnym pięknem wiekowej patyny i brakiem justunku, który bardzo często skutecznie „zdewastował” nawet mennicze sztuki z tego rocznika. Odpuściłem licytację gdzieś powyżej ceny tysiąca złotych, uznając że to granica której nie chciałbym w tak dostępnym roczniku przekraczać. To jednak jeszcze nie koniec porażek jakie poniosłem tego dnia. Odpadłem również w przedbiegach amatorów piękna menniczego półzłotka 1766 w wariancie z ośmioma listkami lewego wieńca. Ten rocznik ma wariantów „jak psów” i wiele jeszcze czeka na opisanie, jednak stan sprzedawanej monety uznałem za wyjątkowo pasujący do mojej koncepcji zbioru. Niby mennicza, ale z tłumiącą jej połysk patyną a nie święcąca gołą blachą jak większość spośród licznie zapuszkowanych MS-ów. Cena jednak po raz kolejny nie pozwoliła mi na jej pozyskanie. W sesji południowej, więcej monet SAP już nie kupiłem.

Wieczorem na miłośników numizmatyki czekała prawdziwa gratka w postaci kolekcji monet „Trzech Augustów”. To był naprawdę wyjątkowy zbiór monet polskich z okresu XVIII wieku.W ramach tej kolekcji do sprzedaży trafiło aż 90 numizmatów z okresu SAP i niektórymi z nich byłem szczerze zainteresowany. A Poniatowski jak zwykle był sprzedawany na samym końcu, więc mogę śmiało napisać, iż tego dnia od świtu do nocy prześlęczałem przy komputerze. Z racji rozwleczenia w czasie licytacji monet którymi byłem zainteresowany uznałem, że właśnie taka, zdalna forma udziału w aukcji będzie najbardziej efektywna. Z jednej strony trochę tego żałowałem, bo licytacja na sali ma swój niepowtarzalny klimat. Jednak tym razem uznałem, że ważniejsza od sentymentów będzie solidna organizacja, bo przecież nie mogłem całego dnia spędzić na licytacjach w hotelu. Zobaczmy zatem jakie były efekty takiego podejścia. Pierwsza próba wygrania aukcji okazała się być nieudana. Zasadziłem się na próbnego grosza z 1771 roku z monogramem na rewersie, którego cena w efekcie przekroczyła 5 tysięcy złotych. Nie wiem na co liczyłem, jednak wycofałem się z gry uznając, że monety próbne SAP to chyba jeszcze nie dla mnie.. Jednak moneta jest na tyle interesująca, że warto ją i tak uwiecznić na blogu.
Było w tej kolekcji naprawdę kilkanaście świetnych monet Poniatowskiego, które zostały docenione przez uczestników i których licytacje kończyły się ogromnymi kwotami. Weźmy dla przykładu pięknego talara z 1783 za 15 tysięcy, czy najrzadszego talara SAP z rocznika 1792 wylicytowanego za kwotę ponad 40 tysięcy złotych. Takie monety posiadać w zbiorze, to już klasa średnia wyższa. Coś jak przesiadka z volkswagena golfa do aertona. Wiem bo ostatnio to testowałem :-). Dość powiedzieć, że w tej kolekcji były aż dwa talary z rocznika 1792. Jeden egzemplarz to już prawdziwa rzadkość na aukcjach, ale spotkać aż dwie sztuki i to w pięknych stanach, to chyba dałoby się zrealizować jedynie w Muzeum Narodowym podczas kwerendy. Klasa sama w sobie, szkoda że nie mogę się pochwalić takim klasycznym krążkiem. Do tego dochodziły jeszcze cudowne półtalary, że wspomnę jedynie rocznik 1782, który sprzedano za 17 825 złotych. Miałem tych monet dodanych do „obserwowanych” jeszcze kilkanaście i gdybym chciał je wszystkie kupić to jedna nerka była by za mało i pewnie musiałbym jeszcze dołożyć wątrobę :-) Wybitna kolekcja, czas więc coś z niej uszczknąć dla siebie. Na swoją kolej musiałem jeszcze chwilę poczekać, przegrywając przy okazji licytacje dwuzłotówki 1793 z przebitą datą oraz rzadszą odmianę menniczej złotówki z 1767 w slabie NGC.

Finisz tego dnia zacząłem skromnie od ładnie spatynowanej dwugroszówki z 1766 w wariancie z ośmioma listkami wieńca. To podobna moneta do tej, której nie udało mi się kupić w południe. Po dukatach, talarach i innym grubszym złocie, taka drobnica jak półzłotek nie wzbudziła już wielkiego wielkiego zainteresowania. Zamierzałem na tym skorzystać. Poniżej mój nowy (enty z kolei) półzłotek z tego rocznika.
Ciekawe kiedy uznam, że mam już monet z tego rocznika już na tyle dużo, że nie będę planował zakupu kolejnych wariantów. Muszę w końcu opisać je kiedyś na blogu, to może wówczas przejdzie mi ochota na eksperymenty. Policzyłem, że posiadam już 17 egzemplarzy z 1766 i każdy jest inny. Mam również świadomość, że jak bym się uparł to i do 100 wariantów stempla w tym roczniku mógłbym spokojnie dociągnąć. Muszę to jeszcze przemyśleć i skupić się raczej na odmianach, niż na wariantach stempla. Taka publiczna samokrytyka :-).

Ale, ale to jeszcze nie koniec tej niezwykłej soboty, bo nadal było kilka obiektów które chciałem pozyskać. Licytowałem bez powodzenia menniczą 10-cio groszówkę z 1787 w trumnie NGC. Z równie marnym skutkiem zakończyły się moje starania o srebrnika 1766 w odmianie bez napisów bocznych na rewersie. Co prawdą akurat taką monetę już u siebie mam, ale ten sprzedawany na aukcji był znacznie ładniejszy więc chciałem go sobie podmienić. Potem nastąpiła dla mnie krótka przerwa wypełniona przez monety miedziane Poniatowskiego. Sporo było tam ładnych sztuk i cieszyłem się, że nie zbieram miedziaków i nie muszę napinać się by je wszystkie pokupować :-). Tak to już jest, że czasem człowiek cieszy się z drobnych rzeczy, których nie zrobił... Następnie na tapetę wróciło srebro za sprawą monet z mennic miejskich. Można powiedzieć, że zatoczyłem koło bo sobota zaczęła się dla mnie od licytacji numizmatów z Gdańska i Torunia, i tak samo się zakończyła. Przeżyłem de-jawu i po raz drugi poległem na licytacji szóstaka gdańskiego z 1764. Nie udało mi się również wygrać batalii o trojaka gdańskiego 1765 w slabie NGC. Sukces osiągnąłem dopiero pod sam koniec sobotniej aukcji. Najpierw udało mi się pozyskać gdańskiego szeląga z 1765. Rano się nie udało, ale wieczorem szczęście i determinacja były po mojej stronie. Moneta poniżej.
Trafił się w sumie niezły egzemplarz. Może nie tak ładny jak ten poranny, którego nie udało mi się kupić, gdyż wolałbym bardziej centrycznie wybity rewers. Jednak uznałem, że jest wystarczająco dobry i pasuje do mojego zbioru. Fakt, że był znacznie tańszy sprawia dodatkowo, że nie żałuję tego kroku. Ostatnim nabytkiem tego dnia okazał się być całkiem sympatyczny trojak toruński z rocznika 1765. Moneta bardzo ciekawa i wyjątkowo ładnie zachowana jak na ten typ. Niech za mój komentarz przemówi zdjęcie tego sreberka.
I tak właśnie, dość aktywnie i na bogato, rozpoczęła się dla mnie numizmatyczna wiosna w 2019 roku. Po serii aukcji w których nie brałem udziału, trafiła się taka w której nabyłem aż 9 monet. Cieszyłbym się bardziej, gdyby nie fakt, że na celowniku miałem ich grubo ponad 50! Boże, chciało by się aż powiedzieć „kiedy ja to wszystko uzbieram”. I tu z pomocą przychodzi mi bogate doświadczenie nabyte wraz z siwymi włosami i kolejnymi aukcjami w których uczestniczyłem. Jestem mianowicie wyznawcą maksymy, która może być użyteczna dla innych tak jak ja, napalonych miłośników starych monet. Pamiętajmy, że w sumie to nie ma się do czego spieszyć, bo często o wiele ciekawiej jest „gonić króliczka” niż go posiadać.... Kiedyś człowiek miał niewiele i cieszył się z każdej kolejnej drobinki dodanej do zbioru. A teraz co? Wybrzydza i kręci nosem zamiast kupować. A nawet dochodzi już do tego, że aukcje mu się nie podobają i je na blogu krytykuje, że słabe... Prawdziwe utrapienie z takimi malkontentami :-)

Ciągnąc dalej mój opis imprez, następna w kolejności była 3 aukcja Salonu Numizmatycznego Mateusza Wójcickiego. Wśród 1300 pozycji, znalazło się miejsce dla 16 monet Poniatowskiego. Ozdobą tego wycinka aukcji był spatynowany talar zbrojarz z 1766 roku. Mimo opisu opiewającego jego menniczość, miałem swoje uwagi do śladów czyszczenia widocznych na awersie po powiększeniu zdjęcia. Po prawej stronie, obok ust i nosa króla widziałem wyraźne zadrapania, a nierówna plama patyny sąsiadująca z tymi rysami zapaliła mi wirtualną kontrolkę by zachować czujność. Być może gdybym widział monetę na żywo to nie miałbym wątpliwości. Moneta została sprzedana za porządną cenę, jednak posiadając kilka egzemplarzy talarów z tego rocznika nie zamierzałem ryzykować i odpuściłem sobie udział w całej aukcji. Poniżej fragment zdjęcia, który można kliknąć i powiększyć, pokazujący opisaną przeze mnie wątpliwość.

Kolejna imprezą była 3 aukcja Numimarket, w której oferta ponad 1400 obiektów, została podzielona na dwa dni. Pierwszego dnia handlowano antykiem i polska numizmatyką. W tej grupie znalazło się 12 monet przypisanych do okresu SAP ze znaczną przewagą monet ze srebra. Większość numizmatów była oferowana w stanach trzecich z widocznymi śladami zniszczenia obiegiem. Ciekawszym egzemplarzem było dla mnie jedynie pruskie fałszerstwo dwuzłotówki z roku 1766. Uznałem, że to całkiem nieźle zachowana moneta jak na ten typ podróbki. Nic więcej ciekawego tam nie spotkałem, a dodatkowym minusem tej aukcji były dla mnie opisy obiektów. Odnosiły się one z reguły do informacji ogólnych, bez głębszej analizy. Oparte zostały na starej, niezbyt już aktualnej literaturze. Ja lubię ciekawe i bardziej rozbudowane opisy, przy okazji których mam pewność, że ktoś poświęcił chwile na analizę. Bo w końcu to fachowcy są sprzedawcami a kupić może każdy, nawet ktoś początkujący i nie obeznany z tematem. Takie niuanse mają dla mnie i coraz większy wpływ na odbiór całej aukcji. Całkiem możliwe, że bariera wiedzy i jakości opisów, może w przyszłości stać się jasną linią podziału pomiędzy „porządnymi aukcjami”, gdzie wykonano odpowiednią pracę przy wystawianiu ofert, a imprezami mniejszej rangi z bardziej przypadkowym materiałem. Jak widać, nie tylko materiałem można się wyróżniać na tle konkurencji. Tu drobny przykład odnoszący się do wyżej wspomnianej podróbki z Prus. Jej aukcyjny opis sugerował kolekcjonerom, iż jest to krążek wybity w mennicy stołecznej. Osobiście uważam, że od słabych opisów gorsze są tylko takie, które mijają się z prawdą. W każdym razie nie zapisałem się do tej aukcji. W ramach ilustracji tego problemu, pokazuję zdjęcie pruskiej podróbki.
A sama moneta się broni. Co by nie pisać, to jedna z ładniejszych pruskich dwuzłotówek tego typu z jakimi miałem do czynienia. Sam mam podobną i bardzo ją lubię. Nabywca pomimo nietrafionego opisu i tak powinien być bardzo zadowolony.

Marzec po świętach Wielkiej Nocy zaczynała 2 aukcja firmy Stare Monety. Oferta zawierała 605 pozycji z czego aż 43 przypisano okresowi pod panowaniem Poniatowskiego. Królowały tam jednak monety miedziane i to w słabych stanach, a srebra było raptem sztuk 8. Nie było tam dla mnie nic ciekawego, więc odpuściłem temat, gdyż kolejnego dnia zaczynała się już trzydniowa 19 aukcja Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. A to już nie przelewki i zwykle można liczyć na ciekawe obiekty. Nie inaczej było i tym razem chociaż ilość materiału jakoś nie powalała. Wizytówką okresu Poniatowskiego była złota odbitka medalu nagrodowego Merbentibus wagi 11 dukatów. Niesamowicie piękny egzemplarz pochodzący ze znanej kolekcji Stanisława Herstala. Numizmat zrobił na mnie ogromne wrażenie. Stare, dobrze zachowane złoto ma swój magiczny charakter. Żeby to docenić, wyjątkowo na blogu o srebrze zaprezentuję ten unikalny złoty medal.
Na szczęście na 19 numizmatów SAP jakie zgromadzono do sprzedaży, aż 15 było ze srebra. Dominowały raczej grubsze nominały, szczególnie dobre wrażenie robiły talary. Wśród nich
jak dla mnie, najlepsze wrażenie robił egzemplarz z najpopularniejszego rocznika 1794. Muszę przyznać, że prezentował się zacnie i gdyby nie fakt, że posiadam kilka sztuk to pewnie bym sobie nie darował i go licytował. Proszę zerknąć na ten wyjątkowy blask bijący od krążka.
Nie byłem nim zainteresowany, więc nie oglądałem go na żywo przed imprezą, ale i tak jestem ciekawy czy rzeczywiście tak ładnie się prezentował, czy tylko to magia dobrze zrobionego zdjęcia. Ja tradycyjnie zaczaiłem się na kolejną menniczą złotówkę z 1767, którą od wielu aukcji próbuje korzystnie zakupić by wymienić swój słabszy egzemplarz. Ten oferowany u Niemczyka wyjątkowo chwycił mnie za serce, że aż chciałem chwycić za … portfel. Kto by się mu oparł?
Proszę zwrócić uwagę na królewskie oko – perfekcja w każdym calu. Jednakże prawda jest taka, że mimo zachwytów nie okazałem wystarczającej determinacji i przegrałem licytacje dając szanse innym. Jednak wciąż liczę, że ładny egzemplarz jeszcze stanie na mojej drodze i wyłapię go za normalną cenę, którą szacuję gdzieś w okolicach półtorej tysiąca złotych. Co i tak jest niemałą kwotą jak na tak popularny typ i rocznik monety. Podsumowując mój udział na 19 Aukcji ANMN, napiszę krótko - niestety nie kupiłem tam żadnej monety SAP.

Idąc do kolejnej imprezy, to dnia 23 marca, swoją czwartą aukcje organizował stołeczny Antykwariat Dawida Janasa. Zapisałem się do tej imprezy trochę na wyrost, gdyż spośród prawie 500 obiektów zaoferowano zaledwie 8 monet Poniatowskiego. Interesującym numizmatem (bo nie monetą) była kontrowersyjna odbitka w srebrze numizmatu z rocznika 1779, który opisywany jest przez jednych jako próbny dukat, a inni widzą w nim żeton do gry. Klarownych informacji z epoki na temat tego obiektu brak, stąd trwające dyskusje. W tych czasach w stołecznej mennicy powstawały nie tylko oficjalne monety ale również bito różnego rodzaju inne numizmaty (głównie medale, medaliki i żetony) na zamówienie możnych rodów. Oto ten ciekawy krążek.
W najnowszym katalogu monet SAP ten numizmat opisany został jako próbny dukat. Ja na złotych monetach Poniatowskiego nie znam się aż tak dobrze, jednak nie widzę w tym krążku kilku istotnych cech wskazujących na dukata. Nawet te próbne złote monety bite w Warszawie trzymały pewien standard zgodny z obowiązującym prawem. A w tym przypadku ani waga krążka, ani jego średnica oraz metal w jakim został wybity zupełnie nie wskazują na ten nominał. Oczywiście większy i cięższy krążek, mógłby być jakąś wielokrotnością dukata, jednak trudno w tym konkretnym przypadku o wskazanie jednej cechy, która bez wątpienia by o tym świadczyła. Dodatkowym dziwem jest to, że znane są odbitki z tego stempla o rożnej wadze i żadna z tych wag nie odpowiada wadze dukata. Nie wiem też nic o okazji w roku 1779 dla której mógł zostać wybity jako próba. To na co należy zwrócić uwagę, to awers. Ta strona krążka rzeczywiście posiada cechy znane z monet i to jest moim zdaniem główny argument za poszukiwaniem odpowiedzi właśnie w tym kierunku. Analizując to z drugiej strony jakoś nie przekonuje mnie teza, że jest to żeton do gry. Nie znajduje na tym krążku charakterystycznych cech żetonów używanych do zabaw w ówczesnych wyższych sferach. Holzhausser tworząc tego typu żetony, z reguły nawiązywał do danej gry, wstawiając na jedną ze stron takie elementy jak karciane figury, oczka z kości czy inne drobne symbole, które mogły być pomocne uczestnikom rozgrywki. Tu takich cech tutaj nie znajduje. Mnie osobiście ten krążek wygląda bardziej na okolicznościowy medalik. Problem tylko jest taki, że nie wiem do czego miał służyć. Jednak w tych czasach na dworze króla było powszechne by wymieniać się medalami. Podobnej wielkości medalikami ze swoja podobizną, król wyposażał swoich wysłanników na obce dwory. Może więc jest to jakaś produkcja dedykowana dla dyplomatów. To tylko moje gdybania. Może ktoś z czytelników ma własną tezę i przedstawi nam swój punkt widzenia w komentarzu pod wpisem. Zachęcam do dyskusji. Wracając do aukcji, ten numizmat wśród 8 innych wydawał mi się najciekawszy. Może nie aż na tyle żeby rozważać jego zakup, ale zawsze to jakaś tajemnica do rozwikłania.

Prawdziwym powodem uczestnictwa w aukcji Dawida Janasa była chęć pozyskania do zbioru innego obiektu. Ogromny i niespotykany medal wybity na pamiątkę śmierci króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, zainteresował mnie na tyle by rozważyć jego zakup. Tu muszę przyznać, że sprawdziła się stara metoda rozpowszechniona niegdyś przez różnej maści akwizytorów. Daj komuś fant do ręki i dopiero wtedy go zachwalaj, a szansę że kupi znacznie wzrosną. Tak właśnie zostałem „zaszczepiony” ideą tego medalu, bo trzymałem go w ręku i miałem szansę z bliska podziwiać jego klasę. Będąc gościnnie w antykwariacie ADJ nie znałem jeszcze jego ceny wywoławczej i wówczas wydawał mi się bardziej dostępny niż później gdy okazało się, że został wystawiony za 15 tysięcy złotych. W każdym razie medal zrobił na mnie piorunujące wrażenie i muszę się przyznać, że tak wielkiej bryły srebrna to ja jeszcze w ręku nie trzymałem. Średnica 80 mm i waga 174 gramów czyni go większym od nie jednego talerza. Poniżej zamieściłem zdjęcie.
Myślałem, że cena wywoławcza jest bardzo wysoka tylko do czasu, aż licytacja ruszyła z kopyta i kwoty rzucane przez wielbicieli starych numizmatów stawały się coraz to większe. Przebicie osiągnęło 300% i jego nowy właściciel musiał wysupłać 44 800 złotych plus opłaty, czyli około 50 tysięcy. Co pewnie uczynił z ochotą, bo gdybym miał taką wolną kwotę to nie zastanawiałbym się chwili. Podsumowując ten fragment u Dawida Janasa, niestety niczego nie kupiłem.

Dzień później swoją drugą aukcję urządził NumEduX. Znam tą firmę tylko trochę bo kilka lat temu kupiłem kilka monet na platformie Numimarket. Nie były to jakieś wybitne pozycje, więc ta nazwa kojarzy mi się raczej z przeciętnym towarem. Sygnałem, że coś się mogło zmienić był talar zbrojarz Poniatowskiego z 1766 który reklamował całą imprezę i służył za ikonę aukcji. Wśród 26 monet SAP moją uwagę zwracały całkiem ładne szelągi gdańskie z 1765, dość ładne i liczne złotówki i dwuzłotówki z popularnych roczników oraz wyżej wspomniany talar, którego zdjęcie poniżej.
To była naprawdę niezła oferta i muszę przyznać, że gdyby nie fakt że posiadam już oferowane monety, to całkiem możliwe, że zapisałabym się i rozważał zakup kilku pozycji. Jestem ciekawy, czy to już stała poprawa jakości asortymentu u tego sprzedawcy, czy to raczej efekt przyjęcia do sprzedaży jakiejś randomowej kolekcji monet. Będę obserwował kolejną aukcję NumEduX by się o tym przekonać.

Tydzień później, dnia 30 marca swoją imprezę przeprowadzał znany i lubiany lider kwiecistych opisów numizmatycznych, czyli Warszawski Dom Aukcyjny. Żeby zaraz nie było, że narzekałem na oszczędne opisy w minionych imprezach a teraz będę się czepiał w drugą stronę. Wystawiono 680 obiektów z których aż 34 reprezentowało okres SAP. Jak zwykle sporo z nich znajdowało się z slabach i zostało opisane jako MAX w swoich kategoriach, jednak nie da się zauważyć, że nie było wśród takich „petard” jak to u WDA nie raz bywało. Po pobieżnym przejrzeniu całej oferty musiałem drugi raz wrócić do analizy, by wybrać cokolwiek co by było dla mnie interesujące i co miałbym szansę kupić. Dobrze pamiętałem poprzednie aukcje pełne monet menniczych w trumnach i irracjonalne ceny jakie za nie płacono. Żeby to zilustrować, to jedynie wspomnę, że pierwszą monetą jaka wpadła mi w oko okazała się... jakby inaczej, mennicza dwuzłotówka z 1794 roku oczywiście zamknięta w przepisowym slabie PCGS.
Co by o niej nie powiedzieć, ale brzydka to ona nie była i z chęcią bym ją przytulił do swojego zbioru. Niestety zeszła bardzo wysoko, mógłbym dać za nią połowę z 7 tysięcy jaka przyszło zapłacić szczęśliwemu nabywcy. Inne monety pomimo opisów wskazujących na ich menniczość, nie były już tak efektowne. Jak zwykle miałem własne uwagi do oceny stanów zachowania, ale to już jest standard na imprezach WDA i to się już pewnie nie zmieni. Mnie nie udało się nic tam kupić i znów obeszłam się smakiem.

Dnia 6 kwietnia obyła się 3 aukcja firmy Numis Poland, nie było tam jednak żadnego srebra SAP więc idę dalej. Dzień później odbyła się już druga w 2019 roku impreza bydgoskiego Coinsnetu. Wystawiono prawie 500 zróżnicowanych pozycji, w tym 20 monet Poniatowskiego. Niestety sreber było tylko 7 a jak wiadomo z pustego to i Salomon nie naleje. Nie było aż tak źle bo znów trafiły się całkiem interesujące i poszukiwane krążki, jak choćby złotówka z wytapirowanym Poniatowskim z roku 1784, półtalar 1768 czy wreszcie talar z 1775. Jednak stan sprzedawanych monet nie był najlepszy i z pewnością była to oferta dla kolekcjonerów zbierających bardziej przekrojowo okres Polski Królewskiej. Ponieważ ja specjalizuje się tylko w okresie SAP, to staram się dobierać monety i pozyskiwać te nieco lepsze, żebym nie miał pokusy wymiany jak gdzieś pojawi się ładniejszy krążek. Nie zawsze mi się to udaje, ale się staram nad tym zapanować. Jednym z elementów pracy nad sobą jest ograniczanie pokus, co wdrożyłem i nie wziąłem udziału w tej aukcji. Ma się silną słabą wolę, co nie :-)

Kolejną aukcją o której warto wspomnieć była 3 aukcja Rzeszowskiego Domu Aukcyjnego. To prężnie działająca firma, której właściciele zawsze starają się zgromadzić dobry materiał i najczęściej im się to udaje. Tym razem było aż 1200 obiektów z których zdecydowaną większość stanowiły monety polskie. Oferta monet „Stasia” zawierała 27 pozycji, z czego samych monet było nawet więcej bo na miedziakach nie brakowało zestawów. Mnie ze srebra najbardziej spodobał się 10-cio groszowy drobiazg z pierwszego roku bicia tego nominału, zachowany w menniczym stanie, o czym dumnie informował zarówno sam slab z oceną MS oraz opis tej pozycji z zaznaczonym na czerwono MAX-em. Oto ta moneta.
Planowałem spróbować ją pozyskać, przy czym tradycyjnie interesowała mnie jedynie rozsądna cena jaką ustawiłem sobie w widełkach 2-2,5 tysiąca złotych. Moneta zeszła niemal dwukrotnie drożej, więc nie było mnie na nią stać. Ciekawostką na tej imprezie był fakt, że wystawiono do sprzedażny obok siebie aż 3 monety 10-cio groszowe z rocznika 1793. I w sumie nie chodzi mi o to, że jest to jakiś rzadki rocznik, bardziej zdziwił mnie sam fakt takiej kumulacji, który zwykle nie sprzyja uzyskiwaniu dobrych cen. Uważam, że zawsze to lepiej jak ma się jedną monetę z danego rodzaju i rocznika. Ale nie znam się na organizacji aukcji i zapewne był ku temu jakaś powód. W każdym razie w tym przypadku każda z wystawionych monet znalazła swój nowy dom, więc nie ma co narzekać. Na aukcji nie zabrakło tez grubszej monety. Były zarówno monety złotówkowe jak i talary i półtalary. Ofertę kończyła trójca drobnych ale bardzo ładnych monetek z Gdańska. A skoro już wspomniałem o Gdańsku w kontekście aukcji RDA, to przesyłam pozdrowienia dla Roberta i Dominika, pasjonatów z zamiłowaniem do menniczych sztuk, których miałem okazję poznać osobiście podczas letniej inauguracji Jarmarku Dominikańskiego. Jak dotąd biznesu nie zrobiliśmy, zatem wszystko co dobre jest przed nami i wierze, że jeszcze nie raz będzie ku temu okazja.

Po rzeszowskiej aukcji znów nadszedł czas dla firmy Bereska. Słyszałem różne opinie, jednak nie sposób odmówić właścicielce ambicji do dotrzymywania kroku najlepszym na rynku handlu sztuką. Nie mniej jednak, 6 aukcja Bereska była specyficzna i nie sprzedawano na niej monet z okresu Polski Królewskiej, stąd nie pohandlowaliśmy. I tak dochodzimy do 11 maja kiedy to swoje podwoje otworzyła 72 aukcja Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. To pierwsza impreza WCN w roku 2019, stąd jak zwykle można się było spodziewać interesującego materiału. Jednak pierwsze wrażenie miałem takie, że nie będzie to impreza tak wielka jak poprzednie. Rzuciło mi się w oczy niewielka ilość wystawionych przedmiotów. Nieco powyżej 500 pozycji, to jak można było zauważyć w opisach poprzednich imprez, stanowi już osiągalny próg również dla bardziej początkujących firm numizmatycznych. Czyżby spece z ulicy Hożej odczuwali oddech konkurencji? Nie było tego zupełnie widać. Impreza była aukcja stacjonarną, stąd do sprzedaży trafił wyselekcjonowany materiał. Masówkę WCN sprzedaje przecież na swoich cotygodniowych aukcjach internetowych. Jak widać, analizując jedynie ilość można by dojść do błędnych wniosków. To co charakteryzowało 72 aukcje WCN to wyjątkowa jakość oferowanych monet. W każdym razie monet nie było zbyt wiele, ale akurat okres SAP był reprezentowany porządna ilością 31 obiektów. Nie ma więc powodów do narzekań. Szczególnie wielbiciele złota Poniatowskiego mieli tego dnia ucztę bo oferta WCN w tym aspekcie była najbogatsza w tym roku. Jeśli chodzi o srebro znalazło się miejsce na 15 monet bitych z tego stopu i były to z reguły monety z wyższych nominałów. Sporo krążków było w bardzo ładnych stanach zachowania i naprawdę mogło się podobać nawet wymagającym kolekcjonerom. Ja aż takie wymagający nie jestem, dlatego pewnie podobała mi się zdecydowana większość monet. A kilka numizmatów skradło mi serce do tego stopnia, że bardzo chciałem je posiadać. Obawiałem się tylko wysokich cen. Co szczególnie martwiło mnie w kontekście trudniejszego okresu dla moich finansów, jaki związany był z procesem zmiany pracy. Nie jestem w stanie pokazać tu wszystkich monet (i nie tylko) na które się nastawiłem, stąd ograniczę się jedynie do kilku reprezentantów. Weźmy tu dla przykładu taki krążek, przepiękny półtalar z rocznika 1784.
Wiele bym dał żeby stać się posiadaczem tego krążka, jednak cena kosztował ponad 40 tysięcy i tylko obszedłem się smakiem. Do grona obserwowanych monet, na które miałem chrapkę i realnie chciałem wziąć udział w licytacji gdyż liczyłem na sukces - zapisałem aż 6 sztuk. Nie będę trzymał Was w napięciu i od razu napiszę, że niestety żadnej z nich nie udało mi się skutecznie wylicytować. Naprawdę nie mam sobie niczego do zarzucenia, miałem po prostu zbyt niskie limity i żadna z licytacji nie zakończyła się moim sukcesem. Nie będę zdradzał szczegółów i pokazywał kolejnych monet, których nie kupiłem bo liczę, że już jesienią będę miał więcej szczęścia i nie chce sobie robić nadmiernej konkurencji :-). Jednak chciałbym pokazać jeszcze jeden krążek z tej aukcji. Tym razem będzie to historyczny Talar Targowicki z 1793 roku. Sztuka nie zwykła nie tylko z racji historii jaką ten numizmat sobą reprezentuje, ale również (i przede wszystkim) najpiękniejsza moneta tego typu jaką ostatnio widziałem. A widziałem ich przecież wiele bo nie tylko uczestniczę w aukcjach ale również szwendam się po muzeach i to przeważnie po stronie niedostępnej dla zwiedzających gdzie nie brakuje pięknych okazów. Proszę na to cudo tylko spojrzeć.
Ideał w każdym calu. Naturalna patyna i doskonałe tło, zrobiły na mnie istmie piorunujące wrażenie. Kto pozyskuje takie monety, tego zbiór poziomem dorównuje gabinetom muzealnym. Marzenie i żałuję, że to niestety nie jest moja bajka :-)

Może dalej będę bardziej skuteczny? Zapraszam teraz na kolejną wielodniowa imprezę, jaką była 8 aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Zgodnie z tradycją aukcje znów poprzedziła sesja wykładowa. Niestety tym razem z przyczyn obiektywnych nie mogłem w niej uczestniczyć na żywo, ale wieczorem oglądałem online a dzięki temu, że organizatorzy dbają o miłośników i nagrywają filmiki, to miałem okazję zobaczyć wystąpienia wszystkich prelegentów. I nie da się ukryć, że nie tylko w mojej opinii była to kolejne święto krajowej numizmatyki. Już pewnie wszyscy zainteresowani tematem starszych monet doskonale zdają sobie sprawę, że cytując klasyków: „W numizmatyce widzisz tyle ile wiesz”. Poniżej agenda sesji wykładów.
Jak wynika ze spisu prelekcji, znów mieliśmy do czynienia z niezwykła mieszanką znawców, profesorów i pasjonatów numizmatyki. To się zawsze musi udać i jestem ciekaw jaki będzie dalszy los tych sesji oraz czy ktoś inny pójdzie w ślady Pana Damiana i wymyśli własną koncepcję budowania prestiżu swoich imprez w oparciu o szeroką popularyzacje i wysoką jakość merytoryczną.

Tym razem dla kolekcjonera monet Stanisława Augusta Poniatowskiego nie przygotowano wielu zasadzek i z małym wyjątkiem, srebrne monety tego króla znajdowały się w jednym miejscu. Tym wyżej wspomnianym wyjątkiem były jedynie dwie drobne sztuki, sprzedawane jako element kolekcji numizmatów toruńskich. Ja koncentrowałem się na głównej ofercie, która stanowiły tym razem 44 pozycje na które składały się łącznie medale, próby i monety z okresu SAP. Oferta była jak widać bardzo przekrojowa, a pośród srebrnych krążków mieliśmy zarówno grube srebro jak i drobniejsze nominały. Warto również odnotować, że stany zachowania oferowanych monet, z reguły nie były mennicze i była to zdecydowanie oferta skierowana nie do koneserów, ale do szerokiej rzeszy miłośników tego okresu. Muszę przyznać, że sporo spośród wystawionych monet już jest w moim posiadaniu, dlatego skupiłem się na jednostkach które uznałem za możliwość powiększenia swojego zbiorku. Do grona monet którymi byłem zainteresowany dodałem dokładnie pięć egzemplarzy. Jednak pierwszą monetę z tej aukcji jaka chciałbym tu zaprezentować, będzie popularny rocznik dwuzłotówki z roku 1768.
Ten wyjątkowej urody egzemplarz dwuzłotówki wystawiony został za niebagatelną kwotę 2 tysięcy złotych. Co jak na popularne roczniki ośmiogroszówek wcale nie jest mało. Oczywiście stan opisany został jako niemal menniczy co przysporzyło mu wielu chętnych by ta monetę pozyskać. I pewnie wszystko odbyłoby się standardowo, gdyby nie kosmiczna cena jaką moim zdaniem wylicytował zwycięzca aukcji. Wiele już widziałem, ale ceny 7590 złotych za dwójkę z 1768 to jeszcze nigdy nie spotkałem. Spodziewałem się raczej poziomu do 4 tysięcy, a tu taki klops. Pewnie się nie znam i dlatego sam nic nie mogę kupić :-).

No właśnie, bo moje podboje na tej aukcji znów mógłbym opisać jako nieskuteczne. Mimo tego, że monety którymi byłem zainteresowany nie były mennicze i z tego tytułu nie osiągnęły zawrotnych sum, to jednak znów wróciłem „na zero”. Coś tam nawet licytowałem, ale ne kupiłem nawet monet które „poszły” za ceny poniżej tysiąca złotych. Powód był jak zwykle ten sam – uważałem, że idą za drogo i nie ma sensu na nie przepłacać Niezbadane są drogi po jakich błądzą myśli kolekcjonerów. W jedym przypadku bez mrugnięciem oka wydają ogromne sumy a z drugiej strony, jak mogą kupić coś niemal hurtowo, to „sępią” tych kilku stówek. Chciałbym to jakoś wytłumaczyć, ale nie potrafię. Widocznie na tańsze i popularne monety nie mam takiego ciśnienia żeby je posiadać. W ogóle ostatnio zauważam, że wraz z rozwijaniem swojego zbioru, na posiadanie kolejnych monet, które by go uzupełniły mam jakby mniejszy fokus. Zdecydowanie postawiłem na jakość, stąd dość trudno mnie ostatnio oczarować. Nie, żeby to było niemożliwe, ale jestem bardziej powściągliwy – to fakt. Być może właśnie z tej mojej rezerwy do niepotrzebnego rozwijania zbioru wynikają moje ostatnie porażki. A może powód jest inny? Jak widać na aukcji numer 7 u Marciniaka kupiłem dziewięć monet a na kolejnej ani jedna nie wpadła w moje łapy. Nic to liczę na kolejną, może wolę te nieparzyste i czekam na imprezę numer 9 :-)

W czerwcu, który zamykał pierwszą połowę roku handlu numizmatycznego czekały na mnie jeszcze 4 imprezy. Pierwsza z nich to 12 aukcja WDA z 700 pozycjami wystawionymi do sprzedaży, z czego monet SAP było dokładnie 18. Jak zwykle było kilka menniczych sztuk i monet opisanych jako mennicze – bo to inna para kaloszy. Były też MS-y w slabach. Flagowym obiektem z tego okresu był ładnie spatynowany talar z rocznika 1766. Organizatorzy określili ten numizmat jako PIERWSZA LIGA, jak widać w dalszym ciągu są kreatywni w poszukiwaniu ładnych sformułowań do opisów. Jako, że sezon ligowy w pełni zobaczmy zatem czym charakteryzuje się pierwszoligowy talar Poniatowskiego.
I jakie wnioski? Niech się na ten temat lepiej wypowiedzą krytycy i dziennikarze sportowi. Mi moneta się podobała mimo śladów justunku i nierównego tła. Zakładając iż kolorowa patyna jest naturalna to chętnie widziałbym ją w swojej kolekcji. Nie dał bym jednak za nią nawet „mniejszej połowy” z 36 tysięcy jakie wyłożył jej nowy właściciel. Stad pozostaje mi tylko oglądanie zdjęć... Kolejny talar z 1794 roku, również miał „swoje kolorki” a, że na szczęście był już zapakowany w trumnę, to można było doczytać, że był przeczyszczony. Tego typu obiekty nie skłaniają mnie do zakupów i tracę pewność ich stanu zachowania, obawiając się manipulacji zdjęciami. Co moim zdaniem na tej aukcji było ładne i warte swojej ceny? To ciekawa odmiana złotówki z 1767 z ładnym stanie. I to będzie ostatnie foto z tej aukcji.
Dlaczego jej nie kupiłem? Mam już podobną. Nie jest co prawda idealna, ale nie planuje wydać za jej zamiennik kwoty wyższej niż 2-3 tysiące. Tym sposobem dałem szansę innym miłośnikom. Mam nadzieję, że decyzja o zakupie tego krążka była poparta moim wpisem na blogu, gdzie opisałem tą odmianę i określiłem jej unikalność. Taka moneta w ładnym stanie, to zawsze perełka. Jasne chyba już się staje, że tu też nic nie kupiłem.

Tydzień później swoją trzecią imprezę organizowała firma Stare Monety. Jak już gdzieś wyżej pisałem – ja lubię stare monety, więc uznałem, że to może być coś interesującego. Sprzedawano 13 monet z okresu SAP i z jednym wyjątkiem był to tak zwany „złom”. Monetą, która reklamowała cała aukcje był kolejny ładny talar zbrojarz z 1766 roku, której stan zachowania organizator oszacował na 1 minus/2 plus. Moneta miała drobne mankamenty, jednak zdecydowanie jej stan można ocenić na grubo ponad średnią jaka spotyka się na innych aukcjach. Nie będę jej pokazywał, gdyż kilka wierszy wyżej już prezentowałem ten typ talara. Przy obecnym szaleństwie, mogę uznać, że cena 12 tysięcy jak za ten egzemplarz była nawet OK. Ja w każdym razie mam kilka sztuk grubego srebra z tego rocznika i na ten czas nie rozglądam się za kolejnymi, stąd nie zgłosiłem się do tej aukcji. Dwa dni później swoją trzecią aukcję tego półrocza zorganizował bydgoski Coins Net. Rekordzista pod względem ilości imprez tym razem proponował 465 obiektów, z czego monet z okresu Polski Królewskiej było raptem 31. Szczęście w nieszczęściu, że aż 8 z nich należało do okresu SAP, było więc na co popatrzeć. Lustracja tej oferty zajęła mi około 10 sekund. Tyle czasu potrzebowałem żeby do dwóch policzyć srebrne monety króla Stasia i zorientować się, że żadna z nich nie ma szans stać się przedmiotem mojego udziału w licytacji. Tym samym kolejna impreza dla amatorów Poniatowskiego do zapomnienia.

I tak dobrnąłem do ostatniej imprezy tego półrocza, którą stanowiła trzydniowa aukcja numer 20 Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. Czyżby więc zakończenie okresu handlowego niosło dla mnie więcej szczęśliwych finałów licytacji? Taką miałem nadzieję przystępując z energią do ostatniej aukcji przed wakacjami. Miało mi w tym pomóc 20 monet SAP jakie wystawiono do handlu. Jednak muszę szczerze przyznać, że tym razem oferta nie wyrwała mnie z butów i jedynie 3 monety zaznaczyłem jako swoje potencjalne cele. Niestety wszystkie trzy były zatopione z plastikowych slabach, co z reguły wiązało się z większym zainteresowaniem nie tylko ze strony kolekcjonerów, ale przyciąga czasem również i biznesmenów lokujących nadwyżki finansowe. W dalszej części pokażę dwie spośród nich na zdjęciach. Zacznę dość nietypowo jak na aukcyjne slaby, od egzemplarza ocenionego przez graderów na ocenę „zaledwie” XF 45.
Uznałem, że to całkiem fajna moneta do kupienia i wydłubania z plastiku. Skłaniał mnie do tego nie tylko miły oczom stan zachowania, ale również sam rocznik 1783, który jest dla kolekcjonerów półtalarów Poniatowskiego stosunkowo trudny. Liczyłem na cenę w granicach 4 tysięcy złotych, ale się przeliczyłem i musiałem obejść się smakiem. Ciekawe kiedy trafi się kolejna szansa na pozyskanie tego rocznika.

Druga z trójcy monet, która wzbudziła moje zainteresowanie to kolejna szansa na zakup menniczej złotówki z 1767 roku. To jakaś niezrozumiała seria, ale do sprzedaży trafił kolejny piękny egzemplarz rzadszej odmiany jaką pokazałem opisując chwile temu imprezę WDA. Szczególnie w tej monecie spodobał mi się rewers, który to jak wiadomo jest ciekawszą stroną złotówki. Taka blacha robi na mnie spore wrażenie.
Jak widać, menniczy stan tej monety nie ulegał najmniejszym wątpliwościom. Jednak ocena numerkiem MS 62, dawała mi teoretycznie szansę na sukces. To była dla mnie ostatnia licytacja na aukcji w tym półroczu i muszę napisać, że byłem bliski by ją pozyskać. Nie mniej jednak nie nacisnąłem przycisku „LICYTUJ” tylko przyglądałem się rozwojowi sytuacji. Liczyłem na cenę w okolicach 3 tysięcy. Nic takiego jednak nie miało miejsca i uznałem, że nie będę licytował ponad swój limit. W taki oto nieskuteczny sposób zakończyłem swoje aukcyjne potyczki w pierwszej połowie 2019 roku.

Podsumowując, był to dla mnie dość dziwny i ciekawy okres, stąd i ten tekst pisało mi się całkiem OK i nie było nudy. No bo jak inaczej ocenić fakt, że opisałem właśnie za jednym zamachem 22 aukcje, brałem aktywny udział jedynie w połowie z nich, a efekt uzyskałem zaledwie w jednej. Jak już kupowałem to niemalże hurtowo, bo w końcu zakup na jednej imprezie 9 dość drogich monet to dla znakomitej większości miłośników numizmatyki wcale nie przelewki. Wielokrotnie byłem przebijany i kończyłem jako „ten drugi”. Nie mam jednak żadnej traumy z tym związanej, bo to przecież ja podejmowałem decyzje i zwykle starałem się kierować „zdrowym rozsądkiem”. Nie było idealnie, można było postarać się bardziej, ale kolekcja jednak dzięki Bogu jakoś się rozwijała. A do celu posłużyły mi inne źródła pozyskiwania monet, alternatywne do kupowania na aukcjach. Może nie było tam tylu świateł jupiterów i splendoru, ale z reguły było zdecydowanie taniej a często i przyjemniej. Bo przecież osobisty kontakt z innym zbieraczem, zawsze jest wart zachodu. Co do przyszłych aukcji, to jestem ciekaw nadchodzących imprez jakie czekają mnie w drugiej połowie roku. Po zapowiedziach wiem, że szykuje się co najmniej kilka porządnych sesji w których będę aktywnie brał udział. Plan jest taki żeby pojechać do Poznania na imprezę u Pana Sergiusza, a potem wziąć udział w sesji Pana Damiana organizowanej na salonach Zamku Królewskiego w Warszawie. Tam to ja monet jeszcze nie kupowałem, więc warto pokusić się o nowe doświadczenie :-) Dodatkowo będę brał udział w innych imprezach, jeśli tylko zainteresuje mnie wystawiony tam materiał. Plany są więc ambitne i może kolejny wpis o aukcjach będzie obfitował w więcej monet, które uda mi się pozyskać. Tym samym żegnam się ładnie, dziękuję za doczytanie do tego miejsca i do zobaczenia na aukcyjnym szlaku. Trzymajcie się ciepło :-)


W dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje i zdjęcia z archiwów aukcyjnych OneBid, WCN, GNDM i ANMN.



5 komentarzy:

  1. Dlaczego nie ma kontynuacji bloga? Czy coś się stało poważnego, prawie pół roku ciszy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zainteresowanie, nic poważnego się nie wydarzyło i u mnie wszystko OK. Powody braku nowych wpisów są prozaiczne.... Po prostu w ostatnim okresie brakuje mi wolnego czasu na regularne publikowanie, a dodatkowo dopadło mnie też trochę "zmęczenie materiału". Jednak jest to zapewne sytuacja przejściowa i kiedyś znów "ruszę w tango", bo mam przecież jeszcze wiele zaplanowanych tematów do opisania. Korzystając z okazji, pozdrawiam wszystkich Czytelników bloga :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A może Kolega się zakochał? Połączenie tych dwóch pasji (monety i kobiety) daje efekt wybuchowy!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak... nowa miłość to dla faceta zawsze jakaś kusząca perspektywa ;-) Niestety, nie w tym przypadku :-) Na tę chwilę dopadła mnie moja nowa firma i stojące za nią nowe obowiązki. A jeśli chodzi o moje "publikacje", to dodam tylko, że w dalszym ciągu piszę teksty ale aktualnie tworze je wyłącznie na tematy zawodowe. Kiedy to się zmieni? Pożyjemy - zobaczymy, pozdrowienia :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń