wtorek, 22 listopada 2016

Jubileuszowa Aukcja 10 u Niemczyka, czyli kto bogatemu zabroni.

Dziś proponuje kolejny odcinek z cyklu swoich nierównych zmagań z powiększaniem zbioru za pomocą udziału w aukcjach renomowanych domów aukcyjnych. Żeby nie było, że pisze tylko na temat imprez u jednego podmiotu, to dziś zapraszam na krótką relację z 10 Jubileuszowej Akcji Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka. Impreza, która całkiem niedawno, bo 22 października 2016 roku odbyła się w warszawskim hotelu Westin.


W aukcji można było oczywiście także uczestniczyć przez internet i właśnie z tej drogi udziału ja skorzystałem. Tu muszę od razu napisać samokrytycznie o tym, że znowu wiele dziś będzie „o internecie” a mało o realnym życiu. Mógłbym w końcu kiedyś „po Bożemu” uczestniczyć w aukcji na żywo. W końcu mieszkam nieopodal tych wszystkich hoteli w centrum Warszawy toteż bez przeszkód mógłbym pójść (nawet dłuższym spacerem) i zobaczyć jak to jest „w realu” (nie mylić z marketem) uczestniczyć w takim wydarzeniu. Lubię interent ,cenię sobie bardzo łatwość w dostępie do aukcji, szybkość wymiany informacji, jasność przekazu no i anonimowość jaka mi daje. Siedzę sobie wygodnie w otoczeniu, które znam i lubię „jestem w centrum akcji, czyli w samym środku aukcji”. Łamie się jednak powoli i również chciałbym kiedyś doświadczyć udziału w licytacji na żywo, jednak człowiek łatwo przyzwyczaja się do wygody. Zastanowiłem się nad tym jakiś czas temu (taka samoanaliza dla poczatkujących J) i już wiem, jaka jest dla mnie decydująca korzyść ze zdalnego udziału przez internet. Jest tak, że pędząc codziennie przez życie coraz częściej człowiek ma tendencje do robienia kilku rzeczy na raz. Ja na przykład tak mam i łapie się nad tym, że często robię wiele rzeczy jednocześnie, traktując powoli takie zachowanie, niemal jak standard działania. Weźmy na przykład taką sytuację, przeglądając w komputerze kolejny katalog aukcyjny, robiąc to często słucham muzyki przez słuchawki, do tego „rozmawiam” z żoną o tym jak nam minął dzień a jednym okiem obserwuje mecz piłkarskiej ekstraklasy w TV by w „wolnych chwilach” (kiedy piłka jest po za boiskiem a żonka włączyła nadawanie) zastanawiać się nad kolejnym wpisem na bloga i żeby to co mam zamiar napisać miało w ogóle jakiś sens. Masakra. Lubię książki z gatunku SF i znam dobrze temat „wizji życia w przyszłości”, jak się człowiek zastanowi, dokąd to wszystko prowadzi, to dochodzi do wniosku, że ten pochód do nowoczesności już się zaczął oraz to, że ja tez w tym startuję i właśnie przebieram noga za nogą... Jest to jednak trochę straszne. Szczególnie jak ma się jakiś układ odniesienia typu historyczne zainteresowania XVIII wiecznym życiem, pracą i kulturą, które z racji swojej specyfiki najczęściej wcale nie wymagały pośpiechu.  Z drugiej strony, gdy mam takie momenty, że robię jedną rzecz „na raz” często mam uczucie znużenia a do tego dochodzi wewnętrzne przekonanie, że teraz nie wykorzystuje swojego potencjału i przez to „potem” nie zdążę zrobić tego czy tamtego. To właśnie ta świadomość (oprócz ludzkiego lenistwa) blokuje mnie jakoś od ruszenia tyłka i powędrowania na aukcje a jednocześnie dość skutecznie zachęca mnie do udziału w tych wydarzeniach przez internet. Ale obiecuje sobie to dziś przy świadkach (to skuteczna metoda, coś jak z rzuceniem fajek), że niedługo złamię ten zaklęty krąg i ruszę na zakupy w teren. Jednak tym razem było jeszcze tak jak na zdjęciu poniżej J 


To tyle o moich wynurzeniach z granicy teorii psychologii zakupów J Jednak, w jaki sposób bym nie brał udziału, to elementem tego bloga są relacje z aukcji, ponieważ pragnę podzielić się swoimi spostrzeżeniami i komentarzami, co do asortymentu monet SAP będących w ofercie, cenach jakie zostały osiągnięte oraz innych istotnych spraw widzianych z punktu widzenia amatora srebrnych monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Teraz oceniam, że te wpisy nie maja jakiegoś większego merytorycznego sensu, ale zapewne za 20 lat miło mi będzie to przeczytać, więc …piszę i piszę J Dotychczas ukazały się dwie takie relacje i obie były związane z aukcjami WCN, więc teraz kolej na drugi pod tym względem podmiot w polskim świeci kolekcjonerskim.

Na początek wypada napisać, że imprezy aukcyjne organizowane przez Antykwariat Numizmatyczny Michała Niemczyk cieszą się zasłużenie wyjątkową estyma w kolekcjonerskim świecie. Duzy wpływ na taki stan rzeczy, miała pierwsza aukcja zorganizowana przez śp. Pawła Niemczyka 23 października 2010 roku. Inauguracja wypadła okazale, okazy zebrane i wystawione na te aukcje zachwyciły a ceny osiągnięte przez wiele z nich do dziś nie zostały pobite. Nie ma to jak zacząć z przytupem – taki był właśnie początek imprez organizowanych przez ten dom aukcyjny. Przez te 6 lat co do zasady, nie zmieniło się podejście, czyli utrzymana została wyjątkowa dbałość o detale z których zasłynął pierwszy organizator . Stąd chwalebne podejście jakościowe, które góruje nad ilościowym, przekłada się na w sumie niewielką liczbę zorganizowanych imprez.  Dla mnie osobiście poprzednie aukcje nie były szczęśliwe. Brałem udział dawno temu w jednej z nich, jednak nie udało mi się wylicytować żadnej monety. Zawsze zamiast starać się coś kupić raczej zadowalałem się obcowaniem z fotografiami i opisami rzadkich i pięknych monet, w tym wielu SAP, które interesowały mnie najbardziej. Towar był pierwszej, jakości a ceny nie zachęcały. Od jakiegoś czasu postanowiłem coś zmienić w swoim podejściu do zbieractwa i oprócz gromadzenia kolejnych okazów w II/III stanie zachowania, uważam że czasem warto pokusić się, o jakiś piękny okaz, słowem - ozdobę kolekcji. Stąd zainteresowanie do aukcji domu aukcyjnego Niemczyk powróciło. Jednak w ostatniej aukcji oznaczonej numerem 9 nie uczestniczyłem, gdyż dodano kolejny element elitarności temu wydarzeniu i do wyjątkowego piękna prezentowanych monet doszło jeszcze to, że były dostępne tylko w slabach. Ja, jako amator monet historycznych polski królewskiej, bardzo cenie sobie bezpośrednie obcowanie z monetą – a po ludzku – lubię je po prostu dotykać palcami (dobra powiem to, macać J), zmierzyć, zważyć i generalnie poczuć w dłoniach, stąd jestem raczej niechętny umieszczaniem ich w tak zwanych „trumnach”. Czasem jak jest okazja cenowa, kupię jednak i tak zapakowany egzemplarz, jednak pierwsze, co robię, kiedy trafi do mnie to uwalniam go z tego okropnego szczelnego plastikowego opakowania. Cos jak film „Uwolnić Orkę” J Wiem, że wielu amatorów monet historycznych ma podobne podejście, więc jest to jakaś większa sprawa. Przy tym wszystkim, co napisałem powyżej, jestem jednak obiektywny i doceniam korzyści, jakie płyną z praktyk gradingowych. Jednak to nie czas i miejsce żeby o tym pisać, nie chciałby mieszać uznanego domu akcyjnego z moimi smutnymi raczej wynurzeniami na temat handlu i inwestowania w numizmatykę. Obiecuję, że ten temat pociągnę już wkrótce w osobnym wpisie. A teraz nie odbiegam zbyt daleko od pięknych numizmatów i wracam do moich refleksji na temat 10 jubileuszowej aukcji. 

Aukcja nr 10 jak wskazuje sam tytuł, reklamowana była szeroko w środowiskach kolekcjonerskich, jako jubileuszowa.  Jubileuszowa, więc i jako wyjątkowa, taka na która się czeka z zapartym tchem, ponieważ zgromadziła wyjątkowe i starannie wyselekcjonowane numizmaty, których oferta będzie prawdziwą ucztą dla kolekcjonerów. Trafiła do mnie ta oferta. Od uzyskania dostępu do oferty do rozpoczęcia sprzedaży czasu było dużo, więc postanowiłem powoli i metodycznie przeanalizować katalog dostępny na stronie aukcjonera. Oczywiście spodziewałem się tego, że „będzie grubo” jednak na początku najbardziej interesowało mnie czy znów będą slaby czy „normalne” monety. Drugim ważnym punktem programu było oczywiście zorientowanie się jak szeroka jest oferta monet SAP, czy są jakieś, które szczególnie mnie zainteresują w kontekście tego, czy na jakaś z nich jest w moim zasięgu finansowym i może spełniać role ozdoby kolekcji. Od początku, pełna oferta zawierała 519 pozycji wystawionych do sprzedaży, na które składały się przekrojowo wszystkie główne rodzaje, które zwykle znajdują się w sprzedaży na aukcjach numizmatycznych. Wiec obok monet antycznych, średniowiecznych i tych, które najbardziej mnie interesowały, czyli polski królewskiej była tez oferta monet II i III RP oraz nawet PRL. Oczywiście nie zabrakło też monet „luźniej” związanych z naszym krajem, państw sąsiednich a nawet trafiło się kilka egzotycznych. Były tez banknoty, falerystyka oraz okazja do uzupełnienia biblioteki numizmatycznej. Słowem wszystko „po Bożemu”. Ile wśród tych okazów było srebrnych monet Stanisława Augusta Poniatowskiego?  Otóż musze przyznać, że nie była to jakaś wielka i powalająca ilością numizmatów oferta. Ledwie 24 sztuki srebrnych monet obiegowych z mennicy warszawskiej. Nie były to jakieś przypadkowe monety jednak trzeba obiektywnie napisać tez, że akurat oferta SAP nie była tez jakaś wyjątkowo piękna, niewiele z tego jubileuszowego podejścia trafiło akurat w ten okres. Trzeba oczywiście dodać, że aukcje pewnie należy oceniać, jako całość, a tam było wiele pięknych i jak się później okazało mega kosztowanych numizmatów. Jednak mój okres był jakiś taki „miałki”, co przekonało mnie, że być może mam szanse cos kupić i podejmę rękawice i stanę w szranki. A co, kto bogatemu zabroni J ???

Wracając do oferty monet SAP, to jak to u Niemczyka, większość stanowiła „moneta gruba i droga”, czyli talary i półtalary. Złotówek i srebrnych drobiazgów, które stanowią dla mnie główny cel zakupowy nie było zbyt wiele. A z tych, co były w ofercie większość już szczęśliwie udało mi się kiedyś zgromadzić. No może nie wszystkie tak piękne i w takim dobrym stanie jak na tej aukcji, ale „znów nie tam jakiś złom”, więc jak dla mnie wystarczy. Na co mocniej zabiło mi serce? Otóż pomyślałem, skoro są w ofercie „grubasy” (tu przepraszam Augusta III za wykorzystanie jego pseudonimu J) i to raczej w dostępnych dla zwykłych amatorów mocno obiegowych stanach, to może pokuszę się o jakiegoś ładniejszego talara, bo w sumie dawno już żadnego nie zdobyłem.  Spośród oferowanych do sprzedaży 3 sztuki talarów zaznaczyłem sobie wstępnie, jako „obiekty obserwowane”. Pierwszym z nich był nie najpiękniejszy talar „zbrojarz” z 1766 roku w odmianie, której akurat nie posiadam. Przyznam, że skusiła mnie stosunkowo niewygórowana cena wywoławcza wynosząca 2 tysiące złotych. Choć w sumie stan monety nie powalał i raczej nie nastawiałem się na to, że będę się o niego bardzo starał, jeśli cena wzrośnie. Kolejny talarek to ten z 1773 roku z końcówką LITU. Nie mam tego rocznika, cena wywoławcza 3 tysiące mieściła się (ledwo ledwo) w mojej skalali tolerancji. Trzecim muszkieterem talarowym był okaz z 1780 roku. I tu ciekawostka, monet była w slabie, więc zakładając optymistyczny scenariusz mógłbym kolejną monetę uwolnić z tego opakowania. Cena wywoławcza 4 tysiące nie była niska, ale postanowiłem ją zaznaczyć, jako potencjalny cel aukcyjny. Zatem mamy już 3 talary, z których każdy by się mi przydał do powiększenia zbioru, jednak nie była to jakaś I Liga i miałem tego mocną świadomość. 

Znacznie ciekawiej było dalej, kiedy rozpocząłem oglądać wystawione półtalary. Akurat ostatnio miałem dużego smaka na ten nominał, ponieważ mam ich najmniej ze wszystkich nominałów SAP, które zbieram i jakoś za nimi zatęskniłem. Trochę to głupie, ale takie są niestety fakty. Stąd uznałem, ze może już czas to zmienić i rozpocząłem poszukiwania potencjalnej ozdoby mojej kolekcji. Z pięciu monet półtalarowych wystawionych do aukcji, dwa zaciekawiły mnie szczególnie, głównie, dlatego że były to bardzo urodziwe egzemplarze. Obie wystawione za jednakowa kwotę, po całe 5 tysięcy złotych. Uznałem, że to może być ozdoba (jak się później okazało nie byłem sam w tym zachwycie J) i obrałem je obie, jako swój potencjalny cel zakupowy. Pierwsza z nich to przepiękny okaz z 1782 roku w stanie ocenionym na 1 minus.
Druga równie piękna sztuka z roku 1783 z tym charakterystycznym wizerunkiem królewskim. Cudo też ocenione na I minus, więc praktycznie bez obiegowa sztuka. Pomyślałem, że kupić jedną z nich za rozsądną cenę byłoby świetnie. Ale mierzyłem siły na zamiary, dysponowałem limitem aukcyjnym w wysokości 10 tysięcy złotych, ale nie planowałem go przekraczać a najlepiej to …nawet wykorzystywać w pełni.
Ostatnia grupa monet, którymi byłem zainteresowany to dwuzłotówki i złotówki wystawione w okrągłej ilości, 10 sztuk. Listę zaczynały dwie sztuki z 1768 w odmianie F.S. w generalnie bardzo ładnych stanach. Jak wiadomo to dosyć popularny rocznik dwuzłotówek, który dodatkowo charakteryzuje się naprawdę wieloma wariantami (w tym cześć jeszcze czeka na opisanie na moim blogu). Planuje to zrobić w niedalekiej przyszłości, więc zaznaczyłem sobie obie sztuki wstępnie, jako ciekawe. Porównałem je z moimi i uznałem, że mimo tego, że są ładniejsze to jednak prawdopodobnie żadna z nich nie może zostać ozdobą mojej kolekcji i ruszyłem dalej.  Monetą, która zatrzymała mnie na dłużej był egzemplarz z roku 1770, ciekawy rocznik, który bardzo rzadko pojawia się w sprzedaży a dodatkowo trafił się ładnie wybity egzemplarz ze zdrową patyną, a ja po latach zakupów doszedłem do wniosku, że właśnie preferuje takie numizmaty… Preferować to nie znaczy, że będzie mnie stać żeby ją kupić, ale zaznaczyłem ją i na te chwile po półtalarach była moim faworytem.  
Kolejną monetą była dość ładna dwuzłotówka z 1775 roku. Zainteresowała mnie, szczególnie, że organizatorzy aukcji postarali się uwypuklić odmianę, co mogłoby wskazywać na to, że ten zabieg może dodatkowo podbić cenę.  Nie mam dwójki w tym roczniku, jednak wygląd monety miał pewne mankamenty, które zdecydowały, że „posadziłem monetę na ławkę rezerwowych”.  Kolejne ciekawe dwie dwuzłotówki były z roczników 1782 i 1784. Stan nawet OK., dwójka z minusem moim zdaniem całkiem sprawiedliwa. Roczniki ciekawe i raczej rzadkie w sprzedaży, więc całkiem ciekawa oferta. Ostatnią 8-groszówką z kręgu moich zainteresować była dwuzłotówka z 1795 roku, która kusiła praktycznie bez obiegowym awersem. Niestety z powodu jakiegoś błędu w katalogu nie mogłem wyświetlić większego zdjęcia rewersu, a na stronie monety widniały tylko 2 awersy (zdjęcie obok) więc wzbudziło to moją czujność. Muszę przyznać, że traktowałem te monetę tylko, jako okaz do oglądania, ponieważ spodziewałem się, że o „stan 1” powalczą pewnie grubsze ryby ode mnie. Pisałem niedawno o tym roczniku, więc ograniczyłem się tylko do sprawdzenia, jaka to odmiana rewersu i wyszło na to, że ta rzadsza bez przebicia cyfry daty z 1794 na 1795. W każdym razie za cenę wywoławczą to bym ją chętnie przytulił J

Ostatnie trzy srebrne monety SAP w ofercie jubileuszowej aukcji stanowiły złotówki. O ile pierwsza reprezentowała najpopularniejszy wczesny rocznik 1767, dodatkowo w odmianie „z dużymi orłami”, która króluje w sprzedaży. Jedno, na co zwróciłem uwagę to slab z ocena MS oraz to, że jej stan mimo tego, że znacznie lepszy od egzemplarza, jaki mam w zbiorach był mocno „popsuty” przez justunek. Niestety te roczniki już takie były i trafić fajna sztukę za rozsądna cenę bez justunku niszczącego napisy otokowe, czy królewski wizerunek jest dosyć trudno. W efekcie nawet nie zdecydowałem się dodać jej do moich obserwowanych potencjalnych celów zakupowych. Kolejne dwie były maksymalnie ciekawe i to głównie z racji ekstremalnie niskich nakładów. Złotówki z 1773 i 1774, to naprawdę COŚ dla zbieracza monet Poniatowskiego. Oczywiście obu nie posiadam i ich zdobycie dopiero przede mną J Pierwszym krokiem było odrzucenie tej z 1773 z uwagi na słaby stan zachowania, oceniony moim zdaniem właściwie na „IV”. Znając się już trochę na rzeczy spodziewałem się, że ta moneta mimo słabszego stanu i tak ze swoja ceną poszybuje w kosmos, ponieważ ten rocznik praktycznie w ogóle nie pojawia się w sprzedaży a z uwagi na ekstremalnie niski 5-cio tysięczny nakład, druga szansa na zakup mogła się mi szybko nie trafić. Moim zdaniem numizmatyka jest jednak zabawa dla osób cierpliwych, takich trochę „długodystansowców”, stąd uznałem, że kiedyś w dalekiej przyszłości jeszcze trafi mi się jakaś miła okazja na ładną monetkę z tego rocznika. Zapisałem sobie zdjęcie i postanowiłem śledzić losy tej monety. Optymizm to oprócz cierpliwości druga ważna cecha J.  Z kolei druga z nich z 1774 roku była wyraźniej mniej zniszczona obiegiem, jednak ocena awersu na stan II, jaki zaproponowali nam organizatorzy moim zdaniem świadczyła o pomroczności jasnej w chwili podejmowania tej decyzji. Wiemy z historii Prezydentów RP (i ich rodzin) jak ta choroba podstępnie pojawia się znikąd i jak szybko się ulatnia bez śladu, stąd uznam to za chwilową słabość J. Moim zdaniem bardziej adekwatna byłaby ocena (maksymalnie) III z plusem. Ale co znaczy moje zdanie w wielkiej numizmatyce?  Nic, jest jak puch marny, – więc tylko zanotowałem to sobie w „uwagach”. Cena wywoławcza w wysokości 500 złotych była bardzo atrakcyjna, więc i ja się na ta atrakcje złapałem i dodałem ją sobie, jako potencjalny ce ataku. Ciekawe, że obie osiągnęły taka samą cenę, jak siostry bliźniaczki J
Oczywiście później w wolnych chwilach, jakich było wiele od czasu opublikowania katalogu do rozpoczęcia aukcji, jeszcze wielokrotnie wchodziłem na stronę internetową, przeglądając i analizując ofertę. W tym czasie na spokojnie, dokładnie oglądałem monety, analizowałem odmiany i warianty, porównywałem z dostępnym materiałem … a przez to zmieniałem swoje pierwotne wybory. W efekcie lista moich typów znacznie zmalała i nastawiłem się praktycznie tylko na jedną z monet. Dodatkowo napisze, że swoje obcowanie z numizmatyką nie ograniczyłem tylko do okresu SAP, ale z dużym zainteresowaniem obejrzałem cała ofertę. Było tam wiele cudownych numizmatów z okresów lub dziedzin, które kiedyś czasem nawet zbierałem a teraz już tego nie robię. Aukcja jubileuszowa była najeżona prawdziwymi rodzynkami i dla każdego amatora zapewne znalazło się tam wiele obiektów uwielbienia.  Mnie najbardziej oszołomiła niezwykle bogata oferta monet z okresów Władysława IV Wazy i Jana Kazimierza. Boże, czego tam nie było: donatywy, portugały, dukaty, talary w tym medalowe, słowem istne cuda królewskiej numizmatyki. Z drugiej strony cieszyłem się, że nie musze zastawić domu-samochodu-i nerki, żeby kupić sobie jedną z nich J Jak kiedyś wygram w Totka (wcześniej musze kiedyś w niego zagrać), to być może do okresu SAP dodam sobie jakiś dodatkowy. Na te chwile jednak nie jestem dla amatorów pozostałych okresów polski królewskiej żadnym zagrożeniem, co ilustruje na zdjęciu poniżejJ

Ok., wracajmy do dnia aukcji. Kiedy „nadejszła ta wiekopomna chwila” i rozpoczęła się impreza, byłem spokojny i zdecydowany na pozyskanie swojej ozdoby kolekcji. Określiłem jednak przy tym pewną granicę finansową. Tu trzeba dodać, że granica ta była irracjonalnie wysoka. Ale taka być musiała, bo tak zakładał mój plan. W końcu w miałem za zadanie pokonanie podczas licytacji nie tylko kolekcjonerów okresu SAP takich jak ja, ale też całą rzeszę inwestorów, którzy (jak zakładałem nie bez racji) z pewnością będą chcieli zapuszkować „moją ozdobę” w obrzydliwy plastikowy slab. W efekcie po kilku nieudanych aukcjach (w tym opisanej ostatnio WCN), tym razem wróciłem z tarczą. Co prawda biedniejszy o sporą kwotę biletów Narodowego Banku Polskiego ale jak w tytule, kto bogatemu zabroni J ? Po chwili nadeszła refleksja i pomyślałem (znów ten optymizm), że przecież nie zbieram banknotów ani też okres średniowiecza, choć ciekawy, nie jest mi jakoś specjalnie bliski…, więc stosunkowo bez żalu rozstałem się z plikiem podobizn Władysława Jagiełły. W zamian mogłem ściskać ją, mój ozdobnik kolekcji. Co prawda ozdoba nie była wielka, bo przybrała postać niewielkiej dwuzłotówki z 1770 roku. Nie bierzcie proszę ze mnie przykładu, jeśli chodzi o licytacje, widzieliście przecież na zdjęciu powyżej, z jakich to rad od uznanych „osiedlowych speców” korzystam J A na serio, jestem jednak zdania, że budując swoją kolekcję,  raz na jakiś czas warto o odrobinę szaleństwa na zakupach J. To tyle na dziś, już niedługo kolejna aukcja, więc coś tam znów napiszę.

We wpisie wykorzystałem zdjęcia monet i materiały z 10 Jubileuszowej Aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka oraz zdjęcia wyszukane usługa Google Grafika z serialu komediowego telewizji Polsat „Świat według Kiepskich”.

1 komentarz: