Co ciekawe, na początek tworze ten wpis trochę teoretycznie, gdyż nie miałem nigdy fałszywej złotówki w ręku. Jak do tej pory omijałem szerokim łukiem wszelkie podejrzane aukcje i transakcje monet, których oryginalności nie byłem pewien. Być może dla zbieracza monet to dobra, żeby nie powiedzieć - jedynie słuszna taktyką, jednak dla osoby piszącej bloga taki brak doświadczenia jest wyraźnym faux pas i okolicznością dość niekomfortową. Nic to, dzisiaj będę czerpał z doświadczeń innych osób oraz danych ogólnie dostępnych w publikacjach, sieci oraz na ekspozycjach. Głównym celem artykułu będzie opisanie i pokazanie przykładów podrobionych złotówek i z tego postaram się wywiązać. Przy okazji podam kilka faktów na temat walki z fałszerzami w czasach I Rzeczpospolitej w II połowie XVIII wieku. Nie istnieje, co prawda graficzna dokumentacja warsztatu pracy fałszerzy z czasów Poniatowskiego, ale przy odrobinie fantazji i dobrej woli, mogło to wyglądać tak, jak na poniższej ilustracji.
Oczywiście to tylko żart, a zdjęcie przedstawia przedwojenną sortownie w mennicy warszawskiej, czym nieco nawiązuje do meritum wpisu. Głównym tematem jest dziś o fałszowanie srebrnych złotówek, wybijanych przez mennicę w Warszawie na mocy uniwersału z dnia 10 lutego 1766 roku. Jednakże należy zdawać sobie sprawę, że jedną z głównych przesłanek przeprowadzenia reformy monetarnej w Polsce były właśnie fałszerstwa, które obiegały wówczas w takiej skali, że w praktyce wypiekły z obiegu oryginalne monety. Tym samym fałszerstwa monet i walka z nimi, były ówcześnie bardzo popularną dziedziną życia społecznego. Podstawową metodą walki z falą falsyfikatów było oczywiście otwarcie własnej mennicy i wprowadzenie zupełnie nowych rodzajów monet. Dodatkowo uznano za zasadne było posiadanie informatorów, którzy mieli donosić o próbach przemytu fałszywych monet z zagranicy oraz emitowanie uniwersałów drukowanych w prasie, aby ostrzegać społeczeństwo i chronić je przed przyjmowaniem falsów.
W takiej sytuacji rozsądek i życiowa konieczność
sprawiały, że należało się na tym wszystkim znać, żeby nie dać się oszukać. W
tym celu należało między innymi, na bieżąco słuchać plotek od „lepiej
poinformowanych” lub jako minimum znać relacje upowszechniane przez lokalne
gazety, w których wzmianki o kolejnych przypadkach wykrycia podróbek i wpadkach
fałszerzy były na porządku dziennym. Dobrym przykładem na tego typu publikacje
są informacje zamieszczane w Wiadomościach Warszawskich. Jedna z nich
prezentowałem w poprzednim wpisie dotyczącym podrabiania półzłotków. Skala
podróbek była na tyle duża, że każde realne działanie władz miało sporą szansę
na powodzenie. Komisja Skarbowa, w której kompetencjach była walka i ściganie
fałszerstw od chwili swojego powstania nie mogła liczyć na nudę. Regularnie
przeprowadzano kontrole, które głównie koncentrowały się na miejscach
handlowych, w których ilość gotówki i transakcji była stosunkowo najwyższa. W
ten sposób dochodziło do coraz to nowych przypadków wykrycia wprowadzania
podróbek. Prawo było surowe. Fałszerzom konfiskowano znalezione monety i
narzędzia oraz osadzano ich w aresztach miejskich. W wyniku rozpraw przed sądem
najniższym wymiarem kary było wieloletnie więzienie a w skrajnych przypadkach
nawet kara śmierci. Sprawnie uporano się z fałszywkami pozostałymi po panowaniu
Augusta III. Wywoływano je z obiegu, skupiano i przetapiano na surowiec dla
numizmatów z podobizną Poniatowskiego. Mimo pozornego odzyskania panowania nad
obiegiem monetarnym w kraju, okazało się, że nie trzeba było długo czekać na
pojawianie się fałszywych monet SAP.
Pierwsza wzmianka o fałszywej złotówce notujemy właśnie
dzięki informacji prasowej z 9 września, 1767 w której Wiadomości Warszawskie
donoszą o fałszywych złotówkach odkrytych we Lwowie, które są podrobione na
wzór monet SAP i których prawdziwa wartość została oceniona przez probierzy na
„pułósma grosza miedzianego”. Według relacji gazety, monety były podrobione
metodą odlewu a do tego niezbyt starannie, bo można je było łatwo odróżnić od
oryginałów po „niegładkości rozlanego stempla”.
W domu i warsztacie fałszerza skonfiskowano dodatkowo narzędzia i
blaszki przygotowane do podrabiania dukatów i rubli, więc jak widać była to
jakaś większa fabryczka. Relacja kończy się informacją o nagrodzie, na jaką
może liczyć każdy, kto doniesie do urzędników o kolejnych przypadkach
fałszowania monet. Widocznie była to skuteczna metoda, gdyż w późniejszych
apelach często podnoszono temat nagrody za donos. Kolejna relacja z epoki
dotycząca złotówek, jest ta z 16 listopada 1767, kiedy to Komisja Skarbowa
zdecydowała o wysłaniu do Pińczowa dwóch „ludzi” pod komenda porucznika
Munchausena w związku z otrzymaniem doniesienia od Chorążego Wielkiego
Koronnego Karola Wielopolskiego o zatrzymaniu lokalnego Żyda trudniącego się
fałszerstwem monet. Z Wiadomości Warszawskich z 1771 roku wiemy, że w
późniejszych latach zaniechano sprowadzania fałszerzy pod eskortą do stolicy i
w celi ich szybkiego osądzenia kierowano ich już tylko do najbliższych sądów.
Ciekawa historia z fałszywymi złotówkami w tle
rozegrała się pod koniec 1771 roku, kiedy to w stołecznej karczmie aresztowano
dwóch krakowskich furmanów. Osobnicy znani z imienia i nazwiska, opisani, jako
Szymon Górka i Piotr Poprawa zostali oskarżeni przez Komisje Skarbu Koronnego o
wprowadzanie do obiegu fałszywych monet. Z 15 złotówek, jakimi zapłacili w
karczmie aż 11 okazało się być podróbkami. W trakcie śledztwa ustalono, że
złotówki pochodziły od kazimierzowskiego żyda Kraśnika i były częścią zaliczki,
jaką furmani otrzymali za swoje usługi. W związku z tym, że furmani okazali się
tylko pośrednikami wydano nakaz aresztowania Kazimierza
Kraśnika oraz objęcie
dozorem całego środowiska krakowskich żydów. W wyniku podjętych działań u
trójki kolejnych żydów Faybusia Szmuklerza, Szymona Basa i Moyżesza Pwaciejówkę
znaleziono kolejne fałszywe monety. Dodatkowo przesłuchania na okoliczność
poszukiwania fałszywej monety dotknęły kolejnych osobników a wszystkim Żydom,
do których wniesiono podejrzenie zamykano i pieczętowano sklepy. Zakrojona na
szeroką skalę XVIII wieczna operacja była na tyle skuteczna i długotrwała a
przez co dotkliwa, że włączyła się starszyzna kahału Kazimierzowskiego i w
oficjalnym piśmie z 1773 roku, poręczyła za stawiennictwo podejrzanych na
rozprawach, jednocześnie prosząc o ich uwolnienie oraz zwolnienie pieczęci ze
sklepów. Komisja przychyliła się do wniosku środowiska żydowskiego i
odblokowała im sklepy z jednoczesnym zakazem wymiany monet. Możemy, więc zakładać,
że ówczesne żydowskie „sklepy” to w dzisiejszych realiach było by coś na
kształt połączenia lombardów z kantorem wymiany walut. Nie była to jedyna
sprawa związana ze środowiskiem fałszerzy z Galicji, bo tuz po odblokowaniu wyżej
opisanych sklepów, Komisja otrzymała kolejny donos. Tym razem kupiec
warszawski, niejaki Rafałowicz informował, że został oszukany przez kupców
krakowskich Hallera i Rosmaniego. Sprawa dotyczyła 3 beczek miedzianych monet,
więc nie stanowi podstawy do bliższego zainteresowania, jednak opisuje dobrze
funkcjonowanie zagłębia fałszerskiego działającego w tych okolicach.
Wiele kolejnych doniesień dotyczy fałszywych monet,
dotyczy złotówek produkowanych przez prusaków i wprowadzanych do obiegu w
Wielkopolsce i Pomorzu. Ten temat został już opisany, więc nie będę do tego
wątku wracał. Tym samym nie pozostaje mi nic innego jak opisać i zaprezentować zdjęcia
kilku znanych mi przykładów podrobionych złotówek z epoki oraz całkiem
nowoczesnych dzieł. Te „z epoki” postały oczywiście po to, aby oszukiwać w
czasach, w których te monety były oficjalnym środkiem pieniężnym i miały realną
wartość nabywczą. Nie była to może jakaś przesadnie wielka wartość, ale z
drugiej strony spora popularność w obiegu stanowiła dobre tło do maskowania
falsów w kupach monet. Na pewno najtrudniej było fałszerzom w początkowych
latach panowania Poniatowskiego, dla przykładu w opisanym wyżej roku 1767 paradoksalnie
nowe monety SAP wcale nie były jeszcze tak bardzo popularne w handlu, stąd
łatwo było o wpadkę. Później wraz z pokonaniem niechęci społeczeństwa do
reformy finansów, złotówki były chętnie przyjmowane, stąd większe pole do
popisu. W czasach, w których prusacy bili fałszywe złotówki (datowane, na
1766-1768), czyli od roku 1771 roku, był to już naprawdę podstawowy nominał w
codziennym obrocie handlowym. Tak było do upadku państwa, wszystkie późniejsze
kopie to typowe szukanie jeleni wśród niedoświadczonych kolekcjonerów.
Złotówki SAP są z reguły traktowane, jako monety typowe
i popularne, jednak trzeba przyznać, że to tylko pozór i czasem są jak kobiety,
które znacznie zyskują przy bliższym poznaniu. J Wrażenie ich
powszedniości spowodowane jest zapewne tym, że istnieje w handlu ogromna ilość monet
4 groszowych z dwóch początkowych roczników 1766-1767 oraz siedmiu roczników
bitych według II reformy za czasów SAP, czyli z lat 1787-1793. Można, zatem stwierdzić, że 9 roczników
złotówek jest naprawdę bardzo popularnych, ale to przecież nie wszystkie, bo
bito je aż przez 29 lat. Stąd
matematycznie, aż 20 roczników wśród złotówek stanowią roczniki rzadsze, które
mogą stanowić pokusę. Tu zasada jest prosta, więc i teza nie może być skomplikowana.
Monety fałszowane w XVIII wieku pochodzą najczęściej z najpopularniejszych
roczników, żeby ukryć się wśród dużej liczby dobrych monet. Numizmaty z
rzadszych roczników, do których istnieje podejrzenie o falsyfikat, to „prawie
na pewno” powinny być egzemplarze wykonane później, przez fałszerzy na szkodę i
pohybel kolekcjonerów. Ciekawe czy ta zdroworozsądkowa zasada potwierdzi się w
próbie monet fałszywych, jaką zaprezentuje w dzisiejszym wpisie.
Teraz przejdziemy do pierwszej grupy numizmatów,
czyli tych pochodzących „z epoki” i wykonanych w II połowie XVIII wieku. Źródeł
skąd można czerpać wiedzę o fałszywkach nie jest znów tak wiele, sam nie
posiadam ani jednej sztuki, stąd niech nikogo nie zdziwi, że zacznę „tradycyjnie”
od wizyty w Muzeum Narodowym w Krakowie w wydaniu cyfrowym.
Najpierw na warsztat weźmy egzemplarz z rocznika
1766, zacznijmy od zdjęcia.
Kustosz Anna Bochnak opisała monetę, jako wykonaną
po 1766 roku, wybitą w stopie miedzi i posrebrzoną. Ta warstwa srebra (lub
metalu go przypominającego) była na tyle delikatna, że jak widzimy na
załączonym obrazku – wytarcia są liczne i bardzo widoczne. W tym stanie tylko w
ogromnym tłoku mogłaby uchodzić za oryginalną złotówkę Poniatowskiego. Analizując
zarys sylwetki króla i liternictwo, uważam że została wykonana całkiem
profesjonalnie i będąc w stanie „zaraz po wyjściu z fabryki” mogła być groźną
podróbką. Szczególnie, że jej średnica wynosi 25,8 mm to tylko o 0,2 mm mniej
niż standard, jakiego trzymała się warszawska mennica. Jedynie waga wyraźnie
odstaje, podróbka waży jedynie 3,81 g i to wyraźnie mniej niż oryginalne 5,39
g. Tak duża różnica, zapewne jest już dobrze wyczuwalna i mogło to stanowić
największy problem tego egzemplarza. Tutaj musze dodać informacje o „nieco”
podobnej złotówce będącej z zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, która w
najnowszym katalogu monet SAP została opisana pod pozycją 19.a2, jako „złotówka
- odbitka w miedzi”. Wspominam o tym tylko dlatego, że porównując zdjęcia obu
monet wyczuwam wyraźne podobieństwo. Przy czym trzeba przyznać, że złotówka z
katalogu jest zupełnie pozbawiona srebrzenia oraz o dobry gram cięższa i waży
4,98g. Może to strzał „kulą w płot”, ale z pozycji internetowego badacza jest
to trudne do zweryfikowania, gdyż moneta z MNK została zdigitalizowana tylko
jednostronnie i mamy dostępne jedynie zdjęcie awersu. Porównanie zdjęcia
rewersu mogłoby powiedzieć nam więcej. Poniżej prezentuje zdjęcie z katalogu
„Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” autorstwa duetu Parchimowicz i
Brzeziński.
Teraz czas na dwa sfałszowane egzemplarze z 1767
roku. I tu znów musimy „na wiarę” założyć, że to rzeczywiście monety z tego
rocznika, gdyż w bazie na stronie MNK dostępne są tylko zdjęcia awersów. Ot,
taka niedogodność. Pierwszy egzemplarz
podrobionej złotówki to odlew wykonany z brązu. Na początek zdjęcie.
Jak możemy zaobserwować odlew wykonano z formy do
wykonania, której posłużyła oryginalna złotówka SAP. Trudno tu doszukiwać się
jakiś niedoskonałości w rysunku i liternictwie. To, co widoczne gołym okiem, to
kolor znacznie odbiegający od pojęcia srebrnej złotówki. Dodatkowo jak to w
odlewach wystąpił duży problem z uzyskaniu odpowiedniej, jakości obrzeża i rantu
monety. Widoczne są liczne niedociągnięcia jakościowe na całym otoku. Nie
widoczne jest ząbkowanie rantu, ale można założyć, że również pozostawia ono
sporo do życzenia. Znamy wymiary i wagę, są to odpowiednio 25,5 mm i 4,51 g.
Obie wartości oczywiście odbiegają od normy, zatem ogólnie oceniając, ten odlew
można uznać za niezbyt udaną próbę fałszerstwa.
Muzeum Narodowe w Krakowie pewnie bez kozery posiada
spory zbiór podróbek SAP „z epoki”, co może potwierdzać, że XVIII wieczna
Galicja była jednym z centrów prężnie działającej produkcji falsyfikatów. Druga
złotówka z 1767 roku jest nieco inna, ale to wcale nie znaczy, że lepsza J.
Znów mamy do czynienia z odlewem, na początek zdjęcie.
Szkoła „krakowska” nic dziwnego, że znów
„zapomniano” o srebrzeniu. Moneta jest nieco gorzej odlana, jeśli chodzi o
strukturę tła. Występują tam dość wyraźne niedoskonałości charakterystyczne dla
tej metody fałszowania monet. Litery i popiersie królewskie niezbyt wyraźne,
pozbawione ostrych krawędzi. Kolejna podręcznikowa cecha odlewu. W porównaniu z
poprzednim egzemplarzem trzeba uznać, że w tej podróbce lepiej wykonano
obrzeże. Występuje tu nawet charakterystyczne przejście do ząbkowania rantu,
choć samego rantu z tego zdjęcia zaobserwować się niestety nie uda. Pani kustosz
opisała monetę, jako odlana po 1767 roku i trudno z tym dyskutować. Średnica i
waga są znów nietrafione versus oryginał, ale dość podobne do poprzedniczek.
Moneta waży 4,53g i ma średnicę 25,8 mm.
A teraz egzemplarz z rocznika 1787 i za razem kolejny
odlew „z epoki” ze zbiorów MNK. Moneta wykonana ze stopu miedzi (brąz?), której
srebrzenie dziś jest już tylko wspomnieniem. Poniżej zdjęcie.
I jak możemy ocenić po awersie, portret królewski i
liternictwo go otaczające wygląda podobnie jak w oryginale, co potwierdza fakt,
że forma do odlania tego egzemplarza powstała na bazie oryginalnej złotówki.
To, że jest to odlew widoczne jest oczywiście po licznych cechach, z których
znamy ten typ fałszerstwa, ale głównie rzuca się w oczy nierówna struktura tła
oraz brak ostrości kształtów. Jaśniejsze smugi, jakie obserwujemy są zapewne
resztkami srebrzenia. Ciekawy jest za to opis monety, jaki widnieje na stronie
muzeum. Szczególnie zainteresowała mnie średnica, która została określona na
22,1 mm. To sporo mniej niż 26 mm w oryginale. Żeby mieć dobry układ
odniesienia, to dla porównania podam, że 23 mm ma półzłotek SAP a średnica
srebrnika SAP wynosi 21 mm. Trzeba uznać, że średnica mniejsza aż o 4 mm jest
na pewno widoczna cechą, co raczej nie sprzyjało fałszerzowi. Paradoksalnie nie
mając tej monety w ręku, skłaniam się raczej do stwierdzenia, że na stronie
muzeum jest błąd i moneta ma większa średnice. Głównie wnoszę to po tym, że
jeśli trafne jest założenie, iż monetę odlano z formy, która powstała z
oryginalnej złotówki to średnica podróbki, mimo że nieco mniejsza nie powinna
różnic się aż tak mocno. Szczególnie, że jak widać na zdjęciu i portret i litery
mieszczą się na monecie i wyglądają w miarę normalnie. Do tego dochodzi jeszcze
waga, która została określona na 4,99. Zatem jest zbliżona do oryginału a na
pewno sporo cięższa od odlewanych monet z datą 1767 prezentowanych powyżej. Te
3 przesłanki pozwalają mi sądzić, że wystąpiła pomyłka na stronie MNK. Być może
w przyszłości odwiedzając muzeum będę miał w przyszłości okazje żeby
zweryfikować swoja tezę.
Teraz przejdźmy do ostatniej monety ze zbiorów MNK.
Tym razem będzie to próbna złotówka z serii jaką wykonano w 1771 roku. Sam fakt
powstania takiej monety może sugerować, że fałszerz nie miał zamiaru wprowadzać
jej do obiegu w II połowie XVIII wieku i to nie tylko z tego powodu, że wówczas
ta próba nie weszła do powszechnego użytku. Monety próbne SAP nie są moim
„konikiem”, jednak, jeśli chodzi o fałszerstwa to złotówka jak każda inna, z
tym że domyślnym powodem wykonania tej podróbki było wprowadzenie w błąd
kolekcjonerów. Na początek zdjęcie monety.
Co widzimy? Niezbyt udany odlew bardzo rzadkiej monety
SAP. Szczególnie rzucają się w oczy niedoskonałości portretu i napisów. Trudno
żeby moneta, która nie weszła do obiegu nosiła znamiona wytarcia. Jednak sam
portret i litery są prawidłowe, stąd znów można założyć, że forma użyta do
produkcji tej podróbki była wykonana z oryginału. Z pewnością cos jednak nie
zagrało, albo forma została wykonana niedokładnie, albo odlewanie nie było
udane, fakt jest taki, że efekt nie powala swoja pięknością. Zakładając, że
główna cecha tej sztuki z 1771 miała być jej rzadkość występowania, to i tak
dla poważnych zbieraczy taka, jakość jest trudna do zaakceptowania i raczej
małe szanse żeby monetę w takim stanie umieszczać w zbiorach. Nie mniej jednak,
znajduje się w zbiorach MNK, więc ma zapewne wartość poznawczą i historyczną.
Stawiam jednak na produkcje XIX/XX wieczną. Opis ze strony MNK zdradza nam, że
zdaniem muzealników moneta wykonana jest ze stopu metali koloru srebrnego, bez
dokładnego określenia jego składu. Mamy tam także dane o średnicy i wadze,
które wynoszą odpowiednio 20,7 mm oraz 3,02 g. Odnosząc to do oryginalnej
sztuki to wartości uzyskane przez fałszerza są nawet dość zbliżone, gdyż
prawdziwe próby miały 21,2 mm, ważyły w zakresie 2,52 – 2,95 i miały gładki
rant, co może nieco ułatwiać fałszerską robotę…
Co ciekawe, moneta nadal jest bardzo popularna wśród
fałszerzy łudzących się, że wcisną ją, jako oryginał niedoświadczonym
kolekcjonerom. Stąd jest produkowana w chińskich fabrykach podróbek i oferowana
„za grosze”. Tak trafia na nasz rynek poszukując ewentualnych „jeleni”, którzy skuszą
się na zakup. Oficjalnie często występuje, jako kopia, która ma służyć
zastąpieniu jej w zbiorze dla kolekcjonerów, których nie stać na oryginał. Ja
jednak nie słyszałem (może mało słucham) o miłośnikach numizmatyki, którzy
zbierają kopie w miejsce oryginałów i cieszą się ich posiadaniem. To dla mnie
wyłącznie wymówka do wprowadzania ludzi w błąd. Jeden sprzedawca opisze ją czytelnie,
jako podróbka inny, bardziej chytry spróbuje szczęścia snując fantazyjne historie
o zmarłych kolekcjonerach lub cudem odkrytych zbiorach „po dziadku”. Trafi to
pewnie potem na targowiska, giełdy i w masie innych monet będą wyczekiwać na
zbieracza, który połasi się na rzadki okaz za grosze. Zobaczmy, zatem jaki postęp
dokonał się przez te 100 lat, które minęło od odlania monety z MNK i jak
wygląda maszynowo wybita chińska złotówka z 1771 roku. Poniżej zdjęcie monety.
Nie mamy nic do ukrycia, „oficjalna kopia” to nie fałszerstwo, więc nikt się z
tym nie kryje i będą dwie strony J.
Jak widać… fałszerze ze wschodu potrafią zrobić
całkiem przyzwoita kopię. I byłoby to wszystko normalne, bo przecież mamy XXI
wiek i nie takie rzeczy nowoczesny człowiek jest w stanie podrobić i pewnie przeszło
by to bez echa, gdyby nie fakt, że skośnoocy fałszerze są zdecydowanie niedouczeni i to co próbują
wcisnąć jako „replika” próbnej złotówki z 1771 … nie jest wcale złotówką J.
Ot ktoś się pomylił i to pewnie dobrych kilkanaście lat temu i tak to się ciągnie.
Poniżej skan z aukcji znanego na Allegro użytkownika, który był niegdyś jednym
z prekursorów sprowadzania kopii na nasz rynek. Jak można zobaczyć, już w 2012 roku
ten typ kopii uchodził za „złotówkę”.
Oczywiście nie trzeba być znawcą okresu SAP, żeby w
3 sekundy sprawdzić to sobie w Internecie i dojść do wniosku, że jest to nic
innego jak kopia próbnej dwuzłotówki z 1771. Jak widać, jacy fałszerze tacy i
ich klienci i jakoś nikomu to przez te lata nie przeszkadza. J
Nie będę zamieszczał zdjęcia oryginału, bo to wątek o podróbkach i nie chcę
mieszać, zatem proszę sobie sprawdzić w którymś z archiwów aukcji jak wygląda
prawdziwa próbna złotówka z 1771 - a szczególnie jej rewers :-). Ok, zostawmy to, spuśćmy zasłonę milczenia i
poszukajmy dalej fałszywych złotówek.
Kolejnym źródłem, z którego czerpie informacje na
użytek dzisiejszego wpisu jest artykuł Grzegorza Skąpskiego „Fałszerstwa
monetarne w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego”, który ukazał się w
publikacji XI Ogólnopolskiej Sesji Numizmatycznej w Nowej Soli zatytułowanej
„Fałszerstwa i naśladownictwa monet” w roku 1998. Autor podał w niej wiele
ciekawych faktów, które wykorzystałem powyżej w opisie żydowskich fałszerzy z
Galicji oraz umieścił zdjęcie jednej z podrobionych monet ze wraz z krótkim opisem.
Moneta, co interesujące pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie i zdecydowanie
można ją uznać, za fałszerstwo „z epoki”. Poniżej zdjęcie zaczerpnięte z
artykułu Pana Grzegorza.
Jak „widać” na czarno-białym zdjęciu, moneta
wykonana jest prawdopodobnie z miedzi i z racji, jakość fotografii trudno z tym
dyskutować. Ciekawe są za to informacje o średnicy i wadze. Po pierwsze jest to
pierwsza moneta, której średnica jest większa od standardowych 26 mm. Po drugie
waga nie różnic się zbytnio od wcześniejszych przykładów, więc można ja uznać
za typową podróbkę dla tego okresu. I wreszcie po trzecie mamy tu również rewers
monety i możemy zobaczyć, jakiej odmiany złotówki dotyczy to konkretne
fałszerstwo.
Kolejne źródło to znów publikacja numizmatyczna, co
sugeruje, że warto wertować starsze numery czasopism w poszukiwaniu
ciekawostek. Artykuł z nr 107/2012 Gdańskich Zeszytów Numizmatycznych autorstwa
Zbigniewa Kutrzeby pod wiele mówiącym tytułem „Fałszerstwa z epoki monet
Stanisława Augusta Poniatowskiego”. To bardzo ciekawy i przekrojowy artykuł,
opisujący wszystkie nominały monet z czasów SAP. Na początek napisze, że trochę
czasu minęło i od dnia publikacji nasza wiedza o monetach SAP, w tym o
fałszerstwach pruskich znacznie się powiększyła, toteż nie wszystkie dane
zawarte w tym artykule są jeszcze dziś aktualne. Taki postęp poczyniliśmy w
ciągu 5 lat, że nie uznajemy już za oryginał monety z puncą „PG”, ale to tak na
marginesie. Autor bardzo wiele miejsca poświęcił na fotograficzne
udokumentowanie swoich ustaleń, z tej okazji będę do tej publikacji zaglądał
również podczas kolejnych wpisów o grubszych monetach SAP. Dziś dzięki temu
możemy poznać dwie kolejne fałszywe złotówki pochodzące z kolekcji samego Pana
Zbigniewa, które możemy uznać za pochodzące „z epoki” . Na początek tradycyjnie
zdjęcie.
Nie będę opisywał ich sam, ale oddam głos
autorowi w końcu to jego monety i wie najlepiej, co i jak. Cytuję: „Przedstawione monety fałszywe ważą
odpowiednio 4,36 i 4,77 g. Pierwsza została wybita w miedzi i posrebrzona.
Warto zwrócić uwagę na dobrze wybity portret króla z prawidłowym konturem
twarzy i oka oraz lokami włosów. Druga moneta została wybita najprawdopodobniej
w mosiądzu i także rysunki na niej są poprawne. Najwyraźniej była przez dłuższy
czas w obiegu, o czym świadczą wytarcia na portrecie króla i przy dolnej
krawędzi awersu”. Niestety nie mamy średnicy i nie możemy ocenić jak
fałszerze trafili z ta istotna zmienną. Nowością versus poprzednie przykłady
jest fakt, ze Pan Zbigniew podaje, że monety jego zdaniem są bite a nie są odlane.
Biorąc pod uwagę poprawny rysunek, świadczyłoby to o tym, że fałszerze
posiadali prawidłowo wykonany stempel. Jakoś trudno mi w to uwierzyć, że (nie
licząc prusaków) jakiś warsztat pokusił się o tak zaawansowaną technologie
dostępną w tych czasach tylko fachowcom wtajemniczonym w sztukę menniczą.
Zdjęcia sa czarno-białe i niezbyt ostre, ale dla mnie na pierwszy rzut oka
moneta z 1766 jest odlewem, na co wskazuje nierówne krańce, szczególnie
widoczne w prawej górnej części rewersu. Co do monety z 1767 roku, to jest to okaz
posiadający REWERS, 5 jaki wyróżniłem we wcześniejszym wpisie na temat złotówek
1767 TU LINK
Tak się składa, że moneta z „MAŁYM ORŁEM” to jest
akurat jest ta rzadsza odmiana, której populacje określiłem na 9% całości
nakładu. Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby fałszerze potrafiący zrobić
poprawny stempel byli na tyle nieświadomi, że wykonaliby go dla tak rzadkiej
odmiany – mając pod ręką monety z „DUZYM ORŁEM”, które można liczyć w milionach
sztuk. Jedni uznają, że się czepiam, inni że dociekam prawdy a jeszcze inni, że
… mogłem się po prostu zapytać Pana Zbigniewa. Może i tak, ja jednak wybrałem
swoją drogę i jeśli w przyszłości na ten temat wywiąże się jakaś dyskusja, to
chętnie napisze ciąg dalszy tej historii. Na dziś poddaje w wątpliwość istnienia
fałszerstw z epoki złotówek SAP wykonanych techniką bicia podrobionymi
stemplami.
Teraz sięgnijmy do archiwów aukcyjnych i sprawdźmy
czy nie odnotowano tam jakiejś fałszywki. Oczywiście sporo znajdziemy tam monet
podrobionych przez prusaków sprzedawanych z mylnym opisem, że powstały w
mennicy warszawskiej, ale trudno się temu dziwić, gdyż są to ustalenia dostępne
szerszej publiczności dopiero w kilku ostatnich latach. My szukamy jednak
podróbek „nie pruskich” i na tym się teraz skupiam. Po przeszukaniu moich 3
ulubionych archiwów, trafiłem jedną na stronie Michała Niemczyka. Bardzo
ciekawy rocznik, bo 1794 w odmianie z przebiciem daty z 1793. Zobaczmy zdjęcie.
Ciekawa moneta, która została sprzedana niedawno za
symboliczna kwotę 129 złotych. Szczęśliwy nabywca wszedł w posiadanie
niezwykłej monety. Wydaje się, że została wybita oryginalnym stemplem, jednak
waga i ubytki srebrzenia wskazują, że jest to okaz podrabiany. Jeśli przyjmiemy
za fakt, że moneta została wybita rzeczywiście oryginalnym stemplem z mennicy
warszawskiej to mogło się to stać w mennicy „gdzieś tam, po godzinach” o co
mogło być nietrudno w tych burzliwych czasach Insurekcji Kościuszkowskiej albo „gdzieś
po 1794 roku” wykorzystując dostęp do oryginalnych narzędzi w nieczynnej już
mennicy. Ja wstępnie stawiam na dzieło mennicy, gdyż moneta wybita została
prawidłowo. Być może więcej powiedziałby nam rant, ale w archiwum nie ma
zdjęcia trzeciej strony monety. W każdym razie, uważam iż to zagadka, warta
rozwiązania.
Ok, a teraz czas na deser. Proponuje cos z
pogranicza humoru i performance’u. No, bo jak nazwać „niezwykle błyszczące”
złotówki SAP z 1766 roku wykonane zapewne całkiem niedawno i sprzedawane
aktualnie na jednej z czołowych platform aukcyjnych w cenie 5,99 złotych +
przesyłka. Nie wiem, co jest gorsze, monety czy kaskaderski opis. Proszę tylko
zerknąć na zdjęcie poniżej.
Uff mocne J. Opis niezwykle szczegółowo wskazuje unikalność
tej oferty. Nie będę komentował tych głupot, zatrzyma się tylko tradycyjnie na
cechach fizycznych monety. Podana waga 3,90 mm i średnica 26,5 mm wskazuje na
całkowicie nieudana produkcje. Szczególnie waga w porównaniu do 5,39
oryginalnej monety pozostawia wiele do życzenia. Można by nawet napisać, że to
najgorsza kopia od 250 lat J.
To jednak, co mnie zainteresowało szczególnie to technika użyta do
wykonania tej podróby. Jak miał bym strzelać to napisałbym, ze monety wykonano
technika galwaniczną a to fakt sam w sobie ciekawy i warty wspomnienia.
Powyższe zdjęcie nie oddaje dobrze cech galwanu, stad pozwolę sobie dodać kilka
dodatkowych, na których w różnych konfiguracjach występują monety wykonane
prawdopodobnie tą techniką. Niektóre monety są mniej a niektóre bardziej udane.
I jeszcze kilka, tym razem, jako sprzedawanych, jako
loty.
Jak widać wykonano gdzieś większą ilość fałszywych
złotówek z 1766 roku (i nie tylko). Ze zdjęć można wywnioskować, że monety są
bardzo delikatnymi blaszkami. Te lepsze są w jednym kawałku i błyszczą się jak
psu jajka, a to cecha nowodieł wyjętych wprost z elektrolitu. Te gorsze monety wyszły
z kąpieli dziurawe jak dobry ser szwajcarski. Tym samym nie dziwię się już
temu, że waga „tego czegoś” nie powala gramami. Ot, ciekawostka, jakich wiele
jednak obiektywnie, monety SAP są trudnym tematem dla fałszerzy i nie będziemy
im ułatwiać roboty. Wręcz przeciwnie, po to niemal codziennie monitoruje sieć i
kanały sprzedaży, że jeśli tylko pokaże się coś nowego i groźnego, to postaram
się wysmarować jakiś news na ten temat.
Na dziś to tyle, starałem się pokazać wszystkie
egzemplarze fałszywych złotówek SAP, jakie wpadły mi w oko w ostatnich latach.
Nie posiadam żadnej sztuki, więc być może jest to jakiś obszar do rozwoju mojej
kolekcji. Dziękuję za doczytanie do tego miejsca, co złego to nie ja… i
zapraszam niebawem na wpis o grubszej monecie ostatniego króla. J
W
dzisiejszym artykule wykorzystałem informacje n/w publikacji: katalogu
autorstwa duetu Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego”, artykułu Grzegorza Skąpskiego „Fałszerstwa monetarne w czasach
Stanisława Augusta Poniatowskiego”, artykułu Zbigniewa Kutrzeby „Fałszerstwa z
epoki monet Stanisława Augusta Poniatowskiego” z nr 107/2012 Gdańskich Zeszytów
Numizmatycznych oraz opisów monet z Muzeum Narodowego w Krakowie. Zdjęcia
pochodzą z galerii MNK, archiwum aukcyjnego Antykwariatu Numizmatycznego Michała
Niemczyka, archiwum aukcji Allegro, projektu nt haftu krzyżykowego nr 7191 autorstwa
P. Sobczyk „Żyd liczący pieniądze” oraz z wyżej wymienionych publikacji.
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń