Dziś zajmę się tematem interesującym i złożonym, na
który tylko czasem zwracana jest większa uwaga grona miłośników monet oraz
generalnie amatorów historii, jako takiej. Ostatnio obserwuje, że
zainteresowanie społeczności tym zagadnieniem znów ożyło, szczególnie zważywszy
na gorące dyskusje, jakie odbyły się „dopiero, co” na kilka powiązanych z
digitalizacją zbiorów tematów, w wątkach na forum TPZN.pl oraz na blogach
poświęconych numizmatyce. Dla mnie szczególnie ta sprawa jest bliska, gdyż była
jedną z podstawowych spraw, jakie definiowałem, jako „te do poruszenia”,
jeszcze przed założeniem bloga. Można by nawet zaryzykować tezę, że po części
blog powstał właśnie po to, żebym miał przestrzeń, aby wyrazić swoje zdanie na
ten temat. I tak po ponad roku, od kiedy zacząłem regularnie wyrzucać z siebie
myśli w tym kawałku wolnego internetu, nadszedł czas żeby w końcu wziąć się z tym
tematem „za bary”. Zanim jeszcze wgłębię się w zawiłości tego procesu i puszczę
wodze mojemu słowotokowi, to chciałbym jasno wyrazić cele, jakie sobie
postawiłem przed napisaniem tego tekstu. Robię to tylko po to żeby później
trzymać się scenariusza i móc skontrolować samego siebie czy zbytnio znów nie
wyjechałem na manowce. I tak, pierwszym celem jest podstawowa charakterystyka
procesu digitalizacji dóbr kultury, żeby każdy wiedział, „z czym to się je”.
Drugie zagadnienie to spojrzenie na ten proces z punktu widzenia pasjonata
numizmatyki. W tym punkcie dotknę kilku gorących tematów związanych z
digitalizacją i udostępnianiem zbiorów muzealnych oraz kolekcji indywidualnych.
I wreszcie trzecia sprawa, która ma mieć wymiar bardziej praktyczny. Postaram
się na swoim przykładzie pokazać zalety i wady tego procesu oraz zaproponuję
sprawdzoną przez siebie metodę na to jak w łatwy sposób można dokonać
digitalizacji własnego zbioru. To tyle, zakładam, że zainteresuje tym jeszcze
kogoś oprócz siebie. Na dobry początek jak zwykle rysunek, który nieco
wprowadzi nas w dzisiejszy temat J.
Ok, zatem zacznijmy może od początku, czyli od
definicji. Według PWN, digitalizacja to nadawanie postaci cyfrowej danym
pisanym, drukowanym, zawartym na nośnikach magnetycznych lub innych. Dość
pojemna definicja. Ciekawe jest to, że poprawna jest również forma
„dygitalizacja”. Mimo tego, że forma ta jest bardziej naturalna w języku
polskim jednak jest mniej używana, pewnie to przez tą modę na anglicyzmy.
Synonimem będącym coraz częściej w użyciu jest też wyraz „cyfryzacja”, który w
gruncie rzeczy ma zbliżone znaczenie jednak częściej stosuje się go opisując
media. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach ogólnie wszystkie procesy
zastępowania czegoś starego, czymś nowym – unowocześniania i modernizacji są
bardzo popularne i działają praktycznie we wszystkich dziedzinach życia.
Ogromny postęp techniczny, jaki obserwujemy, na co dzień, zmienia świat,
zmienia nas, nasze zachowania oraz oczekiwania. Moda na nowoczesność „w domu i
zagrodzie” powoduje wręcz pęd do wszelkich nowinek technicznych. Czy to źle?
Nie, o ile wszystko odbywa się z poszanowaniem dotychczasowego dorobku. Weźmy,
chociaż mój blog. To też jest przejaw pewnej formy digitalizacji społeczeństwa
i to nie tylko na płaszczyźnie technicznej, że niby teraz są komputery i
wszystkim jest łatwiej. Jeszcze kilkanaście lat temu, żebym mógł sobie o tych
wszystkich monetach SAP pogadać i je przeanalizować, to musiałbym z pewnością
obracać się „w środowisku numizmatycznym” osób o podobnych zainteresowaniach.
Miałbym wtedy za pewne dostęp do ułamka materiałów, jakimi dziś dysponuje z
pozycji fotela, wiec pewnie po wypiciu kawki i wypaleniu ramki fajek na
spotkaniu miłośników numizmatyki ostatniego króla udałoby się nam wspólnymi
siłami, w ramach własnych zbiorów i notatek ustalić ile jest stempli talara
1775. Pewnie byśmy zgodzili się, że było ich 3 lub 4, bo o pozostałych pojedynczych
egzemplarzach sprzedawanych w zaciszach gabinetów zapewne bym nawet nie usłyszał.
A tak, korzystam niemal codziennie ze digitalizowanych zbiorów, aukcji, źródeł
pisanych z epoki, zdjęć, katalogów, publikacji i tysiąca innych „nowoczesnych” narzędzi
i środków. Jaki jest efekt? Blog czasem nawet wygląda
OK, ale głównym
miernikiem jest to, że mogę się podzielić myślami i obserwacjami z
nieograniczoną liczbą nieznanych mi osób, z nadzieją, że coś z tej interakcji
pozostanie. Kiedyś zamiast 4 wpisów w miesiącu (każdy ma średnio po około 20
stron A4), to ewentualnie raz na rok wysłałbym artykuł do miesięcznika dla
pasjonatów numizmatyki, gdzie przy odrobinie szczęścia by mi go opublikowano. Oczywiście,
wątpię żebym w ogóle gdzieś coś, publikował i wysyłał, ale sama skala mojej
aktywności pewnie mogłaby wyglądach tak: 50 wpisów na blogu vs 1 „być może” wydrukowany
artykuł. Tak to widzę. Są oczywiście minusy. To samotne studiowanie źródeł, nieco
odizolowana od innych żmudna analiza materiałów, przerywana wymianą opinii na
forach internetowych. Z pewnością mojemu pokoleniu, które pamięta jeszcze czasy,
gdy ludzie się gromadzili i ze sobą rozmawiali – nigdy nie zastąpi to jednak prawdziwego
kontaktu. Jednak to jest chyba jedyny minus a plusów cały wór, więc niech już będzie
ta nowoczesność „w domu i zagrodzie”. Nie ma, co się na nią obrażać. Obok obrazek na temat jak w wyniku ewolucji powstanie prawdziwie nowoczesny,
zdigitalizowany obywatel J. Dobrze, bo nieco odbiegłem od tematu, wracam do
meritum. Jeśli chodzi o działkę, która w tym kontekście cyfryzacji interesuje
nas dziś najmocniej, to najbardziej kluczowe dla miłośników monet są dwa
obszary, przede wszystkim końcowy efekt tego procesu, czyli dostęp do
utrwalanych cyfrowo materiałów i źródeł, do których „normalnie” nie byłoby
szansy dotrzeć ( a już na pewno nie w 0,003 sekundy) oraz digitalizacja
własnych zbiorów. I tym dwóm aspektom poświęcona będzie dalsza część wpisu.
O potrzebie, czy nawet konieczności zastosowania
techniki cyfrowej dla utrwalenia dóbr nie trzeba dzisiaj nikogo przekonywać. Jasnym
jest fakt, że digitalizacja dziedzictwa kulturowego nie jest celem samym w
sobie a ma za zadanie realizacje szeregu funkcji w społeczeństwie. Pierwszą
potrzeba jest oczywiście ochrona dziedzictwa kulturowego poprzez zapis na
trwałe nośniki, jako metoda na ich „wieczne zachowanie” a zarazem skuteczna
ochrona zabytków przed potencjalnym zniszczeniem czy kradzieżą. Drugą funkcją
jest edukacja, która łączy w sobie potrzeby zapewnienia szerokiego dostępu do
wiedzy w atrakcyjny i nowoczesny sposób, co jest szczególnie ważne dla tak
zwanego „młodego
pokolenia” oraz tworzenie możliwości i narzędzi do szybszego
rozwoju badań nad zagadnieniami związanymi z udostępnionymi artefaktami. W tym
obszarze wpisuje się ja i moja potrzeba uzyskania odpowiedniego materiału do
badan i analiz na blogu. Są jednak jeszcze dodatkowe funkcje tego procesu. Jako
trzeci czynnik wymienia się często funkcje informacyjną i promocyjną, rozumiane,
jako swoiste „okna wystawowe” instytucji powołanych do gromadzenia zabytków.
Tutaj ważnym elementem jest możliwość pełnego pokazania zbiorów, a już
szczególnie „przywrócenie do żywych” okazów, na co dzień ukrytych przed oczyma
społeczeństwa (w ciemnych magazynach?), bez ograniczeń związanych z fizycznym
brakiem miejsca na takie ekspozycje w realu. Założenie jest takie, że przez
ciekawe pokazanie swoich zbiorów w sieci, instytucje mają zachęcać
społeczeństwo do bliższego zapoznania się ze zbiorami i wizytę w swoich
progach. Kolejną i to wcale nie mniej ważna funkcją jest udostępnianie
cyfrowych zbiorów. Jedna rzecz to sprawne przeprowadzenie procesu a inną
atrakcyjna forma udostepnienia. W tym miejscu jest przestrzeń na kreatywność
twórców portali, na wzbogacenie obiektów interesującym opisem, ciekawą narracją
tak, aby zainteresować ofertą i przyciągać do kultury. Dla miłośników
numizmatyki, ważne będzie dodatkowo żeby zdjęcia i opisy monet były możliwe do
pobrania i wykorzystania we własnym zakresie. Do tego jeszcze wrócę w dalszej
części. Można oczywiście wymieniać dalsze funkcje społeczne, jakie spełnia lepszy
dostęp do dziedzictwa kulturowego. Ostatnim, jakie przytoczę jest tworzenie
wspólnoty i platformy współpracy z grupami pasjonatów, chociażby poprzez budowę
lokalnej społeczności skupionej wokół portalu udostepniającego zdygitalizowane
obiekty. Obserwuję takie próby, więc wiem, że instytucje powoli odkrywają i
wykorzystują tą funkcje. Poniżej jeden z przykładów na nowe podejście do zaprezentowania zbiorów..
Zatem jak widać, jest naprawdę wiele funkcji, jakie
spełnia proces cyfryzacji dóbr kultury, stąd nie ma nic dziwnego w tym, że
powstają bardzo liczne miejsca, które mają na celu wspieranie digitalizacji w
krajowych instytucjach. Temat oficjalnie jest ważny, co potwierdzają liczne
inicjatywy podejmowane ostatnio przez administrację państwową, jak również
instytucje sektora publicznego i prywatnego. Niech wspomnę tylko działania
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które partycypuje w kosztach w
ramach wieloletniego programu „Kultura +”. W programie tym znajduje się sporo
inicjatyw zmierzających do unowocześnienia placówek kulturalnych, muzealnych i
wystawienniczych w tym projekt „Tworzenie zasobów cyfrowych dziedzictwa
kulturowego”, którego głównym celem jest dofinansowanie procesu digitalizacji,
infrastruktury niezbędnej do jej prowadzenia oraz tworzenie wirtualnych bibliotek
i muzeów. W 2010 r. uruchomiono program „Zasoby cyfrowe” z budżetem wynoszącym wówczas 20 mln zł, który był skierowany do państwowych i samorządowych instytucji
kultury, organizacji pozarządowych, kościołów i związków
wyznaniowych, archiwów
państwowych oraz podmiotów prowadzących działalność gospodarczą w sferze
kultury. W jego ramach dofinansowano ponad 100 projektów. A był to tylko pierwszy rok, kolejne przynosiły wzrost skali inwestycji i ilości podejmowanych działań. Wymienianie
wszystkich projektów związanych z digitalizacja zasobów pożarłoby mi cały wpis,
więc skoncentruje się tylko na kilku najbardziej „nośnych” przykładach: digitalizacja
taśm Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, rewitalizacja i dygitalizacja
Zespołu Pałacowo-Ogrodowego w Wilanowie, premiera Cyfrowego Muzeum Narodowego w Warszawie, interaktywne wystawy muzeów Auschwitz-Birkenau i Historii Polski dostępne online,
konserwacja i cyfryzacja przedwojennych filmów fabularnych w Filmotece Narodowej
w Warszawie - klasyka polskiego kina za darmo w sieci, Zamek Królewski w
Warszawie udostępnia swoje zbiory w internecie, cyfryzacja muzeów narodowych. Aż wreszcie wisienka na torcie,
czyli NAC – Narodowe Archiwum Cyfrowe, instytucja powołana do życia już w 2008
roku, które chwali się na swojej stronie TU LINK tym, że rocznie digitalizuje aż 7 milionów
dokumentów ze swoich zasobów. Masa projektów i wielomilionowe budżety. Każda
instytucja miała zapewne szanse żeby do dzisiejszego czasu uszczknąć swój
kawałek tortu, stąd po 7 latach od startu procesów digitalizacyjnych na ogromną
skalę oczekiwać można, że poziom zaawansowania najważniejszych instytucji
muzealnych gromadzących zbiory numizmatyczne będzie, co najmniej „średni”. Jak
jest o tym w dalszej części.
Z własnej obserwacji mogę napisać, że „coś się
ruszyło” i w naszym pięknym kraju, aktualnie praktycznie każda szanująca się instytucja,
której misją lub zadaniem jest jakaś forma interakcji z obywatelem ma swoją stronę
w Internecie, na której udostępnia cyfrowo pewną część swoich zasobów lub
narzędzi. I to obojętnie czy to będzie Urząd Dzielnicy Praga Południe,
Biblioteka Książąt Czartoryskich czy też regionalne Muzeum Mydła i Historii
Brudu w Bydgoszczy (jest takie i świetnie sobie radzi) TU LINK – wszędzie możemy się spodziewać ciekawych materiałów,
do których dostęp zapewniono nam właśnie w procesie digitalizacji najróżniejszych
zasobów. Niewyczerpana kopalnia wiedzy i raj dla wszelkiej maści pasjonatów,
chcących poszerzać swoja wiedzę. I to właśnie zapewne ta niezwyciężony, ludzki pęd
do informacji prowadzi do tego, że w stosunku do instytucji muzealnych, w zasobach,
których spoczywa nieprzeliczona ilość monet historycznych, wysuwane są słuszne
uwagi i troska o tempo, z jakim dygitalizowane i udostępniane są te zbiory. Co
ciekawe muzea, jako jedyne znane mi instytucje wymieniają pewne negatywne ich
zdaniem efekty cyfryzacji zbiorów. W raporcie „Digitalizacja i udostępnianie”
kilka z nich wyraziło zaniepokojenie o możliwą utratę zwiedzających przez muzea
fizyczne na rzecz tych wirtualnych, że skanowany obiekt może ulec w jakimś
stopniu zniszczeniu (czyżby ktoś tu oglądał film „Miś” i miał w związku z tym
jakieś plany z utylizacją zniszczonych obiektów) oraz o to, że cyfrowa
reprodukcja może być znacznie gorsza niż oryginał. Oczywiście osoby świadome
tego, że rzeczy nie są tylko czarne i białe, zdają sobie sprawę ze złożoności
procesu dla często bardzo archaicznych struktur i procedur, w jakich tkwią te szanowne
instytucje, jednak w dzisiejszych czasach liczy się szybki rezultat, „klient”
jest niecierpliwy i na efekty tych działań nie można czekać w nieskończoność.
Co do „nieskończoności”, to akurat czas w muzeach jest pojęciem względnym. Czas zwykle płynie wolno i jednostajnie, więc
czymże jest te 10-20 lat potrzebne na porządne zdygitalizowanie zbiorów monet
jednego ze stołecznych muzeów przy tysiącu lat, jakie minęły od czasu, w jakich
te monety były używane J. Pech polega na tym, że życie ludzkie
jest ulotne i każdy chciałby jeszcze za życia posmakować nieco tej ambrozji i
zobaczyć te skarby w oknach swoich komputerów. Mnie osobiście marzy się dostęp
chociażby do pełnego katalogu i zdjęć monet SAP zgromadzonych w naszych Muzeach
Narodowych. Ile by mi to zapewne wyjaśniło, ile nowych materiałów bym zdobył,
ile analiz ilościowych mógłbym przeprowadzić, ile ciekawych ustaleń dałoby się
z tego materiału wyciągnąć… i tak dalej, i tak dalej. Czy doczekam się tego?
Patrząc na postęp prac, to „przypuszczalnie myślę, że wątpię”… Jednak jestem spokojny,
bo wiem, że NIK działa J… i z raportu ostatniej kontroli procesów
digiatalizacji dóbr kultury w Polsce jasno wynika, że wszytko idzie zgodnie z
planem i choć Minister podejmując się zadania w 2008 roku nie wiedział jaka
jest ilość dóbr do cyfryzacji oraz ile to będzie go kosztować i jak wiele czasu
zabierze jego ludziom, to jednak założone cele zostały osiągnięte a nawet
przekroczone. I tak ilość pracowni digitalizacji jest wyższa o 45%, liczba
wykonanych skanów dóbr kultury jest większa o 39% a liczba godzin zdigitalizowanych
materiałów audio i video jest 16 krotnie większa niż zakładano. Polak potrafi J.
Co ciekawe raport NIK zawiera także informacje mówiące, że nakłady poniesione
na procesy cyfryzacji dóbr kultury w latach 2011-2014 wyniosły prawie 197
milionów złotych, co stanowi zaledwie w 8,4% potrzebnych nakładów i co zdaniem
NIK świadczy o tym, że niemożliwe jest zakończenie procesu w zakładanym
wstępnie 2020 roku. Raport stwierdza tez
wiele nieprawidłowości, w tym jedna szczególnie ciekawa – wskaźnik
udostepnienia przez internet zdigitalizowanych materiałów wynosi zaledwie 69,5
% założonej wcześniej liczby. Czyli niby praca wre, niby kasa płynie a efektów
jakoś nie widać i całość idzie jak po grudzie…
No to też przejdźmy „do tych prac” i zobaczmy, z
czym zmagają się kluczowe instytucje dla miłośników monet, jak im to idzie i
jakie są perspektywy. Powyżej zdjęcie z pracowni w Muzeum Narodowym w Krakowie.
W większości instytucji prace związane z digitalizacją zbiorów realizowane są
wewnętrznie w ramach własnych zasobów. Jednak trzeba zauważyć, że powstaje
coraz więcej profesjonalnych firm specjalizujących się w usługach cyfryzacji 2D
i 3D, co zapewne sprawi, że w przyszłości tego typu działania mogą w większej
mierze być outsourcing’owane. Jeśli skala prac jest duża, to zwykle w
zewnętrznej firmie wychodzi to taniej i szybciej, no chyba że państwowe muzea
nie mają jednak wystarczających budżetów a i „czas nie zając”, stąd pewnie tą
szybszą i bardziej profesjonalną ścieżkę wybiorą raczej instytucje prywatne.
Jaka droga to by nie poszło, to ważne, że w ogóle idzie a do tego są
informacje, że prace te cechują się narzucona z góry standaryzacja procesów. Dla
przykładu takie instytucje jak Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony
Zabytków czy Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych tworzy standardy i
procedury mające na celu ułatwienie organizacji przedsięwzięcia i zasad
technicznego przeprowadzenia digitalizacji zbiorów. Na uwagę zasługuje
chociażby CBN Polona, która dysponuje Repozytorium Cyfrowym Biblioteki
Narodowej – własnym, autorskim systemem, który z jednej strony przeprowadza
pracowników przez cały proces digitalizacji, a z drugiej sam po wgrani plików i
połączeniu ich z metadanymi automatycznie dokonuje dalszych operacji aż do
etapu udostępniania ich cyfrowo obiektu na portalu. Większe instytucje posiadają
wydzielone pracownie lub jednostki dedykowane do tego procesu. Liczba
pracowników zaangażowanych w zadania jest zróżnicowana od 100 w CBN Polona do
zaledwie kilku w przypadku lokalnych instytucji.
Organizacja procesu przeważnie przebiega w sposób
usystematyzowany, złożony z kilku
podstawowych etapów. Pierwszym z nich jest
podjęcie decyzji odnośnie, które konkretnie zbiory będą opracowywane i
dygitalizowane w pierwszej kolejności, kolejnym etapem jest przekazanie ich do
pracowni digitalizacyjnej gdzie utrwalany jest ich cyfrowy obraz. Następnie
kopie-matki trafiają na dyski macierzowe i przechodzimy do etapu polegającego
na edycji, opisie i przygotowaniu materiału do publikacji. Najczęściej prace w
tym etapie prowadzone sa przez pracowników merytorycznych, kustoszy zbiorów z
wykorzystaniem specjalistycznego oprogramowania. Końcowym etapem jest
udostepnienie cyfrowego obiektu. Sprzęt, jaki wykorzystywany jest w procesie to
oczywiście głównie wszelkiego rodzaju skanery (wielkoformatowe, przelotowe,
hybrydowe, działowe itd.), aparaty skanujące do szczególnie cennych obiektów
oraz specjalistyczne aparaty fotograficzne do trójwymiarowego skanowania i
zapisu. Generalnie sprzęt jest w tym procesie kluczowy, stąd może czasem
stanowić „wąskie gardło”. Jeśli chodzi o
organizację działań to w większości instytucji digitalizacja jest procesem
ciągłym, chrakteryzującym się tym, że czynności cyfryzacji są wykonywane
codziennie a efekty pracy w postaci przyrostu ilości zdigitaliowanych obiektów
można obserwować na stronach internetowych gdzie są na bieżąco zamieszczane. W
mniejszych ośrodkach, proces nie jest prowadzony aż na taka skalę i można użyć sformułowania,
że odbywa się „od projektu do projektu”. W większości instytucji standardy
pracy zostały wdrożone w codzienną praktykę, ale są również dostosowywane do
zmieniających się realiów.
Dzięki kontaktowi z Michałem Kuleszą, który całkiem
niedawno w stołecznym PTN przeprowadził ciekawy odczyt zatytułowany „ Na
skrzyżowaniu światów. Zbiory numizmatyczne muzeum w Koszalinie” udało mi się
nieco uchylić rąbka tajemnicy i dowiedzieć się jak na ten problem patrzą muzealnicy. Michał Kulesza jest, na co dzień kustoszem
Gabinetu Numizmatycznego Muzeum w Koszalinie a prywatnie, łączy go ze
środowiskiem miłośników numizmatyki również niezwykła i szczera pasja do archeologii i monet oraz …do swojej pracy.
Dlatego to właśnie bez zbędnych oporów podzielił się
ze mną swoją opinią na temat jak w praktyce prowadzony jest proces
digitalizacji zbiorów numizmatycznych w mniejszych ośrodkach oraz jakie są
przeszkody i zagrożenia dla jego szybkiego przebiegu. Poniżej pozwolę sobie
zacytować wybrane fragmenty z jego wypowiedzi.
„…Z
muzeami sprawa jest pozornie skomplikowana, jeśli chodzi o poziom tego, co
muzea „powinny”. Ustawa o muzeach, ustawa o ochronie zabytków i towarzyszące
tym aktom prawnym rozporządzenia wykonawcze bardzo jasno (choć nie bez
nonsensów) precyzują cel działania wszystkich muzeów, oraz sposoby postępowania
z muzealiami. Muzeum ma udostępniać, chronić i pozyskiwać zabytki. Wiele zależy
od środków, jakimi dysponuje dana instytucja, ale też, nie oszukujmy się, od
samych pracowników.
W
ostatnich latach da się zauważyć nieprawdopodobną wręcz tendencję do pompowania
dziesiątków milionów złotych w akcję-digitalizację wszystkiego, ale to
absolutnie wszystkiego. Duże głowy w ministerstwie zapomniały jednak, że aby
coś pokazać, trzeba najpierw o to coś zadbać. To znaczy: stworzyć odpowiednią
bazę magazynową, a także opiekę konserwatorską. Bo niedługo już naprawdę nie
będzie, czego digitalizować, zwłaszcza z dziedziny archeologii. Kto
miał styczność nieco bliższą z muzeami niż tylko poprzez wystawy, ten wie, że
magazyny to sprawa bardzo kłopotliwa, konserwacja podobnie; kto nie ma
konserwatora (pamiętajmy, że muzealia są różne: metalowe, drewniane, z tkaniny,
skóry; są obrazy, grafiki, rzeźby - do praktycznie każdego rodzaju tworzywa
potrzebny jest odpowiednio wykształcony człowiek).
Sprawę
digitalizacji w zasadzie można ograniczyć do tego, że opiekun zbiorów to jednym z kilku elementów całego procesu.
1.
Przede wszystkim zabytki muszą być opracowane, w miarę możliwości jak najlepiej
i zgodnie ze wszystkimi wymogami, jakie stawia przed muzeami prawo. Bo przecież
zawsze się znajdzie ktoś, kto wytknie błąd. Do tego dochodzą wymiary, i waga.
Każdy, kto miał styczność np. ze skarbem monet, liczącym dajmy na to 400
obiektów, wie, co to znaczy. Ponadto w takim dziale numizmatycznym, w którym
zbiory liczy się w tysiącach, jedna osoba musi ogarniać zarówno numizmatykę
antyczną jak i współczesne produkcje medalierskie (taki profil zbiorów),
poprzez niejednokrotnie elementy sfragistyki. Zatem niech Pan sobie wyobrazi,
że jest Pan fanem np. monet polskich z XVIII wieku, a tu dostaje Pan zespół
monet z badań archeologicznych, ponad 400 sztuk, od XIV do XX wieku, i to sama
drobnica. Albo skarb denarów jagiellońskich, nawet niech to będzie tysiąc
sztuk. Za brak wiedzy w tym temacie albo bałamutne opisy baty zbiera nie, kto
inny jak opiekun zbiorów i autor opracowania. Niech Pan sobie wyobrazi że od
2010 roku opracowywałem skarb z Bonina - ponad 4400 monet i fragmentów monet wczesnośredniowiecznych,
ponad 3,3 kilo srebra. Każdy, nawet najbardziej mikroskopijny obiekt trzeba
zważyć, określić, opisać, i zaewidencjonować. No i zrobić zdjęcie. Teraz weźmy
pod lupę ten skarb ze 1000 denarami jagiellońskimi albo taki skarb ze
Słuszkowa, liczący ponad 12 tysięcy monet. To jest robota na lata, która jest
wymagana od pracowników muzeów.
A
przy tym trzeba się zająć pozostałą kolekcją, czyli ośmioma skarbami (w tym
jeden rzymski), setkami medali, tysiącami innych monet wpisanych do inwentarza
muzealnego. Czas niestety nie jest z gumy. Już pomijam tak życiową kwestię jak
zarobki... umówmy się, nie za wysokie. Ale to na marginesie.
2.
Zdjęcia. Fotografowie muzealni nie zawsze są zdolni do robienia dobrych i
właściwych zdjęć monetom, zwłaszcza, że dobrze wiemy, ile zależy od faktycznie
dobrego zdjęcia. Więc akurat w przypadku mojego działu skany monet robię sam.
Obrabiam też sam.
3.
Publikowanie w Internecie. W 2013 roku dostaliśmy spore pieniądze na pracownię
digitalizacji. Zakup skanerów, aparatów etc. Dostaliśmy też pieniądze na
aplikację Navigart, która miała być sprzężona z aplikacją MusNet. Obecnie
firma, która wyprodukowała obie aplikacje, nie istnieje - zbankrutowała. Więc
nie ma mowy o wrzucaniu jakiegokolwiek nowego kontentu na stronę. Niestety, wiele
muzeów się z tym boryka. Muzeum Narodowe w Warszawie korzysta z silnika, który
pochodzi z tego zastosowanego w bibliotekach cyfrowych. Czy to dobre, czy złe -
nie mi oceniać, w każdym razie dość średnio się z tego korzysta”.
Ciekawa i wartościowa wypowiedź, która rzuca nowe światło na problem. Na koniec tego wątku wypada dodać, że na stronie
Gabinetu Numizmatycznego Muzeum w Koszalinie TU LINK mamy 2733 zdigitalizowanych obiektów, z czego na
Dział Numizmatyczny przypada niebagatelna ilość 1196 utrwalonych monet i medali.
Biorąc pod uwagę, że nie jest to przecież muzeum o profilu numizmatycznym
należy obiektywnie docenić mrówczą pracę Michała Kuleszy i fakt, że numizmaty
stanowią aż 44% wszystkich zdigitaliowanych obiektów. Pozostaje tylko mieć
nadzieję, że to co autor wypowiedzi był łaskaw określić, jako „akcja
digitalizacji absolutnie wszystkiego” nie przesłoni faktu, że wśród
udostępnionych monet znajduje się również całkiem aktualny
obiegowo-kolekcjonerski złom numizmatyczny sygnowany przez NBP, typu monety z
serii 2zł i 5 zł GN. Dodatkowo na uwagę zasługuje również sfera publikacji
numizmatycznych tego muzeum. Poniżej prezentuje zdjęcia dwóch pozycji
poświęconych wystawom numizmatów organizowanych przez muzeum w Koszalinie. Naprawdę bardzo porządne opracowania, które z pewnością propagują nasza pasję i warto
pokusić się by je posiadać w swojej biblioteczce numizmatycznej.
To był ten pozytywny przykład, ale są tez inne.
Tak jak napisałem powyżej, pierwszy krok został uczyniony, digitalizacja
stanowi jeden z głównych priorytetów nowoczesnej instytucji publicznej. Unia
Europejska wspiera, polski rząd stawia na nowoczesność, ministerstwa
rozdzielają fundusze – znaczy, wszyscy pracują na wysokich obrotach. Każde z muzeów, jest już na jakimś swoim indywidualnym
etapie zaawansowania i tylko funkcją czasu, dobrych chęci i budżetu jest, kiedy
te prace będą na tyle zawansowane, że publiczność oceniła je w końcu
pozytywnie. Nie znając wcześniej wewnętrznych realiów polskiego muzealnictwa nierozsądnie
myślałem, że muzea z rozmysłem spowalniają ten proces, bo oprócz tego, że „przecież
się nie pali”, to cyfrowe udostepnienie zbiorów może teoretycznie spowodować
odczuwalny spadek frekwencji a w efekcie niższe przychody ze sprzedaży biletów
i gadgetów. Teraz wiem, że miałem nieco racji mimo tego, że sam to sobie uknułem
w głowie, wchodząc na strony wielu instytucji, z których każda miała
udostępniony jedynie jakiś niewielki i skromny fragment zbiorów, który bardziej
marketingowo miał zachęcić do fizycznego odwiedzenia danej placówki. Pomyślałem
sobie nawet, że być może ma to jakiś sens, jednak „kupuje” taki scenariusz
tylko w przypadku, kiedy całość zbiorów jest udostępniona i można je podziwiać
w naturze zwiedzając dane muzeum. Na forum TPZN.pl podawałem przykład Muzeum
Narodowego w Warszawie, który ma naprawdę niezwykły i słynny Gabinet Monet i
Medali, w którego skład wchodzi największy zbiór numizmatów w Polsce liczący
około (sic!) 250 000 egzemplarzy. Zobaczmy ile z nich jest „na dzisiaj” zdygitalizowanych
i dostępnych na stronach muzeum TU LINK – o proszę, mamy już 5 505 sztuk (przez jeden dzień
przybyło 5), co stanowi około 2,2% całej zgromadzonej ilości.
Mało to, czy dużo? Ocenę pozostawiam czytelnikom i
muzealnikom. Mnie jednak najbardziej
ciekawi asortyment monet polskich, liczący około 58 000 sztuk, który między
innymi powstał z wielu indywidualnych zbiorów słynnych kolekcjonerów, ze skarbów
monet znalezionych na terenie kraju i przekazanych do muzeum oraz wielu
drobnych darów społeczności. Dodam tylko nieśmiało, że przecież jesteśmy w Warszawie,
mieście gdzie w czasach SAP założono mennicę i które było centrum krajowych
wydarzeń w II połowie XVIII wieku. Mieście, które wiele zawdzięcza królowi
Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. No to zgadujmy ile monet SAP zostało
zdygitalizowanych i udostępnionych? Odpowiedź brzmi, ZERO. Ok, trudno (pewnie
trwa ich digitalizacja), to może Muzeum Narodowe ma ambicje, żeby odwiedzały je
wycieczki miłośników numizmatyki i podziwiały skarby wybitnego Gabinetu
Numizmatycznego? Nic z tych rzeczy, aktualnie w salach muzeum NIE MA ŻADNEJ
ekspozycji numizmatycznej, ilość monet, jakie można zobaczyć odwiedzają ta instytucje
wynosi… o, znów ZERO. A słynny Gabinet? Jest na wskroś XXI-wiecznym, czyli „mocno
wirtualnym tworem”, który jak pies ogrodnika, schował swoje skarby po ciemnych
kazamatach i przechowuje je z dala od ludzi, dla których obcowanie z tymi małymi
działami sztuki byłoby niezwykłym przeżyciem, które pewnie wspominaliby jeszcze
latami. To smutny, ale obiektywny i prawdziwy obraz. Nie pisze, że muzealnicy
to „lenie i, że powinno się ich wszystkich zwolnić”, bo nie lubię generalizować
i wrzucać wszystkich do jednego wora. To wbrew pozorom ma być pozytywny wpis.
Nieuleczalnie żywię nadzieję i chcę wierzyć, że większość osób pracuje tam z powołania,
realizując przy okazji swoje zainteresowania. Coś jednak nie działa, może
organizacja a może potrzebna jest większa presja i wyższy priorytet. Nie znam
tych struktur, jednak efekty cyfryzacji MNW i działania wystawiennicze tamtejszego
Gabinetu Monet i Medali oceniam naprawdę bardzo nisko. Poniżej zdjęcie
„wirtualnej” wystawy numizmatycznej, jakiej niestety nie znajdziecie aktualnie
w licznych salach MNW.
Są też przykłady „lekkopółśrednie”, które dają
nieco nadziei. Dla przykładu i krótko, mekka miłośników monet polski
królewskiej, czyli Muzeum Narodowe w Krakowie jest w moim odczuciu gdzieś „po
środku drogi”. TU LINK Muzeum działa aktywnie, szybko wystartowało z
cyfryzacją zbioru jednak ostatnio zauważam, że niewiele tam się dzieje, jeśli
chodzi o cyfryzacje numizmatów. Martwi mnie to trochę, bo jeśli obecne tempo
zostanie utrzymane, to już moje prawnuki będą miały do niego pełny dostęp. Na
moje idzie średnio. Niby wiele monet można odnaleźć zdigitalizowanych w
internecie – wiem, bo przecież czasem sam korzystam z nich na blogu, jednak
pozostaje pewne uczucie niedosytu. Głównie spowodowane tym jak wielka, piękna i
cenna jest zgromadzona w tych murach kolekcja a jak mizerna jej ilość została
dotychczas udostępniona cyfrowo. Dobrze, że chociaż ekspozycje dostępne dla
zwiedzających w Pałacu Czapskich są na wysokim poziomie i zawsze można liczyć,
że będzie, na czym „zawiesić oko”. W porównaniu z Warszawą to niebo a ziemia.
Chciałbym, żeby się to zmieniło. Jeśli jakoś mogę pomóc proszę o kontakt J.
Wiele było o instytucjach, o zbiorach ukrytych w
przepastnych piwnicach muzeów – zerknijmy teraz na przykłady digitalizacji
zbiorów indywidualnych oraz jako finał zajmijmy się tematem cyfryzacji a może
nawet i udostepnienia własnego zbioru. Na początek trzeba przyznać, że maja
muzealnicy nieco racji twierdząc, że numizmaty trafiające do prywatnych zbiorów
są z reguły na kilka lat „stracone” dla nauki. Trudno się z tym nie zgodzić,
trzeba jednak brać poprawkę na wagę i unikalność monet w zbiorach prywatnych.
Ogromna większość z nich to jednak popularne sztuki i szkoda dla nauki jest
znikoma, jednak praktycznie w każdym zbiorze są jakieś „perełki”, które
definiują go, jako wartościowy i warto czasem zadbać by wiedza o tych monetach
nie została ograniczona do gabinetu numizmatyka. Coś w stylu zasady wzajemności,
jeśli oczekujesz od muzeum, że udostępni cyfrowo całe swoje zasoby to „twoje
skarby” też powinny być znane. Oczywiście nie unikniemy nigdy wątku
bezpieczeństwa kolekcji, jednak ich cyfrowe odwzorowanie wydaje się bezpiecznym
wyjściem, do czego wrócę na końcu. Poszukajmy przykładów prywatnej inicjatywy
upubliczniania wizerunków monet. Dla mnie to dwa aspekty, po pierwsze
pokazywanie własnej kolekcji a po drugie propagowanie wiedzy numizmatycznej
przez budowanie cyfrowych katalogów monet. I teraz po jednym przykładzie dla
każdego z obszarów.
Weźmy na początek cyfrowe kolekcje dostępne w
internecie. Za wzór (być może nawet niedościgniony) biorę sobie zawsze
tytaniczną pracę Lecha Stępniewskiego, wielkiego pasjonata i znawcę numizmatyki
starożytnej w postaci strony Not in RIC TU LINK Interesuje się co prawda inną numizmatyką, ale i tak
nie mogę przejść obojętnie obok monet prezentowanych na stronie Pana Lecha. Co
najważniejsze, to szczególny zamysł, aby strona była jak najpełniejszym
uzupełnieniem oficjalnych wydawnictw i opublikowanej wiedzy o starożytnym
mennictwie w formie VI i VII tomów RIC (skrót od The Roman Imperial Coinage).
Wielka misja i ogromna praca autora oraz całej
społeczności pasjonatów zgromadzonych i zaangażowanych wokół projektu. Tu
potwierdza się jedna z cech cyfryzacji, jaką wymieniłem już wyżej, czyli
gromadzenie społeczności i skupianie pasjonatów w jednym miejscu wokół idee
fixe. Wszystko widać na załączonych obrazkach a jeszcze lepiej po kliknięciu w
link - strona w pełni profesjonalna w czytelny sposób klasyfikuje i opisuje
numizmaty pominięte w oficjalnych katalogach. Zachowując nomenklaturę, stanowi
swego rodzaju suplement do wcześniej opublikowanych informacji. Pan Lech bierze
sprawy we własne ręce, gdyż jak sam twierdzi - muzea nie mają czasu na
udostępniania swoich zbiorów, więc trzeba się tym zająć samemu. Ostatnio w dedykowanym
specjalnie do tego celu wątku na stronie Towarzystwa Przeciwników Złomu
Numizmatycznego TU LINK autor ogłosił, co następuje: „…do 4000 nienotowanych
odmian dorzuciłem kolejną setkę. W wielu wypadkach do starych odmian dodałem
lepsze zdjęcia... Możliwość takich aktualizacji i poprawek to wielka zaleta
internetu. Ale są też wady. Jeśli autora zabraknie, wszystko to łatwo może
zniknąć. Dlatego wszystkich zachęcam do ściągnięcia całości. Umieściłem ją na
Dysku Google”. Po link do pobrania zbiorów udostępnionych przez
Pana Lecha, zapraszam na forum TPZN.pl. Moim zdaniem to flagowy przykład na
nowoczesne podejście do numizmatycznej misji upowszechniania numizmatyki. Zresztą
po ilości wpisów w wątku dotyczącym Not in RIC wnioskuje (prawie 200 stron
postów), że grono miłośników tego okresu jest prężne jak nigdy i ciągle się powiększa
o nowych „wyznawców”. Nic tylko pozazdrościć i życzyć żeby ta tytaniczna praca
była trwałym śladem, jaki „po nas pozostanie”. Poniżej przykład monety ze
strony Lecha Stępniewskiego.
Takich pasjonatów jest więcej i mimo tego, że
działają na różną skalę to dzięki swojej działalności popularyzują numizmatykę.
Na moim blogu w zakładce LINKI można znaleźć odnośniki do portali tworzących
internetowe katalogi monet, które wykorzystują na swoich łamach zdigitaliwoane
wcześniej monety, zbierając je z różnych miejsc, porządkując i układając w
układzie katalogowym. Wymieńmy choćby takie strony jak FORTRESS, czy stronę „Money for nothing” znaną jako
m4n.pl. Jednym z celów digitalizacji jest udostępnianie i popularyzacja
i na tych stronach można właśnie zetknąć się z materializacja tej wzniosłej
idei. Kolejnym przykładem jest Wirtualne Muzeum Polskiego Szeląga, które na swoim blogu numizmatycznym tworzy Pan Dariusz Marzęta. Pisząc o digitalizacji nie wolno zapominać o roli, jaką w polskiej scenie
numizmatycznej odgrywają prywatne podmioty zajmujące się zawodowo obrotem
monetami. Oczywiście jest to nieco inaczej niż w przypadku muzeów i prywatnych
kolekcji. Można uznać to za pochodną głównej działalności tych podmiotów.
Prowadzenie ogólnodostępnych archiwów aukcyjnych można uznać, za coś na granicy
marketingu nastawionego na zainteresowanie a w efekcie sprzedaż oraz realnego
wsparcia dla środowiska numizmatycznego, chociażby w walce z falsyfikatami czy
tez w ustalaniu przedziałów cenowych. Taki krótki wtręt z podziękowaniami dla
Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Gabinetu Numizmatycznego Damiana
Marciniaka oraz Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka.
Weźmy się teraz za drugi przykład, czyli
digitalizację prywatnej kolekcji. Za dobry przykład na tą formę i jednocześnie wzór do
naśladowania posłuży mi dzisiaj najprawdziwsza kolekcja monet udostępniona
bardzo szeroko do w interencie. Któż z miłośników monet nie zna strony
zbior.com TU LINK na której możemy podziwiać za jednym zamachem,
aż dwie wielkie kolekcje tematyczne, zbiory monet polskich i rosyjskich.
Nie dość, że zbiór sam w sobie jest liczny i
wspaniały, to mamy do tego jeszcze pełen przekrój przez czasy i nominały. Jak
dodamy do tego fakt, że egzemplarze są starannie dobrane, charakteryzujące się ponadprzeciętnym
stanem zachowania, to na tej stronie spotka nas numizmatyczne niebo. Piękno w
każdym calu metalu (nie czuje, że rymuje J). Co prawda
ostatnia aktualizacja strony z numizmatami polski królewskiej była już dobry rok
temu, jednak i tak nasze oczy możemy nacieszyć ogromną kolekcją monet, których
większości nigdy nie będziemy w stanie sami zgromadzić. Sama strona również
robi wrażenie, bardzo czytelna formuła powoduje, że bardzo łatwo operuje się i
z łatwością można odnaleźć monetę, której się szuka. Oczywiście mnie interesuje
szczególnie kolekcja monet SAP, która zawiera (policzyłem to J)
15 monet koronnych i do tego jeszcze dochodzi 7 monet z innych mennic (Gdańsk,
Kurlandia i zabór austriacki).
Oczywiście może nie jest to jakieś wielkie nagromadzenie monet z jednego
okresu, w którym możemy doszukiwać się licznych odmian i wariantów stempli, ale
nie taki zapewne cel przyświecał autorowi strony. Jest to najbardziej
przekrojowy, prywatny zbiór monet polski królewskiej udostępniony w internecie,
jaki znam. A monety króla Poniatowskiego są tam naprawdę w wyjątkowo pięknych
stanach zachowania.
No to mamy wzór do naśladowania J.
Zatem zastanówmy się teraz, jak to jest tym udostępnianiem naszych
indywidualnych zbiorów? Warto czy nie warto? Bać się złodzieja, czy nie dać się
zwariować i bez krempacji publikować swoje monety na stronach i forach. A jak
już pokazać swoje monety, to czy ograniczać dostęp do kolekcji dla wybranej
grupy użytkowników, a może zablokować wykorzystanie i kopiowanie zdjęć, czy też
nie zwracać na to uwagi? Wiele pytań. Zdania są podzielone, im więcej instytucji
digitalizuje i udostępnia swoje zbiory, im więcej miłośników monet publikuje
zdjęcia kolekcji, tym więcej różnych opinii. Według raportu „ Digitalizacja,
udostępnianie i upowszechnianie zasobów kultury w doświadczeniu twórców
wybranych portali internetowych w Polsce” – zdaniem twórców, co do zasady
udostępnianie bez ograniczeń jest celem nadrzędnym procesów digitalizacji
zbiorów. Jednak są od tego liczne wyjątki, powodowane przede wszystkim ograniczeniami
formalno-prawnymi, takimi jak: brak zgody darczyńców na upublicznianie obiektów
przekazanych do muzeów, udostępnianie jedynie dla zamkniętej grupy
zarejestrowanych odbiorów (dotyczy głównie czytelni bibliotek), chronione
prawem i patentami, obiekty będące elementem spadków i spuścizn, dokumenty z
klauzula tajności itd. Nie będę się wymądrzał i opisze problem na swoim
przykładzie. Poniżej znany już z wcześniejszego wpisu, przykład publikacji mojej prywatnej monety.
Ok, może to przykład nieco frywolny i oderwany J.
Jak zapewne zdecydowana większość zbieraczy, którzy korzystają z komputera i
mają dostęp do internetu, również ja mam swój indywidualny sposób na zarzadzanie
moim skromnym (jeszcze) zbiorem. Już dawno porzuciłem ręczne metody rejestracji,
atrybucji i klasyfikowania numizmatów. Ostatnią kartkę ze stanem zbioru
zapisałem pewnie jakieś 10 lat temu, stąd można uznać, że mam już pewne doświadczenie
w zakresie nowoczesnego podejścia do zarzadzania. Na początku przyznam się, że chciałem
pójść na skróty i szukałem specjalistycznych programów, które pomogą mi
utrwalić i opisać posiadane monety, jednak nie natrafiłem na rozwiązanie, które
odpowiadałoby w pełni moim niezbyt wygórowanym wówczas oczekiwaniom. Trudno
jest korzystać z gotowych rozwiązań i baz danych, jeśli generalnie zbiera się
monety SAP na odmiany i warianty, z których część została dopiero całkiem
niedawno opisana w najnowszym katalogu „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego” autorstwa duetu Parchimowicz i Brzeziński a kolejna znaczna ich
ilość nie została jeszcze w ogóle oficjalnie odkryta i można powiedzieć, że powoli ogląda światło
dzienne dopiero teraz u mnie na blogu. Stąd stworzyłem sobie sam prosty i
użyteczny arkusz w programie Excel, w którym prowadzę ewidencje posiadanych
monet i kataloguje moje sreberka. Ważną częścią tego narzędzia są oczywiście
zdjęcia. Fotografie zarówno te wykonane przeze mnie (przyznam, że to raczej „średnia
jakość”, bo robię zdjęcia komórką) oraz te bardziej profesjonalne, które
otrzymałem razem z zakupioną monetą. Te zdjęcia trzymam w osobnym miejscu, do
którego linki znajdują się w moim excelowym katalogu. I tak, obok każdej
skatalogowanej monety znajdują się odpowiednie linki do jej zdjęć. Proste i
skuteczne. Poniżej poglądowe zdjęcie, obok pliku w Excelu znajdują się
podlinkowane do niego zdjęcia monet w wysokiej rozdzielczości.
Jednak to jeszcze nie jest dla mnie docelowa dygitalizacja.
Taki sposób archiwizacji zbioru ma, bowiem jedną główna wadę, działa tylko na
nośniku (najczęściej na komputerze), w którym mamy zapisane te pliki.
Oczywiście aktualnie można uzyskać tez dostęp do danych zdalnie, powstają
zewnętrzne dyski, dyski przenośne, chmury danych, z których można korzystać z wielu urządzeń, jednak,
kiedy ja majstrowałem swoje narzędzie, to takie udogodnienia nie były jeszcze
powszechne. I tu właśnie z pomocą przyszła dygitalizacja zbioru, czyli
wrzucenie go na stronę internetową, do której mam stały dostęp z każdej
przeglądarki w każdym czasie i miejscu na ziemi. Powoduje to stan, że
poszukując nowych zdobyczy, przeglądając liczne oferty i aukcje, na tym etapie już praktycznie niezwykle rzadko sięgam do fizycznych monet ze zbioru a wykorzystuje jedynie ich
cyfrowe wizerunki i własne opisy ze strony w internecie. To bardzo wygodne i
szybkie rozwiązanie dla poszukiwacza odmian i wariantów. Dzięki temu teraz
łatwo mogę porównać oferowaną monetę z tymi posiadanymi przez mnie i analizując
zdjęcia mogę sprawnie poszukiwać różnic. Dlatego teraz o tym rozwiązaniu chce
dziś nieco więcej opowiedzieć.
Na swój użytek uknułem sobie termin opisujący
funkcje digitalizacji własnych zbiorów. Tym terminem jest skrót D.U.P.A. Nie da
się go zapomnieć, w moim wieku ten element staje się coraz
ważniejszy J. Rozszyfrujmy ten skrót, i tak: D =
digitalizacja, U – udostepnienie, P – propagowanie, A – archiwizacja. To 4
podstawowe funkcje, jakie moim zdaniem możemy uzyskać nadając swojemu zbiorowi
cyfrowa formę. Digitalizacja, rozumiana, jako wrzucenie kolekcji na stronę w
internecie. Udostepnienie, jako nadanie innym użytkownikom jakiejś formy
dostępu do zasobów swojej kolekcji. Propagowanie, rozumiane też, jako
promowanie strony i uczynienie swojego zbioru – znanym w środowisku
kolekcjonerskim. I wreszcie archiwizacja, którą inaczej można nazwać cyfrowym
zabezpieczeniem, że zbiór przetrwa dłużej niż trwa przeciętne życie
kolekcjonera. Nawet, jeśli fizycznie kolekcja zostanie rozsprzedana i
rozproszona (na przykład po śmierci), to jego cyfrowa forma będzie trwała w
układzie, jaki nadał jej poprzedni właściciel. No, to takie 4 fazy wyróżniam na
swój użytek. Nie znaczy to jednak, ze wszystkie z nich stosuje i wdrożyłem w
związku ze swoim zbiorem. Tak nie jest, jednak w dalszej części opisze miejsce w sieci, które daje takie możliwości, żeby wprowadzić pełną czterostopniową fazę „przejścia ze
zbiorem do historii”. To przy cennych i licznych kolekcjach naprawdę jest „gra
warta świeczki”. Jako namacalny dowód na słuszność tego twierdzenia skierujmy
się znów na forum TPZN.pl i sięgnijmy po dyskusje, jakie wywiązały się na forum
przy okazji rozproszenia ogromnej kolekcji monet antycznych Giovanni’ego Dattari TU LINK Warto w wolnej chwili się zapoznać z tym materiałem.
Napisałem, że sam nie przeszedłem pełnej sekwencji D.U.P.A.
Tak, zatrzymałem się na „D” i nie przeszedłem jeszcze do fazy „U”. Dlaczego? Z kilku
prozaicznych powodów, jak ten, że nie lubię i nie szukam rozgłosu. Wytłumaczę
się teraz. Po pierwsze udostępnianie i promowanie to nie jest to postawa zgodna
z moim charakterem. W koncu nawet na blogu posługuję się pseudonimem, więc jak widac nie jestem zbyt wyrywny... Niezbyt wysoka samoocena wpływa również na to, że po drugie
- mój zbiór traktuję, jako nic nadzwyczajnego i uważam, że nie zasługuje na jakieś wyjątkowe publiczne uznanie i traktowanie. No i po trzecie i chyba najważniejsze, mam na swojej stronie
kilkadziesiąt monet, których opis jest „nieco rozgrzebany i jeszcze nieukończony”,
gdyż sporo z nich czeka dopiero na dokładniejszą analizę i publikacje na blogu.
Uznałem, że nie ma, co dawać dostępu do tych zasobów przed porządnym zbadaniem
i opisaniem. Oczywiście nie chce też, żeby warianty monet, jakie uznaje za
„nieopisane w katalogu” były znane przed tym zanim napiszę o tym oficjalnie, bo
co to za niespodzianka dla czytelników bloga, skoro mogą w każdej chwili
„wejść” w moją kolekcje i sami się obsłużyć J. Postępuje tak wzorując się trochę na nieśmiertelnych
dinozaurach muzyki rockowej w postaci zespółu Budka Suflera, którego wokalista Krzysztof
Cugowski w utworze jak ulał pasującym do tematu digitalizacji dóbr kultury, czyli nomen-omen „Ratujmy, co się da”, śpiewa wers, który wyjątkowo lubię i który akurat łączy mi się z wyżej opisaną sytuacją J.
„Twoja sukienka przed czasem zdradza mi
To, co mnie czeka być może jeszcze dziś…”
Tak
to leciało, nie chce żeby "moja sukienka" (czyli mój zbiorek monet) już na pierwszej randce zdradzał zbyt wiele. Skonsumujmy ten związek powoli, wszystko w swoim czasie J.
Ok, zatem przejdźmy do obiecanego na wstępie narzędzia, którym jest specjalistyczny
portal dla kolekcjonerów o nazwie Moje Virtualne Muzeum, czyli w skrócie
MyViMu.com. TU LINK
Na
potrzeby dzisiejszego wpisu, założyłem tam specjalne konto o nazwie „bloger”, na
którym zamieściłem przykłady zdigitalizowanych monet, którego źródłem są wcześniejsze wpisy
na moim blogu. A dokładnie zakładka KATALOG MONET SAP.
Zbiory są udostępnione do „zwiedzania” stąd
zachęcam do wizyty TU LINK Jak
łatwo się zorientować strona MyViMu jest czymś znacznie więcej niż tylko miejsce
na zdigitalizowanie swojego zbioru. Tak jak reklamują to twórcy strony to
obszar stworzony z myślą dla kolekcjonerów, w którym tradycja łączy się z nowoczesnymi
rozwiązaniami technicznymi, które maja być narzędziem pomocnym w rozwijaniu
naszego hobby. Co ciekawe portal łączy entuzjastów wielu dziedzin
kolekcjonerskich, mamy tam, więc dostęp do amatorów różnych form i obiektów. Jeśli
ktoś ma szersze zainteresowania niż numizmatyka, to z pewnością znajdzie tam
również „bratnie dusze”.
Co więcej, działa tam prężna społeczność, która może
również być nieoceniona pomocą w rozwijaniu naszej pasji. Ja sam nie raz
korzystałem z materiałów i informacji pochodzących z tego źródła. Oczywiście to
nie jest jakieś nowe odkrycie, strona ma swoje lata i z tego, co się orientuje
kilkunastu kolegów znanych mi z forów numizmatycznych, ma tam już swoje własne
virtualne muzea i aktywnie uczestniczy w życiu społeczności. Mnie do polecenia
tej strony przekonują ciekawe narzędzia, jakie są tam dostępne oraz łatwość
obsługi i nawigacji. To, z czego korzystam to między innymi generowanie
kolekcji do formatu PDF. W ten sposób zyskuje ciekawy format mojego zbioru,
który mogę wykorzystać w dowolny sposób. Dalej, to co jest dla mnie ważne, to jak
już pisałem wyżej - „ukrycie” swoich monet przed oczyma innych użytkowników.
Zapewnia mi to komfort pracy a moim sreberkom anonimowość do czasu wrzucenia
ich na blog. Nie jest to z pewnością domyślny format uczestnictwa na tym portalu,
ale dla tych skromniejszych użytkowników, to bardzo przydatna forma. Bardzo
podoba mi się też to, że można tam zbiór monet dowolnie dzielić na mniejsze
grupy, czyli kolekcje. Jak widać na testowym koncie utworzyłem kilka takich
kolekcji, dzieląc 15 eksponatów na 5 różnych podzbiorów.
Mnie
osobiście bardzo to ułatwia zarzadzanie swoim zbiorem. Monety układam w
poszczególnych kolekcjach w zależności od nominału i według roczników, ale
równie dobrze ktoś może, jako główna os podziału wykorzystać okres, władcę,
rocznik, mennicę, metal itd. Pełna dowolność. Kolejnym narzędziem, jakie
stosuje jest znak wodny dodawany do zdjęć. Zachęcam by samemu ocenić formułę i
funkcjonalności dostępne na tej stronie. Można się rejestrować i próbować, bo całość
jest bezpłatna. To tez cecha, która sobie cenię J. Dodatkowo
twórcy prowadza ciekawy blog, z którego cyklicznie można się dowiedzieć wiele
interesujących informacji z różnych dziedzin powiązanych z tematem kolekcjonowania. Generalnie króluje tam historia, więc
jest to zbieżne również z moimi zainteresowaniami. No i ostatnia cecha w tym
kotle zalet, która cenię to praktycznie brak reklam. Nikt tam niczego nie
sprzedaje, nie trzeba nic kupować, czyli słowem nic nie przeszkadza w cieszeniu
się swoja kolekcja i zaglądaniem do innych wirtualnych muzeów dostępnych na
stronie. Na dziś swoje kolekcje posiada na portalu 9977 kolekcjonerów, jak
sądzę 10 tysięcy „pęknie” już za chwilę. Ja w każdym razie z czystym sumieniem
rekomenduje ta formę digitalizacji własnych zbiorów. Strona daje też możliwość pełnego
udostepnienia i promowania swojego "muzeum", co zapewne może sprawić, że Wasze kolekcje (zgodnie z tytułem
dzisiejszego artykułu) przejdą do historii. To tyle na dzisiaj i zapraszam już niebawem na
kolejny artykuł, tym razem znów będę pisał o kolejnej ciekawej monecie z mojego
zbioru.
W dzisiejszym wpisie wykorzystałem
jedynie zdigitalizowane źródła, w postaci stron dostępnych w internecie, które wymieniłem
w tekście powyżej. Merytoryczną wiedzę na temat procesów związanych z
digitalizacją czerpałem z wydawnictwa Małopolskiego
Instytutu Kultury „Digitalizacja,
udostępnianie i upowszechnianie dóbr kultury w doświadczeniu twórców wybranych
portali internetowych w Polsce”, informacji o kontroli NIK „Digitalizacja dóbr
kultury w Polsce” oraz z relacji muzealnika, kustosza Gabinetu Numizmatycznego
Muzeum w Koszalinie Pana Michała Kuleszy. W tekście podałem wiele odnośników do
forum Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego gdzie ma miejsce wiele
ciekawych dyskusji na tematy ważne dla miłośników monet, stąd zapraszam do
uczestnictwa w forum na stronie TPZN.pl. Oczywiście w treści wykorzystałem też
zrzuty z ekranu mojego laptopa przedstawiające odwiedzane i opisywane strony
oraz jak zwykle różne ciekawe zdjęcia „na temat” wyszukane za pomocą usługi
google grafika.
Bardzo interesujący wpis! Osobiście czepnę się tylko fragmentu o Gabinecie Monet i Medali MNW, niestety decyzja o likwidacji wystawy numizmatycznej to dzieło dyrekcji, która bardziej ceni sobie obrazki (nawet jesli nie są wybitne)... Natomiast zbiór jest publiczny i dlatego...może się Pan umówić na obejrzenie tego, co Pana ze zbioru interesuje, a nawet zrobić zdjęcia na własny użytek bądź do publikacji (jedyny wymóg to zrobienie ich własnym sprzętem i udostępnienie potem muzeum) ;)
OdpowiedzUsuńReszta bardzo interesująca :) ja boleję jeszcze nad tym, że PTN nie dorobił się archiwum aukcyjnego ze zdjęciami na miarę GNDM czy WCN-u, no ale pomarzyć zawsze można...
Co do kolekcji prywatnych i ich udostępniania zaś - na forum ancient coins, które zapewne jest Panu znane są zdigitalizowane kolekcje prywatne monet antycznych i nie tylko! (choć akurat monety SAP są reprezentowane tylko przez dwa zdjęcia groszy miedzianych) Robią to oczywiście sami właściciele zbiorów, z różną częstotliwością etc. (Jest tam też kilka zbiorów polskich, między innymi kolegi Barnaby z forum TPZN http://www.forumancientcoins.com/gallery/index.php?cat=43425).
Natomiast jestem ogólnie zdania, że tabela excel jest fajnym rozwiązaniem, ale niemniej ważne są dla mnie zdjęcia zbioru, które dobrze jeśli są jednolite, a więc - stety albo niestety - robione samemu ;)
Panie Tomku, dziekuję za komentarz. Ja oczywiście wiem (od Pana z forum), że mozna umówic się na prywatną kwerendę do MNW. Bardzo bym chciał to kiedyś wykonać, myslałem nawet pisząc ten tekst... czy czasem tym wpisem nie zamknę sobie tam drzwi :-). Ale, co tam - w końcu to mój blog i chcę pisać szczerze i na temt jak myślę. Co do braku wystawy numizmatycznej w MNW, to słyszałem już o tym, że to nie jest bezposrednia "wina" pracowników gabinetu, jednak jako "z zawodu manager" wiem też, że gdyby wszystko samo się robiło i szło zgodnie z planem, to kierownictwo byłoby niepotrzebne i dlatego własnie oczekuję, że osoby zarządzające zbiorem będą na tyle skuteczne żeby nie tylko narzekac i biernie sie przyglądać, ale również pokażą, że potrafią realizować podstawowe cele w trudnych okolicznościach. Tak jak napisałem we wpisie, jeśli tylko mogę, to chętnie pomogę. Może trzeba sie oflagować i protestowac na schodach MNW ??? Szok, że ktoś tam uważa, że Warszawa nie zasługuje na porządna ekzpozycje numziamtyczną...
OdpowiedzUsuńTekst moim zdaniem nie jest idealny i jak to u mnie w zwyczaju, nieco chaotyczny, ale to tylko jeden z głosów w dyskusji. Potrzeba ich więcej żeby powstał chór, który będzie głosniejszy i słyszalny w instytucjach. Również PTN mógłby sie tym zająć, stworzyc jakąś grupe nacisku by wywrzec presje tam gdzie trzeba.
pozdrawiam :-)