Ale wracając do meritum, aukcja WCN nr 68e i we mnie
wzbudziła całkiem przyjemne emocje. Tym razem okres II połowy XVIII wieku, jaki
reprezentuje mennictwo Stanisława Augusta Poniatowskiego, został doceniony
przez organizatorów i szczęśliwie się złożyło, że oferta zgormadzonych monet
była całkiem interesująca. Cała oferta aukcji zawierała 962 pozycje, z czego aż
36 numizmatów (prawie 4%) stanowiły monety ostatniego króla Polski. To spora
odmiana versus ostatnio opisana przeze mnie aukcja i chociażby już z tego
powodu warto o tym napisać. Muszę też przyznać, że byłem całkiem dobrze
przygotowany do aukcji budżetowo. Nie straszna mi była nawet najdroższa oferta
z okresu SAP. Mimo tego, jak mam w zwyczaju, postanowiłem trzymać się
zapisanych limitów i nie miałem zupełnie zamiaru niepotrzebnie przepłacać.
Ostatnio zauważyłem, że wraz z tysiącami przejrzanych monet i związanym z tym wzrostem
doświadczenia, dość nieoczekiwanie poprawiłem również skill określania realnej wartości
danej monety (wyceny). Z tego powodu, dosyć skutecznie wdrożyłem nieco twardsze
reguły w zakupach do kolekcji, wyszukując raczej okazji i „promocji”. Działam nieco
bardziej racjonalnie, kierując się zasadą – „spokojnie, to numizmatyka, my tu
naprawdę mamy czas”, co odbiło się na widocznym spadku ilości nieprzemyślanych
zakupów. Teraz paradoksalnie jestem większa sknera, coś jak komiksowy kaczor
mckwacz w wersji „dla ubogich”. Wszystko widać na ilustracji poniżej J.
Z 36 monet wystawionych do sprzedaży w okresie SAP,
18 egzemplarzy trafiło w mój niewielki
półtalary. Do tego grona można było zaliczyć dodatkowo 3 Talary Targowickie, które z racji „stojącej za nimi historii”, w swoich zainteresowaniach traktuje wyjątkowo i na własny rachunek zaliczam je do monet, jakie zbieram i które chciałbym kiedyś posiadać w postaci kilkunastu beczek zakopanych w ogrodzie. Oczywiście żartuje, nie mam beczek, ani nawet ogrodu… a i monet tyle, co kot napłakał, żeby nawet dna beczki nie przykryły, ale pracuje nad tym żeby to zmienić J. Zatem w aukcji było wystawionych do sprzedaży 16 „grubasów” SAP oraz dodatkowo kilka, dosłownie pięć drobniejszych monet. Na drobiazgi tym razem złożyło się cztery dwuzłotówki i jedna 10-cio groszówka. Razem wszystkiego „cuzamendokupy” było 21 monet SAP i to na nich za chwilę się skupię by je bliżej przedstawić.
Zacznijmy od talarów. Na wstępie pierwsza obserwacja,
jaką miałem przeglądając ofertę. Otóż większość oferowanych na aukcji talarów SAP
wyglądała jak by była „wyjęta” z jednego zbioru. Wyglądały trochę jak część
spójnej kolekcji przeznaczona na sprzedaż przez „anonimowego kolekcjonera”. Były
w kolejnych rocznikach, w podobnych stanach zachowania a co najważniejsze
wyglądały „jakoś podobnie”. W sensie, że patyna pokrywała monety w podobny sposób,
co skłaniało mnie do tego, żeby sadzić, że miały tego samego właściciela, który
przechowywał je w identycznych (chyba raczej średnio-korzystnych) warunkach. Zatem
na początku pomyślałem, że prawdopodobnie będę świadkiem tego, że jakiś zacny
zbiór będzie rozproszony. I całkiem możliwe, że sam w tej rozbiórce wezmę
udział, gdyż niektóre z monet bardzo mnie zainteresowały. Jak ktoś dłużej czyta
moje wpisy, to wie, jakie monety najbardziej mnie interesują, bo nie raz już o
tym pisałem. Faktem jest, że akurat te monety doskonale wpisywały się w ten
trend. Drugie stany to mój podstawowy target a jak już moneta ma naturalna
patynkę to pieje z zachwytu. Z tego miejsca przepraszam sąsiadów za to, że
przez dwa tygodnie poprzedzające aukcje z moich okien często słychać było
pianie „koguta”. To nie był rosół to aukcja WCN J. Sami
zobaczcie, co za piękne sztuki zgromadzono. Poniżej pierwszy skan.
Tym razem ilustracje robiłem już po aukcji, więc
przy monetach widać od razu uzyskane ceny podczas licytacji. Jak wiadomo do
nich należy doliczyć jeszcze 12% prowizji dla organizatora i ewentualne koszty
przesyłki.
Ale wracając do oferty, na początek dwa pierwsze talary
to efektowne zbrojarze z 1766 roku. Zawsze zwracam na nie uwagę i to nie tylko
żeby sobie pooglądać, ale z czysto kolekcjonerskich powodów. Jako minimum
planuję zgromadzić po jednej sztuce z czterech głównych odmian. Jestem w
połowie drogi, w tym jeden talar jest w nieco słabszym stanie, stąd cały czas
przede mną konieczność uzupełnienia kompletu. Pierwsza z oferowanych monet
poz.567 była dla mnie „za szybka i za wściekła”, czyli za dobra i za droga J.
Stan rewersu oceniono bardzo wysoko, bo aż na I minus i pewnie stąd wzięła się
cena wywołania ustawiona na 6 000 PLN. Nie mówię, że za drogo, bo znaleźli
się amatorzy a ich „king” zadeklarował 9 000 PLN i monetę kupił. Na pewno
warta jest dużej kasy, jednak ja akurat mam tą odmianę a po drugie nie zamierzam przekraczać własnych granic rozsądku. Stąd talara poz.567
pooglądałem sobie, zapiałem i zachowałem zdjęcia (na wszelki wypadek). Ciekawiej było z kolejnym talarem z królem w
zbroi. Miał kilka cech, które na wstępie pozwoliły mi się nim bliżej
zainteresować. Po pierwsze talar z poz. 568 był w odmianie, której jeszcze nie
mam a dodatkowo nie ukrywajmy…był znacznie tańszy. Cena wywoływania za monetę
ocenioną na III plus (zgadzam się), ustawiono na 2 000 PLN, co w
porównaniu do poprzedniej wydawała się mega atrakcyjna. Moneta bardzo ładnie
wybita bez widocznych ubytków od razu przykuła moją uwagę. Zaznaczyłem ja
sobie, jako potencjalny cel, chociaż od razu przyznam, że „z czasem” mój zapał
osłabiał i już przed aukcją wiedziałem, że nie będę jej licytował. Jednak po
przyjrzeniu się monecie na zdjęciach w zbliżeniu, uznałem, że jej stan jest
jednak słabszy niż bym na początku oczekiwał. Niby III plus, ale jednak wyraźne
wytarcia w obiegu i dodatkowo ta dziwna „bagienna” patyna skutecznie odstraszyły
mnie od zakupu. Talary z 1766 roku to niezwykle efektowne i piękne monety a ja
nie chcę, żeby cokolwiek psuło mi radości z cieszenia się ich wyglądem.
Uznałem, zatem, że mimo tych wszystkich pozytywów, które wymieniłem powyżej
poczekam na bardziej idealne egzemplarze i odpuściłem temat. Jak widać podobnie
uznało większość kolekcjonerów, mimo niższej ceny moneta nie zyskała zbytniego
przebicia i na pewno WCN nie będzie się nią chwalił na swojej głównej stronie.
Teraz czas na talary z drugim w kolejności portretem
królewskim, moim zdaniem jednym z najpiękniejszych, jakie powstały w tym
okresie. Moneta opisana, jako poz.569 to interesujący, chociaż nieco
popularniejszy talar z rocznika 1775. Ładna, obiegowa moneta, której stan
oceniono na III plus. Jak dla mnie nieco przetarty awers i sporo drobnych
zadrapań, jednak nic, co dyskwalifikowało by tą monetę. Dodatkowo bardzo piękny
rewers, jestem zdania, że zasługujący nawet na II stan. A na dokładkę
atrakcyjna cena wywoławcza ustawiona na 2 000 PLN – jak tu nie skorzystać.
Zainteresowałem się na dobre, co prawda mam monetę z tego rocznika, ale moja
jest w innej (rzadszej) odmianie. Zaznaczyłem sobie ją jako cel i ustawiłem
wewnętrzny próg do licytacji. Kolejne talary noszące ten typ popiersia
sprawiły, że przeglądając ofertę przez chwilę byłem w numizmatycznym niebie. Piękne sztuki pochodziły odpowiednio z kolejnych roczników,
czyli 1776, 1777, 1778 i 1781. Poniżej kolejna ilustracja z monet SAP z aukcji.
Co my tam dalej mieliśmy w kolejności…a, tak, pozycja
573, to kolejny olśniewający przedstawiciel mennictwa Stanisława Augusta
Poniatowskiego. Talar z 1781 w gabinetowym stanie zachowania. Piękny zarówno z
awersu jak i „rufa” całkiem niczego sobie J. Nic tylko
„kupywać”. Przypomniał się mi teraz pewien działonowy, członek załogi mojego
czołgu, którym dowodziłem jak byłem młodym podoficerem służby zasadniczej. To
był pierwszy człowiek z Mazowsza, jakiego lepiej poznałem. Właściwie, to pochodził z
Sochaczewa i w cywilu był handlarzem na targu/rynku/placu/straganie czy co tam wówczas w tym mieście mieli. Boże, jak on potrafił szybko nawijać imitując licytacje, a przy tym jak dla mnie miał nieco
egzotyczny „sochaczewski” akcent. Wtedy właśnie poznałem słowa takie jak
„kupywać”, „wybirać”. „przebirać” i wiele innych tego typu regionalizmów. Wiele radości mieliśmy z tego,
że każdy z naszej zalogi pochodził z innej części kraju. Każdy mówił nieco inaczej a
jednak potrafiliśmy się ze sobą świetnie dogadać. Taki wtręt, pozdrawiam Cię
Maniek J.
Wracając do talara, gdyby nie ta cena to pewnie bym zawalczył. Wystawiony za
12 000 PLN był zdecydowanym liderem „drogości” (mówię Mańkiem jak
zawodowiec). Jak widać na zdjęciach, talar został sprzedany po jednym przebiciu,
za cenę 13 000 złotych. Teraz przechodzimy do dwóch monet z lat
osiemdziesiątych, z okresu, w którym na talarach panowała specyficzny portret
królewski. Jak jeszcze nie zbierałem tego okresu, to wydawało mi się, że to
podobizna króla w stylu „PUNK”. Teraz zbieram, ale wciąż uważam, że coś w tym
jest i król na monetach pod koniec pierwszej połowy lat osiemdziesiątych wygląda
zdecydowanie ciekawie J.
Monety SAP z tym wizerunkiem królewskim od lat ciesząca się niesłabnącym
powodzeniami, zatem jeśli ktoś chce zdobyć swoja sztukę musi się nastawić na ostre pogo J.
Pierwsza moneta z 1783 roku, opisana, jako pozycja 574 może nie zachwycał
stanem zachowania, ale i tak z pewnością stanowiła interesujący obiekt. Stan
III plus i niska cena wywoławcza to na pewno było coś interesującego dla
amatorów monet Poniatowskiego. Przyznam, ze akurat mam już ten rocznik, więc
tylko przyglądałem się licytacji. Cena, jaka została uzyskana, czyli 5 500
złotych w pełni potwierdza moja tezę o pewnej wyjątkowości okresu, w której ten
typ portretu był wybijany na srebrach koronnych. Druga moneta z tego typu,
czyli kolejny rocznik 1784 wzbudził moje większe zainteresowanie. Szczególnie
awers przypadł mi do gustu. Włosy króla wyglądały na nim bardzo świeżo, stąd
jawiły mi się jeszcze bardziej punkowo. Mam do tego mały sentyment, bo posiadałem
kiedyś podobne… Moneta oceniona na stan II z cena 4 800 PLN do tanich nie należała.
Jednak uznałem, że i tak jest warta zainteresowania. Zaznaczyłem ją sobie i
określiłem wewnętrzną granicę z ceną, którą potencjalnie mógłbym za nią dać.
Ale czy udało mi się ją kupić, o tym na końcu.
Teraz płynnie przejdziemy do kolejnych monet z
wystawionej oferty w 68 aukcji WCN. Grupę, o której teraz napiszę kilka słów
prezentuje na kolejnym zdjęciu poniżej.
Na początek ostatni z talarów Poniatowskiego
wystawiony na aukcji, czyli pozycja numer 576, pod którą kryje się najgrubsza
srebrna moneta z rocznika 1795. Dla mnie prywatnie ten numizmat okazałby się
bardziej intersujący, gdyby był w nieco lepszym stanie. Nie chce tu napisać, że
był jakiś wyjątkowo słaby, jednak byłem zdania, że ocena stanu z opisu aukcji
(II minus) została przyznana nieco na wyrost. Posiadam talara w tym roczniku,
jednak w innym wariancie stempla stąd z tego właśnie powodu uznałem, że jeśli
licytacja nie będzie zbyt intensywna to „może” włączę się do gry.
Czyli kolejna moneta SAP została zakwalifikowana, jako potencjalnie warta zachodu. Po
talarach przyszedł czas na monety o nominale o połowę mniejszym, które jednak zwykle
ani pięknem ani ceną nie odstają od swoich „większych braci”. Półtalar z 1774
roku był monetą bardzo ciekawą, głównie z tej racji że nie posiadam jej w swoim
zbiorze oraz dla tego, że rocznik 1774 jest jednym z najmniej licznych
nakładów. Wybito zaledwie nieco ponad 3,5 tysiąca egzemplarzy, stąd trudno jest
pozyskać monetę w dobrym stanie za rozsądne pieniądze. Czy rozsądna ceną
wywołania było ustalone przez organizatorów 4 800 złotych? Mnie to jakoś
nie zachęciło do licytacji, zważywszy, że moneta miała istotną wadę, jaką był
pęknięty krążek. Dodatkowo zauważyłem w archiwum aukcji WCN, że ten sam
egzemplarz został ostatnio sprzedany w 2008 za kwotę 6 380 złotych, co w
moim doczuciu mogło popchnąć cenę jeszcze pod ten próg cenowy, a z tym nie
chciałem już mieć nic wspólnego. Mimo całej wyjątkowości, uznałem, że poczekam
i nie będę licytował. Tu jak widać na zdjęciu powyżej, należy dodać, że moneta
zeszła po dwukrotnym przebiciu za cenę 5 000 złotych plus opłaty, czyli
taniej niż 9 lat temu. I co na to inwestorzy? Bójcie się J. Drugi z półtalarów to kolejny, niezwykły
przedstawiciel jednego z moich ulubionych portretów królewskich SAP, czyli
moneta z 1784 roku. Stan zachowania bardzo dobry, szczególnie awers oceniony na
I minus a i rewers niewiele mu ustępował. Bardzo chciałbym mieć taki
egzemplarz. Generalnie półtalary to najmniejsza grupa monet, jaką udało mi się
zebrać. Czas by to zmienić, jednak cena wywołania 8 000 złotych, nieco
ostudziła mój zapał. Co prawda dysponowałem na tej aukcji wielokrotnie większym limitem, jednak jakoś trudno mi jest się oswoić z cenami pojedynczych
monet na poziomie 10 tysięcy złotych. Mam spore wątpliwości, czy są tego
naprawdę warte a dysponując podstawową wiedzą oraz chłodną głową, raczej
wstrzymuje się od szarż czekając na bardziej przyjazne oferty. Nie miałem
zamiaru startować w licytacji od takiej kwoty, zatem kolejna piękna moneta,
która z pewnością nie zasili mojego zbiorku. Idźmy dalej, to może znajdziemy
coś bardziej rozsądnego. Kolejną monetą był trzeci i ostatni półtalar w
ofercie, moneta z najpopularniejszego rocznika dla tego nominału, czyli roku
1788. Generalnie to niezwykle ciekawy rocznik charakteryzujący się różnorodnością
stempli, stąd zawsze warto sprawdzić, jaki egzemplarz jest oferowany i porównać
go chociażby z najnowszym katalogiem monet SAP. Ja mam taki zwyczaj, kiedy
widzę półtalara z 1788 to po pierwsze zapisuje sobie zdjęcie, gdyż już powoli
zbliża się czas napisać o nim na blogu, a po drugie wyciągam „Monety Stanisława
Augusta Poniatowskiego” Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego i
wertuję w poszukiwaniu odpowiedniego wariantu. Tu koncentruje się oczywiście na
poszukiwaniu monet nieopisanych w katalogu, bo czymś w końcu trzeba czytelników
zainteresować. Ale wracając do monety wystawionej na aukcji. W moim odczuciu
była koszmarna... O wiele słabszym stanie, niż 25 innych „wiszących latami” w
sklepach internetowych i wyczekujących na amatora, który się "pomyli" i się na nie skusi. Półtalar z
rocznika 1788, którego sam posiadam też niestety nie jest zbyt piękny, żeby nie
powiedzieć „dostateczny”, jednak i tak chyba bardziej mi się podoba niż ten wystawiony
na aukcji. Ograniczyłem się, więc do zapisania zdjęcia. Oferta nie znalazła
nabywcy, nikt nie zdecydował się przebić wywołania w kwocie 1 120 złotych,
niech to wystarczy za dodatkowy opis.
Teraz czas na drobniejsze nominały. Tak jak pisałem
już na początku, nie było tego zbyt wiele, stąd na początek ucieszyłem się, że
wystawiono pod pozycją 580 niezwykłą monetę ośmiogroszową z 1766 roku. Znałem
ją dobrze z widzenia, raz nawet byłem bliski jej zakupu, kiedy chyba z rok temu
wystawiono ją na zwykłej aukcji Allegro i nie opisano, jako „SUPER-MEGA-HIT”. Wówczas z tego, co pamiętam nie wzbudziła
większego zainteresowania, pewnie ze względu na słaby stan zachowania i dopiero
w ostatniej minucie stoczyła się walka „na snajperów”, która przegrałem na
poziomie 2,5 tysiąca złotych (z tego, co pamiętam, nie zanotowałem sobie tego
nigdzie i teraz trochę „zgaduje”). Zostałem przebity i zostało mi tylko
zdjęcie. Tym bardziej ucieszyłem się, że widzę „znajomy” numizmat. Tu tylko dla
kronikarskiego obowiązku dodam, że to dosyć rzadka odmiana dwuzłotówki, bez
liter F.S. na rewersie. W aukcji już zostało to dobrze opisane i odpowiednio
uwypuklone. Moneta mnie interesowała, stan nie zachwycał, ale nie spotkałem
innego egzemplarza z tej odmiany, stąd uznałem, że warto o nią powalczyć. Cena
wywołania na poziomie tej, na jakiej „poległem” rok temu, czyli 2 400
złotych napawała mnie umiarkowanym optymizmem. Zaznaczyłem ją sobie do licytacji.
Kolejna dwuzłotówka pochodziła z 1791 roku i była dla mnie również bardzo interesująca.
Tak się jakoś dziwnym trafem złożyło, że dotychczas nie posiadam egzemplarza z
tego popularnego rocznika. Planowałem włączyć do kolekcji, egzemplarz zachowany
w bardzo dobrym stanie i jeśli już jakiś na swojej drodze spotkałem, to zawsze
jego cena wydawała mi się nierozsądna. Tak to jest jak chcesz coś mieć tanio,
dobrze i szybko. Jak tanio to nigdy szybko i dobrze – jak już dobrze, to raczej
nie szybko i nie tanio… a jak szybko to zapomnij o tym, że dobrze i tanio. I
tym sposobem, nadal czekałem na „swoją idealną” dwuzłotówkę z 1791 roku.
Pozycja 581 skrywała monetę ocenioną niemal idealnie, czyli I minus.
Teoretycznie pasowała mi jak ulał i nawet „dzika” cena wywołania ustawiona na 1 200
złotych oraz widoczne skazy/wady obu stron monety nie były mi w stanie
przeszkodzić w ustawieniu celownika na ten konkretny numizmat. Pomysłem sobie,
a co tam, wystarczająco już długo czekam na ideał, powalczę o nią.
Następną dwuzłotówką pochodzącą z 1792 roku nie byłe
w ogóle zainteresowany. Wysoko oceniony stan monety zupełnie nie korespondował
z jej nieciekawym wyglądem. Oczywiście to moja subiektywna ocena, ale szukam
monet z pięknym portretem króla i możliwie bez justunku a na tej król był „zmęczony”
a justunek był akurat wyjątkowo paskudny. Za to cena już jak najbardziej
dostosowana była do oceny I minus. Mnie to już jednak nie dotyczyło, mam obie
odmiany z tego rocznika, stąd tylko tradycyjna kontrola w poszukiwaniu
nieopisanego wariantu, zapisanie zdjęcia i przejście do kolejnej pozycji.
Dodam, że ktoś zdecydował się wydać 1 800 złotych plus prowizja, zatem
sprawdza się przysłowie, że każda potwora spotka swojego amatora J.
Zdjęcie poniżej dokładnie opisuje ten mariaż.
Powoli zbliżamy się do końca oferty monet koronnych
ze srebra. Zostały tylko dwie. Pierwsza to dwuzłotówka z ciekawego rocznika
1795 w odmianie z przebitą ostatnia cyfrą daty. Po dokładnym przyjrzeniu się
zdjęciu można dostrzec resztki 4 wyłażące spod nabitej na stempel 5. W sumie to
popularniejsza odmiana, kiedy opisywałem ją na blogu wychodziło mi, że aż 2/3
monet z tego rocznika ma przebita datę. Jednak to, na co zwróciłem uwagę
oglądając te ofertę to wyjątkowo pięknie zachowany portret Stanisława Augusta. Niemal
nieskazitelne zarysowane włosy króla i to mimo szpetnego justunku na twarzy
oraz na obu stronach monety. Jak na ten rocznik to była moim zdaniem ciekawa
oferta wystawiona w rozsądnej cenie. Ja nie licytowałem tej monety, ale po
osiągniętej cenie w wysokości 2 300 złotych plus prowizja - wnioskuje, że
nie tylko mnie spodobał się jej awers. I wreszcie prawdziwy drobniak upchnięty
gdzieś tam na końcu oferty SAP . Dziesięciogroszówka z mega popularnego
rocznika 1790. Rocznika interesującego, który również opisywałem już na blogu
wymieniając liczne warianty. Wariant okazał się niezbyt rzadki jednak
pierwszy stan zachowania monety, to już nie jest coś, co widuję się zbyt często w
sprzedaży. Tylko z tego tytułu, że oferowany egzemplarz na głowę bił ten, jakim
dysponuję, zdecydowałem rozważyć swój udział w licytacji. Podczas samej aukcji cena
wywoławcza na poziomie 400 złotych, szybko poszła w zapomnienie i żywa
licytacja zakończyła się na poziomie ponad tysiąca złotych.
Na koniec tego przydługiego opisu oferty SAP
wystawionej na aukcji pragnę pokazać jeszcze trzy egzemplarze Talara
Targowickiego.
Wszystkie bardzo ładne, w stanach, z których
najsłabszy został oceniony na II plus, słowem crem de la crem schyłku polskiej numizmatyki
królewskiej. Mimo pokaźnych cen wywoławczych, wszystkie egzemplarze znalazły
swoich nowych właścicieli, którzy zdecydowali się wydać nawet 18 tysięcy złotych
plus opłaty za najdroższy z walorów. Ja mam to już szczęśliwie „z głowy”, mam
już swojego targowickiego i mogę ograniczyć się teraz jedynie do obserwacji widowiska,
jakim zwykle jest licytacja tych historycznych numizmatów.
Podsumowując, aukcja zgromadziła sporo ciekawych monet
z okresu panowania Stanisława Augusta. Częścią z nich byłem zainteresowany, niektórymi
nawet poważnie, zatem pozostaje już tylko opisać efekty działań i pokazać nowe
nabytki na lepszych zdjęciach. Na początek, przypomnę tylko, jakie monety
zdecydowałem się w ogóle licytować. Jest tego nieco mniej niż pisałem powyżej,
bo jak zwykle czas zweryfikował kilka moich pierwotnych typów. Z najliczniejszej oferty talarów SAP wybrałem
do licytacji następujące monety: z 1775, 1777, 1778, 1784 i 1795. Idąc dalej, z
drobniejszych nominałów zamierzałem powalczyć o dwuzłotówki z roczników 1766 i
1791. Razem
mnie monet zapisałem własny komentarz zawierający jedynie maksymalną cenę w złotych polskich. I tak przygotowany czekałem na wczesne popołudnie, kiedy wybije czas sprzedaży „moich” monet. Aukcja była przeprowadzona bardzo sprawnie i zgodnie z planem, nieco po godzinie 15: 15 „zagrała muzyka”. Wszystkie wydarzenia rozegrały się bardzo szybko, w niecałe 15 minut monety SAP były już tylko wspomnieniem. Obok mała statystyka wyników osiągniętych na aukcji.
Teraz czas opisać efekty, czyli przechodzimy do moich "jakże licznych zdobyczy". Na 7 monet, jakie zamierzałem licytować udało mi się włączyć do gry w
zaledwie JEDNYM przypadku. W pozostałych sześciu już po chwili od rozpoczęcia
akcji, ceny windowały powyżej mojej granicy i ograniczyłem się do obserwowania
jak cenne są dla amatorów mennictwa ostatniego króla. Licytacja, do której
udało mi się na chwilę włączyć, to pozycja 571, czyli talar z 1777 roku.
Niestety i tym razem numizmat z tego rocznika okazał się dla mnie pechowy i w
efekcie zostałem przebity. Istne wariactwo cenowe, znów nic nie kupiłem. Jak
wynika z danych, ostatni raz pozyskałem monetę na aukcji stacjonarnej WCN 64 –
a było to... ponad rok temu w maju. Jeszcze trochę a organizator przestanie
przesyłać mi katalog J. Proszę jeszcze zerknąć poniżej na
ostatnie zestawienie w tym wpisie.
Powyżej w tabelce zestawiłem wszystkie elementy
związane z cenami obserwowanych przez mnie pozycji. Moją maksymalną cenę
ukryłem, jednak w ostatniej kolumnie dla podkreślenia tego, że naprawdę
zrobiłem prawie wszystko, żeby powiększyć swoją kolekcje, dodałem informacje o
ile procent (orientacyjnie) cena, jaką zakończyły się licytacje przewyższała
mój limit. Jak widać było różnie, najbliżej byłem talara z 1795 roku, którego w
sumie „naj mniej chciałem” kupić. W tej konkurencji maksymalny odlot uzyskała w
moim rankingu rzadka dwuzłotówka z 1766 roku, której ostateczna cena o około
50% pokonała moją granicę rozsądku. Podsumowując, znów było drogo i okazało
się, że nie ma monet na moją kieszeń. Ale spokojnie, nie robię z tego greckiej tragedii,
bo w końcu to już nie pierwszy raz i mam coraz większe doświadczenie J.
Może moje oferty są zbyt defensywne i w efekcie za
niskie? Być może, praktyka pokazuje, że trudno jest ostatnimi czasy kupić
ciekawą monetę na aukcji stacjonarnej znacznie za nią nie przepłacając. Ceny są
oczywiście rynkowe i z nimi nie dyskutuje, jednak doświadczenie mówi mi, że to
właśnie między innymi cechuje rozsądnego miłośnika monet, iż traktuje swoje
zakupy zdecydowanie długoterminowo. Nie będę, zatem robił zbędnej „burzy w
internetach” z tak błahego powodu, jak to, że największy portal aukcyjny znacznie
podniósł prowizje, gdyż mnie to nie dotyczy, ja tam niczego nie sprzedaje. A
nawet jak coś sprzedam, to raczej też nie po to żeby na tym zarobić. Ja
zarabiam w pracy. Że ceny monet zdrożeją? Jak już by było tanio, jak zdrożeją
to rozsądni tym bardziej ich kupować nie będą. Już teraz oferty wystawione za
„kup teraz” są praktycznie wykluczone po za nawias zainteresowania miłośników
numizmatyki i z mojego punktu widzenia, ich uporczywe wystawianie-ponawianie
jest denerwujące, bo tylko zaśmieca ciekawe oferty. Dlatego uważam, że warto w
życiu kierować się rozsądkiem i liczę, że większość z tych monet spotkam
jeszcze kiedyś na swojej drodze. Nie zamierzam też zmieniać racjonalnej taktyki.
Co nie znaczy, że się poddam? Bynajmniej, postaram się poprawić i w kolejnej aukcji
znów wystartuję by wygrać. Stąd z góry dziękuję organizatorom za katalog J.
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje zawarte w internetowym katalogu
Warszawskiego Centrum Numizmatycznego oraz zdjęcia wyszukane za pomocą gogle
grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz