I tak nadszedł czas na kolejny odcinek sagi o
fałszerstwach monet SAP, z jakimi każdy amator monet chcący lub niechcący może
mieć kiedyś do czynienia. Dziś zajmiemy się moim ulubionym nominałem monet
ostatniego króla, czyli półzłotkami. Spore nakłady monet oraz ich popularność
wynikająca z użyteczności w XVIII wiecznym handlu spowodowały, że były to jedne
z „ulubionych” monet ówczesnych fałszerzy. Niedoścignionego mistrza w tej
konkurencji, króla Prus Fryderyka II mam już opisanego w dedykowanych jego
wyrobom osobnych wpisach. Teraz, więc jest pora wziąć się za najczęściej bezimiennych
twórców ludowego rękodzieła, którzy mimo tego, że nie dysponowali nowoczesnymi
mennicami (jak król prusaków), to jednak talentem, wiedzą i zapałem zapewne
tylko niewiele mu ustępowali. Wnioskuje to z tego, że w czasach, gdy wiedza o
mennictwie nie była powszechna, żeby nie powiedzieć, iż była przywilejem
odpowiednio wykształconych elit – znaleźli się jednak śmiałkowie, którzy
zgłębiali te tematy samodzielnie i swój metaloznawczy talent pożytkowali na
działalność jak najbardziej sprzeczna z prawem. W dzisiejszym artykule omówię
krótko rodzaje technik użytych do fałszowania monet, jednak jego głównym
punktem będzie pokazanie na zdjęciach przykładów podróbek dwugroszy króla
Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Polska była pełna fałszywych monet, gdyż cały wiek
XVIII był pod tym względem rekordowy. Jednym ze sposobów ratowania kraju przed
zalewem złej monety było utworzenie własnych mennic koronnych i bicie całkiem
nowego asortymentu monet. Jednym z takich nominałów był właśnie nasz dzisiejszy
bohater, czyli półzłotek. Niedługo jednak trwała względna cisza przed burzą, bo
już w 1767 roku doszło do oficjalnego ujawnienia pierwszego wysypu podróbek
monet srebrnych SAP. W związku z tym 9 września Komisja Skarbowa na łamach nr
72 Wiadomości Warszawskich wydała oficjalne ostrzeżenie do społeczeństwa wraz z
informacją o pojawieniu się (między innymi) fałszywych półzłotków. Poniżej
załączam fragment wydania gazety z 1767 roku, z której dowiadujemy się między
innymi, że Komisja Skarbowa jest czujna i donosi szerokiej publiczności o
fakcie napotkania na Jarmarku Tartakowskim (Tartaków – niegdyś miasto w
okolicach Lwowa, rezydencja Potockich - dziś to tylko wieś, z której po II
wojnie światowej wysiedlono wszystkich Polaków gdyż znalazła się po złej
stronie Bugu, aktualnie w granicach Ukrainy) podrobionych półzłotków wykonanych
z cyny. Fałszywe dwugrosze zalecano poznawać po giętkim metalu, z jakiego były
wykonane oraz po głuchym dźwięku, jaki wydawały. Nie omieszkano też podać informacji
o aresztowaniu fałszerza (okazał się nim lwowski Żyd) wraz z narzędziami
służącymi do wyrobu podrobionych monet. Jednak
to nie zatrzymało fali rodzimych podróbek, szczególnie liczne przykłady
warsztatów fałszerskich i wprowadzania lewych monet do obrotu napływały z
rejonu krakowskiego. Można z duża dozą przybliżenia założyć, że w
nowocześniejszych warsztatach zlokalizowanych w Galicji wiedza metalurgiczna
stała na wyższym poziomie i z tego powodu były one bardziej przygotowane do
wyrobu falsyfikatów. Jak w kolejnym wpisie, w którym będę opisywał przypadki
walki z tym procederem okaże się, większość ówczesnych fałszerzy wywodziła się
z błądzących członków Narodu Wybranego.
Na wstępie kilka zdań o podziale fałszerstw monet w
zależności od rodzaju użytej techniki wraz z jej krótką charakterystyką. Wyróżniamy
cztery najpopularniejsze techniki podrabiania monet: monety bite/tłoczone
fałszywymi stemplami, monety odlewane, kopie galwaniczne oraz przeróbki monet
oryginalnych. Przy czym wydaje się, że w czasach obiegania półzłotków SAP,
czyli w II połowie osiemnastego wieku, najwięcej monet było odlewanych i bitych.
Ale o tym napisze w dalszej części, teraz przejdźmy po kolei przez te techniki
i wyróbmy sobie zdanie, które z nich mogły być użyte „w epoce” na szkodę
emitenta.
Na początek, monety bite fałszywymi stemplami. Jak dla
mnie to jedna z najciekawszych i bardzo zróżnicowana grupa podróbek. Głównie z
tego powodu, że są w tej grupie naprawdę nieźle wykonane imitacje, jednak najwięcej
radości znajduję w kolekcjonowaniu kolejnych „średnio-udanych” monet, które
tylko przy dużej dozie dobrej woli przypominają oryginał monety, który mają
imitować. Są to często kopie tak nieudane, że na dzisiejsze stan wiedzy i
standardy, wydają się wykonane „ręka dziecka”. Ponieważ półzłotki nie były
monetami ani drogimi ani unikalnymi, to zakładam, że ogromna większość imitacji
powstała właśnie w drugiej połowie XVIII wieku i służyła do wprowadzania w błąd
niedouczonych przekupniów w lokalnym obrocie handlowym. Innymi słowy, fałszerz
wykonywał „coś”, co przypominało półzłotka i bezczelnie wprowadzał go do obiegu.
Tu oczywiście konieczne jest założenie, że osoba, której te „monety” wciskano
była tego nieświadoma, nie znała się dobrze (wcale) na tym nominale lub po
prostu wciśnięto jej trefnego półzłotka w kupie innych, z pewnością „bardziej
oryginalnych” monet. To tłumaczy pośrednio, dlaczego najczęściej fałszowane
były dwugrosze w początkowych latach, kiedy wprowadzono je do obiegu. W dalszej
części okaże się, że najwięcej przykładów tego typu monet jest właśnie z 1766 i
1767 roku. Poniżej zdjęcie przykładowej monety pochodzącej ze zbiorów Muzeum
Narodowego w Krakowie, która została wybita „bardzo” fałszywym stemplem. J
Jak możemy powyżej zaobserwować na przykładzie
monety z 1766 roku, różnice są nawet nieźle widoczne J.
Ustalmy teraz, czym najczęściej charakteryzuje się ten rodzaj podróbek. Na
pierwszy ogień weźmy analizę stylistyczną monety. Przy stemplach ciętych z ręki
nawet wyćwiczonym wirtuozom mincarstwa jest niezwykle trudno odwzorować
oryginalny krój liter i styl elementów zaprojektowanych przez innego artystę.
Szczególnie widoczne jest to na powtarzających się elementach monety, która w
oryginale jest wykonywana przez użycie unikalnych narzędzi w postaci punc i
rylców, które zawsze dają identyczny efekt. Natomiast przy stemplach fałszywych
bardzo często nawet nieźle podrobione detale wykazują różnice i odmienność versus
oryginał oraz nawet w tych samych elementach użytych kilkakrotnie. Oczywiście
mowa tu o bardzo dobrych fałszerstwach, czego raczej nie doświadczymy w analizie
dzisiejszych półzłotków SAP. Ten drobny srebrny nominał raczej żaden „Paganini
młotka” nie firmował, a wprost przeciwnie była to chałupnicza robota w oparciu
o najprostsze urządzenia i podstawową wiedzę. Analizując ten typ podróbek
półzłotków SAP w pierwszych latach panowania Poniatowskiego, główne rzuca się w
oczy to odmienne, najczęściej koślawe liternictwo rewersu, które jednak zwykle w
pełni oddaje sens i układ oryginalnej monety, co może świadczyć o tym, że fałszerze
byli osobami również wyćwiczonymi w piśmie. Również styl awersu charakteryzuje
się koślawymi napisami otokowymi oraz dodatkowo znacznie odmiennymi elementami
takimi jak korona, herby i wszelkie możliwe ozdobniki. Stemple do tych monet
były produkowane w polowych warunkach, o czym świadczy nie tylko umowne podobieństwo
do oryginałów, ale również, jakość samego stempla. Ponieważ podrabiany tą
technika monety są bardzo płytko uderzone, to zakładam, że materiał, z jakiego
wykonano stempel oraz techniki mennicze takie jak miejsce i siła nacisku
znacznie różniły się od tych jakie uzyskiwano w oryginalnej mennicy w
Warszawie. Dodatkową sprawa jest metal, z którego podrabiano te srebrne monety.
Wyżej pokazałem już notkę prasową o podróbkach wykonanych z cynku, jednak zapewne
bywały i srebrne, w których próba srebra była drastycznie obniżona versus i tak
już nie najwyższe oryginalne 0,367. W końcu nie tylko Fryderyk II zapewne wpadł
na ten sposób, skoro dawniej tak właśnie fałszowano wszystkie monety kruszcowe.
Kolejna cechą, która można dojrzeć na rzut oka to wady krążka użytego do
produkcji podróbek. Często może nie być idealnie okrągły, zapewne z tego
tytułu, że technika wykrawania krążków w warsztatach fałszerzy w XVIII wieku
była zapewne ręczna i nie uzyskiwano idealnych blaszek. Ostatnią grupa cech są
oczywiście podstawowe dane metryczne, takie jak średnica i waga monety. Przypomnijmy,
że oryginalne dwugrosze SAP miały, co do zasady, średnicę 23 mm i wagę 3,34
grama a ich podróbki raczej rzadko trafiają w okolice tych dwóch stałych,
szczególnie waga w większości z nich jest zauważalnie niższa. Podsumowując,
stemple wykonane metodą warsztatową, powodują, że monety wybite są raczej
płytko, często krzywo na nierównych krążkach o zróżnicowanej wadze. Wszystko to
powoduje, że jedne podróbki są „lepsze”, czyli bardziej zbliżone do oryginału a
inne „gorsze”, czyli, mniej podobne. Jednak nigdy amator monet SAP nie powinien
mieć wielkich problemów z ich odróżnieniem. Traktuje je osobiście, jako niebanalne
ciekawostki, gdyż monety mimo ich całej „barbarzyńskiej” odmienności od
oryginałów wybitych w mennicy koronnej są jednak pełnoprawnym świadkiem wydarzeń
i czasów, które zgłębiam. Stąd, gdy znajduje je na swojej drodze tak wykonany
falsyfikat, zawsze chętnie dołączam go do kolekcji. A teraz na deser zdjęcie
pochodzące z tego samego źródła przedstawiające bardziej udany egzemplarz z
1766 roku wykonany ta techniką. Można zauważyć, że to, co zyskała moneta, na
jakości wykonania stylistycznego, zapewne starcia na ilości srebra, jakie
potencjalnie zawiera (zakładam, że chociaż drobina Ag może tam być), bo wykonana
została ze stopu metali, które w Tablicy Mendelejewa pewnie znajdują się gdzieś
bliżej żelaza. A Fe J. Mimo tego, że mam tylko zdjęcie
awersu, to i tak trzeba przyznać, że styl monety jest niezły, całkiem zbliżony
do oryginału.
Drugą grupa monet fałszywych, są podróbki wykonane
techniką odlewu. Technika ta również była jeszcze bardziej popularna, znana i
wykorzystywana w II połowie XVIII wieku. Stosowano ja do wszystkich srebrnych
nominałów SAP w tym także bardzo często do podróbek dwugroszy ostatniego króla.
Półzłotki okazały się wdzięcznym modelem do podrabiania w ten sposób, gdyż ten
typ monety nie posiadał zabezpieczeń w postaci ząbków/wzorów na rancie, co
pozwalało fałszerzom uniknąć najsłabszego punktu tej metody, jakim jest właśnie
wykonania rantu. Podrobionych tą technika dwugroszy jest sporo, więc można
z klucza uznać ten sposób za całkiem użyteczny. Podrabianie monet wykonywano w
kilku etapach. Po pierwsze należało wykonać odpowiednią formę, która posłuży w
dalszych etapach do wypełnienia jej stopionym metalem. Formę najczęściej
uzyskiwano z oryginalnej monety, stąd, jeśli jej wykonanie było w miarę
dokładne, to wyprodukowane z jej pomocą imitacje były na pewno podobne do
oryginalnych półzłotków. Formy wykonane z gipsu były niemal jednorazowe,
literatura mówi, że średnio wytrzymywały odlania około 10 sztuk. Dużo bardziej
trwałe i wytrzymałe były formy metalowe, jednak trudność ich wykonania
eliminowała większość przydomowych warsztatów fałszerskich. Zapewne do półzłotków
nie opłacało się wykonywać trwałych narzędzi, w końcu to nie talary i nie było
sensu ponosić większych kosztów. Drugim ważnym etapem było uzyskanie odpowiedniego
stopu jakim wypełniało się formę. Często był to stop metali, który niewiele
miał wspólnego ze srebrem. Jak fałszerzom udało się uzyskać kolor w miarę srebrzysty
zapewne byli w 7 fałszerskim niebie. Za trzeci etap po odlaniu można uznać poprawki,
które maskowały ewentualne niedoróbki i niedostatki odlewu. Tu kłaniała się
zapewne ręczna robota w celu usunięciu resztek zlewek. Dodatkowo, jeśli stop
wyszedł „zbyt miedziany” to trzeba było później monety jeszcze nieco przybielić,
by ich kolor już na pierwszy rzut okaz nie eliminował podróbek z użytku. Powyższy
tekst odnosi się do „zawodowo” wykonanych monet. Gdy piszemy o podróbkach
odlanych „z epoki”, to zapewne spora grupa takich monet nie była wyprodukowana
zbyt dobrze, a to głównie z tego powodu, że jakość wykonania formy (nawet z
oryginalnej monety) pozostawiała wiele do życzenia. Jak sądzę z obserwacji
licznych przykładów monet podrobionych przez odlanie w XVIII wieku, w dużej
grupie przypadków uzyskana forma była na tyle kiepskiej, jakości, że fałszerze
zmuszeni byli ją poprawiać i cyzelować, co nie przybliżało ich do oryginału.
Stąd, zakładam, że monety te są również dość fantazyjne i tak jak bite
fałszywymi stemplami, na dzisiejsze standardy znacznie różnią się od
oryginałów, które miały imitować. Jednak to przyjdzie nam zaobserwować w
dalszej części, teraz pokaże kolejna monetę ze zbiorów MNK. Poniżej przykład
półzłotka SAP z 1773 roku wykonanego metodą odlewu z nieźle wykonanej formy.
Jednak tło oraz niewyraźne detale i tak zdradza jego pochodzenie.
Z literatury wynika, że ten typ fałszerstwa był
potencjalnie najgroźniejszy. Nic dziwnego, że używano go również z powodzeniami
w wiekach późniejszych, a nawet pewnie współcześnie wiele podróbek na szkodę
kolekcjonerów wykonywanych jest jeszcze tą techniką, udoskonalona przez wieki i
przy wykorzystaniu najnowocześniejszych środków. Jak odróżnić, więc takie fałszerstwa?
Przede wszystkim po głównych cechach, jakie mają monety wykonane tą metodą, a
więc po powierzchni oraz po mniej wyraźnych detalach. Powierzchnia monet
odlanych nigdy nie jest struktura jednolitą i nie przypomina gładkiej monety
uderzonej stemplem. Jeśli nawet naprężenia, jakie powstają w metalu podczas
stygnięcia roztopionego stopu nie spowodują widocznych na pierwszy rzut oka
niedoskonałości lub innych wad wynikających to zapewne tło odlanej monety i tak
będzie nierówne, szorstkie, chropowate – jednym słowem, niejednolite. Nawet polerowanie
(uwaga, monet historycznych się nie poleruje) nie jest zwykle w stanie tej wady
dobrze zamaskować. Szczególnie widoczne jest to w miejscach trudniej
dostępnych, obszarach, które trudno się ulepsza, na przykład w środku liter lub
herbów. Druga cechą jest mniejsza wyrazistość liter i rysunków niż na
oryginałach bitych w mennicy. Litery i rysunki są obłe, nie mają ostrych kantów
i krawędzi, co powoduje, że wyglądają na bardziej płaskie. Monety wykonane tą
technika lepiej imitują egzemplarze wytarte, będące długo w obiegu,
podniszczone a nawet sztucznie spatynowane, stąd raczej nie będą to jakieś
mennicze sztuki. Oczywiście nie wszystkie te cechy dotyczą dwugroszy SAP. Dodatkowo
tak jak w technice fałszywego bicia, stop a co za tym idzie i waga różnią się
od produktów oryginalnych. Z reguły to właśnie na stopie fałszerze uzyskiwali
swój podstawowy zarobek. Z tego powodu monety odlane zawierały tylko śladowe
ilości srebra, które zastępowane było innymi metalami, które były tanie i pod ręką.
Głównie była to cynk oraz miedź uzyskana z monet wycofanych z obiegu.
Porównując monetę wybitą fałszywym stemplem i odlaną znajdujemy wiele wspólnych
cech, jednak dla mnie największa i najbardziej na pierwszy rzut oka widoczna różnica
jest tło monety. Jeśli jest chropowate i dziobate to na 99,9% mamy do czynienia
z odlewem, jeśli pomimo dziwnego rysunku tło wygląda w miarę jednorodnie,
kwalifikuje taki egzemplarz do podróbek wybitych stemplem.
Trzecia technika, jaką możemy spotkać analizując
sposób wykonani fałszywek to technika galwaniczna. Co oczywiste techniki tej
nie znano w II połowie XVIII wieku, stąd trudno sobie wyobrazić by jakiś
domorosły technik-fałszerz Icek używał prądu elektrycznego do podrabiania monet
Poniatowskiego. Możemy być niemal pewni, że monety sfałszowane tą techniką były
wykonane znacznie później, głównie na przełomie XIX i XX wieku oraz to, że stało
się to z pewnością na szkodę kolekcjonerów a nie emitenta. Tym samym podrabiane
„galwany” dwugroszy SAP istnieją, ale są to już dzieła bardziej nowożytne. W
dużym skrócie metoda polega na wykonaniu całkiem dokładnej kopii poprzez użycie
elektrolizy. A właściwie, to na wykonaniu cienkiej powłoki galwanicznej na
wcześniej przygotowaną formę z gipsu (lub silikonu). W celu uzyskania lepszych
efektów przewodzenia prądu, formy pokrywa się przewodnikiem, którym najczęściej
jest grafit, Po podłączeniu źródła prądu rozpoczyna się proces galwanizacji,
który generalnie jest osadzaniem się metalu na katodzie (formie/matrycy)
wytrąconego z wodnego roztworu soli odpowiedniego metalu – w naszym przypadku
srebra, które w postaci płytki jest anodą w tym procesie. Opis jest bardziej
skomplikowany od samej galwanizacji, przynajmniej na jej podstawowym poziomie.
Regulując czas trwania procesu i prąd można wpływać na grubość uzyskanej powłoki.
Uzyskane w ten sposób dwie części monety (osobo awers i osobno rewers) wypełnia
się materiałem w ilości pozwalającej uzyskać wagę zbliżoną do oryginału a
następnie się je łączy. Metoda ta jest potencjalnie
prosta do odkrycia, gdyż ma kilka istotnych wad. Jej najsłabszym elementem jest
fakt, że awers i rewers powstają osobno i trzeba je następnie ze sobą jakoś połączyć.
To nie jest prosta czynność i zwykle zostawia widoczny ślad. Najczęściej obie
strony monety się ze sobą lutuje lub po prostu skleja. Powoduje to, że trudno
jest uzyskać jednorodny krążek i nawet szlifując oraz postarzając (patynując) trudno
jest to zamaskować. Drugą cechą tak wykonanej monety jest brak dźwięku (stłumiony
odgłos) po upuszczeniu jej na przykład na stół. Sklejenie powoduje to, że
dźwięk jest stłumiony i od razu można podjąć podejrzenia, co do podrobienia
próbowanego w ten sposób egzemplarza. Czy często spotkamy ten typ fałszerstwa na
cieniutkich pozłotkach, raczej nie bo nie jest to masowa robota. Ta technika
sprawdzała się raczej przy większych nominałach i przykłady monet SAP wykonanych
w ten sposób będą zapewne częstsze w kolejnych wpisach, kiedy zabiorę się za
większe rodzaje srebrnych monet ostatniego króla. Żeby jednak nie zostawiać
niedomówień, dysponuje przykładem półzłotka wykonanego galwanem. Jest to rzadki
dwugrosz próbny SAP z roku 1771. To poszukiwana moneta, stąd pewnie fałszerz
naprawdę się postarał żeby jak najbardziej zbliżyć się do oryginału.
Niestety mam tylko awers, szczególnie ciekawe byłoby
zdjęcie rantu i dobrze wykonane mogłoby bardziej rozjaśnić nam użytą
technologię. Zdajmy się na MNK i uznajmy, że prezentowana monet jest
galwaniczną kopią, która została posrebrzona. Taki zachód dla półzłotka? Jeśli
tak, to właśnie dla takich rarytasów jak ten próbny egzemplarz z 1771 roku.
Czwartym i ostatnim z podstawowych typów fałszerstw
jest przerabianie oryginalnych monet. Nie dotyczy to może w dużej mierze opisywanych
dziś półzłotków SAP, ale i tak warto ten sposób wymienić gdyż jest to jedna z
nowocześniejszych a przez to groźniejszych metod fałszowania drogich monet na szkodę
kolekcjonerów. Polega ona z grubsza na zmianie jednego lub kilku elementów
jakiejś popularnej monety i upodobnienia jej w ten sposób do monety drogiej i
poszukiwanej przez kolekcjonerów. Nie będę tego może jakoś bardziej rozwijał,
temat zapewne jest zrozumiały. Wyobraźmy sobie, że bierzemy na warsztat najpopularniejszego
dwugrosza SAP z 1767 i w miejsce 6 w dacie wstawiamy przygotowany implant lub po
prostu przerabiamy tę cyfrę na 8. W ten sposób powstaje jedyny w swoim rodzaju,
nieopisany w literaturze i cenny półzłotek z roku 1787, który jako „biały kruk”
i numizmatyczny „jednorożec” łącznie, może znaleźć kupca. A jak już kupca, to
najlepiej w postaci jakiegoś nawiedzonego inwestora, który może się przecież
nie orientować, że ten typ monety zakończono bić w Warszawie rok wcześniej.
Skąd niby ma to wiedzieć, w opisie aukcji na pewno tego nie znajdzie. Wyobraźmy
sobie, że tak spreparowany półzłotek z 1787 zostanie zakupiony przez „prawdziwego
ynwestora”, którego skusi promocyjna cena i wyjątkowa unikalność monety. Jak
już ją zdobędzie to musowo po to żeby potem oddać do gradingu i oprawić w ramki
a potem sprzedać z XXX% zyskiem. Jakby fantazyjna podróbę półzłotka 1787 kupił
dajmy na to sam „Siara”, to mogłoby to wyglądać jak na grafice poniżej. A, co jak
szaleć to szaleć. J
Świetny przykład tego typu fałszerstwa został
opisany i zdemaskowany na blogu Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, do
przeczytania w tym miejscu LINK DO BLOGA GNDM
OK, wiem że to nie moneta SAP została rozpracowana,
ale i tak trzeba oddać doskonała robotę obu Panów, właściciela gabinetu i jego
pomocnika Marcina Żmudzina. To chyba już wszystko, co chciałem dziś napisać o
podstawowych rodzajach fałszerstw, z jakimi można się spotkać podczas
kolekcjonowania monet SAP, w tym głównie półzłotków. Oczywiście technologia się
cały czas rozwija, za nasza wschodnia granicą i na dalekim wschodzie pełna parą
pracują całe fabryki produkujące falsyfikaty. Stąd zapewne to nie jest ostatnie
słowo fałszerzy i już niedługo będziemy mierzyć się z takimi metodami jak wycinanie
wzorów laserem, czy drukowanie monet drukarkami 3D. Nie masz dwugrosza
Poniatowskiego z 1782 roku, żaden problem. Zapodaj do maszyny odpowiedni plik z
rysunkiem, dodaj surowiec jakiego maszyna ma użyć, a potem naciśnij „czerwony guzik” i
spokojnie poczekaj popijając popołudniową kawę. W tym czasie drukarka wydrukuje
ci brakująca monetę do kolekcji. Ciekawe czy od razu da się wykonać numizmat
zapakowany w slab w gradingu z oceną MS 64 albo i lepiej? J.
Czytałem niedawno na łamach „Wprost” krótki artykuł o fałszowaniu środków
płatniczych, takich typu bitcon i tym podobne nowoczesne wynalazki. Okazuje
się, że są już na świecie (w tym w Polsce) młodzi specjaliści, którzy potrafią
sfałszować nawet transmisje kwantowe. Kwanty, to przyszłość dla fałszerzy,
intelektualne wyzwanie a za razem czysta komputerowo-biurowa robota, a nie tam tłuc
po kątach jakieś stare i zardzewiałe żelastwo w postaci monet SAP. Tak trzymać
Panowie F. Tak trzymać. J
A teraz moja ulubiona cześć wpisu. Przechodzimy płynnie
do opisu fałszywych półzłotków, jakie udało mi się zgromadzić do dzisiejszej
publikacji. Oprócz samych zdjęć obu stron monet, dodam zbliżenia na
interesujące szczegóły półzłotków, info o technice, jakiej użyto oraz dane o
średnicy i wadze. Tradycyjnie proponuje układ chronologiczny, co nie będzie
trudne, gdyż dysponuje monetami tylko z dwóch pierwszych roczników bicia
dwugroszy SAP, czyli 1766 i 1767.
Na początek, moneta niepochodząca z mojej „stajni”,
przykład całkiem porządnego fałszerstwa dwugrosza z 1766. Dysponuje tylko
zdjęciem, ale na moje oko – została prawdopodobnie wybita.
Kolejna z tego samego rocznika, tym razem z mojego
zbioru. Niektóre elementy sa bardzo wyraźne i tło monety jest jednolite, stąd
zaliczam ja do monet wybitych stemplem. Średnica 22,4mm jest wyraźnie mniejsza
od oryginalnych monet SAP z tego rocznika. W kapslu Quadrum 23 było mu za
luźno, stąd otrzymał o numer mniejsze „mieszkanie”. Waga 2,94g niższa od o
0,40g od standardu, nie jest niczym dziwnym dla monet z obiegu, zatem moim
zdaniem trzyma zadany poziom. Poniżej prezentuję zdjęcie.
Następny półzłotek z 1766 roku to mój najnowszy
nabytek. To dla mnie interesujący egzemplarz, szczególnie z powodu płytkiego
odlewu wybitnie kiepskiej jakości. Generalnie w tłoku i po ciemku, ta moneta
być może mogła nawet uchodzić za oryginał. Z tego powodu, jako jej jedyne
możliwe zastosowanie wizualizuje sobie spożytkowanie jej na drobną jałmużnę dla
ślepego starca po wieczornej mszy w kościele. J To oczywiście
żart, nic nie mam do ślepych, a już do starców to raczej mi bliżej niż dalej,
więc tu też – pełen szacunek. Wracając do monety, zamieściłem dwa dodatkowe
zdjęcia zbliżenia awersu i rewersu, aby oddać nieznanemu autorowi hołd za
„precyzję” wykonania. Nie udało się również uzyskać okrągłego krążka, może nie
widać tego dobrze na zdjęciach, ale moneta ma sporo wzlotów i upadków. Dlatego
też jej średnica nie jest całkowicie jednorodna, przeciętna jednak i tak jest
większa od oryginału i wynosi 23,2mm. Serie nieszczęść dopełnia waga, która
wynosi dokładnie 2,50g i jest aż o ¼ lżejsza niż przeciętny oryginał po wyjściu
z mennicy. Zatem raczej porażka, poniżej zdjęcia.
Jak widać powyżej awers jest praktycznie „domyślny”
a herbu Pogoń został tylko cień jego dawnej świetności. Nie lepiej prezentują
się pozostałe detale , w tym ukazane na zdjęciu litery rewersu. Ostre to one
nie są, stąd dodając chropowate tło widoczne na całej monecie zaliczyłem ten
konkretny egzemplarz do odlewów.
Kolejne monety pochodzą już z najczęściej
fałszowanego rocznika, jakim był z pewnością rok 1767. Ogromny nakład półzłotka
sprawił, ze moneta była popularnym środkiem płatniczym, co nie zostało
niezauważone przez „fachowców z pod ciemnej gwiazdy (często to była gwiazda
Dawida). Popatrzmy, co my tu mamy. Na pierwszy ogień weźmy świetny przykład
fantazji rzemieślnika, który wytworzył cudo, które pokazuje na zdjęciu
pochodzącym z archiwum aukcji WCN.
Długo nie mogłem wyjść z podziwu nad stylem, jaki
zaprezentował nam fałszerz, którego efektem jest właśnie ta, przyznacie całkiem
zgrabna moneta. Analizując detale oraz tło monety, stawiam na odlew. Z danych,
w jakie wyposażyło nas WCN, dysponujemy wagą, która wynosi zaledwie 2,23g. To
już nie mieści się w tolerancji i zapewne różnica ponad 1g (to 1/3 wagi
oryginału) jest wyczuwalna, kiedy ma się monetę w ręku. Ja jej nie posiadam,
więc nie podzielę się wrażeniami. Może kiedyś, jak by, co to chętnie kupię. J
Teraz przejdźmy do kilku moich monet z 1767 roku. Jako
pierwsza niech będzie egzemplarz, który podejrzewam o to, że został wybity
fałszywym stemplem. Poniżej prezentuje przykład na technikę bicia monet i to
jak się zaraz okaże, całkiem porządnego.
Kolejna moneta, której nie jestem na 100% pewien czy
jest bita czy też została odlana i przeszlifowana. Liternictwo jest nieco
krzywe i czasem „rozlane” jednak tło po obu stronach wygląda porządnie, zatem
bardziej skłaniam się do tezy, że została wykonana techniką bicia. Dodam dwa
dodatkowe zdjęcia ze zbliżeniem i będę wdzięczny za opinie w komentarzach.
Półzłotek jest nieco mniejszy od oryginałów, jego średnica wynosi 22,5mm a waga
2,66 gram, czyli standard jak na podróbkę dwugrosza SAP. Oprócz samego rysunku
i stylu, ciekawostką są wady blachy, które wskazują na kiepsko przygotowany/zwalcowany
fejn. Mając ją jednak w ręku stwierdzam, że kolor ma wyjątkowo srebrzysty a dźwięk
brzęczący. Całkiem możliwe, że wykonany został z miedzi i po prostu
posrebrzony, gdyż w miejscach pęknięcia srebrzenia wychyla się jakiś
ciemniejszy rdzeń. Ok, czas na zdjęcia, poniżej dwie strony i zbliżenie na „fantazyjne”
detale.
Tym razem zbliżenie zarezerwowałem tylko dla herbów,
a właściwie dla „wariacji na temat herbów” Rzeczpospolitej Obojga Narodów,
czyli Orła i Pogoni, których styl wykonania bardzo mnie urzekł. Orzeł z dziobem
kaczki i czapką na głowie a z drugiej strony Pogoń wpatrzona w księżyc w pełni.
Tak to sobie tłumaczę, Wy może zobaczycie tam, coś zupełnie innego. J
Jeśli to powyżej się spodobało, to teraz mam jeszcze
dwa bardzo różne egzemplarze z tego rocznika. Oba kupiłem onegdaj w odstępie
półrocznym na aukcjach od tego samego sprzedawcy ze wschodu. Są to koszmarne w
swojej formie i stylu odlewy wykonane bardzo płytko i kiepsko. Na teraz
zakładam, że zgodnie z opisem są to podróbki „z epoki” jednak jak się tak
lepiej zastanowić, to pewnie w naszych czasach też można by takie toporne
podróby bez większych trudności wykonać. Ciekaw jestem opinii czytelników i Waszego
zdania czy stawiacie na nowoczesną radosną twórczość zza wschodniej granicy czy
jednak są to dzieła „artystów” XVIII wiecznych. Proszę o opinię i komentarze.
Pierwszy z półzłotków to odlew wykonany w bardzo
niechlujny sposób. Trudno sobie wyobrazić jak tak podrobiona moneta mogła w
ogóle spełniać swoja role i „w epoce” uchodzić za pełnoprawnego półzłotka. Tego
to nawet ślepy w ciemnej bramie mógłby nie przyjąć. Jednak, co ciekawe fałszerz
doskonale trafił ze średnicą krążka, przycelował dokładnie w przepisowe 23
milimetry. Waga już tak dobrze nie wyszła, udało się uzyskać 2,76 grama, jednak
jak już wiemy z powyższych przykładów nie jest to cecha, która eliminowałaby tą
monetę. Niech przemówi foto, obraz jest lepszy od tysiąca słów.
Nie wiadomo, co gorsze, bazgroły na awersie czy
krzywe kulfony zamiast liter/cyfr na rewersie. Jak się okazuje, gorszy może być
tylko kolejny egzemplarz z tej stajni J. Tym razem moneta dla amatorów mennictwa
Stanisława Poniatowskiego, wyłacznie o mocnych nerwach J
Produkt utrzymany nieco w innym stylu niż poprzednik,
jednak równie koszmarny (jeśli nawet nie bardziej). Kolor monety ziemisty,
jeśli była srebrzona to pozostało po tym już tylko wspomnienie. Jednak bardziej
skłaniam się ku sądowi, że nikt tego „czegoś” raczej nie srebrzył, bo i po ten
złom „pudrować”. Ot, jakiś stop metalu
wzięto i wylano na uprzednio źle przygotowaną formę. Sroga to musiała być
„fabryka”, która takie monety puszczała w rynek. Pewnie jacyś odważni „kozacy”,
bo kto by tam zwracał uwagą na takie szczegóły, szczególnie jak butelka się
jeszcze nie skończyła J. Moneta jak widać na opisie w zdjęciu
wyszła nieco powyżej obowiązkowych 23mm a i waga całkiem słuszna. To
najbardziej zbliżona wagowo do oryginału podróbka w dzisiejszym wpisie. Pewnie
świadczy to tylko o tym, że surowiec, z którego jest wykonana to bezwartościowe
śmieci. Być może kiedyś będę miał okazję i to przebadać. To, co najbardziej
odpycha mnie od tego wyrobu to tło, które na obu stronach numizmatu aż kipi od
wszelkiej maści pryszczy i parchów. Z tej otchłani wad wyłaniają się coraz to
inne i coraz bardziej wykrzywione znaki, które w zamyśle twórcy miały
odwzorować napis na polskim półzłotku. Jeśli to jest ta słynna manufaktura,
znana z wpadki na Jarmarku Tartakowskim jaką przywołałem na początku artykułu
korzystając ze źródła Wiadomości Warszawskich, to nie dziwię się że ich złapali
i osądzili. Pewnie jakby pokazali te szkaradztwa królowi, który jak wiemy
kochał swoje numizmaty, to pewnie nie zdzierżyłby obrazu profanacji swojego
herbu rodowego (Ciołka) i sam wymierzył im parę kopów. Jak było nie wiem, ale lubię
sobie o tym w wolnych chwilach pospekulować. J
Czas na podsumowanie dzisiejszego wpisu. Opisałem
podstawowe rodzaje fałszerstw, jakie każdy amator numizmatyki może spotkać
zbierając półzłotki SAP. Dodatkowo pokazałem na licznych fotografiach przykłady
na użycie każdego z rodzajów technik fałszerskich. Do tego celu wykorzystałem
głównie zdjęcia i opis monet rodem z Muzeum Narodowego w Krakowie. W kolejnej
części poleciałem po całości i pokazałem podrobione monety z roczników 1766 –
1767. Większość z nich należy do mnie i to jest w nich dla mnie najfajniejsze. J
Mam nadzieję, że spodobały się czytelnikom dzisiejsze atrakcje i nie zanudziłem
gawędząc i opowiadając koszmary. To gotowy scenariusz na numizmatyczny horror
psychologiczny i może kiedyś, jak nasza pasja będzie bardziej powszechna
sięgnie po ten wpis jakiś nowy Kolski czy Smarzowski. I z tą jednak nieco mało
realną nadzieją zostawiam dziś czytelników tego kawałka wolnego internetu.
Tytuł dzisiejszego wpisu powstał na samym końcu, czyli TUTAJ.
W dzisiejszym wpisie
wykorzystałem następujące publikacje: Wiadomości Warszawskie nr 72 z 9 września
1767 roku, artykuł „Współczesne metody
fałszowania monet” autorstwa Bartosza Błądka ze strony katalogmonet.pl LINK oraz wpis z bloga
Gabinetu Numizmatycznego D. Marciniak „Fałszerstwo 5 złotych 1932 ze znakiem
mennicy warszawskiej” do którego link znajduje się w tekście powyżej.
Wykorzystałem również zdjęcia wraz z opisem pochodzące z Muzeum Narodowego w
Krakowie, archiwum aukcyjnego Warszawskiego Centrum Numizmatycznego oraz
wyszukane za pomocą gogle grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz