Dziś kontynuujemy naszą przygodę w odkrywaniu
falsyfikatów monet ostatniego króla. Po pierwszej serii artykułów na temat
pruskich fałszerstw, jakich dopuścili się „w epoce” nasi germańscy sąsiedzi,
przyszedł czas na opisanie kolejnych rodzajów podróbek, jakie możemy spotkać
zbierając monety SAP. Myśląc nad tym jak do tego podejść, zdecydowałem się na
stworzenie odrębnej serii wpisów, w których będę przechodził po kolei przez
poszczególne srebrne nominały i przedstawiał informacje oraz pokazywał zdjęcia
fałszywych monet. Tym samym postanowiłem powielić układ, który sprawdził mi się
już przy opisywaniu pruskich falsyfikatów. Zaczniemy od najmniejszego nominału
a następnie po kolei będziemy się powoli posuwać do przodu i przechodzić do
coraz większych monet, aż w efekcie dojdziemy do opisania (sporej ilości)
przykładów fałszywych talarów. Jednym odstępstwem,
na jakie się zdecydowałem będzie to, że nie napiszę na wstępie specjalnego
artykułu wprowadzającego do cyklu, na wzór „genezy”, jaką stworzyłem w pruskiej
serii. Tym razem przetestuję coś nowego i w każdym z artkułów dedykowanych
poszczególnym nominałom, na wstępie dotknę innego „obszaru ogólnego” związanego
z fałszerstwami srebrnych monet królewskich z II połowy XVIII wieku. Tematy
ogólne, to w moim mniemaniu grupa podstawowych informacji, które wypadałoby
sobie przyswoić żeby poprawnie interpretować fakty. Dla przykładu będą to takie
podstawy jak: definicje i podziały podróbek, techniki fałszerskie, relacje
historyczne, konsekwencje prawne i społeczne oraz inne zagadnienia, jakie uznam
za związane z tematem i na tyle ciekawe żeby zajmować nasz czas. Pierwszy
artykuł z nowej serii będzie o tyle wyjątkowy, że zanim zaczniemy mówić
bardziej dokładnie o podrobionych egzemplarzach srebrnych groszy, to na
początku w miarę prosto postaram się nazwać główne rodzaje fałszerstw, z jakimi
będziemy stykać się na naszej drodze w nowym cyklu. Na koniec tego wstępniaka
dodam tylko, że będziemy analizowali zagadnienie z punktu widzenia zbieracza
monet Poniatowskiego a sam cykl ma do spełnienia drobną „misję społeczną”.
Pisząc tę serię mam na celu usystematyzowanie wiedzy rozrzuconej po wielu
miejscach w licznych fachowych publikacjach i udokumentowania fotograficznego
przykładów podróbek oraz podzielenia się tymi informacjami z amatorami monet w
celu eliminacji zagrożenia związanego z nieświadomym zakupem fałszywej monety z
czasów SAP. Tu podkreślam słowo „nieświadomym”, gdyż jak się już niedługo okaże
sam zbieram niektóre rodzaje podróbek i uznaje je za pewnego rodzaju ciekawostki
warte zainteresowania i analizy. Tym samym popieram świadome zakupy a pragnę
tępić wszelkiego rodzaju oszustwa. To tyle tytułem moich intencji i przechodzę
do tematu. Żeby dać drobny dowód na to, że czasem podróbka może być lepsza od
oryginału, na dobry początek mały numizmatyczny żart wyszukany w sieci J
Zastanawiając się, od czego zacząć, doszedłem do
wniosku, że najlepiej jest jak zwykle zaczynać od początku, czyli od
wprowadzenia podstawowych podziałów i definicji, jakimi będę posługiwał się w
tym cyklu. Zatem na początek pomyślmy sobie o rodzajach fałszywych monet SAP, z
jakimi mieliśmy już kiedyś do czynienia. Oczywiście nie będę sam wymyślał
definicji skoro zostały już doskonale sformułowane przede mną, zatem moja rolą po
raz kolejny będzie jedynie przedstawienie tego materiału „własnymi słowami”.
Wszystkie artykuły o fałszerstwach zaczynają się
podobnie, zatem i ja zdecydowałem się nie wychylać i zacznę standardowo. Jak wiadomo, sam proceder fałszowania monet
jest zapewne tak samo stary jak i monety J Nie trzeba być
znawca numizmatyki starożytnej, żeby interesując się nieco tym tematem natykać
się na informacje o fałszywych egzemplarzach monet pochodzących nawet setki lat
sprzed naszej ery. Podobnie było pewnie w każdym z okresów, w jakich
funkcjonował pieniądz i tylko ograniczenia związane z budżetem, wiedzą i
technologią ograniczały i kształtowały skalę tego procederu. Stąd wydaje się, że
na wstępie należy nazwać, pierwszy i podstawowy rodzaj falsyfikatów, z jakim
się dziś spotkamy, czyli tak zwane „fałszerstwo z epoki na szkodę emitenta”.
Emitenta, czyli w przypadku monet SAP możemy nieco „na skróty” przyjąć, że na szkodę
państwa i króla. Jak wiemy, przez większą część swojego panowania, król Stanisław
August Poniatowski sam formalnie był właścicielem mennicy warszawskiej. Tylko w
początkowych latach okresu SAP, mennice były oddane w obcy zarząd. Dodatkowo do
tego dochodzą dwa lata u schyłku swoich rządów, w czasie i po Insurekcji Kościuszkowskiej,
kiedy to król utracił formalny wpływ na mennicę. Jednak nie ulega wątpliwości,
że w każdym z okresów władca czerpał profity lub ponosił koszty bicia monet,
stąd fałszerstwa, jakie pojawiły się w okresie jego panowania wymierzone były bezpośrednio
w dochody państwa, czyli króla. Takie podróbki powstawały w tak zwanej „epoce”,
czyli w tym samym okresie, co monety oryginalne, gdyż z oczywistych względów
fałszowanie było nastawione na wykorzystanie podrobionych egzemplarzy w normalnym
obrocie handlowym. Dla nas, rzeszy amatorów mennictwa ostatniego króla, przykłady
takich monet są całkiem pożądanymi ciekawostkami. Flagowym przykładem działania na szkodę emitenta były oczywiście pruskie fałszerstwa jakie opisałem wcześniej. Jednak nie samymi prusakami musiał się martwić obywatel w okresie SAP, gdyż nie brakowało innych, drobniejszych fałszerzy, którzy chcieli się "podłączyć do tego nurtu" i swoje na tym zarobić. Tego typu podrobione monety są interesujące i
warte zbadania, co najmniej z kilku powodów.
Po pierwsze, w celu odróżnienia ich od monet oryginalnych znajdujących
się w naszych kolekcjach lub w obszarach naszego zainteresowania. Po drugie, w
celu analizowania metod działania poszczególnych warsztatów, jakich w II
połowie XVIII wieku funkcjonowali fałszerze chcący wyprodukować monety
podszywające się pod oryginały. A po trzecie, z samego faktu obcowania i
podziwiania fantazji, z jaką kiedyś podchodzono do tego procederu. Sam bardzo cenię
sobie analizę fałszerstw z epoki i uważam to za ciekawe zajęcie. Co ciekawe, na
„dzisiejsze standardy” najczęściej tego typu monety są dość łatwe do wyłapania
i wprawne oko amatora monet SAP potrafi odróżnić je już po pierwszym
spojrzeniu. Z całą pewnością to nie dzisiejsze chińskie kopie i bardzo często
„tylko wyobrażają oryginał”, za jaki się nieudolnie podszywają. Nie wiem, dla
czego ale uważam takie falsy mają swój urok J. Jest to o tyle
ciekawe, że mimo tego, że były i są uznawane, jako przestępstwa, to jednak w
naszej głowie najczęściej fałszerstwa „z epoki” traktujemy, jako te
„szlachetne”, w których złoczyńca produkując i wprowadzając podróbki oszukiwał
jedynie XVIII-sto wieczny system finansowy. Jedno, co dziś możemy zrobić, to
tylko je przeanalizować i czasem głośno się pochylić nad tym, jak ktoś w XVIII wieku mógł
w ogóle się nie zorientować, że te monety to podróbki. Tego rodzaju
przestępstwa żerowały na niewiedzy społeczeństwa oraz na nowościach. Jak
pamiętamy srebrne monety SAP zostały wprowadzone na podstawie ustawy, z 1766
jako zupełnie nowe nominały od tych używanych dotychczas. Społeczeństwo przyzwyczajone przez długie
lata do tymfów i ortów nagle musiało przestawić się i nauczyć funkcjonować w
nowych realiach. Ta właśnie tę okoliczność najczęściej starali się wykorzystać
fałszerze reprezentujący pierwszą grupę menniczych rzezimieszków. Co ważne
musimy pamiętać, że mamy do czynienia z wyrobami z kruszcu. A jeden metal, na
przykład srebro był znacznie cenniejszy od innego, dajmy na to od miedzi. Stąd
w prywatnych warsztatach nie tylko fałszowano sam wygląd monety, ale również
materiał, z którego była wykonana. To już wyższa szkoła jazdy zamienić srebro
na miedź, pobielić żeby wyglądało „jako tako”,
przy jednoczesnym utrzymaniu średnicy i wagi. Te detale będziemy
analizować szerzej w kolejnych częściach. Uważam, że tego typu podróbki,
chociaż nie mogą uchodzić za równie cenne jak oryginały, to i tak są dla mnie
na tyle interesujące, że czasem najnormalniej w świecie lubię je pozyskiwać. Z
resztą z tego, co wiem nie jestem sam i podróbki z epoki przez grono
kolekcjonerów traktowane są, jako te „lepsze”, które jak ktoś lubi to może z
powodzeniem włączać do swoich kolekcji.
Drugim rodzajem podróbek, który będzie stanowił
jeszcze większą grupę egzemplarzy będą tak zwane fałszerstwa na szkodę kolekcjonerów. Kolekcjonowanie monet i ich zbieranie jest sporo późniejsze niż
samo wytwarzanie monet. Przez wieki monety traktowano, jako obiekty użytkowe,
kruszcowe przenoszące określoną wartość. Były gromadzone raczej z chęci
bogacenia się, posiadanie większej ilości kruszcu niż ze względów
kolekcjonerskich. W historii nowożytnej, jaką reprezentuje okres SAP,
kolekcjonerów monet (najczęściej, jako dział sztuki medalierskiej) było wciąż
niewielu. Świadomość historyczna, wrażliwość na sztukę oraz możliwości
finansowe sprawiły, że za całkiem dobry przykład ówczesnego kolekcjonera, możemy
z powodzeniem uznać panującego Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król znal się
na mennictwie, kochał sztukę medalierską i świadomie budował wielką kolekcje
monet i medali. Jednak pomijając koronowane głowy i fanaberie bogatej części
ówczesnego społeczeństwa, zbieranie monet nie było żadną wielką cnotą. Szlachta
Polska co prawda miała w zwyczaju zbierać woreczki z monetami, które były nawet
przekazywane sobie z pokolenia na pokolenie. Trudno jednak nazwać to świadomym kolekcjonowaniem
określonych rodzajów monet a raczej była to tradycyjna forma trzymania oszczędności
uzasadniona dla monet kruszcowych, jakimi były przecież ówczesne pieniądze. W tym miejscu warto dodać, że zbiory woreczkowe monet historycznych jakimi ówcześnie dysponowała szlachta budowane były głownie z sentymentu do miniony "dobrych czasów" i z szacunku do poprzednich władców Polski. Zbiory powstawały w ten sposób, że kolejne pokolenia rodu odkładały do woreczków monety które obiegały w ich czasach i tak po wielu latach bywało, że dzięki tej tradycji powstawały "przypadkowo" wcale cenne kolekcje, które były łakomym kąskiem dla budzącego się ruchu numizmatycznego. Samo kolekcjonowanie rozpropagowane zostało szerzej w XIX wieku, wtedy
zaczynało zdobywać swoich zwolenników i zyskiwało popularność. Zatem to właśnie
w XIX wieku możemy doszukiwać się pierwszych zbiorów monet tworzonych z myślą o
budowaniu określonych typów kolekcji. Nie trzeba było długo czekać, aż te oczywistą
modę zaczęto wykorzystywać fałszując egzemplarze historyczne. Fałszowano
wówczas najczęściej monety unikatowe (w domyśle – drogie), które od dawna nie
były już w oficjalnym obiegu. Za te fałszywki nie można było kupić chleba,
czyli było to działanie nastawione wyłącznie na stratę kolekcjonerów. W ciągu kolejnych stuleci doskonalono techniki
mennicze i fałszerskie. Stosowano rozmaite sposoby fałszowania, takie jak
odlewy, metody galwaniczne, bicie stemplami „ciętymi z ręki” oraz praktykowano
wszelkiego rodzaju przeróbki. Jedną z trudniejszych do rozpoznania metod
fałszerskich było wykorzystywanie oryginalnych starych stempli menniczych oraz ich
umiejętne przerabianie/dorabianie, co dawało często nienotowane lub unikatowe
odmiany. Tymi tematami bliżej zajmę się jednak w kolejnych artykułach. Każdy zna
pewnie jakieś przykłady z historii, w których poszczególni fałszerze zyskiwali szacunek
a nawet sławę z racji kunsztu lub rodzaju produkowanych podróbek. W Polsce w
XIX najsławniejszy był Józef Majnert, który jako z jednej strony utalentowany
artysta medalier a z drugiej pracownik mennicy w Warszawie, trudnił się wyrobem
wysmakowanych kopii monet oraz nawet wymyślał własne nieistniejące wcześniej w
historii „fantazyjne” egzemplarze. Później wielu innych utalentowanych plastycznie
złoczyńców poszło tą drogą lub przerzuciło się na banknoty. Na koniec opisywania
tego rodzaju fałszerstw, należy zdać sobie sprawę, że podrabianie monet na
szkodę kolekcjonerów (czy na nas) miało i pewnie ma do dziś znacznie większy
potencjał od „zwykłego” podrabiania monet obiegowych. To dla fałszerza zdecydowanie łatwiejszy chleb.
Powodów jest kilka. Główny jest taki, że aby sfałszować monetę kolekcjonerską trzeba,
co do zasady „narobić się” niemal tyle samo, co obiegową, a zysk jest znacznie
większy. Nie bez znaczenia jest też druga korzyść, czyli ta, że produkując
fałszywe monety obiegowe zadzieramy z Państwem Polskim, narażając się tym
sposobem na przykre (nieuchronne?) konsekwencje prawne. Gdy tym czasem fałszerz
wykonując „w piwnicy” drobnego falsika, dajmy na to srebrnika z 1767 naraża się
„tylko” na gniew wpuszczonego w maliny zbieracza i praktycznie nie grozi mu większe
zagrożenie ze strony organów państwowych. Może jedynie jakiś zdesperowany
zbieracz doniesie o tej podróbce na Policje, może założy sprawę cywilną w
sądzie albo weźmie sprawy w swoje ręce i obije komuś mordę. Tym samym, żeby się
skutecznie bronić trzeba nie tylko wiedzieć, przed czym ale również być
„czujny” i mieć świadomość zerowych konsekwencji, na jakie naraża się fałszerz
nieobiegowych, historycznych numizmatów. Każdy przyzna, ze to zdecydowanie
wybuchowe połączenie. Wysoka cena unikatowego numizmatu kolekcjonerskiego oraz
praktyczny brak uciążliwych konsekwencji dla wytwórcy. Dziś w czasach, kiedy
dosłownie mamy zalew falsów z prywatnych fabryczek ze wschodu Europy oraz
chińskich wyrobów moneto-podobnych (coraz więcej i coraz bardziej podobnych)
jedno, co może nas przed tym uchronić to ekspercka wiedza o monetach, które
zbieramy. Ale to duży i ważny temat, więc żeby nie mieszać wątków napisze o tym
coś więcej w kolejnych odcinkach tej serii. Podsumowując, fałszerstwa
nastawione na szkodę kolekcjonerów to druga największa grupa monet, jakie będę
pokazywał na blogu w cyklu artykułów o fałszerstwach monet SAP.
Zatem mamy pierwszy podstawowy podział. Pierwsza
grupa monet jest dla dzisiejszych amatorów numizmatyki SAP interesująca z
przyczyn poznawczych i całkiem użyteczna w badaniach. Można z powodzeniem
traktować je, jako kolekcjonerskie ciekawostki. Do tego są to monety w miarę tanie i bezpieczne, gdyż najczęściej nie ponosimy jakiś dodatkowych kosztów związanych
z ich zakupem. W końcu to nie NAS miały te monety kiedyś wprowadzać w błąd. Zdecydowanie gorzej jest z drugą grypą fałszywych
monet. To właśnie MY amatorzy monet historycznych, drobni zbieracze i
kolekcjonerzy jesteśmy główną grupą docelową dla wszelkiej maści fałszerzy
produkujących falsyfikaty i źle zabezpieczone kopie monet. Zatem w tym drugim
przypadku, to nie „MY” a „NAS” chcą zrobić w balona i oszukać. Stąd wydaje się,
że szkoda, jaką możemy ponieść jest znacznie większa niż w przypadku numizmatów
reprezentujących pierwszą grupę falsów. Czym rzadsza moneta w oryginale i
bardziej poszukiwana dla zbieraczy, tym bardziej łakomy kąsek dla fałszerzy. Co
do zasady, oczywiście najczęściej droższe są „te grubsze” nominały, stąd nieco
uprzedzając przyszłe fakty, można spodziewać się w moich wpisach tego, że wraz
ze zwiększaniem się wartości nominalnej monety SAP, zwiększać się będzie również
ilość zaobserwowanych fałszerstw na szkodę kolekcjonerów. Jak wiemy w
mennictwie SAP, istnieje dość sporo egzemplarzy rzadszych nie tylko z racji
nominału, jaki reprezentują, ale również z racji nakładu danego rocznika, odmiany
czy też wariantu stempla. Te cechy też są wykorzystywane przez
fałszerzy i zapewne dostrzeżemy je w analizowanym materiale. W sumie sam jestem
ciekaw jak to wszystko wyjdzie i ile materiału dokumentującego falsyfikaty uda
mi się tu zgromadzić. Pocieszam się tym,
że producentom podróbek też czasem coś niezbyt dobrze wychodzi, czego
ilustracją niech będzie obrazek wykopany z czeluści internetu J.
Ok pośmialiśmy się trochę, jednak temat jest jak
najbardziej poważny, więc czas przejść do meritum i… niech posypie się „srebro”.
W dzisiejszym wpisie pokaże kilka monet, które będą przykładami obu rodzajów
fałszerstw. Popularne roczniki z pierwszych lat panowania SAP były fałszowane
„w epoce” równie chętnie zarówno w pruskich mennicach Fryderyka II co i w
żydowskich przydomowych warsztatach. Rzadsze i mniej popularne a zatem droższe
w dzisiejszym handlu numizmatami roczniki to już domena różnej maści
nowożytnych fałszerzy. Zobaczmy, zatem jaki materiał fotograficzny udało mi się
zebrać do dzisiejszego wpisu. Proponuję poruszać się rocznikami srebrników, czyli zacznijmy od pierwszej emisji w 1766.
Zaczniemy jak przystało na poważny wpis na poważnym
blogu, zacznijmy od wizyty w mekce numizmatyków polskich. Pierwszą monetą będzie fałszywy
srebrny grosz z 1766 roku, który należy do jednej z ciekawostek, jakie można
znaleźć w Gabinecie Numizmatycznym Muzeum Narodowego w Krakowie. Moneta ciekawa,
bo nie tylko fałszywa ale również o niespotykanym kształcie, który pewnie miał
po pierwsze zmniejszyć jej wagę (w domyśle wagę srebra) a po drugie imitować klipę.
Poniżej zdjęcie.
Moneta została opisana przez kustosza Gabinetu
Numizmatycznego Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, panią Annę Bochnak. Według
dostępnych informacji, moneta została wytworzona „po 1766 roku” metodą odlewu,
wykonana jest z miedzi i posrebrzana. Waga tak spreparowanego srebrnika wynosi
zaledwie 0,66 grama, wysokość 15,5 mm, szerokość 14,7 mm oraz grubość 0,5 mm. Tyle
wiemy z danych pochodzących z muzeum, nie ma tam żadnych komentarzy, co do
stylu wykonania czy też wartości artystycznych. Jeśli miałbym coś dodać do tego
opisu, to jedynie swoje wrażenia. Po pierwsze awers jest dziwnie podobny do
monet sfałszowanych w mennicach pruskich. Nie one są dzisiaj bohaterkami
artykułu ale patrząc na monogram i koronę nie potrafię pozbyć się wrażenia że
„gdzieś to już widziałem”. Proszę porównać na przykład tu: LINK DO WPISU O PRUSKICH PODRÓBKACH Nie sądzę,
żeby akurat jakiś fałszerz-chałupnik sam z siebie tak wiernie oddał rysunek
awersu pruskiej podróbki tego grosza. Z kolei patrząc na rewers nie mam już
takiej pewności. Niby wszystko pasowałoby do tezy o pruskim falsie półzłotka
gdyby nie ten dziwny, bardzo duży odstęp pomiędzy cyfrą „3” a „20” w wyrażeniu
„320”. Dodatkowo napisy są jakieś takie koślawe, a już litera „M” zupełnie mi
nie pasuje i wygląda jednak na ręczną robotę jakiegoś domorosłego fachowca. Marny
stan zachowania i nierównomierne tło, które zwykle charakteryzuje odlewy w tym
przypadku nie pomagają potwierdzić moich wątpliwości. Jedno jest pewne, moneta
jest na pewno fałszywa. Zakładam również, że została zbadana i informacja o
miedzi jest potwierdzona. Jak miałbym ja określić własnymi słowami to napisał
bym tak. Obcięty w kwadrat, posrebrzony, miedziany odlew egzemplarza pruskiego
falsyfikatu półzłotka z 1766 roku. Awers wierna pruska kopia, odlew rewersu
widocznie się nie udał i liternictwo zostało indywidualnie poprawione.
No to pierwszy falsik za nami, idziemy dalej. Tym
razem zaproponuje egzemplarz z rocznika 1767 pochodzący bezpośrednio z mojego
zbioru. Na początek zdjęcie.
Moneta nie odbiega kształtem od oryginalnych
srebrników i jest z pewnością wykonana ze słabego srebra. Po niewyraźnych,
rozmytych literach i kształtach oraz po niejednolitym tle możemy mieć pewność,
że to odlew. Moneta ma średnice 20mm, co jest tylko o 1mm mniej „od
przepisowej”. Waga srebrnika tez jest mniejsza niż statystyczny oryginał
opuszczający mennicę w warszawie i wynosi 1,62g. Jednak biorąc pod uwagę obieg
i stan zachowania nie jest to niczym dziwnym i na pewno trzyma się w skali tolerancji
również dla monet oryginalnych z tego rocznika. Trzymam teraz tę monetę w ręku,
z grubsza wygląda normalnie a rzucona posiada ładny metaliczny dźwięk. To tyle
opisu cech fizycznych. Zanim przejdę do krótkiej analizy obu stron, pozwolę
sobie wstawić dodatkowe zdjęcia pokazujące interesujące cechy w przybliżeniu.
To, co na początek rzuca się w oczy patrząc na awers
to chropowate tło oraz „niedobity” rysunek. Monogram posiada główne cechy
monety oryginalnej jednak nie jest wiernie oddany. Dodatkowo efekt falsyfikatu
wzmaga słaba widoczność wzoru. To plus nieregularna struktura tła wskazuje na
niezbyt udany, można nawet powiedzieć amatorski odlew. Całkiem ciekawie jest
również na drugiej stronie monety. Po pierwsze jak widać fałszerz postanowił skopiować
„przebitkę” dat. Widziałem kiedyś coś podobnego na pruskim półzłotku. To dosyć
charakterystyczne przebicie daty z 1766 na 1767. Widocznie autor tej podróbki
też gdzieś się na taką monetę napatrzył i postanowił to skopiować. To, że
zrobił to jednak niezbyt umiejętnie w niczym nie obniża niezwykłości tego
egzemplarza. Cyfry i litery mimo swojej koślawości i niedoskonałości
wynikających z metody wykonania są czytelne i zgodne z oryginałem. Zatem
przyjmuje, że twórca potrafił pisać i czytać J. Interesująca
jest litera „O” w wyrazie „COL”, wydaje się być poprawiana. Generalnie moim
zdaniem jest to bardzo udany falsyfikat „z epoki” i na pewno takie wykonanie
wystarczyło żeby skutecznie wprowadzać podróbki do obiegu. Ciekawi mnie stop i
próba srebra jednak na teraz nie dysponuje odpowiednim sprzętem żeby to
bezinwazyjnie sprawdzić. Jednak kiedyś, w przyszłości nosze się z takim
zamiarem.
Trzecim egzemplarzem, jaki zaprezentuje będzie
groźny falsyfikat unikatowego srebrnika w odmianie „bez napisów bocznych na
rewersie” z 1767. Podróbka ta z dużą dozą pewności wykonana została całkiem
niedawno i jest to przykład fałszerstwa zdecydowanie nastawionego na szkodę
kolekcjonerów. Skąd wiem, że całkiem niedawno. Po pierwsze w epoce pierwszych
fałszerstw na szkodę amatorów monet, tu rozumianej, jako XIX wiek, fałszowano
przede wszystkim monety „grube”. Było wtedy wiele poszukiwanych monet
królewskich do podrobienia i raczej żaden z ówczesnych fałszerzy nie wchodził w
takie detale jak drobnica z okresu SAP, do której zalicza się nasz srebrny
grosz. Nie spotkałem takiego egzemplarza również w żadnym muzeum, archiwum
zdjęć czy dostępnym mi zbiorze stąd wnioskuje, że jest to w miarę nowoczesna
robota. Koronnym argumentem jest to, że pierwszy raz odnotowałem taki
egzemplarz na aukcji WCN w 2012 roku. Wówczas moneta od razu wzbudziła emocje,
jednak była dobrze opisana przez fachowców z WCN jako falsyfikat i tak została
sprzedana. Poniżej zdjęcie tej monety ze strony Warszawskiego Centrum
Numizmatycznego.
Co w tej monecie takiego dziwnego i odmiennego
napisałem na zdjęciu. Jak miałby zaryzykować to bym szukał wzorca dla tej fałszywki w popularnych wariantach srebrnika z rocznika 1767 lub 1768, które po przerobieniu, czyli w tym przypadku, po usunięciu części napisów posłużyły podrabiaczom za surowiec do wykonania tego falsa. Nie jestem praktykiem ale wydaję mi się, że znacznie łatwiej jest coś z monety usuwać niż do niej dodawać, stąd takie podejście wydaje się uzasadnione. To co dodatkowo sprzyja fałszerzom, to fakt, że ta odmiana srebrnika jest nieco „teoretyczna” gdyż nie jest znana (przynajmniej ja nie znam) żadna oryginalna moneta z tej odmiany. Zresztą proszę tylko spojrzeć na informacje z
najnowszego katalogu, tam pod pozycją 14.b jest wszystko napisane.
Zatem moneta nie posiada zdjęcia i ma rzadkość R8, coś
akurat w sam raz do skopiowania przez przedsiębiorczych ludzi ze wschodu.
Aukcja w 2012 roku świadczy już o tym, że się za to „wzięli”. WCN ocenił stan
monety na III i sprzedał ten falsyfikat za 35 złotych. Stąd pewnie fałszerze
postanowili odczekać kilka lat I i nieco poprawić swój wyrób …aż znów ostatnio
zaatakowali. Poniżej dwa zdjęcia kolejnych fałszywych egzemplarzy, podrobionych moim zdaniem nieco w inny sposób od pierwszej próby.
Z analizy awersu i rewersu moim zdaniem mamy do
czynienia z moneta wybitą stemplami. Awers jest porządnie wykonany, trudno na
pierwszy rzut oka doszukać się w nim cech wskazujących na fałszerstwo.
Oczywiście poddany bardziej wnikliwszej analizie ujawnia cały szereg różnic, jednak wymaga porównań z oryginałem. Całe
szczęście, że rewers nie jest zbyt udany. Liternictwo wykazuje cechy stempla
„ciętego z ręki”. Nie będę analizował tego bardziej szczegółowo, ale cyfry i
litery sa na tyle krzywe i nie podobne do oryginalnych, że może nie „na 1 rzut
oka” ale na „drugi” większość amatorów mennictwa SAP uzna, że coś z tą monetą
jest nie tak i to właśnie powinien być sygnał, żeby odpuścić ewentualny zakup.
No chyba, że ktoś zechce jednak świadomie mieć egzemplarz takiego wyrobu
moneto-podobnego i kupuje go na przykład w celach badawczych. Ja tak zrobiłem i
teraz mogę napisać o nim nieco więcej. Średnica przepisowe 21 mm, waga 1,89 g,
zatem tylko o 0,1 g lżejszy od menniczego (zakładając, że taki w ogóle
istnieje). Zatem metrycznie bardzo podobnie wykonany. Podobne odczucia mam
trzymając go w ręku, trzeba docenić kunszt naszych słowiańskich braci ze
wschodu (tak zakładam po analizie sprzedawców tych wyrobów) dobrze wykonana i
niebezpieczna podróbka. Warto znać ten typ podróbki.
UPDATE z 16 sierpnia 2017.
Znalazłem własnie w sieci aukcję ebay z 2015 na którym sprzedano ten sam typ fałszestwa z tym, że rocznik 1766. Poniżej dla porządku zamieszczam zdjęcie tej monety. Prosze zwrócic uwage na podobieństwo awersów wykorzystanych w obu rocznikach.
UPDATE z 16 sierpnia 2017.
Znalazłem własnie w sieci aukcję ebay z 2015 na którym sprzedano ten sam typ fałszestwa z tym, że rocznik 1766. Poniżej dla porządku zamieszczam zdjęcie tej monety. Prosze zwrócic uwage na podobieństwo awersów wykorzystanych w obu rocznikach.
W roczniku 1767 posiadam również zdjęcie falsyfikatu
„normalnej” odmiany srebrnika. Chociaż akurat w tym przypadku nazwa „srebrnik”
wydaje się jakos wyjątkowo być nie na miejscu. Niech przemówią zdjęcia J
To co mi osobiście najbardziej rzuca się w oczy to
fakty, że po pierwsze falsik nie jest zbyt okrągły i mógłby z powodzeniem być
oficjalna monetą Mistrzostw Rzeczpospolitej w Rugby 1767. Ale Polski XVIII wiek
to nie Szkocja i raczej impreza o takiej nazwie się wówczas nie odbyła J.
Drugie, co widzę, to pokłady miedzi wychylające się z najbardziej wytartych
elementów monety. Zakładam, że była delikatna warstwa srebra, która w wyniku
obiegu uległa wytarciu i „wyszło szydło z worka”. W sumie całkiem efektowna i
interesująca podróbka. Z tego egzemplarza warto wyciągnąć naukę, że jeśli mamy
podejrzenie, że dana moneta jest na przykład pozłacana a nie złota, to czasem
wystarczy przyjrzeć się najbardziej podatnym na wytarcie elementom, żeby
potwierdzić swoje podejrzenia.
Nasza podróż przez falsy srebrnych groszy trwa.
Teraz mam przykład podróbki z kolejnego rocznika 1768. Źródłem ponownie Gabinet
Numizmatyczny MNK. Niestety korzystam tylko ze zdjęć udostępnionych w cyfrowej
wersji muzeum a tam znajduje się jedynie awers tego grosza. Zatem na początek
zapraszam na zdjęcie.
Pierwsze, co widzę to podobieństwo awersu do monety z 1767 jaką pokazałem powyżej. Dalej rzuca się w oczy miedziany kolor monety, który
przedwcześnie zdradza metal, z jakiego powstała. Kustosz zbioru numizmatycznego
MNK Anna Bochnak w opisie podaje, że moneta została wybita w miedzi. Zatem tym
razem to nie odlew, ale wyrób, do którego wykonania użyto spreparowanych
stempli. Szkoda, że mam tylko zdjęcie awersu, ale planuje odwiedzić w tym roku
Kraków i może będę miał okazje uzupełnić ten wpis w przyszłości. Podaje dane,
jakie znajdują się w opisie. Moneta ma średnicę 20,3 mm, grubość 0,8 mm oraz
wagę 1,71 g. Egzemplarz wygląda na podniesiony z ziemi, przynajmniej takie
cechy ja znajduje na zdjęciu. W miejscach bez patyny widać gładka powierzchnie
tła mogąca potwierdzić to, że numizmat został wybity a nieodlany. To, co
poddaje się analizie to monogram SAR i korona, oba te elementy są dość istotnie
różnią się od oryginalnych, stąd trudno się nie zgodzić z panią kustosz, że
moneta podróbką „z epoki”. W tym wypadku prawdopodobnie fałszerz „zarabiał”
używając miedzi zamiast srebra. Szczególnie dobrze to widać na monogramie i
koronie, które jako elementy wypukłe zdążyły zetrzeć z siebie delikatna warstwę
srebrzenia i miedź wyszła na wierzch. To generalna zasada analizy wyrobów
powlekanych, która sprawdza się w każdych warunkach. Przynajmniej dziś nam się
sprawdza nad wyraz często J.
Przejdźmy teraz do kolejnego rocznika srebrnika,
który jest dosyć często fałszowany a jeśli nawet nie „często”, to z pewnością
już niedługo będzie. Unikalna monetka, jaka jest rocznik 1771 srebrnika w wersji
próbnej. W sumie nie zajmuje się na blogu tego typu monetami, ale w związku z
tym, że monety tego typu są bardzo poszukiwane a co za tym idzie kosztowne w
zakupie to uznałem, że przy okazji pokaże jak wyglądają ich falsyfikaty.
Rocznik 1771 generalnie ze względu na emisje próbnych monet SAP jest chętnie
podrabiany, stąd pewnie w każdym z przyszłych wpisów dotyczących kolejnych
nominałów monet ostatniego króla pojawi się jakiś egzemplarz z tego rocznika.
Na początek zapraszam na zdjęcia.
Zachęcam w tym miejscu do zabawy i indywidualnego
porównania sobie tego egzemplarza z którymś uznanym powszechnie za oryginalny.
Żeby nie trzeb było długo szukać rzucam LINKIEM do oryginalnej monety próbnej z
archiwum WCN. To nowoczesny wyrób fałszerski, więc próżno tu się doszukiwać
jakiś wyjątkowo jaskrawych błędów. Żeby potwierdzić sobie w głowie, że to w
ogóle jest falsyfikat należy wykonać określoną pracę i znaleźć elementy,
których porównanie da nam jasny wynik. Ja osobiście na awersie koncentruje się
na wypełnieniu monogramu, które widocznie wykonane jest na tyle trudna
techniką, że nie można tego zbyt łatwo podrobić. Na rewersie fałszerz miał
więcej problemów i w sumie nie udało mu się zbytnio zbliżyć do oryginalnego kroju
czcionki.
Ponieważ moneta, z 1771 jaką wyżej pokazałem
wypłynęła na portalu aukcyjnym dosłownie kilka dni temu, uznałem to za
niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że
właśnie zbierałem materiał do dzisiejszego wpisu. Jak się okazało szczęście
było podwójne. Sprzedawca rodem ze wschodu ma w swojej ofercie niejedną
podróbkę, w tym, co ciekawe drugi srebrny grosz Poniatowskiego. Zatem nie
pozostaje mi nic innego, jak płynnie przejść do kolejnego rocznika podrabianych
srebrników. Tym razem złoczyńcy chcą nabrać amatorów mennictwa SAP na zakup
podróbki rzadszego rocznika jakim jest moneta z rocznika 1780. Na wstępie
zdjęcie.
Generalnie styl wykonania monety jest mocno zbliżony
do oryginału, można by nawet rzec, że „poprawny”. Sprzedawca podaje wagę monety
0,2g i zakładając, że chociaż w tym miejscu nie mija się z prawdą, to waga jest
OK, stąd moim zdaniem tym bardziej jest groźny dla kolekcjonerów. Monetę po obu
stronach całkiem sprawnie upozorowano na wyjętą z obiegu. Posiada liczne ślady
użytkowania, wytarcia, defekty a nawet patynę. Zakładam, że wszystkie te cechy
mają uprawdopodobnić ją do oryginału i przekonać kolekcjonerów do okazyjnego
zakupu. Dopiero szczegółowa analiza elementów monogramu i korony na awersie
oraz cyfr i liternictwa na rewersie wskazuje, że z pewnością mamy do czynienia
z fałszerstwem. Akurat ten grosz znany jest wyłącznie z jednego stempla, stąd
można a priori założyć, że wszystkie nowo pojawiające się na rynku egzemplarze,
które wykazują nawet drobne różnice od uznanych oryginałów (polecam archiwa
aukcyjne) jest nowoczesna podróbką.
Na dziś to już tyle o fałszerstwach srebrnych groszy
SAP. Tak jak pisałem na wstępie, jest sporo cennych acz rozproszonych
informacji opisujących ogólnie ten proceder. Ja w swoim nowym cyklu będę
koncentrował się wyłącznie na podróbkach egzemplarzy ostatniego króla. Chciałem
nieco krócej, lecz jak zwykle wyszło mi trochę dużo tekstu, ale starałem się
pokazać możliwie jak najwięcej przykładów. Mam też świadomość swojej
nieuświadomionej niekompetencji (ach te korporacje, ryją mi mózg J),
stąd zakładam istnienie innych dobrych przykładów, o których teraz nie wiem. I właśnie,
dlatego zwracam się do miłośników monet Stanisława Augusta o nadsyłanie do mnie
zdjęć i opisów fałszywych monet (bez Prus), które będę mógł wykorzystać w
kolejnych postach. Będę również „na bieżąco” starał się aktualizować informacje
o nowo pojawiające się fałszerstwa, więc zachęcam społeczność do pomocy w tym
zadaniu. Zróbmy to wspólnie, nie pozwólmy robić z nas WAŁÓW i niech fałszerze
wiedząc, że stanowimy siłę odpuszczą sobie produkcje podróbek SAP. Czy możemy
mieć na to realny wpływ? Nie wiem, ale sądzę, że jak będę w tym miejscu
piętnował pojawiające się w sprzedaży podróbki, to „klienci”, którzy natną się
na te informacje być może nie będą ich chętnie kupować, lub chociaż nie będą
ich nabywać za spora kasę – a to może jakoś zniechęcić pośredników do handlu
podróbkami z naszego okresu. Zatem nowa misja właśnie wystartowała J
We
wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum
Numizmatyki, Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk, Gabinetu
Numizmatycznego Damian Marciniak, portalu Allegro, zbiorów Gabinetu Numizmatycznego Muzeum Narodowego w Krakowie oraz katalogu Parchimowicz/Brzeziński "Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego". Wyjątkowo dziś nie korzystałem z
innych źródeł i pisałem „z głowy” jednak w kolejnych wpisach pojawią się tu zapewne
przypisy i linki do artykułów, z których będę korzystał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz