Dzisiaj zapraszam czytelników na niezwykłą podróż,
rzekłbym nawet, że na prawdziwie egzotyczną wyprawę przygodowo-numizmatyczną.
Będzie to artykuł z jednej strony o naprawdę wyjątkowej, jedynej w swoim
rodzaju, srebrnej monecie Stanisława Augusta Poniatowskiego wybitej w 1786 roku
w Warszawie. Natomiast „z drugiej mańki”, poprzez wspólny rocznik, potraktuję
ten wpis, jako dobrą okazję do przybliżenia miłośnikom monet polski
królewskiej, naprawdę niezwykłej postaci związanej z naszym krajem i czasami, w
których obiegała tytułowa moneta. Postacią tą będzie nikt inny tylko hrabia
Maurycy August Beniowski, którego barwne życie pełne przygód jest gotowym
scenariuszem oskarowego filmu przygodowego, traktującym o sympatycznym a może
nawet i przystojnym, żołnierzu-awanturniku, który okazał się być
charyzmatycznym liderem, który „kulom się nie kłaniał” J.
Scenariuszem niemal gotowym, o co postarał się sam bohater, spisując odręcznie
w pamiętnikach najciekawsze historie ze swojego barwnego życia. Pamiętniki te zostały
wydane i przetłumaczone na kilka języków. Z tych tłumaczeń, jeszcze „w epoce”
czerpało inspiracje wielu artystów pisząc dramaty – opery i inne balety - przez
co przygody Beniowskiego pod koniec XVIII wieku stały się podziwiane i niezwykle
popularne na światowych salonach. Znajdziemy, więc dziś we wpisie wszystko to,
co powinno złożyć się na filmowy hit kasowy rodem z amerykańskiej fabryki snów
w Hollywood. Będzie wojna, bohaterska walka, władza, miłość, zdrada i pieniądze.
Słowem kompletny bohater, jakiego pokochają widzowie na całym świecie a
wszystko to w pięknych i egzotycznych okolicznościach przyrody. Żeby nie być
gołosłownym poniżej ilustracja na rozruszanie artykułu J
Nie będę wcale ukrywał, że gdyby nie zainteresowanie
monetami SAP i historią kraju w czasach panowania ostatniego króla, pewnie
wcale nie byłbym świadomy większości opisanych dzisiaj wydarzeń. Nazwisko
„Beniowski” wcześniej kojarzyło mi się wyłącznie ze słuchu z bliżej nieokreślonym
utworem Juliusza Słowackiego, którego nigdy nie czytałem i nie zamierzałem
czytać… i tyle. Pewnie jest to poziom wiedzy odpowiadający średniej krajowej...
W każdym razie, zapytany o jakiś szczegół zrobiłbym „karpia” i starał się
zmienić temat na inny, bardziej mi znany L. Jednak są
sreberka, jest blog i jest ciągła potrzeba poszukiwania nowych informacji,
która przy okazji stymuluje mój „rozwój”. Stąd tylko funkcją czasu było, kiedy
w końcu trafię na te niezwykłą opowieść i się w niej zadurzę. I tak się właśnie
stało, kiedy któregoś dnia jak zwykle szukałem informacji o Polsce w II połowie
XVIII wieku, zupełnie niechcący natknąłem się na informacje o „polskim” bohaterze,
którego życiorys okazał się na tyle niezwykły, że uznałem, iż z całą pewnością wart
wspomnienia i pamięci rodaków. Dzisiejszy wpis zacznę od opowiedzianej tylko
„po łebkach” historii życia Beniowskiego a do monety przejdę w drugiej części
artykułu. Zatem siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i zaczynamy przygodę J.
Maurycy August Beniowski znany także, jako
Benyovszky Moric oraz Maurice Auguste de Benyowsky urodził się w 1746 roku w
Verbo koło Trnawy (ówczesne Węgry, dzisiejsza Słowacja), jako syn pułkownika 9
Pułku Huzarów Węgierskich i baronówny Anny Rozy Revay. Zatem już na wstępie
okazuje się, że mówienie o nim, jako o „polskim bohaterze” jest nieco
przerysowane, gdyż zarówno sąsiedzi Słowacy jak nasi bracia Madziarzy również
uważają go za swojego rodaka. W dalszej części jednak okaże się, że sam hrabia Maurycy
wybrał sobie nasz kraj na ojczyznę, co wielokrotnie udowadniał biorąc udział w
walce o polską wolność oraz co często podkreślał na łamach swoich pamiętników.
Twierdził tam, że mówi po polsku, ma polską żonę, służył w polskim wojsku - więc
uważa się za Polaka, obrońcę Rzeczypospolitej. Jednak zacznijmy historie od
początku. Mały Maurycy kształcił się w szkole u polskich ojców pijarów w
miejscowości Mały Jur koło Bratysławy i od dziecka marzył, aby pójść w ślady
swojego ojca, czyli by zostać żołnierzem. Był zdolnym uczniem o wielu
talentach, szczególnie przejawiał zdolności do nauk przyrodniczych oraz do
języków obcych. Swoją edukację kontynuował w szkole morskiej w Hamburgu gdzie zmienił
wyznanie z katolickiego na kalwińskie oraz dobrze poznał tajniki ówczesnego żeglarstwa,
pływając na statkach w międzynarodowych trasach. Jednak koniec końców porzucił
żeglugę i w roku 1767 wyemigrował na polski Spisz, gdzie w randze rotmistrza
służył w kawalerii księcia Radziwiłła. Tam w roku 1768 w podkrakowskiej
miejscowości Wielkanoc, ożenił się z ewangeliczką Hanną Zuzanną Heńską ze
Spiskiej Soboty. Nie cieszył się jednak żeniaczką zbyt długo, bo jeszcze w 1768
porzucił dotychczasowe wygodne życie i przyłączył się do polskich oddziałów
walczących w ramach Konfederacji Barskiej. Jego dokonania z tego okresu nie są zbyt
dobrze udokumentowane, wiadomo tyle, że w tym czasie poznał Kazimierza
Pułaskiego oraz to, że walczył z Rosjanami w bitwach pod Tłustem i o Żwaniec. W
kwietniu 1769 zostaje ranny w potyczce pod Nadwórną na Podolu, w której to Rosjanie
rozbijają jego oddział. W efekcie dostaje się do niewoli i zostaje wysłany do
Kijowa. Tam opatrzony odzyskuje zdrowie i wraz z towarzyszem broni, szwedzkim
majorem Adolfem Wynbladthem zostaje zesłany do miasta Kazania położonego na
Syberii. W Kazaniu, jako szlachcic był dobrze traktowany i miał okazje w miarę
swobodnie spotykać się z innymi zesłanymi konfederatami. Konfederat i literat, Karol
Lubicz Chmielewski tak opisuje poznanego wówczas Beniowskiego w swojej książce
„Pamięć dzieł Polskich”, cytuję „..ten
człowiek dość mizernie dostał się w niewolę, bo ze wszystkiego od wojska
nieprzyjacielskiego obdarty i ogołocony. W Kazaniu jednak mianując się być
ewangelickiej wiary, od ewangelików znacznie wsparty, a znając dobrze chimikę i
z złotnikiem tamtejszym zaprzyjaźniwszy się, używali wspólnie tej sztuki, że
wkrótce przyszedł do znacznych pieniędzy i porządnej garderoby. Był to człowiek
nie tylko wysokiej edukacji i wiele języków umiejący, ale przy tym bystrego i
nader wykrętnego rozumu. Generał gubernator lubił się z nim bawić i często zabierał
go do swego stołu”. Sielanka nie trwa długo, bo już w październiku 1769
wydaje się, że Beniowski wraz ze swoim szwedzkim towarzyszem uknuli spisek w
celu organizacji uwolnienia i ucieczki przetrzymywanych w syberyjskiej Kałudze
przywódców Konfederacji Barskiej. Po zdradzie planów, nie daje za wygraną,
ucieka z zesłania i w efekcie tej eskapady przebija się przez ogromne obszary
Rosji by wylądować w Petersburgu. Tam wraz ze swoim szwedzkim przyjacielem i
kompanem, próbują wydostać się z Rosji na pokładzie holenderskiego statku
handlowego. Niestety, jednak znów zostają zdradzeni, tym razem przez kapitana jednostki,
którą mieli uciekać i wydani Rosjanom. Poniżej jako ilustracja tego fragmentu,
plan miasta Petersburg z 1776 roku, które w tamtych czasach uznawane było za
miasto idealne, prawdziwą perłę okresu baroku. Tam gdzieś znajduje się to
nadbrzeże, z którego Beniowski zamierzał odpłynąć w sina dal….
Jeszcze w tym samym miesiącu obaj złapani
konfederaci zostają zakuci w kajdany i wysłani z powrotem na Syberię. Tym razem
plany Rosjan, co do ulokowania Beniowskiego są inne i w styczniu 1770 roku
ląduje w Tobolsku. Już jest ciekawie, a to dopiero wstęp do „prawdziwych” przygód.
Widocznie podobnie uznał sam Beniowski, bo właśnie w tym momencie, będąc w
trudnym położeniu rozpoczyna pisać swoje pamiętniki. Na ilustracji obok, pierwsze
polskie wydanie dzieła w Warszawie w 1797 roku.
Jednak w tym samym czasie wraz z towarzyszami
niedoli, Beniowski szuka realnego sposobu na wyrwanie się z rąk swoich prześladowców.
Spiskowcy w tajemnicy planują ucieczką a także zbierają broń, amunicję a nawet
„domowym” sposobem konstruują bomby. Słowem, trwa normalna praca w konspiracji Społeczność
osady jest jednak mała i nie jest łatwo utrzymać całą sprawę w tajemnicy, toteż
w kwietniu roku 1771 o spisku dowiaduje się Afanazja, przyszła żona
Beniowskiego. Cudem i miłością, udaje się ją najpierw przekonać do nie
wyjawiania planu ucieczki ojcu a później nawet dołączyć do uczestnictwa w spisku.
Jednak najcenniejszym sojusznikiem okazał się być kapitan statku „Święty Piotr
i Paweł”, którego udało się przekonać do pomocy w ucieczce. Teraz mając
umówiony transport, trzeba było już „tylko” pokonać strażników i regularne
rosyjskie wojsko a potem dostać się na pokład okrętu. Tajemnicy jednak nie dało
się utrzymać i już 26 kwietnia gubernator wie o planie, stąd wysyła mały odział,
aby pojmać Beniowskiego i doprowadzić go przed swoje oblicze w celu złożenia
zeznań. „August Polak” jednak „czuje pismo nosem”, wykorzystuje moment, wraz ze
swoimi kompanami rozbraja przysłanych żołnierzy i nie czekając chwili z
zaskoczenia rusza do ataku na fort, w którym znajduje się port z zacumowanym
statkiem. Tak o tym ataku mówi sam
bohater w swoich pamiętnikach, cytuję, „Gdy
zbliżyliśmy się na odległość pięćdziesięciu kroków, oficer dowodzący oddziałem
żołnierzy zawołał, abyśmy się poddali, gdyż w przeciwnym wypadku nie będą nas
oszczędzali. Odpowiedziałem, że powinniśmy najpierw poznać jego warunki, na co
on zapytał, jakie my proponujemy. Rozmowa przybliżyła nas na piętnaście kroków
i z tej odległości otworzyliśmy ogień. Nasi adwersarze byli tak wystraszeni
pierwszą salwą, że zostawili armatę i pobiegli do lasu. (…) Użyliśmy ich
własnej armaty dla ostrzału oddziału ukrytego za parowem i mój ogień, mimo iż
strzelaliśmy w powietrze, nie pozwalał im podnieść się, wobec czego miałem
otwartą drogę na fort. Straż, widząc nas ciągnących armatę, przyjęła nas za
oddział żołnierzy i po wezwaniu nas zapytała, czy prowadzimy ze sobą więźniów,
na co poleciłem jednemu z moich ludzi odpowiedzieć twierdząco. Strażnik z
zapałem zaczął opuszczać zwodzony most. Gdy skończył, wpadliśmy gwałtownie
znajdując w wieży dwanaście osób straży, które zostały szybko rozbrojone.
Podczas gdy część moich towarzyszy zwalniała więźniów z kazamatów, kazałem
podnieść most i ustawiłem straż…”Jak widać forteli Beniowskiego nie
powstydziłby się sam imć Pan Zagłoba J. Po zdobyciu
fortu Beniowski ruszył do swojego niedoszłego teścia, gubernatora Kamczatki w
celu rozbrojenia go i uchronieniu od tego żeby stała się mu jakaś krzywda.
Niestety próba znalezienia polubownego rozwiązania się nie powidła i w efekcie
burzliwych rozmów gubernator wystrzelił do „Augusta Polaka” raniąc go
dotkliwie. Nie złamało to jednak buntu i nie zmieniło sytuacji. Ranny Beniowski
dowodził towarzyszami odpierając zaciekłe ataki Kozaków, którzy wezwani, jako
posiłki zamierzali odbić fort. Potyczka zakończyła się 27 kwietnia, zginęło 9
spiskowców, 3 żołnierzy rosyjskich i 14 Kozaków. Buntownicy zdecydowali się na
radykalną strategię. Zagonili okoliczną ludność cywilną, zamknęli ją w cerkwi i
zagrozili jej podpaleniem. Ten desperacki krok ostudził nieco działania blisko
tysięcznego regimentu Kozaków, którzy wycofali się z miasta, pozwalając
spiskowcom na swobodę dalszych działań. Ciekawostką jest fakt, że Afanazja
dowiedziała się wówczas, że Beniowski ma już żonę w Polsce i jako żonaty, nie
może wziąć z nią ślubu, jednak mimo to nie zrezygnowała z planu ucieczki
pozostając przy spiskowcach aż do finału. Przez następne dni przygotowywano się
do długiego rejsu. Zbierano prowiant, pieniądze i kompletowano załogę. W
efekcie chętnych do ucieczki było więcej niż pojemność żaglowca. Ostatecznie w
rejs wyruszyło 86 osób w tym 9 kobiet. Z relacji Beniowskiego wiemy, że byli to
głównie konfederaci barscy, jednak byli tam także rosyjscy zesłańcy oraz tubylcy
mieszkańcy Kamczatki. Na okręcie wywieszono biało-czerwoną banderę z krzyżem
konfederacji barskiej i wyruszono w podróż w nieznane. Jest moc, co? J
Nie udało mi się zdobyć ilustracji rosyjskiego okrętu uprowadzonego
Beniowskiego, jednak istnieje obraz podobnego okrętu z tego okresu, oto
rosyjski „Święty Paweł” z 1791 roku.
Początkowo uciekinierzy płynęli na północ wzdłuż
wybrzeża Kamczatki, jednak szybko okazało się, że ten kierunek nie ma
potencjału, gdyż dotarli do ogromnych gór lodowych, które zagrażały powodzeniu
misji. Po dotarciu do Wyspy Berlinga decydują się na zmianę kursu na południowy
wschód. Szybko docierają do Wyspy Świętego Wawrzyńca na Alasce, gdzie dokonują
niezbędnych napraw i uzupełniają zapasy. Dalej przez Wyspy Kurylskie docierają
wreszcie do największej japońskiej wyspy Honsiu, gdzie dochodzi do wymiany
handlowej. Po drodze odwiedzili jeszcze kilka japońskich portów, lecz wreszcie
w pod koniec sierpnia 1771 docierają do Formozy (obecnie Tajwan). Tam
zaatakowani przez wrogo nastawionych tubylców, w odwecie dokonują ich masakry. Spędzają
na Tajwanie jakiś czas wplątując się w wewnętrzne walki polityczne akurat trwające
na wyspie. Wspierają jednego z lokalnych władców i pomagają mu zwyciężyć konkurentów,
za co są sowicie wynagrodzeni. Statek Beniowskiego udaje się w dalszą podróż i
22 września dociera do Makau, która jest portugalską kolonią. Załoga wówczas
liczy już tylko 60 osób, z czego około 20 dalszych umiera podczas pobytu na tej
wyspie w wyniku nieznanych Europejczykom, egzotycznych chorób. Jedną z ofiar
tropikalnej wyspy jest Afanazja, więzienna miłość „Augusta Polaka”, która była
jego wielkim sprzymierzeńcem. W efekcie w styczniu 1772 zdziesiątkowana załoga
sprzedaje resztę dóbr, jakie pozostały im z podróży oraz sam okręt „Święty
Piotr i Paweł”. Za otrzymane pieniądze Beniowski opłaca pozostałej przy życiu załodze
wikt i opierunek podczas pobytu na Makau, sprawia nowe mundury oraz umożliwia
dalszą podróż do Europy. Jedyne, co zostawia sobie nasz bohater to mapy
wywiezione z Kamczatki oraz te zrobione podczas długiego rejsu po Pacyfiku.
Pomimo licznych ofert kupna, zatrzymuje również rękopisy z dokładnym opisem podróży,
w celu dostarczenia ich na dwór we Francji. W dalsza podróż pozostali przy
życiu uciekinierzy udają się już na pokładach okrętów „Daphin” i „Laverdi”
należących do Francuskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Jako ilustracja tej
części, na zdjęciu dzisiejszy widok na ruiny katedry „Świętego Pawła”, którą Beniowski
musiał zapewne nie raz oglądać w pełnej okazałości, podczas swojego pobytu w
Makau.
14 Stycznia 1772 wyruszają z Makau i przez Ocean
Indyjski docierają do francuskiej kolonii na wyspie Mauritius. Po krótkim pobycie
płyną dalej i na kilka dni cumują we francuskim przyczółku na Madagaskarze,
czyli osadzie Fort Dalphin. Po tym postoju udają się już w dalszą podróż i
opływając Przylądek Dobrej Nadziei przedostają się na Atlantyk. Następnie bez
przygód w lipcu 1772 dobijają do Port Luis we Francji. Do celu dociera 22 spiskowców
z Kamczatki w tym towarzysz Beniowskiego, szwedzki major Adolf Wynbladth. Tak kończy
się długa podróż z kresu świata do cywilizacji zachodniej. Jednak to nie koniec
historii J.
W sierpniu 1772 Beniowski został oficjalnie przyjęty
na dworze króla Francji, któremu ofiarował przywiezione przez siebie mapy i
dokumenty, przekazując je ministrowi spraw zagranicznych księciu d’Aiguillon.
Francuzi przyjęli bohaterskiego „Polaka” z otwartymi rękoma, wcieli go do
swojej armii w randze pułkownika i pozwolili ściągnąć do siebie ślubną żonę ze
Spiskiej Soboty. Niestety nie żył już pierworodny syn Beniowskiego, Samuel, który
urodził się, kiedy konfederat przebywał w rosyjskiej niewoli. Awanturnicza
natura jednak nie pozwalała naszemu bohaterowi zagrzać miejsca na lądzie i
szukał okazji do kontynuowania życia pełnego przygód. Pierwszy plan
Beniowskiego zakładający kolonizację Tajwanu nie został przyjęty przez rząd,
jednak polski szlachcic nie odpuścił i w efekcie niedługo po tym pułkownik
otrzymał od francuzów misję utworzenie kolejnego fortu na Madagaskarze. W marcu
1773 wyrusza wraz z żoną w powrotna drogę na Madagaskar, najpierw kierując się
do fortu, który odwiedził za pierwszym razem. Rejs trwał pół roku, kolejne
kilka miesięcy pułkownik czekał na posiłki wojskowe, które były konieczne w
dalszej kolonizacji wojowniczego ludu zamieszkującą tą czwartą, co wielkości wyspę
na Ziemi. Następne lata to wojna z tubylcami i kolonizacja Madagaskaru.
Pierwszym wymiernym efektem działań Beniowskiego była twierdza Louisbourg (obecnie
Maroantsetra), z której Beniowski wysyłał swoje wojska w głąb wyspy. Po
miesiącach rzadko humanitarnej walki z wojowniczymi Malgaszami, udaje mu się
wreszcie podporządkować sobie całą wyspę. W 1774 roku przez króla Francji Ludwika
XV zostaje oficjalnie mianowany gubernatorem i z tytułem hrabiowskim. Od tego
czasu stale wzmacniał swoja pozycję, budował polityczne sojusze z tubylcami,
rozbudowywał własną flotę i wojsko, by w efekcie uniezależnić się od rządu w
Europie. Wówczas stała się rzecz niezwykła. W wieku 35 lat w dniu 10
października 1776 roku zostaje wybrany przez sejm madagaskarski na nowego
przywódcę kraju. To prawda, że jako poddany króla Francji stoczył kilka
krwawych bitew, ale też umiał przeprowadzić mądre negocjacje, dzięki którym na
wyspie zapanował pokój. Powoli przekonał do siebie przedstawicieli miejscowych
plemion. To oni wymyślili historie, że Beniowski jest potomkiem żony ostatniego
cesarza Madagaskaru, a w końcu wybrali go swoim ampansakaba, czyli królem/cesarzem
J.
Według relacji Beniowskiego, elekcja na Madagaskarze przypominała nieco imprezę
na Warszawskiej Woli, w której wybierano króla Poniatowskiego. Poddani padają
nowemu władcy do stóp, cesarz rytualnie zabija kilkadziesiąt byków, by potem z najdzielniejszymi
wojownikami przysiąc sobie braterstwo i honor, pijąc wzajemnie swoją krew
(rozcinają skórę na lewym ramieniu i zlizują jej krople). Kto by pomyślał, że
ten niezamożny europejski hrabia, żołnierz, konfederata, skazaniec i
uciekinier, zostanie cesarzem w tropikalnym kraju o bogatych, wielowiekowych
tradycjach i kulturze. Jako ilustracja tego fragmentu, poniżej francuska XVII-
wieczna mapa Madagaskaru.
Początek rządów nowego władcy to pasmo sukcesów. W
swoim afrykańskim państwie Cesarz Maurycy pragnie zaprowadzić wzorowana na
ustroju Rzeczypospolitej demokrację szlachecką. Sejm Madagaskaru uchwala
potrzebne ustawy. Beniowski powołuje Radę Najwyższą, ustanawia ministerstwa,
projektuje sztandary. Dzieli Madagaskar na województwa, buduje spichlerze i
fortyfikacje. Ostrożnie przemyca europejski humanitaryzm, czyli między innymi zakazuje
matkom powszechnej praktyki topienia niechcianych noworodków w rzece. Francuscy
żołnierze stacjonujący na wyspie przyrzekają mu swoją lojalność. Można by się
zastanawiać, skąd właściwie brał się fenomen Beniowskiego? Zdania są różne, ale
w wielu miejscach się pokrywają. Uczeni badający jego biografię wskazują na to,
że był liderem-wizjonerem, który potrafił rozwiązywać złożone problemy a do tego
umiał sobie zjednywać ludzi, gdyż zawsze wszystkich traktował z należytym szacunkiem.
Wybrano go władcą, dlatego, że rozmaite plemiona malgaskie były zmęczone
wzajemnym wojowaniem. Beniowski umiał zapewnić wewnętrzny pokój w kraju i
wprowadzić potrzebne na wyspie reformy. Idylla trwała. Jako ilustracja zdjęcie jednego
z symboli tej egzotycznej wyspy – Baobabu.
Po kilku miesiącach od wyboru na cesarza i
uporządkowaniu spraw wewnątrz królestwa, przychodzi czas na politykę
zagraniczną. Beniowski udaje się w podróż dyplomatyczną do Francji. Oficjalnie
w sprawie traktatów o wymianie handlowej, jednak również w celu legalizacji
jego tytułu, gdyż w Europie był zapewne traktowany, jako niesubordynowany pirat-samozwaniec
dowodzący armią tubylców, żeby nie pisać „dzikusów”. Beniowski
sądzi, że Wersal powita go z honorami. Jednak bardzo się myli, bo okazuje się,
że jego postulaty zostają odrzucone. Samotny cesarz zaczyna szukać sojuszników
na własna rękę. Najlepiej innego kraju, który wziąłby jego rządy pod opiekę.
Poszukiwania zajmują mu osiem lat. W ich trakcie między innymi będąc w Paryżu
spotyka się z Kazimierzem Pułaskim i poznaje amerykańskiego ambasadora
Benjamina Franklina. Przebywa na Węgrzech gdzie kupuje majątek ziemski. Zaciąga
się do armii austriackiej jako pułkownik i walczy w wojnie o Sukcesję Bawarską
. Dwukrotnie udaje się do Stanów Zjednoczonych, gdzie proponuje, by „jego”
Madagaskar stał się amerykańską kolonią, bazą wypadową przeciwko Anglii. Mimo
znajomości z Benjaminem Franklinem, jego zabiegi o poparcie śmiałych planów
politycznych są jednak bezskuteczne. Mimo to jednak udaje mu się znaleźć
możnego sponsora w osobie uczonego Portugalczyka z Londynu Johna Hyacinth de
Magellan, który wykłada pieniądze na ekspedycje. Beniowski udaje się do Ameryki,
gdzie kupuje i wyposaża okręt „Interpid” by w październiku 1784 wyruszyć w
długą drogę. Na Madagaskar dociera w lipcu 1785 roku, niestety przez lata jego
nieobecności Francuzi podporządkowali sobie większość wyspy. Dla dawnego
cesarza nie ma jednak już miejsca. Ludzie, którzy wybierali go na władcę,
zginęli lub stracili wpływy. Stare drogi zarosły bujną trawą. Polski szlachcic
po raz ostatni postanawia zdobyć wyspę. Opanowuje francuską faktorie handlowa w
Zatoce Antongila. Potem, na krótko, zajmuje nawet stolice kraju. Jednak na
trwałe rządy nie ma już szans. Ginie od zbłąkanej kuli w bitwie z Francuzami 23
maja 1786 roku. Zostaje pochowany nad rzeką Andranofotsy w Zatoce
Antongilskiej. Przykładowe zdjęcie tej rzeki poniżej.
I tak właśnie kończy się niezwykła historia
polsko-węgiersko-słowackiego szlachcica, którego przygody rozsławiły pamiętniki
wydane już po jego śmierci.. Sami mieszkańcy Madagaskaru rozstrzygają spór o
ocenę polskiego bohatera na jego korzyść, jednak nie notujemy miejsc pamięci po
Beniowskim czy kultu jego postaci. Ot, jedna z ulic Antananarywy, stolicy
wyspy, nosi jego nazwisko zaś nad brzegiem Oceanu Indyjskiego stoi niewielki
pomnik poświęcony Cesarzowi Beniowskiemu (postawili go Słowacy). Pośród
Malgaszów przetrwała też legenda o Długim Białym Człowieku, który bronił ich
przed Francuzami i zginał w walce, jako cesarz w bitwie o wolny Madagaskar. Poniżej
tablica z nazwa ulicy poświęconą dzisiejszemu bohaterowi.
Na zakończenie tego wątku wracam do szachowych
wyczynów Beniowskiego podczas pobytu na Kamczatce. Ogrywał wtedy wszystkich „w
okolicy” i można rzec, że był niekoronowanym królem półwyspu w tej dyscyplinie
sportu J.
Czego nie docenili potomni, znalazło uznanie wśród pasjonatów tej królewskiej
gry. Dlatego też nazwisko podróżnika znane jest na całym świecie wśród
szachistów. „Mat Beniowskiego” to jeden z najefektowniejszych motywów tej gry.
Polega on na tym, że samotny skoczek matuje króla przeciwnika zablokowanego
przez swoje własne figury. To chyba najlepszy i najbardziej trafiony pomnik
wystawiony po latach Maurycemu Augustowi. Jako szachista-amator(straszny), nie
sposób mi się nie zgodzić się z tą tezą. Żeby szerzej rozpropagować tą
niezwykłą taktykę zapraszam na krótki filmik, w którym jest to bardzo prosto i
ciekawie wytłumaczone.
I jak, przyznacie, że MEGA życiorys? Hollywood niech
klęka i przeprasza, że jeszcze nie ma tego hitu w kinach J. A mój wpis niech będzie drobnym hołdem dla
bohaterskiego „rodaka z wyboru” w uznaniu jego zasług dla ojczyzny oraz wyjątkowych
cech przywódczych. Tak zwanego dziś po amerykańsku – leadershipu J.
Aktualnie to niezwykle rzadka, a przez to cenna i poszukiwana cecha charakteru. Ostatnia ilustracja, podsumowująca cały wątek.
Teraz już po licznych przygodach, możemy spokojnie
jak na miłośników numizmatyki przystało zająć się srebrną monetą SAP z 1786
roku. Roku, w którym straciliśmy swojego pierwszego i chyba ostatniego Cesarza
w dziejach naszego kraju. Zatem do roboty. Na wstępie pisałem już, (kto teraz o
tym pamięta), że złotówka z roku 1786 jest monetą niezwykłą a nawet wyjątkową.
Czas teraz rozszyfrować ta kwestie i udowodnić, że tak jest w istocie. Rok 1786
w mennictwie Rzeczpospolitej był rokiem wyjątkowo trudnym. Polska dobra moneta nadal
była skupowana i wywożona z kraju w celu przetopienia. Przez co jedynym
koronnymi środkami płatniczymi będącymi w obiegu w praktyce były monety
miedziane, które z racji niskiego nominału były bardzo niewygodne w użyciu
handlowym. Przez to do łaski wróciły srebrne monety pruskie, rosyjskie i
austriackie, które zyskiwały na popularności i nieoficjalnym kursie. Jedynym
rozwiązaniem sytuacji była porządna reforma systemu monetarnego w Polsce. Jednak
reformę należało dobrze przygotować, co trwało dość długo i skutkowało
konkretami dopiero w samej końcówce roku. Można by teraz zakrzyknąć słynne
–„jak żyć?”, w kraju, w którym mennictwo koronne umiera. Bić monet nie ma z
czego, a nawet jak się cos już wyprodukuje, to i tak zaraz znika z obiegu Z drugiej strony mennica przynosiła ciągłe
straty, gdyż z braku środków i materiału więcej stała bezczynna niż
wykorzystana. Rysuje się nam, więc rocznik, 1786 jako wyjątkowo ciężki i takim
był w istocie. Jednak zanim „nadciągnęła kawaleria” w postaci II reformy jakoś
trzeba było ten czas przetrwać. I to jest właśnie jedna z ciekawostek mennictwa
koronnego w czasach SAP.
Podziwiając, zbierając czy badając monety Stanisława
Augusta Poniatowskiego dojdziemy szybko do wniosku, że jedne roczniki są
popularne a inne nie. Niewielu miłośników monet zdaje sobie pewnie sprawę, że rocznik
1786 jest szczególny, gdyż w ciągu całych 12 miesięcy mennica w Warszawie biła
zaledwie tylko dwa nominały srebrnych monet. Nie ma w historii mennictwa
koronnego SAP równie „ubogiego” roku. Próżno szukać talarów z 1786. Nie ma
również półtalarów, dwuzłotówek a nawet groszy. 10-cio i 6-cio groszówek w tym
roku jeszcze nie znano. Co zatem zostaje? Tak, tylko półzłotki, (które już
kiedyś opisałem, wpis do znalezienia po prawej stronie tego tekstu) oraz
dzisiejszy bohater, czyli złotówka. Jest to, więc rocznik, w którym spotkamy
tylko te dwa nominały a i to nie będą spotkania zbyt częste. Złotówki w 1786
roku wybito jedynie w nakładzie 164 018 sztuk. Mamy, zatem pierwszą cechę,
która świadczy o niezwykłości srebrnej czterogroszówki. Jednak to nie wszystko.
Proszę spojrzeć na zdjęcie poniżej.
Na pierwszy ogień, weźmy awers. Głowa króla, jaką w
najnowszym katalogu monet SAP autorzy określają, jako „TYP 4”. W złotówkach
1766-1782 mamy TYP 1, potem 1783-1785 TYP 3 i w efekcie od 1786 roku aż do końca
bicia tego nominału w 1795, oficjalny wizerunek panującego „obsługuje” TYP 4.
Brakuje TYPU 2, który nie został użyty na złotówkach, ale możemy ten typ
portretu spotkać na przykład na półtalarach czy talarach w roczniakach
1768-1782 (to ten wizerunek z włosami spiętymi opaską). Ok mamy, zatem ustalony obraz Stanisława
Augusta Poniatowskiego w średnim wieku, który otaczają standardowe napisy
otokowe STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L. Podczas badania, jakie
przeprowadziłem na próbie 24 egzemplarzy udało mi się wyznaczyć dwa różne
stemple awersu złotówki. Ponieważ różnica pomiędzy nimi, to zwykłe przesunięcie
napisów względem portretu króla, to tradycyjnie nie będę nazywał ich wariantami
awersu. Z wariantami mamy do czynienia wówczas, jeśli te różnice są istotne i występują,
jako element rysunku, napisu lub minimum interpunkcji. W tym przypadku to
jedynie warianty stempla awersu. Czyli o jedna liga niżej. Znam miłośników
monet, którzy przywiązują do tego sporą wagę, ba – nawet zbierają poszczególne
stemple, stąd dziś się nie ograniczam i specjalnie dla nich pokazuje oba
stemple. Poniżej zdjęcie z zaznaczeniem charakterystycznego punktu służącego do
ich odróżnienia.
Jak widać użyłem po raz kolejny jaśnie wielmożnego
nosa króla dobrodzieja J. Ot, zawsze jest dobrze wziąć coś wystającego,
co się najlepiej do tego nada. A ponieważ
portret władcy jest w ujęciu od szyi w górę, to zbyt wiele części Poniatowskiemu
znów nie odstaje, zatem wybór był w miarę prosty, rzekłbym intuicyjny J.
Teraz rewers. Układ standardowy, znany od wielu lat.
Ukoronowany pięciopolowy herb w otoczeniu wieńca z liści lauru oraz napisów
otokowych. Napisy typowe dla monet czterogroszowych bitych na podstawie I
reformy z 1766 roku, zawierające informacje o próbie srebra, nominale, roczniku
i inicjały zarządcy mennicy. Zatem podróżując jak Beniowski wzdłuż wskazówek
zegara mamy po kolei: LXXX.EX.MARCA (E.B./4.GR.) PURA.COL:1786. Więcej
elementów, herby, napisy, ozdoby – to potencjalnie większa możliwość do
znalezienia istotnych różnic. Zobaczmy, co udało mi się odszukać na 24
zdjęciach tej części złotówki.
Podsumowując ten ustęp, mamy po dwa stemple awersu i
rewersu. Ciekawostką jest to, że razem tworzą 3 warianty monety, gdyż istnieje
hybryda, w której 2 stempel awersu połączono z 1 stemplem rewersu. Dla lepszego
zobrazowania tej sytuacji, użyje tych zmiennych w tabelce poniżej.
Żeby nie tworzyć pozorów występowania istotnych
różnic, zastosowałem nazewnictwo „STEMPLE1”, „STEMPLE2” oraz „HYBRYDA”. Jak już
wiemy, co i jak z nawami, to teraz zobaczmy ile, jakich zestawów udało mi się
namierzyć, podczas poszukiwań na lądach i oceanach numizmatycznych oceanów.
Trochę „popłynąłem” z tymi porównaniami, ale dobrze
wiem, że przy Beniowskim to i tak jestem tylko „małe Miki” J.
Mamy jedną parę odpowiedzialną za około
połowę spotkanych monet oraz dwie pozostałe, które rozkładają się „po ćwiartce
na głowę”. Co by tu dodać… ech, napijmy się J. Odnieśmy to teraz
do nakładu, żeby uchwycić skalę, jaką w praktyce mogły przybrać nakłady bite
odpowiednimi zestawami narzędzi.
Dziś poszukując tej monety na rynku już wiemy, że
nakład w ilości grubo ponad 100 tysięcy egzemplarzy jest tylko ilością
teoretyczną. Wiele z tych monet zaraz po wprowadzeniu do obiegu trafiło do
żydowskich kantorów skupujących dobrą polską monetę w celu przetopienia. Ile
jej zostało w obiegu wówczas, a ile przetrwało do naszych czasów? Tego nie
podejmuje się zgadywać, dość powiedzieć, że musiałem naprawdę wyjątkowo (tak jak
jeszcze nigdy) postarać się o to żeby zdobyć odpowiednią ilość materiału
badawczego. Jak dotąd w handlu spotkałem na swojej drodze dosłownie kilka
egzemplarzy. Tych ładnych nie udało mi się pozyskać, te słabsze odpuściłem i w
efekcie cały czas czekam na swoja złotówkę z 1786 roku. Niech to będzie jakaś
ilustracja i wstęp do aktualizacji stopnia rzadkości. Edmund Kopicki lata temu
przydzielił temu rocznikowi stopień R1, który do teraz jest powielany i obowiązuje
w znanych mi katalogach. Jaki jest mój głos w tej sprawie, pokazuje w ostatnim
zestawieniu poniżej.
Moim zdaniem minimum o jeden stopień należy
przesunąć wajchę w stronę „rzadka sztuka”. W tabelce rozdzielającej nakład na
stemple, pokusiłem się nawet o R3. Uważam to za całkowite minimum i nie zdziwi
mnie jak jakiś profesjonalny badacz numizmatyczny (liczę, że pojawi się ktoś, na
kim można by polegać) przeprowadzi naukowy dowód uzasadniający stopień R3 dla
całego nakładu. Na to czekam J.
Teraz już pozostał mi tylko ostatni moment, czyli
przedstawienie złotówki z 1786 w układzie katalogowym. Moneta została opisana w
najnowszym katalogu autorstwa Parchimowicz i Brzeziński „Monety Stanisława
Augusta Poniatowskiego”, jako „okrągłe” 20. Nie ma odmian i wariantów, więc
obywało się tym razem bez dodatkowych liter obok liczby.
ZŁOTÓWKA 1786
20. Bez odmian i wariantów. Po dwa stemple awersu i
rewersu.
Awers:
Głowa króla typ 4. Napis STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
Ukoronowany pięciopolowy herb w otoczeniu wieńca z liści lauru oraz napisów
otokowych LXXX.EX.MARCA (E.B./4.GR.) PURA.COL:1786.
Nakład
łączny rocznika = 164 018 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R2/R3
To tyle na dzisiaj. Mam nadzieje, że zarówno
niezwykła historia życia i przygód hrabiego Maurycego Augusta Beniowskiego jak
i unikalna złotówka z 1786 roku, przypadła do gustu miłośnikom monet. Mam
świadomość tego, że temat jest ogromny i poruszyłem zaledwie „kamyczek” na
wierzchołku wielkiej kamiennej góry. Istnieje jednak wiele źródeł na ten temat,
zatem jest gdzie poszukiwać i znajdować bardziej szczegółowe/naukowe relacje.
Dziękuję za doczytanie do tego miejsca i zapraszam już niebawem. Mam jeszcze parę
dni urlopu, więc chciałbym to uczcić napisaniem czwartego wpisu w tym miesiącu J.
W tekście użyłem
informacji, danych a czasem nawet cytatów - z niżej wymienionych publikacji
dostępnych bezpłatnie w internecie: „Maurycy Beniowski: Polski cesarz
Madagaskaru” z portalu national-geographic.pl LINK , dwa artykuły z portalu
histmag.org „Maurycy Beniowski - bunt na Kamczatce” i „Niezwykłe podróże
Beniowskiego. Jak konfederat barski trafił do Japonii?” autorstwa Mateusza
Będkowskiego LINK 1 LINK 2 ,„Maurycy Beniowski -
prawdziwa historia” Mikołaj Gliński ze strony culture.pl LINK ,znów Mateusz Będkowski
tym razem „Maurycy Beniowski władca Madagaskaru” ze strony on.interia.pl LINK ,blog podróżniczy
autorstwa Magdy i Macieja „ByliśmyTam” LINK DO BLOGA ,forum historycy.org – wątek
poświęcony polskim koloniom LINK ,portal
Wikipedia.pl . Zdjęcia i ilustracje historii o Beniowskim pochodzą z wyżej
wymienionych źródeł lub zostały wyszukane za pomocą google grafika. Zdjęcia
monet zaczerpnąłem z archiwów aukcyjnych Warszawskiego centrum Numizmatycznego
i Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Film szachowy jest oczywiście z
portalu Youtube.com.
Beniowskiego - Słowackiego przeczytałem , Mat Beniowskiego udało i się zastosować , ale jego bujnych przygód nigdy nie śledziłem . Bardzo ciekawe zestawienie historii z historią numizmatyczną . Wpadłem tu pierwszy raz z TPZN ,postaram się wpadać i przeczytać resztę .
OdpowiedzUsuń