Uznałem, że jak na jeden tydzień oderwiemy się trochę
od treści typowo numizmatycznych to przecież nic się nikomu nie stanie J
„Nie zginie Rzeczpospolita” jak mawiał Kmicic na łamach powieści Sienkiewicza.
Ale czy aby na pewno będzie to rzeczywiste oderwanie od ostatnio poruszanych
przez mnie tematów? Otóż, z cała pewnością „nie”, a nawet w drugą stronę będzie
to poniekąd kontynuacja mojego ostatniego artykułu, w którym użyłem Talara
Targowickiego żeby krótko scharakteryzować konfederacje i II Rozbiór Polski, do
którego w efekcie doprowadziła. A żeby było ciekawiej, (chociaż już sam tytuł
wieszczy krwawą historię, a te z reguły raczej nudne nie są J)
nie będę dziś snuł swoich „opowieści dziwnych treści” tylko powrócę do jednej z
moich pasji, jaką jest twórczość Jacka Kaczmarskiego. Już dwukrotnie
udowodniłem w poprzednich, zeszłorocznych wpisach (do odnalezienia w zakładce
CZASY SAP), mam szczególną słabość do tych utworów barda, które w zrozumiałej
dla mnie formie (muzyka i słowo) dotykają spraw, jakie mnie najbardziej
interesują a przy tym ukazują mi je z drugiej nieznanej mi strony, jaką jest
malarstwo, którego nie rozumiem i nie czuję. O tym już pisałem, nie znam się na
malarstwie, a patrząc na dany oraz nie widzę tego, „co autor miał na myśli”
tylko to, co jest pięknie „podane na tacy”, więc sam stwierdzam, że nadaje się
tylko do uwielbiania pejzaży Można, zatem na wstępie powiedzieć, że będzie to
kolejny odcinek, w którym postaram się jak tylko potrafię przybliżyć kolejny
niespokojny epizod XVIII wiecznej historii Polski, jaką w niezwykły sposób uchwycili
i zostawili dla potomnych dwaj artyści: Jan Piotr Norblin oraz Jacek
Kaczmarski.
Tradycyjnie jednak zanim przejdę do sedna musze trochę pokrążyć wokół głównego tematu i to mimo tego, że „w cywilu”
jestem raczej fanem prostych rozwiązań, bo wiem, że to one zazyczaj bywają skuteczne.
Ja skuteczny, to musze być w pracy i w pościeli… a na blogu mogę sobie
swobodnie pohasać, więc znów będzie kilka wątków pobocznych. O czym dziś, zatem
będzie? Cztery rzeczy. Po pierwsze krótko opiszę sceny, jakie rozegrały się w
1794 roku w stolicy znane dziś pod nazwą Insurekcji Warszawskiej, jako tło
głównego zajścia, które dziś zagości na łamach bloga. Następnie wyjawię
tajemnicę, o czym tak naprawdę pisał Kaczmarski J. W dalszej
części dosłownie „po łebkach” charakteryzuje osoby, które stały się głównymi
bohaterami zajść i w większości tego nie przeżyły. No i na końcu wreszcie usłyszymy samego poetę i jego wykonanie pieśni wraz z
pobieżną charakterystyką obrazu i samego utworu. Na dobry początek, (jeśli
można tak powiedzieć w kontekście egzekucji) mała przeróbka ilustracji, jakie
wykorzystałem w poprzednim wpisie o roku 1793. Coś jak obietnica przyszłych wrażeń J
Mnie, jako mieszkańcowi Warszawy, moim znajomym i rodzinie,
z którymi o tym ostatnio rozmawiałem… a i zapewne zdecydowanej większości
obywateli innych polskich miast i wsi temat Insurekcji Warszawskiej jawi się
jak zupełnie nieznany i czekający dopiero na swoje odkrycie. Jak już ktoś
słyszy „Powstanie Warszawskie” to kojarzy „tylko to” z 1944 roku. A w sumie
szkoda, bo wydarzenia z 1794 roku, to tez beletrystyka na wysokim poziomie, naprawdę
ciekawy, choć krótki i dramatyczny fragment naszej burzliwej historii, wart
głębszego poznania. Z drugiej strony musze zaznaczyć, że praktycznie cała druga
połowa XVIII wieku w Polsce, a już na pewno większość poruszanych przez mnie
tematów, wydaje mi się gotowymi scenariuszami na film bestseller. Może jestem
trochę nieobiektywny ale w tym przypadku na 200% mam racje J.
Film/filmy o tych wydarzeniach to byłby prawdziwy HIT!. Ja filmów nie kręcę, na
Youtuba nic nie wrzucam, zatem pozostaje mi tylko staroświeckie klepanie w
klawiaturę komputera J. Mam smutną świadomość, że dziś tylko
musnę ten niezwykły temat, ale to w końcu nie jest główny wątek dzisiejszego
wpisu na blogu. Fakt, że wydarzenie to nie jest odpowiednio rozreklamowane
(mamy XXI wiek i trzeba reklamować J), docenione i
czczone - stanowi moim zdaniem ogromny obszar do poprawy w przyszłości. Jeśli
ktoś po tym, co tu przeczyta będzie zainteresowany to na końcu będzie
odniesienie do literatury, która warto sobie przyswoić. No dobra to zaczynamy J
Warszawa w czasie Sejmu Czteroletniego odgrywała
szczególną role centrum krajowych wydarzeń. To tu sejmowano, to tu ścierały się
różne racje i zawierały koalicje to tu uchwalono Konstytucje 3 Maja i wreszcie
to tu świętowano i czczono dorobek reform społecznych. Pisze to żeby pokazać,
jak bardzo to miasto, które jeszcze chwile temu było dumnym Paryżem wschodu
Europy zostało odarte ze swoich wielkich dokonań w związku z Konfederacją
Targowicką. Konfederacją, która była szczególnie znienawidzona w tym mieście
wolności, w której społeczeństwo było rozsmakowane w wolności i równości, jaką
poczuło i trudno się było teraz tego wyrzec w imię obrony szlacheckiej
Rzeczpospolitej. W wyniku nieszczęsnej
konfederacji i przegranej wojny z Rosją, polityczne znaczenie Warszawy było
mniejsze, lecz społecznie to właśnie tutaj biło serce niepodległości. Warszawa
bardzo długo opierała się rosyjskiej interwencji, lecz w wyniku politycznych
uwarunkowań i ona straciła niezależność a w efekcie obce wojska regularnie
okupowały miasto. Tak jak stolica rozkwitła w okresie wolności tak teraz w
okowach zaborców płaciła wysoka cenę. Tak liczne banki, przedsiębiorstwa i manufaktury,
które stanowiły o jej rozwoju w ostatnich latach, teraz pozbawione środków i perspektyw
bankrutowały lub były na jego skraju. Bieda, nędza i niezadowolenie społeczne
wypełniało miejskie ulice i zaułki. Całość win spadała na zdrajców z Targowicy,
okupantów Rosjan, zdrajców prusaków, którzy zamiast sojuszu wbili nam nóź w
plecy no i … na królu, którego akces do Konfederacji i późniejsze zachowanie
względem okupacyjnych urzędników nie przysparzało mu wielbicieli. I właśnie to
miasto, ta ludność przeprowadziła operacje bez precedensu w dotychczasowej
historii naszego państwa. W dniach 17 i 18 kwietnia 1794 „warszawa” powstała
przeciw okupantom i w wyniku wielu walk i krwawych potyczek doprowadziła do
wyrzucenia z miast garnizonu rosyjskiego. Jak się dziś ocenia było to
największe i najwartościowsze militarnie zwycięstwo podczas całej Insurekcji
Kościuszkowskiej. Bardzo prawdopodobne jest to, że bez warszawskiego zwycięstwa
i ogromnego arsenału, który wpadł w ręce powstańców, niewiele byśmy zdziałali i
insurekcja byłaby zaledwie krótkim epizodem. Nie bez znaczenia są również
aspekty walk ulicznych w naprawdę wielkim mieście, jakim była już wówczas
osiemnastowieczna Warszawa oraz ideologiczne nawiązanie organizatorów zrywu do
Rewolucji Francuskiej. Co więc tak naprawdę się wydarzyło i jak doszło do
tytułowej egzekucji? Oto pytania na które poszukamy odpowiedzi a poniżej widok
centrum Warszawy z II połowy XVIII wieku pędzla Belotto.
A było tak… Stanisław August Poniatowski na wieść o
zawiązaniu w dniu 24 marca insurekcji przez Kościuszkę był bardzo zaniepokojony
kolejną rewolucją, w jaką zmierza nasz kraj. Dnia 2 kwietnia wystosował nawet notę
protestacyjną, w której potępił działanie patriotów. Tym czasem Kościuszko już
4 kwietnia wygrał pierwszą bitwę pod Racławicami i jak wieść o tym dotarła do
stolicy, to w mieście zawrzało i draka wisiała w powietrzu. Wtedy nasz król
wysłał marszałka Ankwicza i hetmana Ożarowskiego do rosyjskiej ambasady z
propozycją wycofania wojsk rosyjskich po za miasto (do póki jeszcze to można
było zrobić). Rosjanie pewni swojej przewagi nie skorzystali z propozycji i zrobili
ruch, który okazał się brzemienny w skutkach, bo wysłali znaczna cześć swoich
oddziałów na spotkanie wojsk Kościuszki w celu uniemożliwienia mu zbliżenia się
do Warszawy oraz drugą grupą oddziałów otoczyli miasto szczelnym kordonem. Z
drugiej strony rozpoczęły się przygotowania do aresztowań na masowa skale
zwolenników niepodległości, których rosyjscy szpicle mieli rozpracowanych. Byli
w tej grupie wszyscy najważniejsi przywódcy nurtów narodowych, między innymi
Adam Madaliński, Kazimierz Sapieha, Ignacy Działyński, Hugo Kołłątaj, Jan Węgierski,
Stanisław Małachowski oraz Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy. W ten sposób
chciano ukręcić łeb rewolucji. Trzecim działaniem Rosjan w mieście była próba
przejęcia arsenału królewskiego, który miał polska załogę. Po czwarte Rosjanie
rozproszyli swoje jednostki i zajęli najważniejsze budynki w mieście, które
miały strategiczne znaczenie dla stłumienia spodziewanego buntu. Otaczano także
polskie koszary, w których nie było pewności, co do wierności imperatorowej. Wprowadzono
godzinę policyjną, czyli polecano o godzinie 20 zamykać wszystkie knajpy. Czarę
goryczy dopełnił pomysł biskupa Kossakowskiego, jednego z głównych zdrajców i
twórców Targowicy, który skłaniał Rosjan do otoczenia kościołów i wyłapywanie
wiernych wychodzących ze mszy w Wielka Sobotę. Żeby pomysł biskupa mógł odnieść
powodzenie, zarządzeniem władz kościoła wszystkie msze w mieście miały
rozpocząć się o tej samej godzinie. Tego było już za wiele, na nieszczęście
zaborców ich działania zostały odkryte, bo było ich tak wiele i wymagały na
tyle sił i środków, że nie udało tego utrzymać w tajemnicy. Przyspieszało to
decyzje o powstaniu. Spiskowcy zebrali się najpierw 13 kwietnia w domu Jana
Kilińskiego przy ulicy Dunaj na starym mieście. Tu nie doszło do porozumienia pomiędzy
stronnictwami, głównie przez to że część patriotów chciała czekac na przybycie
w pobliżu stolicy oddziałów wojsk Kościuszki. Jednak już podczas kolejnego
zebrania dnia 15 kwietnia w koszarach artylerii podjęto decyzję, jako godzina
„W” ustalono 5 rano za dwa dni.
W Warszawie powstanie wybuchło 17 kwietnia 1794
roku, więcej niż tydzień po tym jak do miasta dotarła (8 kwietnia) wieść o
zwycięstwie wojsk polskich pod Racławicami. Nie była to jednak jakaś
niezorganizowana akcja, przeciwnie – rewolucja w mieście była planowana już od
1793 roku przez patriotów skupionych wokół Ignacego Działoszyńskiego i Tomasza
Maruszewskiego. Oni to działając w podziemiu stworzyli zarys planu działania i
uzgodnili go z większością polskich jednostek stacjonujących w mieście i
okolicach oraz grupami ochotników, które równie aktywne działały w ówczesnej
konspiracji. W celu przeprowadzenia powstania zawiązano tajny Związek
Rewolucyjny będący porozumieniem ponad podziałami wszystkich obozów i nurtów patriotycznych,
zjednoczonych wokół idei zbrojnego odzyskania niepodległości. Patriotów było
wielu jednak nie sposób nie wspomnieć o sojuszniku, który gwarantował
podstawowe uderzenie a był nim generał Jan August Cichocki dowódca garnizonu
miasta Warszawy, który był uznawany przez zaborców, jako lojalny współpracownik. Generał opracował plan działania z użyciem regularnej armii polskiej
będącej w większości aktualnie w procesie demobilizacji oraz ochotników
skupionych w milicjach miejskich i innych oddziałach paramilitarnych. Na koniec
tego fragmentu trzeba dodać jeszcze przywódców wywodzących się z ludu, bo w
końcu to trochę była rewolucja na wzór francuski. Mieszczanom przewodzili
starsi cechów rzemieślniczych, mistrz masarski Józef Sierakowski, mistrz
kowalski Jan Mariański oraz mistrz cechu szewców Jan Kiliński. Szczególne
zasługi dla rozwoju struktur Związku Rewolucyjnego miał Kiliński, który mając
duże wpływy w magistracie i szanowana pozycje w cechach rzemieślniczych,
stworzył koła dyskusyjne, które pod przykrywką pogłębiania wiedzy zawodowej
były kuźnią dla przyszłych rewolucjonistów.
Nastrój patriotyczny nie udzielał się wszystkim
mieszkańcom miasta. Król nie brał udziału w przygotowaniach, jak już pisałem
wcześniej był generalnie przeciwny i pogodzony z losem zachowywał się biernie w
stosunku do przygotowanych działań, stąd pewnie nie był w ogóle wprowadzany w
arkana planowanej akcji w stolicy. Nieliczni magnaci opuścili miasto wcześniej,
dobrze odczytując nastroje społeczne i obawiając się o swoje mienie i szyję –
duch rewolucji francuskiej był ponoć dostrzegalny. Część targowiczan wyjechała
inni zamierzali przeczekać ewentualne niepokoje zabarykadowani w swoich
pałacach i otoczeni rosyjskim wojskiem. Najbardziej znaczący członkowie
targowicy Kossakowscy, Ożarowski i Ankwicz wiedzieli, że tylko rosyjskie
bagnety zapewnia im bezpieczeństwo, a że byli pewni rosyjskiej potęgi pozostali
w mieście aktywnie wspierać akcje przeciwko rodzącemu się powstaniu. Rosjanie
bardzo aktywnie starali się uzyskać poparcie króla, wiedząc, że wielu pośród
członków opozycji jest mu nadal wiernych i przychylnych i liczy się z jego
zdaniem. Ambasador starał się zwieść Stanisława Augusta, że ideą Rosjan nie
jest kolejny rozbiór Polski, który przecież wzmacniałby Prusy, król w zamian
miał dołożyć starań żeby polski garnizon nie reagował na ewentualne próby
podburzania mieszczan i tłumienia buntów przez wojska rosyjskie. Ambasador w
tych dniach bardzo spokorniał, wydał nawet zgodę na spełnieni życzenia króla,
jakim było przybycie do miasta pułku ułanów królewskich i rozmieszczania ich na
Mariensztacie w okolicy Zamku Królewskiego. Stanisław August natomiast ze
swojej strony również starał się prowadzić równoczesną grę i z Rosjanami oraz
ze środowiskiem patriotycznym. Bardzo w gruncie rzeczy obawiając się
powtórzenia zgubnego losu króla Francji Ludwika XVI zgilotynowanego podczas
rewolucji. Król przyjął strategie zjednywania sobie dowódców polskich oddziałów
i wymuszania na nich deklaracji, że w razie rozruchów nie przyłącza się do
walk, zostaną przy nim i zapewnia mu bezpieczeństwo. Chciał zebrać spora siłę w
swoich rękach i wykorzystać ją w zależności od przebiegu wydarzeń. To tyle król
i szlachta. Natomiast zwykli obywatele w tym czasie żyli już mająca nastąpić
konfrontacją. Obserwowano częste akty agresji wobec rosyjskich żołdaków,
wypisywano obraźliwe hasła na murach, wieszano plakaty, rozlepiano ulotki,
drukowano odezwy. Do walki włączyli się nawet artyści. Dla przykładu aktorzy, którzy
grając dzieło Wojciecha Bogusławskiego (jednego z członków Związku
Rewolucyjnego) "Krakowiacy i Górale" w Operze Narodowej pozwalniali sobie na
wypowiadanie niektórych przykrych i oskarżycielskich kwestii tekstu sztuki
w stronę targowiczan zasiadających w lożach, czym wywoływali uciechę tłumów
widzów zgromadzonych na przedstawieniu. Po 3 dniach operę ocenzurowano i zdjęto
z afisza J.
Duch w narodzie był rewolucyjny a ambasador rosyjski w Warszawie Igelstrom, był
codziennie bohaterem niezliczonej ilości uszczypliwości ze strony mieszczan. Na
podkreślenie poniżej po raz drugi na blogu zamieszczam obraz z Kilińskim w roli
głównej, aż dziw, że Jacek Kaczmarski nie zrobił o tym dziele osobnej piosenki,
ale widocznie moje widzenie malarstwa nie odpowiada jego wrażliwości, kto
nadąży za poetą, pewnie nie lubił jednoznacznych i kolorowych obrazów? J
17 kwietnia już od 3.30 rano ogłoszono alarm w
polskich garnizonach i szykowano się do wymarszu i walki. Co ciekawe nie wszyscy
byli wtajemniczeni i wielu żołnierzy dopiero na miejscu dowiadywało się „od
kolegów” o planowanej akcji. Kto się przyłączał walczył, kto nie zostawał
rozbrojony i internowany. Tu trzeba dodać, że generalnie akcje zbrojne wojsk
polskich prowadzili oficerowie średniego szczebla, ponieważ większość dowódców jednostek
nie zgadzała się na przystąpienie do insurekcji i wystąpienie wbrew królowi,
przez co była internowana i pozostawiona w koszarach. Na przykładzie regimentu
Gwardii Pieszej pułkownika Hiża, podam, że internowany został sam dowódca i 18
oficerów odmawiających udziału a do akcji weszło pozostałych 69 oficerów wraz z
praktycznie całym oddziałem, gdyż podoficerowie i szeregowcy sprzyjali
powstańcom. Walki uliczne początkowo obejmowały jedna ulice na warszawskiej starówce,
lecz wkrótce rozlały się na całe miasto wikłając rosyjskie garnizony w walkę.
Mimo początkowej sporej przewagi technicznej i liczebnej wojsk okupacyjnych,
powstańcy działając z zaskoczenia prowadzili bardzo intensywne ataki
równocześnie w wielu miejscach uniemożliwiając oddziałom rosyjskim
przegrupowanie i skuteczną obronę. Spora cześć oddziałów rosyjskich ponosząc
duże straty wycofała się z miasta, natomiast inne liczne oddziały broniły się jeszcze
dzień lub dwa odizolowane od siebie nawzajem. Strategia walki Rosjan nakreślona
na naradzie dowództwa jeszcze przed wybuchem niepokojów, zakładała w chwili
pojawienia się problemów nie do pokonania wycofanie wojsk rosyjski z miasta i
przygotowanie do stoczenia bitwy z powstańcami w polu, po za murami miasta. Powstańcy
zdobyli arsenał królewski i zdobyczną broń skutecznie wykorzystali w szybkim zdobyciu
miasta. Plan Rosjan spalił na panewce i pozostało im tylko oczekiwanie na
posiłki, które miały nadejść z Rosji. Co ciekawe do akcji włączyła się większość
internowanych rano oficerów, która wraz z nowymi żołnierzami, którzy przybyli
do koszar później (żonaci podoficerowie mieszkali w mieście) sformowali nowe
oddziały i ruszyli na pomoc walczącym ochotnikom i milicji. Generalnie stoczono
wiele krwawych walk i pojedynków a samo wymienienie ich bez opisu zajęło by
pewnie kilkanaście stron, więc zachęcam do zgłębienia tego tematu za pomocą
podanej na końcu literatury. To bardzo interesująca lektura, pełna bohaterskich
czynów – sam czułem dumę czytając o dokonaniach żołnierzy i ochotników. Poniżej fragment takiej walki w centrum Warszawy na ulicy Miodowej według Piotra
Norblina.
Przyspieszmy trochę i idźmy do wieszania zdrajców,
bo nigdy się do tego nie zbliżymy Większość dygnitarzy, targowiczan, członków
Rady Nieustającej, magistratu warszawy szukając schronienia i uciekając przed
rozwścieczonym pospólstwem schroniła się u króla w Zamku Królewskim. Znaleźli
się tam miedzy innymi hetman wojsk konfederacji Ożarowski, marszałek Rady
Nieustającej Ankwicz, Moszyński czy też biskup Massalski oraz wielu innych
skompromitowanych współpraca z zaborcami . Nie udało się dotrzeć do spokojnej
przystani na zamku kolejnemu „wielkiemu zdrajcy” przebywającemu w stolicy.
Biskup inflancki Józef Kossakowski został pochwycony przez rewolucjonistów i
osadzony w Arsenale wraz z innymi pochwyconymi na mieście zdrajcami. Rosjanie ponosząc
ogromne straty wycofali się z miasta, które przeszło w posiadanie tłumu.
Rabunki i gwałt były w tych rewolucyjnych czasach na porządku dziennym. Doszło
do wielu samosądów, zabijano znalezionych gdzieś Rosjan i ich polskich
sprzymierzeńców. Dostało się także bogatym mieszczanom, przedsiębiorcom i
bankierom. 20 Kwietnia tłum wtargnął do pałacu bankiera Teppera i zrabował go
doszczętnie a sam bankier raniony zmarł po kilku dniach. Rozgrabiono rosyjską
ambasadę oraz większość pałaców magnackich. Dopiero 22 kwietnia sytuacja w
mieście się nieco uspokoiła, ponieważ zabroniono samodzielnych „rewizji”, które
od teraz mieli wykonywać w imieniu rewolucji delegowani urzędnicy i wojskowi. Nowe
władze wiedziały doskonale, że wśród ludu Warszawy, powstańców i regularnego
wojska polskiego dużą popularnością cieszyły się raczej umiarkowane poglądy zgodne
z duchem Konstytucji 3 Maja oraz wierność i szacunek do monarchy. Żeby nie stawiać
na radykałów, którzy mogliby posunąć się zbyt daleko, wybór na naczelnika padł
na prezydenta miasta z czasów Sejmu Wielkiego oraz uczestnika tajnego
sprzysiężenia przeciwko Rosjanom Ignacego Wyssogotę Zakrzewskiego. Zakrzewski
nie chciał się zgodzić, ale za namową króla i pod presją ludu, który chciał go
wybrać uległ w końcu. Jednak król wcześniej polecił mu niedopuszczenie do
przejęcia władzy w mieście przez rewolucjonistów, czego nowy/stary prezydent
wierny władcy starał się dotrzymać. W ratuszu przywrócono dawne władze Warszawy
z czasów Sejmu Wielkiego. Jednak już 19 kwietnia realna władze w mieście
przejęła nowe ciało Rada Zastępcza Tymczasową Księstwa Mazowieckiego, w której
znaleźli miejsce zarówno stronnicy króla jak i radykalni rewolucjoniści liczący
na dalszy rozwój wypadków według scenariusza paryskiego. Na komendanta
wojskowego zgodzono się na generała Mokronowskiego, który z jednej strony był
wiernie oddany królowi a drugiej, jako bohater z bitwy pod Zieleńcami był
wielkim patriotą i żołnierzem rewolucji. Tu wypada dodać, że wybór Mokronowskiego
dla powodzenia insurekcji okazał się negatywny, bo generał nie wierzył w
powodzenie zrywu oraz z wzajemnością nie cierpiał się z Kościuszką, co nie
rokowało udanej przyszłej współpracy.
Sytuacja była z grubsza opanowana, ale żądania
uwięzienia i osadzenia zdrajców targowickich nie ucichły. Wywierano na króla
ogromny nacisk posuwając się nawet do otwartych gróźb kierowanych w stronę
władcy za to, że w zamku ukrywa zdrajców i Rosjan. Pod wpływem tych niegodności,
Stanisław August postanowił pozbyć się swoich kłopotliwych gości. Rozpoczął już
17 kwietnia od wyproszenia starosty Mieczkowskiego, który był członkiem
znienawidzonej Rady Nieustającej. Co ciekawe ten opuścił zamek gdyż nie
udostępniano mu miejsca na nocleg ani nie dawano posiłku. Eskapada była udana,
bo po wyjściu spokojnie wmieszał się w tłum. Podobnie król postąpił z Ankwiczem
z kolejnym urzędnikiem Rady Nieustającej na garnuszku Rosjan. Ankwicz znalazł chwilowe
schronienie u jednego z urzędników. Kolejnym do odstrzału był Ożarowski, ten
jednak nie miał gdzie się schronić, bo nikt nie chciał ryzykować jego
przechowania. Tym samym oświadczył królowi, że nie ma, dokąd pójść i bez
względu na to, co się sanie zostaje w zamku. Tym czasem obawy szlachty i
bogatego mieszczaństwa, co do zamiarów rewolucyjnego tłumu okazały się
uzasadnione. Rada Najwyższa, która zcentralizowała władzę podczas insurekcji działała
jak normalny rząd i w imieniu naczelnika Kościuszki, objęła władze w stolicy.
Tu trzeba dodać, że nie była to już tak umiarkowanie nastawiona grupa ludzi jak
wcześniejsza Rada Zastępcza złożona głównie z warszawskich urzędników i
patriotów. W ramach władzy sądowniczej powołano takie instytucje jak Są
Najwyższy Kryminalny, który był umocowany do osadzania zdrajców narodu. I to
właśnie Sąd Najwyższy Kryminalny decyzja z 29 września 1794 skazał najważniejszych
twórców Konfederacji Targowickiej Stanisława Szczęsnego Potockiego, Franciszka
Ksawerego Branickiego, Seweryna Rzewuskiego, Jerzego Wielhorskiego, Antoniego
Polikarpa Złotnickiego, Adama Moszczeńskiego, Jana Zagórskiego i Jana
Suchorzewskiego na karę śmierci przez powieszenie, wieczną infamię, konfiskatę
majątków i utratę wszystkich urzędów. Wobec nieobecności skazanych, wyrok
wykonano in effigie 29 września 1794. In effigie, czyli obowiązująca w prawie
europejskim już od średniowiecza norma prawna pozwalająca dokonać kary śmierci
na wizerunku skazańca, który nie doczekał wymierzenia kary, zbiegł lub był nieobecny.
I to zdarzenie właśnie ilustruje, najbardziej znane i popularne dzieło Piotra
Norblina zatytułowane „Wieszanie Zdrajców” 1794, które znajduje się aktualnie w
Muzeum Narodowym w Warszawie. Poniżej prezentuje ten obraz.
Po co je pokazuje? Otóż to właśnie jest sedno
sprawy, że najczęściej w książkach, publikacjach, artykułach, stronach
internetowych opisujących burzliwe czasy rewolucji w Warszawie są ilustrowane
tym dziełem, gdyż istnieje mylne przekonanie, że obraz ten przedstawia egzekucje,
które dokonały się w Warszawie, w których wzburzony lud stolicy powiesił
zdrajców przebywających w mieście (a o tym dzisiaj piszę). Nic bardziej
mylnego. To nie ten obraz. Jak możemy zauważyć nie ma na nim ani zburzonego
ludu, ani stolicy, ani wieszanych skazańców – są za to widoczne obrazy
skazanych in effigie, wieszane na szubienicach. Tłumacze to po to, żeby
podkreślić fakty, że obraz ten nie przedstawia opisywanych dziś przez mnie wydarzeń
i to nie jest dzieło, które zainspirowało Jacka Kaczmarskiego do napisania
swojego wiersza i skomponowania do niego muzyki. Przejdźmy, więc teraz w końcu
do sedna sprawy.
A co wydarzyło się na wiosnę w Warszawie? W dniach 8
i 9 maja, jeszcze przed ustanowieniem w mieście Rady Najwyższej doszło w mieście
do kolejnych rozruchów, podczas których tłum podburzony przez radykałów stawiał
na ulicach szubienice przeznaczone dla bogatych zdrajców i kolaborantów. W
wyniku szybkich procesów karnych Sąd Kryminalny skazał czterech ważnych
stronników Targowicy Józefa Ankwicza, Józefa Kossakowskiego, hetmana Piotra
Ożarowskiego i hetmana Józefa Zabiełło, za zdradę stanu na śmierć przez
powieszenie. Wyrok wykonano publicznie i niezwłocznie przed ratuszem na Rynku
Starego Miasta. Do opisania egzekucji użyjemy już dzieł artystów Jacka
Kaczmarskiego, który z detalami opisze nam w tekście piosenki jak ona
przebiegała. Ale zacznijmy od inspiracji dla poety, czyli właściwego obrazu.
Akt uchwycił artysta francuski Jan Piotr Norblin de la Gourdaine, który po
przyjeździe do Polski malował portrety, polskie sceny historyczne oraz szkice
rodzajowe przedstawiające życie wsi i miasteczek polskich przy końcu XVIII
wieku. Najważniejszy
okres twórczości artysty w Polsce przypada właśnie na czas insurekcji kościuszkowskiej.
Rewolucja warszawska zastała Norblina w stolicy i to jemu zawdzięczamy żywe
ilustracje tamtych wydarzeń, w tym rysunki walk na Krakowskim Przedmieściu, na
ulicy Miodowej oraz wieszania zdrajców. Zatrudniony oficjalnie w roli
ilustratora powstania, Norblin naszkicował m.in. Obóz powstańców, Rzeź Pragi, a
wspólnie z Orłowskim Bitwę pod Racławicami. W 1804 roku artysta opuścił Polskę,
gdzie otrzymał szlachectwo i zamieszkał na stałe we Francji w Paryżu, gdzie
malował sceny z Polski na podstawie przywiezionych szkiców, rysował sceny z
życia francuskiej ulicy i z wojen napoleońskich. Tyle o artyście, a teraz
poniżej przedstawiam jego dzieło. Proszę oto właściwa ilustracja. Jan Piotr
Norlbin „Wieszanie zdrajców na rynku Starego Miasta w Warszawie”, tusz, ołówek,
20,5x28,6 cm ze zbioru Fundacji XX Czartoryskich w depozycie Muzeum Narodowego
w Krakowie.
No tu na ilustracji mamy wszystko, co trzeba, jest
warszawska starówka, jest tłum są i wisielcy. Zatem wszystko jest przygotowane do
dokładniejszego opisania samego aktu wykonania kary na pochwyconych i
osadzonych zdrajcach. Artysta dokładnie ukazuje ponura ceremonię wykonania
wyroku. Szubienice otocze zwartym kordonem rozentuzjazmowanych tłumów i wąski
pas wolnej przestrzenie obok skazańców. Malarz wybrał moment wieszania
trzeciego ze skazanych, a dwójka już dynda na sznurach. Nie będę tej grafiki opisywał
własnymi słowami, każdy może teraz popatrzeć na ilustracje i wszystko zobaczyć,
ale zostawmy tu pole dla poety, który zaręczam zrobi to lepiej od nas samych.
Zanim przejdę do utworu Jacka Kaczmarskiego, jeszcze przez chwilę podsumujmy,
kto jest głównym bohaterem opisywanego zajścia i czym zawinił narodowi. Na
ilustracji mamy tylko trzy szubienice a wyżej pisałem o czwórce osądzonych.
Otóż było kilka egzekucji, ta dziś opisywana była pierwsza i objęła trójkę
skazanych,, natomiast biskup Inflancki Kossakowski miał szczęście pożyć dzień
dłużej i został powieszony po zakończonej mszy przed kościołem św. Anny w
Warszawie. Tu trzeba dodać, że kilka tygodni później, 28 czerwca sprawa się
powtórzyła gdyż wściekły tłum sforsował bramy więzień, wywlókł przetrzymywanych
w nich zwolenników Targowicy i dokonał na nich samosądu na ulicach Warszawy.
Wśród powieszonych byli biskup Ignacy Jakub Massalski, książę Antoni Stanisław
Czetwertyński-Światopełk, ambasador Karol Boscamp-Lasopolski i wielu innych.
Szczęsnemu Potockiemu udało się uniknąć złapania, wobec czego w jego miejsce
powieszono jego portret. Tym samym portret Potockiego zawisł dwukrotnie, raz z
ramienia samosądu a drugi raz w ramach wrześniowego wyroku wraz z innymi
twórcami targowicy. Ok., ale wracamy do tematu głównego, poznajmy trójkę
skazanych oraz ich „dokonania”, które sprawiły, że znaleźli się w tym miejscu.
Krótki życiorys przedstawiam poniżej za Wikipedią.
Teraz, kiedy już detalicznie wiemy, z kim kaci mieli
przyjemność na warszawskim rynku starego miasta, oddajmy głos bardowi Solidarności.
Jacek Kaczmarski jak już kiedyś pisałem bardzo mocno reagował na malarstwo
(jego rodzice malowali) i dobrze je rozumiał. Dlatego więc stworzył wiele
znakomitych wierszy, które były inspirowane malarstwem i grafiką. Jak dobrze
wiemy Kaczmarski bardzo często inspirował się również historią kraju oraz
polityką w ujęciu społecznym. Te wszystkie cechy odnalazł w ilustracji Norblina
i w roku 1980 skomponował utwór zatytułowany „Wieszanie zdrajców na rynku warszawskim
w roku 1794 podczas insurekcji kościuszkowskiej”. Korzystając z portalu
Youtube, posłuchajmy teraz tego utworu w wykonaniu samego autora oraz
towarzyszących mu Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego, słowem:
legendarne trio w akcji J
Na wstępie tylko dodam, że twórca filimku popełnił
ten sam błąd, co większość i utwór został zilustrowany błędnym obrazem
Norblina, który nie przedstawia scen, o której śpiewa Kaczmarski.
Nic nie widać
stąd gdzie stoję
Gęsto krążą w słońcu głowy
Tłum napiera na konwoje
Wokół prostych trzech rusztowań
Każdy krzyczy co innego
Nazbierało się wściekłości
Pcha się jeden na drugiego
Dziś będziemy bezlitośni
Nic dziwnego że się kryje
Różnie może być z koroną
Gdy hetmańskie cierpną szyje
Nie dla żartu biskupowi
Postawili szubienicę
Pustą pętlą wiatr kołysze
Nie wiadomo kogo złowi
Krzyk się
wzmaga - pierwszy w górze
Stąd nie widać tylko który
Nie chciałbym być w jego skórze
Dla nas też już kręcą sznury
Drugi dynda wrzawa wściekła
Mało tryumfu gniew w zenicie
Tamci w drodze już do piekła
A nam walczyć tu o życie!
Trzeci
szarpie się jak umie
Coś tłumaczy klęka pada
Bo niełatwo mu zrozumieć
W taki sposób słowo zdrada
Zawisł - Tańczy przez minutę
Życie w nim ugrzęzło twardo
Jeszcze w pętli kopie butem
Z płaczem wstydem i pogardą
Wiszą zdrajcy takie czasy
Będą wisieć przez dni parę
Wrony drzeć z nich będą pasy
Jak się drze sztandary stare
Może wreszcie coś się zmieni
Coś wyniknie z tej roboty
Zanim zdejmą ich z szubienic
Żeby w trumnach złożyć złotych
Teraz znając już ogólny opis wybuchu i przebiegu
insurekcji w Warszawie, widząc grafikę Norblina, wysłuchawszy nagrany utwór
oraz mając przed oczyma tekst wiersza Jacka Kaczmarskiego możemy uznać, że mamy
pełen obraz zdarzeń, jakie wydarzyły się w 1794 roku w stolicy. Stoję na
stanowisku, że dzięki artystom możemy bardziej zbliżyć się do historycznej
prawdy. Norblin prawdopodobnie szkicował swój rysunek oglądając egzekucje na żywo
z okna jednej z kamienic. Z kolei Kaczmarski do swojego utworu dodał relacje z innych
źródeł z epoki, które opisywały szczegółowy przebieg egzekucji. W tekście barda
odnajdujemy na przykład dodatkowy wątek znany z relacji pamiętnikarskich,
według których hetman Zabiełło „posunął się aż do chwytania za nogi
rozjuszonych, a raczej trunkiem rozzuchwalonych mieszczuchów, żebrząc ich
miłosierdzia”. Kaczmarski posuwa się dużo dalej niż Norblin, opisuje agonię
poszczególnych ofiar oraz żywe reakcje tłumu. Mimo tego, że poeta umieścił narratora gdzieś pośród tłumu, to raczej nie można powiedzieć, że wymowa utworu popiera krwawe rozliczenia. Raczej bez wiekszego entuzjazmu obserwuje całą akcję stojąc z boku głównych wydarzeń. Kaczmarski prywatnie zawsze bał sie reakcji tłumów (jako przykład weźmy "Mury" które wcale nie miały być hymnem, nawet wprost przeciwnie...) i miał tę świadomość, że
co prawda teraz wiesza się osądzonych zdrajców, ale już „za kilka dni” ten sam
tłum będzie dokonywał egzekucji podczas samosądów. Nie potępia tego, ale tez widocznie temu nie sprzyja.. Na koniec zdanie o ciekawym zakończeniu utworu. Kaczmarski zna
historie i wie, iż jako naród nie wyciągnęliśmy żadnych wymiernych wniosków z
popełnianych wcześniej błędów i w kolejnych latach, w innych czasach znów je bezrefleksyjnie
popełnimy. Dlatego pomimo dokonania się samego aktu oczyszczenia się od
zdrajców, niewiele się zmieni w samym społeczeństwie, gdyż ta sytuacja okaże
się bez znaczenia dla dalszych losów kraju. Ta rezygnacja jest widoczna w
zakończeniu utworu. Bogaci magnaci i szlachta „spoczną w trumnach złotych”, bo
tak to już było w XVIII wieku i jest i teraz, że światem rządzi pieniądz.
Na dziś to już koniec, spotykamy się niebawem. Dziękuje
za doczytanie do tego miejsca. Nasuwa mi się taka dygresja, że skoro „światem rządzi
pieniądz, a miłośnicy numizmatyki je zbierają i maja ich sporo to może kiedyś w
przyszłości…. J
…. J….
J
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem zdjęcia zaczerpnięte z portali internetowych
Wikipedia.pl, Wikimedia.com, polskieradio.pl
oraz wyszukane usługą Google grafika. Podczas pisania korzystałem z niże
wymienionych publikacji i źródeł: Wojciech Kepka-Mariański „Insurekcja
Warszawska1794", Wacław Tokarz „Insurekcja Warszawska 17 i 18 kwietnia
1794” , Jarosław Marek Rymkiewicz „Wieszanie”, Władysław Smoleński
„Konfederacja Targowicka”, Iwona Grabska i Diana Wasilewska „Lekcja historii
Jacka Kaczmarskiego” (jedna z moich ulubionych książek, polecam) oraz portal
Wikipedia.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz