Jak zapewne już ze 100 razy pisałem, monety miedziane
Stanisława Augusta Poniatowskiego nie znajdują się w głównym obszarze mojego numizmatycznego zainteresowania. Tym samym projektując cykl wpisów o pruskiej działalności fałszerskiej
w okresie SAP, zamierzałem ograniczyć temat wyłącznie do procesu podrabiania
monet srebrnych. Nie jest jednak tak, że nie wiem nic o pozostałych fałszowanych
numizmatach z okresu Poniatowskiego. Nie da się przecież badając aktywnie
mennictwo tego okresu, już na etapie pozyskiwania danych, oddzielać informacji
względem konkretnego metalu, z jakiego dane monety zostały wykonane. Stąd wiele
informacji, jakie posiadłem i jakie wciąż przyswajam, odnosi się praktycznie do
wszystkich rodzajów monet występujących w II połowie XVIII wieku w naszym
kraju… a nawet nie tylko samych monet, bo przecież dotyczą także medalów,
żetonów, wszelkich prób, monet z puncami dominalnymi, nieudolnych kopii
wykonanych w epoce, nowoczesnych podróbek etc. Tak szerokie spektrum daje mi to
możliwość, spełnienia kilku próśb, jakie potrzymałem ostatnio i możliwość
domknięcia tematyki pruskich fałszerstw. Zrobię to krótko opisując podróbki monet
miedzianych i złotych. Na pierwszy ogień idą miedziaki, które jak wiadomo „od
zawsze” cieszą się ogromną popularnością wśród amatorów monet historycznych. W
dzisiejszym wpisie postaram się podzielić z czytelnikami najważniejszymi
informacjami o fałszerstwach trojaków i groszy miedzianych. Opiszę znane mi
fałszerstwa pruskie tych dwóch rodzajów monet oraz odpowiem na pytanie jak
odróżnić oryginał od XVIII wiecznej kopii. Fryderyk II Wielki znów zaprasza nas
do siebie, a zatem do dzieła!
Na początek określmy sobie, jaką była rola monet
miedzianych w ówczesnym systemie społecznym i monetarnym. To, że była zgoła
inna od monet srebrnych, jakie zwykłem opisywać na blogu – to pewne. Generalnie
drobne monety miedziane przeznaczone były z definicji dla plebsu i wszelkiego pospólstwa.
Jeśli wczytamy się w dokumenty lub publikacje z XVIII wieku dotyczące transakcji,
jakich dokonywały w tym czasie domy szlacheckie, to zaręczam, że pewnie w 99,9%
będą to kwoty podane w dukatach (czerwonych złotych), talarach lub ewentualnie
jakaś końcówka kwoty w złotych. Zatem było tak, że „gruba” kruszcowa i wartościowa
moneta – przeznaczona była „dla panów”, natomiast miedziane krążki służyły
głównie „całej reszcie chamstwa”. Tak śmiało można napisać biorąc pod uwagę ówczesną
strukturę społeczną, którą doskonale charakteryzuje Tadeusz Korzon we wstępie
do swego pięciotomowego dzieła „Wewnętrzne dzieje Polski za panowania
Stanisława Augusta (1764-1794)”. Autor charakteryzując stosunki społeczne z
okresu wstępowania na tron ostatniego króla, wskazuje na nasze ogromne zacofanie
względem krajów europejskich. Cała winę za ten stan rzeczy autor obarcza polską
szlachtę, która w XVIII wieku sama nazywając siebie „Prześwietnym Stanem
Rycerskim” w imię budowania „narodu szlacheckiego” zniewoliła swoich poddanych
tworząc w XVIII wiecznym kraju, system feudalny rodem ze średniowiecza. Tym
samym nie można się dziwić, że w ramach jednego systemu monetarnego praktycznie
obok siebie istniały dwa światy. Trzeba tu dodać, że nie była to „wina
Poniatowskiego”, gdyż sytuacja w Polsce zaczęła się psuć i iść w kierunku
zagłady już od „Potopu Szwedzkiego” a całkowicie się
do niej zbliżała za panowania Sasów. Wracajmy jednak do naszych miedziaków SAP.
Monety miedziane w wielkich ilościach wybijane były w Polsce już od XVII wieku,
słynne „boratynki” doskonale pookazują skalę popularności tego rodzaju
pieniądza. Szelągi miedziane zawierały 1,3 grama miedzi, której wartość był
bliska zeru. W późniejszym okresie, król August III też dołożył swoje, bijąc
miliony polsko-saskich szelągów i zalewając nimi nasz kraj. Co się tyczy monet miedzianych
w czasach SAP jeszcze zanim przejdziemy do fałszerstw, pierwszym krokiem będzie
określenie ich praktycznej wartości.
Spójrzmy na tabelkę z systemem monetarnym z 1766 roku.
Jak widzimy, nominalnie jeden złoty dukat w 1766
wart był ponad 167 miedzianych trojaków, ponad 502 miedzianych groszy, 1005
miedzianych półgroszy oraz aż 1507,5 miedzianych szelągów. Trzeba nam jednak
wiedzieć, że była to tylko wartość teoretyczna, bo praktycznie nie można było
na przykład pójść sobie do banku (zakładając, że już wtedy istniały) lub
kantoru (czyli do Żyda) i pełną czapkę zawierającą na przykład 502 miedzianych
groszy i 3 półgrosze wymienić na złotego dukata. Było to niemożliwe z prostego
powodu, monety złote i srebrne były monetami kruszcowymi, czyli ich wartość była
praktycznie równa wartości szlachetnego metalu, jaki w sobie zawierały. Inaczej
było z miedzią. Monety miedziane były pod wartościowe i szacuje się, że ich
wartość nominalna była około dwa razy wyższa od wartości miedzi, jaką zawierały.
Stąd w praktyce 540 sztuk miedzianych groszy było warte zaledwie tylko połowę
dukata – a nie całego, jak pokazuje tabelka. Trochę to dziwne, ale takie były
realia, miedziane monety zdawkowe nie miały takiej siły nabywczej jak to
zapisano w ustawie. Jednak były ważne dla dobrego funkcjonowania pospolitego
handlu i w ramach monet miedzianych, zachowywały swoją wartość. Coś jak słynna
ostatnio „Europa dwóch prędkości” czy też „Polska A” vs „Polska „B” J.
To chciałem na wstępie zaznaczyć, żeby dalej przejść do problemu zysku z bicia
monet miedzianych oraz co za tym idzie fałszerstw miedziaków, jakie będę opisywał
poniżej.
Jak pamiętamy z moich poprzednich wpisów podrabianie
monet srebrnych przez pruskie mennice polegało z grubsza na wykonywaniu monet
jak najbardziej zbliżonych wyglądem i wagą do oryginałów przy jednoczesnym
zaniżaniu próby srebra. Prusacy tak wyspecjalizowali procesy mennicze, że
uzyskiwali bardzo dobrze podrobione monety zawierające jednak aż o połowę mniej
srebra niż wynikało to z polskiej ustawy. W miejscu brakującego srebra dawano
tanią miedź, tak żeby waga w miarę się zgadzała. Jak zatem fałszowano monety
miedziane? Otóż było to jeszcze prostsze niż w monetami kruszcowymi. Jak już
napisałem wyżej samo wybicie (nawet oryginalnej) monety miedzianej było bardzo
zyskowne, gdyż wartość miedzi zawartej w takiej monecie była o połowę niższa od
jej nominału. Świetnie zyskowność z takiej działalności przedstawił Władysław
Terlecki w słynnej książce „Mennica warszawska”. Autor, jako były dyrektor
mennicy zna się doskonale na rzeczy i w prosty sposób wyjaśnia, na czym polegała
wyjątkowa opłacalność bicia miedziaków w XVIII wieku. Cytuje” Kalkulacja bicia monety miedzianej
przedstawiała się następująco: kupując miedź na Węgrzech płacono za nią 17 ¼
dukata za cetnar, tj. 160 funtów miedzi wagi kolońskiej. Ze 160 funtów miedzi
bito zgodnie z ustawą 18 432 grosze, co przy zamianie na dukaty według
kursu oficjalnego (dukat = 502,5 groszy miedzianych), dawało 36,7 dukatów, tj.
około 20 dukatów czystego zysku. Uwzględniając koszt bicia i dopłatę do Skarbu
Państwa w wysokości 25 groszy od funta przebitej miedzi, emitowanie monety
miedzianej nieposiadającej własnego pokrycia wewnętrznego było przedsięwzięciem
bardzo korzystnym. Ten stan rzeczy wyjaśnia również anomalię w stosunku
wartości złota do miedzi w omawianym systemie pieniężnym, formalnie mającego się,
jak 1: 571, gdy realny stosunek wartości wynosił jak 1:1245.”
Jak widzimy każda mennica, nawet te oryginalne
krakowska i warszawska bardzo dobrze zarabiała na biciu miedziaków. Oczywiście
ten fakt nie był wielką tajemnicą dla ówczesnych urzędników i dlatego właśnie
kontrakt menniczy był tak pomyślany i skonstruowany, aby bicie monet złotych i
srebrnych generalnie nie przynosiło większych dochodów (praca po kosztach) a
cały zysk mennica osiągała z bicia monet miedzianych. Jednak, żeby nie tworzyć
patologii, w których zarządca mennicy biłby tylko „zyskowne miedziaki” ustalano
z urzędu stosunek ilości monet srebrnych do miedzianych, jaki musiał być przez
mennice respektowany. Z publikacji „Przyczynki do historyi medali i monet
polskich bitych pod panowaniem Stanisława Augusta” wiemy, że w roku 1766 kontrakt
menniczy opiewał na to, żeby na każde 8 złotych wybite w monecie srebrnej można
było wybić tylko 1 złotych w miedzi. Oczywiście 8 złotych srebrem mogło
stanowić zaledwie jedną monetę (talara) a 1 złotych w miedzi to aż 720 monet o
nominale szeląga. Tak, więc w interesie właściciela mennicy było wybijać jak
najwięcej monet miedzianych, co jak wiemy zarządca mennic w początkach okresu
SAP, Gartenberg starał się robić pomimo urzędowych ustaleń i zakazów. Ale nie
zbaczam z tematu i wracam do pruskich fałszerstw.
Wiemy już, że fałszując monety miedziane pruscy nie
musieli kombinować ze składem stopu. Bili monety z czystej miedzi, a zysk
osiągali na tym ze surowiec był tańszy od nominału. Wiedząc już, na czym
polegało zarabianie na miedzi, zobaczmy, jakie monety były najbardziej
opłacalne. Jak można z góry założyć najlepszą do fałszowania moneta miedziana
była taka, której nominał był jak najwyższy a wartość miedzi jak najmniejsza.
Dla amatorów monet SAP, nie ulega wątpliwości, że najbardziej profitowym nominałem
dla fałszerzy były trojaki i grosze.
Nominał trojaka wart był 3 grosze a miedź zawarta w monecie tylko połowę,
kolejną w kolejności opłacalna moneta był grosz, którego trzeba było wybić trzy
razy więcej sztuk żeby uzyskać zysk równy jednemu trojakowi, ale z racji
prostego rysunku i ogromnych nakładów było to tez bardzo opłacalne. I właśnie
na te dwie największe monety nastawili się nasi pruscy fałszerze. Oczywiście
fałszerze to „źli ludzie byli”, więc nie zadowalali się tylko samym biciem a dodatkowo
starali się osiągnąć dodatkowe zyski nieco niedoważając monety. Jednak
najwyższy kunszt ekonomiczny uzyskiwano bijąc grosze SAP na krążkach po
wycofanych i nieważnych szelągach Augusta III. Ponieważ w 1766 roku wymiana
monet Augusta III na nowe monety SAP była stosunkowo krótka, to w narodzie pozostały
ogromne ilości monet miedzianych, które nagle straciły ważność i były
bezwartościowym kawałkiem miedzi. Prusacy zdaje się przywracali im tą wartość,
skupując te krążki rękoma pośredniczących Żydów i dostarczając do mennicy praktycznie gotowy materiał
do bicia na nich fałszywych groszy. Waga była podobna, grosze Augusta III ważyły
nominalnie 3,69 grama a fałszowane grosze SAP miały wagę tylko o 0,2 grama
większą (3,89g), zatem nie trzeba było tego materiału, topić, formować blachy i
wycinać krążków – wszystko było praktycznie gotowe do bicia. Są przykłady
groszy SAP z roczników 1766-1768, z których przebija poprzedni nominał Augusta
III. Tu otwierały się widoki na dodatkowe profity i pewnie nie tylko prusacy
korzystali z tej możliwości zarobku.
Monety miedziane fałszowano na ogromna skalę. Robiono
to w sumie sprawdzonym zespołem, sposobem, narzędziami i środkami, które bardzo
dobrze sprawdziły się przy podrabianiu miedziaków poprzedniego władcy Polski,
czyli Augusta III. Zdaniem Mieczysława Kurnatowskiego prusacy bili fałszywki w
mennicach w Belinie, Królewcu i Wrocławiu. Dwie pierwsze mennice biły złoto i
srebro, zatem wydaje się, że monety miedziane pochodzą z mennicy we Wrocławiu. Potwierdzenie
miejsca wybijania fałszywych monet miedzianych znajdujemy w pracy niemieckiej
badaczki Elke Bannicke, której fragment pracy dotyczący pruskich podróbek
został opublikowany w najnowszym katalogu „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego:. Znajdujemy tam informacje, że na mocy tajnego rozkazu króla
Prus Fryderyka II z dnia 6 grudnia 1769 roku, nakazano bicie monet miedzianych pod
polskim stemplem w mennicy we Wrocławiu. Zatem potwierdza się teza wysunięta
wcześniej przez Mieczysława Kurnatowskiego. Fałszowane roczniki trojaków i
groszy są identyczne jak dla srebra SAP, były to wzory monet z lat 1766-1768
gdy w mennicach polskich zarządza mincmaister Fryderyk Sylm. Po zwolnieniu z
mennicy w Warszawie Sylm organizuje fałszerska działalność w mennicach
pruskich. Kto mógł lepiej poprowadzić proces jak nie były urzędnik mennicy
królewskiej. Generalnie trzeba mieć świadomość, że ilość fachowców, którzy
zamieszkiwali teren dzisiejszej Europy centralnej a do tego znali się dobrze na
menniczym fachu w XVIII wieku była mocno ograniczona. Z tego tez powodu znamy przykłady transferów wśród minerzy i medalierów pomiędzy różnymi zakładami. Mogło się,
więc tak zdarzyć, że w różnych okresach dany mincerz pracował w różnych
mennicach pod wieloma zarządcami i służąc wielu władcom. Wyobraźmy sobie na
przykład taki przebieg kariery zawodowej: zaczynamy w mennicy saskiej w Gruntal i bił polsko-saskie szelągi, potem pod pruskim zarządem zajmował się biciem
fałszywych monet Augusta III w tej samej mennicy, następnie mógł pracować w
początkowym okresie SAP mennicy królewskiej i bić trojaki i miedziane grosze,
by znów po zlikwidowaniu krakowskiego zakładu przenieść się do Wrocławia i tam
wytwarzać dzisiaj opisywane przez mnie podróbki. Jest cos na rzeczy, czego
dowodem mogą być podobne cechy i formy punc wykorzystywanych do produkcji ówczesnych
monet wielu emitentów. Niezwykle interesującą debatę na ten właśnie temat
prowadzą na forum strony poszukiwanieskarbow.com uznane autorytety i znawcy
numizmatyki tego okresu, panowie Chałupski i Janke. Tu jest link do tej
ciekawej dyskusji LINK DO FORUM jednak żeby przeczytać, trzeba być zarejestrowanym na forum,
co oczywiście polecam.
Jak z tym walczono? Pierwszą informacje o pojawieniu
się fałszywej miedzianej monety na masowa skalę otrzymujemy z Uniwersału
Komisji Skarbowej z dnia 27 kwietnia 1771 roku. To właśnie w tym dokumencie pojawia
się informacja o fałszywkach odkrytych w Wielkopolsce, której źródłem byli
królewscy urzędnicy komory celnej. Według tej relacji trojaki miały pojawić się
w Poznaniu a grosze we Wschowie. Podróbki nosiły daty 1766 i 1768. Monety
miedziane fałszowane były na ogromną skale i wprowadzano je do obiegu poprzez
wwożenie ich do kraju wozami wypełnionymi po brzegi. Komory celne miały pełne ręce
roboty, ale i tak transporty z fałszywkami przenikały do kraju skutecznie
ochraniane przez pruskich oficjeli i wojsko. Cieka historie ilustrującą ten
proceder przytacza Mieczysław Kurnatowski w książce „Przyczynki do historyi
medali i monet bitych za panowania Stanisława Augusta”, cytuję „Jeden z transportów miedzianej
monety, który był przechowywany u Michała Leibla został skonfiskowany przez
rewizora komory wschowskiej Kurskiego. Jednak natychmiastowo major pułku
huzarów Koessegi zwrócić nakazał przekazując na to rewers wydany w dniu 16 maja
1771 roku w Lesznie podpisany. Inny transport miedzi sprowadzany do Leszna i u
rabina wschowskiego złożony został skonfiskowany przez pisarza Kiedrzyńskiego
oraz rewizora komory wschowskiej Zdrodowskiego.
I tutaj władze pruskie gwałtownie interweniowały. Polaków
przeprowadzających konfiskatę aresztowano i osadzono w twierdzy głogowskiej, z
której ich wypuszczono dopiero po wpłaceniu kwoty 25 dukatów kary.”
W ten właśnie sposób polscy urzędnicy walczyli „z wiatrakami” osamotnieni w
starciu z pruskim aparatem władzy i żydowskimi pośrednikami w przestępstwie.
Badając mikre reakcje polskich władz na fałszowanie naszych monet, należy
zwrócić uwagę, że najpoważniej zajmowano się podrabianymi dukatami, wyraźnie
mniej uwagi poświęcano monetom srebrnym a już praktycznie zupełnie nie znajdowano
sobie głowy miedziakami dla pospólstwa. Efektem tego, jest fakt, że nie znamy
fałszywych monet miedzianych oznaczonych puncą „PG”. Może to wynikać z tego, że
monet z tego metalu nie poddawano próbom menniczym, ponieważ nie było powodu by
określać próbę miedzi. Nie znano jeszcze wówczas rozwiązań rodem z PRL-u, stąd
nie było potrzeby by określić dokładnie „ilości miedzi w miedzi”, zakładano, że
jest jej 100%, jak wiemy z niedawno minionego okresu w naszej historii
najnowszej - to nie musiała być do końca prawda, bo na przykład ilość „masła w
maśle” czy „cukru w cukrze” zawsze może być dyskusyjna J
Przechodzimy teraz płynnie do pokazania fałszerstw i
opisania ich cech charakterystycznych. Moje główne źródła poznania fałszerstw
to najnowszy katalog duetu Parchimowicz i Brzeziński „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego”, informacje uzyskane od Rafała Janke oraz niewielkie własne
obserwacje. Tak jak pisałem już wyżej, miedź jest zaledwie pochodna moich
głównych zainteresowań stąd opinie uznanych autorytetów uważam za wiążące. Aktualnie
najcenniejszym źródłem są dane, jakie na ten temat opublikowano w najnowszym
katalogu. Panowie Parchimowicz i Brzeziński bardzo praktycznie podeszli do
problemu pruskich fałszerstw i po wnikliwej analizie udało im się nie tylko
określić poszczególne cechy, jakie wskazują na fałszerstwo, ale również opisali
kilkanaście konkretnych odmian i wariantów pruskich trojaków i groszy. Będę
wykorzystywał te informacje w dalszej części wpisu.
Na początku trojaki. Fałszowano roczniki od 1766 do
1768. Nie zaobserwowałem żeby Pruskie fałszerstwa dotyczyły odmian trojaka z
popiersiem króla w zbroi oraz trojaków historycznych. Zatem nasza analizę
możemy ograniczyć jedynie do odmiany z głowa króla na awersie. Poniżej na zdjęciu pokazuje awersy dwóch
monety, podróbkę i oryginał wraz z wskazaniem głównych różnić.
Pierwszą i główną cechą, jaka posłuży nam do
odróżnienia jest jak zwykle orzeł. Ten występujący na pruskich trojakach jest
bardzo uproszczony. Orzeł wydaje się być niski i szeroki, wpisujący się w kwadrat,
co może być bardzo pomocne w identyfikacji monet w gorszym stanie zachowania.
Proszę spojrzeć na poniższe zdjęcia pokazujące w zbliżeniu porównanie orłów z
roczników podrobionych trojaków 1766, 1767 i 1768.
Jak możemy stwierdzić, fałszywe orły są praktycznie
identyczne niezależnie od rocznika fałszywego trojaka. Dodatkową ważną cechą,
jaką możemy praktycznie wykorzystać w odróżnianiu fałszywych trojaków jest
fakt, że na wszystkich znanych mi podrabianych monetach tego typu, układ wieńca
oplatającego tarcze herbową oraz ilość jagódek jest zawsze taki sam. Ten detal
również wykazuje identyczne cechy niezależnie od rocznika, zatem może być
doskonałym elementem potwierdzającym wstępne rozpoznanie fałszerstwa przy
użyciu orłów. Poniżej prezentuje zdjęcia podróbek z każdego z roczników, proszę
zwrócić uwagę na układ wieńca i jagódek jest praktycznie identyczny. Te dwie
cechy rewersu łącznie + podejrzany wizerunek króla na awersie z pewnością
pozwoli nam na praktyczne odróżnienie falsów wśród naszych monet. Autorzy w
katalogu wspominają jeszcze o odmiennym rancie oraz większych literach na
fałszywych awersach, jednak jak dla mnie są to cechy niejednoznaczne, które
trudno jest wykorzystać w praktyce na egzemplarzach słabiej zachowanych, więc
ich nie rekomenduje.
FAŁSZYWE TROJAKI 1766-1768
1766
1767
1768
Kończąc temat pruskich trojaków wypada wspomnieć o
„dziwnych wynalazkach”, jakie ostatnio pojawiły się w sprzedaży na portalach
aukcyjnych. Proszę spojrzeć na zdjęcie poniżej.
Nie miałem tej monety w ręku, ale jak dla mnie
wygląda to na marnej jakości imitację pruskiego trojaka wykonaną z bliżej nieokreślonego,
srebrzysto-szarego metalu. Ponieważ trudno to ukryć, moneta sprzedawana jest z
reguły, jako kopia nieokreślonego pochodzenia. Już na pierwszy rzut oka widać,
że jest to raczej niezbyt udany odlew, zatem nie dziwi fakt, że zwykle trojak
jest oferowany do sprzedaży z zaznaczeniem, że prawdopodobnie nie jest
oryginalna. Oblicze króla na awersie nawet uszłoby w tłoku pruskich
pucułowatych „aniołków i dziobaków”, jednak rewers zdradza fakt, że moneta jest odlewem.
Proszę zwrócić uwagę choćby na chropowate tło, czy też na nierówne, różnej grubości linie - na przykład tę
otaczająca herby. To cechy charakterystyczne dla odlewów. Skąd pochodzą te
falsy, z Chin czy ze wschodu trudno jednoznacznie dociec. Czasem sprzedawcy na
aukcjach sugerują nieśmiało, że moneta została wykopana J
Wolne żarty. Nie mniej jednak mamy do czynienia z ciekawym faktem, kopiowania
na szkodę kolekcjonerów trojaka sfałszowanego prawie 250 lat wczesniej przez prusaków na szkodę
polskiego emitenta. Dosłownie „podwójny nelson”. Po co to ktoś produkuje, na co
liczy sprzedając i w ogóle po co to komu? Te pytania pozostawię bez odpowiedzi.
Sugeruje omijać szerokim łukiem samego trojaka jak i oferujących go
sprzedawców.
Ok. a teraz weźmy się za zdawkowe grosze. Niestety z
groszami nie będzie już tak łatwo. Miedziane grosze to najpopularniejsze monety
w czasach panowania ostatniego króla. W ciągu trzech lat, które tu analizujemy,
czyli 1766-1768 w mennicach królewskich wybito dokładnie 93 000 000
sztuk. Pomimo tego, że może się nam wydawać, że są to monety fałszowane na największą
skalę - ilość odmian i wariantów sprawia, że ich odróżnienie od oryginałów nie
jest już taką prostą czynnością jak z trojakami. Jak powszechnie wiadomo nie
tylko amatorom monet SAP - w oryginalnych groszach miedzianych pomimo pozornej
prostoty, występuje jednak ogromna różnorodność. Żeby nie być gołosłownym,
wymienię tylko te najważniejsze różnice. Mamy różne korony (kilka rodzajów), odmienne
monogramy (mały i duży), napisy otokowe (GROSSVS i GROSSUS), inicjały zarządcy
(litery G pisana lub drukowana), różne wieńce (z jagódkami i bez nich), różne
orły i pogonie (każda mennica miała swoje ulubione punce) itd. Jest tego
naprawdę sporo i rozeznać się w tym nie jest łatwo. Pan Rafał Janke zbadał
temat dokładnie i zapewne będzie chciał pokazać te wszystkie szczegóły w
przygotowywanym właśnie nowym katalogu monet SAP. Tym sposobem ja nie dysponując
pełną wiedzą, nie będę udawał mędrca i silił się na pokazanie wszystkich
możliwych odmian i wariantów fałszerstw. Żeby jednak nie poddać się bez walki, skoncentruje
się tylko podstawowych informacjach, które pozwolą odróżnić fałszywkę od oryginału
bez względu na odmianę, jaka dana moneta reprezentuje. Nie będzie zaskoczenia,
że znów taką cechą, która jest charakterystyczna dla wszystkich pruskich
podróbek jest tradycyjnie krój orła. Jakoś pomimo tego, że prusacy przecież z
orłami byli obeznani, bo sami posiadali go w swoich herbach, to te polskie
sprawiały im jakoś wyjątkową trudność. Dzięki temu teraz po 250 latach jesteśmy
wciąż w stanie dokładnie określić ich dzieła. Poniżej pokazuje wizerunki orłów
z pruskich groszy w rocznikach 1766, 1767 i 1768.
Po fałszywym orle z reguły będziemy w stanie
odróżnić pruskie dziwolągi. Drugą charakterystyczna cechą, która możemy
wykorzystać, jako dodatkową próbę są specyficzne korony. W całej populacji
fałszywych groszy w każdym z trzech roczników występują tylko dwa rodzaje
koron. Jedna jest mała i płaska a druga wprost przeciwnie – wyjątkowo wysoka i
do odróżnienia już na pierwszy rzut oka. Oba wzory fałszywych koron prezentuje
na zdjęciu poniżej.
Kolejne, dodatkowe cechy, jakich możemy użyć, to
błędy pruskich fałszerzy opisane w najnowszym katalogu. Pierwszy polega on na
tym, że omyłkowo na podróbkach groszy z 1766 fałszerze użyli formy „GROSSUS”,
którą jak podają autorzy - wprowadzono dopiero w 1767 w mennicy w Warszawie,
zatem na oryginalnych monetach z 1766 nie może występować. Drugi błąd polega na
użyciu monogramu zarządcy Gartenberga w formie dużej drukowanej litery „G” na groszach
imitujących wyroby z mennicy warszawskiej. Trzecim jest użycie „pisanej wersji
litery G” w monecie z rocznika 1766 z napisem „GROSSUS”. Jak widać jest kilka
smaczków i drobiazgów, które znawcy tego rodzaju monet mogą dodatkowo
wykorzystać. Ja takim znawca nie jestem, więc ograniczam się tylko do
wymienienia tych cech.
Opisując pruskie fałszerstwa groszy trzeba jeszcze
przywołać kontrowersyjna tezę, jaką sformułował Mieczysław Kurnatowski w wyżej
przywołanej publikacji. Autor sugeruje, że również grosze miedziane z 1770 są
pruskimi falsami, gdyż występują w obiegu a nie ma po nich śladu w dokumentacji
mennicy warszawskiej. To ciekawy trop do zweryfikowania. Pan Rafał Janke uważa,
że nie jest to prawda i swoje zdanie opiera na tym, że latach 1769-1771 wymuszano
na zarządcy Gartenbergu wywiązanie się z kontraktu menniczego, a już w 1768
wybito za dużo miedzi w stosunku do srebra, więc po prostu zakazano wydawania
monet miedzianych, chociaż za pewne je w tym roczniku bito. Ja na potwierdzenie
tezy Pana Rafała pokazuję poniżej zdjęcie miedzianego grosza z 1770r i
stwierdzam, ze posiada on wszystkie cechy monety (na pewno orły i korona są OK.)
wyprodukowanej w mennicy warszawskiej. Zatem brak dokumentacji potwierdzającej
ilość wytworzonych groszy miedzianych w 1770 jest tylko zabiegiem, który w
dzisiejszych czasach mógłby być nazwany „kreatywna księgowością” J
Teraz pozostaje mi już tylko pokazać wzory
fałszywych grozy w poszczególnych rocznikach.
FAŁSZYWE GROSZE MIEDZIANE 1766-1768
1766
1767
1768
Na dziś to koniec pieśni. Opisałem to, co wiem i mam
nadzieję, że chociaż trochę przyda się to amatorom miedzianych monet SAP do
odróżniania oryginałów i pruskich kopii. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że
artykuł nie jest tak detaliczny jak moje poprzednie wpisy, w których dokładnie
pokazywałem srebrne monety rocznik po roczniku, odmiana po odmianie i wariant
po wariancie. Z pustego jednak nawet Salomon nie naleje, a ja właśnie przelałem
na „papier” całą swoją wiedzę, jaką dziś na ten temat dysponuje. Zachęcam do badania
miedzianych monet SAP, bo to fascynujące monety w niezwykłym czasie naszej nowożytnej
historii. Dziękuje wszystkim za doczytanie do tego miejsca i do zobaczenia już
niebawem.
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem swoje standardowe źródła, czyli takie
publikacje jak: katalog Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego”, Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki do historyi medali i monet
polskich bitych pod panowaniem Stanisława Augusta”, Tadeusz Korzon we wstępie do swego
pięciotomowego dzieła „Wewnętrzne dzieje Polski za panowania Stanisława Augusta
(1764-1794)”, Władysław Terlecki „Mennica
warszawska” oraz informacje od Pana Rafała Janke. Oczywiście źródłem zdjęć są ogólnodostępne
archiwa aukcyjne Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Antykwariatu Numizmatycznego
Michała Niemczyka, Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oraz z portalu
aukcyjnego Allegro. Zdjęcia do fotomontażu wyszukane zostały usługą gogle grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz