Dziś proponuję pozostanie przy nominale jaki
opisywałem ostatnio, jedyna modyfikacją będzie tylko przeniesienie się o 25 lat
do jednego z kluczowych okresów dla losów I Rzeczpospolitej. Rok 1792 był
rokiem szczególnym, w którym to trwała zażarta wojna z Rosją i Konfederacją Targowicką
o obronę polskiej państwowości widzianej wówczas przez patriotów, jako obronę
dokonań Sejmu Czteroletniego. Jednak dziś to nie walka będzie tłem naszych
numizmatycznych poszukiwań, wrócę do tego tematu przy okazji opisywania
jakiegoś innego nominału monet SAP w tym roczniku. W tym artykule skupimy się
zbadaniu roli, jaką dla rozwoju ówczesnej Polski w II połowie XVIII wieku mogli
odegrać (lub nawet odegrali) tajemniczy…masoni. A zrobimy to na przykładzie
jednego z nich, który jest nam doskonale znany z monet Stanisława Augusta
Poniatowskiego.
Każdy, kto zna, choć trochę aktualny stan wiedzy
katalogowej na temat złotówek SAP, kiedy widzi artykuł o monecie z 1792 roku
może już na wstępie zakładać, że będzie to wpis wyjątkowo nudny. I to nudny jak
„flaki z olejem”… no, bo co tu wiele można napisać o monecie znanej z wyjątkowo
dużego nakładu i dodatkowo występującej tylko w jednaj odmianie. Podobnie, nie
zagłębiając się mocniej w historię można powiedzieć o polskiej masonerii w
epoce Oświecenia. Niby wielu słyszało, że byli i coś tam robili… a raczej
wypadałoby powiedzieć, że raczej knuli coś po kątach w wielkiej tajemnicy. Czyli
generalnie bujdy na kiju na poziomie „Żydów i cyklistów” służące niegdyś do
straszenia małych dzieci. Nic bardziej błędnego. Dziś chcę to trochę
karkołomnie połączyć i w jednym artykule pokazać jak wiele jest ciekawych
historii ukrytych w czasach i w monetach SAP. Po pierwsze, do jedynej aktualnie
znanej i opisanej odmiany złotówki z 1792 roku dodam za chwilę „tę drugą”, plus
oczywiście dołączę swoje tradycyjne badania i pomiary. A po drugie wspólnie odkryjemy (tak, bo ja tez wiem o tym niezbyt wiele)
kilka masońskich tajemnic z loży Trzech Braci na Wschodzie Warszawy do której
należał Efriam Brenn zarządca mennicy w Warszawie. Tylko wyjątkowemu zbiegowi
okoliczności można przypisać fakt, że złotówka w 1792 roku nie wyglądała jak ta
poniżej J
Jak zwykle zacznijmy od końca, czyli od naszego
menniczego bohatera. Nie ma niestety zbyt wielu dostępnych informacji na jego
temat. Te, które są w większości notują występowanie jego inicjałów, czyli
znanego nam „E.B.” na rewersach wszystkich monet Stanisława Augusta
Poniatowskiego w latach 1774-1792. Efraim von Brenn urodził się (około) roku
1741 nie wiadomo gdzie, ale raczej nie w Polsce. Był szlachcicem niemieckim
wykształconym w technikach menniczych. Do załogi mennicy w Warszawie Brenn
dołączył w czerwcu roku, 1772 jako mincerz. Pierwotnie miał być probierzem w
mennicy w Grodnie, którą planowano otworzyć w 1772 roku. Jednak nic z tych
planów nie wyszło i Ephraim został zatrudniony w Warszawie. Miał już wówczas 30
lat, zatem gdy objął to odpowiedzialne stanowisko musiał mieć już odpowiednią
praktykę w zawodzie. Jak wiemy wardejn (niemieckie określenie dla probierza)
był głównie odpowiedzialny, za jakość stopu metali przygotowanego do bicia
monet. Wydaje się, że w XVIII wieku proces uzyskiwania określonej próby srebra
a dalej uzyskiwanie powtarzalnej, jakości materiału potrzebnej do bicia monet
według określonych w ustawach menniczych zmiennych nie był zadaniem łatwym.
Kiedy analizuje się nawet „z grubsza” procesy chemiczne, jakie ówcześnie wykonywano
w mennicy, aby otrzymać materiał gotowy do bicia, to dochodzimy do wniosku, że
trzeba się było naprawdę posiadać sporą wiedzę z pogranicza chemii i fizyki a
dodatkowo… bardzo się postarać J. Widocznie nasz Efraim starał się
wyjątkowo dobrze i raz za razem udowadniał swoją wartość, bo w roku 1774
przyjął obowiązku głównego mincerza mennicy po Antonim Partensteinie. I tak
właśnie Epraim Brenn został kierownikiem technicznym mennicy królewskiej w
Warszawie i trwał na tym stanowisku aż do swojej śmierci w 1792 roku. Nie
popełnił przy tym błędów swoich poprzedników na tym stanowisku, którzy pracując
realizowali przy okazji swoje „prywatne interesy”. Z nieśmiertelnej publikacji Mieczysława
Kurnatowskiego „Przyczynki do historyi medali i monet polskich” wiemy, że jedną
z pierwszych decyzji nowego zarządcy mennicy było wystąpienie z żądaniem do
Komisji Menniczej sprawującej nadzór nad działaniem zakładu o ustanowienie normy
„0,5% złota i srebra na odpadek” …gdyż komisja żąda od mennicy bardzo „dokładnej
i czystej roboty” a to bez strat nie będzie możliwe. Widać od razu, że facet znał
się na rzeczy i miał praktyczne podejście J Nie znam
decyzji komisji, ale zakładam, że była pozytywna, gdyż Eprhraim Brenn przez kolejne
18 lat wiernie służył królowi i nowej ojczyźnie nadzorując wszystkie
przedsięwzięcia techniczne i technologiczne warszawskiej wytwórni. Że służył
„wiernie” można wywnioskować na przykład ze śladu tej służby, jaki zostawił w roku,
1779 w którym to doniósł królowi o malwersacjach, jakich w mennicy dopuścił się
były pracownik niejaki Schroeder. Na inne źródła opisujące działalność Brenna nigdzie
nie natrafiłem. Można, zatem domniemać, że nie był postacią kontrowersyjną,
dobrze wykonywał swoje obowiązki i nie skupiał na sobie zbytniej uwagi. Można
się zapytać, co było nie tak z tym Niemcem? Otóż moim zdaniem to dowód na to,
że byli na tym świecie też „dobrzy ludzie od czarnej roboty”, którzy niezależnie
od narodowości, wiary i przekonań starają się swoją postawą dawać świadectwo i
pracować najlepiej jak potrafią. Efraim nie był Polakiem ani nawet nie był
katolikiem. Należał do licznej niemieckojęzycznej załogi mennicy, nie mam
żadnych danych na to by stwierdzić, że w ogóle posługiwał się językiem polskim.
Zapewne po wielu latach życia w Warszawie znał nasz język, ale w każdym razie
na monetach za jego czasów go nie używano. Dalej, Brenn był luteraninem, czyli
protestantem jak być może nawet większość ówczesnej niemieckojęzycznej warstwy
społecznej w Warszawie. Tu, zatem też nie wpisywał się w katolicki kanon
obowiązujący w naszym kraju. Jak więc
taka osoba pełna ograniczeń jak Brenn mogła kształtować swoja pozycję i wpływać
na swoje losy w obcym polskim środowisku?
To dobre pytanie. Dziś mamy globalne media. Jednym z
nich jest na przykład internet, w którym możemy według woli i pomysłu wyrażać
swoje poglądy niezależnie od tego, kim jesteśmy. Wcześniej, zanim nasz świat
stał się globalną wioską służyły do tego różne związki i organizacje, które skupiały
ludzi o zbliżonym światopoglądzie, dając płaszczyznę do działania w swoich ramach.
W drugiej połowie XVIII wieku, żeby czuć się prawdziwie wolnym trzeba się było
odpowiednio urodzić. W tych czasach to „urodzenie” było decydującym czynnikiem
charakteryzującym człowieka i kształtującym otoczenie, w jakim będzie dalej żył.
Ponieważ jak wiadomo ludzie są różni teraz i bywali też różni wcześniej, nie
jest dla nas tajemnicą fakt, że jeśli ówczesny człowiek nie dysponował
odpowiednim potencjałem, predyspozycjami i charakterem, ale jednak los sprawił,
że urodził się w uprzywilejowanej warstwie społeczeństwa, jako szlachcic – to nie
miało to większego wpływu na rolę, jaka był zmuszony (lub chciał) pełnić w
społeczeństwie. Stąd „na skróty” można dojść do wniosku, że tak wielu wówczas
było sprzedajnych magnatów, niemoralnych biskupów, narwanych szlachciców,
ograniczonych umysłowo wysokich urzędników, którzy sprawowali odpowiedzialne
funkcje mimo swojego „nieprzystosowania”. Ale i na ten defekt społeczny
wymyślano rozwiązania. Jednym z takich XVIII wiecznych wynalazków, jako remedium
na rządy „nieprzystosowanych urodzonych” była wówczas właśnie Loża Masońska.
Organizacja, która w zamyśle miała za zadanie skupiać elitę społeczeństwa.
Elitę jednak nierozumianą, jako tych najlepiej urodzonych i najbogatszych, ale raczej
śmietankę intelektualistów, która w ramach swoich struktur mogłaby wpływać na
kierunki rozwoju społeczności. Była to wiec tak zwana dzisiaj „grupa trzymająca
władzę”. Definicje nurtu wolnomularstwa są różne, ale większość zawiera w sobie
określenia „międzynarodowy ruch”, „duchowe doskonalenie” oraz „braterstwo ludzi
różnych narodowości, religii i poglądów”. Nie jestem znawcą tajemniczych
struktur i obrządków lóż masońskich, ale co do zasady widzę pozytywną wartość,
jaka mogła wynikać z działania w jej strukturach, szczególnie w burzliwej II
połowie XVIII wieku w Polsce, kiedy to jak kania dżdżu potrzebowaliśmy światłych
przywódców, gdyż państwowość i niepodległość wisiała na włosku. Pozwolę sobie
zacytować definicję z publikacji Witolda Sokały, którą autor rozpoczął
publikacje „Wolnomularstwo i polityka” na stronie wszystkoconajwazniesze.pl: „Wolnomularstwo. Inaczej: masoneria, Sztuka
Królewska lub – bardziej uczenie i egzotycznie, bo po łacinie – Ars
Regia. Zdaniem wielu: tajemnicza i groźna sekta, realizująca ambitne plany
polityczne, zwalczająca Kościół katolicki, przygotowująca grunt
pod powstanie rządu światowego lub nawet inwazję z Kosmosu.
W opinii innych: zacny ruch filozoficzno-etyczny, promujący samodoskonalenie
i duchowy rozwój jednostki, stanowiący syntezę tego, co w dorobku
naszej cywilizacji najszlachetniejsze. A może, jak nieco złośliwie
twierdzą niektórzy: ani jedno, ani drugie, tylko nieszkodliwe towarzystwo
wzajemnej adoracji, pozwalające starszym wiekiem damom i dżentelmenom miło
spędzać wieczory…?”
Obok ilustracja (autor nieznany) przestawiająca
inicjację nowego członka loży w XVIII wieku. Jak można przypuszczać, loża
masońska była całkiem ciekawą alternatywa dla naszego bohatera. W 1775 roku
Efraim Brenn wstąpił w szeregi loży Trzech Braci na Wschodzie Warszawy. Z informacji dostępnych w intrenecie wiemy,
że była to polska loża wolnomularska, która została założona w 1744 roku przez
Andrzeja Mokronowskiego i Stanisława Lubomirskiego. Już sami założyciele
gwarantują odpowiedni poziom struktur i członków. Mokronowski pełnił wiele
urzędów państwowych jeszcze za króla Augusta III. Na sejmie konwokacyjnym,
który wybrał Stanisława Augusta Poniatowskiego na nowego władcę, sprzeciwił się
temu i towarzyszącej temu interwencji rosyjskiej i został zmuszony do emigracji.
Po powrocie 1768 roku pojednał się z królem i do śmierci aktywnie działał w
strukturach władzy I Rzeczpospolitej. Drugi założyciel loży, magnat Lubomirski działał
w Familii Czartoryskich i odgrywał ówcześnie bardzo znaczne role w życiu
politycznym kraju. Piastował takie funkcje jak marszałek wielki koronny,
komisarz komisji skarbowej czy też działacz opozycji na sejmie rozbiorowym w
1773-75. Działał w otoczeniu króla na rzecz oporu przeciwko Rosji i
porozumieniu z Konfederatami Barskimi i Francją. Można, zatem powiedzieć, że
obaj założyciele byli aktywnymi uczestnikami życia społecznego, szlachcicami,
którzy powołani na odpowiedzialne funkcje państwowe działali na rzecz jak
najlepszego wypełnienia swoich obowiązków. Obaj byli w pewnym okresie życia
związani z Francją i to stamtąd z pewnością przynieśli do kraju idee wolnomularstwa.
Zaszczepili ten nurt reklamując go, jako lek na niekompetencję i prywatę toczące
nasz kraj. Loża, jaką założyli obaj w 1744 roku nie od razu zyskała wymierny
wpływ społeczny i odpowiednich członków, co sprawiło, że z czasem podupadła. Dopiero
w roku 1769 została reaktywowana i utrzymała się już na dobre. Co ciekawe w
kontekście Efraima Brenna, loża Trzech Braci na wschodzie Warszawy była otwarta
właśnie dla prac w języku niemieckim a jej mistrzem, czyli przywódcą był słynny
hrabia Alojzy Fryderyk Bruhl. Hrabia znany z tego, że jako syn swego słynnego
ojca, pierwszego ministra i faworyta króla Augusta III - był zapalonym żołnierzem,
wielkim polskim patriotą oraz posiadał również inne, nietypowe dla generała
artylerii talenty takie jak poetycki, pisarski, aktorski J
Ot człowiek renesansu w epoce oświecenia. To właśnie młodego Bruhla w roku 1762
zaatakował na sejmiku ówczesny poseł Stanisław Antoni Poniatowski (nasz późniejszy
król SAP i członek loży masońskiej) za to, że nie ma prawa zasiadać w izbie
poselskiej gdyż nie jest polskim szlachcicem. Jak to historia zatoczyła koło
można się przekonać już w 1764 roku, kiedy Bruhl poparł elekcję króla,
Stanisław August Poniatowski odwdzięczył się uznaniem go za polskiego
szlachcica i potwierdzeniem ważności urzędów, jakie piastuje. Jako mistrz
wolnomularski dbał już nie tylko o swoja karierę i wojskowe pasje, ale również aktywnie
działał na rzecz państwa polskiego i jego społeczności. Potwierdzeniem tych
słów niech będzie ufundowanie przez hrabiego budowy kanalizacji w Warszawie,
założenie straży pożarnej, wytwórni prochu i kul (do jego ukochanych armat) na
potrzeby polskiej armii. Znany był tez ze swojej dobroczynności zakładając na przykład
pierwszy dom ubogich w Warszawie czy tez pierwsze ambulatorium dla ubogich, w
których prowadzono masowe szczepieni na ospę. Według informacji, jakie
znalazłem na stronie ciekawostkihistoryczne.pl w publikacji „Wszystko, co chciałbyś
wiedzieć o polskich masonach, ale boisz się zapytać” Agnieszka
Bukowczan-Rzeszut pisze : „Stanisław
August Poniatowski wstąpił do loży warszawskiej „Pod trzema hełmami” w 1777 r.
Został „Kawalerem Róży Krzyżowej” w siódmym, najwyższym stopniu wolnomularskim.
Wniósł za to symboliczną opłatę 76 i ½ dukata. Nie krył się z członkostwem w
tajemniczej organizacji: zachowywały się dokumenty skrupulatnie odnotowujące
akces do loży. W murach zamku Poniatowski wciąż był Poniatowskim. W loży jednak
przyjął zupełnie nowe, zakonne nazwisko: Salsinatus
eques a Corona vindicata.W ślady monarchy poszedł cały niemal dwór.
Prymas Gabriel Podoski nie tylko ochoczo zgodził się zostać masonem, ale też
pożyczył swoje srebra stołowe na wolnomularską uroczystość pod przewodnictwem
króla. W przynależności do loży nie przeszkadzał mu nawet zakaz papieski.
Groziła za to ekskomunika.” Jak widać elita nie tylko finansowa, ale i
intelektualna pełną gębą J. Tworzy to przeciwwagę dla wizerunku całości
szlachty polskiej, jako głównego czynnika utraty niepodległości. Było wiele
chwalebnych wyjątków i wrzucanie wszystkich do jednego worka nie zbliża nas do
obiektywnej oceny tego okresu.
Wiele by można pisać o dokonaniach masonerii
polskiej w XVIII wieku i jak sądzę byłby to głównie pozytywne informacje.
Dlaczego dzisiaj wolnomularstwo traktowane jest jak niebezpieczna sekta z cała
przynależną do sekt wrogością? Powodów zapewne jest wiele, a jednym z nich, być
może jest ta wyprzedzające swoje czasy postawa społeczna, która promowała
braterstwo pomiędzy ludźmi o różnej narodowości, wiary i światopoglądach.
Wydaje mi się, że taka postawa nie jest dominująca w społeczeństwie, stąd nigdy
nie była dobrze rozumiana przez większość. A jak niezrozumiana to i zwalczana.
A jak większość to i demokracja. Do tego dochodzi jeszcze wątek religii, wyznań
i kościołów oraz takie „drobnostki” jak nacjonalizm i totalitaryzm. Masoni
stali się łatwym wrogiem dla ideologii chrześcijańskiej, bo niby mówią o
Istocie Nadrzędnej, ale z drugiej strony nie wiadomo, jaki to „konkretnie” Bóg,
„ten nasz” czy jakiś inny. Jak do tego dodamy, ze masoni uważają, że człowiek
przez swój rozwój i prace może dorównać Bogu, to mamy cały obraz tego, że wolnomularstwo
traktowane jest, jako pewien rodzaj niebezpiecznej herezji. Jak widać jest i
było wiele powodów wystarczających żeby przez lata zbudować czarny PR. Przez
250 lat nie udało się masonom przekonać do siebie zwykłych ludzi. Jak nic można w tym miejscu zacytować
nieśmiertelne zdanie, jakie wypowiedział swego czasu premier Jarosław Kaczyński:
„żadne krzyki i płacze nie przekonają nas, że białe jest białe a czarne jest
czarne” J.
Wracając jednak do II połowy XVIII wieku i polskich dokonań
w tym okresie, to przypomina mi opinia, jaką podobno wypowiedział komunista
Karol Marks, który nienawidząc pańskiej Polski i jej szlachty, jako klasy
uciskającej robotników – jednocześnie twierdził, że nie zna drugiego takiego
przypadku w historii nowożytnej, w którym klasa panująca w imię szeroko
pojętego humanitaryzmu i sprawiedliwości społecznej sama zrzeka się części
swojej władzy i przekazuje ją warstwom nieuprzywilejowanym. Nie wiem czy opinia
Marksa wiele dziś znaczy, ale zakładam, że jako wróg potrafił obiektywnie
przyznać i docenić wagę polskiej Konstytucji 3 Maja. Moje wywody zmierzają do
tego wniosku, że jest wielce prawdopodobne, że to właśnie działalność ówczesnej
inteligencji ponad podziałami w lożach masońskich mogła mieć decydujący wpływ
na szczęśliwe porozumienie stron i interesów podczas prac nad ustawą z 3 maja
1791 roku. Kto wie, może właśnie loża była tą platformą, w której XVIII wieczni
idealiści mogli wspólnie pracować i skutecznie działać? W każdym razie chciałem
dziś tylko dotknąć wątku o masonerii w ilości potrzebnej do dzisiejszego
artykułu a wyszła z tego jakaś większa epopeja… Na koniec informacja praktyczna.
Na zdjęciu obok prezentuje współczesne stroje masońskie dla obu płci, (co do
liczby płci jestem raczej konserwatywny) - więc jeśli ktoś gdzieś kogoś… to już
wiemy, z kim mamy przyjemność J
A teraz dość o tym i wracamy do naszego mistrza
mincerskiego i jego monet. Zakładam, że aż do śmierci działał w loży doskonaląc
się i działając na rzecz społeczności w naszym kraju. W 1791 poważnie
zachorował i nie był w stanie wykonywać swoich obowiązków. W związku z
nieobecnością Brenna jego obowiązki zarządcy mennicy przejął Karol Adolf
Mehling, lecz niedane mu było już umieszczać swoich inicjałów na monetach
bitych w Warszawie. W samej końcówce 1791 roku komisja mennicza podjęła decyzję
i nakazała rozporządzeniem, żeby zamiast inicjałów mincerza Brenna E.B. na
monetach zaczęto kłaść nowe inicjały M.V , M.W. – jako skrót od Mennica Warszawska.
Co już nie zostało zmienione do końca działalności zakładu za panowania
Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ephraim Brenn umiera 1 marca 1792 roku i
zostaje pochowany na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Co jeszcze
wiemy o Brennie? Był nie tylko mistrzem menniczym ale także numizmatykiem i
kolekcjonował monety, medale oraz rysunki. Był żonaty, gdyż mamy informacje, ze
po jego śmierci wdowa otrzymała postanowieniem komisji menniczej, dożywotnią comiesięczną rentę w wysokości 150zł. To nie była jakaś wielka suma w tamtych czasach, ale
wystarczająca żeby się samodzielnie utrzymać. Można ją porównać na przykład z pensją,
jaka otrzymał nowy zarządca mennicy, który nastał po Brennie. Mehling zarabiał rocznie
10 200 złotych (pensja + dodatkowy bonus za nieskazitelną 25 letnią służbę),
co daje przychód na poziomie około 850 złotych miesięcznie. Jak widzimy było to
aż 5,5 razy więcej niż renta dla wdowy.
Ok., wiemy już wiele o tytule dzisiejszego wpisu.
Poznaliśmy Efraima Brenna, znamy rolę, jaką pełnił w warszawskiej mennicy oraz
jego przekonania, wiarę i masońskie inklinacje. To, o co chodzi z tym
„wyłażeniem spod mennicy”. Otóż właśnie to jego „wyłażenie” jest decydującym
czynnikiem do napisania tego artykułu. Jak pisałem powyżej podczas choroby
Brenna w końcówce 1791 roku zastąpiono inicjały E.B. bite dotychczas na
monetach – nowymi M.V. Czy zatem znamy jakieś nominały, które w 1792 roku mają
jeszcze „stare” inicjały, jako pamiątka po Brennie. Łatwo to można ustalić mając pod ręka
najnowszy katalog Parchimowicz/ Brzeziński „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego” wydany w tym roku.
Srebrników i półzłotków już wtedy nie bito, więc te nominały odpadają.
Sześciogroszówek jeszcze nie znano. Na monetach 10 groszowych, złotówkach oraz
na najgrubszych nominałach, jakimi były niezwykle rzadkie dziś półtalary i
talary - cały nakład w roczniku 1792 otrzymał inicjały mennicy. Tylko na
dwuzłotówkach z 1792 roku inicjały E.B. utrzymały się przez większą cześć roku
i w tym roczniku są według katalogu nawet bardziej popularne niż inicjały M.V. Możemy,
zatem dostrzec pewną poważną niekonsekwencje w działaniach mennicy i we wprowadzeniu
w życie decyzji komisji menniczej o zmianie inicjałów.
A jak było ze złotówkami z 1792 roku w kontekście tych
zmian? Otóż katalog mówi jednoznacznie, w tym roczniku występuje tylko jedna
odmiana. Opisana w katalogu, jako 22.f (Plage 300, Kopicki 2381), która na
rewersie posiada „nowe inicjały” M.V. Ale czy naprawdę nie ma innego wariantu?
Poszukując kilka lat temu informacji o monetach polski królewskiej natrafiłem przypadkiem
na niezwykłą stronę w intrenecie nazywająca się po prostu „zbiór.com”. Ta
strona prezentuje między innymi bardzo bogatą kolekcje monet polski królewskiej
i wśród nich właśnie zwróciłem kiedyś uwagę na nietypowy awers złotówki z 1792
roku. Co ciekawe nie byłem w tym „zwróceniu uwagi” sam, gdyż niedawno okazało
się, że nasz dobry znajomy „odkrywca wariantu dwuzłotówki z 1795 roku” @TuniaRadom
też znał ten wariant. Więcej, nawet zwrócił mi na to uwagę, czy aby ja o tym
wiem i czy to kiedyś odpowiednio nagłośnie. W takim wypadku postanowiłem nie czekać
zbyt długo i przesunąłem temat z pozycji „ponad 40” na zaplanowanej liście
tematów do poruszenia na blogu. Temat awansował o na tyle, że dziś ujrzy
światło dzienne. W końcu oczekiwania czytelników bloga należy traktować z
należnym szacunkiem J
Powyżej zdjęcie rewersu złotówki i co my tam
widzimy. Otóż mamy do czynienia z klasyczną przebitką. Ciekawe jest to, że
podczas obiegu na złotówce z tego roku jakoś wyjątkowo na urodzie traci litera
„M”, co skutecznie może maskować przebitkę (pokazuje to dokładniej poniżej na
zdjęciu), dlatego zalecam szukanie śladów Efraima Brenna dokładnie analizując literę
„V” i sprawdzając czy aby czasem nie wyłazi spod niej poprzednio nabita litera
„B. Mamy, zatem bez wątpienia nową odmianę, którą na swój użytek opisałem już w
swoich zbiorach (też ją posiadam), jako 22.f1?. A teraz zbadajmy skale tego
zjawiska i oszacujmy jak wiele powstało takich przebitych monet. W tym celu
przeprowadziłem standardowe badania i pomiary na bogatej próbie monet dostępnych aktualnie w sprzedaży oraz tych w archiwach aukcyjnych. Poniżej prezentuje moje ustalenia.
Na próbie 134 monet stwierdzam i "odkrywam Amerykę", że wariant z
przebitymi inicjałami intendenta mennicy jest aż o 20 razy rzadsza niż ta standardowa.
REWERS
|
WARIANT 1
|
WARIANT 2
|
M.V.
|
M.V. przebite z E.B.
|
|
ZŁOTÓWKA z 1792r
|
95%
|
5%
|
Jak widać odmiana z przebitka wystąpiła tylko w
ilości 5% badanych monet, co akurat w tej próbie przekłada się na 6
egzemplarzy. Odnosząc rozkład procentowy jaki otrzymaliśmy w badaniu do nakładu
całego rocznika 1792, który wynosił aż 2,3 miliona sztuk, możemy wstępnie oszacować
jaka ilość monet została przebita.
SZACOWANY NAKŁAD
|
WARIANT 1
|
WARIANT 2
|
M.V.
|
M.V. przebite z E.B.
|
|
ZŁOTÓWKA z 1792r
|
2 178 947
|
121 053
|
Stąd już tylko krok, do wyznaczenia stopnia
rzadkości dla nowej odmiany. Podstawowa odmiana złotówki, według najnowszego katalogu
monet SAP nie posiada w ogóle stopnia rzadkości. Moje proste badanie potwierdza
te tezę, złotówka w tej odmianie jest bardzo popularna i ogólnie dostępna. Z
kolei odmiana przebita, zgodnie z wynikami badania jest aż 20 razy rzadsza.
Jednak ogromy nakład sprawia, że nawet te „20 razy” teoretycznie przekłada się na
ponad 120tysieczny nakład, stąd szacuje jej stopień na R.
SZACOWANY STOPIEŃ RZADKOŚCI
|
WARIANT 1
|
WARIANT 2
|
M.V.
|
M.V. przebite z E.B.
|
|
ZŁOTÓWKA z 1792r
|
n/a
|
R
|
A teraz na koniec standardowe zestawienie obu odmian
w roczniku 1792.
ZŁOTÓWKI
SAP 1792
27.f
– WARIANT STANDARDOWY z inicjałem M.V.
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis otokowy 83 ½ EX MARCA (M.V./4.GR.) PURA COLON: (17-92.)
Szacowany nakład wariantu = 2 178 947
Szacowany
rozkład wariantu w nakładzie = 95%
Szacowany
stopień rzadkości = brak stopnia (popularny)
27.f
1?– WARIANT z inicjałem E.B. przebitym na M.V.
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis otokowy 83 ½ EX MARCA (E.B./M.V./4.GR.) PURA COLON: (17-92.)
Szacowany
nakład łączny wariantu = 121 053
Szacowany
rozkład wariantu w nakładzie = 5%
Szacowany
stopień rzadkości = R
Kończymy
na dziś opowieść o popularnej złotówce, mincerzu Brennie i jego masonerii. Pewnie
wątek loży wolnomularskiej powróci jeszcze nie raz, być może nawet podczas
kolejnych wpisów zahaczających o tematy związane z Konstytucją 3 Maja. Dziękuję
za doczytanie do końca J
We wpisie wykorzystałem
zdjęcia z archiwum WCN, Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, ze
strony zbiór.com LINK oraz z publikacji
Witolda Sokały „Wolnomularstwo i polityka”. Dodatkowo z wyżej wspomnianej
publikacji zacytowałem definicje wolnomularstwa, natomiast cytat o masońskiej karierze króla i biskupa zaczerpnałem z publikacji Agnieszki Bukowczan-Rzeszut „Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o polskich masonach, ale boisz się zapytać”. Wiedzę o losach Efraima Brenna
czerpałem z publikacji Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki do historyi
medali i monet polskich”, książki Władysława Terleckiego „Mennica warszawska”.
Użyłem tez informacji z internetu dostępnych na portalach Youtube, Wikipedia oraz stronach wszystkoconajwazniejsze.pl.LINK i ciekawostkihistoryczne.pl LINK .
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń