Dzisiejsza opowieść będzie szczególna, ponieważ poruszę
temat dwóch roczników monet, które z ogromnym prawdopodobieństwem (graniczącym
z pewnością) nie zostały nigdy wybite w mennicy warszawskiej. Temat jest o tyle ciekawy, że monety z
roczników 1794 i 1795 istnieją fizycznie, są bardzo rzadkie a dodatkowo są też notowane w niektórych katalogach, wystawione w niektórych muzeach a czasem
nawet jak te „białe kruki” pojawiają się w sprzedaży na aukcjach. Już w pierwszym,
tytułowym zdaniu pozostawiłem tezę i przedstawiłem swój pogląd, więc w dalszej
części dzisiejszego wpisu pozostaje już mi tylko postarać się to udowodnić
posiłkując się faktami i opiniami osób uznanych powszechnie za autorytety w tej
dziedzinie. Moim zadaniem w tym wpisie będzie zebranie tych wszystkich
informacji w jednym miejscu i ułożenie tego materiału w miarę składny ciąg
myślowy. Ale na początek zacznijmy od krótkiej charakterystyki czasu, w jakim te
monety miały by (hipotetycznie) zostać wyprodukowane i obiegać.
Rok 1794. Kraj znajdował się w rozkładzie po
zdradzie Targowiczan, po przegranej wojnie w obronie Konstytucji 3 maja a w
efekcie po II Rozbiorze Polski. Jakie to mogły być czasy dla patriotów, którzy
poddawani byli represji okupantów z Rosji i Prus, którzy uchwalali swoje prawa
i rozwijali administracje swojej dominacji i terroru. Kto mógł emigrował do Saksonii
lub dalej do Francji nasiąkając tamtejszymi rewolucyjnymi klimatami. Napięcie pomiędzy społeczeństwem a zaborcami było
wówczas wyczuwalne fizycznie i każda iskra mogła wzniecić pożar powstania. Jak
wiemy już wiosną 1794 decyzja o zmniejszeniu polskiej armii o połowę i
obowiązku służenia w obcym wojsku wywołała burzę. Kraj a z nim jego polityczni
i wojskowi przywódcy podjęli ostatnia w XVIII wieku próbę ratowania tego, co
pozostało po niepodległości. Król popierał walkę z zaborcami, lecz oficjalnie
się nie opowiedział, co spowodowało, że został zmarginalizowany. Będzie jeszcze
o tym okazja więcej napisać, kiedy zabiorę się za Insurekcje Kościuszkowską,
jako osobny temat. Wróćmy jednak do stolicy i do mennicy w Warszawie. Od
początku 1794 roku mennica działała normalnie, bijąc monety zgodnie z aktualna
w tym czasie ustawą menniczą z 1787 roku. Jednak zaraz po wybuchu powstania, kraj potrzebował pilnie gotówki na zakup broni, sprzętu i wypłatę żołdu
dla walczących. Mennica została wyjęta więc z pod władzy Stanisława Augusta i przejęta
przez rewolucjonistów. Jej rola w tym czasie była kluczowa dla powodzenia zrywu
i obok fabryk broni była pod szczególnym protektoratem nowych polskich władz. Nic
dziwnego, bo w tym czasach mennica była głównym ekonomicznym narzędziem a jej rolą
było bicie ogromnych ilości monet na niespotykana dotychczas skalę. Milionowe
nakłady, wymagały pracy na full-etat w trudnym i niepewnym czasie.
Pisałem, że na początku roku aktualna była jeszcze
ustawa z 1787 roku. Teraz podam więcej szczegółów. Jest wiele publikacji
mówiących o trzech reformach menniczych z czasów SAP, praktycznie w każdej,
która opisuje ten okres z punktu widzenia numizmatyki krajowej znajdują się
informacje na ten podstawowy temat. Ja osobiście preferuje opis tego procesu,
jaki zaproponował Rafał Janke w swojej najnowszej książce „Źródła z dziejów
mennicy warszawskiej 1765-1868”, która jak zaznaczył autor jest pierwszym tomem
studiów i materiałów na temat numizmatyki polskiej XVIII i XIX wieku. Pan Rafał
znany jest z tego, że przykłada niezwykle dużą wage do ustalania faktów i do swoich tez wykorzystuje swoje długoletnie badania materiałów źródłowych, w tym oryginalnych
tekstów z epoki. Dobrze jest, więc posiadać pod ręką (a najlepiej w swojej
biblioteczce) takie opracowanie i sięgać do niego często, a już koniecznie właśnie
w takich momentach jak dziś. Druga reforma to nowe stopy mennicze, które zostały
potwierdzone przez Komisję Skarbową i Komisję Menniczą królewską już w styczniu,
1787 ale monety zaczęto bić według nich dopiero od dnia 1 marca 1787. Ustawa z
1787 roku była aktualna aż do czasu wprowadzenia w życie nowej reformy przez
władze rewolucyjne, czyli w praktyce aż do dnia 14 czerwca 1794r. Znaczy to nic
innego, jak to, że praktycznie po połowy roku 1794 dziesięciogroszówki mogłyby być
produkowane na mocy ustawy z 1787 roku a później, od drugiej połowy 1794 roku
aż do zamknięcia mennicy w styczniu 1796 roku – już zgodnie z trzecia reformą. Ok.,
zobaczmy, zatem jak według tych dwóch reform i ustaw zahaczających o
interesujące nas dzisiaj roczniki, powinny wyglądać monety 10 groszowe. Według
pierwszej ustawy z 1787 roku, parametry monet w tym nominale zostały określone
dokładnie a jedną z podstawowych zmiennych była oczywiście próba srebra. Z
jednej grzywny kolońskiej czystego srebra wybijano wówczas 250 ½ sztuk
dziesięciogroszówek w próbie 6 łutów. To przekładało się na parametry: średnica
22 milimetry, waga 2,49 grama, próba srebra 0,373. I takie monety dobrze znamy
z roczników od 1787 aż do 1793. Następnie na mocy trzeciej reformy w czasie
insurekcji ułożono nowa stopę menniczą, która ogólnie była o jeden złoty na
grzywnę gorsza od poprzedniej, co miało oczywiście przełożyć się na zatamowanie
procederu wywozu monet srebrnych za granicę. Co zresztą zostało jasno wyrażone
w treści dokumentu „Uniwersał względem bicia monety na stopę nowo ustanowioną”,
jaki zawiera wspomniana wyżej książką Rafała Janke. Możemy tam przeczytać
właśnie, że decyzja o zmniejszeniu stopy do 84 ½ złotego z grzywny kolońskiej,
co w praktyce równana stopę polską z pruską (i przybliża do rosyjskiej, która
wynosiła ówcześnie 86 złotych) jest spowodowane tamowaniem wywozu srebrnej
monety za granicę. Czyli w sumie niby nic nowego, ale tym razem szlus J. Bicie monet rozpoczęto od dnia 14 czerwca
1794 roku. Jak według tego nowego rozporządzenia miała wyglądać
dziesięciogroszówka?. Otóż w wyniku osłabienia próby srebra, z jednej grzywny
kolońskiej nakazano wybijać 253 ½ sztuk w próbie 5 łutów 17 granów. Zakładając, że ani waga ani średnica nowej
dziesięciogroszówki się nie zmieniła, to próba srebra być oczywiście gorsza. Ok., zatem
możemy podsumować, to, czego dowiedzieliśmy się do tej chwili. Monety
dziesięciogroszowe były uwzględnione zarówna w drugiej jak i w trzeciej
reformie menniczej za czasów SAP. Stąd teoretycznie nic nie stało na
przeszkodzie, żeby wybijać je w latach 1794 i 1795 zgodnie z ustawami. Dla podkreślenia
czasu, w jakim rozgrywa się akcja dzisiejszego wpisu, prezentuje poniżej mniej
znany olej Wojciecha Kossaka z 1908 roku pod tytułem „Jan Kiliński prowadzi
jeńców rosyjskich przez ulice Warszawy”, który jak w tytule opowiada
scenę z wyzwolenia stolicy na początku polskiej rewolucji w 1794 roku.
OK., skoro już wiemy, że co do zasady nie było
przeszkód, aby takie monety produkowano w mennicy, to skąd ten sceptycyzm i
teza, że mimo ustawowych możliwości, nie wybito w tych latach ani jednej
sztuki?. Pierwszym dowodem na słuszność tej tezy jest fakt, że w żadnej
dokumentacji menniczej, raporcie lub publikacji nie ma żadnych informacji na
temat ewentualnego nakładu tych monet w tych latach. I dotyczy to zarówno
okresu do połowy roku 1794, przez wybuchem Insurekcji Kościuszkowskiej oraz
drugiego rewolucyjnego. Mając XXI wieczną wiedzę i dysponując książką Rafała Janke
możemy z łatwością prześledzić pisane źródła wiedzy o nakładach. Podstawowym
źródłem wiedzy o ilości poszczególnych roczników i nominałów monet z okresu SAP,
jaki prezentuje autor jest raport ostatniego dyrektora warszawskiej mennicy
Stanisława Puscha. Co ciekawe autor książki nie ogranicza się tylko do
zacytowania danych z tego raportu, lecz także komentuje go, tłumaczy a tam
gdzie trzeba nawet go poprawia. Z raportu tego jednoznacznie wynika, że monety
dziesięciogroszowe nie były wybijane w latach 1795-1795. Drugim poznanym
źródłem wiedzy na ten temat nakładów jest rękopis Jerzego Antoniego Schrodera,
który swoja wiedze o czasach SAP czerpał z doświadczenia, ponieważ pracował w
mennicy od 1765 roku aż do jej zamknięcia i w czasach Insurekcji
Kościuszkowskiej był jej ostatnim dyrektorem. Po zamknięciu mennicy opracował w
1797 roku jej monografie w języku niemieckim, której rękopis znajduje się w
Bibliotece Czartoryskich. Stanowi ona podstawowe źródło wiedzy o mennictwie w
okresie stanisławowskim. Dla nas istotne jest to, że ostatni dyrektor nie
wspomina ani słowem (ani liczbą) o żadnej monecie 10-cio groszowej wybitej w
dwóch ostatnich latach. Trzeba założyć, że jako znawca wiedział, co pisał. Trudno,
zatem dyskutować i udowadniać sobie, że jednak wbrew źródłom, takie monety
zostały wybite bez wiedzy zarządcy. To mrzonki. Żeby było trio trzech tenorów
to dodajmy głos trzeciego dyrektora mennicy. Władysław Terlecki w swojej
monografii ‘Mennica warszawska” również określa ilość dziesięciogroszówek
wybitych w latach 1794 i 1795 na okrągła liczbę „0”. Więcej o nakładach roczników 1794 i 1795 oraz o ksiażce Rafała Janke napisałem przy okazji artykułu o dwuzłotówkach TU . Skąd, więc ten cały szum i
jak wytłumaczyć fakt, że monety są opisane i publikowane w katalogach. Tym
zajmiemy się już teraz.
Zastanówmy się skąd autorzy katalogów, książek i
publikacji czerpią informacje o nakładach? Dzisiejsze katalogi, zarówno
książkowe jak najnowszy i mój ulubiony „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego” autorstwa Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego oraz
te internetowe, w tym dostępne na moim blogu w sekcji LINKI TU czerpią
wprost z innych, wcześniejszych katalogów i publikacji. O oznacza, że co do
zasady nie prowadza swoich badan na ten temat i ograniczają się do powielania
tych danych podając, jako źródło wcześniejsze publikacje. To może świadczyć
pośrednio o tym, że błąd, jaki został popełniony kiedyś tam dawno temu może do
dzisiejszego dnia być traktowany, jako informacja aktualna a do tego po za
wszelkim podejrzeniem. Jak jest, zatem teraz w kontekście naszej
dziesięciogroszówki z roczników 1794 i 1795?. Otóż dostępne dzisiaj katalogi
internetowe, co do zasady podają informacje o nakładach zaczerpnięte wprost ze
starych i uznanych katalogów monet Poniatowskiego. Najczęściej kilku na raz,
prześledźmy jeden przykład żeby wyrobić sobie zdanie. Weźmy mój ulubiony katalog
fortress, który prezentując monetę z 1794 roku przywołuje opisy ze
wcześniejszych katalogów, i tak: Plage 240, Kamiński 147, Kopicki 2296. Dalej
informuje, że mimo tego, że nakład monety jest nieznany to stopień rzadkości
wynosi R6 (według Kopickiego) oraz publikuje rysunek (nie dysponuje zdjęciem
monety) skopiowany z książki Czesława Kamiński i Edmund Kopicki „Katalog Monet
Polskich 1764-1864” Warszawa 1977. Tak
się składa, że mam w biblioteczce te książki, więc możemy prześledzić ten tok
rozumowania. Weźmy na początek wyżej wspomniany katalog. Tam rzeczywiście duet
Kamiński/Kopicki pod pozycją 147 prezentuje rysunek monety (zdjęć nie ma,
jednak w 1977 to był standard, wiecie rozumiecie…PRL J),
stopień rzadkości R1! (zadziewająco niski ?), brak informacji o nakładach monet
(dotyczy wszystkich numizmatów w katalogu).
Skąd, zatem autorzy wzięli rysunek dziesięciozłotówki z 1794 roku?
Widzieli ich wiele skoro dali tylko R1? Trudno dziś stwierdzić, jednak być może
zaczerpnęli go z jakiegoś wcześniejszego źródła. Może to katalog Karola Plage z
1913 roku, sprawdźmy co o tej monecie napisał ten autor. Pod hasłem Plage 240
znajdujemy nie mniej nie więcej tylko suchy opis z napisów otokowych oraz
rysunek monety. Rysunek pasuje do tego z katalogu z 1977 roku, więc można
przypuszczać, że był źródłem lub inspiracja dla autorów. W katalogu Plage nie
ma jednak żadnych danych o nakładzie i o stopniu rzadkości. Sięgnijmy, więc do
katalogu Parchimowicza „Monety Polskie od Władysława IV do 1916” z roku 2008 i
zobaczmy, co o dziesięciogroszówce pisze ten autor. Notuję ten i kolejny
rocznik, stosuje znak zapytania, jako ilustracja nakładu, nie pokazuje zdęcia
monet (taka jest niestety konwencja tego katalogu) ale najciekawsze na końcu –
podaje że próba srebra w obu rocznikach wynosi 0,373 czyli według ordynacji z
1787 roku. Można, zatem podsumować, że internetowe katalogi (wszystkie bez
wyjątku) czerpią z najlepszej wiedzy z książkowych publikacji, jednak w tym
przypadku, informacje są jak na XXI wiek wyjątkowo skąpe i raczej niespójne. Poniżej
kilka przykładów, co o monetach 10-cio groszowych z 1794-1795 mówi dziś internet.
Spora dawka informacji, sporo różnic ale generalnie wszedzie podobnie powielone informacje.
No to zobaczmy, co na ten
temat pisze najnowszy katalog wydany w bieżącym roku w postaci ksiazkowej. Mamy tam wiele nowych
danych o monetach w obu rocznikach. Przede wszystkim we wstępie do opisania
dziesięciogroszówek autorzy Parchimowicz i Brzeziński zaznaczają, że aktualnie
toczą się dyskusje nad oryginalnością monet z 1794 i 1795 roku opisanych
wstępnie w katalogu Plage a potem powielonych przez każdy kolejny katalog monet
SAP. To nie wszystko, dalej autorzy przywołują dwa ważne argumenty na poparcie tezy,
że to są to jednak fałszywe monety. Jednym z nich są napisy określające próbę
srebra na monecie a drugim, jakość wykonania daty. Oba te argumenty dokładniej
opisze i wykorzystam w dalszej części wpisu. Najciekawsze są jednak zdjęcia.
Mamy tam wyraźne fotografie, które są jedna z najmocniejszych stron tej
publikacji, zatem nic dziwnego, że często ten katalog traktowany jest, jako
album. Dla naszej analizy to właśnie zdjęcia okazują się bezcenne. Mamy tam
monetę z rocznika 1794 oraz aż trzy odmiany dziesięciogroszówek z 1795 roku. Popatrzmy na nie i je przeanalizujmy.
Na początku popatrzmy na zdjęcie monety z 1794 roku
pochodzącej z kolekcji prywatnej. Jest spore podobieństwo, więc być może jest
to ta sama moneta, co sprzedana na aukcji WCN w 1991 roku za, uwaga… 31 złotych
J.
Moneta opisana jest jako 1/285, ale zdjęcie w archiwum WCN jest zbyt słabe żeby
porównać obie sztuki, jednak wystarczająco żeby mieć wątpliwości co do
oryginalności tej monety. Można je zobaczyć TU . Czwórka wygląda dziwnie i
podejrzanie. W każdym razie zdjęcie w katalogu jest bardzo wyraźne, proszę
zobaczyć poniżej.
To, co rzuca się w oczy to dziwaczna, jakby "niedorobiona" lub przerobiona czwórka w
dacie. Tym samym gołym okiem widać, że jedyna znana moneta z 1794 roku jest "mutantem", czyli w najlepszym przypadku kontrowersyjną przebitką z innego rocznika. Monetą, która posiada napis „250 ½
Z GRZ: KOL: „, czyli według ustawy menniczej teoretycznie mogłaby zostać wybita
w pierwszej połowie tego roku. Z jakiego roku ją przebito tworząc niezdarną
cyfrę „4”?. Moim zdaniem to może być zarówno rok, 1793 o czym świadczy użyty
inicjał „M.W.” Jednak to „M.W” też jest kontrowersyjne, niewyraźne jakby do
litery „V” dobito drobny element tworząc „W”. Zatem może to być także rocznik
1792. Wydaje się, że dla fałszerza najłatwiej byłoby cyfrę „4” zrobić, z „1”,
zatem przebić rocznik 1791 jednak w tym przypadku musiał by się także uporać ze
zmiana inicjałów mincerza, ponieważ jak wiemy w 1791 żył jeszcze Efraim Brenn,
który kładł swoje „E.B”., zatem byłaby to większa robota. W każdym razie, z
jakiego rocznika fałszerz nie wyprodukowałby ten egzemplarz pozostaje
fałszerstwem na szkodę kolekcjonerów. Jako, że był odnotowany w katalogu Plage
sugeruje nam to, że jest to działo z epoki, ja jednak stawiam na XIX lub XX wiek.
Teraz przejdźmy do kolejnego rocznika.
Dziesięciogroszówka z 1795 roku w katalogu opisana jest aż w 3 odmianach a mimo
to ja niezmiennie twierdze, że te monety nie są oryginalne. Pierwsza moneta
opisana, jako 18.i jest najciekawsza z kilku powodów. Poniżej prezentuje ten
egzemplarz.
Po pierwsze jak widać, jej źródłem jest Muzeum
Narodowe w Krakowie, a dokładnie jego ulubiony oddział dla amatorów monet,
czyli Gabinet Numizmatyczny hr. Emeryka Hutten-Czapskiego. Pierwszoligowa
proweniencja. Po drugie cyfra „5” w dacie 1795 na pierwszy rzut oka wygląda
pięknie. Cała data 1795 jest świetnie wybita i bardzo czytelna. Tym samym na
dobrych zdjęciach widać jednak, że tło monety w obszarze obejmującym datę jest
umiejętnie przerobione. Zakładając, ze moneta trafiła do zbiorów hrabiego w XIX
wieku, fałszerz bardzo się na trudził, lecz i tak musiał być wyjątkowo
uzdolniony by wykonać taką dokładna robotę. Skąd we mnie taka pewność. Otóż
dysponuje dodatkowym dowodem, jakim jest opracowanie autorstwa Rafała Janke,
który przeanalizował krój cyfry „5” użytej w tej konkretnej monecie. Według
jego badań punca cyfry „5” używana we wszystkich nominałach w roczniku 1795
charakteryzuje się identycznym krojem, który jak łatwo się można domyślić różni
się od puncy użytej do wyprodukowania prezentowanej monety. Oczywiście jest w
tej monecie (jak i w innych) taka „drobnostka” jak napis „250 ½ Z GRZ: KOL: „,
który nie miał prawa istnieć na monetach dziesięciogroszowych w tym roczniku.
Nie był jak widać nasz fałszerz zbyt perfekcyjny, jednak zwiódł dawnych
specjalistów i dopiero teraz dysponując odpowiednimi danymi możemy z większą
pewnością obalić tezę o oryginalności tej monety. Poniżej prezentuje
opracowanie porównujące cyfrę „5” według danych autorstwa Pana Rafała.
Dwie pozostałe odmiany zaprezentowane w katalogu,
tez wzbudzają uzasadnione wątpliwości. Obie to gołym okiem widoczne przebitki
lub przeróbki z rocznika 1793, w których z cyfry „3” starano się lepiej lub
gorzej wykonać cyfrę „5”. Pierwsza z nich opisana w katalogu, jako 18.i1
charakteryzuje się zdjęciami w dobrej rozdzielczości, gdyż ich źródłem jest
archiwum aukcyjne Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, w którym
została sprzedana w 2014 roku za 2 600 złotych. Popatrzmy na to zdjęcie
rewersu.
Co widzimy?. Każdy widzi, co chce J,
ja jednak skłaniam się do tego, ze to po prostu przebitka dat z 1792 na 1793.
Wydaje się jednak, że tej konkretniej monecie „ktoś pomógł” żeby to przebicie
przypominało cyfrę „5”. Lifting wykonany został na tyle przekonująco, że uznany
dom aukcyjny sprzedał ta monetę, jako rocznik 1795. Chociaż z drugiej strony
inna monetę z wyraźnym przebiciem z 2 na 3 też tam sprzedano, jako 1795, więc
trudno się dziwić.Pozostałe monety to już wyżej wspomniane przebitki
dat. Poniżej prezentuje kilka egzemplarzy.
Jak widać powyżej, normalnych monet, takich, które
nie są kontrowersyjne lub nie sugerują przebicia daty lub jej fałszerstwa w
rzeczywistości nie ma. Stąd można bez cienia wątpliwości założyć, że ich nigdy
nie było i złożyć wszystkie znane nam fakty „do kupy”, żeby stwierdzić
ile danych na to wskazuje i to potwierdza.
Ale to jeszcze nie koniec, ponieważ udało mi się połączyć
ze sobą parę spraw i wyniknęły z nich dodatkowe fakty, które potwierdzają tezę
o niewybijaniu dziesięciogroszówek w tych rocznikach i chciałbym je teraz
przytoczyć. Po pierwsze wiemy, że podczas insurekcji żeby w ogóle wybijać
monety w mennicy wszelkimi sposobami kombinowano skąd wziąć metale do ich
produkcji. W narodzie trwała wielka akcja mająca na celu wsparcie działań
wojennych. Jednym z takich działań było dodatkowe opodatkowanie. W III tomie
dzieła Tadeusza Korzona „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta
1764-1794” z 1897 roku, od strony 373 przez 100 stron tekstu, zdjęć i zestawień
- ciągną się szczegółowe informacje o tym, jakiego wysiłku społecznego wymagało
finansowanie ostatniego w tym wieku zrywu narodowo-wyzwoleńczego. Poświęcenia
społecznego rozumianego, jako dzieło wszystkich stanów: magnaterii, szlachty,
duchowieństwa, wojskowych, żydów a także zwykłych obywateli miast i wsi, którym
niepodległość ojczyzny była bliska. Były to podatki obowiązkowe i honorowe..
Jednak to nie wszystko, równolegle przyjmowano także liczne dary rzeczowe i
pieniężne – ich lista zajmuje większa cześć spośród 100 stron w tym tomie. Uderza
w tym wszystkim naprawdę ogromna ofiarność. Ale wracając do tematu, w tym kontekście srebro,
jakie udało się uzyskać, przeznaczone było w większej części na bicie monet 6
groszowych, które były „wynalazkiem” rewolucji gdyż zawierały mniej srebra niż
ich wartość nominalna. Były to monety podwartościowe, których produkcja była
najbardziej opłacalna. Stad nie może dziwić, że wybito ich aż ponad 13 milionów
sztuk. Żaden inny nominał za czasów SAP nigdy nie zbliżył się do tak wielkiego
nakładu. Bito też nowe 6-cio złotowe talary, których wytwarzanie też były
bardzo opłacalne a szczególnie ważne było to, że wykorzystywano je w obrocie zagranicznym. Nakłady talarów z 1794 i 1795 są również odpowiednio większe
niż wcześniejszych roczników. Zatem w tym kontekście bicie „normalnych”
nieopłacalnych dziesięciogroszówek zostało zaniechane i była to uzasadniona
decyzja ekonomiczna. Tym samy praktycznie całe srebro szło w 6 groszówki,
trochę dwuzłotówek na rynek krajowy oraz grubsze talary do większych
transakcji.
Nie znaczy to jednak, że nie było w 10 groszówek z
1794 i 1795 roku. Otóż były i to jest mój drugi argument za fałszerstwem wyżej
opisanych monet. Jak to możliwe? Otóż to proste, jeśli się zauważy, że w 1794
roku wprowadzono do obiegu po raz pierwszy Bilety Skarbowe, czyli pierwowzór
banknotów. To był istna rewolucja
podczas rewolucji. Społeczeństwo z trudem przekonywało się do kawałka papierka,
który zdaniem emitentów miał wartość przedstawioną na nominale. Władza imała się
różnych metod na przymuszenie do ich używania. Dawano ogłoszenia w gazetach
informujące społeczność o tym, że w obliczu wojny bilety skarbowe są pewnym
środkiem płatniczym. Wprowadzano kary dla podmiotów i obywateli, którzy wzbraniają
się przed przyjmowaniem w rozliczeniu banknotów. A na końcu wprowadzano
przepisy regulujące ile procent ceny za dane dobro lub usługę trzeba zapłacić w
biletach (było tego aż 50%). Zatem widzimy jak ogromną wagę przykładano wówczas
do powodzenia finansowania insurekcji za pomocą wprowadzenia banknotów do
obiegu. Oprócz wysokich nominałów wyrażonych w złotówkach (od 5 do 1000
złotych), wprowadzono także banknot o mniejszym nominale – nie jest wielką tajemnicą, że oczywiście był
to bilet dziesięciogroszowy. Przykład banknotu 10-cio groszowego prezentuje poniżej.
Podsumujmy, zatem wszystkie fakty i teorie potwierdzające
tezę, że znane nam monety dziesięciogroszowe z roczników 1794 i 1795 sa
falsyfikatami wyprodukowanymi na szkode kolekcjonerów.
Poniżej wymieniam 16 punktów, które o tym świadczą:
1) Produkcja tych monet
nie została odnotowana w żadnym raporcie z mennicy,
2) Nie ma też o nich
wzmianki w raporcie dyrektora mennicy, Puscha,
3) Nie notuje ich również dyrektor mennicy w czasach Insurekcji, Schroder,
4) Nie notuje ich też dyrektor Terlecki, twórca monografii „Mennica Warszawska”,
5) Nie ma o nich mowy w
innych źródłach i publikacjach opisujących czasy SAP,
6) Ordynacja mennicza
teoretycznie pozwala na bicie srebrnych 10-cio groszówek w 1794-1795, jednak w
tym okresie był wyjątkowy deficyt srebra i bito inne nominały,
7) Koronny argument, według ustawy monety bite w 1794 i 1795 powinny mieć oznaczenie „253 ½” a wszystkie dotąd znane (falsyfikaty) mają „stare” 250 ½,
8) W roku 1794 wprowadzono
banknot papierowy o nominale 10 groszy i bardzo starano się go wypromować,
9) Ostatnie cyfry daty w znanych
monetach są zmanipulowane lub przebite,
10) Kształt cyfry „4” w dacie 1794 jest nienaturalny, cyfra wygląda na poprawianą,
11) Kształt cyfry „5” w dacie 1795 wygląda na przebity z innej daty, wiele wskazuje na to, że został uzyskany z przebitej cyfry „2”na „3”,
12) Kształt cyfy „5” w monecie z kolekcji Muzeum w
Krakowie jest odmienny od punc z ta cyfrą stosowanych w tym roku, a dodatkowo
stempel rewersu jest identyczny ze stemplem monety z 1793 roku, co świadczy o
fałszerstwie na szkodę kolekcjonerów,
13) Pierwszy, monety tego typu opisał Karol Plage a
pozostałe nowsze katalogi cytowały i bezrefleksyjnie powielały jego ustalenia i rysunki,
14) Występowanie przerobionej monety na 1795 w kolekcji hr. Hutten-Czapskiego i katalogu Karola Plage, może świadczyć o tym, że
mamy do czynienia z fałszerstwem popełnionym w XIX wieku,
15) Fałszerstwo ogłosił już wcześniej (przede mną) Rafał Janke w swojej publikacji „Źródła…”,
16) W najnowszym katalogu
monet SAP ich istnienie jest również poddane w dużą wątpliwość.
Jak dla mnie powyższa seria argumentów, choć pewnie nie jest pełna - za to jest w zupełności wystarczająca. Zachęcam do dodawania w komentarzach kolejnych argumentów, na które ja pisząc nie wpadłem lub ich wystarczająco jasno nie sformułowałem. Być może to własnie Wasze uwagi jeszcze bardziej wyczerpią temat.
To już koniec tej opowieści o słynnych i drogich monetach, których nie ma. Liczę, że zebrany przez mnie materiał z różnych źródeł lepiej pozwala zrozumieć istotę problemu. Argumenty w liczbie 16, które przytoczyłem powyżej powinny wpłynąć na otwarte traktowanie tych monet, jako falsyfikaty. W każdym razie nie jest to wiedza tajemna, biorąc pod uwagę, że żadna licząca się publikacja (oprócz katalogu Plage) NIGDY nie notowała tych monet. Liczę, że wszystkie kolejne katalogi i źródła wiedzy o mennictwie SAP będą już jawnie głosiły pogląd, że ostatnie monety 10-cio groszowe wybito w mennicy warszawskiej w 1793 roku. Dzisiejszą wypowiedź traktuje, jako swój głos w dyskusji, jaka toczy się na forum TPZN (Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego, do którego z dumą należę J). Można się o tym przekonać lub nawet do dyskusji dołączyć TU . Dziękuję za doczytanie do końca i zapraszam ponownie niebawem J
To już koniec tej opowieści o słynnych i drogich monetach, których nie ma. Liczę, że zebrany przez mnie materiał z różnych źródeł lepiej pozwala zrozumieć istotę problemu. Argumenty w liczbie 16, które przytoczyłem powyżej powinny wpłynąć na otwarte traktowanie tych monet, jako falsyfikaty. W każdym razie nie jest to wiedza tajemna, biorąc pod uwagę, że żadna licząca się publikacja (oprócz katalogu Plage) NIGDY nie notowała tych monet. Liczę, że wszystkie kolejne katalogi i źródła wiedzy o mennictwie SAP będą już jawnie głosiły pogląd, że ostatnie monety 10-cio groszowe wybito w mennicy warszawskiej w 1793 roku. Dzisiejszą wypowiedź traktuje, jako swój głos w dyskusji, jaka toczy się na forum TPZN (Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego, do którego z dumą należę J). Można się o tym przekonać lub nawet do dyskusji dołączyć TU . Dziękuję za doczytanie do końca i zapraszam ponownie niebawem J
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwów WCN, Antykwariatu
Numizmatycznego Michała Niemczyka, Muzeum Narodowego w Krakowie, katalogu
Parchimowicz/Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, opracowania
autorstwa Rafała Janke, strony www.pinakoteka.zascianek.pl
oraz z internetu wyszukanych usługa Google Grafika. Dodatkowo do napisania
artykułu użyłem informacji z książek: Rafała Janke „Źródła z dziejów mennicy
warszawskiej 1765-1868”, Władysława Terleckiego „Mennica warszawska”, Tadeusza
Korzona „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta 1764-1794” tom III. Na końcu
wymieniam katalogi, z jakich korzystałem. Katalogi książkowe: Janusz
Parchimowicz/ Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”, Karol
Plage „Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki polskiej”, Czesław Kamiński/
Edmund Kopicki „Katalog Monet Polskich 1764-1864”, Janusz Parchimowicz „Monety
Polskie od Władysława IV (1633) do 1916”. Na końcu katalogi internetowe,
wszystkie są oczywiście dostępne w zakładce bloga LINKI: http://fortresscatalogue.com/, http://cenum.pl/, http://www.katalogmonet.pl/ .
bardzo ciekawa sprawa, Posiadam ów monetę z 1795
OdpowiedzUsuń