Dawno nie pisałem nic o zakupach nowych monet i związanym z
nimi udziałem w aukcjach monet organizowanych przez WCN. Tym razem mam świetny
powód, ponieważ właśnie w poprzedni weekend odbyła się niezwykle interesująca
aukcja stacjonarna-internetowa nr 66e. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż po
kilku miesiącach wyraźnej posuchy, jeśli chodzi o wystawiany do sprzedaży
asortyment numizmatów (głównie dotyczy cotygodniowych aukcji internetowych),
tym razem pokazało się w ofercie coś, na co serca amatorom mennictwa SAP zabiły
nieco mocniej. Nie uprzedzając faktów napiszę tylko, że niesamowite wyniki
osiągnięte na tej aukcji świadczą raczej o tym, że serca zabiły nie tylko
„mocniej” a raczej było to prawdziwe „kołatanie komór”… a dodatkowo chyba nie
tylko „amatorom”, ale pewnie i „zawodowym” wielbicielom monet Stanisława
Augusta Poniatowskiego. Nie bez znaczenia jest również fakt, że jako „stały
bywalec” z dużym wyprzedzeniem otrzymałem od organizatorów miłą przesyłkę
zawierającą bezpłatny katalog. Nie zmienia to faktu, jak już kiedyś wcześniej
napisałem, że nie zbieram papierowych wersji katalogów aukcyjnych, ale i tak
pomimo tego, odebrałem ten fakt, jako zindywidualizowane podejście do klienta i
zaproszenie do udziału, – z czego oczywiście skorzystałem i bez wahania
zapisałem się do udziału w tym wydarzeniu.
Zapowiadało się, więc bardzo ciekawie.
Wróćmy na początek do oferty. Bogata oferta monet SAP,
jakiej nie było w handlu od kilku miesięcy. Co ciekawe, bogata nie tylko po
względem ilości monet ostatniego króla – tych było aż 120, co stanowiło około
14% (120/935) całego wystawionego asortymentu, ale także pod względem, jakości
numizmatów oraz rodzajów monet. Otóż mieliśmy w tą sobotę unikalną możliwość
zakupu wielu monet bardzo wysoko ocenionych, co do ich stanu zachowania. Dodatkowo
nie były to w większości monety „grube” (jakże powszechne na aukcjach
stacjonarnych) a raczej mniejsze nominały – monety zdawkowe, które dla mnie i
pewnie wielu pozostałych amatorów tego okresu są najbardziej liczną,
interesującą grupą zbiorów. Ja osobiście, jak zwykle nastawiony byłem wyłącznie
na srebrne monety koronne, więc mój zakres zainteresowania ze 120 zmniejszył
się już na wstępie do 46 obiektów. Trzeba przyznać, że to i tak nieźle vs
poprzednie tego typu imprezy - miałem, więc sporo pracy i wiele zabawy podczas
analizy poszczególnych monet. Flagowce oferty monet koronnych SAP to oczywiście
bardzo ciekawe i rzadkie półtalary z 1767 i 1768 roku. Znając jednak realia,
czyli w tym wypadku ich ceny szacunkowe vs mój budżet, oceniłem je od razu na wstępie,
jako „po za zasięgiem” i ograniczyłem się już tylko do podziwiania zdjęć J. Dalej było już
lepiej, już na pierwszy rzut oka oceniłem, że mamy do czynienia z bardzo
ciekawym zbiorem drobniejszych nominałów SAP. Moją szczególną uwagę zwróciły
półzłotki, z których wiele było w ciekawych rocznikach, które na aukcjach
pojawiają się stosunkowo rzadko a do tego okazy te były zastanawiająco
„porządnych stanach”. Generalnie wyglądało to trochę jakby ktoś chciał
skorzystać na mocnej popularności tego okresu wśród kolekcjonerów i
wysprzedawał swoją kolekcję. Już wtedy wiedziałem, że sporo z nich będzie dla
mnie interesujących i zapowiada się prawdziwa uczta dla amatorów tego okresu
mennictwa J
Napiszę teraz po krótce jak wiele dań podczas tej „uczty”
zdecydowałem się skosztować, do ilu z nich dopchałem się do stołu i ilu w
efekcie spróbowałem oraz jak bardzo się przy tym najadłem (oraz czy mi się to
nie odbiło czkawką J).
Podczas wstępnego przeglądu aukcji, zwracam oczywiście największą uwagę na
monety, które pasują do mojego zbioru a co za tym idzie, ich ewentualny zakup
byłby jego uzupełnieniem. Postanowiłem sobie również, że już czas, abym już
zaczął też trochę pomagać przypadkowi w pozyskiwaniu nieopisanych egzemplarzy,
więc w kolejnym kroku przepatrzyłem je również pod względem ciekawych odmian i
wariantów. Kiedy zakończyłem wstępną selekcje interesujących mnie monet,
przeszedłem płynnie do kolejnego etapu, w którym oceniam subiektywnie stany
zachowania monet i porównuje to z opisem aukcyjnym. Tu zatrzymam się chwilkę.
Już podczas opisu ostatniej aukcji WCN nieśmiało zwróciłem uwagę, że ocena stanu
zachowania monet zaproponowana przez aukcjonera, moim zdaniem nie zawsze
pokrywa się ze standardem. W sumie nie jest to może nic dziwnego, w końcu takie
jest prawo sprzedającego a po za tym, jak by każdy miał to samo zdanie, to
życie byłoby nudne…, ale jednak w tym przypadku mamy do czynienia z aukcją
internetową ze znacznie ograniczoną możliwością weryfikacji sprzedawanych monet
w naturze. Nie ma, zatem nic niestosownego w tym, aby oczekiwać (a może i nawet
wymagać) od sprzedawcy pewnego, wyższego niż w standardzie poziomu unifikacji
ocen. Osobiście bardzo sobie cenię szczerość w handlu a pracując ponad 20 lat w
tak zwanym „dziale sprzedaży” jestem chronicznie wyczulony na różne zagrywki w
tym i na takie jak opisane. Jako świadomy klient lubię mieć komfort pewności i
zanim zacznę cokolwiek bidować chciałbym mieć to wewnętrzne przekonanie, że
opis monet w katalogu nie odbiega zbyt mocno od ich realnego wyglądu w rzeczywistości.
Osobiście do ocen monet SAP preferuję skalę Edmunda Kopickiego wraz z uwagami i
komentarzem Jerzego Chałupskiego. Wiedze teoretyczną czerpie z archiwalnego
artykułu Pana Jerzego „Stany Zachowania Monet” dostępnego na portalu e-numizmatyka.pl pod tym
LINKIEM
Zacytujmy teraz autora z powyższego artykułu.
„Osobiście preferuję skalę zaproponowaną przez Edmunda Kopickiego w
"Katalogu podstawowych typów monet i banknotów Polski oraz ziem
historycznie z Polską związanych" Warszawa 1989, Tom IX, część 4 -
"Kryteria i elementy klasyfikacji":
- 1 - sm
- STAN MENNICZY - bez żadnych defektów, zarysowań i śladów czyszczenia.
- 2 - zn
- ZNAKOMITY - bez żadnych defektów, zarysowań i śladów czyszczenia -
dopuszczalne drobne uszkodzenia powstałe w mennicy na skutek normalnego
postępowania z wybijanymi monetami i naturalna patyna; tło ze śladem
połysku stempla.
- 3 - bp
- BARDZO PIĘKNY - monety z obiegu z minimalnymi śladami zużycia, rysunek i
napisy doskonale czytelne z ostrymi krawędziami, niedopuszczalne obicie
obrzeża (rantu).
- 4 - p
- PIĘKNY - widoczne dość znaczne ślady zużycia np. starte drobne szczegóły
rysunku i legendy, ale rysunek rozróżnialny, a legendy w pełni czytelne.
- 5 - bd
- BARDZO DOBRY - bardzo znaczne zużycie, ale kontury rysunku widoczne.
Pojedyncze litery legendy i drobne detale rysunku nie zupełnie czytelne.
Można określić monetę (nominał, data, mennica).
- 6 - d
- DOBRY - część rysunku i legendy zupełnie wytarta. Można określić monetę
(niektóre elementy tylko na podstawie znajomości literatury).
- 7 - z
- ZŁY - na skutek wytarcia i innych uszkodzeń moneta nie daje się w pełni
określić”
W grupie zaledwie kilkunastu monet, którymi byłem wstępnie
zainteresowany, co najmniej kilka ocen wydaje się zawyżonych. Oczywiście nie
widziałem tych monet na żywo i …nie mogę wykluczyć tego, że być może zyskują
przy bliższym poznaniu J.
Weźmy pierwszą z brzegu monetę, którą
byłem żywo zainteresowany. Pozycja 440, półzłotek z 1768 roku, na którego
„poluje” już od dłuższego czasu. Jego stan zachowania w oczach specjalistów
oceniony został na pełne II. Nawet z wielką tolerancją, jaką wobec swoich
zakupów zwykle żywią przyszli posiadacze monety, nie oceniłbym jej tak wysoko.
Moim zdaniem do stanu ZNAKOMITY naprawdę sporo jej brakuje, szczególnie, że
gołym okiem widać wyraźne efekty obiegu, widoczne, jako znaczne przetarcia
legendy otokowej na awersie, zanikająca interpunkcja na rewersie czy choćby zmęczone
liternictwo. Jak dla mnie to maksymalnie dobra III. Przykładów moim zdaniem
zawyżonej oceny podczas tej aukcji było nieco więcej i to patrząc tylko przez
pryzmat kilkudziesięciu monet, które mnie szczególnie interesowały. Nie będę tu
teraz wymieniał wszystkich przypadków, bo jak pisałem to moja subiektywna ocena
i nie tego ma dotyczyć ten wpis. Chciałem tylko w tym miejscu zaapelować do
szanownych organizatorów o zwrócenie na to większej uwagi. Co ważne jak się później
okazało, nie miało to większego wpływu na popularność i ceny, jakie te
„zawyżone” monety uzyskały. Zatem jak widać popyt na SAP jest tak duży, że
przejdzie praktycznie wszystko, co się pojawi się na półce…coś jak rodem z PRL-u.
Jak w tych okolicznościach przyrody kupić coś po w miarę
rozsądnej cenie? I to właśnie będzie temat dalszej części tego artykułu. Ale
zanim do tego dojdę i pokarzę dane, które uzasadnią moją tezę o wyjątkowej
popularności, jaką uzyskał okres SAP wśród kolekcjonerów monet, to winny jestem
jeszcze kilka istotnych informacji, co do mojego udziału w tym wydarzeniu. Otóż
ta aukcja zupełnie przypadkowo okazała się dla mnie wyjątkowa. Z powodów ode
mnie niezależnych musiałem przesunąć o tydzień zaplanowany grubo wcześniej
urlop i w efekcie wyszło mi tak niezręcznie, że na aukcyjną sobotę miałem
zaplanowane całodniowe wyjście w góry. Jako „przewodnik wycieczki” nie wypadało
mi (no i też sam tego nie chciałem) zmieniać wakacyjnych planów i
podporządkowywać wszystko pod bycie online i udział w aukcji. Z drugiej strony
wiedziałem, że jest możliwe by podczas wycieczki zorganizować to wszystko tak,
aby około godziny 13 (tak szacowałem początek licytacji interesujących mnie
monet SAP) zakotwiczyć gdzieś w schronisku na przerwie obiadowej i ogarnąć przy
okazji swoje aukcje. W tym miejscu wypada mi się zatrzymać na chwile i bardzo mocno pochwalić Warszawskie Centrum Numizmatyczne za to, że jest otwarte na opinie swoich klientów. Może ktoś pamięta, jak opisując swój udział w poprzedniej aukcji WCN zgłosiłem nieśmiało postulat (w imieniu wszystkich amatorów mennictwa SAP) o podawanie do wiadomości jeszcze przed startem licytacji o której godzinie planowana jest tak zwana "przerwa obiadowa". Kto nie pamięta to przypomnę, że licytacje monet Stanisława Augusta wypadają najczęściej w połowie aukcji i nigdy wcześniej nie można było skutecznie zaplanować o której to mniej więcej to będzie i czy czasem tuż przed pierwszą licytacją SAP nie zostanie ogłoszona przerwa na lunch. Proszę teraz cofnąć się do pierwszego zdjęcia i spojrzeć na katalog aukcji 66e, informacja o planowanej przerwie została dodana na okładce. Sprawa wydawałoby się z pozoru banalna, ale z punktu widzenia klientów ważna. Jeszcze raz dziękuję i doceniam :-)
Po namyśle, wolałem się jednak zbytnio nie ograniczać i zdecydowałem, że podczas urlopu mam zarówno prawo jak i obowiązek dobrze i aktywnie wypocząć. W efekcie zdecydowałem się na skorzystania z opcji wcześniejszego złożenia limitów licytacyjnych na intersujące mnie monety. Limitów? – ja, który jak wiecie kocham licytacje i lubię czuć emocje związane nie tylko z pasja do monet, ale i z uczestnictwie w żywym spektaklu, jakim jest aukcja/konkurencja z innymi użytkownikami. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc na początek zapoznałem się z regulaminem. Wyszło na to, że złożenie limitów jest funkcją banalnie prostą i w ramach przyznanego budżetu można sobie dowolnie szastać „wirtualnym szmalem”. Pomyślałem sobie, że ważna może okazać się strategia ofert i wykorzystania budżetu. Trzeba być z jednej strony rozważnym i wziąć pod uwagę, że można „przez przypadek” wygrać wszystkie aukcje, na które złożyło się oferty, co z kolei przekłada się na to, że regulamin i honor nakazuje, aby te monety w terminie opłacić i odebrać. Z drugiej strony można śmiało zakładać, że statystycznie nieuzasadnione jest twierdzenie, że wygramy wszystkie aukcje, zatem wypadałoby się skoncentrować (budżetowo) na tych monetach, na których zależy nam najbardziej by poprawić swoje szanse na zwycięstwo. Po przemyśleniu tematu i ustaleniu tych wszystkich zmiennych złożyłem limity, czyli wcześniejsze maksymalne oferty aż na 16 monet, za niebagatelną jak na moje wcześniejsze zakupy kwotę. W tym kontekście bardzo ważne jest prawidłowe oszacowanie „ile realnie warta jest dana moneta” oraz „ile maksymalnie jestem w stanie zapłacić/przepłacić” by wygrać dana aukcję. Oczywiście będąc po za aukcją online nie ma się szans na reakcje w przypadku dużej popularności i przebicia oferty, więc trzeba to wszystko połączyć nie tracąc przy tym rozsądku w swoich ocenach. Tu pewnie każdy ma swoją strategię, ja tez swoją miałem, dobrze przeanalizowałem każdą z monet i postąpiłem zgodnie z tym, co podpowiadał mi rozum, wiedza oraz niemałe przecież już doświadczenie. O efektach mojej strategii napisze już za chwilę w dalszej części wpisu.
Po namyśle, wolałem się jednak zbytnio nie ograniczać i zdecydowałem, że podczas urlopu mam zarówno prawo jak i obowiązek dobrze i aktywnie wypocząć. W efekcie zdecydowałem się na skorzystania z opcji wcześniejszego złożenia limitów licytacyjnych na intersujące mnie monety. Limitów? – ja, który jak wiecie kocham licytacje i lubię czuć emocje związane nie tylko z pasja do monet, ale i z uczestnictwie w żywym spektaklu, jakim jest aukcja/konkurencja z innymi użytkownikami. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc na początek zapoznałem się z regulaminem. Wyszło na to, że złożenie limitów jest funkcją banalnie prostą i w ramach przyznanego budżetu można sobie dowolnie szastać „wirtualnym szmalem”. Pomyślałem sobie, że ważna może okazać się strategia ofert i wykorzystania budżetu. Trzeba być z jednej strony rozważnym i wziąć pod uwagę, że można „przez przypadek” wygrać wszystkie aukcje, na które złożyło się oferty, co z kolei przekłada się na to, że regulamin i honor nakazuje, aby te monety w terminie opłacić i odebrać. Z drugiej strony można śmiało zakładać, że statystycznie nieuzasadnione jest twierdzenie, że wygramy wszystkie aukcje, zatem wypadałoby się skoncentrować (budżetowo) na tych monetach, na których zależy nam najbardziej by poprawić swoje szanse na zwycięstwo. Po przemyśleniu tematu i ustaleniu tych wszystkich zmiennych złożyłem limity, czyli wcześniejsze maksymalne oferty aż na 16 monet, za niebagatelną jak na moje wcześniejsze zakupy kwotę. W tym kontekście bardzo ważne jest prawidłowe oszacowanie „ile realnie warta jest dana moneta” oraz „ile maksymalnie jestem w stanie zapłacić/przepłacić” by wygrać dana aukcję. Oczywiście będąc po za aukcją online nie ma się szans na reakcje w przypadku dużej popularności i przebicia oferty, więc trzeba to wszystko połączyć nie tracąc przy tym rozsądku w swoich ocenach. Tu pewnie każdy ma swoją strategię, ja tez swoją miałem, dobrze przeanalizowałem każdą z monet i postąpiłem zgodnie z tym, co podpowiadał mi rozum, wiedza oraz niemałe przecież już doświadczenie. O efektach mojej strategii napisze już za chwilę w dalszej części wpisu.
W sobotę obudziłem się rześki i wypoczęty, od rana byłem
pełen optymistycznych myśli, co do moich przyszłych zakupów. Pogoda dopisała, a
ja radosny i w dobrym humorze wyruszyłem na całodniową wędrówkę w góry. Spośród
swoich wszystkich 16 ofert na 3 monety nastawiłem się szczególnie (zgodnie ze
strategią) i znacznie przekroczyłem kwoty określone przez organizatorów, jako
„cena szacunkowa”. Pomysł był taki, że tych trzech aukcji nie mogę przegrać.
Najbardziej zależało mi na 6 groszówce z 1794 roku z błędem AGUTUS, która
brakuje mi do kompletu zebrania wszystkich wariantów tego rocznika, pokazanym
wyżej półzłotkiem z 1768 roku oraz na świetnie zachowanej 10 groszówce z 1793
roku. To były moje „konie”, na które postawiłem. Pozostałe 13 monet, na które
złożyłem oferty wyceniłem również dosyć wysoko, ale operowałem kwotami dużo
rozsądniej. Muszę tu przyznać, że podczas wycieczki czasami jednak uciekałem
myślami do aukcji wyobrażając sobie i zakładając wewnętrznie różne scenariusze
pod tytułem „ile monet uda mi się w efekcie wygrać”. Nawet byłem zadowolony z
tego, że zrobiłem sobie taka miła odmianę/niespodziankę i wieczorem po kąpieli,
przy piwku, odpalę sobie laptopa, i będę cieszył się jak dziecko z nowych
zabawek. Po raz kolejny okazało się, że pasja kolekcjonerska jest bardzo silnym
uczuciem, które uzależnia nie mniej niż wrodzony optymizm i też jest w stanie „góry
przenosić”. I tak właśnie tego dnia śmigałem sobie po sudeckich szczytach jak
nie przymierzając mega-pozytywna kozica. Wieczorem zgodnie z planem sprawdziłem
efekty swoich ofert, które krótko charakteryzuje poniższa tabelka.
Jedno słowo – r o z c z a r o w a n i e L. Nie, nie jedno… były
też drugie i kolejne słowa, jakie się cisnęły, cos typu – zaskoczenie,
niedowierzanie i w efekcie złość. NIC NIE WYGRAŁEM i nie mam nowych trofeów do
kolekcji. Po chwili przyszedł jednak czas na zimniejszą i spokojniejszą
analizę. Na plus jednak zaliczam sobie niezrujnowany budżet oraz świadomość, że
ceny, jakie zostały zapłacone (proszę doliczyć 12% opłaty aukcyjnej) są
kosmiczne vs historia ofert podobnych egzemplarzy oraz moja subiektywna ocena
ich wartości. Wracając do nomenklatury, w której aukcja miała być wielką ucztą,
trzeba powiedzieć szczerze, że nie udało mi się w ogóle dopchać do suto
zastawionego stołu i z imprezy wróciłem głodny i wkurzony J (vide mail poniżej).
Nic to, w każdym razie nie ma się, na co obrażać na
rzeczywistość. Czasem to się zdarza i być może powtórzy się w tym przypadku, że
te kosmicznie wylicytowane monety niebawem znajdą się w ponownym obiegu. Nie
składam broni, poczekam na swoje okazje a jednocześnie nie mam zamiaru tracić
realnej oceny sytuacji. Czego sobie jak i Wam życzę. Przy okazji informuję, że
tytuł dzisiejszego wpisu jest zlepkiem słów-kluczy, jakich użyłem pisząc ten
tekst. Tytuł może nie najlepszy, ale dość powiedzieć, że miałem fajniejszy
pomysł, czyli „nie dla psa kiełbasa”, ale to zdradziłoby zbyt wiele już na
wstępie. Dziękuje za doczytanie do końca i do zobaczenia za kilka dni J
We wpisie wykorzystałem zdjęcia z archiwum aukcji WCN 66e oraz artykuł Jerzego Chałupskiego "Stany Zachowania Monet" z portalu e-numizmatyka.pl.
Czy nie uważa Pan, że skuteczność Pana "strzałów" może mieć związek z niedawną publikacją katalogu SAP i własną twórczością na blogu?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Panie Jerzy,
OdpowiedzUsuńDziekuję bardzo za to pytanie, sam zastanawiałem sie już nad tym wielokrotnie...
Katalog może i rzeczywiście wywarł wpływ na wzrost popularności okresu. Na moje pisanie na blogu miał wpływ i był jego katalizatorem. Chociaż z drugiej strony z tego co widziałem, to nie sprzedaje się jakoś rewelacyjnie, zaledwie kilka sztuk raptem zeszło na tych aukcjach które przy różnych okazjach obserwowałem.
Mój blog to jednak obiektywnie oceniając niszowa działalność, więc jego wagi bym tu nie przeceniał.
A na "chore" ceny ostatnich aukcji mam swoje zdanie. Trzeba jasno powiedzieć, że okres SAP jest efektowny i ciekawy a podaż monet raczej niewielka. Z drugiej strony sprzedawcy zaczeli stosować ofensywny marketing i juz nie czekaja na klienta lecz wychodzą z kolorową ofertą. To na pewno jest skuteczne, działa na ludzi (klientów) i coraz trudniej będzie coś normalnie kupić. A co Pan o tym sądzi? Czy po publikacji Pana katalogów i popularnych postów na blogu zaobserwował Pan podobne zależności?
Pozdrawiam
"Czy po publikacji Pana katalogów i popularnych postów na blogu zaobserwował Pan podobne zależności? "
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno odpowiadam. Przegapiłem Pana reakcję na mój komentarz.
Tak, zauważyłem, że każda publikacja (drukowany artykuł, katalog, wpis na blogu, dyskusja na forum) dotycząca węższej lub szerszej dziedziny numizmatyki wywołuje reakcję - zwiększenie popytu na omawiane w tej publikacji monety. Tak było po publikacji pierwszego mojego katalogu (Królestwo Polskie 1917-1918), tak było po internetowych wpisach dot. boratynek i wydaniu ich katalogu przez C. Wolskiego. Jestem pewien, że podobna reakcja nastąpi w najbliższych tygodniach, kiedy rozejdzie się pierwszy rzut książki S. Pawlikowskiego o półgroszach Jagiełły.