Dzień dobry wieczór. Mam nadzieję, że macie czas J.
Chciałbym dziś wreszcie nieco napocząć kolejny niezwykle burzliwy okres w
dziejach Rzeczpospolitej pod panowaniem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Niezwykły
czas, po którym już nic nie było takie same…Ten tekst nie będzie jednak żadnym (nie
daj Boże) wykładem. Zresztą, ja żadnym znawcą nie jestem i „wykładać” to mogę
najwyżej towar na półki w Biedronce. Ta historia została już wielokrotnie opowiedziana
przez artystów i historyków, więc nie będę im zabierał chleba, tylko posłużę
się tymi sprawdzonymi źródłami. Dzisiejszy tekst ma być w zamyśle miłą w
odbiorze składnicą podstawowych informacji o Konfederacji Barskiej i ma
stanowić specyficzny wstęp do kilku kolejnych (zaplanowanych już dość dawno) wpisów,
gdzie rzecz będzie o srebrnych monetach SAP wybitych właśnie w tym niespokojnym
czasie. Nie byłbym oczywiście sobą gdybym czasem jakiegoś komentarza od siebie
nie dodał, jednak chcę uniknąć przydługiego bajdurzenia i zanudzania czytelników
setkami istotnych dat czy faktów. Gdybym zaczął pisać o tym „po swojemu”, to zapewne
nie skończyłbym tak szybko i tak bym namieszał, że polska szlachta miałaby do
końca szanse na zwycięstwo. Szczególnie, że temat do opowiedzenia jest wielowątkowy,
dość skomplikowany i wcale nie taki jednoznaczny, jeśli chodzi o oceny. Moim
celem na ten wpis jest zainteresowanie czytelników tematem, na tyle by sami
sięgnęli po bardziej szczegółowe materiały, które zresztą też im dziś
zarekomenduje. A wszystko to po to, gdyż uważam, że podstawowy (szkolny) poziom
wiedzy na temat tytułowej konfederacji, jaki nie dawno jeszcze sam
reprezentowałem, zdecydowanie różni się od tego, co należy wiedzieć by wyrobić
sobie zdanie o tym, jak było naprawdę. Dlatego uważam, że warto bliżej poznać
najistotniejsze zagadnienia, bo w tym temacie w narodzie panuje wiedza na bardzo
powierzchownym poziomie. I każda próba zbliżenia się do poznania obiektywnej
prawdy jest uzasadniona i warta drobnego wysiłku. I właśnie głównie, dlatego
powstaje dziś ten artykuł.
W ciągu ostatnich 250 lat, ogólna ocena Konfederacji
Barskiej, jej uczestników, przebiegu i skutków, zwykle zależała od okresu, w
jakim akurat była prowadzona analiza oraz w znacznym stopniu również od
aktualnego kontekstu społeczno-politycznego. Bardzo często podczas tych
wszystkich dywagacji i rozdrapywania narodowych ran, przy okazji rykoszetem
obrywało się wszystkiemu niepasującemu do bieżącej mody i oceny opinii publicznej.
Najczęściej jednak, bez względu na czas i miejsce, „dostawało się” ostatniemu
królowi, jako dyżurnemu, głównemu czarnemu charakterowi ówczesnych wydarzeń.
Osobiście mam na ten temat zdecydowanie odmienne zdanie. Uważam, że Poniatowski
po raz kolejny na początku swojego panowania został postawiony miedzy młotem a
kowadłem i jakby się w tej sytuacji nie wyginał to i tak stał na z góry
straconej pozycji. To oczywiście nie tylko moje zdanie, ale opinia dominująca,
gdy poddać wydarzenia Konfederacji Barskiej obiektywnej i wolnej od uprzedzeń
ocenie. Jednak ja nie lubię narzucania jednego punktu widzenia i wolę jak każdy
dochodzi do swoich własnych wniosków. Dlatego
też stojąc na straży obiektywnego przekazu, zdecydowałem się wykorzystać w tym celu
istniejące już źródła i publikacje. Sięgnę dziś nawet po zdobycze techniki XXI
wieku, czyli krótkie filmiki z kanału Youtube, w których zacne i uznane
autorytety w przystępny sposób podzielą się z czytelnikami bloga własnym
punktem widzenia. W ten sposób chciałbym podać dziś czytelnikom bloga
lekkostrawną porcję wiedzy, w nadziei, że jeśli kogoś ten niezwykły temat
bardziej zainteresuje, to znajdzie dziś odpowiednie źródła by pogłębić wiedzę i
wyrobić sobie własne zdanie. A możecie mi wierzyć na słowo, że losy kraju w
okresie od roku 1768 do 1772, są pełne interesujących wydarzeń i aż kipią od zaskakujących
zwrotów akcji. Znamienne jest również to, że nie tylko same fakty historyczne są
tu ciekawe, ale również nie mniej ważne są intencje osób „zamieszanych” w te
wydarzenia. Był to, bowiem czas, gdy wzniosłe hasła w stylu: wiara, wolność,
niepodległość, nie dla wszystkich znaczyły to samo i na każdym kroku mieszały
się z bieżącą polityką, karierą i zwykłą ludzką zawiścią - plącząc wszystko ze
sobą w misterny węzeł. Ale taki porządnie poplątany, z którego nawet sam Salomon
by nie nalał J.
Ale zanim utoniemy w wirze walki zbrojnej i
politycznej Rzeczpospolitej drugiej połowy XVIII wieku, to najsampierw chciałbym
poddać krótkiej analizie, sam fakt potrzeby publikowania tego typu wpisów na
blogu o monetach. Czy warto się aż tak wymądrzać i powielać podstawowe
informacje, które są przecież ogólnodostępne i możliwe do przyswojenia z wielu
źródeł? W sumie to nie wiem, czy warto, ale zawsze można spróbować. Ja w każdym
razie mam taką potrzebę, by do tekstów o starych monetach dodawać nieco tła historycznego.
Bo przecież, jak ktoś się na tym dobrze zna, to nic mu się nie stanie jak sobie
jeszcze raz o tym poczyta. A jak ktoś o tym jeszcze nie słyszał, to zawsze
warto go zainteresować. Powszechnie znana jest definicja, w której numizmatykę
określa się, jako dziedzinę pomocniczą historii. I chociażby z tej prostej
przyczyny można uznać, że skoro obiektem naszych zainteresowań są dawne monety,
to wypadałoby poznać nieco lepiej okres, w którym one obiegały. To prawdy
oczywiste. To jednak, co mnie interesuje najbardziej, to obserwacja jak taki
proces przebiega i to nie tylko na własnym przykładzie, ale również na
przykładach innych znanych mi amatorów monet.
Bo przecież kolekcjonowanie to hobby i żadnego przymusu nie ma. To, czy
miłośnik numizmatyki zgłębia historię, pozostaje jedynie w ramach jego własnego
wyboru. Z tej perspektywy, praktyka wskazuje, że najczęściej pasja zaczyna się
od monet i dopiero w późniejszym okresie przeradza się w coś bardziej
złożonego. Sprzyja temu procesowi nabieranie doświadczenia, które przychodzi z
czasem a które wzmaga konieczność przyswojenia odpowiedniej porcji informacji
oraz samodzielne poszukiwanie źródeł, które w obecnych, cyfrowych czasach, nie
jest przecież znowu niczym skomplikowanym. Z zadowoleniem obserwuję jak z
niedoświadczonych amatorów i zbieraczy monet po pewnym czasie kształtują się
osoby dobrze zorientowane w temacie swojej kolekcji oraz przy okazji, lekko
poruszające się również w jej historycznym kontekście. By się o tym przekonać,
nie trzeba od razu pisać mądrych książek, należeć do PTN (choć, to nie
zaszkodzi), czy prowadzić specjalistycznego bloga. Wystarczy choćby poobserwować
to, co się dzieje na forum TPZN.pl, które jest doskonałym inkubatorem dla rozbudzania
zainteresowań związanych z naszą pasją. A takich miejsc wymiany wiedzy i
poglądów w sieci jest znacznie więcej i większość z nich to miejsca bardzo
wartościowe.
Kiedy przypomnę sobie jak to u mnie było, to musze
przyznać, iż moja początkowa wiedza o okresie SAP była bardzo powierzchowna. Niby
słyszałem, że gdzieś dzwonią, ale nie miałem pojęcia, w którym kościele J.
Coś na granicy potencjalnego ośmieszenia się przy pierwszym lepszym pytaniu.
Wstyd to dziś przyznać, ale praktycznie nie miałem bladego pojęcia o 90%
najważniejszych faktów, które sam dziś uważam za absolutne minimum. Poziom
nauczania o historii Polski podczas mojej szkolnej przygody był niestety mierny
a i sam okres nauki nie był długi i można uznać, że cała moja bazowa wiedza to
jedynie zapamiętane strzępy informacji ze szkoły podstawowej. Tym samym można
uznać, że z historii swojego kraju byłem zupełnie zielony. W każdym razie żadnym
konkretem bym się wówczas nie popisał. Skąd my to znamy? Nikt nie rodzi się
profesorem i często trzeba zaakceptować swoje braki, zdać sobie z nich sprawę,
po to by w sprzyjających okolicznościach postarać się je uzupełniać we własnym
zakresie. Zauważam, że przy okazji dość intensywnego uprawiania pasji
numizmatycznej, te wszystkie „historie” związane z okresem panowania Stanisława
Poniatowskiego wchodzą do głowy „przy okazji” i zupełnie nie wymagają długotrwałych
studiów nad każdym tematem z osobna. To dowód, że praktycznie każdy miłośnik, dłużej
i poważniej zainteresowany historycznymi monetami, ma szansę by po pewnym
czasie obcowania z rozlicznymi źródłami, „obudzić się” nagle, jako osoba
świadoma posiadania nowej porcji wiedzy. A stąd już tylko krok od decyzji podzielenia
się nią ze znajomymi, czy w dyskusjach na forach, publikacjach na blogach i tak
dalej... Położę talara SAP przeciwko fałszywemu półzłotkowi z epoki, że
zdecydowana większość czytelników tej strony, miała kiedyś podobnie i zna to z
własnego doświadczenia. Ta nowa wiedza, to zdecydowany bonus od numizmatyki, o
którym zawsze warto pamiętać, na przykład wtedy, gdy zmieniamy swoje
zainteresowania na zbieranie numerków w plastikowych slabach.
Mnie tego w szkole nie mówili….Ale dzięki Bogu
dorastałem w czasach PRL-u wraz z Kajko i Kokoszem, którzy żywotnie i w 100%
odpowiadali za moje powierzchowne wówczas zainteresowania dawną historią kraju.
I żeby jakoś zilustrować te młodzieńcze przebłyski przyszłej pasji, wrzucam
pierwszą ilustrację J
Janusz Christa rządzi! To bardzo ważne postacie z moich
młodzieńczych lat, więc wykorzystam je bardziej i Kajko, Kokosz oraz ich
wrogowie - niecni zbójcerze, zagoszczą jeszcze w dalszej części wpisu.
A teraz przejdźmy do analizy tematu wpisu, czyli do
tego, czym była Konfederacja Barska i jak zmieniał się punkt widzenia i ocena
tego okresu w zależności od czasów i źródeł. Konfederacja z roku 1768 to sprawa
skomplikowana. Oskarżana w XVIII wieku o sprowadzenie na Polskę rozbiorów, opiewana
przez Romantyków w czasach zaborów - jako wzór niezłomnej walki o wolność,
marginalizowana w okresie Pozytywizmu za małostkowość i nieszczere intencje
magnatów, wykorzystywana przez propagandę socjalistyczną w czasach PRL-u itd. A
dla nas dzisiaj, będzie to jedynie materia, którą poddamy analizie by postarać
się poznać obiektywną prawdę, bez tych wszystkich naleciałości i wpływów. I na
początek, jako baza wyjściowa do dyskusji, najlepszy będzie okres nauki w
szkole podstawowej. Zacznijmy od tego, co rzeczywiście „było w szkole”, a więc
od lekcji języka polskiego z okresu Romantyzmu, który „odkurzył” konfederatów,
nadał im nadludzkie cechy i postawił na piedestale. Idąc tym tropem i z tej
perspektywy poznając Konfederację Barską, otrzymujemy wyidealizowany obraz
ludzi i wydarzeń, który trzeba to sobie jasno powiedzieć – niestety niewiele ma
wspólnego z rzeczywistością. Jednak takie to były „romantyczne czasy” i należy
docenić wyjątkową rolę, jaką ówcześni artyści nadali opisywanym dziś
wydarzeniom. Konfederacja Barska stał się symbolem walki o wiarę, honor i
niepodległość kraju, co z pewnością w obliczu tych wszystkich lat zaborów,
pozwoliło zbudować etos powstańca i podtrzymywać wiarę w słuszną walkę o
odzyskanie wolności. I teraz przejdźmy do przykładów opiewania konfederacji w
malarstwie, poezji i pieśni romantycznej.
Malarstwo miało zawsze szczególną rolę, bo jak
wiadomo nie od dziś, jeden obraz
zastępuje milion słów. A jeszcze jak to jest dobry obraz, namalowany przez
utalentowanego artystę, to często zwykłe symbole urastają do miana tych
narodowych. Poniżej trzy XIX-wieczne przykładowe dzieła malarskie. Obraz nr 1
to „Pułaski w Barze” pędzla Kornelego Szlegla, przedstawiający artystyczną
wizję początków zawiązania konfederacji.
Drugi obraz to dzieło Józefa Chełmońskiego
„Kazimierz Pułaski pod Częstochową”. Piękna scena batalistyczna przedstawiająca
epizod z okresu walk o stolicę polskiego kościoła, czyli jasnogórski klasztor.
Na pierwszy planie sam generał Pułaski a obok sztandar maryjny w barwach
narodowych.
Obraz numer 3 to bardzo realistyczne i oszczędne dzieło
„Konfederaci Barscy” Józefa Brandta, który nie bez powodu jest uznawany za
najlepszego polskiego malarza scen batalistycznych XIX wieku. Obraz powstał w
1885 roku i dziś znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Jak widać obrazy przekazują nie tylko artystyczną
wizję wydarzeń, ale kreują również bohaterów tych czasów. Między innymi dzięki takim
zabiegom, Kazimierz Pułaski stał się dla potomnych najjaśniejszym, niemal
świętym symbolem konfederacji. Symbolem narodowym czczonym w czasach zaborów na
równi z Tadeuszem Kościuszko, który reprezentował Insurekcję 1794. Obaj bohaterowie
zostali zmuszeni do emigracji z kraju i sławili polski oręż w walkach o wolność
Stanów Zjednoczonych. Swoje ewentualne przewiny związane z niepowodzeniem
krajowych powstań, którym przewodzili pokryli późniejszymi bohaterskimi czynami
a resztę zrobił czas. Tak to już jest,
że o bohaterach narodowych mówi się tylko dobrze i pamięta tylko ich chwile
chwały. Jednak warto w tym miejscu napisać, że nie ma ideałów i mimo ogromnego
szacunku do żołnierskich dokonań malowanego bohatera - nie był nim również Kazimierz
Pułaski. Ale, o tym warto dowiedzieć się samemu, choćby z kolejnych źródeł,
jakie podsunę w dalszej części wpisu.
Jeśli obrazy trafiają głęboko do duszy
nielicznych, to literatura ze względu na swoją popularność i powszechną dostępność,
jest pożywką dla ogółu społeczeństwa. Bardzo często te najbardziej udane
obrazy
rozbudzały później wyobraźnię poetów i pisarzy, stając się przyczynkiem do
powstawania utworów literackich. Bywało też odwrotnie. Dobrym przykładem z
okresu Romantyzmu jest słynny dramat Juliusza Słowackiego „Ksiądz Marek”. Poemat
w trzech aktach wydany z 1843 roku w Paryżu. Lektura jest dostępna w ramach
wolnego dostępu online. Akcja rozgrywa się na początku konfederacji, podczas
upadku Baru w 1768 roku. To właśnie tam
tytułowy duchowny przywódca szlacheckiej konfederacji (jak to dziś dziwnie,
islamsko brzmi) karmelita Marek Jandałowicz podniesiony został przez
Słowackiego do rozmiaru romantycznego symbolu Bożego rycerza i proroka. Ten
słynny w XIX wieku utwór ogromnie wpłynął na postrzeganie konfederacji w
społeczeństwie żyjącym pod zaborami. Poeta w swoim utworze ukazał bohaterskich
republikańskich barzan na tle „dawnej Polski” w postaci magnaterii i monarchii
ukazanych w negatywnym świetle. Należy pamiętać, że poematy rządzą się swoimi
prawami i jest to taka nieco artystyczna wariacja na temat. Szczególnie, że autor
wcale nie stawiał sobie za cel pokazania realnego przebiegu wydarzeń. W każdym
razie na potrzeby okresu Romantyzmu i podsycania patriotycznych postaw w
narodzie bez państwa, utwór celnie trafił w gusta. Szczególnie znamienna jest
ofiara życia, jaką w poemacie złożył ksiądz Marek, który jak Mesjasz, poświęcił
się dla słusznej sprawy. Nic to, że tak naprawdę ksiądz Marek wcale nie zginął podczas
upadku Baru w 1768, a dożył swoich lat we względnym spokoju i zmarł dopiero w
1799 roku. A skoro już wywołaliśmy duchownego przywódcę konfederacji, to
zobaczmy jak wyglądał ten cudotwórca i uważany przez wielu za świętego męża
(jeszcze za życia). Dzięki nieznanemu malarzowi, który namalował domorosłego
proroka pod koniec XVIII wieku, wiemy jak ksiądz Marek wyglądał.
A teraz od poezji Słowackiego, przejdziemy
płynnie do kolejnych artystycznych dokonań, które rozsławiły etos konfederatów.
Jako, że bunt szlachty miał mocne podłoże religijne, czas pokazać kolejne
artystyczne przykłady. Pierwszy z nich to słynny obraz, który znakomicie
ilustruje nam ten wątek. Artur Grottger w 1860 roku stworzył dzieło
zatytułowane „Modlitwa konfederatów barskich przed bitwa pod Lanckoroną”. Autor to jeden z najwybitniejszych polskich
artystów Romantyzmu, więc nic dziwnego, że i w jego dziele dominuje mistycyzm
zaklęty w wątek religijnym. Modlitwa przed bitwą to polska klasyka.
W centrum obrazu artysta umieścił oczywiście księdza
Marka, którego nie było wówczas w Lanckoronie. Wizje same w sobie są piękne i
podniosłe, jednak przy okazji warto wspomnieć o wydarzeniach, które rzeczywiście
rozegrały się w roku 1771. Twierdza w Lanckoronie była jednym z ostatnich
miejsc, w których dzielnie bronili się konfederaci. Tym razem czoła Rosjanom
stawiała załoga pod dowództwem francuskiego pułkownika De la Serre. Sceny spod
Lanckorony równie dobrze mogłyby być kanwą do kolejnego filmu z cyklu „300”.
Tak, bowiem liczna była bohaterska załoga zamku, którego umocnieniem i
przygotowaniem do obrony zajął się francuski inżynier-pułkownik De la Serre wraz
ze sporą ilością swoich rodaków przybyłych do Polski na pomoc konfederatom. Liczba
300 pojawia się raz jeszcze, gdyż właśnie tylu poległych konfederatów pochowano
po bitwie we wspólnym grobie.
I teraz znów zataczamy koło wracając na chwile do Juliusza
Słowackiego, a właściwie do utworu muzycznego „Pieśń konfederatów barskich” z
pierwszego aktu „Księdza Marka”. O ile sam poemat nie był grywany zbyt często,
to wyjątkową popularność zyskał fragment utworu, który jako osobna pieśń przez
150 lat żyje swoim życiem. Tekst tej pieśni to manifest głębokiej wiary
katolickiej, miłości do ojczyzny oraz przekonania o słuszności walki o
niepodległość. Dla licznego pokolenia emigrantów, którzy musieli opuścić kraj z
powodu prześladowań zaborców, słowa te przez lata miały szczególną wartość.
Nowy wymiar utwór zyskał w latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy na potrzeby
inscenizacji poematu, muzykę skomponował Marek Kurylewicz. O dziwo pieśń
okazała się na tyle lotna i uniwersalna, że już jako „Nigdy z królami nie
będziem w aliansach” zyskała popularność wśród ruchu oporu w okresie PRL-u. Przez
pewien czas stanowiła nawet nieoficjalny hymn solidarnościowej opozycji.
Najpopularniejsze wykonanie to oczywiście duet Jacek Kaczmarski & Jacek
Kowalski z programu „Dwie Sarmacje”. Posłuchajmyż J.
Pieśń
Konfederatów barskich
Nigdy
z królami nie będziem w aliansach
Nigdy
przed mocą nie ugniemy szyi
Bo
u Chrystusa my na ordynansach
Słudzy
Maryi!
Więc
choć się spęka świat i zadrży słońce
Chociaż
się chmury i morza nasrożą
Choćby
na smokach wojska latające
Nas
nie zatrwożą
Bóg
naszych ojców i dziś jest nad nami!
Więc
nie dopuści upaść żadnej klęsce
Wszak
póki On był z naszymi ojcami
Byli
zwycięzcę!
Więc
nie wpadniemy w żadną wilczą jamę
Nie
uklękniemy przed mocarzy władzą
Wiedząc,
że nawet grobowce nas same
Bogu
oddadzą
Ze
skowronkami wstaliśmy do pracy
I
spać pójdziemy o wieczornej zorzy
Ale
w grobowcach my jeszcze żołdacy
I
hufiec Boży
Bo
kto zaufał Chrystusowi Panu
I
szedł na święte kraju werbowanie
Ten
de profundis z ciemnego kurhanu
Na
trąbę wstanie
Bóg
jest ucieczką i obroną naszą!
Póki
On z nami, całe piekła pękną!
Ani
ogniste smoki nas ustraszą
Ani
ulękną
Nie
złamie nas głód ni żaden frasunek
Ani
zhołdują żadne świata hołdy
Bo
na Chrystusa my poszli werbunek
Na
Jego żołdy
Ciekawie na temat nagrania tego duetu pisze Jacek
Świrski na stronie salon24.pl, cytuję: „Jacek
Kaczmarski nagrał pieśń konfederatów w konkretnej sytuacji – w jakimś sensie
jako polski lewicowiec, demonstrujący chęć zawarcia ugody z polską prawicą.
Płyta, odtworzona podczas obchodów drugiej rocznicy smoleńskiego zamachu, jest
bowiem rejestracją koncertu „Dwie Sarmacje” z roku 1994, kiedy to Kaczmarski
wystąpił w dialogu z Jackiem Kowalskim (salonowym „Korabitą”). Był to swoisty
pojedynek na piosenki i idee: za i przeciw Sarmacji, za i przeciw tradycji.
Kowalski wysławiał i bronił, Kaczmarski obnażał i lżył. Ale na zakończenie obaj
przeciwnicy oraz obecna na koncercie publiczność wykonali solidarnie,
jednogłośnie - właśnie „Pieśń Konfederatów” Słowackiego.”
Jak było widać i słychać Konfederacja Barska to z
całą pewnością była również wojną religijną. Kolejne pokolenie polskich
patriotów znów broniło bram Jasnej Góry. Często te lokalne konflikty, których setki
składają się na pięć lat konfederacji funkcjonowały niczym dawne krucjaty
rycerzy krzyżowców na Jerozolimę. Kto zginie zyskuje dozgonną wdzięczność i
chwałę a jego dusza idzie prosto do nieba. W tamtych czasach inne były
podstawowe wartości dla człowieka, więc nic dziwnego, że ludzie przez wieki bez
zastanowienia decydowali się ginąć za wiarę swoich przodków. Aktualnie trudno
sobie to teraz wyobrazić. Teraz znamy „te klimaty” w wersji wykrzywionej islamskim
terroryzmem. Allah akbar! wykrzyczany gdzieś w centrum europejskiego miasta z
reguły nie wróży nam nic dobrego… Takie mamy czasy, tradycyjnych wartości ubywa
z każdym pokoleniem.
I teraz po tych wszystkich artystycznych
uniesieniach, gdzie wybrane momenty i wydarzenia Konfederacji Barskiej zostały
wyrwane z kontekstu i przedstawione w świetle pasującym do ówczesnych potrzeb,
zajmijmy się poszukiwaniem obiektywnej prawdy. Jest sporo wydawnictw
opisujących ten okres w dziejach Polski. Jednak bezapelacyjnie jednym z
najlepszych źródeł, jest dwutomowe „dzieło życia” profesora Władysława
Konopczyńskiego pod zbiorczym tytułem „Konfederacja Barska. Przebieg, tajemne
cele i jawne skutki.”. Te dwie książki mogę z czystym sercem polecić każdemu,
kto chciałby poznać „jak było naprawdę”.
Dwa dość „opasłe” tomy są mi najbliższe, głównie z
racji ogromu źródeł z epoki i naocznych relacji, do jakich dotarł autor,
chronologicznego układu opisanych zdarzeń oraz obiektywnego i zrozumiałego języka.
Nie jest to jakaś naukowa rozprawa dla jajogłowych, ale pozycja dla zainteresowanych
tematem ludzi, którą czyta się z zapartym tchem jak przygodową powieść. Mogę
napisać, że dopiero przyswojenie tej wiedzy dało mi pojęcie, czym była
Konfederacja Barska, jak była skomplikowana i wielowątkowa w swoim przebiegu.
Zupełnie się tego nie spodziewałem i wieloma informacjami byłem rzeczywiście
zaskoczony. Weźmy choćby trzy „pierwsze z brzegu” przykładowe zagadnienia, o
których istocie nie miałem większego pojęcia zanim nie doczytałem tego u
Konopczyńskiego. Po pierwsze, zaskoczyło mnie ogromne zagadnienie związane z
dyplomacją i polityką zagraniczną, od których w 99% zależało ewentualne
powodzenie konfederacji oraz czym głównie zajmowało się ścisłe kierownictwo, tak
zwana Generalność. To dopiero był węzeł gordyjski do rozwiązania i „sprawa
Polski” zawisła na szali widzimisię Europy. Pokładanie płonnych nadziei w
delikatnych aliansach na europejskich dworach, okazało się gwoździem do trumny
i zawiodło na całej linii. Ponoć prawdą jest, że cesarzowa Austrii Maria Teresa
szczerze płakała nad naszym losem, jak z obrzydzeniem podpisywała akt I
Rozbioru Polski… Po drugie, dowiedziałem się, że Konfederacja Barska to nie
było to powstanie ogólnonarodowe w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Uczestnicy
przystępując do walk w ramach konfederacji mieli najróżniejsze pobudki i często
nie była to wcale walka o niepodległość narodu. Dużo było w tym wszystkim
polityki, lokalnych układów, które często brały górę na patriotycznymi
postawami. Jednak największe zdziwienie wywołał u mnie sam przebieg walki
zbrojnej. Miałem w głowie zupełnie inny obraz, a tu okazało się, że tak
naprawdę była to pięcioletnia wojna podjazdowo-partyzancka prowadzona i
kierowana przez drobną szlachtę w dość przypadkowy sposób, w wielu miejscach
kraju, ale w różnym czasie. Najdziwniejszy był dla mnie właśnie ten brak
koordynacji działań zbrojnych oraz wyjątkowo mizerna siła wojskowa, jaką
dysponowali patrioci. Jeśli ktoś się spodziewa, że było to pospolite ruszenie
na panoszących się u nas Moskali, to bardzo się zdziwi. A być może również zasmuci,
kiedy uświadomi sobie, jak to wówczas beznadziejnie wyglądało. A przecież
mieliśmy wówczas jeszcze teoretycznie wolny kraj i granice niemal od morza do
morza. Uderzyła mnie w serce ta ogólna bezsilność w obliczu niezbyt licznego wroga,
którego ni jak nie udawało się naszym pokonać. Być może dla wielu z czytelników
są to dobrze znane zagadnienia, ale dla mnie wcale wszystko nie było takie
jasne. Rozumiem, że czasem można było sobie lokalnie nie dać rady z zawodowym
oddziałem kilku tysięcy Rosjan. Ale żeby tyle razy z nimi przegrywać i nie
potrafić zebrać liczniejszego wojska by ich w końcu rozbić. Trudno mi było to
sobie wyobrazić jak to w ogóle było możliwe i zdałem sobie sprawę jak wiele
wysiłku i krwi poszło wówczas na marne. Dla tych wszystkich zaskoczeń, polecam przeczytać
dzieło Konopczyńskiego ze zrozumieniem i pomyśleć trochę o tym, by wyrobić sobie
własne poglądy. Jest tam naprawdę wiele obszarów, które mogą okazać się
niezwykle interesujące dla miłośników historii szukających powodów późniejszego
upadku Rzeczpospolitej. W dwutomowej publikacji, wszystkie te zagadnienia oraz
„milion” innych, zostały porządnie zbadane, dobrze udokumentowane i szczegółowo
opisane. Wiem, że nie wyrobiłem się z wpisem „na gwiazdkę”, ale i tak polecam
zakup tego dzieła. Szczególnie, że niedawno odbył się dodruk i nowa szata
graficzna prezentuje się imponująco. Jak widać na ilustracji, znów wykorzystano
znane nam obrazy. Jednak tym razem otrzymujemy do rąk nie tylko kolorową okładkę
do podziwiania, ale również setki stron wartościowego tekstu. Gorąco zachęcam
do włączenia tej pozycji do swojej biblioteczki. Poniżej mapa pokazująca skalę
działań wojskowych podczas konfederacji.
I skoro już wskazałem i poleciłem dobre źródło
wiedzy na tematy związane z konfederacją, to wypada mi również wskazać inne alternatywne
możliwości. W XXI wieku dysponujemy przecież internetem, a tam również można
znaleźć sporo wartościowych materiałów z rzeczową charakterystyką omawianego
okresu. Teraz właśnie chciałbym zachęcić
czytelników bloga do obejrzenia i wysłuchania dwóch krótkich filmików, na
których uznani specjaliści w interesujący sposób opiszą jak oni widzą
wydarzenia w okresie 1768-1772. Warto tego posłuchać, by wyrobić sobie wstępny
pogląd. Pierwszy z nich to, krótki fragment programu Portalu Muzeum Historii
Polski, w którym w ciągu 5 minut, profesor Zofia Zielińska przekazuje
najważniejsze informacje o konfederacji i formułuje moim zdaniem obiektywne
tezy, na temat roli króla oraz konsekwencji przegranej walki. Szczególnie
wartościowe jest spojrzenie na rolę średniej szlachty.
A teraz drugi materiał. Tym razem będzie to 15-minutowa
produkcja Grzegorza Gajewskiego pod tytułem „Za wiarę i niepodległość –
Konfederacja Barska”. To nieco szersze i bardziej szczegółowe spojrzenie na
sytuacje początkowych lat rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego, w którym
dr. Krzysztof Bauer w interesujący sposób rzuca silny snop światła na
przyczyny, przebieg i skutki konfederacji. Będzie fragment o królu i jego nowych
monetach, więc bardzo polecam J.
Mam nadzieje, że czytelnikom bloga spodobały się te
relacje i przy okazji sięgną po któreś ze wskazanych źródeł by już we własnym
zakresie pogłębić wiadomości na ten niezwykły temat. Zanim zakończę dzisiejszy
tekst, to mam jeszcze dwie niespodzianki. Pierwsza z nich to komiks. Gatunek,
który dawniej był kierowany do najmłodszych czytelników, jednak przez 30 lat
świat się zmienił i dziś ta forma przekazu trafia już raczej jedynie do nieco
starszych. Generalnie taki komiks o Konfederacji Barskiej rzeczywiście
istnieje. Oto ilustracja z okładką na dowód.
Niestety nie znam tej pozycji, ale z tego, co widzę
na okładce, to autor skupił się na epizodzie krakowskim. Znam te dzieje dość
dobrze z książki Konopczyńskiego. To w gruncie rzeczy jedna z
najdramatyczniejszych historii, w której obok bohaterstwa konfederatów i
patriotycznych postaw mieszkańców Krakowa,
mamy ogromny dramat ludności cywilnej, która zapłaciła ogromną cenę za
upadek zbuntowanego miasta. Barbarzyństwo, jakim popisali się Rosjanie w zdobytym
Krakowie, jest moim zdaniem jednym z wielu przykładów na to, że są między
naszymi narodami sprawy, których nie sposób zapomnieć. Ale, żeby nie było tak
poważnie. To odchodzę od wątku krakowskiego i na potrzeby bloga, sam
zmajstrowałem komiks. Oto 1 cześć J.
Będą uczniem szkoły podstawowej nr 15 w Bydgoszczy
uwielbiałem komiksy i dobrze pamiętam jak wielokrotnie stałem w kolejkach do
kiosku RUCH-u na ulicy 11 Listopada (dawniej 22 Lipca) by zakupić nowy zeszyt z
obrazkami. Teraz dość swobodnie połączyłem obrazki z Kajko i Kokosza dostępne w
internecie i dopasowałem je do tego, żeby z grubsza opisywały przebieg
Konfederacji Barskiej. Trochę to nieudolne, ale na potrzeby mojej strony
uznałem, że …się nada J. Teraz obrazek z drugą częścią historyjki.
Z tym Kościuszką na koncu komiksu, to oczywiście taki skrót myslowy. Przyszły bohater spod Racławic nie brał udziału w tej konfederacji, gdyż w tym okresie dopiero studiował w Szkole Rycerskiej i wiekszość czasu trwania konfederacji spedził akurat na stypendium za granicą. Mam oczywiście świadomość niedoskonałości mojej
historyjki i tego, że korzystając z ilustracji Janusza Christy można by pokusić
się by z tego materiału zrobić „zawodowy” komiks. Może ktoś z czytelników ma
więcej czasu i talentu, i pokusi się o lepszą wersję. Jeśli tak, to z chęcią użyje
jej w którymś z kolejnych wpisów o monetach bitych w okresie trwania
konfederacji.
Ostatnim wątkiem tego wpisu jest powrót do rzeczywistości.
Dzisiejszym tekstem chciałem pokazać, że polscy patrioci w II połowie XVIII
wieku nie mieli łatwego życia. Walczyli z potężnym i okrutnym wrogiem, nie byli
dość dobrze do tej walki przygotowani i zorganizowani a dodatkowo, znikąd nie
mogli liczyć na realną pomoc. W dzisiejszych czasach pozornego dobrobytu, trudno
o podobną refleksję. Jednak, kto zna dobrze historię naszego kraju, to
dostrzega cienie podobnych zagrożeń również obecnie. Można odnieść wrażenie, że
szczególnie w ostatnich latach otrzymujemy dość jasne przesłanki na to, że oto
znów budzi się rosyjski imperializm i nadchodzą niespokojne czasy. Jak to się
wszystko skończy trudno wieszczyć, jednak wiedząc, że historia lubi się
powtarzać można sobie wyobrazić pewne scenariusze… Dopóki jest względny spokój,
to uważam, że warto sobie podstawowe sprawy związane z tym zagrożeniem rozkminić
i rozważyć we własnym sumieniu. Główne pytanie brzmi - co zrobię, jeśli dojdzie
do zaognienia sytuacji na wschodzie i realnego zagrożenia niepodległości Polski?
Sadzę, że warto sobie zadać takie pytanie i przy okazji okresu świątecznego
dobrze przemyśleć odpowiedź. Wydaje się, że są dwie dominujące możliwości. Czy
nie dbam o to i wyjadę gdzieś na zachód chroniąc życie, rodzinę, majątek? Czy
zostanę na miejscu i stawię czoła ewentualnemu zagrożeniu? A jeśli tak, to jak
się do tego dobrze można przygotować?
Zawsze chciałem poruszyć ten wątek na blogu i
dzisiejszy wpis o patriotycznym zrywie szlachty dał mi wreszcie odpowiedni
powód. Ja rozpatrzyłem ten dylemat w swoim sumieniu i deklaruję, że zostanę w
kraju by go bronić. Mam zresztą już gdzieś w Wesołej przydzielonego Leoparda 2
A5 wraz z załogą, więc nie wypada mi nawet myśleć inaczej. Jednak wszystkim
młodszym patriotom, którzy nie mieli okazji służyć w wojsku chciałbym bardzo
zareklamować nowe możliwości. Biorąc między innymi przykład z Konfederacji Barskiej,
ale również z innych zrywów narodowych i walk partyzanckich, bliska jest mi
idea obronna bazująca na silnych, dobrze zorganizowanych i licznych punktach
oporu lokalnej społeczności. Tego zabrakło konfederatom w 1768 roku, tego
również nie było ostatnio na Ukrainie i tajemnicze „zielone ludziki” krok po
kroku, bez większego oporu opanowały im newralgiczne miejsca. To nie może się
powtórzyć u nas. Jestem zwolennikiem Wojsk Obrony Terytorialnej, które
aktualnie formują się w naszym kraju. Młodzi, dobrze wyszkoleni i wyposażeni
obrońcy, znający teren i lokalne warunki będą ogromnym wsparciem dla zawodowej
armii i …realnym ”wrzodem na dupie” dla każdego najeźdźcy. Nie zapomnijmy
również o licznych możliwościach, jakie daje służba w wojsku i zadaniach WOT w
okresie pokoju. To idealne miejsce dla osób chcących w życiu czegoś więcej niż
tylko konsumpcja. Blog o monetach to może nie jest idealne
miejsce do budowania patriotycznych postaw społeczeństwa, ale nie mam nic
innego i jak partyzant użyje tego, co akurat mam pod ręką. Rekomenduję by bez
względu na płeć, poglądy czy wykształcenie, rozważyć swój udział w nowej
formacji. A jako, że mamy wiek 21 to oczywiście pod tekstem, poniżej znajdzie
się i drobna reklama J.
I tym optymistycznym akcentem, kończę dzisiejszy
tekst. Wpis, w którym chciałem zainteresować czytelników Konfederacją Barską,
jako niezwykłym i złożonym wydarzeniem z początkowego okresu panowania
Stanisława Augusta Poniatowskiego. Idąc na skróty, z dzisiejszych informacji można
by wywnioskować, że to właśnie król był głównym powodem buntu szlachty z roku
1768. Niepokoje rozpoczęły się przecież przy
jego udziale na sejmie repninowskim, gdzie Rosjanie swoim traktatem o protektoracie
nad Rzeczpospolitą, chcieli ukrócić niezależność króla i robili wszystko żeby skłócić
go z poddanymi. A powstanie szlachty praktycznie upadło również przez niego, gdyż
dał się porwać, co oburzyło sąsiednie dwory królewskie, które wycofały się z milczącego
poparcia dla konfederatów. Taka ocena, to oczywiście ewidentna ściema i dopiero
po zapoznaniu się z obiektywnymi źródłami każdy będzie w stanie wyrobić sobie
własne zdanie. A kto chce poznać ten okres naprawdę dobrze, to jeszcze raz
zachęcam do sięgnięcia po Konopczyńskiego. Do wybranych wydarzeń będę jeszcze
czasem wracał podczas opisu monet bitych w tym okresie.
Niech jak najdłużej panuje pokój na świecie i dobrobyt
w kraju nad Wisłą. Zróbmy wszystko żebyśmy nie musieli jeszcze raz przezywać tego,
co nasi antenaci. Jak by nie było, to jednak zawsze warto być gotowym i mieć
wyrobione zdanie oraz przygotowane procedury, gdyby miało się to zmienić. To
tyle na dziś, dziękuję tym, którzy wytrwali aż do tego momentu. Życzę wszystkim
czytelnikom: Zdrowych i Rodzinnych Świąt oraz Spełnienia Marzeń w Nowym Roku. Kolejny
wpis dla kontrastu, będzie wyłącznie o monetach J.
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem informacje, dane i zdjęcia ze źródeł
wymienionych w tekście oraz wyszukanych w internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz