I tak po uniesieniach związanych z majowymi aukcjami
i wycieczką do muzeum w Łodzi, przychodzi czas, w którym w trudzie i znoju
trzeba dalej brnąć przez kolejne roczniki monet bitych za panowania Stanisława
Augusta Poniatowskiego. Tu oczywiście mocno przesadzam, bo roczników do
opisania zostało mi jeszcze bardzo dużo i w dalszym ciągu w dziesiątkach z nich
czają się ciekawe tematy, które przy okazji planuję opisać i pokazać. Nie jest,
zatem wcale nudno, wręcz przeciwnie bardzo się cieszę na dzisiejszy wpis o
bądź, co bądź kolejnym niezwykłym roczniku półzłotka SAP. Prywatnie uważam ten
rocznik dwugroszy, za najgorzej zachowany do naszych czasów, gdyż chyba w
żadnym innym nie spotkałem tak wielkiego odsetka egzemplarzy marnej jakości, powycieranych,
niedobitych i po prostu brzydkich. Dla przykładu, mój prywatny zbiór złożony
zaledwie dwóch wyselekcjonowanych sztuk i tak przy reszcie roczników, wygląda trochę
jak szpital wojenny dla pokiereszowanych monet, które straciły „to i owo” w
zaciętych walkach numizmatycznych. Marnie wyglądają, jak armia brzydali „po
przejściach” i pewnie, dlatego już dawno uznałem, że musi nadejść taki czas by
im jakoś zadość uczynić i napisać o nich dla odmiany, całkiem ładny artykuł na
ich cześć, który ten rocznik rozsławi. Co niniejszym dzisiaj właśnie czynię J.
Rocznik srebrnego dwugrosza 1775, to moneta nieco rzadsza,
lecz jednak ze wszech miar osiągalna dla przeciętnego miłośnika numizmatyki. W miarę
regularnie pojawia się w sprzedaży na różnego rodzaju aukcjach i giełdach, stąd
dzisiejszy tekst będzie dotyczył numizmatów, które są zapewne elementem wielu
zbiorów moich czytelników. Mnogość stempli przy umiarkowanym nakładzie w
granicach 350 000 sztuk, gwarantuje nam sporą różnorodność. A co za tym idzie z pewnością w tym roczniku
spotkamy kilka interesujących wariantów i będzie, czym wypełnić artykuł. Jednak
za nim dojdziemy do opisu monet popularnych oraz ich wariantów, to warto
zaznaczyć, że to właśnie w tym roczniku skrywa się najrzadsza odmiana półzłotka
SAP, jaką kiedykolwiek wyznaczono w katalogach. Taki to, więc zwykły i
niezwykły rocznik za jednym razem. Ta najbardziej rzadka odmiana, o której teraz
będzie mowa, została oceniona przez Edmunda Kopickiego na stopień R8, co o
„lata świetlne” wyprzedza pozostałe rzadsze odmiany we wszystkich rocznikach
dwugroszy Poniatowskiego. Dość powiedzieć, że kolejny najrzadszy dwugrosz
zdaniem Kopickiego zasłużył „jedynie” na R5, a dodatkowo, nie jest to „normalna
moneta”, tylko rzadki błąd mennicy znany tylko z kilku sztuk wybitych jednym
stemplem. Jak to się stało, że w tak niepozornym roczniku, jakim jest przecież 1775,
zaobserwowano takie „cudo”? Bo trudno inaczej nazwać półzłotka, którego oceniono
na R8, co oznacza nic innego jak 2-3 sztuki w skali Emeryka Hutten-Czapskiego. Ja
jestem jednak, co do tego sceptyczny i zaznaczyłem to już na wstępie w tytule
dzisiejszego tekstu. Oczywiście w cuda zasadniczo wierzę, jednak niekoniecznie te
występujące w numizmatyce J. A jako domorosły poszukiwacz
ciekawostek z okresu SAP nie byłbym sobą gdybym tego nie sprawdził. I na to właśnie
w pierwszej kolejności, postaram się dziś znaleźć rozwiązanie. A teraz na
koniec wstępu, prosty dowód na to, że nie każde dzieło, czy nawet cud, jest
odbierany przez wszystkich w ten sam entuzjastyczny sposób… oraz jakie z tego
rodzą się czasem konsekwencje. Słowem nadciąga ilustracja na dobry początek, niech
to będzie właśnie moje uzasadnienie do dalszego drążenia tematu „cudownego
półzłotka SAP” J.
Zmierzmy się, więc z tajemniczą odmianą dwugrosza z
1775 ocenioną na R8 i sprawdźmy, co zdaniem autorów katalogów jest w niej
takiego wyjątkowego. A musi to być sztuka niezwykła, bo w najnowszym katalogu
monet SAP autorstwa Parchimowicza i Brzezińskiego nie udało im się takiej
monety odszukać i umieścić jej zdjęcia. To jeden z niezbyt licznych przypadków,
w których autorzy zostawili puste miejsce i użyli jedynie miniatury ryciny,
zapożyczonej z jednego z poprzednich katalogów. Tak to się prezentuje konkretnie
(czerwone wstawki, są moje).
No to, o co w tym chodzi? Zacznijmy od początku. Otóż
ta niezwykła odmiana dwugrosza z 1775 charakteryzuje się tym, że na rewersie monety
znajdują się inicjały A.P. należące do intendenta mennicy Antoniego Partensteina.
Cały wic polega jednak na tym, że wyżej wspomniany czeski wardajn Partenstein, stracił
swoją posadę w stolicy jeszcze w roku 1774 na rzecz Efraima Brenna. Siłą rzeczy
jego inicjały nie powinny zdobić już żadnej monety po zmianie zarządcy w połowie
1774, a co dopiero pod żadnym pozorem nie mogły oficjalnie występować w kolejnym
roku 1775! Ponieważ jest to sytuacja niebywała, to jeśli istniałaby taka moneta
w rzeczywistości, to bez wątpienia musiała by być unikatem w skali mennictwa
SAP i jako taka, mogłaby wchodzić w skład jakiejś słynnej starej kolekcji tworzonej
ówcześnie przez magnatów i bogatszą szlachtę. W każdym razie w żadnym innym
nominale monet Poniatowskiego nie ma takiej sytuacji. Monety z mennicy
warszawskiej w drugiej połowie roku 1774 miały już nabijane nowe inicjały E.B. i nic o żadnych błędach czy odstępstwach w tym
roczniku nigdy nie słyszałem. Pewnie niewielu słyszało a widziało to „cudo”
jeszcze mniej, stąd pewnie ta wysoka nota R8 oraz informacja, że moneta jest
tak rzadka, że aż nijak jej się odszukać autorom katalogu nie udało. No i
właśnie, tu pojawia się w końcu podstawowe pytanie. Czy taki egzemplarz w ogóle
istnieje? I tym numizmatycznym śledztwem zajmiemy się w dalszej części
dzisiejszego wpisu.
Na początek, zobaczmy, jakie są argumenty „ZA” tym,
że taka moneta mogła powstać. No cóż teoretycznie, mógł się zdarzyć taki
przypadek/wypadek w mennicy, że użyto stempla rewersu z poprzedniego rocznika, w
którym idealnie poprawiono datę z 1774 na 1775, ale niestety zapomniano o
nieaktualnych inicjałach zarządcy mennicy. Jak się później zorientowano w swoim
błędzie, to zaprzestano bicia tym narzędziem, a źle wybite monety przetopiono.
Jednak jeden z mincerzy czy to przypadkiem czy też umyślnie przechował kilka
sztuk, które potem przemycił z mennicy do swojej kwatery. Takie sytuacje, w
których podkradał po parę złotych dziennie, nie były dla niego niczym
niezwykłym, stąd szybko zapomniał o tych konkretnych monetach i nie zwracał na
nie większej uwagi. Następnie wydał je razem z innymi, jakie podkradał na jedzenie, kobiety i wino J.
A część z nich zagubiła się „gdzieś po drodze” w wyniku wielu późniejszych
przeprowadzek w poszukiwaniu lepszej posady. I dlatego z kilku sztuk do dziś
zostało 2-3. Dlatego te monety są teraz takie rzadkie, że Kopicki ocenił je na
R8, mimo tego, że nikt ich dawno nigdzie nie widział. To jedna z wielu fantastycznych
teorii, która przy odrobinie wyobraźni mogłaby uzasadnić powstanie takiego
błędu i przetrwanie kilku sztuk do naszych czasów. Istnieje jednak też inna
teoria, która moim zdaniem jest o wiele bardziej prawdopodobna. Ot po prostu
jeden z numizmatyków (być może nawet jakiś autor katalogu) popełnił błąd, a pozostali
późniejsi twórcy katalogów ten błąd przepisali, a kolejni powielają go do dziś.
Skąd we mnie wiara, że takie rozwiązanie jest bardziej możliwe od błędu w
mennicy? Otóż to, przejdźmy teraz do znalezienia dowodu na pomyłkę sprzed lat
lub alternatywnie, znajdźmy źródło skąd autorzy katalogów znają taki
egzemplarz.
Na początek ustalmy, który autor, jako pierwszy
opisał taką odmianę i być może wówczas się zorientujemy skąd w ogóle wziął się
pomysł na wyznaczenie odmiany półzłotka z 1775 z inicjałami A.P. i kto to
zaczął. W końcu to nie jest zdroworozsądkowy pomysł, gdyż jak już wyżej raz
wspomniałem, w 1774 roku w mennicy warszawskiej nastąpiła zmiana intendentów i
od chwili zmiany, na monetach SAP znika inicjał A.P, zastąpiony przez E.B. Zatem na monecie z 1775 standardem jest
właśnie inicjał Brenna, a twierdzenie, że jest inaczej to odważna teza, którą
przeważnie zawsze trzeba było jakoś udowodnić. A przynajmniej wskazać źródło jej
pochodzenia. Sięgnąłem, zatem do swojego najstarszego katalogu, czyli reprintu
publikacji „Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki Polskiej” Karola
Plage wydanego oryginalnie w 1913 roku. Już po chwili stwierdziłem, że tam nie
ma śladu po takiej odmianie. To, że Plage nie opisał i nie naszkicował takiej
monety to moim zdaniem pośredni dowód, że na początku XX wieku, kiedy znane był
jeszcze słynne kolekcje: Czapskiego, Potockich, Mańkowskiego itd., to takiej
monety tam nie było. W końcu gdyby było inaczej, to z pewnością Karol Plage,
jako osoba odpowiednio ustosunkowana i oddana swojej pasji, przedstawiłby nam
ją w swoim katalogu. Wielcy posiadacze zbiorów znani byli z tego,
że raczej nie kryli się z tym co posiadali. Raczej bardziej szukali splendoru i
uznania dla swoich cennych unikatów, niż tak popularnej dzisiaj anonimowości. Ostatni
rocznik dwugrosza z inicjałami A.P jaki znał Plage to 1774. W interesującym nas
dziś roczniku 1775, autor co prawda opisał dwie odmiany monety, ale skupił się jedynie
na rozróżnieniu wielkości napisów i cyfr daty, więc dla nas to na tym etapie
jest nieistotne. Podsumowując, Karol Plage w katalogu, który przez dziesiątki
lat był pozycją referencyjną dla polskiej numizmatyki okresu SAP nie opisał odmiany
z A.P. w roczniku 1775. Zatem Plage „odpada” i trzeba szukać śladu R8 w
późniejszych publikacjach.
Drugim katalogiem, jaki posiadam to pozycja duetu
Czesław Kamiński i Edmund Kopicki „Katalog monet Polskich 1764-1864” wydany w
roku 1976. I tu Eureka! To właśnie w tej wydanej w PRL-u książce, pod pozycją
179, pojawiła się odmiana z inicjałami A.P., której wyjątkowa rzadkość od razu
zostaje określona na R8 a sama moneta nawet wyceniona, na kwotę ówczesnych
4 000 złotych. Kto pamięta tamte czasy to pewnie wie, ile to było wtedy
warte. Nam, którzy tego zbytnio nie kojarzą, musi zostać w głowie proporcja
dwóch cen, gdyż wariant prawidłowy z inicjałami E.B. autorzy katalogu wycenili
na kwotę złotych 150. Zatem odmiana A.P. była warta około 266 razy więcej.
Niezła przebitka J. Kamiński i Kopicki w roczniku 1775 opisali
dwie monety, lecz jednak oni nie skupili się jak Plage na rozróżnieniu odmian
związanych z wielkością użytych punc do napisów i daty, tylko poszli od razu „z
grubej rury” i jako cechę tworząca odmianę wskazali właśnie oba inicjały
mincmajstrów. Katalog z 1976 roku nie zawiera zdjęć, są tam jedynie niewielkie ryciny.
Poniżej prezentuję ten interesujący fragment ze wspomnianego wyżej katalogu.
Jak widać na rycinie, moneta pokazana pod pozycja
179, wygląda jak egzemplarz wykonany klasycznie. Nie posiada widocznych cech destruktu
z widocznymi śladami podwójnego bicia czy też choćby przebitką daty, które
zdarzały się w czasach SAP stosunkowo często. Zarówno cyfra „5” w dacie, jak i
inicjały A.P wyglądają standardowo, jak na monecie menniczej, wykonanej beż
żadnych felerów. Na ile można takim rycinom wierzyć trudno ocenić, jednak nie
powinna to być wiara bezwarunkowa. Wielokrotnie miałem z tym negatywne
doświadczenia, bo zarówno u Karola Plage jak i Edmunda Kopickiego, bardzo
często wizerunki monet są kopiowane z rocznika na rocznik i na rysunkach
zmienia się jedynie data. Z czymś takim mamy również do czynienia na powyższej
ilustracji. Można zauważyć, że awersy obu półzłotków są identyczne, tak jak by
pochodziły z tego samego stempla. Co jest o tyle dziwne, że aż mało
prawdopodobne, szczególnie, że półzłotki z sąsiednich roczników w tym katalogu
również mają identyczny awers. Podobnie jest z rewersem, rozstaw napisów oraz
ich umiejscowienie wskazuje na ten sam stempel, a to przecież kłóci się z tym,
że na obu monetach są różne daty. O wariantach stempla będę pisał w dalszej
części, jednak proszę mi już teraz wierzyć na słowo, że takich wariantów po obu
stronach monety jest kilkanaście. Podsumowując ten ustęp tekstu, z mojego
doświadczenia wynika, że nie warto sugerować się rycinami umieszczonymi w
katalogach numizmatycznych w poszukiwaniu odmian i wariantów stempli. Ryciny są
jedynie wyobrażeniami monet, więc moja wiara w to, że tak właśnie wygląda
odmiana z A.P. jest minimalna. Jednak faktem pozostaje, że to właśnie w
publikacji z 1976 roku taka moneta pojawiła się w katalogu.
Zatem kolejnym krokiem byłoby ustalenie gdzie
autorzy Kamiński i Kopicki spotkali się z taką monetą, co być może zdradzili we
wstępie do katalogu, przypisach lub bibliografii. Wstęp nie rozwiązuje sprawy,
nie ma tam nic o źródłach, jest natomiast wzmianka, że za stopień
szczegółowości przyjęto odmianę napisów, pomijając różnice interpunkcyjne oraz
drobniejsze różnice w rysunku. Czyli na tej podstawie, różnica w inicjałach, jeśli
istniała, rzeczywiście powinna być pokazana osobno. W dalszej części
publikacji, następuje krótki opis działania mennicy w Warszawie i tam
znajdziemy daty pracy poszczególnych administratorów zakładu, z których wynika,
że autorzy zdawali sobie sprawę, że Partenstein był intendentem jedynie do 1774
roku oraz z tego, że w czasie jego zarządu kładł na monety inicjał A.P., więc to
nie tędy droga do znalezienia błędu i rozwiązania zagadki. Ponieważ w opisie
monet brakuje informacji o źródle ich pochodzenia, cała nadzieja pozostała w
bibliografii. Tam powinniśmy znaleźć publikacje, z których korzystali autorzy
tworząc swój katalog. Znajdujemy tam stosunkowo niewiele pozycji a wśród nich
kilku wcześniejszych autorów, jak analizowany już dziś Karol Plage, Władysław Terlecki,
W.Wittyg, Emeryk Hutten-Czapski oraz …rękopis przyszłej publikacji Edmunda Kopickiego.
No to po kolei, u Plage nie ma takiej monety, co już dowiedliśmy. Jak wiemy
między innymi z mojego bloga, Władysław Terlecki nie opisywał konkretnych
numizmatów, pisał raczej o funkcjonowaniu mennicy, jako zakładu oraz systemach pieniężnych
i reformach monetarnych. Zatem u Terleckiego nie ma sensu szukać naszego
półzłotka. Dalej, książkę W.Wittyga „Spis monet polskich bitych po upadku Rzeczpospolitej”
wydano w 1889 roku w Warszawie. Dzięki Bogu i dobrym ludziom tworzącym
biblioteki cyfrowe, ta publikacja jest dostępna online. Jednak już z tytułu
dzieła wydaje się, że okres SAP nie będzie raczej jej przedmiotem. Sprawdziłem
i nos mnie nie mylił. Nie ma w tej książce słowa o monetach koronnych Stanisława
Augusta Poniatowskiego, więc to nie tam Kopicki znalazł zaginioną monetę z
inicjałem A.P. Ostatnią nadzieją wydaje się być Hutten-Czapski. Znając sławę
jego wybitnej kolekcji, muszę przyznać, że istniała drobna szansa, że taki
unikat mógł znajdować się w jego zbiorach jednak w początkach XX wieku nie był
dostatecznie rozreklamowany i Plage go nie spotkał. I to jest mój ostatni pewny
trop w kontekście wykorzystania bibliografii z katalogu Kamińskiego i
Kopickiego.
W internecie szybko ustaliłem, że to drugi tom
pięciotomowego spisu kolekcji Emeryka Hutten-Czapskiego obejmuje poszukiwany
przeze mnie okres i zakres. Na całe szczęście ta pozycja jest również dostępna
cyfrowo i każdy może poszukać w niej interesujących danych. Ja szukam małego srebrnego
półzłotka z 1775 z inicjałami A.P. i czuję, że jestem coraz bliżej. Można
napisać, że już depcze mu po piętach, bo jeśli nie u Czapskiego, to nie mam
pomysłu źródła skąd autorzy katalogu z 1976 roku wzięli taką monetę, gdyż nic o
zbiorach muzealnych ani o innych kolekcjach prywatnych nie napisali. Odnalazłem
potrzebną stronę i do pomocy z tekstem wykorzystałem internetowego tłumacza z
języka francuskiego. Trzeba przyznać, że nie było tam zbyt wiele do tłumaczenia
i bez znajomości języka Woltera, wszystkie potrzebne dla numizmatyka rzeczy są raczej
intuicyjne. Jak się okazało hrabia Emeryk posiadał 9 monet Stanisława Augusta Poniatowskiego
z rocznika 1775, które zostały ujęte w katalogu jego kolekcji od pozycji 3177
do 3185. Pod pozycją 3181 znajduje się właśnie francuski opis jedynego półzłotka
posiadanego przez hrabiego, który prezentuje poniżej.
Jak widać na ilustracji, opis nie pozostawia
wątpliwości, że w kolekcji hrabiego jest egzemplarz standardowy, posiadający
inicjały E.B. W sumie trudno się dziwić, jednak w ten sposób upada kolejny
ślad, bo okazuje się, że także Emeryk Hutten–Czapski, nie posiadał takiej
monety. Zatem skąd się wzięła u Kamińskiego i Kopickiego?
Ostatnim mglistym śladem z bibliografii, jest
rękopis przygotowywanej publikacji Edmunda Kopickiego. Mogło tak być, bo w
końcu Edmund Kopicki od lat pracował nad swoją serią katalogów i to właśnie z
tego rękopisu zaczerpnął tą niezwykłą informację. Rękopisu nie mam, jednak mogę
sprawdzić, czy w późniejszych publikacjach autor uwzględnił tego półzłotka i
wskazał jakieś konkretniejsze źródło jego pochodzenia. Idąc chronologicznie zobaczmy,
czy interesujące nas informacje znajdziemy w kolejnym katalogu Kopickiego.
Niestety w III tomie „Katalogu podstawowych typów monet i banknotów Polski oraz
ziem z Polską związanych” znajduje się jedynie powtórzona informacja o odmianie
półzłotka z 1775 z inicjałami A.P., jaką znamy z wcześniejszego katalogu. Nie
ma tam nic, co ruszyłoby nasze śledztwo do przodu. Ale przecież Edmund Kopicki
płodnym autorem był i nowy, porządny ślad znajdujemy w jego drugiej publikacji
wydanej w 1995 roku przez PTN, a więc w „Ilustrowanym skorowidzu pieniędzy
Polskich i z Polską związanych”. W I i II tomie znajdują się teksty, a w III i
IV tablice z monetami. I tam, dzięki Bogu autor wymienia bardzo szerokie źródła.
Czego tam nie ma. Między innymi są to stare kolekcje i zbiory Władysława Bartynowskiego,
Gustawa Soubise-Bisiera, Zygmunta Chełmińskiego, Emeryka Hutten-Czapskiego,
Mariana Frankiewicza, Mariana Gumowskiego, Franciszka Piekosińskiego,
Kazimierza Sobańskiego i… tak dalej. Lista źródeł zawiera również liczne instytucje
i muzea, w tym moje ulubione Muzeum Narodowe w Warszawie. Zatem mamy kolejne liczne
ślady w bibliografii, jednak to nie wszystko i poszukajmy w tym katalogu naszego
dwugrosza z odmiennymi inicjałami.
Oczywiście jest! Już w I tomie znajdujemy dwugrosza
z rocznika 1775 z inicjałami A.P. opisanego pod pozycją 2339. Nasza szczęśliwa
passa trwa dalej, bo jako, że moneta jest według autora bardzo rzadka (R8),
obok umieszczone zostało konkretne źródło skąd pochodzi ta informacja. Dobra
nasza, bo oznaczenie obok monety brzmiące „war.Sob”, oznacza nic innego, jak
to, że egzemplarz pochodzi ze zbioru Sobańskiego, który znajduje się w muzeum w
Warszawie. Jesteśmy w domu i to dosłownie J. W kolejnym
tomie znajdujemy też rycinę poszukiwanego półzłotka. Poniżej właśnie zdjęcie z
tego katalogu.
To, co wyraźnie rzuca się w oczy, to zdecydowana
odmienność tej ryciny w porównaniu z poprzednią umieszczoną w katalogu Kamiński/Kopicki
z 1976 roku. Jak widać, tu zdecydowanie moneta w odmianie A.P. odróżnia się od
tej E.B. A tak właściwie, to ta z E.B. została nieco podrasowana, by uwypuklić
większe litery w napisie MARCA. Jednak trzeba przyznać, że zarówno awers jak i
rewers zostały lepiej spersonalizowane i już nie mogę Panu Edmundowi zarzucić,
że rysuje te same monety i tylko zmienia daty. Zatem nasza poszukiwana moneta
powinna spoczywać w jakimś muzeum w stolicy. A jak w muzeum, to zapewne
znajdziemy ją w największym zbiorze w kraju, czyli w Gabinecie Numizmatycznym Muzeum
Narodowego w Warszawie. I to tam się udamy na dalsze poszukiwania J.
Teraz niestety okaże się, że cały czas nieco
zwodziłem czytelników dzisiejszego tekstu. Muszę się przyznać bez bicia, że wiem
od dawna, że tak opisana moneta znajduje się w zbiorach MNW. Trzymałem ją w
swoich łapkach i nawet, jako dowód tego „cudownego zjawiska” posiadam zdjęcia
monety, które zrobiłem podczas pierwszej kwerendy w muzeum. Po co więc
kluczyłem i prowadziłem to katalogowe śledztwo? Otóż zrobiłem to, dlatego, bo chciałem
potwierdzić źródło, z jakiego czerpał autor pierwszego katalogu, który opisał
taką odmianę. Liczyłem, że będzie to inny egzemplarz, niż ten znany mi z
warszawskiego muzeum. Po co to wszystko? Otóż teraz się wyda. Prywatnie uważam,
że moneta, która znajduje się w zbiorach warszawskiego muzeum…nie jest wcale z
1775 roku! Dlatego właśnie poszukiwałem jakieś innego, alternatywnego
rozwiązania dla tego problemu. Jednak wszystkie ślady zaprowadziły mnie najpierw
do Edmunda Kopickiego a on skierował mnie z powrotem do znanych mi dobrze murów
muzeum w stolicy. I co teraz? Coś wymyślę. Ale o tym już za chwilę J.
Przejdźmy teraz do bardziej prawdopodobnych
scenariuszy. Otóż rozwiązanie, które osobiście rekomenduje okazuje się być
bardzo proste. Powodem wyznaczenia odmiany A.P. w roczniku dwugrosza z 1775 jest
ludzka pomyłka, bo taka moneta w rzeczywistości nie istnieje. Kto ją zrobił i
czy działał umyślnie czy też nie, to jeszcze w tej chwili jest kwestią otwartą.
Doświadczenie podpowiada, że zwykle to
właśnie te najprostsze rozwiązania okazują się najcelniejsze. Dla tych, którzy pamiętają
jak w podobnym tonie „odwoływałem istnienie” rocznika 1795 w 10-cio groszówkach
SAP, kilka dalszych zdań będzie z pewnością znajome. Tu rozwiązanie jest
identyczne jak poprzednio. Moneta, którą ktoś kiedyś wziął za półzłotka z rocznika
1775 z inicjałami A.P., jest niczym innym, jak dwugroszem z rocznika 1773,
wybitym stemplem z poprzedniego rocznika 1772 z przebitą ostatnią cyfrą daty.
Już tak jest w puncach używanych w okresie SAP, że nabicie 3 na 2 tworzy bardzo
często wrażenie cyfry 5. Tu także, mamy do czynienia z takim przypadkiem.
Wariant z inicjałami A.P z przebitą datą z 1772 na 1773 jest dość rzadki,
jednak mogę z łatwością odszukać kilka takich egzemplarzy w archiwach
aukcyjnych, by pokazać w pełnej krasie rewers jednej z takich monet.
Taka przebitka dat jest znana od kilku lat, jej
występowanie nie ulega wątpliwości i taka odmiana została również wyróżniona w
najnowszym katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Jak pamiętamy, z analizy
nieistniejącej 10-cio groszówki z 1795, często taka przebita daty z 2 na 3 była
właśnie dawniej traktowana, jako „prawdopodobna piątka”. A jak jeszcze
posiadaczowi takiej monety zależało żeby była bardziej podobna, to niejednokrotnie
ostatnia cyfra daty była dodatkowo poprawiana i cyzelowana tak, aby po tym
zabiegu „5” wyszła wyraźniejsza. Przez to niezwykłość posiadanej monety stawała
się jeszcze większa. W końcu tak właśnie było z 10-cio groszówką z 1795, na
którą najpierw nabrał się sam Czapski a potem w jego ślady poszło kilka pokoleń
numizmatyków. Czy taka sama taktyka była zastosowana w badanym przypadku?
Istnieje naprawdę duże prawdopodobieństwo, że historia tej monety jest podobna.
Ale skoro to taki numizmatyczny „biały kruk” i są
wątpliwości, co do prawidłowego odczytania daty na monecie, to wypada nam to
teraz sprawdzić. Zajrzyjmy, więc do ogromnego zbioru Muzeum Narodowego w
Warszawie, który miałem przyjemność nie raz już wizytować i analizować. Ślad,
jaki otrzymaliśmy w katalogu Edmunda Kopickiego okazał się oczywiście
prawidłowy. MNW posiada monetę dwugroszową opisaną, jako rocznik 1775 z
inicjałami A.P. i zaznaczonym stopniem rzadkości R8. Oto właśnie teraz ten
egzemplarz, widziany w różnych perspektywach.
Jak widać moneta jest bardzo dobrze zachowana. Na
jedynym ze zdjęć, na odwrotnej stronie kartonika, w którym jest przechowywana, znajduje
się opis muzealny z numerami oraz umieszczono tam skrót napisany czerwonym
flamastrem „Sob.6613!” To oczywiście znaczy, że prezentowana moneta pochodzi z
wybitnego zbioru hrabiego Kazimierza Sobańskiego, tworzonego na przełomie
wieków XIX i XX. Żebyśmy mogli to dobrze ocenić, napiszę teraz kilka słów o tej
kolekcji i jej twórcy.
Kazimierz Sobański był majętnym szlachcicem z
tytułem hrabiowskim i jednocześnie zapalonym kolekcjonerem, który na masową skalę
kupował monety od innych zbieraczy lub od ich spadkobierców. Często również uczestniczył
w aukcjach numizmatycznych, szczególnie specjalizował się w tych imprezach, na
których handlowano starymi, polskimi monetami. Jak nie mógł być na nich
osobiście to z reguły wysyłał tam „swojego człowieka”. Konkurując o monety z innymi
wielkimi kolekcjonerami, jak Potocki, Czapski czy Mańkowski, którzy często
przewyższali go majątkiem, nie miał wcale łatwej drogi do zbudowania wybitnego
zbioru. Istnieją do dziś zapiski z komentarzami z aukcji, w których
uczestniczył, z których można wywnioskować, że wiele razy był przebijany przez
bogatszych lub bardziej zdeterminowanych kolekcjonerów. Nie był pewnie z tego szczególnie
zadowolony, że sprzątano mu z przed nosa prawdziwe skarby starej numizmatyki,
na które też miał chrapkę. Jednak działając bardzo konsekwentnie i wytrwale doszedł
z czasem do liczby ponad 10 tysięcy monet polskich, z czego wiele było rzadkimi
egzemplarzami lub nawet unikatami. Czasem udawało mu się nawet włączać do
kolekcji znalezione w okolicy skarby starych monet i jakoś nikt go za to po
polach nie ganiał J. Kolekcja Sobańskiego trafiła do Muzeum
Narodowego dzięki zapisowi w testamencie, gdyż bezdzietny hrabia ofiarował
swoje monety miastu Warszawa. Jednak samo przekazanie daru nie było już takie
proste, bo ówczesne prawo nakazywało rodzinie zmarłego zapłacić ogromny podatek
spadkowy liczony od wartości zapisanych dóbr. A że kolekcja zmarłego w 1909
roku hrabiego była warta krocie, stąd i podatek, jaki spadł na rodzinę okazał
się ogromną jak na ówczesne czasy sumą, wyliczoną przez urzędników na okrągłe
60 tysięcy rubli. Z tego właśnie powodu przeciągało się fizyczne przekazanie
kolekcji, którą po śmierci hrabiego Sobańskiego administrował znany nam bardzo dobrze
Henryk Mańkowski. To wtedy właśnie pomyślano o sporządzeniu spójnego katalogu
tego zbioru i powierzono tą odpowiedzialną pracę Marianowi Gumowskiemu, który
pełnił wówczas funkcję kustosza w muzeum Czapskich w Krakowie. Sami dobrzy
znajomi J.
A poniżej na zdjęciu nasz dobroczyńca, hrabia Kazimierz Sobański herbu Junosza,
w okresie pełni sił i zdrowia.
Na tym zdjęciu wygląda jak filmowy amant, mimo tego
szczęścia w miłości nie miał L. Ale wracając do jego monet - w czasie
I Wojny Światowej zbiór znajdował się nadal w mieście Kraka, co okazało się niezmiernie
szczęśliwe, gdyż nie dosięgły go tam wojenne zawieruchy. Dopiero w lutym 1920,
jedenaście lat po śmierci Sobańskiego, kurator zbioru Henryk Mańkowski zorganizował
przewiezienie kolekcji do stolicy, by wypełnić w końcu ostatnią wolę zmarłego. Kolekcja
w szafie pancernej trafiła do muzeum Rozliczono się również z rodziną Sobańskich,
która mimo tego, że w trakcie wojny z bolszewikami straciła prawie cały majątek
i uciekając ze wschodnich majątków, zostawiła swoje dobra na pastwę ludzi
radzieckich, to i tak musiała zapłacić zaległą opłatę.
Zbiór ucierpiał bardzo mocno dopiero w czasie
okupacji hitlerowskiej. W czasie II Wojny Światowej, jeszcze przed wejściem do
stolicy najeźdźców, monety zostały ukryte w skrzyniach w podziemiach muzeum. Niemcy
jednak szybko się w tym zorientowali i zażądali ujawnienia ukrytych zbiorów.
Gdy numizmaty wpadły w ich ręce, wywieźli je najpierw do Krakowa a potem już wycofując
się przed nacierającymi Rosjanami, ukryli je w skrzyniach gdzieś na terenie
Śląska. Tam jednak szczęśliwie zostały odnalezione w 1945 roku i znów wróciły
do stolicy. Niestety szybko okazało się, że zbiory zostały w znacznej części rozgrabione.
Dodatkowo, zbiór monet Sobańskiego wymieszano z innymi numizmatami, tracąc przy
okazji wiele cech spójnej kolekcji. Monety przez lata komuny były składowane w
magazynach muzeum. Nikt się nimi zbytnio nie interesował i istniał nawet
pogląd, że zbiór Sobańskiego został w całości utracony podczas wojny. Dopiero
inwentaryzacja w muzeum wykonana w latach 90 ubiegłego wieku, wykazała, że są
nadal w zbiorach MNW numizmaty, które odpowiadają opisowi kolekcji Sobańskiego z
rękopisu Mariana Gumowskiego. Wówczas na podstawie tych danych, wyselekcjonowano
monety by powtórnie przypisać je do kolekcji hrabiego. Szacuje się, że w ten
sposób opisano około 80% monet drobniejszych nominałów ze zbioru Sobańskiego,
więc wychodzi na to, że i naszego półzłotka z 1775 także. Podczas wspomnianej
inwentaryzacji okazało się, że bezpowrotnie straciliśmy wiele najcenniejszych monet
z kolekcji, szczególnie tych z grubszych nominałów oraz większość złota. Tu dla
przykładu, to właśnie z tej uratowanej części zbioru Kazimierza Sobańskiego
pochodził prezentowany przez mnie na blogu próbny talar zbrojarz z 1766
autorstwa Holzhaeusera, który nie zyskał uznania króla i musiał zostać
przerobiony. Akurat on szczęśliwie zachował się do naszych czasów. To pokazuje
jednak klasę, jaka miał zbiór hrabiego. Dziś te monety warte byłyby miliony i
rozpalałyby marzenia wszelkiej maści inwestorów J.
Na końcu tekstu polecam lekturę, z której
skorzystałem pisząc o losach tej niezwykłej kolekcji. To praca Macieja Widawskiego, dostępna online jako plik PDF, której tytuł znajdziecie na końcu w przypisach. Polecam również stronę w sieci o
pałacu rodu Sobańskich w Guzowie. Gdyż to właśnie w tym pałacu powstawała dziś
opisywana słynna kolekcja i to właśnie tam, przez lata była bezpiecznie składowana
w szafie pancernej. Szafa pancerna oparła się wielu łupieżcom i kiedy kolekcja
była wieziona do Warszawy, nosiła ponoć ślady wielu prób otwarcia bez klucza J.
Hrabia dobrze zadbał o bezpieczeństwo monet za życia, a i po śmierci dołożył wszelkich
starań, by zebrane przez niego zabytki trafiły do szerokiego grona miłośników i
nie zostały rozsprzedane czy rozkradzione. W roku 1996 rodzina Sobańskich
odkupiła swój zrujnowany w czasach PRL pałac w Guzowie i od tego czasu ta
ogromna budowla znajduje się w permanentnym remoncie. Poniżej jedno z wielu
ujęć okazałego pałacu Sobańskich w Guzowie, widok aktualny po wieloletniej restauracji
konstrukcji zabytku.
Jak widać prędzej skończę swój wpis niż pałac w
Guzowie, wróci do dawnej świetności. OK, z powyższego tekstu o zbiorze Sobańskiego wiemy, że
był praktycznie utracony. Wrócił z wojennej tułaczki w szczątkowej formie,
ograbiony z najlepszych egzemplarzy i wymieszany z innymi monetami. Następnie
leżał w skrzyniach przez 40 lata w muzeum i dopiero w połowie lat 90 XX wieku w
ramach inwentaryzacji został powtórnie zidentyfikowany i odbudowany. Nie było
zdjęć ani dokładnych opisów, więc monety przydzielano do grupy „ze zbioru
Sobańskiego” na nieco mglistej podstawie jedynego zapisanego śladu po tej kolekcji,
czyli rękopisu z początku XX wieku, autorstwa Mariana Gumowskiego. Jaka więc
jest wiara, że moneta dwugroszowa opisana w muzeum i u Kopickiego, jako R8 z
1775 roku rzeczywiście należała do tego zbioru? Widziałem ją z bliska, trzymałem
w dłoniach i pokazałem na zdjęciach. Błyszcząca mennicza blacha, dobrze
zachowany egzemplarz, który jednak nie posiada śladów wiekowej patyny. Sięgnijmy
teraz po broń ostateczną J. Skoro miała być to taka rzadka
odmiana, to z pewnością odnajdziemy jej bardziej szczegółowy opis w rękopisie pracy
Mariana Gumowskiego. Dzięki uprzejmości załogi Gabinetu Numizmatycznego MNW
dotarłem do tego dokumentu. Tak właśnie wygląda oprawiony rękopis katalogu
kolekcji Sobańskiego, który jest przechowywany w Muzeum Narodowym w Warszawie.
No to, jakie sekrety skrywa ten rękopis? Otóż studząc
emocje, nie spodziewajmy się w nim fajerwerków na podobieństwo nowoczesnych
katalogów. Opis, jaki znajdziemy w środku nie jest wcale wyjątkowo dokładny jak
na dzisiejsze standardy, gdyż nie zawiera żadnych zdjęć ani rycin, ani nawet
zwykłych pomiarów średnicy i wagi. Gumowski wymieniał jedynie poszczególne monety
i tylko czasem, dodał jakiś istotny szczegół, który zaobserwował. Na tej
podstawie obiektywnie trudno stwierdzić, czym kierowali się muzealnicy
inwentaryzujący zbiór przypisując daną, konkretną monetę do zbioru Sobańskiego.
Szczególnie, że wiele roczników było przecież na tyle popularnych i licznych,
że zapewne do wyboru było kilkanaście egzemplarzy. Czy takie ponowne opisywanie
mogło być skuteczne? Zapytałem o to aktualnego kustosza zbiorów monet SAP
Gabinetu Numizmatycznego, Pana Jerzego Rekuckiego, który z całą pewnością
stwierdził, że monety nie były znowu aż tak mocno pomieszane, zostały przydzielone
do kolekcji Sobańskiego rzetelnie, wyłącznie na podstawie oryginalnego spisu
zbioru pióra Mariana Gumowskiego. Znam kilku zacnych muzealników z MNW i wiem
jak wiele pasji wkładają w swoją prace, to też nie znajduje powodów by nie
wierzyć słowom kustosza. Załóżmy, więc, że moneta, jaka prezentowałem na
zdjęciu, pochodzi ze zbioru Kazimierza Sobańskiego i została opisana przez
Mariana Gumowskiego pod pozycją 6613. Szczególnie, że obok opisu tej pozycji w
rękopisie, Gumowski umieścił krótką uwagę sugerującą, że 5
w dacie została przerobiona prawdopodobnie z 3.
Tym samym wydało się, że Gumowski wiedział, że ma do czynienia z niepewnym
egzemplarzem, jednak z jakiegoś powodu uważał, że moneta ze zbioru Sobańskiego
była przebitką daty z 1773 na 1775. Gdyby coś takiego miało rzeczywiście
miejsce można by uznać, że Pan Marian miał rację. Jednak dziś wiemy, że w
okresie SAP nie było takich przebitek i wyjaśnienie jest inne, które wyklucza
wybicie półzłotka w 1775 z inicjałami A.P. Jednak na początku XX wieku, wiara w
cuda była zapewne większa niż teraz i jakoś „to wówczas przeszło” J.
W każdym razie, jak by nie było, to nie zmienia to faktu,
że bazując na wiedzy z XXI wieku, można z całą pewnością stwierdzić, że analizowana
dziś moneta ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie nie jest z 1775 roku. W swojej dotychczasowej analizie skoncentrowałem
się na poszukiwaniu źródeł, jednak oprócz monety z MNW nie znalazłem innego
egzemplarza, który by zmienił mój pogląd. Bazując na rękopisie Gumowskiego oraz
na wyglądzie monety, wszystko wskazuje, że ten egzemplarz to przebitka dat z
rocznika 1772 na 1773. I to jest cała tajemnica i raczej nic już tego nie
zmieni. W końcu wiedza, czy ta konkretna moneta należała wcześniej do kolekcji
Kazimierza Sobańskiego czy nie, nie zmieni w moim odczuciu faktu, że została
mylnie uznana za rocznik 1775. Teraz za sprawą techniki XXI wieku, podobnych
monet możemy w ciągu 10 sekund odszukać, co najmniej kilkanaście i to jedynie
bazując na największych archiwach aukcyjnych. Podsumowując dzisiejszy tekst, zgadzam
się z tezą, jaką sformułował kilka lat temu Rafał Janke, że taka moneta nie
istnieje, co powyższym numizmatycznym śledztwem oraz zdjęciami starałem się dzisiaj
dowieść.
Otwartą sprawą pozostaje to, kto popełnił błąd. Czy
zrobił to hrabia włączając „niepewny” numizmat do zbioru, czy też Marian
Gumowski nie wyłapując tej nieścisłości podczas opracowywania jego kolekcji. Ta
tajemnica raczej nie zostanie już rozwiązana. Jednak z jakiegoś powodu Edmund
Kopicki włączył ta odmianę do katalogu i wyznaczył te słynne już R8. Z relacji kustosza
MNW, wiem na pewno, że Edmund Kopicki zbierając materiały do katalogu
analizował właśnie, ta jedyną, dziś pokazaną na zdjęciach monetę. Jeśli tak rzeczywiście było i Kopicki rysował swoje
ryciny z natury, to monety podobnej do jego obrazka w Muzeum Narodowym nie ma!
A jeśli jednak rysował je z pamięci, to mógł puścić wodze fantazji i stworzył w
katalogu rycinę obrazującą monetę w menniczym stanie, która nie posiadała
żadnych widocznych przebitek dat. Skąd taka rażąca niekonsekwencja? Jak widać cały czas istnieje wiele zagadek,
które raczej nie zostaną już rozwiązane, bo odpowiedzi odeszły wraz z osobami zaangażowanymi
w opisywane dziś zdarzenia. Ciekawostką na koniec jest fakt, że autorzy
najnowszego katalogu monet SAP, duetu Parchimowicz i Brzeziński, którzy w
ramach przygotowywania i zbierania materiałów niejednokrotnie odwiedzali Muzeum
Narodowe w Warszawie, z jakiś powodów nie zdecydowali się wykorzystać zdjęcia jedynej
monety w zbiorach MNW opisanej, jako rocznik 1775 z A.P. Być może mieli
świadomość błędu Kopickiego i oglądając monetę na żywo zauważyli tą
kontrowersję. Dlatego też woleli w swojej publikacji nie dawać żadnego zdjęcia
a jedynie przepisać tekst za Kopickim i wstawili formułkę informując o tym, że
monety nie udało się odnaleźć. Oni na pewno ją odnaleźli w MNW, jednak jej nie
wykorzystali. Ta jedna drobna tajemnica, chyba jeszcze ma szanse być kiedyś rozwiązana
J.
Może zapytam o to Pana Janusza na piątkowym wieczorku numizmatycznym w hotelu
Marriott? Zobaczymy czy atmosfera spotkania będzie na tyle dobra, żeby takie
pytanie móc spokojnie zadać. W końcu nie mam zamiaru nikogo bez powodów
atakować. To ma być miły wieczór J.
Na dziś to koniec tekstu. Już parę stron temu, okazało
się, że nie zdążę za jednym razem opisać „cudu” z A.P. oraz wszystkich pozostałych
wariantów dwugrosza z rocznika 1775 roku i będę musiał jeszcze raz wrócić do tego
tematu. Skąd my to znamy? J. Co zrobić jak takie ciekawe historie
jak ta dzisiejsza, czekają na swoją kolej by je odkryć i spopularyzować. Ot taki
już los podstarzałego bloggera, że czasem trzeba robić coś na 2 razy. Będzie
czas, to się go kiedyś dokończy J. Teraz się
żegnamy. Kto będzie w stolicy w piątek na wieczornym spotkaniu, to temu mówię
do zobaczenia J.
Mam nadzieję, że dojadę tam szczęśliwie z Kołobrzegu, w którym właśnie
przebywam. Nocny szum morza pomaga mi pisać i można uznać, że jest współautorem
tego artykułu. Dziękuję za doczytanie do tego miejsca i do usłyszenia niebawem J.
W dzisiejszym tekście
wykorzystałem informacje i zdjęcia z niżej wymienionych źródeł:Janusz
Parchimowicz i Mariusz Brzeziński „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”,
Karol Plage „Okres Stanisława Augusta w historii numizmatyki Polskiej”, Czesław
Kamiński i Edmund Kopicki „Katalog monet Polskich 1764-1864”, W.Wittyg „Spis
monet polskich bitych po upadku Rzeczpospolitej”, Emeryk Hutten-Czapski „
Catalogue de la collection medailles et monnaises polonaises”, Edmund Kopicki „Katalog podstawowych typów monet i banknotów Polski oraz ziem z Polską
związanych”, Edmund Kopicki „Ilustrowany
skorowidz pieniędzy Polskich i z Polska związanych”, archiwum aukcyjne
Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Gabinet Numizmatyczny Muzeum Narodowego
w Warszawie, Warszawski Pamiętnik Numizmatyczny I (2012) Maciej Widawski
„Kazimierz Sobański i jego zbiór monet w Muzeum Narodowym w Warszawie”, strona
palacwguzowie.pl LINK ,
Marian Gumowski rękopis „Katalog Monet Polskich Kazimierza Sobańskiego”, Marian
Gumowski „Wspomnienia numizmatyka”, Rafała Janke materiały, oraz inne wyszukane
za pomocą google grafika.
Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń