Czas wrócić myślą do wydarzeń z mojej zeszłotygodniowej
wycieczki do Łodzi i napisać kilka zdań na temat niezwykłego spotkania w tamtejszym
oddziale Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego, jakiego byłem świadkiem i
uczestnikiem. W końcu nie darmo jakiś czas temu, zapraszałem do udziału w tym
odczycie na łamach bloga, więc teraz wypadałoby się z tego jakoś rozliczyć. Czekałem
z tym kilka dni żeby emocje opadły i myśli ułożyły się w dobrej kolejności,
jednak przez wszystkim oczekiwałem na opublikowanie tego wydarzenia na kanale
YouTube łódzkiego oddziału PTN, by przy okazji podlinkować filmik do wpisu na
blogu. Nie sądziłem, że będzie to tak szybko i planowałem wrócić do tematu za jakiś
czas, jednak filmik się ukazał i trzeba było rzucić wszystko, siąść do laptopa
i napisać te „kilka” zdań. Na gorąco musze stwierdzić, że to była dobra
strategia, gdyż dopiero po powtórnym obejrzeniu filmiku jestem w stanie
właściwie odtworzyć sobie atmosferę tego spotkania i kolejność slajdów, jakie
miałem okazję wówczas zobaczyć. Poniżej ilustracja z przymrużeniem oka, na
dobry początek wpisu J
Na wstępie jestem winien czytelnikom kilka zdań
ogólno-techniczno-organizacyjnych wprowadzających w temat dzisiejszego wpisu. Po pierwsze
należy wiedzieć, że mam przyjemność znać szanownego prelegenta osobiście. Tak
się złożyło, że z Tomkiem połączyła nas nić sympatii zbudowana na początku na
wspólnej pasji do numizmatyki, a potem okazało się, że mamy nieco więcej
wspólnych tematów i tak nam zostało J. Uwielbiam tę
energię, jaka emituje od kilku ostatnio poznanych młodych miłośników monet. Nie
są to żadne dla psychologów arkana, że ludzie o zbliżonych zainteresowaniach bardzo
często intuicyjnie lgną do siebie. I pewnie właśnie dlatego, jako osoba „jeszcze
dość energiczna”, zarówno w pracy jak i w życiu prywatnym, lubię otaczać się
podobnymi do siebie pasjonatami wszelakich zagadnień. Latka lecą, a ja wciąż
kumpluje się w większości… z młodzieżą. Nie ma się czego wstydzić a wręcz
przeciwnie, wypada się z tego cieszyć i ja właśnie jestem dumny z tych
znajomości, co niniejszym chciałem podkreślić J.Po drugie, tak
się złożyło, że na opisywane dziś spotkanie wybrałem się do Łodzi…wspólnie z
Tomkiem. Dysponuje w miarę szybką i komfortową podwózką, stąd zadbałem o to, by
w tej wycieczce mieć dobrego kompana. Tematów po drodze mieliśmy mnóstwo i
droga minęła bardzo szybko, jednak nie rozmawialiśmy zbyt konkretnie o samym odczycie.
A to z tego prostego powodu, że nie chciałem psuć sobie niespodzianki i
omijałem szerokim łukiem wszystkie tematy związane z czekającym nas spotkaniem.
Byłem bardzo ciekaw, co Tomek, jako osoba z jednej strony, zawodowo związana z numizmatyką
a z drugiej strony aktywny kolekcjoner, który jednak nie specjalizuje się w
okresie SAP, będzie miał do powiedzenia w kontekście budowania kolekcji monet
Poniatowskiego. Liczyłem na rozsądne spojrzenie z boku, na te wszystkie tematy,
które od lat tak bardzo mnie dotyczą i pasjonują. Lubię takie rozkminki i to
właśnie miał być ten odpowiedni moment, by przekonać się jak to, co od kilkunastu
lat z zapałem robię, wpisuje się w wizję kolekcjonowania widzianą „okiem
zawodowca”. Miałem zamiar wyciągnąć z tego dla siebie jakąś naukę. Wreszcie po
trzecie na spotkanie do Łodzi udawaliśmy się ze sporym zapasem czasowym, który
dzięki nieocenionym znajomościom Tomka, chciałem przeznaczyć na poznanie kilku
ciekawych osób oraz na zbadanie skarbu monet SAP znajdującego się w zbiorach
Muzeum Archeologiczno-Etnograficznym w Łodzi. To było dla mnie ważne o tyle, że
właśnie finiszowałem z artykułem o półzłotkach z 1768, a w tym skarbie, który
pewnie niedługo opiszę w dedykowanym temu tematowi tekście, miały znajdować się
aż 3 sztuki poszukiwanych przez mnie monet. Na koniec wstępu jeszcze napiszę,
że wszystko, co było zaplanowane udało się znakomicie. Monety monetami, ale
jednak szczególnie cennym „skarbem” zdobytym w gościnnych progach muzeum, są z
pewnością moi nowi łódzcy koledzy „po pasji”, czyli Piotr i Marek. I teraz właśnie
płyną ode mnie do Was zasłużone podziękowania i serdeczne pozdrowienia do Łodzi
J.
No i teraz wreszcie „nadejszła” chwila by wyjawić
cel dzisiejszego wpisu. Tomek Poniewierka w odczycie trwającym raptem jedyne 30
minut, starał się zawrzeć całą esencję logicznego podejścia do rozpoczęcia
„zabawy” w zbieranie monet Poniatowskiego. Jego wykład odnosi się zatem, do
absolutnych podstaw i jest skierowany raczej do początkujących miłośników okresu
SAP. Ja sam byłem w tej grupie jeszcze kilkanaście lat temu i dobrze pamiętam
rozterki związane z tym etapem. Dlatego też w dalszej części chciałbym się
odnieść do poruszonych obszarów, by cześć z nich poddać polemice a inne
uzupełnić komentarzem z punktu widzenia praktyka. Taka to będzie dzisiejsza historia,
ale najpierw zanim napisze kolejne zdanie, musimy być na tym samym poziomie
informacji. Dlatego też koniecznie zapraszam na półgodzinną przerwę na blogu i
zapoznanie się z wykładem Tomasza Poniewierki, o tym jak (jego zdaniem, co
wielokrotnie podkreśla) zacząć budować kolekcje monet Stanisława Augusta
Poniatowskiego.
OK i jak wrażenia. Mam nadzieję, że pozytywne i Wam
też spodobał się ten wykład. Film trwa nieco ponad 30 minut, ja jednak pamiętam,
że będąc na tym spotkaniu miałem wrażenie jakby trwało maksymalnie z 5 minut. To
była chwila J.
Ledwie wygodnie usiadłem w sali audio-wizualnej i zamieniłem kilka zdań z
siedzącym obok bardziej doświadczonym miłośnikiem monet, a już po chwili było
po wszystkim. Pół godziny to z pewnością zbyt krótki czas żeby poruszyć
wszystkie tematy, o których warto wiedzieć. Jednak taka była konwencja
spotkania i trudno się na to obrażać. Tu warto podziękować koledze Markowi,
który kręcił materiał ze spotkania i wykonał ten (i inne) filmik. To, co mi się
rzuca w oczy to doskonała wręcz widoczność slajdów. Jak to Marek zrobił, tego
nie wiem, ale warto się tego od niego nauczyć J. Super robota,
która zdecydowanie ułatwi mi dalszą pisaninę.
Teraz mankamenty, szczególnie takie, których nie
widać na filmie. Moim skromnym zdaniem, to co Tomek miał do powiedzenia,
zasługiwało na nieco szerszą dyskusję po jego wystąpieniu. Ubolewam, że, do
niej niestety nie doszło. Było, co prawda kilka uwag i pytań z sali, lecz były
to bardziej wnioski formalne i niż konkretne problemy do dyskusji. Mnie trochę nie
wypadało zadawać pytań i byłem raczej przygotowany by ewentualnie udzielić drobnego
wsparcia prowadzącemu lub wypowiedzieć jakąś swoją opinię, jeśli zagadnienie
byłoby bardziej szczegółowe. Niestety do tak głębokiej dyskusji nie było okazji
i to chyba była ta jedyna chwila, w której czułem się nieco zawiedziony. Z
pewnością powodem takiego stanu rzeczy była stosunkowo niska frekwencja na
spotkaniu. Warto to odnotować, bo w chwili, gdy na aukcjach numizmatycznych „tłumy
inwestorów” zabijają się o co lepsze monety SAP, to jakoś niewielu z nich zdecydowało
się przyjść i uczestniczyć w darmowym spotkaniu. Z tego, co miałem okazje
zaobserwować nie zawiedli jedynie stali członkowie łódzkiego PTN-u, ale to już
taki standard, że grono bardziej doświadczonych członków towarzystwa jest
zgrane i stawia się z reguły na każde wezwanie J. Jak dla mnie to właśnie niska frekwencja „zwykłych
miłośników i kolekcjonerów” oraz rachityczna dyskusja po wykładzie, to dwa
mankamenty, jakie obiektywnie warto wskazać. No przynajmniej zanim zacznę odnosić
się do treści odczytu J.
To, co na początku wzbudziło mój podziw, to
wprasowanie tak rozległego tematu w formę krótkiego wykładu, podczas którego w
pół godziny trzeba było sprawnie zmieścić najważniejsze zagadnienia. Zapewne
właśnie z tego powodu Tomek skupił się jedynie na głównych aspektach i trzeba
przyznać, że wykazał się żelazną dyscypliną, bo realizował odczyt jak profesjonalny
sprawozdawca. Z jednej strony, na luzie (i to mimo wyschniętego na wiór gardła)
a z drugiej, z ogromną pewnością siebie, jaka cechuje ludzi, którzy dobrze
wiedzą, o czym mówią, bo nie raz to sobie dobrze przemyśleli. Ugruntowana
wiedza plus dar erudyty sprawiły, że miło się tego wszystkiego słuchało. Ja osobiście
często zachwycam się, gdy ktoś potrafi, konkretnie i jasno formułować swoje myśli.
Tu mieliśmy bardzo udany przykład, jak przyszły naukowiec (chyba nie
przesadzam? J),
ciekawie, sprawnie i zgodnie z planem realizuje zamierzona agendę wykładu, jaką
pokazał na samym wstępie. Dla mnie to umiejętność tak mi obca, jak Himalaje dla
roweru górskiego, dlatego tak się tym jaram i często to podkreślam J.
I tak, zanim się rozgadam na 100 tematów niezwiązanych
z tytułem wpisu, to wzorem prowadzącego wykład, postaram się jednak jakoś zapanować
nad tym żywiołem. Dlatego teraz skoncentruje się (niemal J)
wyłącznie na własnej subiektywnej ocenie strony merytorycznej tego, co
usłyszeliśmy. W tym celu wykorzystam ilustracje, na której Tomek pozuje wraz z
agendą odczytu i dalej będę płynąć właśnie w tym nurcie.
Jak widać temat został podzielony na 5 głównych punktów.
Jedne są bardziej pojemne inne mniej, stąd ograniczę się jedynie do
uzupełnienia informacji, jakie przekazał Tomek o zagadnienia, które moim zdaniem
mogą być istotne dla miłośników monet, którzy chcieli by rozpocząć swoją
przygodę z mennictwem „króla Stasia”.
PUNKT 1 – LITERATURA I PRZYDATNE STRONY.
Jeśli chodzi o literaturę to zauważam, że Tomek,
jako młody człowiek o klasycznym wykształceniu, bardzo sobie ceni wiekowe
pozycje. Trudno się dziwić, bo dobre źródła to podstawa dla każdego miłośnika
monet i to bez względu na staż. Jednak czasem te starsze pozycje, jak na
przykład katalogi Karola Plage, moim zdaniem już trochę „trącą myszką”. Jednak
ważny jest fakt, który był podkreślony w wykładzie i który odnosi się do
ogromnej ilości literatury – bardzo często te wiekowe pozycje są zdigitaliowane
i dostępne gratis w bibliotekach cyfrowanych. To ogromny handicap dla
poczatkujących, warty dobrego wykorzystania. Do żródeł książkowych wskazanych
przez wykładowcę, dodałbym jedynie dwie, które sam uważam za ogromnie pomocne.
Pierwsza z nich to, Mieczysław Kurnatowski „Przyczynki do historyi medali i
monet Polskich, bitych za panowania Stanisława Augusta”. Pozycja absolutnie
podstawowa, dostępna w sieci jako plik PDF, która z każdego poczatkującego miłośnika
w pół godziny może zrobić fachowca-teoretyka. Pozycja jest do pobrania na
jednej z moich ulubionych stron numizmatycznych w internecie o ładnym tytule „Money
4 nothing”. Link znajdziecie chociażby na moim blogu w zakładce LINKI. Ale tu
podaje bezpośredni do menu „publikacje” na tej stronie, gdzie znajdziecie wyżej
wspomniany tekst Kurnatowskiego http://publikacje.m4n.pl/ . Druga pozycja
książkowa jaką z czystym sumieniem mogę polecić to „Mennica Warszawska”
autorstwa Władysława Terleckiego, byłego dyrektora tego zakładu. To kompletna
pozycja opisująca stołeczną mennice od chwili jej powstania w czasach SAP aż
do socjalistycznej teraźniejszości. Opisałem ją jakiś czas temu na blogu, recenzja
dostępna jest nadal w zakładacie „LITERATURA”.
Co do stron w sieci, jakie wskazał Tomek, to na
temat mennictwa SAP nie ma ich zbyt wiele. Pamiętam dobrze, że jak panna na
wydaniu oblałem się rumieńcem, gdy zobaczyłem slajd, na którym prowadzący
wspominał o moim blogu. W sumie wcześniej nie myślałem w takich kategoriach o
mojej stronie. To z jednej strony miłe, a z drugiej nieco smutne, że nie
niczego lepszego na ten temat, niż prosta strona pisana z potrzeby serca przez zwykłego
kolekcjonera. Ja do tego, o czym wspomniał prowadzący wykład, dodałbym z pewnością
archiwa aukcyjne największych antykwariatów i gabinetów numizmatycznych. Często
i gęsto przychodzą z pomocą, jeśli chcemy coś z czymś porównać. Są to
niezrównane pokłady wiedzy, jakich nie mieli nasi przodkowie a jednak jakoś
dawali sobie bez tego radę J. Kolejnym miejscem w sieci, które mogę polecić
jest forum Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego, czyli TPZN.pl. To
właśnie tam w archiwalnych wątkach przechowywane są niezmierzone pokłady wiedzy
(nie tylko o okresie SAP), a jak czegoś nie ma, to zawsze się można zapytać. A
do tego atmosfera miła i dyskusje na poziomie, słowem „żyć nie umierać”. LINK
do strony forum http://forum.tpzn.pl/index.php
PUNKT 2 – NOMINAŁY
Jak już wiemy gdzie znaleźć informacje to teraz
zobaczmy, jakie monety były bite w okresie SAP i co potencjalnie można w ogóle zbierać.
To z pewnością był jeden z głównych punktów programu, powiązany z pokazaniem przy
okazji wielu pięknych monet. Niestety wykład ograniczył się jedynie do
wymienienia i opisania nominałów z mennic koronnych. Pewnie z braku czasu
prowadzący nie poruszył niezwykle interesujących wątków, które ja już niedługo
zamierzam opisać na blogu, czyli mennictwa miejskiego we wczesnym okresie
panowania Poniatowskiego. Dobra moja J. Tomek dysponując
ograniczonym czasem skoncentrował się na wyglądzie monet oraz na głównych
elementach, jakie one zawierają. Słuchałem tego z zainteresowaniem, mimo tego,
iż to dla mnie wiedza naturalna niemal jak oddychanie, ale i tak ciekawie było
usłyszeć to „z boku”, o tych wszystkich zmiennych, na które warto zwracać uwagę
z punktu widzenia typologii. Co ważne, w zaledwie sześć i pół minuty, dzielnemu
wykładowcy udało się scharakteryzować monety miedziane, srebrne i złote, co
było dla mnie kwintesencją świetnie prowadzonego wykładu. Duża dawka informacji,
szczególnie o kompozycji monet a i tak wyszło, że to półtalary są
najładniejsze. O gustach się nie dyskutuje, ale ja to podkreślam, bo mam tak
samo i uważam, że to właśnie półtalary są najlepiej dopracowanymi monetami SAP J.
PUNKT 3 – RÓZNE MOZLIWOŚCI KOLEKCJONOWANIA
Tomek wymienił, jako pierwszą potencjalną opcję, tak
zwane zbieranie „na kolor”, które jest mi szczególnie bliskie. Ten punkt to
jeden z moich ulubionych, w końcu nie darmo wyprofilowałem swój zbiór i
skoncentrowałem się na z góry określonej i dość specyficznej grupie monet.
Każdemu mogę polecić takie podejście. Jak wielokrotnie wspominałem, z okresu
SAP kolekcjonuje jedynie srebrne monety koronne. To nawet spory, ale jednak
wycinek z całego mennictwa okresu Poniatowskiego. Z perspektywy czasu mogę
napisać, że pierwsze 100 monet można zdobyć lekko, łatwo i przyjemnie. Kolejne
50 przychodzi już z większym trudem. A każdą następną trzeba niestety opłacić
sporym nakładem czasu i pieniądza. Dla poczatkujących lepiej nadają się monety
miedziane, które są znacznie łatwiej osiągalne (większe nakłady), bardziej
zróżnicowane (więcej stempli) i zdecydowanie tańsze. A jeśli już srebro lub
złoto, to warto je zbierać w lepszych stanach. Ta rada dotyczy generalnie
kolekcjonowania. Ja dla przykładu jestem zdania, że lepiej nabyć monetę
bardziej popularną, lecz pięknie zachowaną, niż rzadkość wytartą obiegiem. Czy
jestem kolekcjonerem czy estetą, oto jest pytanie. Jednak tu są różne szkoły:
Falenicka i Otwocka a każda z nich ma swoje niepodważalne argumenty J. Oczywiście można iść dalej za radą prelegenta
i zbierać monety SAP całościowo jak leci, czy łączyć je z innymi okresami
Polski Królewskiej itd. Nie ma przymusu, a co miłośnik, to ma swoją najlepszą i
przemyślaną metodę. I to właśnie lubię w numizmatyce, tą wolność wyboru i
decyzji. Monet, których mam ilościowo najwięcej to półzłotki. Jak by się tak
zastanowić, to można by się skoncentrować jedynie na tym jednym nominale i
zbudować epicką kolekcję na odmiany i warianty. Każdy może kolekcjonować, co
chce, jak na przykład wspomniany kolega Łukasz, który z miedzianego grosza SAP
uczynił swój oręż J. Mnie najbardziej w tej części wystąpienia spodobała
się cześć o „ciekawostkach”. W sumie nie słyszałem, żeby ktoś ograniczał się
jedynie do zbierania takich monet. Jednak z drugiej strony, siedząc dość
głęboko w temacie musze przyznać, że sam mam wynotowane dziesiątki tego typu
przypadków ciekawszych numizmatów, na które specjalnie poluje. Stąd może to i
dobry pomysł, kupować jedynie przebitki, destrukty i inne tego typu „dziwolągi”
J.
PUNKT 4 – KLASYFIKACJE
Teoretycznie bardzo ciekawy temat. Tu również jest
wiele metod, które można wykorzystywać klasyfikując monety do zbioru, czy
używać do opisów. Ja również mam swoją ulubioną klasyfikację, którą sam sobie
wypracowałem i która z czasem stała się dla mnie intuicyjna. Tomek na początek
przedstawił swoje, autorskie spojrzenie na to zagadnienie, które starał się
uzasadnić i przedstawić na prostych przykładach. Jak się okazało teoria
prowadzącego była postawiona w zdecydowanej opozycji do nomenklatury zastosowanej
w najnowszym katalogu monet SAP, autorstwa duetu Parchimowicz/Brzeziński
„Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Ja na blogu niejednokrotnie
krytykowałem ten katalog, więc z łatwością mógłbym dołączyć do rzucania w nich
kamieniami, jednak tego nie zrobię. Mnie również drażni ta niekonsekwencja
autorów w wyznaczaniu kolejnych odmian, ale chyba najbardziej nie pasuje mi
nazywanie „odmianą” każdej możliwej różnicy, jaką udało im się zaobserwować na
stemplu. Z drugiej strony, to co zaproponował Tomek również jest dalekie od
mojego postrzegania tematu. Jak miałbym to obrazowo opisać to „oni” są lewica i
prawica a ja… idę sobie ścieżką po środku, w centrum J.
Wygodna pozycja do obserwowania, co się dzieje wokół. Moja metoda jest „mojsza”, więc bardziej mi
pasuje J. Typem jest nominał i rocznik, odmianą w
ramach typu, mogą być istotne cechy z punktu widzenia mennicy i numizmatyka,
takie jak zmiana intendenta (i jego inicjałów na monecie), zmiana ordynacji
menniczej (i opisów otokowych na monecie), czy też zmiana najważniejszych punc,
na przykład tych związanych z herbem I Rzeczpospolitej. Dlatego z reguły u
mnie, jak już zmienia się punca orła, to powstaje nowa odmiana, która potem
dzieli się na warianty. No chyba, że są inne ważniejsze zmiany w roczniku (jak inicjały
w 1768) wówczas, to degraduje punce do rangi wariantów. Wariantami zaś są
zwykle wszystkie mniej istotne, ale dobrze widoczne cechy monety, jak liczba
listków, punce korony, sposób zawieszenia Krzyża Orderu Orła Białego (tak to
się prawidłowo nazywa), czy też interpunkcja. Nikogo nie przekonuje do moich
zasad. Róbta co chceta J.
Nie uważam, że moje klasyfikacja jest jedyna i nieomylna i pewnie dla tego
mam sporą dawkę respektu przed odmiennym stawianiem sprawy. Dlatego też,
krytykując najnowszy katalog, staram się to robić zawsze z umiarem, bo w
przeciwieństwie do wychowanego na klasyce gatunku Tomka, uważam, że na chwilę
obecną nie ma lepszego katalogu monet Poniatowskiego a dzieła Plage z całym
szacunkiem, są dostatecznym źródłem jedynie, jeśli ktoś zbiera po jednej
monecie z nominału. Być może w przyszłości ukaże się nowa, jeszcze lepsza
pozycja do monet SAP, lecz na obecna chwilę to jednak obiektywnie
Parchimowicz/Brzeziński rządzi i dzieli.
PUNKT 5 – PUŁAPKI
Uwielbiam te liczne pułapki w mennictwie SAP i musze
przyznać, że czasem sam w nie wpadam. A to nie policzę jakiegoś listka, a to
zakwalifikuje destrukt jako osobny wariant, a to podążę za autorami katalogu i
uwzględnię szerokość daty – co szybko okaże się zupełnie nie przydatne. Mógłbym
teraz tu użyć kultowej wypowiedzi inspektora Ryby z filmu „Killer”, cytuję „Pomyłka? Moja żona miała na drugie
Pomyłka” J. Z tym, że u mnie to nie żona a mój blog.
W tym miejscu chciałbym zaapelować do Wysokiego Sądu by nie wyciągać mojego
zdania z kontekstu. Pozdrawiam Cię Kochanie, to był jedynie drobny i
nieszkodliwy żarcik – to na wypadek, jeśli za 10 lat ktoś Ci to pokaże J.
To tyle żartów, teraz będzie o czymś, czego jakoś
nie wyłapałem podczas odczytu. W tym miejscu wypada mi sprostować prowadzącego,
który użył przykładu półzłotka z rocznika 1776 z zanikająca literą „A” na
rewersie i zaprezentował to, jako moje odkrycie. To prawda, że ja ogłosiłem i
spopularyzowałem ten fakt, jednak należy pamiętać, że pierwotnym autorem tej
obserwacji był Rafał Janke, który był tak miły, że się z tym ze mną podzielił.
Być może bym na to sam wpadł, ale tak nie było. Ja to tylko potwierdziłem
podczas badania tego rocznika i zilustrowałem we wpisie na blogu. Nie chciałbym
bym przypisywać sobie czyiś zasług, nawet tak „przez pomyłkę”. Wolę zapracować
na własne J.
Wracając do wypowiedzi Tomka w tym punkcie, zgadzam się absolutnie z każdym
zdaniem. Doceniam, że świetnie wybrnął z liczeniem listków na awersach
półzłotków J.
Mennictwo SAP jest bardzo bogate w pułapki i trzeba być czujny. Pewnie podstawą
krytyki na nierówną użyteczność najnowszego katalogu, jaka przewija się w filmie,
w co najmniej kilku miejscach, były praktyczne doświadczenia prowadzącego
wykład w opisywaniu ofert aukcyjnych. Ja nie mam tej perspektywy, więc może,
dlatego zachowuje większy umiar.
To, co zaskoczyło mnie na koniec, to fakt, że Tomek
nie nawiązał nachalnie do czerwcowej aukcji GNDM, w której będzie oferowana
ciekawa kolekcja monet SAP. Czy to efekt skromności, czy też fakt, że nie
miesza się tematów naukowych z handlem sprawiły, że takie potraktowanie tematu
wydaje mi się ze wszech miar godne naśladowania. Jeśli naukowo, to bez prywaty –
OK, jak dla mnie mocny standard. Rzadki przykład profesjonalizmu i
odpowiedzialności za słowo, który chciałbym podkreślić. Co prawda zaprezentował
katalog aukcji GNDM, ale po pierwsze jako strona polecana w ramach archiwum
aukcji a po drugie, kto posiada ten katalog to wie, ile tam ważnych informacji
zawarli jego autorzy. Jestem pewien, że jeszcze nie raz będę miał przyjemność
dyskutować z Tomkiem o mennictwie Poniatowskiego, a niewykluczone nawet, że
będę ustawiał się w kolejce po jego przyszłe publikacje. Ludzie z pasją są w
cenie w każdej dyscyplinie. Numizmatyka może być spokojna, bo jest kilku młodych
„zawodników”, którzy przejmą pałeczkę w sztafecie od doświadczonych badaczy z
uznanym dorobkiem.
Podsumowując, ogólnie wyjazd do Łodzi i wykład Tomka
Poniewierki uważam za mój mega udany dzień. Dla takich dni się żyje i zbiera
monety. Warto było zawitać do Muzeum Archeologiczno-Etnograficznego na łódzkim Placu
Wolności. Z tego, co wiem, to w tym obiekcie jest udostępniona całkiem ciekawa
wystawa numizmatyczna, ale to jeszcze przede mną, bo z nadmiaru wrażeń, po
prostu nie zdążyłem się z nią zapoznać. Wracając do wykładu i tego, czego
jeszcze nie mówiłem, to prowadzący był ubrany nienagannie, co warto podkreślić biorąc
pod uwagę upał J. Atmosfera spotkania była swobodna i
bardzo przyjazna. I to zarówno w stosunku do osób, które znają się od lat jak i
względem „nowych” jak ja, który pojawili się tam po raz pierwszy. Czułem się
tam naprawdę bardzo dobrze, o co zadbali również moi nowi koledzy Piotr i
Marek, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w organizacje tego eventu jak oraz
sami uczestnicy, z którymi zamieniłem po kilka zdań i miałem okazje się z
każdym przywitać.
A teraz, co dalej i jakie są wnioski. Poi pierwsze
warto chodzić na takie spotkania. Nikt tam nie gryzie, wstęp jest bezpłatny a
wrażenia warte każdych pieniędzy. Ja mimo tego, ze nie należę do PTN, bywam
czasem na odczytach w stolicy, bo są to bardzo ciekawe spotkania, na których
wiele można się nauczyć. Na koniec, więc wypada zaprosić do warszawskiego oddziału
Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego, a za razem centrali tego związku, na wykład
profesora Borysa Paszkiewicza, który odbędzie się już 4 czerwca w
poniedziałkowe popołudnie. Co prawda ten temat, nie ma bezpośredniego związku z
okresem SAP, ale jest to zapewne gratka dla licznych wielbicieli średniowiecza J.
http://ptn.pl/2018/05/20/wyklad-prof-dr-hab-borysa-paszkiewicza-04-06-2018-r/
To tyle, tak niekonwencjonalnie zachęcając do
średniowiecza kończę dzisiejszy artykuł o odczycie Tomka Poniewierki na temat
kolekcjonowania monet Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jak pewnie można było wyczuć
słuchając wykładu, czy też czytając mój tekst, to był to naprawdę dobrze
spędzony czas. Za tydzień w piątek będzie kolejna szansa by się spotkać i porozmawiać
o monetach SAP, bo przecież jest „Wieczorek Kolekcjonerski” w hotelu Marriott orgaznizowany
przez Damiana Marciniaka przed 5 aukcją GNDM. Będzie wiele ciekawych tematów,
ale dla mnie gwoździem programu jest oczywiście prezentacja Rafała Janke, który
ponoć zdradzi nam wiele tajemnic z okresu SAP, które zapewne w przyszłości
wzbogacą mojego bloga. Takie jest plan. Zatem nie żegnam się tylko mówię do zobaczenia
J.
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem materiały ze stron Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego
oddział w Łodzi i w Warszawie, ze strony łódzkiego PTN na portalu YouTube oraz zdjęcia
wyszukane za pomocą google grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz