Cześć, to będzie dobry wpis J.
Minęło zaledwie kilka dni a już postanowiłem wrócić do tematu dwuzłotówek SAP z
1775 roku by nieco go rozwinąć i skorygować o nowe informacje. Jeśli ktoś
naprawdę myśli, że numizmatyka to statyczna zabawa dla „starych dziadków”, to
ta sytuacja powinna go z tego błędu na dobre wyprowadzić. Jeśli dobrze liczę,
to już mój trzeci wpis na blogu, w którym wracam po krótkim czasie do
wydawałoby się zakończonego tematu. Zwykle robię to, bo właśnie wydarzyło się
coś nowego, mam jakieś nowe dane i muszę/chcę o tym Wam opowiedzieć. Nie
inaczej jest dzisiaj, mam nowe informacje J.
Tak już pewnie musi być w dynamicznym otoczeniu, w
jakim żyjemy. W społeczeństwie XXI wieku, to właśnie informacja jest podstawową
wartością. Dobrze zorganizowana społeczność wyposażona w odpowiednią platformę
wymiany informacji oraz nowoczesne narzędzia może być liczącą się siłą napędową
rozwoju takiej dziedziny jak na przykład numizmatyka. To znak naszych czasów,
więc nic dziwnego, że można wirtualnie „spotkać” coraz większą ilość pasjonatów
monet na forach numizmatycznych gdzie wymieniają się opiniami, na
specjalistycznych stronach w sieci gdzie poszukują wiedzy, na aukcjach
internetowych gdzie kupują obiekty czy też na blogach, takich jak mój, gdzie
mam nadzieje mile i pożytecznie spędzają czas J.. W tym
przypadku, społeczność to miłośnicy monet SAP, blog jest platformą wymiany
informacji a narzędzia to oczywiście te wszystkie „wynalazki” służące wymianie komentarzy
i komunikacji ogólnie. Można uznać, że aktualnie rozwój osobisty to nic innego
jak permanentne poszukiwanie nowych informacji. Danych, które codziennie zmieniają
nasze postrzeganie spraw i wzbogacają stan naszej wiedzy. Na koniec tego nieco
patetycznego wstępu - mała ilustracja. Obrazek w sam raz na temat nowoczesnych
metod nauki, które nie chwaląc się sam często wykorzystuje przy pisaniu bloga J.
Ale, o co tak właściwie chodzi? Kiedy w poprzednim
tekście, opisując unikalny awers dwuzłotówki z 1775, napisałem takie dwa
zdania, cytuję „Może
jednak ma ją ktoś z czytelników w swoim zbiorze i zechce się podzielić fotografią?
Serdecznie zapraszam do przesyłania do mnie zdjęć swoich unikatów SAP, mogę
zagwarantować poufność danych oraz honorowe miejsce dla monety na łamach bloga J.”
– to oczywiście realnie nie liczyłem na jakiś wielki odzew. Nie żebym nie
wierzył w siłę społeczności miłośników monet Poniatowskiego, jednak w końcu
pisałem o wyjątkowo rzadkiej odmianie monety. Tu od razu wykorzystam okazję
żeby się przyznać i podziękować, bo praktycznie po każdym „lepszym” wpisie na
blogu, otrzymuje na maila komentarze, informacje, a często nawet zdjęcia ciekawych
numizmatów. Za wszystkie zawsze serdecznie dziękuję nadawcom, teraz jednak
czynie to oficjalnie na łamach bloga. Dziękuję J. Tym razem jednak życie postanowiło szybko mnie
zaskoczyć i już 2 godziny po publikacji otrzymałem pierwszą niezwykłą
wiadomość. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w mailu oprócz kilku ciekawych zdań
od autora, dostrzegłem załączniki w postaci zdjęć… a wśród nich, piękną dwuzłotówkę
z awersem M.D.G. Poniżej prezentuje to cudo J.
Jak widać w odróżnieniu od egzemplarza z Muzeum
Narodowego w Krakowie, awers tej monety jest niemal doskonały. Co moim zdaniem wskazuje
na to, że została specjalnie wyselekcjonowana i z rozmysłem odłożona do zbioru.
Rewers monety jest równie urodziwy, o czym będzie się można przekonać w dalszej
części wpisu, kiedy zaprezentuję dwuzłotówkę w pełnej krasie. Właściciel monety
był tak miły, że podzielił się ze mną swoimi opiniami na temat tego numizmatu
oraz odpowiedział na kilka pogłębiających pytań, jakie mu zadałem, między
innymi na sprawę jej pochodzenia. Mogę zdradzić tyle, że kolekcjoner wszedł w
jej posiadanie na początku XXI wieku w wyniku wymiany. Czy obaj wiedzieli, na
co się wymieniają? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednak zakładam, że tak,
gdyż widziałem inne doskonałe sztuki monet SAP z tego zbioru. A był to zapewne zaledwie
jego wycinek. Pozostaje być wdzięcznym, że kolekcjoner zdecydował się podzielić
tą monetą ze społecznością i mieć nadzieje, że nie jest to jeszcze jego
ostatnie słowo i jeszcze nie raz wesprze mnie swoim zdjęciem lub komentarzem J.
A teraz postaram się trochę wykorzystać i
zinterpretować przesłane mi dane. W sumie od piątku otrzymałem kilka nowych
wiadomości w tym zdjęcia 3 monet z tego rocznika. Oczywiście tylko jedna, ta
powyżej, to odmiana ze skrótem M.D.G. – pozostałe są już „normalne”, ale to też
piękne sztuki J.
Na początek chciałbym zaznaczyć, że próbę czasu wytrzymała wyznaczona przez
mnie ilość stempli rewersu. Wszystkie nowe egzemplarze idealnie wpisały się w
tych 13 wariantów stempla, które pokazałem na blogu w poprzednim wpisie. To
pierwsza dobra informacja. Druga jest taka, że uznałem ją za dobry powód do
tego by wrócić do próby lepszego oszacowania nakładu obu odmian. Fakt, że znamy
teraz już dwie monety z błędnym awersem, nie powinno jakoś radykalnie zmieniać
naszego zapatrywania na wyjątkowość tych egzemplarzy. Jednak z drugiej strony,
nie mogę przecież przejść obojętnie obok tego, że ich ilość w mojej świadomości
przez tydzień wzrosła o 100% J. To, plus dodatkowe dwie sztuki ze
zdjęć, jakie otrzymałem przed kilkoma dniami pozwala mi jeszcze raz podejść do
oszacowania stopni rzadkości i w efekcie je zweryfikować względem tego, co
napisałem w ubiegłym tygodniu. Nie myli się ten kto nic nie robi – skąd ja to
znam… J.
Zacznijmy może od odmiany 24.j, czyli tej
„normalnej” i bardziej popularnej. Zdałem sobie sprawę już po napisaniu
poprzedniego wpisu, że coś mi w niej nie pasuje. To „coś”, to głównie wrażenie,
że jak na ten prawie pół milionowy nakład, to nie było ich wcale zbyt wiele w
handlu przez ostatnie 20 lat. Wygląda na to, że po prostu zasugerowałem się
trochę sporą ilością egzemplarzy, jakie udało mi się zgromadzić do badania,
głównie za sprawą zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Wcześniej oceniając
stopnie rzadkości nie miałem aż tak szerokiego spojrzenia. Dlatego też,
postanowiłem jeszcze raz do tego podejść i porównać ODMAINĘ 1 z innymi
dwuzłotówkami, jakie wcześniej opisywałem na blogu. I tak, w próbie 32 monet,
jakich zdjęcia posiadam, aż 30 reprezentowało właśnie tą odmianę. Z tego jednak
jedynie 18 było przedmiotem handlu przez ostatnie 25 lat. To nie wiele. Podobne
wyniki wcześniej uzyskiwały warianty, których zachowaną do dziś ilość
szacowałem na ok 40-50 tysięcy sztuk. Co przekładało się zwykle bezpośrednio na
przyznanie im stopnia R1. Oczywiście, jeśli ktoś będzie chciał podzielić cały nakład
dwuzłotówki z 1775 roku na 13 stempli, to uzyska odpowiednio „lepsze” stopnie. Ja
jednak tego nie rekomenduje i po ponownym przemyśleniu tematu, szacuję stopień
rzadkości ODMIANY1 na R1. Nowa wartość znajdzie się w poprawionej tabeli w
dalszej części tekstu.
Teraz kilka zdań o 24.j2, czyli o ODMIANIE2 -
monecie z błędem M.D.G. na awersie. Główne pytanie, jakie chciałbym postawić na
początek brzmi, czy w ogóle można jakoś oszacować ile sztuk wybito błędnym
stemplem. Skoro egzemplarz znany nam z MNK trafił do obiegu, to nie mogło być
ich znowu aż tak mało. Jednak, czy na pewno? Czy z jednej znanej nam obiegowej
sztuki można wyciągnąć aż tak daleko idące wnioski? A może ona kiedyś też była
„gabinetowa”, tylko posiadł ją ktoś, kto się na tym nie znał i wydał ją za w
szynku na rogu za kufel piwa? Z drugiej strony, jeśli to samo MNK włączyło do
swoich zbiorów tak „przechodzoną” sztukę i przez lata zakupów, darowizn oraz
ciągłego powiększania kolekcji Gabinetu Numizmatycznego, nie wymienili jej na
jakiś inny, lepiej zachowany egzemplarz, to również może świadczyć o tym, że
nie mieli po prostu nigdy takiej okazji. Jednak teraz, kiedy dysponujemy już
drugą sztuką, której piękny stan zachowania jest po za wszelka wątpliwością i
która wydaje się być egzemplarzem „gabinetowym”, który przez lata spoczywał w
odpowiednich warunkach, to można mieć już całkowity mętlik w głowie. Wydaje
się, że kto miał wiedzieć o tym rzadkim błędzie, to wiedział i jeśli moneta
została gdzieś wyłowiona to trafiała do zbiorów. Zapewne jej XVIII-wieczny
właściciel doskonale zdawał sobie sprawę, że egzemplarz jest wyjątkowy. Potwierdza
to zresztą sam hrabia Emeryk Hutten-Czapski, który jak na dzisiejsze czasy
dysponował praktycznie nieograniczonymi środkami i możliwościami a do tego, żył
przecież w czasach, w których monety SAP można było jeszcze w miarę łatwo
pozyskać. Oto taki wybitny znawca mający w swojej kolekcji wybitne numizmaty,
nagle zadowala się zwykłym „wycieruchem” dwuzłotówki z 1775 i włącza ją do
swojej kolekcji. Zbioru, który po latach stanie się częścią Gabinetu
Numizmatycznego Muzeum w Krakowie. Zaiste ciekawe. Jednak potwierdza to moją
wcześniejszą tezę, że ilość, jaka trafiła do obiegu musiała być naprawdę
znikoma. Co nie zmienia jednak tego, że mając świeży przykład z tego tygodnia,
trzeba przyznać, że istnieje całkiem realna możliwość, że takie monety znajdują
się również w innych zbiorach. Być może nawet ich aktualni właściciele nie będąc
ekspertami od Poniatowskiego, nie zdają sobie nawet sprawy ze skarbu, jaki
posiadają.
Jak widać, wiele jest tajemnic i znaków zapytania. Czas
się wziąć z tematem „za bary” i zmierzyć się z podstawowym problemem by
określić (choćby w przybliżeniu) ile wybito sztuk M.D.G.. Uruchamiam szklana
kulę J.
Teraz druga sprawa, ile wybito monet z błędem M.D.L.i…
dlaczego tak mało, skoro teraz są takie wyjątkowe i rzadkie? To będzie autorski
ciąg myślowy, którego nie powstydziliby się nawet scenarzyści w "Koronie królów” J. Na początek twarde dane. Odwołam się do opisu
działania mennicy Poniatowskiego z książki „Mennica Warszawska” Władysława
Terleckiego. Zdaniem autora wybicie jednej monety za pomocą „preg-maszyny”
trwało około 5 sekund. Co pozwalało (o ile nie było przerw) by w ciągu 10
godzinnego dnia pracy wybić ponad 7 tysięcy monet. Rozumiem socjalistyczne
czasy, w jakich autor pisał swoją książkę, ale jednak jakoś trudno mi sobie
wyobrazić precyzyjną i fizyczną pracę, jaką była przecież obsługa wielkiej maszyny
przez 3 pracowników bez przerw przez 10 godzin. Pewne można uznać to za jakaś maksymalną
wydajność, gdyby maszynę obsługiwały „XVIII-wieczne roboty”, ale jednak ludzie
z krwi i kości mają swoje potrzeby. Bądźmy realistami. Zawsze trzeba coś
przynieść, wynieść, dokręcić, przesmarować, pozamiatać, a i przerwa na lancz,
dawniej zwany „miską” też musi być J. Przyjmijmy realnie, że w ciągu dnia na jednej
maszynie bili połowę potencjalnie maksymalnej ilości, czyli 3,6 tysiąca monet.
Omyłkowy stempel z awersem był jeden, więc całość szacunków ograniczymy tylko
do jednego stanowiska pracy. Gotowe monety trafiały do kantoru, który znajdował
się w innym budynku, zatem urobek musiano pewnie kilka razy dziennie tam
donosić. W naszej kalkulacji te 3,6 tysiąca dwuzłotówek, z których każda waży
średnio 9,35g, daje w sumie prawie 33 kilogramów monet dziennie. To nawet nie
tak wiele, więc załóżmy, że w połowie dnia transportowano połowę urobku, a
druga część na koniec dnia. Na potrzeby wpisu załóżmy, że cały Boży dzień bili
z błędem, jednak w połowie dnia zanieśli pierwszą cześć produkcji do kantoru.
Tam monety są liczone i przy tej okazji wyrywkowo sprawdzane, więc szybko
zorientowano się w błędzie i w zatrzymano produkcje tym stemplem. Takich monet
nie można było wypuścić do obiegu, więc padła decyzja żeby je przetopić. Jednak
zanim ta informacja z kantoru trafiła z powrotem do „preg-izby”, w której w
dalszym ciągu bito dwuzłotówki z błędem minęło z pół godziny, w której powstało
kolejnych 180 monet z błędem. Taka historia J.
Podsumujmy, więc ile nam wyszło. Nie przetopiono 180
sztuk. Współczynnik zachowania monet SAP to 10%, zatem w tego ciągu wynika, że
gdzieś jest 18 monet z awersem w ODMIANIE, 2 z czego dwie już dobrze znamy i
podziwiamy. Zgodnie ze skalą rzadkości Emeryka Hutten-Czapskiego, dla tej
ilości przyjmuje się stopień R6 i taki właśnie rekomenduje. Zdaje sobie sprawę,
że moja historia opiera się na wielu glinianych nogach kilku „kaskaderskich”
założeń i braku konkretnych danych. Jednak jest to jednak jakaś próba podjęcia
tematu i nie sposób jej nie docenić. A coś mi wewnętrznie mówi, że każdy z 18
posiadaczy dwuzłotówki z awersem M.D.G. gdyby mógł, to uśmiechnąłby się pod nosem czytając ten
tekst J. Oczywiście pod założeniem, że monety znajdują się w ogóle z zbiorach a ich własciciele zdają sobie sprawe z unikalności tej odmiany. Zatem podsumowująca tabelka z nowymi
danymi.
Nie pozostaje mi już nic innego, niż zaktualizować
opis dwuzłotówek w moim „katalogu”. To dobra okazja żeby wykorzystać obustronne
zdjęcie nowej monety z błędem M.D.G. Coś mi mówi, że będzie ozdobą wielu
przyszłych katalogów monet SAP J.
2zł
1775
24.j–
ODMIANA 1
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Nakład
łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 99,96% = 488 435 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R1
24.j2–
ODMIANA 2
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.G.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 75.
Nakład
łączny rocznika = 488 615 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 0,04% = 180 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R6
To tyle na dziś. Ten wpis był nieco krótszy, ale mam
nadzieję, że się podobał i warto było się z tym materiałem zapoznać. Jeszcze
raz serdecznie dziękuję wszystkim miłośnikom monet Poniatowskiego, którzy
wspierają mnie i współpracują ze mną po to by kolejne artykuły były coraz
lepsze. Aktywna społeczność to jest siła, a każdy wpis na tym blogu kończący się
choćby drobnym postępem jest naszym wspólnym dziełem i sukcesem. Mam już pomysł
na nowy wpis, zatem nie długo ukaże się kolejny krótszy tekst. Dziękuje i
pozdrawiam J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz