Cześć, dzisiaj kolejna odsłona cyklu poświęconego
fałszerstwom, podróbkom, kopiom i replikom srebrnych monet Stanisława Augusta
Poniatowskiego. Generalnie wszystko, co nie jest oryginałem będzie dziś w kręgu
mojego zainteresowania. Po opisaniu poszczególnych nominałów, zaczynając od
najdrobniejszego grosza, dziś czas na najbardziej spektakularną monetę okresu SAP,
jaką w II połowie XVIII wieku był talar. W końcu, talar to nie byle co - najbardziej
wartościowa obiegowa moneta srebrna wybijana w mennicy warszawskiej. Z jednej
strony, to wielka pokusa dla fałszerzy różnej maści chcących szybko zbić
fortunę, z drugiej jednak strony – równie wielkie wyzwanie techniczno-plastyczne
z uwagi na wyjątkowy kunszt medalierski oraz technikę bicia oryginalnych monet,
których podrobienie, w czasach, kiedy były jeszcze w biegu, było prawdziwym
wyzwaniem. Przygotowując się do napisania tego artykułu zbadałem ogromną ilość
materiału w poszukiwaniu śladów numizmatów, których oryginalność jest
dyskusyjna. Od kwerend w muzeach, przez liczny materiał pojawiający się w
interecie, przez wcześniejsze publikacje o fałszerstwach, aż po portale z
urobkiem z chińskich fabryk podróbek. W efekcie tego przeglądu zgromadziłem
najliczniejszy ilościowo materiał spośród wszystkich opisanych dotychczas na
blogu nominałów. Monet do pokazania będzie dziś naprawdę sporo, co od razu może
świadczyć o tym, że to właśnie tego ten typ monety był przez wieki kopiowany
zdecydowanie najczęściej. To, co nas dziś czeka to między innymi fałszerstwa z
epoki, najczęściej wytwarzane w formie odlewów. Będzie też kilkanaście późniejszych
podróbek wykonanych na szkodę kolekcjonerów. Trzecią, równie liczną grupą zaprezentują
się nam również nowoczesne kopie, repliki i podróbki, wykonane w ostatnich
latach z różnych materiałów i … pobudek.
Paradoksalnie, w czasach, kiedy nasz rynek zalewają
niskiej, jakości podróbki rodem ze wschodu, dla tej trzeciej grupy monet, które
wykonano w ostatnim 50-cioleciu, to właśnie powody, z jakich je wytworzono okazują
się kluczowe. Z całą pewnością, bowiem, nie każda kopia czy replika, jaka
została kiedyś wykonana i teraz krąży gdzieś po numizmatycznym rynku, została
wykonana w niecnym celu. Zapewne nie oszustwo mieli na myśli członkowie
Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego, którzy w latach 1965
- 1975 wpadli na pomysł wykonania kopii najcenniejszych i najrzadszych monet
polski królewskiej. Monety te były wykonywane w nakładach po około 200
egzemplarzy i rozprowadzane wyłącznie pomiędzy członków towarzystwa. Kopie
rodem z PTAiN wykonywano ze srebrzonego i patynowanego bizmutu. Żeby kopie nie
były wykorzystywane z złych intencjach, to każdą z monet dodatkowo znakowaną puncą
„f”. Nabita litera nie oznaczała oczywiście „f” jak fałszerstwo, tylko było to
„f” pochodzące od wyrazu facsimile. O jakiekolwiek złe intencje, trudno jest również
posądzać muzealników, którzy powszechnie zlecali tworzenie kopii
najcenniejszych numizmatów, w celu ich eksponowania w muzealnych gablotach
zamiast oryginałów, które w tym czasie deponowano w bezpiecznym miejscu. Powodowała
nimi przecież chęć ochrony cennego zabytku. I tu dochodzimy do meritum. Z
technicznego punktu widzenia kopie monet często nie wykazują żadnych widocznych
różnic względem falsyfikatu. To właśnie intencja powstania tych monet jest
głównym wyróżnikiem, do jakiej podgrupy zaliczymy dany nieoryginalny wyrób.
Można uznać, że przed pojawieniem się wschodnio-chińskiego zalewu podróbek,
kopie tworzono z pozytywnych intencji, z myślą o propagowaniu numizmatyki i
ochronie zbiorów. Ta idea niestety dziś się zdezawuowała i nie wytrzymuje XXI
wiecznych realiów. Do gry w kopie włączyły się inne podmioty, czując zarobek na
tego typu produkcjach.
Nie trzeba szukać daleko, więc idźmy dalej i
zobaczmy jak te intencje się powoli zmieniały. XX-wieczna Mennica Warszawska
jest kolejnym źródłem produkcji nieoryginalnych monet historycznych. W dalszej
części pokaże kilka ich wyrobów, w tym doskonale znaną replikę talara 1766,
którą wybito na uczczenie 200 rocznicy istnienia zakładu. Trudno ganić mennicę
za to, że na swoje święto wybrała akurat jedną z monet swojego założyciela,
króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jednak mennica już nie była tak
„krystaliczna” jak dwa wcześniejsze przykłady. Mennica nie poprzestała na
jednej próbie, gdyż wyczuła koniunkturę i zaczęła bez ładu i składu wybijać
repliki monet SAP sprzedając je kolekcjonerom ze znacznym zyskiem. Czemu miały
służyć kolejne serie replik monet Poniatowskiego, trudno dziś odgadnąć. Zapewne
są na ten temat jakieś oficjalne dane, jednak należy być świadomym, że głównym
motorem przedsiębiorstwa był zysk na sprzedaży i tak na ten fakt należy
spojrzeć. Ok mennica zarabiała czcząc
swojego założyciela, jednak z żadnym stopniu nie zamierzała wprowadzać w błąd
miłośników monet Poniatowskiego i nigdy nie twierdziła, że ich repliki to
oryginały ze stempla Holzhaeussera. Może i tak, jednak moim zdaniem, produkując
nowoczesne błyskotki służące wyłącznie do kolekcjonowania, skutecznie wypaczała
idee numizmatyki, wytwarzając produkt zastępczy. Produkt łatwo osiągalny do
pozyskania, czym odciągała całe rzesze młodych miłośników monet od poznania
prawdziwej numizmatyki królewskiej. Jak dla mnie, w ostatnich dziesięcioleciach
Mennica Warszawska nie ma żadnych powodów do dumy. Z zakładu z historią, stała
się nowoczesna firmą nastawiona na zysk za wszelka cenę. Nie zdziwiło mnie,
więc, że zamknięto na głucho Salę Gabinetu Numizmatycznego a wzięto się za deweloperkę
i w na działce na ulicy Żelaznej buduje się apartamentowce i biura. Jednak to nie mennica będzie dziś „głównym daniem”
na blogowym grillu. Osobnym przykładem, wymagającym swojego akapitu w
dzisiejszym wpisie jest działalność bardzo dobrze znanego miłośnikom monet,
szczecińskiego wydawnictwa Nefryt należącego do Janusza Parchimowicza. Tytuł
dzisiejszego wpisu, inspirowany został właśnie przemyśleniami na ten temat. W
dalszym fragmencie będę się czepiał nieco, tej nierozsądnej i w efekcie szkodliwej
działalności tego podmiotu. Jak widać na
ilustracji poniżej, to właśnie temu przedsiębiorstwu, osobiście przypisuje
decydujący udział w wywołaniu powszechnej zarazy, która na naszym rynku
numizmatycznym przejawia się wysypem kopii talarów z okresu Polski Królewskiej.
Więcej o tym będzie dalej…
To właśnie znany znawca numizmatyki i autor
poczytnych publikacji, Janusz Parchimowicz oraz jego wydawnictwo „Nefryt”,
postanowili nie patrzeć bezczynnie na rodzącą się dziwaczną modę na repliki monet
historycznych bitych w mennicy. W tym celu, w latach 2005 - 2010 wyprodukowali całkiem
nowy produkt kolekcjonerski, w postaci przekrojowego zestawu kopii „grubych”
monet z okresu polski królewskiej. Oryginały tych numizmatów są z reguły
rzadkie i niedostępne dla nawet średniozamożnego miłośnika monet, stąd
postanowiono stworzyć kompletny produkt, ukazujący piękno dawnych polskich
talarów wraz z całą infrastrukturą ułatwiająca ich kolekcjonowanie. Aby słowo
ciałem się stało, słowackiej mennicy Kremnica zlecono przygotowanie stempli i
wybicie setu zawierającego 32 egzemplarze srebrnych kopii polskich talarów w
limitowanym nakładzie 1000 kompletów. Do produkcji użyto srebra próby 0,925. Każda
moneta posiada na rancie wybity numer serii a na awersie dodano wypukłe
oznaczenie z literą „K”, co oznacza kopie. Tak przygotowane komplety wraz z
albumem do kolekcjonowania, kartami opisującymi poszczególnych władców i ich
numizmaty zalały sklepy internetowe i aukcje znajdując całkiem wielu
zwolenników. I pewnie można by nad tą inicjatywą przejść do porządku dziennego
lub nawet jej przyklasnąć. Ot biznes dochodowy jak każdy, a do tego ciekawa
forma z pewną wartością edukacyjną. Jednak historia nie znosi próżni i bardzo
często z biegiem czasu dobre intencje zamieniają się w koszmar. W naszym
przypadku, produkcja talarów Parchimowicza (jak nazywają je w aukcjach)
zmieniła obraz polskiego handlu monetami i dało początek powszechnej zarazie
falsyfikatów.
Problem pojawił się na dobre w kilka lat po tym,
jak za sprawą wydawnictwa Nefryt, w krajowym handlu nagle pojawiły się nieźle
wykonane kopie monet, które nie są łatwo dostępne w oryginałach. Ten fakt wykorzystali
różnej maści fałszerze, którzy na ich wzór rozpoczęli produkcje falsyfikatów tych
kopii. Przy okazji czasem nawet
rezygnując ze specjalnego oznaczania monet literą „K” i w ten sposób upodobniając
je do oryginałów. Kolejna fala produkcji podróbek, nie poprzestała jednak na
tym i dodatkowo starano się zastosować odpowiednie stopy metali, by fałszerstwa
były bardziej podobne do oryginałów. O talarach Parchimowicza pamięta już mało,
kto. Komplety srebrnych monet spoczywają zapewne na godnych miejscach u
amatorów tego typu numizmatów. Jednak fali chińskich podróbek już nie uda się
zatrzymać. Dzisiaj każdy może wejść sobie na największy portal aukcyjny i
porównać oferowane tam fałszywe monety, które w przemysłowych ilościach są
produkowane, sprowadzane i sprzedawane w kraju, do ich szczecińskich
pierwowzorów. Nie ulega wątpliwości, że to bezpośrednie pokłosie inicjatywy
firmy Janusza Parchimowcza. Porównując asortyment fałszywych kopii, jaki
pojawia się w handlu moneta po monecie, możemy zyskać pewność, że w Azji nie
trudnią się prawie wcale fałszowaniem polskich talarów. Oni biją kopie replik,
które wcześniej sami Polacy oficjalnie zamówili i wybili sobie w Kremnicy. I
tak, jeśli dołączymy do tego próby sztucznego postarzania i patynowania tych
podróbek oraz jeśli dodamy „specyficzne” opisy aukcji, na których są oferowane
uzyskamy właściwy obraz rynku w okresie zarazy. Obraz, na którym występuje
znaczna ilość pseudo-biznesmenów, którzy za 5-10 złotych są skłonni oszukać
niedoświadczonych miłośników monet wypisując na aukcjach niestworzone historie
o pochodzeniu sprzedawanych numizmatów. A są to historie niezwykłe. Najczęściej
te kopie są opisane, jako monety, których oryginalność nie jest pewna, a które
pochodzą od zmarłych kolekcjonerów, dziadku kombatancie czy też, jako przypadkiem
znalezione na starym strychu. Zdążają się tez nawet pseudo-firmy numizmatyczne zaangażowane
w dystrybucje wszelkiego rodzaju kopii. Z opisów ich aukcji można wysnuć
wniosek, że istnieje wielka grupa kolekcjonerów, która do zbioru włącza
nowoczesne repliki w zamian monet oryginalnych, na których nigdy ich nie będzie
stać. Uważam jednak, że to wygodna wymówka firm sprzedających to badziewie i
praktyce, taka grupa kolekcjonerów nie istnieje (wyjątki się pewnie zdarzą).
Jaki bowiem może być sens, kupienia kopii za 2zł i włączenia jej do zbioru? Czy
to ma imitować oryginał za 100 000 złotych? Jakoś nie wierze, że są
miłośnicy numizmatyki budujący kolekcje w ten sposób. Ta niezrozumiała
praktyka, jest obecnie naszą aukcyjną codziennością. Jednych to śmieszy, innych
straszy, mnie jedynie brzydzi. I stąd pomysł na tytuł dzisiejszego wpisu.
Nefrytowa zaraza, brzmi całkiem spoko i może to określenie się przyjmie J. Poniżej jako przykład, zestaw kopii talarów z
Nefrytu zestawiony z kilkoma z setek aktualnie trwających aukcji, na których oferuje się
podróbki. Ilustracja w typie znajdź 2 różnice L.
Koniec grilla. Zanim przejdę do opisu
nieoryginalnych talarów SAP, wypada mi się jeszcze zgodzić z wnioskiem Jerzego
Chałupskiego zawartym w dość historycznym artykule z początku wieku. Pan Jerzy wnioskuje
w nim, żeby „uczciwe kopie” były wykonywane wyłącznie z metali nieoryginalnych
oraz posiadały nieusuwalne oznaczenia. Ta myśl jest cały czas aktualna, bo jak
widać po działaniach Mennicy Warszawskiej, wydawnictwa „Nefryt”. Skarbnicy
Narodowej (ci to dopiero przeginają…) i innych firm wprowadzających na nasz
rynek repliki i „oficjalne kopie” – bardzo łatwo idzie wykorzystać te monety,
jako surowiec do tworzenia ich fałszywych bytów. Czy samo niezniszczalne
oznaczenie kopii wystarczy, żeby nikt nie pomyślał, że oferowane okazyjnie monety
są oryginalne? Pewnie nie. Brak wiedzy u przypadkowych kupców oraz bezkarność paserów
oferujących „te cudaki” sprawia, że stale na aukcjach internetowych pojawiają
się kolejne, co raz to nowe podrobione monety. Taki mały apel, na koniec tego
akapitu. Może by tu, w wolnej chwili, „dobra zmiana” jakoś zadziałała i
ukróciła te praktyki? Mr. Ziobro do you hear me now? J.
A teraz już koniec gadania i wracam do monet. Skoro
do pokazania jest ich tak wiele (sam jeszcze nie wiem ile ich będzie) to w celu
systematyzacji będziemy poruszali się rocznikami. Zaczniemy od wszelkiego
rodzaju podróbek monet z roczników bitych na początku panowania Poniatowskiego
i zgodnie z kalendarzem będziemy poruszali się aż do roku, 1795 w którym to
wybito ostatnie talary SAP. Ponieważ
zdjęcia z mojego bloga, pokazują się potem w ogólnodostępnej sieci,
zdecydowałem, że nie powinny istnieć sobie bez kontekstu i dla pewności
wszystkie oznaczyłem słowem COPY. Na początek na nasz warsztat bierzemy próbne
talary z lat 1765 – 1766.
ROCZNIK
1765
1765.1) PRÓBNY TALAR MORIKOFERA – występuje na rynku
w licznych kopiach. W oryginale ekstremalnie rzadki, od zawsze budził
zainteresowanie miłośników monet i fałszerzy. Pisałem o tej monecie dużo więcej
w październiku, zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. Poniżej kilka
przykładów nieoryginalnych produkcji. Na dobry początek seria trzech kopii próbnego
talara, pochodzące ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Opis monet zgodnie
z danymi sygnowanymi przez kustosza Annę Bochnak.
1765.1a) XX-wieczny odlew wykonany ze stopu metalu
koloru srebrnego. Waga 34,66g ; średnica 42,6mm; grubość 4,5mm. W sieci
dostępne tylko zdjęcie awersu. Całkiem udana robota. Szczególnie portret i rysy
Poniatowskiego oddane bardzo dokładnie. Gorzej z liternictwem w napisach
otokowych, które wykazuje standardowe cechy niezbyt dokładnego odlewu.
1765.1b) Kolejna próba bardzo podobna do
poprzednika. Nic dziwnego, gdyż to kolejny XX-wieczny odlew z bardzo podobnego
stopu metalu koloru srebrzystego. Waga 34,42g; średnica 42,6mmm i grubość 4mm.
Identyczna średnica i bardzo zbliżona waga może sugerować o wspólnym źródle
pochodzenia obu odlewów. Analizując zdjęcia, dostrzegalne różnice są subtelne.
Jeśli miałbym je jakoś określić, to zwróciłbym uwagę na minimalnie gorsza
jakość tła w pozycji 2b. Pozostałe szczegóły są niemal identico.
1765.1c) Trzecia moneta z MNK jest już bardziej
odmienna. I tym razem mamy do czynienia z XX-wiecznym odlewem, jednak w tym
przypadku za surowiec posłużył inny stop metalu, określony przez muzeum, jako
ołów i/lub cyna. Jak widać na zdjęciach poniżej, wybór materiału ma wielki
wpływ na upodobnienie kopii do oryginału. Problem, jaki napotkał fałszerz to
prawdopodobnie technologia, gdyż o wiele łatwiej było mu wykonać odlew w
bardziej plastycznych i miękkich metalach. Jednak utrata, jakości jest aż nadto
widoczna. Moneta ma średnicę 42,4mm, waży 28,42g a jej średnica wynosi 4mm.
1765.1d) Pozostając jeszcze przez chwile w kręgach
muzealnych, chciałbym zaprezentować odlew będący w zbiorach Muzeum Narodowego w
Warszawie. Tym razem mamy do dyspozycji zdjęcia obu strony monety. To, co
zapewne rzuca się w oczy, to sporo gorsza jakość wykonania niż kopie
krakowskie. Tu również mamy do czynienia z odlewem, którego surowcem był
materiał koloru srebrzystego, jednak jak widać technika, jaką posługiwał się
ten konkretny fałszerz była daleka od ideału. Metal jest bardzo jasny, wygląda
jak wypolerowane aluminium. Zastrzeżenia można mieć praktycznie do każdego
elementu, od nieudanego i niespójnego tła, koślawych liter w napisach aż po
niewyraźne rysunki. Szczególnie rewers z herbami wygląda naprawdę kiepsko. Na
żywo jest jeszcze gorzej J.
1765.1e) Kolejna moneta pochodzi z rynku
numizmatycznego. To akurat całkiem udana kopia wykonana metodą odlewu w
srebrze. Sprzedana na aukcji WCN w 2005 roku za kwotę ponad 2,5 tysiąca złotych.
Waga talara 38,04g. Cena robi wrażenie. Zapewne zrobiła też je na kierownictwu
wydawnictwa „Nefryt” oraz na całej reszcie próbujących swoich sił w fałszerskim
fachu.
1765.1f) Tym razem będzie to kopia, której zdjęcie
zamieszczono w 107 numerze Gdańskich Zeszytów Numizmatycznych w 2012 roku. Tam
w artykule poświęconym właśnie fałszerstwom monet SAP, autor Zbigniew Kutrzeba
podzielił się swoja wiedzą i fotografiami fałszywych monet ze swojego zbioru.
Dzięki temu właśnie wiem, jak wyglądała kopia próbnego talara Morikofera, która
została wybita na zlecenie Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i
Numizmatycznego, poprzednika dzisiejszego PTN. Poniżej prezentuje to zdjęcie.
Niestety w tekście nie ma wielu informacji na temat
samej monety. Wiemy tylko tyle, ze została wykonana w latach 60-tych XX wieku.
Cecha charakterystyczną tej kopii, jest wklęsła litera „f” (skrót od facsimile),
którą oznaczono rewers (na godzinie 5.30, obok litery „U”).
1765.1g) Kolejna moneta, to znów współczesna kopia,
jak poprzednie wykonana technika odlewu w srebrze. To, co wyróżnia tą produkcje
to dwie ważne cechy. Po pierwsze na awersie znajduje się punca „Pilawa” rodu
Potockich oraz na rewersie nabita została litera „f”. Kopiowanie tak rzadkiej
monety, oznaczanie jej wyjątkową dla numizmatyków puncą Potockich oraz literą
„f” (na godzinie 6.30, obok litery „L”), może sugerować, że jest to kolejna
moneta z wyżej wspomnianych wyrobów, produkowany w latach powojennych na
zlecenie PTAiN. Również bardzo dobrze wykonane, przepolerowane tło, wskazuje,
że nie jest to jakiś garażowy wyrób. Moneta pokazana została w 2013 roku na
forum TPZN.pl stąd wiemy, że waga tego odlewu to 33,85g oraz to, że moneta
pokryła się ładną, prawdopodobnie naturalną patyną.
1765.1h) Po tych wszystkich „pięknych” kopiach czas
na dalekowschodnie produkty kultury masowej. Aktualnie, na co 2 aukcji
podróbek, możemy spotkać kopie o średnicy 40mm, wadze około 21g, którą
przyciąga magnes J.
Na rynku występują też bardziej błyszczące kopie,
które są (zdaniem sprzedawców) platerowane srebrem. Tak przynajmniej wynika z
opisów aukcyjnych, ja jednak tego nie próbowałem…i nie rekomenduję tego nikomu.
Akurat tak wyszło, że chińskie podróbki oznaczone zostały litera „g” jak gówno.
Przypadek? Nie sądzę J.
Pierwszy rocznik i pierwszy talar za nami. Do
opisania znanych mi monet potrzebowałem aż 8 zdjęć a i tak mam tę świadomość,
że kopii na rynku istnieje zapewne sporo więcej. W dalszym ciągu zostajemy w
otoczeniu talarów próbnych SAP i zmieniamy rocznik na 1766.
ROCZNIK
1766
1766.1) PRÓBNY TALAR PINGO – Drugą monetą do analizy
na blogu, będzie próbny talar londyńskiego medaliera Thomasa Pingo. Sporo o tej
monecie napisałem w ubiegłym miesiącu i pewnie dziś też będzie jeszcze okazja
żeby wspomnieć o prawidłowym nazewnictwie tego numizmatu. Co do zasady ta
moneta, wydaje się być rzadsza niż próba Morikofera. Ta wiedza znana była
znawcom numizmatyki już w XIX wieku, stąd pierwsza próba fałszerstwa datowana
jest właśnie w tym okresie. W naszych czasach, bardziej znany jest fakt, że
oryginał próbnego talara Pingo wystąpił na 1 Aukcji Pawła Niemczyka i został
wówczas sprzedany za grubo ponad 600 tysięcy złotych. Czym oczywiście wzbudził
ogromne zainteresowanie środowiska miłośników monet. Jak więc tego faktu nie
uczcić… jakąś śliczną repliką J.
1766.1a) Zacznijmy od najsławniejszego z polskich
fałszerzy monet historycznych, czyli Józefa Majnerta. Ten urodzony w roku 1813,
syn medaliera mennicy warszawskiej, Gotfryda Majnerta z całą pewnością
odziedziczył talent po ojcu. Po ukończeniu Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu
Warszawskiego w 1830 roku znalazł zatrudnienie, jako pracownik tej samej
mennicy. Gdzie pod kierownictwem ojca rozwijał swój talent w rytownictwie
stempli i medalierstwie by stać się cenionym artystą i pracownikiem. Jak to się
stało, że zszedł z dobrej drogi i „po godzinach” parał się produkcją kopii
najrzadszych polskich monet, to długa historia, na którą dziś nie mam miejsca.
Nie będę, więc kontynuował opowieści i skupie się jedynie na monecie z okresu
SAP. Fałszerz większość swoich podróbek bił stemplami "ciętymi od
ręki", a jedynie około 1/3 stemplami będącymi odlewami oryginałów. Monety
bite stemplami ciętymi są dosyć łatwe do odróżnienia od prawdziwych, jednak
inaczej jest ze stemplami z odlewów. Majnert
robił wyjątkowo udane produkcje, gdyż „po godzinach” miał do dyspozycji całe
techniczne zaplecze warszawskiej mennicy, stąd czasami jego „dzieła” są
naprawdę zaawansowane pod względem technicznym i nie ustępują wiele oryginałom.
Próbny talar Thomasa Pingo z 1766 roku, który znajduje się w zbiorach Muzeum
Narodowego w Warszawie, na tym tle nie jawi się jednak, jako udana produkcja.
Raczej nie mógłby reklamować wyjątkowych talentów fałszerza. Na początek
zdjęcie wykonane przez autora podczas kwerendy w MNW.
Jak widać na zdjęciach, talar Mainerta jest wiernym
odwzorowaniem oryginału, stąd wydaje się być wykonany stemplem wytworzonym z
odlewu. Moneta pokryta jest wiekową patyną, więc trudno jest sprawdzić, czy w
naturze była równie srebrzysta, co oryginał sprzedany na aukcji. Na pierwszy
plan wychodzą jednak dwie podstawowe niedoróbki związane z technologią
wykonania stempla. Po pierwsze jak widać na rewersie narzędzie nie wytrzymało
nacisku podczas bicia i pękło. Rysa idąca przez cały rewers świadczy o tym, że
stemple praktycznie nie nadawał się już do fałszerskiej produkcji kolejnych
podróbek. Druga cechą jest bardzo płytkie bicie. O wiele bardziej płaskie
względem oryginału. Jeśli złożymy te płytkie bicie a tym, że stempel i tak tego
nie wytrzymał, to możemy sobie wyobrazić, na jakie trudności napotkali nawet
uzdolnieni fałszerze w doskonale wyposażonych warsztatach.
1766.1b) Kolejna próbą będzie odlew, którego źródłem
jest publikacja ze strony ruiny i zamki.pl. Tym razem mamy do czynienia z
odlewem wykonanym z żelaza. Stąd pewnie te niezbyt oryginalne wartości krążka
jak średnica 41,4mm i waga 17,65g. Jakość zdjęcia nie jest najwyższa, stąd
wnioski pozostawiam czytelnikom.
1766.1c) Trzecim przykładem będzie replika próbnego
talara Thomasa Pingo, jaką w 2012 roku wybiła sama Mennica Polska w Warszawie.
Oczywiście oficjalnie moneta została nazwana „talarem Morikofera”, gdyż kilka
lat temu jeszcze nie przebijała się informacja, że to nie szwajcar jest twórcą
tej próby. Replika wybita została ze srebra próby 0,925 w limitowanym nakładzie
500 egzemplarzy. Moneta ma średnicę 40mm a jej katalogowa waga wynosi 36,4g. Każdy
numizmat posiada indywidualną numerację na rancie, zgodną z numerem
certyfikatu. Tak swój towar zachwala sam producent: „Całość zapakowana jest w eleganckie, drewniane etui, tworząc
ekskluzywny walor kolekcjonerski będący ozdobą każdej prawdziwej kolekcji
numizmatycznej. [źródło: Mennica Polska S.A.]”.
1766.1d) No i wreszcie próba wykonania podróbki
nieznanego „artysty”. Ta moneta również pochodzi z artykułu Zbigniewa Kutrzeby
z GZN nr 107. Osobiście uwielbiam tego typu „romantyczne” zmagania człowieka z
mennictwem. Trudno zakładać, żeby ten wyrób mógł kogoś wprowadzić w błąd, więc
wstępnie zakładam pozytywne powody jego powstania.
Jak widać, jest to taka trochę „wariacja na temat”
próbnego talara Thomasa Pingo. Do tego stopnia, że dopiero po napisach
otokowych rozpoznałem, „co autor miał na myśli” i która konkretnie monetę
chciał uwiecznić w ten sposób J. Z publikacji wynika, że moneta została
wykonana również z niebanalnego stopu, gdyż jej waga wynosi 44,68g co prawie
dwukrotnie przewyższa ciężar oryginału. Ot, taka fajna ciekawostka, którą
chętnie widziałbym w swoim zbiorze. J
1766.2) TALAR PRÓBNY HOLZHAEUSSERA – to kolejny niezwykłej
rzadkości numizmat z pierwszego roku bicia talarów za czasów Poniatowskiego. Medalier
mennicy warszawskiej Jan Filip Holzhaeusser, wzorując się nieco na próbie
Morikofera wykonał własny projekt talara I Rzeczpospolitej z popiersiem
królewskim w zbroi. Moneta jest ekstremalnie rzadka, egzemplarz, który znam
znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. A teraz kopie tego
unikatowego numizmatu.
1766.2a) Sięgamy po pierwszą z kopii monet
Stanisława Augusta Poniatowskiego, pochodzącą z wyżej grillowanego wydawnictwa
Nefryt. Moneta jak wszystkie kopie tej serii wybita została w srebrze próby
0,925. Ma średnicę 40mm i wagę około 28g. Charakterystyczna cechą jest liczba
wybita na rancie, informująca o numerze kompletu z nakładu wynoszącego 1000 zestawów.
Jak widać na awersie widnieje wypukła litera „K” a
na rewersie umieszczono informację o próbie srebra Ag925.
1766.2b) Drugim przykładem będzie jedna z milionów
chińskich podróbek, kopii wykonanej przez Nefryt. To właśnie ten typ monety
zalał swego czasu polskie aukcje internetowe i w dalszym ciągu jest łatwo
osiągalny w handlu. Moneta ta znajduje się w sprzedaży pojedynczej oraz można
ją napotkać w praktycznie wszystkich próbach oszustwa polegającego na sprzedaży
monet po tzw. „zmarłych kolekcjonerach” i innych tego typu nieuczciwych
ofertach wystawionych w sieci. Nefrytowa zaraza w czystej postaci.
I żeby nie było wątpliwości, powyższa moneta to nie
żadna kopia, to ordynarny falsyfikat i tak powinna być traktowana. Zdjęcie
pochodzi z rosyjskiej strony, na której handluje się hurtowo tego typu
monetami. Dla zasady dodam, że krążek ma średnicę 40mm i wagę 25,34g. Jak
widać, jakość o wiele niższa niż na kopii Parchimowicza. Generalnie dno i 3
metry mułu.
1766.2c) Na rynku istnieją również nieco lepsze
podróbki, których dystrybutorzy podają wagę 25,96. Może to oznaczać, że
istnieje więcej niż jedno źródło skąd zaraza rozlewa się na nasz rynek. Poniżej
fałszerstwo, które wizualnie wydaje mi się lepsze od poprzednika.
Moneta posiada wszystkie cechy znane z kopii
Parchimowicza, jednak mnie wydaje się, że została dodatkowo sztucznie
postarzona, co być może ma nadać jej więcej wartości. Wtf?
1766.2d) I na koniec przeglądu podróbek i kopii
próbnego talara Holzhaeussera – hit. Prawdziwy „wynalazek” rodem ze
Skarbnicy Narodowej. Firmy, która podszywając się często pod wyroby innych,
bardziej uznanych mennic, produkuje masowo najróżniejsze świecidełka, które
wciska nieświadomym inwestorom i miłośnikom okrągłej biżuterii.
Moneta wykonana z czystego srebra próby Ag999, ma
średnicę 40mm i wagę 20g., W jakim celu została wykonana? W jakim celu gości
czasem na aukcjach renomowanych firm numizmatycznych? Kasa, misiu kasa… Nic
tylko kupować i włączać do kolekcji (żart) J.
1766.3) OBIEGOWY TALAR „ZBROJARZ” - trzecim talarem,
jaki był fałszowany na potęgę była obiegowa moneta z 1766 roku. I teraz właśnie
jej poświęcimy kilka zdań i kilka fotografii. Talar koronny Poniatowskiego w
pierwszym roku bicia i obiegu przedstawiał najbardziej znane wyobrażenie nowego
króla, czyli portret w zbroi. To piękna i efektowana moneta, która już w II
połowie XVIII wieku była towarem luksusowym, zarezerwowanym w większości dla
szlachty oraz kupców handlujących z zagranicą. Żaden prostak, czy inny biedak
raczej nie mógł liczyć na dochody wyrażone w talarach, stąd można by zaryzykować
tezę, ze większość rodaków w czasach I Rzeczpospolitej nie miała przez całe
swoje życie styczności z tym numizmatem. Mimo nakładu wynoszącego jedynie 77 618 sztuk, wiele monet
przetrwało w dobrych stanach do dzisiaj, gdyż często były przechowywane na pamiątkę
w szlacheckich i mieszczańskich domach. Więcej o tej monecie będzie można
poczytać na blogu w kolejnym tygodniu, ponieważ jestem w trakcie pisania 2
części wpisu poświęconego właśnie temu talarowi. Wracając do podróbek. Moneta
była trudna do dobrego podrobienia przez fałszerzy w epoce. Nowoczesna
XVIII-wieczna mennica warszawska miała wiele trudności technicznych z biciem
oryginalnych monet dysponując nowoczesnym narzędziami i maszynami. Co więc przy
tej technicznej przewadze mieli począć fałszerze w swoich warsztatach i
manufakturach. O tym przekonamy się już
za chwilę…
1766.3a) Pierwsza moneta pochodzi ze zbiorów Muzeum
Narodowego w Krakowie. Nie jest to egzemplarz „z epoki”, gdyż zdaniem speców z
MNK podróbka została wykonana w XX wieku. Może to oznaczać, że na zadane wyżej
pytanie odpowiedź brzmi: fałszerze nie trudzili się w XVIII wieku z
podrabianiem tego konkretnego wzoru monety. Nie spotkałem jeszcze fałszerstwa
talara zbrojarza z epoki. Nie był to unikalny numizmat, więc nie brali go „na warsztat”
XIX-wieczni fałszerze. Stąd skłaniam się ku tezie o znacznie późniejszym, XX-wiecznym
pochodzeniu tych produkcji. Wracając do naszej monety, na początek tradycyjnie
zdjęcie wyłącznie awersu.
Moneta wykonana została technika odlewu ze stopu
metali koloru srebra. Średnica 43mm, grubość krążka 2,1mm i waga 26,25g.
Wszystkie te dane generalnie mieszczą się w zakresie wymiarów oryginalnej
monety z 1766 roku. Jednak, jeśli produkcja jest XX-wieczna to jedynym
rozsądnym powodem jej powstania jest oszukanie jakiegoś poczatkującego
kolekcjonera i upodobnienie odlewu do monety poważnie podniszczonej obiegiem.
Zapewne dla współczesnych miłośników numizmatyki ostatniego króla elekcyjnego,
rozpoznanie cech odlewu w tej podróbce nie nastręcza zbyt wielu problemów. Jednak
w pierwszej połowie XX wieku, zapewne nie było to takie łatwe. Nie dysponując
odpowiednia bazą zdjęć oryginalnych monet, można było pokusić się o zwiedzenie
niejednego amatora monet SAP.
1766.3b) Druga moneta pochodzi z tego samego
krakowskiego muzeum. Mekki miłośników numizmatyki królewskiej, znajdującej się
w dawnym pałacu hr. Emeryka Hutten-Czapskiego. To bardzo podobna podróbka,
pochodząca zapewne z tego samego warsztatu fałszerskiego i pokazuje ja właśnie
po to by porównać z poprzedniczką i określić „rozrzut”, z jakim możemy mieć do
czynienia badając odlewy. To, że moneta pochodzi z tego samego źródła odczytuje
po 4 kropkach umiejscowionych pod litera „S” na górze awersu. Są to identyczne
znaki. Jest jeszcze jedna kropka w okolicach litery „A” na godzinie 10, która
nie pozostawia już żadnych wątpliwości, co do pochodzenia obu podróbek. Ten sam
warsztat z cała pewnością.
Druga moneta, wydaje się być wykonania nieco lepiej
jeśli chodzi o tło, które moim zdaniem jest bardziej jednorodne a przez to bliższe
monetom bitym stemplami. Jednak z całą pewnością jest to odlew, identycznie jak
w poprzednim przypadku. Jednak to, co jest ciekawe znajdziemy w wymiarach.
Średnica 42,8 – jedynie minimalnie mniejsza od falsa nr 1. Grubość 2,4mm – jest
już zauważalnie większa. I w końcu masa wynosząca 29,47g jest zdecydowanie
wyższa od poprzedniczki. Powiedziałbym przesadna, gdyż zdecydowanie przewyższa
również oryginał, który w stanie „prosto z mennicy” miał około 28,07g. I tak,
niby druga moneta wizualnie jest bliższa oryginałowi i łatwiej można by na nią
oszukać kolekcjonera, ale już nie amatora mennictwa SAP wyposażonego w
podstawowy instrument, jakim jest waga. Każdy miłośnik monet powinien mieć to
na uwadze i stosować, jako pierwsza cecha do sprawdzenia, jeśli pojawiają się
wątpliwości lub nieznane jest pochodzenie monety. To są uniwersalne zasady,
które rekomenduję do zapamiętania poczatkującym adeptom tego pięknego hobby.
1766.3c) Istnieją jednak nie tylko odlewy lezące na
muzealnych półkach. Są również bardzo niebezpieczne monety, z 1766, które są
oferowane na aukcjach, jako oryginały. Wiem, co pisze, bo nie dalej jak dwa
lata temu sam kupiłem jeden z takich talarów. Na podstawie kiepskich zdjęć z
aukcji nie byłem w stanie określić, że to falsyfikat i dopiero zbadanie monety,
kiedy miałem ja już w ręku nasunęło mi wiele wątpliwości. Na tyle, że
postanowiłem zasięgnąć informacji innych kolekcjonerów i pokazałem monetę na
forum dyskusyjnym TPZN.pl. Oto ten egzemplarz, który nie tak dawno znów był
oferowany na Allegro.
Pamiętam doskonale moment, w którym wziąłem ja
pierwszy raz do ręki. Nawet nie wykonując żadnych pomiarów, odniosłem wrażenie,
że „coś jest nie tak” z tym talarem. Metal wydawał się jakiś tłusty w dotyku,
zupełnie nie przypominał srebra SAP. Do tego tej niecentryczny kształt,
bardziej przypominający jajo niż porządny okrąg. Dziwne były również miejscowe
wytarcia awersu, jakby ktoś przede mną już skrobał jej powierzchnie w
poszukiwaniu rozwiązania. Po zmierzeniu uzyskałem już pewność, że moneta jest
niezłym odlewem wykonanym na szkodę kolekcjonerów. Średnica jajowatości
dochodziła maksymalnie do 45mm. Mogło to być co prawda jakieś uderzenie, które
pozbawiło ten krążek cech oryginału, jednak nie często spotyka się takie
wypaczenia. Kilka miesięcy później spotkałem podobną produkcje w jednym ze
sklepów numizmatycznych w Bydgoszczy. Nauczony doświadczeniem nie skusiłem się
na w miarę atrakcyjna cenę i poinformowałem sprzedawcę o swoich podejrzeniach.
Wydawał się zdziwiony, jednak jak było sam nie wiem. W każdym razie, na własnej
skórze udowodniłem, ze przysłowie „człowiek uczy się na błędach” ma dość
powszechne zastosowanie w naszym hobby J. Ja już
drugiego takiego błędu nie popełniłem. Ale wracając do głównego wątku.
Oczywiście nie tylko średnica okazała się dziwna. Waga 29,89g, która jak już
wiemy z przykładów powyżej jest zdecydowanie wyższa od oryginału definitywnie
przekreślała jej pochodzenia. Do tego doszedł rant, na którym nie było nawet śladów
po wzorach, jakim charakteryzuje się oryginalny talar z 1766 pochodzący z
warszawskiej mennicy. Jeśli miałbym teraz poszukać jakiegoś rozwiązania zagadki
tej monety, to oprócz 99% szans na fałszerstwo napisałbym, ze istnieje, marny
1% szansy, że moneta była wyjęta z oprawy jakiejś biżuterii lub naczynia.
Dzięki temu rant jest gładki a moneta cięższa, bo stopiła się z oprawą. Tłusta
powierzchnie można by uzasadnić, że to było naczynie do gotowania smalcu, ale
to już jest teza na pograniczu prozy SF J. Generalnie
monetę oddałem właścicielowi, więc moja nauka nie zabolała, ale sugeruje, aby
bardzo uważać i nie kupować monet, których zdjęcia są podejrzanie słabej
jakości. To kolejna uniwersalna zasada.
1766.3d) Kolejna moneta, której zdjęcie znalazłem w
internecie, na aukcji gdzie przez sprzedawcę została opisana, jako kopia. Tym
razem mam tylko awers i całkowity brak wymiarów, gdyż niefortunnie zapisałem
sobie tylko samo zdjęcie . Być może ktoś z czytelników podeśle mailem lub w
komentarzu więcej danych, jeśli jakieś były. Zdecydowałem się pokazać ten
przykład, bo zdjęcie jest bardzo dobre i z samej fotografii trudno jest
wyszukać cechy charakterystyczne dla niskiej jakości odlewów. Jeśli to rzeczywiście
podróbka, to przyznam, że całkiem niezła.
Na dokładnym zdjęciu widać, liczne rysy w tle. Na 1
rzut oka, ten talar wygląda na mocno obiegowy egzemplarz, jakich na rynku wiele,
który został bardzo dokładnie i mocno przeczyszczony. Jednak w większym
powiększeniu, pojawiają się nierówności tła oraz drobne wady blachy, których
nie spotyka się zbyt często na oryginalnych monetach z tego rocznika. Podsumowując,
stwierdzam, że na podstawie tego jednego zdjęcia nie byłbym w stanie wydać
obiektywnej opinii. Obraz rewersu i rantu mógłby rozwiać moje obawy i
potwierdzić pochodzenie tego krążka. W każdym razie z tego, co odnotowałem był
sprzedawany, jako kopia, więc publikuje obraz tego zbrojarza, pozostając jednak
w oczekiwaniu na pomoc miłośników monet SAP i licząc na uzupełnienie wiedzy i
opisu.
1766.3e) Kolejna moneta to powrót do współczesnych
wyrobów mennicy warszawskiej. Tym razem będzie to „oficjalna kopia” wybita w
1794 roku z okazji otwarcia nowego gmachu Mennicy Warszawskiej.
Krążek wykonany został z oksydowanego srebra próby
Ag.999. Średnica 40mm, waga 28g. Numizmat wybito w nakładzie 2 tysięcy sztuk. Na
awersie podano informacje o próbie, emitencie oraz napis KOPIA. Obecnie spotyka
się już w sprzedaży kopie pokryte patyną, które upodabniają się do oryginałów.
Oczywiście dla miłośników monet Stanisława Augusta Poniatowskiego odróżnienie
tej kopii nie sprawia żadnego problemu, jednak prawda jest, że odpowiednio
spreparowana kopia mogłaby potencjalnie zostać wykorzystana do wprowadzania w
błąd jakiegoś mniej obeznanego z tematem amatora numizmatów. W każdym razie
uważam, że tylko funkcją czasu jest jak ktoś to spróbuje zrobić. Te monety
sporadycznie pojawiają się w sprzedaży, stąd warto obserwować jak z biegiem
czasu będą zachodzić na nich zmiany.
To wszystkie kopie z lat 1765-1766 jakie na tę chwilę
sobie zarchiwizowałem. Jeśli ktoś z czytelników dysponuje przykładem, którego
nie ująłem to chętnie przyjmę wszelkie informacje. Proszę o przesłanie ich do
mnie mailem, dostępnym w obszarze „O MNIE”, lub też bezpośrednio w komentarzu
pod dzisiejszym wpisem. Obiecuje, że jeśli pojawią się jakieś nowe informacje
to umieszczę je w tekście uzupełniając ten artykuł.
My tu sobie gadu gadu… a tu właśnie się zorientowałem,
że zapisuję już 24 stronę tekstu w Wordzie. Co w skrócie oznacza, że znów szykuje się jakiś
monstrualnie długaśny wpis. Przy okazji policzyłem też dzisiejsze ilustracje –
21 zdjęć, to nawet więcej niż średnia, więc nie ma lipy. Z uwagi na to, że
umieściłem dziś wystarczająco wiele danych jak na jeden artykuł, uznałem, że
nie będę dłużej testował wytrzymałości potencjalnych czytelników. Zdecydowałem
się, więc zakończyć pracę na dziś i przerwać wpis w tym miejscu. Tak się
składa, że jest to mniej więcej połowa materiału jaki posiadam a do opisania
pozostało mi jeszcze kilkanaście fałszerskich roczników w drodze od 1795. Nie
ma więc zagrożenia, nie zabraknie mi danych na napisanie drugiej części i
kontynuowanie opowieści o nieoryginalnych talarach SAP w kolejnym wpisie.
Planuje, że będzie to pierwszy tekst jaki pojawi się w grudniu.
Na koniec winien jestem jeszcze kilka zdań na temat
tytułowej „nefrytowej zarazy”. Do tej pory pokazałem tylko jedną kopie z tego
kompletu, następne monety znajda swoje miejsce w drugiej części. Jednak w
kontynuacji nie będę już budował opowieści na szczecińskim „Nefrycie”, więc
chciałbym ten temat zamknąć jeszcze w tym odcinku. Muszę ze smutkiem stwierdzić, że „nefrytowa
zaraza” niczego nie nauczyła Janusza Parchimowicza i jego teamu. Po takich znawcach tematu można byłoby się spodziewać, że szybko wyciągną właściwe wnioski ze swojej szkodliwej działalności. Okres
Poniatowskiego w produkcji kopii rodem z Kremnicy to tylko drobny epizod, kopie
talarów okresu Polski Królewskiej to już spory rozdział. Jednak na cały obraz
zniszczenia, składają się liczne kolejne inicjatywy „Nefrytu”, zlecające
produkcje nowych kopii obejmujących coraz to nowe okresy polskiego mennictwa.
To nie jest blog o numizmatyce XIX i XX wieku, jednak trzeba jasno powiedzieć,
że szkody, jakie „nefrytowa zaraza” wyrządziła w tych okresach są równie
wielkie jak te dziś wspomniane przez mnie. Ogromna ilość chińskich podróbek
wzorowana jest na kopiach „Nefrytu”, to bezdyskusyjny fakt, który rzuca długi
cień na działalność wydawnictwa, które znamy z tak udanych publikacji jak
choćby mój ulubiony katalog monet SAP. Na koniec krótki apel. Nie kupujmy kopii
i nie napychajmy kieszeni oszustom. Dzisiejsza historia nie ma happy endu…
W artykule wykorzystałem
informacje, materiały i zdjęci a z niżej wymienionych źródeł: Muzeum Narodowe w
Krakowie, Muzeum Narodowe w Warszawie, Zbigniew Kutrzeba „Fałszerstwa z epoki
monet Stanisława Augusta Poniatowskiego” Gdańskie Zeszyty Numizmatyczne nr 107
z 2012 roku, Jerzy Chałupski „Felietony Numizmatyczne” z roku 2002 i 2005 link
do strony LINK ,forum Towarzystwa
Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. Tadeusza Kałkowskiego LINK ,archiwum aukcyjne Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, archiwum aukcyjne
Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka, archiwum aukcyjne Allegro,
strona internetowa ruiny i zamki LINK , zdjęcia
wyszukane przez google grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz