W drodze do opisania wszystkich znanych mi podróbek
monet Stanisława Augusta Poniatowskiego, brniemy dalej w coraz to grubsze
srebra i dziś w kolejności, zajmiemy się półtalarami. Nominał ten, jako moneta
piękna, wartościowa i niezbyt licznie bita - była fałszowana sporadycznie.
Jednak istnieją dość ciekawe przykłady na podróbki i kopie półtalarów, których
doskonałym źródłem jest między innymi zdigitalizowany zbiór z Muzeum Narodowego
w Krakowie. Grzechem zaniechania byłoby, więc ominięcie i niepokazanie tych
monet, szczególnie, że są ku temu, co najmniej dwa powody. Jeden ważny, bo
związany z tytułem dzisiejszego wpisu, który wyjaśnię w swoim czasie J.
Drugi, prozaiczny – jedna z tych monet jest moim prywatnym ulubionym fałszerstwem.
A ze blog jest mój, to ta druga kwestia jest nie mniej ważna jak pierwsza.
Zatem do dzieła, dziś startujemy bez zbędnych wstępów. Poniżej drobna przeróbka
kultowej książki Fredericka Forsyth’a „na temat” jednej z dzisiejszych monet.
Z pewnymi wyjątkami, półtalary SAP w II połowie
XVIII wieku były srebrną monetą o jednych z najniższych nakładów, stąd, jako
takie niezbyt nadawały się do fałszowania w celu wprowadzenia ich do obiegu.
Tym samym, co do zasady, podróbek „ z epoki” roczników innych niż ten
najpopularniejszy 1788 - praktycznie nie uświadczysz. Nie znaczy to jednak, że
nie istnieją kopie monet wykonane dawniej. Oczywiście, że istnieją. Problem w
tym, są to podróbki wytworzone na szkodę kolekcjonerów, a Ci jak wiadomo, jako
liczna grupa formowali się dopiero w XIX wieku. Stąd w dzisiejszym wpisie, przedstawię
pewien miks nieoryginalnych monet i będą to produkcje datowane od końcówki
XVIII wieku aż do tych, które dopiero wczoraj zeszły z fałszerskiej fabryczki.
Jako zasadę przyjąłem by pokazywać je chronologicznie, według daty na monecie. Nic,
zatem dziwnego, że pierwszym rocznikiem, jaki bierzemy na warsztat będą te przedstawione
już wyżej na fotomontażu, półtalary próbne z rocznika 1771. W tym, bowiem roku
do Komisji Menniczej wpłynął projekt Augusta Moszyńskiego, proponujący bicie
monet wyłącznie z czystego srebra. Rezygnacja z domieszki miedzi w stopie
menniczym, to miała być polska odpowiedź na zalew fałszywej monety pruskiej. Już
„niemiaszki” nie będą mogli „chrzcić” naszych monet i bez końca obniżać ilości
srebra – tak zapewne myślał o swoim projekcie, jego twórca. Król łaskawie
odniósł się do tej nietuzinkowej propozycji walki z fałszerzami poprzez kolejne
udoskonalenie monet ze swoim wizerunkiem. Polecił swojemu utalentowanemu
medalierowi Filipowi Holzhausserowi wykonanie projektów monet oraz kompletów
stempli by wybić ich trochę i zobaczyć jak wyjdą. W oryginale monety te są
rarytasem numizmatycznym, gdyż na próbach zakończyło się ich istnienie i nigdy
nie weszły do obiegu. Wielkość próbnej emisji nie jest znana, jednak według
Edmunda Kopickiego oryginalny próbny półtalar z 1771 posiada stopień rzadkości
R4. Tym samym „od zawsze” były to jedne z najcenniejszych próbnych monet
srebrnych SAP, a co za tym idzie są one stale poszukiwane przez zbieraczy i
uzyskują całkiem konkretne ceny. Tym właśnie kierowali się różnej maści „producenci”
i półtalar z tego rocznika, inaczej niż zakładał Moszyński, dziś jest ikoną
podróbek tego nominału. Monet tych, co prawda nie podrabiano „w epoce” jednak,
co ciekawe w XIX wieku oficjalnie dobito pewną ilość monet próbnych przy
wykorzystaniu oryginalnych stempli. Te nowsze monety można rozpoznać po wadze,
która jest wyższa od swoich pierwowzorów z II połowy XVIII wieku. Jednak trzeba
dodać, że w katalogach tych późniejszych, dodatkowych emisji nie uważa się za
fałszerstwo, więc nie będą obiektem dzisiejszych analiz. Materiału jednak nam
nie zabraknie, gdyż tego typu monety spotykane są zarówno w muzeach jak i na
popularnych aukcjach. Zatem moją rolą będzie teraz tylko je po kolei
przedstawić i opisać.
Zaczniemy od monety ze zdigitalizowanych zbiorów
mekki numizmatyków, czyli Muzeum Narodowego w Krakowie. Tak się dobrze złożyło,
że jedna z monet, jakie zostały udostępnione do internetowego zwiedzania to
nasza dzisiejsza bohaterka. Na początek proszę zdjęcie awersu tego egzemplarza.
Jeśli chodzi o opis, oddajmy głos pani kustosz
zbioru MNK Annie Bochnak, która tak opisuje ten egzemplarz. Moneta ze stopu
metalu koloru srebrnego wykonana po 1771 roku, techniką odlewu. Średnica krążka
wynosi 33,3mm, grubość 2,4mm a waga 13,23g. Tym sposobem wiemy już całkiem
sporo. Ponieważ monety próbne SAP nie są moja domeną i ich nie zbieram,
porównując ta sztukę do oryginału będę posługiwał się najnowszym katalogiem
monet SAP, czyli pozycja duetu Parchimowicz i Brzeziński „ Monety Stanisława
Augusta Poniatowskiego”. Z tej publikacji czerpie dane o oryginalnych próbach,
z 1771, które zdaniem autorów miały średnicę 33,5mm a ich waga kształtowała się
w zakresie od 10,18g (tych wykonanych w 1771 roku) aż do 14,48g (tych odbitych
oryginalnymi stemplami w późniejszych latach). Nasz fals plasuje się z waga
gdzieś pomiędzy a i średnica też jest zbliżona, stad uważam, iż to całkiem
udana i niebezpieczna próba podróbki na szkodę kolekcjonerów. Oczywiście po
bliższym poznaniu możemy dostrzec cechy odlewu związane z nierównym tłem i
nieostrymi konturami liter i portretu króla. Jednak tragedii nie ma, jest to
całkiem profesjonalna robota i wymagała zapewne zaawansowanego mechanicznie
warsztatu. Jedno co wyróżnia się negatywnie to problem ze stopem i ciemniejsze
domieszki, które wyraźnie psują fałszerska robotę. Niestety nie możemy zobaczyć
i skomentować rewersu, gdyż nie jest udostępniony do cyfrowego zwiedzania.
Szkoda, ale nie jest to nasz pierwszy kontakt z monetami z Krakowa i …można się
przyzwyczaić.
Drugą monetą z tego samego rocznika, jaką dziś
pokaże jest egzemplarz pochodzący ze zbiorów debiutującego na moim blogu
Gabinetu Monet i Medali Muzeum Narodowego w Warszawie. Dzięki splotowi miłych
zdarzeń oraz nieocenionej pomocy pasjonatów numizmatyki, udało mi się nawiązać
kontakt z tą szacowną placówką i mieć okazję podziwiać część jej zbiorów.
Spotkałem się tam z miłym przyjęciem a efektem tych wizyt jest znaczny wzrost
ilości materiału, jaki będę mógł wykorzystać w blogu, w celu popularyzacji
naszej pasji, a okresu SAP szczególnie. Pewnie kiedyś o tej współpracy z MNW
napiszę coś więcej, jednak teraz wracam do półtalarów. Poniżej zdjęcie obu
stron jednego z egzemplarzy ze zbiorów warszawskiego muzeum.
Mam świadomość tego, że zdjęcie wykonane „komórką” w
słabym oświetleniu nie jest ideałem, żeby nie powiedzieć, że jest kiepskiej
jakości. Jednak dla zgrubnej analizy na łamach bloga nada się idealnie – w końcu to
nie jest komercyjna publikacja i może mieć swoje drobne mankamenty J.
Już na pierwszy rzut oka z tą moneta jest coś nie tak. Starałem się to oddać na
zdjęciach i dlatego sa takie nieco „rozmazane”. Jakby mechaniczne
wgłębienia/wgniecenia po obu stronach zdecydowanie wskazują na to by się jej
bliżej przyjrzeć. Na awersie wgnieciona jest centralna część głowy króla w
okolicy przepaski. Na rewersie wgniotów jest więcej a ich kształty są regularne
mimo różnej wielkości. Moim zdaniem
moneta jest fałszywa. Pisze to trochę na swoją odpowiedzialność, gdyż
prawdopodobnie nie jest w muzeum opisana, jako podróbka. Być może pod tym kątem
nikt jej wcześniej jeszcze nie oglądał i analizował. To może teraz opowiem, po
czym wnoszę J.
Moneta wygląda mi na odlew. Tło nie jest jednorodne. Mimo widocznej patyny i zabrudzeń sugerujących,
że ma już „swoje lata”, posiada nierówności i pęcherzyki. Do tego portret
Poniatowskiego również jest niezbyt ostry. Do tego, litery mają drobne skazy a obwódka
ma swoje defekty i w niektórych miejscach nie przypomina to regularnego okręgu.
Te cechy zwykle dają wystarczające podstawy do tego, aby określić numizmat,
jako „lewy”. Do tego dochodzą te monstrualnych rozmiarów, nieregularne
wgniecenia. Nie jestem metalurgiem, ale na oko wyglądają mi one na jakiś
defekt, może opad, jako efekt stygnięcia odlewu. Ale to nie wszystko. Miałem tę
sztukę w ręku i to, co widziałem nie napawa optymizmem. Numizmat jest wyraźnie
mniejszy od innych próbnych półtarów lezących obok niego. Średnica krążka widocznie
odstaje od standardu i bardziej przypomina próbną dwuzłotówkę z 1771 roku, z
tej samej serii. Dodatkowo, waga tego „cuda” to zaledwie 6,34g. Świadczy to
dobitnie o tym, że stop użyty do wykonania tej próby ma ciężar właściwy różny
od srebra. Niestandardowa średnica plus mniejsza waga, jest moim zdaniem koronnym
argumentem potwierdzający tezę o fałszerstwie. Istnieją, co prawda opisane
odbitki tego półtalara w miedzi, jednak ten egzemplarz mimo swojego
ciemniejszego niż srebrny koloru, zapewne nie jest miedziany, gdyż byłby
znacznie cięższy. Przy średnicy 33,5mm miedziane odbitki prezentowane w
katalogu monet SAP wazą około 19 gramów. Jak więc widać, nie tędy droga. Dla
mnie fals J.
Zatem mamy już dwie podróbki z dwóch muzealnych
źródeł. Wróćmy na chwile do internetu i zobaczmy, czym tam się dziś handluje.
Oczywiście temat próbnego półtalara SAP z 1771 roku jest cały czas na czasie.
Na rynku pojawiają się, co chwila kolejne kopie. Na początku niegroźne, ale po
odpowiednim postarzeniu i przygotowaniu zapewne będą w przyszłości mogły
uchodzić za oryginały. A jak nie one, to przynajmniej ich przedsiębiorczy
właściciele już się o to postarają. Warto, więc zobaczyć, z czym walczymy.
Poniże zdjęcie kopii z nabita puncą literą „f”, jaka znakuje się falsyfikaty.
Moneta jak widać na zdjęciu „po przejściach”, które być
może miały świadczyć o jej zaawansowanym wieku. Zdjęcie pochodzi z aukcji na
największym portalu handlowym w kraju, w której moneta sprzedawana była, jako
kopia. Zaobserwowałem i zarchiwizowałem sobie kilka podobnych aukcji. Monety
nie cieszyły się na nich żadnym powodzeniem i jak się okazało, nawet ceny w
okolicach10 złotych nie skusiły wielbicieli podróbek do ich zakupu. Jak widać
interes kręci się u producentów, dystrybutorzy maja już większy problem…
sytuacja jak ze świecidełkami z NBP. W tej prezentowanej na zdjęciu, miły
właściciel o statusie „Super Sprzedawca” podzielił się z nami dodatkowymi
informacjami, jak średnica 33mm i waga 12,7g oraz zamieścił bardzo dobre
zdjęcia - szacunek. Dla znawców tematu dodano także istotną adnotacje, że nie
przyciąga jej magnes oraz, że moneta posiada „dziurkę”. Nie było niestety
niczego o samej puncy „f”. W każdym razie wszystkie kopie półtalara, jakie
widziałem z tej fabryczki, posiadają ten znak. Tak spreparowana sztuka nie
wydaje się być zagrożeniem dla niedoświadczonych kolekcjonerów, liczących na
wyjątkowe okazje. Trzeba dodać, że zachęta dla wszelkiej maści producentów może
być z jednej strony atrakcyjna cena, jaką kosztuje oryginalna próba oraz gładki
rant, który jako taki jest jedną z największych problemów, które mają
producenci kopii. W tym przypadku, rant nie przeszkadza, więc zalecam czujność.
W tym miejscu chciałbym w kilku zdaniach wyjaśnić idee
tytułu dzisiejszego wpisu. Odnosi się on właśnie bezpośrednio do próbnych półtalarów,
z 1771, które w założeniu miały być batem na fałszerzy a okazały się ich
domeną. Interesujące jest to, co konkretnie znajduje się na rewersie próbnego
półtalara ręki Holzhaussera. Proszę spojrzeć na rewers kopii. Otóż ta „dymiąca
szkatułka” to nic innego tylko wizualizacja pieca menniczego, w którym topi się
materiał przyszłe monety. Najciekawsze jest jednak to, co autor zapisał w postaci
łacińskiej sentencji. Na każdym nominale tej próbnej serii umieszczono inne
hasło „propagandowe”. Teraz dochodzimy do meritum. Na półtalarze znajdujemy
sentencję VINCIT FRAUDEM, co w wolnym tłumaczeniu znaczy ZWYCIĘŻA FAŁSZERSTWO.
I to właśnie jest ta ironia losu, o której „mówi” fałszerz z fotomontażu na
pierwszej ilustracji dzisiejszego wpisu. Dobre intencje Moszyńskiego
zweryfikował czas i jak widać na załączonych powyżej przykładach – przestępstwo
mimo szumnych zapowiedzi jednak nie zostało zwyciężone... Jakoś pasowało mi to
do dzisiejszego wpisu. Fałszowanie półtalarów posiadających ten szczególny
napis, jest prawdziwą ironią losu J.
Ok, idziemy dalej i zabieramy się za przykłady
fałszerstw półtalarów z kolejnych roczników. Następna moneta znów pochodzi ze
zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Przyznam, że jak ja zobaczyłem to
zdębiałem, gdyż nie spodziewałem się nawet tam ujrzeć takiej monety. Ale od
początku. W najnowszym katalogu monet SAP, pod pozycją 29.j1 autorzy umieścili
klipę półtalara z 1780 roku. Moneta nie ma zdjęcia, więc do katalogu użyto
bartynotypu zaginionej monety z kolekcji Potockich, który jest w posiadaniu
MNW. Bartnotyp, czyli takie „staropolskie ksero” wynalezione przez wybitnego
XIX-wiecznego polskiego archeologa i antykwariusza Władysława Bartnowskiego.
Obraz dwóch stron monety został uzyskany poprzez przyłożenie papieru do
oryginalnej monety i delikatnego cieniowania wypukłego rysunku. Cos jak
dziecięca zabawa kredkami świecowymi. Jest, zatem utrwalony obraz klipy, jednak
nie ma danych o wymiarach i wadze. Proszę, więc sobie wyobrazić moje
zdziwienie, kiedy podczas kwerendy w MNW napotkałem poniższy numizmat.
Moneta przedziwna, już na pierwszy rzut oka
wyglądająca na odlew. Ciekawe jednak skąd fałszerz miał formę do tego odlewu, w
końcu oryginał zaginął i nie jest znany. Być może do tego celu użył normalnego,
regularnego półtalara z 1780 roku a elementy „klipopodobne” są czystą inwencja
tego pseudo-fachowca. Pewnie tak można zakładać. W każdym razie, moneta
istnieje w zbiorach MNW i jest celnie opisana, jako falsyfikat. Co prawda za
słowem „falsyfikat?” znajduje się znak zapytania, który zdaje się, wynika z
zastosowanych (lub nie) metod badawczych podczas jego analizy. Pewnie dopóki
nie udowodni się tego z całą pewnością, to z naukowego punktu widzenia,
pozostaje spora doza nieufności do tej śmiałej tezy J.
Generalnie moneta wygląda jak klasyczny odlew. Dodatkowo jest wyjątkowo lekka i
wykonana z jakiegoś jasno srebrzystego stopu. Mnie laikowi, trzymając tą klipę
w ręku na myśl przyszyło aluminium. Jednak w muzealnych notatkach materiał
określono, jako ołów. Aż tak się nie znam, żeby to ustalenie podważać, jednak
po ołowiu spodziewałbym się zdecydowanie większego ciężaru. W końcu ołowiane
żołnierzyki, jakie wytapiałem z ojcem będąc dzieckiem, jednak swoją wagę miały J.
W każdym razie waga jest oficjalnie znana i wynosi 14,27g. Oryginalny półtalar
z 1780, wykonany ze stopu srebra ważył 14,03g. Zatem ten „klipenfals” jest
nieco cięższy, jednak jak na swoje rozmiary uważam, że waga powinna być
zdecydowanie wyższa. To tylko kolejna gruba przesłanka, która potwierdza
ustalenia warszawskich muzealników o nieoryginalnym pochodzeniu tego
egzemplarza.
Teraz znów wracamy do Krakowa by zaprezentować
falsyfikat półtalara z 1782 roku ze zbiorów Gabinetu Numizmatycznego im. Emeryka
Hutten-Czapskiego. Na początek zdjęcie.
Fałszerz podjął się trudnego zadania podrobienia
niezwykle rzadkiego rocznika 1782, wybitego w ilości zaledwie 2166 sztuk,
którego rzadkość Kopicki ocenił na stopień R4. To od razu świadczy o tym, że złoczyńca
uczynił to, po to żeby wcisnąć tego falsa jakiemuś mniej zorientowanemu
kolekcjonerowi. Dzięki digitalizacji awersu i opisowi kustosz Anny Bochnak,
wiemy, że moneta została zakwalifikowana, jako wyrób z XX wieku wykonany
poprzez odlew ze stopu metalu koloru srebrzystego. Trzeba powiedzieć, że kolor
rzeczywiście został dobrany bardzo poprawnie. Jednak odlew, to zawsze odlew –
nawet mimo tego, że ten nowoczesny jest również nieźle przeszlifowany i dopiero
analiza zdjęcia w wysokiej rozdzielczości zdradza jego cechy. Niestety nie mamy
rewersu i rantu, wiec nie możemy ocenić jak fałszerz poradził sobie z tymi
elementami. Sprawdźmy jeszcze wymiary. Średnica 34,4mm mieści się w zakresie, jaki cechują oryginały. Grubość 2,2mm. Waga 14,98g o prawie gram wyższa od
produktu pochodzącego z warszawskiej mennicy, jest jedyną cechą wskazującą
bezsprzecznie na jego nielegalne pochodzenie. W tym stanie obiegowego zużycia,
moneta w oryginale bita w wadze 14,03 grama, powinna ważyć gdzieś około 13,5g.
Podsumowując, należy obiektywnie docenić kunszt tego wyrobu i stwierdzić, ze to
całkiem udane dzieło, które może być groźne, jeśli gdzieś wypłynie i trafi na
podatny grunt „okazji”.
Kolejne dwie monety to wyjątkowa ciekawostka. Tym
razem będą to numizmaty z roczników 1785 i 1787. Nic to, że w tych dwóch latach
w mennicy w Warszawie oficjalnie nie bito półtalarów. Niemożliwe jest, więc by
istniały takie monety w oryginałach. W „dawnych czasach” te informacje nie były
aż tak powszechnie znane jak dzisiaj, stąd znajdowali się magicy, którzy
starali się tak zmienić ostatnią cyfrę w dacie i stworzyć unikat. O tym
wszystkim dowiadujemy się między innymi z książki Henryka Mańkowskiego
„Fałszywe monety polskie” z roku 1930. Tam na stronie 22 znajdujemy bardzo
ciekawy fragment, cytuję: „Już
większej zgrabności wymagało przerobienie ósemki tak dobrze na siódemkę, że
nawet tak wytrwany znawca, jak Zagórski, nie spostrzegł tej oszukańczej roboty
i umieścił półtalarka 1787 (Nr.795) …. nie tylko w tekście, ale i na tablicach
swojego dzieła, chociaż akta mennicze wyraźnie dowodzą, że sztuk tych wcale nie
bito i nikt nigdy ich nie widział w autentycznych egzemplarzach. – Tak samo na
licytacji słynnego zbioru Chełmińskiego (Monachium 1903) podbijano umieszczonego
na tablicy wspaniałego katalogu półtalarka z roku 1785 aż do 100mk i byłby
poszedł niewątpliwie znacznie jeszcze wyżej gdyby nie obecność polskich
znawców, którzy wiedzieli, że rok taki nigdy nie istniał. Dziś kupiony po licytacji za kilka
marek spoczywa w moim zbiorze w oddziele „sztuk chorych” jako przeróbka z 1783”.
Dwa zdania z książki i oto są dwa kolejne przykłady podróbek. Jedną z nich, z
książki wspomnianego już wyżej Ignacego Zagórskiego „ Monety dawnej Polski
jakoteż prowincyj i miast do niej niegdy należących z trzech ostatnich wieków”
z roku 1845, można zaprezentować na blogu, gdyż autor umieścił jej wizerunek na
rycinie.
Trzeba jednak przyznać, że mimo tego, że Zagórski
umieścił tą konkretną monetę na rycinie, to w już tekście pod pozycją 795 przy
okazji dokładnego opisu – ostrzega przed fałszywymi produktami różnych
pseudo-amatorów.
Tym samym trudno zgodzić się z Henrykiem Mańkowskim,
informującym w swojej książce, że Ignacy Zagórski dał się nabrać na to
fałszerstwo. Z powyższego tekstu wynika, że zdawał sobie z tego doskonale
sprawę. Czemu jednak umieścił rysunek fałszywego półtalara z 1787 roku na
tablicach dołączonych do swojego dzieła, trudno dziś dociec. To tyle, jeśli
chodzi o przykłady podróbek z literatury i idziemy dalej. Dochodzimy do roku
1788, jedynego, w którym półtalary produkowano w miarę masowo. W każdym razie
nakład 76 419 egzemplarzy dawał już mgliste podstawy do tego żeby je
ewentualnie podrobić i wprowadzić do obiegu. Znam kilka przykładów monet z tego
rocznika. Zacznijmy od sztuki z Muzeum Narodowego w Krakowie.
Jak na oko już widać, mamy tu do czynienia ze
średniej, jakości odlewem. Tło nierównomierne, litery rozlane, król mocno
zmęczony cała sytuacją. Moneta nosi ślady obiegu, stąd możliwe, że jest to
wyrób „z epoki”, jednak z drugiej strony może to być złudzenia i równie dobrze
ktoś się nad nią po prostu znęcał. Ot, trafił się jakiś jakiś „zły pan” lub sam
fałszerz niezadowolony z uzyskanego efektu i szramy gotowe J.
Zobaczmy, co tym egzemplarzu napisali muzealnicy z Krakowa. Moneta powstała po
1788 roku, wykonano ją, jako odlew ze stopu metali koloru srebrnego. Czyli fałszerski
standard, ale czy na pewno? Wymiary pokazują jednak, że nie tylko wygląd monety
jest marny, ale i cechy fizyczne też nie dopisały. Średnica wynosi 32,9mm
versus 34-35mm, jakimi cechują się oryginały to zdecydowanie za mało. Waga
10,33g również dyskwalifikuje ten wyrób, bo jest to aż o około 3,5 grama mniej
niż potrzeba. Jednym słowem marny ten fals.
Kolejna moneta posłuży nam do porównania, gdyż to
wciąż rocznik 1788. Zdjęcie pochodzi z aukcji internetowej. Zapisałem sobie
fotki z tej oferty, więc możemy podziwiać obraz obu stron monety.
Nie jestem pewien, co wywołuje na mnie większe
wrażenie. To, że jest sprzedawana w cenie „65 złotych do negocjacji”, to że
jest oferowana jako moneta przerobiona na medal czy to niebieskie futerko w tle
J.
W każdym razie jak na „medal” całkiem zgrabna robota. Zastanawia mnie mała
analogia do poprzedniego egzemplarza z Krakowa. Obie dziurawe w tym samym
miejscu i obie puncowane litera „f”, jaką dawniej numizmatycy znaczyli
falsyfikaty, a która już nie raz widzieliśmy na wcześniej prezentowanych
sztukach. Nie znam wymiarów i wagi wiec mogę tylko oceniać to, co widzę. Moneta
wygląda mi na wysokiej, jakości, nowoczesną produkcję. Być może jest bita lub
jest to odlew, którego bardzo udane tło imituje bicie. Generalnie dobra mechaniczna
robota. Gdyby nie ta dziura i punca, to ten półtalar mógłby w aukcjach
internetowych śmiało uchodzić za oryginał. Nie spotkałem więcej tego typu
wyrobów, co jak na maszynową robotę wydaje się nieco dziwne. Moneta sprzedawana
jest w kraju, czy ma to jakieś znaczenie i sugeruje miejsce jej powstania - nie
wiem, ale postaram się tego kiedyś dowiedzieć.
Na zakończenie hit wieczoru, czyli moje ulubione
fałszerstwo monety SAP. Prawdziwa perła pośród kopii J.
To już kolejna moneta, która pochodzi ze zbiorów krakowskiego oddziału muzeum
narodowego. Trzeba przyznać, że fałszerstwa SAP są tam traktowane
profesjonalnie i udostępniane publiczności. Tylko przyklasnąć tej inicjatywie i
poprosić o obustronne zdjęcia. Ale wracając, do tematu poniżej awers ostatniego
półtalara w dzisiejszym artykule.
Cudny awers J. W sumie trudno
zakwalifikować ten fantazyjny wytwór, jako fałszerstwo, bo kogo miałoby ono
oszukać. Bardziej sugerowałbym, że to „wariacja na temat” lub nawet odważna artystyczna
wizja półtalara ostatniego króla elekcyjnego. Mnie szczególnie urzeka w tej
monecie to, że artysta postawił na swoim i skierował głowę króla w prawo, w
stronę Prus. To spora odmiana, jednak wydaje się, że władca tego faktu dobrze
nie wykorzystał, bo akurat sobie przysnął, o czym świadczą przymknięte powieki J.
Król wygląda „nieco” inaczej niż na oryginalnych monetach, jednak trzeba uznać
talent plastyczny twórcy tego egzemplarza, bo moim zdaniem całkiem udanie
uchwycił charakterystyczne cechy fizys Poniatowskiego. Jak bym nie wiedział,
kogo przedstawia portret z awersu, to nawet bez napisów otokowych, zgadałbym,
że to właśnie SAP. W opisie muzealnym mamy dostępne następujące fakty. Po
pierwsze, to, że mamy do czynienia z fałszywym półtalarem z 1788 roku. Cenna
wskazówka, gdyż bez zdjęcia rewersu nie byłbym w stanie tego określić. Dzieło
datowane jest na druga połowę XX wieku. Moneta został wybita (zamawiam stempel J)
z brązu połączonego z bliżej nieokreślonym stopem metalu koloru srebrzystego. Wymiary,
jakie podano tylko potwierdzają, że to dzieło sztuki powstało jedynie na
inspiracji półtalarem SAP, gdyż nawet nie są zbliżone do oryginalnych. Średnica
27,9mm, grubość 2,6mm i waga 9,89g pozostawiam bez komentarza. Wydaje się, że
klasyfikacja tego wyrobu do fałszerstw jest nieco na wyrost. Jednak dzięki
temu, dzieło ujrzało światło dzienne i mam nadzieje, że będzie kiedyś istotnym
elementem muzealnej ekspozycji. W każdym razie będąc w MNK w Krakowie,
osobiście upomnę się o to by tak było J.
To tyle na dziś, mam nadzieję, że prezentowane
przykłady się podobały. Jeśli są jakieś fałszywe półtalary, których nie
umieściłem w artykule, to bardzo proszę o informacje. Można to zrobić w
komentarzu lub bezpośrednio mailem podanym w sekcji „O mnie”. Za wszystkie
informacje, z góry serdecznie dziękuję. Już nazbierało mi się kilkanaście
nowych monet z różnych wcześniejszych artykułów o fałszerstwach SAP, których
wówczas nie znałem i nie umieściłem w tekście. Szykuje się, więc na grudzień
bonusowy artykuł typu „dogrywka”. Ja już kończę i do zobaczenia niebawem.
W
dzisiejszym wpisie wykorzystałem następujące publikacje: Henryk Mańkowski
„Fałszywe monety polskie”, Ignacy Zagórski „Monety dawnej polski” + tablice, Parchimowicz/Brzeziński
„Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego”. Do artykułu wykorzystałem zdjęcia
oraz informacje pochodzące z Gabinetów Monet i Medali Muzeum Narodowego w
Krakowie i Warszawie, zdjęcia pochodzące z archiwów aukcyjnych oraz wyszukane
za pomocą google grafika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz