Czasem temat sam się pcha na bloga i nic z tym nie
zrobisz, musisz zmienić swoje pierwotne plany, rzucić wszystko to, czym się wcześniej
zajmowałeś, usiąść wygodnie i o tym napisać. Jako autor piszący o numizmatyce,
która jest nauką raczej statyczną niż dynamiczną, staram się jednak żeby blog
był w miarę interesujący, stąd nie jest dziwne, że w pewnym sensie cieszę się
na takie nagłe zmiany. Lubię czuć to ożywienie, ten niespodziewany „ruch w
interesie”, stąd wyraźnie odżywam jak coś ciekawego się dzieje w obszarze mojej
pasji do monet SAP a zatem, nie obrażam się na takie zdarzenia a nawet im
sprzyjam. Dzięki temu mogę na blogu nie tylko czerpać z wydarzeń znanych z historii,
ale również mogę opisać bieżące sytuacje. A już najlepiej poruszyć coś
aktualnego i podzielić się swoimi opiniami z czytelnikami. Taka właśnie niepoodziewana
i nagła sytuacja zdarzyła mi się ostatnio z tytułową monetą, więc mam dziś, o
czym opowiedzieć. Dodatkowo, dosłownie kilka dni temu zakończyła się aukcja
niezwykle rzadkiej odmiany dwuzłotówki, więc nadarza się okazja żeby to również
wykorzystać i po swojemu skomentować. Trzecim powodem jest mój standardowy pęd
do poszukiwania i opisywania nowych wariantów i to szczególnie w mniej
popularnych rocznikach, do których zalicza się dzisiejsza bohaterka. Jak się za
chwile okaże, będę mógł go nieco zaspokoić badając bliżej monety z rocznika 1777.
Teraz chyba już nikt nie ma wątpliwość, że po prostu musiałem to napisać. J
Na początek zacznijmy od tego nieoczekiwanego
zdarzenia. Tak się złożyło, że nie będzie to wcale miły dla mnie temat, przeciwnie,
podzielę się z czytelnikami startą, jaką ostatnio poniosłem. Jednym słowem
ukradziono mi przesyłkę zawierającą świeżo zakupioną monetę dwuzłotową z 1777
roku. Postaram się nieco dokładniej opisać całą sytuację, żeby pokazać pewne
mechanizmy, które w efekcie doprowadziły do tego niefajnego zdarzenia oraz zamierzam
publicznie wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ważnym elementem dzisiejszego
wpisu, od którego zacznę swoją opowieść, jest zaprezentowanie zdjęć utraconej
monety, gdyż jak się później okaże, wcale nie pogodziłem się z tą sytuacją. Stąd
już w tym miejscu chciałbym poprosić czytelników o pomoc w ustaleniu „gdzie się
ta moneta zapodziała”, artykułując apel, który umieściłem w tytule dzisiejszego
artykułu - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Jeśli moneta gdzieś wypłynie, to
będę zobowiązany za informacje, które pomogą mi ją odzyskać. Środowisko amatorów
monet SAP jest elitarne a i sama moneta nie jest zbyt popularna a do tego w
ciekawym wariancie (o tym niżej), więc raczej trudno ją będzie puścić dalej w
obieg bez zwrócenia na siebie uwagi. Z góry dziękuję za wszelkie informacje na
ten temat. Zatem zanim zacznę ten smutny rozdział w dzisiejszym artykule, to
proszę spojrzeć na zdjęcia zaginionej/skradzionej dwuzłotówki z 1777 roku. Moneta
ma cechy szczególne, które ułatwią jej identyfikacje. Na zdjęciu zaznaczyłem dwa
punkty charakterystyczne dla tego wariantu monety. To po 4 listki w wieńcu po
lewej i po prawej stronie rewersu. Nie da się jej teraz pomylić i nie zauważyć…
Pierwsze zdjęcia w artykule żyją w internecie dłużej,
zatem do tego zdjęcia dodałem wszelkie informacje do identyfikacji monety oraz osobisty
apel, do którego wrócę jeszcze na końcu dzisiejszego artykułu.
Teraz od początku, krótka historia jak do tego
doszło i co poszło nie tak. Na początku wszystko wyglądało standardowo, jak to
zwykle bywa, gdy wygramy aukcje na portalu aukcyjnym. Moneta została przez mnie
sprawnie opłacona, pozostawało już tylko czekać na przesyłkę i cieszyć się z
nowego nabytku. Kiedy, po 12 dniach zorientowałem się, że dawno minął już czas
oczekiwania określony w opisie aukcji, zdecydowałem się na mailowy kontakt ze
sprzedającym. Napisałem grzecznie, że termin minął a ja dalej czekam i
poprosiłem o określenie statusu wysyłki – norma, nie raz tak się zdarza. Nie
spodziewałem się tego, co nastąpiło dalej. Otóż sprzedający przyjął moje
pytanie ze zdziwieniem, przesłał link do śledzenia przesyłki poleconej
priorytetowej. Link przenosił do strony poczty, na której były wyszczególnione
wszystkie etapy drogi mojego listu poleconego, na który czekałem. Szczególnie ważna
była pierwsza informacja, że list został nadany 20 marca w UP 66 Warszawa oraz
ostatnia, że został dostarczony do UP 4 Warszawa już następnego dnia i tego
samego dnia został „doręczony”. Drobny problem polegał na tym, że od dnia „doręczenia”
minął już cały tydzień, a ja jak nie miałem listu, tak go w dalszym ciągu nie
mam. Poniżej zdjęcie ze strony internetowej e-monitoring.
Nie pamiętam podobnej sytuacji, więc nie zbyt wiedziałem,
co począć z taką informacją. Znów skontaktowałem się z nadawcą, wyjaśniłem mu,
w czym problem i poprosiłem o przesłanie dokumentu potwierdzającego nadanie,
żeby na początek potwierdzić, że numer w przekazanym linku to przesyłka
zaadresowana do mnie. Nie ukrywam, ze sprzedawca będący wcześniej pewnym, że
transakcje już zakończył z powodzeniem i generalnie ten temat ma „z głowy”
trochę niedowierzał, ale w efekcie spełnił moją prośbę i przesłał mi skan
dowodu nadania. Wszystko wyglądało normalnie, stąd znów skontaktowałem się z
nadawcą i poprosiłem go o złożenie oficjalnej reklamacji. Miałem kiedyś już jedno
nieprzyjemne doświadczenie z tą konkretną pocztą, gdzieś w kazamatach Urzędu
Pocztowego 6 Warszawa, ponad rok temu zaginęła przesyłka adresowana do mnie,
więc wiedziałem z doświadczenia, że jako adresat nie mam praktycznie żadnych
praw żeby dochodzić tego, co się z nią stało. Wówczas, co prawda sytuacja była
inna, przesyłka w systemie e-monitoring widniała przez miesiąc (być może do
dzisiaj tak wisi), jako „czekająca na doręczenie” i nikt jej do mnie nigdy już nie
dostarczył. Wtedy był to „tylko” ceramiczny kubek kupiony jako prezent
świąteczny dla jednej z podopiecznych Domu Pomocy Społecznej (moja żona jest
wolontariuszką) a, że Święta postanowiły nie zaczekać na to aż szanowna Poczta
Polska dostarczy mi ten prezent, to kupiłem inny i po sprawie. Wtedy nadawca
nie współpracował ze mną a mnie też niezbyt zależało na przesyłce za 30 zł i
tematu nie przypilnowałem. Co prawda na początku nawet próbowałem złożyć reklamacje,
ale jako adresat odbiłem się obowiązujących w tej instytucji procedur.
Przyznaje, że wówczas poddałem się i całkowicie odpuściłem temat. Pamiętam, że nie czułem się z tym wtedy OK.,
więc tym razem postanowiłem wykorzystać wcześniejsze doświadczenie i ruszyłem bezpośrednio
na pocztę wyjaśnić sytuacje na miejscu. Zgłosiłem się do okienka, krótko opisałem
sytuacje i miła Pani poprosiła abym poczekał na Kierownika Listonoszy, którego
za chwile do mnie poprosi. Po chwili zjawił się Pan Kierownik we własnej
osobie. Po krótkim naświetleniu sprawy spisał sobie numer przesyłki i poprosił
o kolejne 5 minut cierpliwości. Po dłuższym momencie pojawił się z
kartką/raportem listonosza z dnia „dostarczenia” i pokazał mi go oraz objaśnił
co znaczy. Z dokumentacji wynikało, że listonosz tego dnia zaraportował, że
przesyłkę do mnie dostarczył. Na moje pytanie, jak to możliwe skoro to był list
polecony a ja niczego nie otrzymałem i nie podpisywałem, poinformował mnie, że
rzeczywiście listonosz nie dostarczył mi tej przesyłki osobiście tylko ją wrzucił
do skrzynki na listy. Tu muszę dodać, że od razu Kierownik mnie przeprosił za
zaistniałą sytuację, ponieważ nie ulegało żadnej wątpliwości, że listonosz nie
miał prawa wrzucić mi listu poleconego do skrzynki. Na moją uwagę, że przez 10
lat listonosz NIGDY nie wrzucił mi do skrzynki żadnego „poleconego”, tylko
zawsze wystawiał awizo i musiałem biegać po odbiór na pocztę, Kierownik
stwierdził, że pewnie listonosz się po prostu pomylił. Jako dalsze kroki,
przedstawiciel poczty poprosił mnie o czas na kontakt ze swoim pracownikiem
oraz na ewentualne „ręczne” odszukanie przesyłki. Pomyślałem, że nie mam
niczego do stracenia, wszystko już prawdopodobnie i tak straciłem, zatem poczekać
nie zawadzi. Daliśmy sobie jeszcze tydzień.
Ponieważ NIC się przez kolejny tydzień w mojej
sprawie nie wydarzyło, nikt się ze mną nie kontaktował, nikt nie próbował nic
wyjaśnić, to znów poprosiłem sprzedawcę o drobną przysługę. Tym razem o
przesłanie mi potwierdzenia, że reklamacja „ w mojej sprawie” została złożona i
tak „uzbrojony” udałem się znów na pocztę. Tam powtórzyłem znany mi już scenariusz,
najpierw miła Pani w okienku a potem chwila i pojawiał się Kierownik
Listonoszy. Ponieważ trafiłem na inną osobę to znów czekała mnie chwila
rozmowy, spisanie numeru przesyłki i standardowa prośba o 5 minut. Kiedy Pan wrócił
do mnie z tą samą kartką, co jego poprzednik tydzień temu, przez skórę poczułem,
że przełomu to raczej dzisiaj nie będzie. Przeczucie mnie nie zawiodło. Rozmowa
była podobna, znów w efekcie przeprosiny za oczywisty błąd listonosza w
doręczeniu i brak mojego podpisu. Kierownik nr2 poszedł o krok dalej i przy
mnie zadzwonił do listonosza. Rozmawiali przez chwilę, ale nic konkretnego z
tego nie wynikło. Listonosz nic nie pamiętał, mnie podobno kojarzy i wie, że
zawsze było awizo. Dlaczego teraz wrzucił, nie wie i nie pamięta…
Nie mając żadnych danych, odwołałem się do
doświadczenia Pana z poczty i nieco wspólnie pospekulowaliśmy o tym, co się
mogło wydarzyć i staraliśmy się określić jakieś inne warianty od oczywiście
narzucającego się mi „kradzieży listu na poczcie”. Może przesyłkę ktoś ze
skrzynki wyjął? Nie sądzę, to apartamentowiec z ochroną i monitoringiem, nigdy
mi żadna przesyłka nie zginęła i nie słyszałem żeby komuś innemu coś ktoś zwinął,
zatem raczej odpada.. Może adres był napisany niedokładnie? Nie sadzę, na
dokumencie nadania, którym dysponuje adres jest bardzo czytelny, jak było na
samym liście nie wiem, ale można założyć, że podobnie. Może pomylił się
podwójnie i nie dość, że niepotrzebnie wrzucił to jeszcze nie do tej skrzynki
co trzeba? To już raczej akademickie rozważania i teza trudna do
zweryfikowania, sprawdziłem u sąsiadów, bez rezultatu. Na koniec rozmowy
poinformowałem, że w związku z brakiem innej możliwości oraz tego, że sam Pan
Kierownik informuje, że „na poczcie” to już raczej nic się w tej sprawie nie
zmieni, poczekam jeszcze tydzień, może uda mi się jeszcze osobiście porozmawiać
z listonoszem a po tym czasie będę zmuszony zgłosić kradzież na policje. Pocztowiec
odniósł się do mojej deklaracji ze zrozumieniem. Taki status sprawa ma w tej
chwili. Sprzedawca otrzymał zapłatę, wysłał przesyłkę zgodnie z umową a według
systemu firmy Poczta Polska S.A., list został dostarczony następnego dnia. Co
prawda brak dostawy został opisany w reklamacji, jednak doświadczenie mówi, że
na tym polu nic pozytywnego się już raczej nie wydarzy. W dokumentach wszystko
się zgadza, tylko ja, jako adresat jestem dziwnie niezadowolony i się ciskam
nie dając nadawcy i pośrednikowi zapomnieć o sprawie. L
Kto zwinął przesyłkę? Jest kilka możliwości. Jedne są bardziej prawdopodobne,
inne nieco fantastyczne, ale to nie moja rola, a blog to nie miejsce na publiczne
rzucanie tego typu oskarżeń. Zobaczymy, co z tym wszystkim zrobi policja.
Teraz czas na wnioski. Zgodnie z moimi zasadami,
szukam problemów najpierw u siebie, zatem na początek mam sobie sporo do
zarzucenia, gdyż wiem, że spokojnie mogłem uniknąć tego problemu i nie
musiałbym się teraz żalić na forum. Marzec był dla mnie zawodowo wyjątkowo
intensywnym okresem i niezbyt korzystnie wpływał na mój czas prywatny a już na
numizmatykę to bardzo. Myśli miałem zajęte, pośladki spięte i działałem nieco mechanicznie.
Kupiłem w tym czasie kilka monet, ale nie miałem czasu i „głowy” żeby wnikać w
szczegóły i dokładniejsze analizy odłożyłem na później. To właśnie spowodowało
moje problemy. Po pierwsze, jak się okazało sprzedawca to firma numizmatyczna z
siedzibą w stolicy, która daje możliwość osobistego odbioru zakupionych monet.
Ja w takich sytuacjach zawsze wybieram ten sposób i to nawet nie dlatego, że
kosztuje mnie 0zł a raczej z powodu tego, że unikam kolejnego awizo i nie będę
musiał biegać na pocztę lub prosić kuriera o doręczenie komuś innemu z rodziny,
kto akurat będzie w domu, kiedy Pan Kurier postanowi się u mnie zjawić.
Dodatkową korzyścią jest to, że takie działanie jest bardziej „intymne” i moja droga
żonka nie zarejestruje faktu kolejnego zakupu. J Każdy, kto coś
zbiera będąc w związku, zapewne zgodzi się ze mną, że to niezwykle cenna
zaleta, warta każdego zachodu. Tym razem
nawet nie spojrzałem skąd jest kontrahent i przeoczyłem ten prosty fakt. Drugi błąd,
jaki popełniłem to wybór przesyłki poleconej, która nie jest ubezpieczona. Do
wyboru miałem jeszcze kuriera, to nieco droższa opcja, którą przy zakupach droższych
monet rekomenduję brać pod uwagę. Ja wybrałem „pierwsze wolne” i „po taniości”
i dałem losowi okazje do wzbogacenia moich doświadczeń z rozwiązywaniu
problemów. Co prawda już czuje, że „experience” mi urosło, ale serce jednak
krwawi… Wnioski są proste, trzeba być świadomym czkających na nas zagrożeń i
aktywnie ograniczać prawdopodobieństwo wystąpienia problemów. Fakty są jasne i
trudno z nimi dyskutować, zawsze warto odbierać monety osobiście i nie ma, co oszczędzać
na przesyłce.
Z drugiej strony, jeśli przy okazji mógłbym coś
również rekomendować sprzedawcom, to dwie rzeczy przychodzą mi do głowy. Nie
chcesz mieć problemów wysyłaj przesyłki ubezpieczone, być może będzie większe
prawdopodobieństwo, że nie stracisz kasy/monety/czasu/nerwów/klientów. Druga
sprawa to nie epatowanie zawartością przesyłki. Bardzo doceniam profesjonalizm
sprzedawcy, renomę jego firmy oraz dumę, z jaką oznacza swoim znakiem wszelkie
materiały służące reklamie jego działalności gospodarczej. Jednak, jeśli
mógłbym wybrać to wolałbym otrzymać prostą, dobrze zabezpieczoną przesyłkę,
której opakowanie nie będzie sugerowało jej zawartości. Szczególnie, jeśli
przesyła się nią monety. Okazja czyni złodzieja i warto eliminować takie
możliwości. W środku, w przesyłce niech będą reklamy, certyfikaty i znaki
firmowe – na zewnątrz rekomenduje raczej surowy styl skandynawski żeby nie kusić
złodzieja. To tyle przemyśleń, z gatunku „mądry Polak po szkodzie”. Sprawa zaginionej
monety jest w toku, kolejnym krokiem będzie wizyta na policji. Może mój
dzisiejszy apel przyniesie skutek, pożyjemy zobaczymy… W każdym razie będę
wdzięczny za wszelkie pomocne informacje.
Zanim przejdę do analizy rocznika srebrnej
dwuzłotówki, poświęcę chwilę na ciekawostkę związaną z dzisiaj opisywanym nominałem.
Otóż na najbardziej znanym portalu aukcyjnym, dosłownie kilka dni temu
sprzedano miedzianą odbitkę dwuzłotówki z rocznika 1777. Taka moneta oczywiście
jest notowana w literaturze, miedzy innymi u Plage oraz występuje też w
najnowszym katalogu autorstwa Janusza Parchimowicza i Mariusza Brzezińskiego
„Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” gdzie została opisana, jako
dwuzłotówka (z miedzi) i oznaczona, jako odmiana 24.I1. Ja monet miedzianych nie
zbieram, więc tradycyjnie nie będę brał jej pod uwagę w mojej dzisiejszej analizie,
ale trzeba ten fakt odnotować i skoro pojawiła się na aukcji to zdecydowałem
się ją jednak nieco bliżej przedstawić. W końcu to prawdopodobnie najrzadsza
moneta z tego rocznika, a teraz to i może nawet i najdroższa, bo została
sprzedana za niebagatelną kwotę 7 200 złotych.. Poniżej prezentuje zdjęcie z tej
aukcji.
Kolejny wniosek, jaki nasuwa mi się na podstawie
analizy zdjęć, to ten, że patrząc na zdjęcie z ostatniej aukcji, wydaje mi się,
że moneta wygląda nieco gorzej niż na zdjęciach sprzed 1,5 roku z archiwum WCN
oraz tych sprzed roku umieszczonych w katalogu monet SAP. Mamy to szczęście, że
możemy sobie porównać te zdjęcia, zestawiłem je poniżej.
Jak dla mnie, moneta sprzedana kilka dni temu jest jakoś
bardziej „dziobata” niż na zdjęciach pochodzących z archiwum WCN. Nie jestem
fachowcem od czyszczenia numizmatów. Nie mam na tym polu żadnych osiągnięć żeby
nie powiedzieć, że kiedy kilka razy próbowałem coś doczyścić, to raczej szybko traciłem
wiarę we własne umiejętności, zatem być może jestem nieco za mocno wyczulony na
te sprawy. A może to tylko „fałszywy alarm” a to, co widać na fotografiach wynika
tylko z tego, że nowe zdjęcie zostało wykonane w innym oświetleniu niż to
zrobione wcześniej i dało to taki niecodzienny efekt. Starsza fotka z archiwum podoba
mi się bardziej, ale o gustach się nie dyskutuje i pozostawiam to do własnej
interpretacji czytelnikom bloga. Sama moneta mimo tego, że interesująca, to
moim zdaniem jest przeznaczona raczej dla koneserów numizmatyki, stąd opis
bardzo ładnie dostosowany do tej grupy klientów. Proszę zwrócić uwagę na liczne
zalety wymienione w opisie aukcji. Jak dla mnie to kolejny przykład dobrego marketingu
w numizmatyce. Do mnie szczególnie trafia przymiotnik „legendarny”. Co prawda
samych legend o tej monecie osobiście nie słyszałem, ale może nie dość długo
zajmuję się tematem i nie załapałem się na te opowieści. J
Dla mnie osobiście, ta moneta to tylko kolejna interesująca ciekawostka, niemająca
wiele wspólnego z mainstreamem mojego zbioru, czyli srebrnymi monetami
obiegowymi ostatniego króla.
Ok, koniec cyrku, wracamy do srebrnych dwuzłotówek,
bo tu czeka nas zastraszająco wiele interesujących nowości. Nie jest to zbyt
popularny rocznik, sam Kopicki ocenił jego rzadkość na R1 i jak sądzę już na
wstępie, wnioskując po zaledwie 16 monetach, jakie udało mi się znaleźć – być
może ocenił ją nawet nieco zbyt surowo. W najnowszym katalogu mamy trzy
„odmiany” w tym wyżej opisana moneta z miedzi. Zatem ze srebra opisano dwa
warianty, które według opisu autorów różnią się kropką po dacie lub jej
brakiem. Ja poszedłem nieco głębiej i przeanalizowałem dość dokładnie wszystkie
zgromadzone na zdjęciach egzemplarze. Generalne wnioski są takie, awers wygląda
bardzo podobnie na każdej z monet, występują delikatne przesunięcia legendy
otokowej vs portret królewski, ale są one na tyle minimalne, że nie ma tam, co
szukać wariantów stempla, stąd uznałem, że w całym roczniku mamy do czynienia
tylko z jednym wariantem awersu. To nieco uprości nam dalszą analizę. Zupełnie
odwrotnie jest z rewersem, wielość elementów, jakie występują na tej stronie
dwuzłotówki sprawiła, że z wyjątkową łatwością udało mi się wyznaczyć aż 10
różnych stempli rewersu. Nie znaczy to jednak, że każdy z nich tworzy nowy
wariant. Uznałem jak zwykle, zgodnie z zasadami, jakie od dłuższego czasu tu rekomenduje,
że wzajemne przesunięcia napisów nie są na tyle istotne żeby je osobno
opisywać. Idąc tym tropem z 10 stempli skondensowałem materiał do 5 wariantów w
srebrze, które różnią się istotnymi elementami rewersu. Zatem przechodzimy do
rewersów.
Do wyznaczenia wariantów potrzebne będą nam tylko
dwa punkty kontrolne. Pierwszym, jako „a)” będzie „KROPKA PO DACIE” lub na rewersach
gdzie nie występuje będziemy mieć „BRAK KROPKI PO DACIE”. Drugim puntem
kontrolnym będzie liczba listków w wieńcu po lewej i po prawej stronie tarczy
herbowej, coś jak zaznaczyłem już powyżej na „mojej” monecie, którą poszukuje.
Ten punkt opiszę jako "b)" i będziemy mieć tam różne ilości listków.
Ta zmienna dla tego rocznika w najnowszym katalogu w ogóle nie była brana pod
uwagę. Nieco to niekonsekwentne, gdyż w innych rocznikach była standardowo
analizowana. W każdym razie to moim zdaniem istotny element rewersu i należy
mieć to na uwadze. Poniżej prezentuje 5 wariantów oraz zdjęcia, na których
będzie można je sobie bardziej przyswoić.
REWERS
1 -> a) kropka po dacie; b) 3 listki w wieńcu po lewej i 3 listki po prawej,
REWERS
2 -> a) kropka po dacie; b) 3 listki w wieńcu po lewej i 4 listki po prawej,
REWERS
3 -> a) kropka po dacie; b) 4 listki w wieńcu po lewej i 4 listki po prawej,
REWERS
4 -> a) brak kropki po dacie; b) 3 listki w wieńcu po lewej i 3 listki po
prawej,
Dodatkowo, z moich badań wynika, że na REWERS 1 składa się aż 5 różnych stempli, które z łatwością można rozpoznać po odmiennych szerokościach
napisu „8 GR.”. Mamy tam stemple z wąskim napisem nominału monety, mamy stempel z bardzo szerokim napisem oraz różne wariacje pośrednie. Drugim wielostemplowym rewersem jest REWERS 2, w którym zaobserwowałem dwa odmienne stemple, które różnią się w tym samym miejscu. Na
zdjęciu poniżej prezentuje odmienną szerokość napisu "8.GR." dla przykładowych trzech stempli REWERSU 1..
Awers jest jeden, więc nie wymaga jakieś bardziej
szczegółowego opisu. Tym samym z odmiennych rewersów powstało dokładnie pięć
WARIANTÓW dwuzłotówki z 1777 roku, które należałoby zebrać żeby mieć komplet.
Poniżej w tabelce standardowe zestawienie.
Teraz to, co może okazać się interesujące, czyli
rozkład procentowy poszczególnych wariantów w badanej próbie. Dane zestawiłem poniżej.
Jak widać WARIANT1 w badanej próbie był
reprezentowany aż w niemal 70% egzemplarzy. To właśnie w tym wariancie
spotkałem aż 5 różnych stempli rewersu. Dalej w WARIANCIE2 wyszukałem kolejne
dwa odmienne stemple rewersu, to razem mamy już 7. Kolejne warianty udało mi
się zaobserwować po zaledwie jednym egzemplarzu. Razem 10 stempli. Odnieśmy
teraz rozkład procentowy do nakładu, który dla dwuzłotówki 1777 wynosił
dokładnie 366 236 sztuk. Tabelka poniżej zawiera estymację podziału
nakładu na poszczególne warianty.
Z badania wynika, że większość nakładu przynależy do
WARIANTU1, zaś trzy najmniej liczne zawierają średnio po prawie 23 tysięcy
sztuk. Czy odpowiada to średniej wytrzymałości ówczesnych stempli? Jest to
wartość zbliżona do tych ilości, jakie wychodziły nam w poprzednich wpisach,
więc można przyjąć, że rząd wielkości jest prawidłowy. Teraz czas na ostatnie
dzisiejsze zestawienie, czyli moją propozycję stopni rzadkości dla
poszczególnych wariantów. Napisze o tym, jednak kto czyta moje wpisy wie już
dobrze, że bazą do wyznaczenia stopni jest skala, jaką hrabia Emeryk
Hutten-Czapski opracował dla polskich monet historycznych. W najnowszym
katalogu, przepisano stopień rzadkości z katalogu Kopickiego i dla tego rocznika bez
rozróżnienia na warianty znawcy przydzielili R1. Nos mi mówi, że to adekwatny
stopień, jednak jak nakład podzielimy na warianty to może być już „tylko
lepiej”. Mała ilość egzemplarzy, jakie udało się mi namierzyć do dzisiejszego
badania potwierdza ten stan. Propozycje w tabeli poniżej.
Było R1 a jest od R1 do R3 w zależności od wariantu.
Trzeba przyznać, że przydałoby się nam nieco więcej egzemplarzy. Przy 5
wariantach monety, wydaje się ze minimalną ilością egzemplarzy do właściwej
oceny stopnia rzadkości przydałoby się z 50 sztuk, wtedy wyniki mogłyby być
nieco inne. Jednak jest jak jest i nie ma, co się obrażać na rzeczywistość.
Moim zdaniem nawet takie badanie ma racje bytu i stanowi spory postęp versus
poprzedni stan wiedzy o tym roczniku. Teraz przechodzę do opisania poszczególnych
wariantów zachowując nomenklaturę z katalogu Parchimowicz/Brzeziński. Warianty nieopisane
przez autorów, oznaczam kolejnym numerem i kończę znakiem zapytania.
Dwuzłotówki z 1777
24.I–
WARIANT 1
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Nakład
łączny rocznika = 366 236 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 69% = 252 878 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R1
24.I3?–
WARIANT 2
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Nakład
łączny rocznika = 366 236 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 13% = 45 780 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R2
24.I4?–
WARIANT 3
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77.
Nakład
łączny rocznika = 366 236 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 6% = 22 890 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R3
24.I5?–
WARIANT 4
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77
Nakład
łączny rocznika = 366 236 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 6% = 22 890 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R3
24.I2–
WARIANT 5
Awers
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77
Rewers napis otokowy XL.EX.MARCA (E.-B. / 8. GR.) PURA.COL.17 77
Nakład
łączny rocznika = 366 236 sztuk
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 6% = 22 890 sztuk
Szacowany
stopień rzadkości = R3
Czas na podsumowanie dzisiejszego wpisu. Nie mam coś
szczęścia do rocznika 1777. Na półtalarze, którego opisywałem dosłownie kilka
dni temu umieszczono fałszywą kontramarkę a teraz ta skradziona dwuzłotówka...
Kto to widział, tyle siódemek w dacie a tu taki pechowy rocznik. Zobaczymy czy
uda się to jakoś przełamać. Zacznijmy od sprawdzenia tego, czy mój apel
przyniesie skutek i uda się wspólnymi siłami miłośników monet, namierzyć gdzieś
tę monetę. W tym celu założyłem specjalnego maila i będę wdzięczny za
rozpowszechnienie wizerunku zaginionej monety oraz wszelkie informacje na jej
temat. Przy okazji sprawdzimy czy w XXI wieku media elektroniczne mogą nam
nieco pomóc w zabezpieczeniu i ochronie naszych zbiorów. Dziękuję za doczytanie
do tego miejsca. Poniżej jeszcze raz zdjęcie, które można wszędzie udostępniać.
W
artykule wykorzystałem zdjęcia monet z archiwów Warszawskiego Centrum
Numizmatycznego, Gabinetu Numizmatycznego Damian Marciniak, Antykwariatu
Numizmatycznego Michał Niemczyk oraz portalu aukcyjnego Allegro.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz