Dzisiejszy artykuł na temat fałszerstw dukatów lub
jak je zwykli nazywać w II połowie XVIII wieku nasi rodacy – „czerwonych
złotych”, w zamyśle autora będzie kończył pierwszą rundę wpisów na temat
podrabiania polskich monet w czasach SAP przez pruskie mennice Fryderyka II. Ponieważ
temat produkcji podróbek oraz generalnie sprawa fałszerstw monet, aktualnie
znajduje się na topie, jeśli chodzi o moje zainteresowania (a jak widzę z
ilości odsłon, także wielu innych amatorów monet) oraz z tego powodu, że cały
czas powstają nowe teorie, badania i ustalenia, to serię wpisów na ten temat
należy nadal traktować, jako „rozwojową”. To znaczy, że nie jest wykluczone, iż
w kolejnych miesiącach będę zamieszczał dodatkowe posty na ten temat, które będą
zawierały nowo pozyskane informacje. Piszę o tym na początku, ponieważ zamierzam
utrzymać przez kolejny okres „wątek fałszerski”, ukazujący się, jako pierwszy
wpis w miesiącu. Żeby tego dokonać, planuję rozszerzyć wątek o fałszerstwa
monet SAP „z epoki” na szkodę emitenta oraz o późniejsze podróbki, tworzone z
rozmysłem na szkodę kolekcjonerów. A że w ostatnich czasach kopiowanie monet
wydaje się być całkiem popularnym zajęciem, to jak zakładam tematów mi tu
szybko nie zabraknie. A teraz już zmierzamy do prusaków i szukamy ich złota J
Generalnie jak wiadomo, złoto SAP nie stanowi
obszaru mojego podstawowego zainteresowania, dlatego piszę ten artykuł bardziej
z potrzeby wyczerpania tematu pruskiej działalności fałszerskiej niż z potrzeby
serca J.
Przez co jak widzę wpis mi się ślimaczy jak nigdy przedtem… Detalicznie
opisałem już srebro z dokładnością do nominału, natomiast miedź i złoto traktuję
całościowo bez zagłębiania się w detale. Co ciekawe, to z goła odmienne
podejście do tego, jakie prezentowano jeszcze w II połowie XVIII wieku. Jak już
pewnie miałem okazje kiedyś pisać, w tych czasach najważniejsze nominały z
punktu widzenia państwa, jako instytucji oraz dla „grup trzymających władzę”
była moneta gruba, bita z najbardziej wartościowych kruszców. To właśnie talary
i dukaty były tworzone specjalnie dla użytku osób dobrze urodzonych i trzeba
przyznać, że były ich „oczkiem w głowie”. Ta grupa uprzywilejowanych osób jak
wiadomo z reguły nie parała się bezpośrednio fałszerstwem, gdyż było to
przestępstwo pospolite, zarezerwowane dla gminu i karane z urzędu. W naszym
zakątku nowożytnej Europy, dopiero król Prus Fryderyk II podczas wojny 7-
letniej użył na masową skalę procesu fałszowania monety, jako ważnego elementu
wojny ekonomicznej z przeciwnikiem - w tym wypadku z Saksonią. Pechowo dla nas,
akurat wówczas elektorzy Saksonii zasiadali również na tronie Polskim, dlatego
też tak jakby „pośrednio” zostaliśmy wciągnięci w machinacje pruskiego władcy a
z czasem uzyskaliśmy dla niego pozycję „ofiary nr 1”. Jak by nie było, to
prusacy oprócz zysku, jaki uzyskiwali z tej produkcji, mieli dodatkowo za cel
destabilizacje ekonomiczną naszego państwa, rozkład jego handlu i osłabienie
władzy centralnej. Co do zasady działania te realizowane były za pomocą
najpopularniejszych monet „dla ludu”, czyli tych wybitych z miedzi i srebra.
Jak miedź to oczywiście „drobniaki”, jak srebro to też raczej nie te najwyższe
nominały. Oprócz trudności wynikających z technicznym procesem fałszowanie
monet o skomplikowanych cechach, jakimi zapewne są największe srebra i monety
złote, dochodzi jeszcze element kodeksu postepowania ówczesnej szlachty. Fałszerstwo
było zdecydowanie passe. Zgodnie z tym duchem, co do zasady nie do pomyślenia
było produkowanie fałszywych złotych dukatów, a ich ewentualny fałszerz musiał
się liczyć z ostrą reakcją władz lub nawet sąsiednich dworów królewskich, jeśli
skala tej działalności byłaby międzynarodowa. Dokładnie tym tokiem rozumowania posługiwał
się władca Prus i z tego, co mi wiadomo, na początku swojej fałszerskiej
kariery dotrzymywał wierności tym zasadom. Paradoksalnie jestem zdania, że to
bardziej okazja stworzyła złodzieja niż była to jakaś długofalowa i przemyślana
w każdym calu wybitna pruska myśl strategiczna. Samo się stało, po tym jak w
wyniku działań wojennych wpadły w pruskie ręce saksońskie mennice wraz z
zawartością. W całym świecie trwało wiele wojen i wiele mennic zlokalizowanych
w zdobytych miastach padało setki razy w ręce wroga. Z reguły, jeśli nie
zdążyły zostać ewakuowane były rabowane i szlus. Raczej nie używano
oryginalnych stempli do wybijania monet z nieprzyjacielskim władcą. Tu jednak
było inaczej. Prusacy już wcześniej fałszowali monety i byli w tym naprawdę
dobrzy, zatem po zdobyciu Drezna i Lipska grzechem byłoby nie wykorzystać tej
okazji. Wykorzystano ją jednak według „nowoczesnej myśli”, czyli zamiast
rabować urobek, surowiec i wywozić sprzęt – znacznie bardziej opłacalne będzie
produkowanie nowych monet za pomocą oryginalnego sprzętu, jedynie z obniżoną
próbą kruszcu. Czyniło to cały proces praktycznie nie do wykrycia, gdyż monety
były identyczne z oryginałami. I tak by było i nie pisałbym dziś tego artykułu,
gdyby Fryderyk II nie przekroczył Rubikonu i nie uznał, że skoro jego falsy są
teraz takie, że nie da się ich łatwo odróżnić, to może złamać zasady i wybić
też trochę saskich dukatów. Jak wiemy z licznych publikacji, król Prus Fryderyk
II bił wówczas augustdory pod stemplem Augusta III, ale zamiast złota
23,5-karatowego, było w nich tylko złoto 7-karatowe. Napływ olbrzymiej ilości
fałszywego pieniądza doprowadził w Saksonii i sąsiedniej Polsce do wielkiego
chaosu monetarnego. Trzeba było być prawdziwym znawcą, by poruszać się w
gąszczu rodzajów obiegających monet i ich nominałów a dodatkowo odróżniać
oryginały od fałszerstw. Próbowano „redukować” oraz wycofać z obiegu monety
fałszywe i pruskie. Na tym tle w 1761 roku doszło nawet do kilku buntów pospólstwa
w miastach i ludności chłopskiej jak Polska długa i szeroka. I w ten właśnie
sposób poznaliśmy pruskie fałszerstwa „najgrubszych” nominałów z okresu
saskiego. Poniżej prezentuje przykładowe zdjęcia złotej monety bitej przez
prusaków w Dreźnie pod stemplem Augusta III.
Jednak zostawmy tematy saskie, bo to w końcu artykuł
jest o czasach SAP. Zatem, jak powyższe ma się do monet Stanisława Augusta
Poniatowskiego? I właśnie o tym będę pisał dalej. Na sam początek trzeba
zaznaczyć, że dukaty z początkowych lat okresu SAP należą do monet bardzo cennych bo stosunkowo rzadkich,
które tylko sporadycznie pojawiają się w oficjalnym obrocie numizmatycznym. Z
racji niewielkich nakładów, które rzadko przekraczały 1000 sztuk w roku, z
reguły osadzone są w wyspecjalizowanych gabinetach numizmatycznych, muzeach
oraz tak zwanych „dobrych kolekcjach”. Tym sposobem materiału porównawczego na
ich temat jest stosunkowo niewiele, a już na temat ewentualnych pruskich
fałszerstw, to praktycznie zupełnie nie występują żadne konkretne dane. Ja jednak
znam trzy porządne źródła z epoki, które rzucają światło na tą sprawę i to
właśnie na nich oprę dalszą część artykułu. Pierwszym źródłem jest publikacja
Mieczysława Kurnatowskiego „Przyczynki do historyi medali i monet polskich
bitych za panowania Stanisława Augusta”, do której sięgam praktycznie, co wpis,
więc to, że tak powiem już „standard”. Drugim, będzie dokument urzędowy, czyli Uniwersał
Komisji Skarbowej z początku 1772 roku traktujący o fałszywej monecie
napływającej do Rzeczpospolitej. A trzecim będą informacje pochodzące od uznanego
badacza monet okresu SAP, czyli od Rafała Janke. Sam nigdy nie miałem dukata
SAP w ręku, więc nikogo nie powinno dziwić, że „całą robotę odwalą” za mnie
wyżej wspomniani autorzy… a ja, tylko postaram się połączyć te informacje w miarę
spójną całość i na bieżąco opatrzyć ją własnym komentarzem. Taki jest plan, a
planu… wiadomo, trzeba się trzymać, zatem do dzieła! J
Zacznę od Mieczysława Kurnatowskiego, który w tym
obszarze jest dla mnie podstawowym źródłem, gdyż autor sporo miejsca poświęcił
podrabianiu polskiego pieniądza przez prusaków. Ale czy jest tam też coś o
złocie? Otóż w kilku miejscach publikacji
dotykamy interesujących nas dziś tematów. Pierwszym tropem, na jaki zwraca
uwagę autor rozważając fałszowanie naszego złota, są dukaty z rocznika 1770.
Autor zwraca uwagę na fakt, że w raporcie dyrektora Stanisława Puscha nie
zostały one uwzględnione, jako monety wybite w mennicy warszawskiej w tym roku.
Stąd już tylko krok do prostego i oczywistego wniosku, że skoro nie ma
czerwonych złotych SAP z tego rocznika „u Puscha” a z drugiej strony są znane i
notowane takie egzemplarze, to najpewniej są to właśnie te pruskie
podróbki. Poniżej zdjęcie przykładowego
dukata Stanisława Augusta Poniatowskiego z 1770 roku
Dziś, kiedy mamy więcej materiału do porównań i
kiedy wiemy już trochę więcej o odróżnianiu pruskich fałszerstw to możemy z
dużym prawdopodobieństwem zweryfikować ten trop. Nawet nie analizując samej
monety możemy dojść do wniosku, że teza autora ma kilka słabszych punktów. Po
pierwsze wiemy już z naszych wcześniejszych analiz monet SAP z miedzi i srebra,
jakie roczniki były fałszowane przez prusaków. Nie był to rocznik 1770 a
wyłącznie okres 1766-1768, kiedy to Fryderyk Sylm zarządzał warszawska mennicą.
Teraz ten sam Sylm „bawił” się w fałszowanie swoich poprzednich produktów,
zatem to nam już na wstępie powinno zapalić nam „czerwoną lampkę” i dać nieco do
myślenia. Dlaczego w tym przypadku miałoby być inaczej??? Decydującym faktem,
który ciężko podważyć jest to, że moneta z 1770 sygnowana inicjałami I.S.,
którą prezentuje powyżej nie wykazuje żadnych z cech znanych z fałszywych
stempli srebra czy miedzi. A idąc dalej, dukat z tego rocznika jest notowany w uznanych
katalogach monet tego okresu bez żadnych dodatkowych uwag, zapewne z tej
przyczyny, że w porównaniu do monet z poprzedzającego okresu wydaje się być jak
najbardziej OK.. Dodatkowo z racji niewielkiego nakładu jest to moneta bardzo
rzadka i poszukiwana, co trudno powiedzieć o „pruskich fałszerstwach”, jakie
znamy na przykład ze srebra. Fałszowano najbardziej popularne nominały i
roczniki a nie monety unikalne, których aktualna cena na aukcjach dawno
przekroczyła już 100 tysięcy złotych za sztukę (moneta ze zdjęcia kosztowała w
2014 roku 124 000 złotych! ). Czyli kończąc wątek tego numizmatu, moim
zdaniem to oryginał. Fakt, że nie występuje w raporcie Stanisława Puscha
tłumaczę tym, że po pierwsze sam raport ma kilka błędów (niektóre z nich już
opisałem przy okazji innych wpisów), a po drugie ówcześnie rejestrowało się
monety wydane do obiegu z mennicy a nie te, które zostały wybite. Zatem biorę
poważnie możliwość wybicia dukata „po Bożemu” w 1770 roku a wydanie go na
przykład w roku kolejnym. Podsumowując pierwszy trop – to nie to, czego dziś
szukamy, czyli klasyczny „strzał kulą w płot”. Zatem jakie są inne tropy?
Tu dochodzimy do kolejnego śladu, czyli epickiego
opisu fałszowania złota przez prusaków, którą Kurnatowski przytacza w dalszej
części swojej publikacji, a którą zaczerpnął z wcześniejszego dzieła Józefa
Ignacego Kraszewskiego „Polska w czasie trzech rozbiorów 1772-1799” wydanego w
1873 roku. To bardzo kolorowy i interesujący tekst, więc nie będę tego „wyrażał
własnymi słowami” a oddam głos specjalistom z epoki. Cytuję: „Prusy zyskiwały ze wszechmiar na
zwłoce. Tym czasem mogły swobodnie ludzi zabierać i zalewać kraj fałszowaną
monetą. Gelser, sekretarz gabinetowy króla w czasie tego podziału kazał bardzo
tajemnie wybić za piętnaście milionów, bardzo pięknych dukatów, których trzecia
część była aliażu. Te poruczono jednemu z synów Efraima zwanego Hollendrem, bo
mieszkał kiedyś w Holandyi, puki go do ucieczki stamtąd nie przymuszono. Efraim
pełne mając kieszenie, przybrany w suknie galonowane włosy z harcapem, ze
szpadka u boku, pojechał do Polski z tytułem, pięknie brzmiącym p.radcy de
Simonis. Tu kupował płacąc gotówką, natychmiast rozkazując wywozić zboże,
klejnoty, srebra, co tylko mógł znaleźć na sprzedaż. W kilka miesięcy rozsiał w
Polsce te pieniądze. Dopiero nierychło opatrzyli się Polacy, że jedna trzecia
wartości stracili. Puszczano dukaty dalej, kupując u Rosjan i płacąc niemi.
Doszło to do wiadomości cesarzowej Katarzyny, która doniosła Fryderykowi co się
stało, żądając wymiany fałszywego złota. Barierre, który o tym pisze w swych
pamiętnikach, dodaje że król zrzucił cała winę na Galsera i posłał go dla
pokrycia własnego szalbierstwa do Spandau. Po roku wypuszczono go z więzienia i
internowano w jakiejś wioseczce w Meklemburgskiem. Trzeba było, ażeby ktoś padł
ofiarą i Rosyi wymieniono pieniądze.” To koniec historii,
która w bardzo barwny sposób przedstawia nam z jednej strony metody
wprowadzania fałszywek do obiegu a z drugiej ważność złotych monet w obrocie
międzynarodowym. Akcja pomyślana, jako lokalna, którą pewnie z powodzeniem
można by przeprowadzić na fałszywych srebrnych dwuzłotówkach – dla złotych
dukatów okazała się międzynarodowym skandalem. Nie pozostaje nam teraz nic
innego, jak stwierdzić, co konkretnie de Simonis wprowadzał i jak wyglądały te fałszywe
monety. Niestety to nie będzie łatwe, ponieważ tekst nie wspomina o
interesujących nas konkretach. Nie wiemy nawet, w którym roku toczy się opisana
akcja. Jednak z innego fragmentu publikacji Kurnatowskiego wiemy, że poddany
króla Prus a przy tym Żyd, niejaki Efraim Simonis, działając pod osłoną
pruskiego wojska w Wielkopolsce wprowadzał do obiegu fałszywe monety. To niecne
działanie musiało być rzeczywiście uciążliwe do tego stopnia, że 2 grudnia 1771
wydano na ręce pruskiego ministra oficjalną notę protestacyjną. Co prawda nie mam
wystarczających danych, aby z całą pewnością stwierdzić, o jakich konkretnie
fałszywych monetach traktowała ta nota, lecz całkiem możliwe, że chodziło
właśnie o fałszywe złote dukaty. Pójdźmy dalej tym tropem. Skoro wiemy, że
działalność fałszywego de Simonisa trwała kilka miesięcy oraz to, że była z
tego międzynarodowa zadyma, to można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że to
właśnie ta sytuacja była powodem wydania przez władze polskie specjalnego uniwersału
dotyczącej fałszywych dukatów, jakie pojawiły się wówczas w naszym kraju. Uniwersał
wydano z datą 27 stycznia 1772 roku, mogło być, zatem tak, że w grudniu 1771
wysłano notę dyplomatyczną do Prusaków a że wymierna reakcja sąsiadów była żadna,
to już w kolejnym miesiącu ogłoszono oficjalnie narodowi, że „mamy problem”, bo
okazało się właśnie, że nasze czerwone złote nie są tak do końca takie…złote. Zobaczmy,
zatem, co wynika z tego dokumentu. Wiele wyjaśni się już za chwilę, kiedy
poznamy istotne fragmenty Uniwersału Względem Monety, który w dniu 27 stycznia
1772 wydała Komisja Skarbu Koronnego. Ja z tym tekstem mogłem się zapoznać
dzięki pomocy Rafała Janke. Dla czytelników bloga poniżej prezentuje nieco
przerobioną i skróconą wersję tego dokumentu.
Mam nadzieje, że mimo staropolskiego języka, dziwnej
formy i pseudo-pisanej czcionki dało się to jednak jakoś w miarę sprawnie przeczytać.
Jeśli ktoś tego nie uczynił - stracił, więc zapraszam ponownie J.
Po lekturze tego dokumentu wiele się rozjaśnia. Główna wiedza, to taka, że
rzeczywiście były fałszowane przez prusaków dukaty z rocznika 1768, 1770 i „być
może z innych lat”. Jednak dla nas kluczowy jest fakt, że w tym dokumencie
znajdujemy jasną informację o samej monecie. Wiem teraz, że nie były to złote
dukaty SAP, ale czerwone złote bite „pod stemplem holenderskim”, czyli na
przykład takie jak ten egzemplarz na poniższym zdjęciu.
Autorzy dokumentu zwracają uwagę na znaczną trudność
w odróżnieniu oryginału od podróbki. Znaczy to, że monety musiały zostać wybite
naprawdę w profesjonalny sposób i nie były to zapewne produkty z przydomowego
warsztatu w Swarzędzu czy tez w Kurniku. To bez wątpienia pruskie złoto. Komisja
Skarbu Koronnego radzi społeczeństwu unikać czerwonych złotych a jak się nie da
to sugeruje kilka metod na ich odróżnienie. Moim zdaniem wszystkie te metody
mogły być zawodne i trudne do zastosowania w praktyce. Pierwsza metoda, to
odróżnianie „na brzdęk” monety – trudno mi sobie wyobrazić w praktyce
skuteczność tej próby. Kolejna metoda to sprawdzenie twardości monety – tu nie napisano,
ale zapewne twórcy dokumentu mieli na myśli gryzienie monet. Wiadomo złoto jest
w miare miękkie to da się je zdrowym zębem napocząć. Może to i nawet bardziej
skuteczne od słuchania brzdęku monet…, ale za to, jakie nie higieniczne J
Trzecia metoda to klasyczne ważenie monet i porównywanie z wzorcem. Podróbki
nie trzymały dokładnej wagi i ten sposób pewnie wykorzystywano najczęściej
korzystając z dostępnych ciężarków o wadze dukata. Dokładnie takich jak na
przykład jak ten na zdjęciu poniżej.
Ja jednak na potrzeby dzisiejszego wpisu łączę oba
źródła. Uważam, że Uniwersał jest efektem próby wprowadzenia fałszywych dukatów
przez żydowskich przebierańców opisanej przez Kornatowskiego. Dostrzegam, co
prawda kilka drobnych różnić. Jak pokazałem już wyżej, Prusacy twierdzi, że
fałszywe dukaty są gorsze o 1/3 od oryginalnych – natomiast Uniwersał podaje
wyniki polskich prób probierczych, które dla złotych podróbek nie wykazują aż
tak dużego oszustwa. Jednak daty obu zdarzeń są tak bliskie, że trudno
zakładać, że opisują jakieś inne, osobne zdarzenia. Dlaczego badania probiercze
nie wykazały 33% obniżenia próby złota? Nie wiem, mogę tylko spekulować. Być
może nie chciano wywoływać paniki i rzucać cienia na ogromne zaufanie do złota,
jakie wówczas było powszechne. W każdym razie to „slaby punkt” mojego
dzisiejszego wywodu i mam tego przykrą świadomość J
Na zakończenie tego wątku podam ciekawostkę. Jak się
okazuje, za czasów SAP nie uporano się całkowicie z fałszywymi dukatami
holenderskimi i jeszcze na początku XIX wieku gospodarne społeczeństwo
wielkopolskie zmagało się z tym problemem. Czy to te same dukaty? Czy to ta
sama produkcja? Trudno dziś stwierdzić, ale poniżej pokazuje bardzo ciekawą
notkę prasową z Gazety Poznańskiej z 1814 roku, w której już „inna władza” znów
podnosi alarm i detalicznie opisuje fałszywe dukaty z feralnego roku 1768.
Tyle o fałszywych dukatach holenderskich
produkowanych w Prusach i dystrybuowanych w Polsce. Jak widać całkiem możliwe,
że fałszerstwo przetrwało rządy ostatniego polskiego króla i dokuczało kolejnym
pokoleniom wielkopolan. Na koniec tego wątku zdjęcie złotej monety z rocznika
1768.
Ale to nie wszystko, w tym próbnym 1765 roczniku,
mamy do czynienia z bardzo ciekawym faktem występowaniu kilku istotnych różnic,
co może świadczyć o tym, że stemple zostały wykonane przez innych artystów… a
stąd już krok do wniosku, że skoro są drobne różnice, to jedna z nich może być
po prostu fałszywa. Mamy w tym roczniku z pewnością do czynienia z kilkoma
wariantami stempli, które różnią się od siebie i zaręczam, że nie są to tylko
jakieś błahe drobiazgi. W najnowszym katalogu „Monety Stanisława Augusta
Poniatowskiego” duet autorów Parchimowicz/ Brzeziński opisał dokładnie aż 3
różne „odmiany” tego złotego dukata. Dla porządku wymiennie kilka z nich, te
podstawowe: różny krój liter napisów (inne punce), występowanie kropek lub ich
całkowity brak (kropki po inicjałach F.S., dacie i po POLON), kropka zamiast dwukropka
po L (w M:D:L:), różne ilości i kształty wzorków na płaszczu (dobrze to widać pod
koroną), różne ilości i kształty tasiemek po obu stronach herbu… oraz moja
ulubiona – błąd, w którym na jednym z wariantów tego dukata, orzeł z Orderu
Orła Białego wiszący na królewskiej piersi „patrzy się w złą, prawą stronę”. Jak
na próbną serie monet, mnogość stempli i „dziwne” różnice pomiędzy nimi jest,
co najmniej podejrzana. Wszystkie te różnice idealnie pasują do fałszerstwa i
pewnie bym to dziś ogłosił gdyby nie prosty fakt, że te dukaty są niezwykle
rzadkie i praktycznie nie występują w obrocie na rynku numizmatycznym. To bardzo
burzy mi obraz fałszerstw, które dla zysku powinny być wprowadzone do obiegu w
znacznych ilościach. Fakt, że tych monet w praktyce „nie ma”, składnia raczej do
uznania ich za „dziwne, ale jednak chyba oryginalne”. Być może błędy wynikają z
tego faktu, że po prostu były to pierwsze egzemplarze, do których stemple były
wykonane po za granicami kraju przez minimum dwóch artystów, którzy ze sobą
współpracowali? Albo był tylko jeden, który wykonał kilka stempli przy użyciu
różnych narzędzi i być może mniejsze elementy jak inicjały FS czy mały orzeł
zostały wykonane przez jego uczniów. Można by tak mnożyć możliwości i gdybać
jeszcze z tydzień J Tu jednak w sukurs przychodzą nam
informacje zawarte w publikacji kolejnego dyrektora mennicy Schroedera, który w
swoim rękopisie opisując historie właśnie tego dukata potwierdził, że stemple do
tej monety wykonało dwóch rytowników. Monety obu artystów można odróżnić zdaniem
Schroedera po inicjałach umieszczanych pod ramieniem króla. Literka „L” ma oznaczać
Leopold zaś ”M” to Mojżesz. Co prawda na zdjęciach, jakimi dysponuje okazuje
się, że akurat oba warianty, których różnice opisałem powyżej mają inicjał „L”,
więc w sumie wyjaśnienie Schroedera nie do końca pasuje do rozwiązania zagadki różnic
na stemplach. Nie mam jednak, żadnych innych danych by formułować opinię o
prawdopodobnym fałszerstwie. Chociaż uważam, że „coś jest na rzeczy”, ale tego
bez analizy stopu monety się raczej definitywnie nie rozstrzygnie. Na swój
użytek zakładam, że w kolejnych latach obaj rzemieślnicy mogli pracować w
pruskich mennicach i fałszować nasze srebro i miedziaki… a może i któryś z nich
skopiował swój wcześniejszy stempel. Stąd właśnie tłumacze sobie fakt, że ten
dukat tak bardzo przypomina mi fałszywki i posiada detale sugerujące mi
podświadomie jego „pruskie pochodzenie”. Poniżej zamieszczam zdjęcia dwóch
wariantów dukata z 1765, proszę znaleźć różnice we własnym zakresie J
Powoli kończąc dzisiejszy wpis, chciałem pokazać jedyne
potwierdzone fałszywe dukaty SAP, jakie znam. Wszystkie to podróbki
prezentowane w Muzeum Narodowym w Krakowie i pochodzą z kolekcji hrabiego Emeryka
Hutten-Czapskiego. Zapewne są to wyroby późniejsze. Kustosz zbioru opisuje je
wszystkie, jako wykonane w drugiej połowie XIX wieku techniką galwaniczną. Wszystkie
zostały wykonane na wzór wariantu z literką „L” czyli stempel od Leopolda. Możliwe,
że pochodzą z tego samego warsztatu, ale zapewne nie jest to dzieło prusaków w
znaczeniu pruskich mennic Fryderyka II. Poniżej dla przykładu pokazuję jedną z
monet fałszywych ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie.
Podsumowując dzisiejszy wpis. Wiemy z cała pewnością,
że prusacy w II połowie XVIII wieku fałszowali złoto i wprowadzali do polskiego
obiegu również podrabiane dukaty. Udowodnione przypadki dotyczą jednak złotych
monet bitych pod stemplem holenderskim z roczników 1768 i 1770. Jeśli chodzi o
fałszowanie złota SAP, to wydaje się jednak, że nie miało to miejsca, głównie z
powodu niskiego nakładu złotych monet bitych w mennicy warszawskiej. Jednym
słowem nie było, czego podrabiać. Dla mnie osobiście, bardzo osobliwie i podejrzanie
wyglądają próbne dukaty z 1765 roku, które posiadają kilka istotnych cech
spotykanych w pruskich fałszerstwach monet srebrnych i miedzianych. Jednak tu
biore pod uwagę, że może to tylko moje „przewrażliwienie”. Co nie znaczy, że
jest prawdopodobne to, że któryś z medalierów tworzących te próbne monety w późniejszym
czasie pomagał Fryderykowi II w fałszerskim procederze. Nie mniej jednak
pruskich falsów czerwonych złotych bitych pod stemplem Stanisława Augusta nie
stwierdziłem, amen. Dziękuję za doczytanie do tego momentu i zapraszam już niebawem
na wpis o kolejnym sreberku SAP J.
W
artykule wykorzystałem zdjęcia z archiwów aukcyjnych Warszawskiego Centrum
Numizmatycznego, Antykwariatu Numizmatycznego Michała Niemczyka i Gabinetu
Numizmatycznego Damiana Marciniaka i Muzeum Narodowego w Krakowie oraz
wyszukane w gogle grafika. Wszystkie źródła pisane, z których korzystałem wymieniłem
w tekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz