Tak, dziś znów wracam do najpopularniejszego nominału
monet, który przyrasta w moich zbiorach najszybciej, czyli do srebrnych
półzłotków Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dziś postawiłem na dosyć
ekskluzywny i rzadki rocznik a mianowicie zagości u nas moneta z roku 1781.
Postanowiłem sobie na początku, że postaram się żeby ten wpis był wyraźnie
krótszy niż ostatnie, ale czy mi się uda – to wspólnie ocenimy na końcu J.
W każdym razie sreberko będzie jednym z głównych bohaterów a drugim, jak w
tytule uczynię twierdzę w Kamieńcu Podolskim, która to dziś znajduje się w
granicach Ukrainy w obwodzie Chmielnickim. Oczywiście pomiędzy monetą a
warownią jest jak zwykle jakiś wspólny mianownik. Idąc po najmniejszej linii
oporu, tą częścią wspólną będzie data - rocznik, który pasuje do artykułu w
związku z wizytacją królewską, jaka odbyła się w Kamieńcu właśnie w tym roku.
Uznałem, że temat jest ciekawy i z powodzeniem można wykorzystać moment żeby
przybliżyć nieco temat zaangażowania ostatniego władcy w przygotowania do
obrony Rzeczpospolitej. Tym bardziej, że środowisko budowlano-remontowe jest mi
aktualnie wyjątkowo bliskie, gdyż właśnie od 3 tygodni w moim warszawskim
mieszkaniu działają „fachowcy”, którzy próbują przywrócić świetność moim
parkietom i kolor ścianom. Rodzina odpoczywa na wakacjach a ja, samotny i
zdesperowany jak nie przymierzając „sam samotny wilk McQuade” pochłonięty
jestem sprawami budowlanymi niemal na równi z numizmatyką czasów SAP. Stąd, żeby
to zilustrować, to na początek tradycyjny obrazek wprowadzający w „temat”
dzisiejszego wpisu.
Twierdze i Stare Miasto w Kamieńcu Podolskim
porównuje się często do dwóch wysp bronionych pionowymi skałami o wysokości 40
m i otoczonych jarem rzeki Smotrycz. Ponieważ te dwie wyspy znajdują się
niedaleko siebie, połączono je mostem nazwanym Zamkowym, bardzo już wiekowym
zabytkiem klasy zerowej. Na jednej z tych wysp, mniejszej, znajdują się twierdze,
czyli Stary i Nowy Zamek. Na drugiej - Stare Miasto, które jest połączone
mostem, z drugim brzegiem jaru rzeki Smotrycz. Jednym z kluczowych elementów
warowni w Kamieńcu oprócz oczywiście murów, baszt, zespołów umocnień i całej
inżynierii wojskowej, jest stojący nieco na uboczu budynek koszar z czasów SAP.
I to właśnie ta budowla będzie oczkiem uwagi w dzisiejszym wpisie, bo to
właśnie do opłakanego stanu w jakich bytują żołnierze oraz niskiej możliwości
obsady obrońcami Rzeczpospolitej, odnosi się właśnie król w swoim wystąpieniu w
1781 roku, argumentując konieczność budowy nowych koszar dla wojska. Ale od
początku. Twierdza w Kamieńcu od wieków była postrzegana, jako główny element
obrony południowo-wschodnich krańców Rzeczpospolitej. Nie raz oblegana zawsze
stanowiła trudny punkt oporu i tylko raz uległa tureckiej nawałnicy, kiedy to w
1672 na 27 lat dostała się w ręce wroga. Mimo tej „wpadki” forteca budziła
respekt i szacunek w kolejnych pokoleniach potencjalnych jej obrońców jak i
napastników. W powszechnej świadomości społecznej pokutowała wyidealizowana
wizja Kamieńca, która w II połowie XVIII wieku już bardzo mocno mijała się z
rzeczywistością. Od wieku warownia nie
była unowocześniana a wszelkie prowadzone przy niej prace, przekładane i
odwlekane latami z uwagi na braki środków można dziś śmiało nazwać drobnymi
naprawami o niskim znaczeniu militarnym. Sytuacja taka utrzymywała się aż do
czasów SAP, w których stan techniczny był już tak opłakany, że rejestrowano
przypadki dezercji żołnierzy, którzy uciekali z twierdzy nie kryjąc przy tym
przerażenia na widok warunków, w jakich przyjdzie im służyć. Taki obraz
chylącej się ku upadkowi ruiny nie wydaję się wcale przesadzony. Generał
artylerii konnej Alojzy Fryderyk Bruhl tak pisał do generała majora Jana
Komarzewskiego opisując stan twierdzy słowami: „Skoro nieprzyjaciel niebędący niedołęgą zapragnie Kamieńca, będzie go
miał w ciągu pięciu lub sześciu dni. Dzisiaj może się Kamienic obronić jedynie
przeciwko konfederatom, Kozakom, Tatarom i innym wojskom tego gatunku, a
wówczas najwyżej 1800-2000 ludzi mogłoby znaleźć w nim schronienie. Większa
liczba nabawiłaby komendanta kłopotu, nie ma gdzie ich nawet pomieścić, a ci co
tam mieszkają maja gorsze kwatery niż u mnie psy: ani łózka, ani okrycia, ani
nawet słomy, tak że aż litość bierze”.
Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosił komendant Kamieńca generał
major Jan de Witte, jednak trzeba obiektywnie stwierdzić, że głównym powodem
był dramatyczny brak środków na utrzymanie warowni. De Witte słał pisma do
Warszawy, w których domagał się pieniędzy na konieczne remonty. Jak mu się już
czasem udało mu się coś ze stolicy uzyskać, to wtedy przeznaczał to na łatanie
najbardziej palących problemów. Przy okazji remontu magazynu prochowego w 1779
roku, tak pisał do generała Komarzewskiego:
„ A że mularzów jak przeszłego lata, tak i teraźniejszego około tegoż magazynu
25 robi i kilkudziesięciu robotników, przeto pieniędzy nie stało, dałem swoich
kilkaset złotych, ale żem jest teraz niedostatni kazałem pożyczyć, choć już na
prowizje złotych 3000 tymczasem. Upraszam Jaśnie Wielmożnego Jegomości Pana
Dobrodzieja, czy nie można, by rata Septembra na ekspens fortyfikacji wcześniej
przysłana była, bo szkoda by wielka, żeby fabryka poprzestała, która bym
najusilniej chciał dokończyć.” W tych czasach słowo „fabryka” oznaczało po
prostu prowadzone przedsięwzięcie, czyli prace przy budowie. Pisał dalej: „Tymi
pieniędzmi, które są naznaczone na reperacje fortecy, ciężko co znacznego
zrobić, przeto ile możności pomysłem wiele rzeczy sztukuję”. Cztery lata później w 1783, ton listów
generała de Witte nie uległ zbytniej zmianie i do Komarzewskiego pisał: „Ile czas wystarczy, usiłowałbym naprędce
miejsca poreperować najpilniejsze do obrony, ale na to wszystko koszt jest
potrzebny”. I taki właśnie był realny stan najsłynniejszej polskiej
warowni, której odmawiano przez wielki środków na bieżąca konserwacje o
unowocześnianiu twierdzy i przystosowaniu do nowych technik wojskowych nie
wspominając.
I teraz przejdźmy do króla. Stanisław August
Poniatowski był w Kamieńcu Podolskim trzykrotnie. Pierwszy raz zawitał tam w 1766,
drugi w 1775 a trzeci w 1781, podczas swojej jesiennej podróży na Wołyń i
Podole. Podczas ostatniej wizyty, która przypadła w dniach od 11 do 16
listopada 1781, komendant twierdzy Jan de Witte rozkazał ozdobić bramę wjazdową
oraz na cześć króla wznieść łuk triumfalny na placu katedralnym. Poniatowski
był zadowolony miłym przyjęciem. Na 5 dni korzystał z gościny komendanta,
mieszkając w kamienicy na rynku, będącej jego własnością. Pamiątkowa
tablica na
zdjęciu obok z imieniem króla Stanisława nie dotyczy co prawda tego konkretnego wydarzenia, jednak oddaje mu cześć jako dobrodziejowi twierdzy i miasta. Ale wracając, król miał wówczas wystarczającą ilość czasu, żeby
porządnie zorientować się w sytuacji i zobaczyć na własne oczy jak wygląda
jedyna konkretna warownia broniąca dostępu do kraju od strony Tureckiej.
Pozytywnym skutkiem tej wizyty było podjęcie szeregu działań mających
przywrócić jej walory obronne. W memoriale skierowanym do Rady Nieustającej z
dnia 19 grudnia 1781 roku król pisał: „
Chcąc świeżo odbytą podróż moją do województw ruskich obrócić na istotny
pożytek dla kraju, zjechałem jak wiadomo Waszmość Panom osobiście do Kamieńca,
dla widzenia oczyma własnymi stanu aktualnego i potrzeb tej fortecy, która
każdy przyzna, że jest tym szczególniejszym teraz ojczyzny klejnotem, jako
reprezentująca prawie sama jedna powagę Króla i Rzeczypospolitej naprzeciw
państwom od strony naszej południowej graniczącym”. Wymierna korzyścią z
wizyty władcy, jego zainteresowania problemem była priorytetowa decyzja o
budowie gmachu nowych koszar. Jak dalece to przedsięwzięcie było konieczne,
chociaż i tak już mocno spóźnione, można wywnioskować z sytuacji, jaka miała
miejsce w 1787 roku, kiedy to w wyniku realnego zagrożenia granic ze strony
wojsk Turcji, Rosji i Austrii postanowiono w trybie pilnym wzmocnić załogę
Kamieńca dodatkowym 500 osobowym regimentem. I wówczas właśnie w trybie
alarmowym zakończono budowę fragmentu wznoszonych od kilkunastu lat koszar i
niemal „z marszu” zakwaterowano w nim żołnierzy. I tak zatriumfowała
przenikliwość Stanisława Augusta oraj jego strategiczne zdolności. Król nie tylko „poprosił” Radę Nieustającą o
środki na budowę, ale dodatkowo zarekomendował do wzniesienia gmachu swoich
najlepszych ludzi. Tak pisał o tym w swojej interpelacji: „Radbym, a by znany mi z talentu i oszczędności architekt wojsko koronnego
major Stanisław Zawadzki, za zniesieniem się z pułkownikiem Janem Bakałowiczem
o miejscu wystawienia koszar, zrobił do nich plantę”. W tym jednym zdaniu
mamy przejaw królewskiej mocno detalicznej znajomości najzdolniejszych
oficerów, co może świadczyć o tym, że Stanisława August troszczył się nie tylko
o szkolenie, ale również zabiegał o to, żeby jego oficerowie zdobywali
niezbędne doświadczenia, jakie można by wykorzystać w nadarzającej się chwili i
wyrwać spod klosza sąsiadów. Poniżej jako przerywnik, ciekawa dwujęzyczna karta
pocztowa z 1910 roku, prezentująca historyczny wygląd warowni przed 1875
rokiem.
Projektując kamienieckie koszary Zawadzki nie
naśladował żadnego konkretnego wzorca, jednak posiłkował się najnowocześniejsza
myślą architektury wojskowej rodem prosto z Paryża. To właśnie ówcześni
francuscy inżynierowie wyznaczali trendy w projektowaniu rozległych budowli
przeznaczonych do zakwaterowania wojska. Gmach był doskonale rozplanowany,
lokalizacja i wielkość kwater podkreślały istniejącą ówcześnie hierarchie szarż
a ciągi komunikacyjne pozwalały niemal natychmiast przeprowadzić sprawną
ewakuację na plac apelowy. Nie jestem żadnym specjalista od architektury, więc
odnotuje tylko, że istnieją opracowania specjalistów zachwycające się stylem
tych budowli. Projekt de Witte stawiał na obronność koszar kosztem wygody
załogi, zaś projekt Zawadzkiego dodawał do funkcji czysto wojskowych, wygodne i
przemyślane rozwiązania, przez co uzyskano „zamkową” konstrukcję, która górowała
w fortecy od rzeki Smotrycz i „informowała” potencjalnych najeźdźców „ dajcie se chłopy spokój, jestem nie do
zdobycia” J.
Jako ciekawostkę podam fakt, że król uzasadniając wybór bardziej nowoczesnego
projektu koszar, uzasadniał Radzie Nieustającej to w ten sposób, że będą w
Kamieńcu widział w jakich nędznych warunkach mieszkała załoga w podziemnych
bunkrach i jeśli wybrano by projekt de Witte’go , to by tylko więcej tych
kretów w ciemnych norach zamieszkało. Z reszta podobno podczas wizyty w
Kamieńcu, król rozmawiał z lekarzami wojskowymi, którzy na stronie prosili władcę
by nie pozwalał na dłuższe narażanie wojska na choroby i przetrzymywanie go w
podziemnych kazamatach. Zatem wybrano budowle nowoczesną, okazałą i mocną wobec
okopanej i pancernej fortecy na terenie twierdzy. Zakładać, więc można, że jak
na II połowę XVIII wieku w „okupowanym kraju”, była to bardzo nowoczesna i
funkcjonalna konstrukcja. Ostatnim akordem tej historii niech będzie fakt, że
los nieco zakpił z młodych architektów i w Kamieńcu od pokoleń, tradycyjnie
budynki i tak nazywano od nazwiska starego komendanta. Opisywany dziś budynek przetrwał i „nieco”
zdewastowany stoi tam do dziś, a nazywany jest potocznie „dawne koszary
Wittego”, mimo że sam generał Jan de Witte nie był jego twórcą. Poniżej
prezentuje aktualne zdjęcia koszar w Kamieńcu Podolskim. Poniżej zdjęcie przedstawiające
aktualny koszar, o których mowa w dzisiejszym wpisie.
Jak widać, budynek znów znajduje się w ruinie,
ciekawe tylko czy znajdzie się „drugi” Poniatowski i zawalczy o ich odbudowę.
Jako, że blog jest o monetach SAP, to nie może na
samym końcu wątku Kamieńca zabraknąć ustępu o cenach i pieniądzach, jakie
zapłacono za remont fortecy. Pierwsza transza budżetu w wyniosła 80 000
złotych polskich. Kamień węgielny pod budowę wkopano 4 sierpnia 1782 roku a w
wykuty w nim otwór włożono zbiór „pieniędzy polskich” składający się, uwaga - po
jednej sztuce z niemal każdego ówczesnego nominału monet SAP bitych w warszawskiej
mennicy. A dokładnie, to w kamień węgielny budynku zakopano po sztuce: czerwony
złoty, talar, dwuzłotówka, złotówka, półzłotek, srebrnik, trojak, grosz
miedziany i półgroszek. Niestety nie znam roczników i stanów tych monet, ale można
zakładać, że skoro budowle wspierał sam Król Poniatowski, to ani chybi były to
starannie wyselekcjonowane egzemplarze. Ciekawe czy nie ma tam jakiś rzadkich
sztuk? Całkiem możliwe, że wśród tych monet jest nasz półzłotek jest z 1781. Można
sobie po gdybać, jednak ten skarb nadal kryje kamieniecka ziemia, więc całkiem możliwe,
że kiedyś się to jeszcze zbada. Jakie
jeszcze koszty i za co?. Otóż za rozebranie starych budowli będących na terenie
nowej „fabryki” zapłacono górnikom 11 482 złote. To było o tyle istotne, że budynek koszar w
większości został wzniesiony ze złóż budulca i kamieni, które krył sam plac
budowy. Pewnie te „starożytne” kamienie i płyty służyły również poprzednim
pokoleniom obrońców ojczyzny. Faktem jest, że górnikom za wyłupywanie ich z
ziemi płacono po 9 złotych za ścisłe określoną wymiarami stertę urobku.
Generalnie nie będę tu przytaczał informacji o kosztach budowy, może warto
jeszcze wspomnieć o wyposażeniu dla zasiedlającego koszary w 1787 i 1788
wojsku. Dla jednej kompanii liczącej 84 żołnierzy z felczerem przysługiwały 4
izby 21 osobowe, których wyposażenie stanowiły: 8 stołów, 32 stoliki, 44 łózka
podwójne z szufladami, sienniki i koce, 4 beczki na wodę, 24 konewki na wodę,
jedną piłę do cięcia drewna na opał oraz 2 świecę na jedną salę żołnierską na
jedną noc. Całość wyposażenia dla jednej kompanii kosztowało 2 300 złotych
polskich. Ile płacono fachowcom „produkującym” to wyposażenie. Otóż stolarzowi
za wykonanie mebli z materiałów powierzonych płacono: za łózko 6 złotych, za
stół 3 złote a stołek już tylko 14 groszy, czyli „za komplet” majster
otrzymywał 9 złotych 14 groszy. Do końca 1787 roku koszty koszar wyniosły aż
242 902 złote 15 1/3 groszy, wobec budżetu, jaki założono w 1782 roku
wynoszącego według projektu 179 771 złotych 22 ½ grosza. I tak dzięki
wizytacji króla Poniatowskiego w 1781 podjęto jeszcze raz trud przygotowania
fortecy do działań wojennych. Niestety historia kraju w II połowie XVIII wieku
zakpiła również z tych starań i w 1793 roku po rocznej blokadzie miasta, mimo
jasnych rozkazów walki do ostatniej kropli krwi, jej ówczesny komendant Antoni
Złotnicki twierdza poddał twierdzę Rosjanom. W wyniku II Rozbioru Polski
Kamieniec Podolski znalazł się w granicach zaboru rosyjskiego. I tak bez happy
endu kończy się historia warowni za czasów panowania ostatniego króla. Na
koniec ostatnie spojrzenie na dzisiejszy stan warowni w Kamieńcu Podolskim.
Teraz, kiedy zapoznanie się mamy już za sobą
pociągnijmy temat dalej. Moja wiedza, co do tego konkretnego rocznika nie
kończy się jednak tylko na tych dwóch sztukach. Mam w swoich archiwach zdjęcia
5 egzemplarzy oraz dysponuje 2 rysunkami z katalogów Plage, Kamińskiego, stąd na
tej bazie będę pisał o obserwacjach i odczuciach dotyczącej tej trudnej do
spotkania monety. Po
pierwsze porozmawiajmy o nakładzie. Obok prezentuje zdjęcie z
najnowszego katalogu „Monety Stanisława Augusta Poniatowskiego” przedstawiające
nakłady półzłotków w latach 1766 – 1786 oraz stopień rzadkości poszczególnych
roczników według starego katalogu Edmunda Kopickiego. To, co rzuca się w oczy
to nakład wynoszący całkiem spore 42 855 sztuk, szczególnie, jeśli
porównać go z sąsiednimi rocznikami tego nominału. Jednak patrząc na ocenę
stopnia rzadkości rocznika 1781, można dojść do wniosku, że paradoksalnie Pan
Edmund również dostrzegł jakąś wyjątkową rzadkość występowania tego rocznika i
ocenił go wyżej niż takie roczniki jak 1780 i 1782 w których oficjalne nakłady
były o połowę niższe. Można nawet zaobserwować, że żaden inny rocznik półzłotka
nie został oceniony równie wysoko jak 1781. Są, co prawda odmiany dwugrosza,
którym przyznano stopnie wyższe, tj. R5 i R8 (to akurat jest pomyłka, bo taka
moneta fizycznie nie istnieje), ale nie są to „odmiany standardowe pełnego
rocznika”. Skąd, więc taka dziwna dysproporcja?
Ja niestety nie znam wszystkich pytań, a co dopiero
na nie odpowiedzi. Sam nie mam aktualnie pewnego rozwiązania dla tej zagadki.
Jednak w takich sytuacjach zawsze korci mnie żeby podważyć oficjalne dane o
nakładach. Ponieważ takich sytuacji w okresie pracy mennicy warszawskiej w
czasach SAP jest znacznie więcej, w których wydawać się nam może, że info o
nakładzie ni jak się ma do „odczucia” o poziomie jej fizycznego występowania w
naturze. Moim zdaniem, które już nie raz na blogu wyraziłem, istnieje realny
problem z odróżnieniem ilości monety wybitej w danym roku, która w domyśle ma na
rewersie datę zgodną z rokiem bicia – w naszym przykładzie 1781) z monetą
wydaną w danym roku kalendarzowym z mennicy i wprowadzoną do obiegu (która
mogła mieć na rewersie na przykład rocznik 1780, jeśli by była bita w końcówce
ubiegłego roku i nie została wówczas wprowadzona do obiegu). Jeśli ta „teoria”
miałaby racje bytu, to widoczne odchylenia od normy można by wytłumaczyć
właśnie w ten sposób. Wydaje się, że dla zakładu produkcyjnego, jakim była
mennica, obie te zmienne są ważne i na pewno były odnotowywane w raportach.
Jest, więc jakąś mglista podstawa do tego żeby sądzić, że były takie okresy, w
których ważniejszym parametrem dla Komisji Menniczej była ilość monet
wprowadzanych do obiegu i to ta liczba była „na topie”. Oczywiście trudno to
wyłapać na nominałach i rocznikach z wielusettysięcznym czy milionowym
nakładem, ale dla takich rzadszych monetach jak dziś opisywane, mających po
20-40 tysięcy sztuk z pewnością można by uzasadnić „dziwne” zależności pomiędzy
nakładem – ilością występującą w sprzedaży i stopniem rzadkości. Ok, to tyle o
nakładzie teraz przejdźmy do opisania i analizy samej monety w nadziei, że i
tam czeka na nas coś ciekawego. Zacznijmy od awersu.
I co my tu mamy. Na pierwszy rzut oka, zauważalny
jest standardowy układ napisowy w postaci 6-cio wierszowego napisu
2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1781/E.B. Napis ten oczywiście określa wszystkie zmienne,
ważne dla posiadacza monety oraz dla przyjmującego ją w rozliczeniu za towar
czy usługę. Od góry lecąc mamy nominał (2.GR.), próbę srebra (CLX.EX/MARCA/PURA
COL.) oraz na dokładkę datę produkcji (1781) i inicjały Efraima Brenna (E.B.)
intendenta mennicy warszawskiej. W sumie standard, jakie spotykamy w większości
roczników. Analiza tej strony zwykle skupiona jest na literach/cyfrach i
znakach interpunkcyjnych. Tym razem również ta strona na wszystkich znanych mi
monetach wygląda identycznie i nie licząc odmiennego stanu zachowania
związanego z obiegiem oraz ze zużyciem stempla. Po pierwsze to zużycie stempla.
Mamy przykłady monet zachowanych w stanach menniczych, jak choćby ta sztuka z
MNK, jaka prezentowałem na wstępie, która nie nosi żadnych cech obiegu (no może
jakieś minimalne). Są też takie monety, jak moja sztuka prezentowana powyżej,
na której zużycie jest widoczne w postaci delikatnych spękań, czy też zapchania
drobnych przestrzeni w literach i cyfrach. Te objawu zużycia narzędzia widoczne
są najlepiej na literze „A” na cyfrze „8” i na zanikających kropkach w
inicjałach mincmajstra i po cyfrze „2”. Oczywiście również obieg wpływał na
dewastacje tych elementów, jednak na 3 z 5 monet, jakie znam, te cechy są
powtarzalne bez względu na stan monety, stąd wnioskuje, że raczej pochodzą od
stempla a nie od obiegu.
Jest jednak na tej stronie monety występuje pewien drobny
acz ciekawy element, o istnieniu, którego „uprzejmie doniósł” mi, znany już wcześniejszych
wpisów, poszukiwacz ciekawostek na monetach SAP – użytkownik Łukasz skrywający
się, na co dzień pod nickiem @Tunia Radom. Nie jest to może szczegół przesadnie
dobrze widoczny gołym okiem jednak w odpowiednim powiększeniu zyskuje na
znaczeniu. Obok zdjęcia przedstawiające ten element na znanych mi rewersach. Mimo średniej, jakości zdjęć, jakimi dysponuje, nie
ulega wątpliwości, że pod cyfrą „8” bezapelacyjnie „coś tam” widać. Moim
zdaniem to pozostałości po „7”, o czym przekonuje mnie, jej widoczna górna
prawa końcówka wychodząca spod nabitej na nią ósemki i tworząca jakby „ogonek”.
O czym to może świadczyć?. Moim zdaniem to znak na to, że stempel, jakiego
użyto do wybicia monet z 1781 roku to odpowiednio przygotowane narzędzie, które
jednak było wyprodukowane kilka lat wcześniej. Kiedy? Analizując stemple rewersów
z innych roczników półzłotka nie znalazłem takiego samego układu. co może to świadczyć
o tym, że był to jeden ze stempli rezerwowych wykonanych w serii trzech stempli,
jakie to wówczas zwykło się wykonywać. Zasada była produkcja serii narzędzi i
jeśli którego z nich nie wykorzystano w danym roku, to była całkiem realna
możliwość, że sięgnie się po niego jak przyjdzie potrzeba. Z reszta takie
sytuacje już nieraz na blogu opisywałem. Jak więc taki stemple mógł wyglądać i
dlaczego nie widać przebicia na cyfrze „1”? Co najprościej można by wytłumaczyć
tym, że jest to „stary” stempel z roku, 1771 na którym zaktualizowano datę
poprzez nabicie cyfry „8”. Jednak nie jest to dobry trop. 10 lat wcześniej na
stemplach rewersu były inne inicjały intendenta I.S. od Justyna Schroedera a na
awersach występowały odmienne, mniejsze orły. Stąd nie tędy droga. Osobiście
uważam, że to zapewne jeden ze stempli wykonanych w latach 1777-1779. Wówczas
monet srebrnych nie biło się zbyt wiele o czym świadczą niskie nakłady oraz to
co podaje Mieczysław Kurnatowski w swojej publikacji „Przyczynki do historyi
medali i monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, cytuję „ W
latach 1777,8, 9 z powodu zupełnego niedostatku srebra, przebijano tylko ruble
rosyjskie”. Istnieje, więc możliwość, że właśnie w jednym z tych lat wykonano
serię stempli, a wiedząc, że srebra jest niewiele mincerz na rewers nabił tylko
trzy pierwsze cyfry daty (czyli 177) – czwarte miejsce zostawiając wolne w celu
ewentualnego wykorzystania w kolejnych latach. I moim zdaniem właśnie jednej z
takich stempli został użyty do produkcji półzłotków w 1781 roku. Na „7”
starannie nabito cyfrę „8” i dodano „1”. Jednak „ogonek”, jaki jest widoczny po
tej operacji, zdradził metodę przygotowania tego narzędzia. To tylko moja
teoria, ale uważam ją za całkiem prawdopodobną.
Na koniec opisu rewersu pokaże jeszcze rysunek
dwugrosza 1781 z katalogu Czesława Kamińskiego,
na którym można zobaczyć, że
„ogonek” obok cyfry „8” nie został przez niego uwzględniony. Co ciekawe na
rycinie nie widać również kropek po inicjałach intendenta mennicy Brenna. Nie
znam powodów tego stanu, mogę sobie tylko wyobrazić, że nie autor nie spotkał
monety z 1781 „na żywo” i rysował według danych, które posiadał. Być może
sugerował się rysunkiem ze „starego”, ale porządnego katalogu Karola Plage, na
którym również nie ma „ogonka”, jednak są wyraźne kropki po E.B. Trudno dociec.
W każdym razie dla pełnego obrazu, prezentuje również rysunek Kamińskiego.
Jednak okraszam go własnym komentarzem, że prawdopodobnie nie jest to jakiś
nowy i nienotowany wariant a jedynie mało precyzyjne odwzorowanie oryginału.
No, to jednak coś ciekawego można było na dwugroszu
z 1781 zaobserwować. Ameryki nie odkryje, że monet bita jednym kompletem
stempli, oczywiście nie posada odmian i wariantów, stąd opisanie jej zajmie mi
dosłownie chwilę. Tu oczywiście zastosuje klasyfikacje znana z najnowszego
katalogu Parchimowicz/ Brzeziński, w którym moneta została opisana poprawnie.
Zanim to nastąpi wrócę jeszcze na chwile do nakładu i stopnia rzadkości. Nakład
jest znany, ja jednak w tekście powyżej nieco podważyłem jego dokładność. Cały
czas uważam, ze to kontrowersja, która wymaga pogłębionych badań źródeł i
wyjaśnienia. Na teraz przy nakładzie postawię tylko znak zapytania, jako symbl
mojej niskiej wiary w jego poprawność. Dalej stopień rzadkości. W katalogu
Kamińskiego ten rocznik półzłotka miał R2, w katalogu Kopickiego już
„awansował” na R3, dla mnie to stanowczo zbyt niska wycena. Biorąc pod uwagę
poprzednie analizy i porównując ten typ monety do wariantów, jakie występowały
w tak znikomej ilości egzemplarzy skłaniam się ku „przeskoczeniu kilku pięter”
w skali Emeryka Hutten-Czapskiego. Skoro bardziej popularny rocznik, 1779
oceniłem ostatnio na R4, to nie pozostaje mi dzisiaj nic innego jak z czystym
sumieniem przyznać rocznikowi 1781 „mocne” R5. A co, należy się choćby za ten
„ogonek” J.
Teraz już opis.
2
GROSZE 1781
16.p
– jedyny wariant z przebitą datą z 177_ na 1781
Awers:
napis otokowy STANISLAUS AUG.D.G.REX POL.M.D.L.
Rewers:
napis w 6 liniach 2.GR./CLX.EX/MARCA/PURA COL./1781/E.B.
Nakład
łączny rocznika = 42 855 sztuk?
Szacowany
rozkład wariantu w roczniku = 100%
Szacowany
stopień rzadkości = R5
To tyle, jeśli chodzi o dzisiejszą monetę, która
moim zdaniem jest najrzadszym rocznikiem półzłotka SAP, więc warto polować na
swój egzemplarz do kolekcji. Oczywiście spokojnie i bez pospiechu, jak na
wytrwanych kolekcjonerów monet polski królewskiej przystało. Ja w każdym razie
cieszę się, że te numizmatyczne „Himalaje” mam już za sobą i swoją monetę z „ogonkiem”
już posiadam. Wracając do pierwszej części wpisu i twierdzy w Kamieńcu
Podolskim, to myślę, że warto podczas wizyty na bliską Ukrainę zaplanować sobie
ten punkt wycieczki i zwiedzić słynną polską warownie. Z tego, co widziałem
zbierając materiały, aktualnie zwiedzanie jest możliwe nawet w języku polskim a
to dzięki prężnie działającej Polonii, kultywującej tradycję kresowe. Mam tę świadomość,
że dziś tylko zaledwie lekko dotknąłem zagadnienia i na temat Kamieńca Podolskiego
za czasów SAP można napisać, co najmniej nową trylogię. Jednak dziś miało być w
miarę krótko i na temat, więc zachęcam do samodzielnego szukania informacji i
ciekawostek. A tak przy okazji ogłoszę, że w sierpniu po raz pierwszy wybieram
się na kilka dni do Lwowa, więc jeśli ktoś zna jakieś ciekawe miejscówki w tym
mieście związane z okresem SAP, to proszę o info w komentarzach lub mailem. Z
góry dziękuję za wszelkie wskazówki i rekomendacje J.
Na dziś to wszystko, zapraszam niebawem na kolejny wpis.
W artykule wykorzystałem
informacje i dane z niżej wymienionych publikacji i źródeł: czasopismo „Sztuka
i Kultura” tom 2 z 2014 roku Ryszard Mączyński „Spór Hilarego Szpilowskiego ze
Stanisławem Zawadzkim o zasady sztuki architektonicznej przy wznoszeniu koszar
w Kamieńcu Podolskim” dostępny w formacie PDF TU LINK ,
Mieczysław Kurnatowski w swojej publikacji „Przyczynki do historyi medali i
monet polskich bitych za panowania Stanisława Augusta”, katalogu „Monety
Stanisława Augusta Poniatowskiego” autorstwa Janusza Parchimowicza i Mariusza
Brzezińskiego, Maria Kuczyńska „Kamieniec Podolski, osobiste refleksje potomka
komendanta twierdzy” oraz ze strony Wikipedia.pl. Zdjęcia pochodzą z
następujących źródeł: Muzeum Narodowe w Krakowie, archiwum Warszawskiego Centrum
Numizmatycznego, archiwum Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, archiwum
aukcyjnego Allegro, Rafała Janke oraz wyszukane przy pomocy narzędzia google
grafika.